Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Mężczyzna uchylił się od lecących słoików, a te rozbiły się o ściany piwnicy, jednocześnie uwalniając zawarte w nich duchy. Mauriel pomyślał o małym pojedynku dla rozluźnienia atmosfery i już szykował się do zadania ciosu Lacusowi, gdy wpadł na inny pomysł.

    - A gdyby tak... poszukać tu duszy nieboszczki z Tristram? Może wie kto ją zabił?

  2. - Nic nowego nie usłyszałam, mój drogi - odrzekła z uśmiechem i zdarła mu z twarzy maskę, po czym wcisnęła do rąk Arfa.

    - Kontakt wzrokowy podczas rozmowy to podstawa.

    Mistrzyni ruszyła dalej. Przy każdym skrzyżowaniu z innym korytarzem najpierw się rozglądała w poszukiwaniu ewentualnych oponentów. Nic z tego - wszyscy mijani byli zbyt martwi, aby zaszkodzić.

    W końcu dotarli do małego pomieszczenia bez światła. Syd wszedł jako ostatni i zamknął drzwi. Torgutanka odnalazła otwór prowadzący do szybu i otwarta go.

    Szyb ciągnął się w dół niemal zupełnie pionowo i był bardzo ciasny. Niewiele więcej można było wywnioskować, bo nie był oświetlony.

    Twi'lek pierwszy odważył się wejść do środka i zapierając się kończynami oraz wspomagając Mocą rozpoczął wędrówkę w dół.

  3. Mistrzyni zatrzymała się gwałtownie i odwróciła na pięcie. Stała teraz o krok od Arfa. Dorównywała mu wzrostem i wpatrywała się w jego twarz wzrokiem tak pozbawionym emocji, że można było zastanawiać się czy aby na pewno posiada jakiejkolwiek.

    - Słucham twoich propozycji.

  4. Torgutanka ruszyła w kierunku wspomnianego szybu.

    - Znam miejsce, w którym możemy się na jakiś czas ukryć - powiedziała.

    - Nie przekazano nam informacji kto to zarządził. Przekazano tylko rozkaz - odpowiedział klon.

    Syd wlókł się na końcu, wspierany przez nautolankę. Bardziej duchowo niż jakby ta pomoc miała cokolwiek zmienić, ale w tym przypadku liczyły się chęci.

  5. - Pytanie o to, czy wszystko jest w porządku w takiej sytuacji to objaw naprawdę dziwnego poczucia humoru - odparł, próbując zachować spokój. Zebrał się najszybciej jak potrafił w duchu pocieszony faktem, że rany po pociskach z blasterów przynajmniej nie krwawią.

    Torgutanka spojrzała na wszystkich członków towarzystwa, potem na przód, wgłąb korytarza, a następnie znowu na grupę.

    - Sektor mieszkalny padawanów jest pusty, reszta musi sobie poradzić. Możemy wyjść wąskim szybem, który prowadzi na niższe piętra miasta. Jeśli ktokolwiek przeżył, na pewno udali się właśnie tam. Możemy znaleźć jakiś statek i wydostać się z planety, albo ukryć i spróbować odpowiedzieć na pytania, których się dzisiaj sporro nazbierało...

    - Cokolwiek, byleby stąd iść - wtrącił Syd.

    - Widziałam, jak zastrzelili Yvo Tred - powiedziała nautolanka smutno. - Rozprysła jej się głowa, całkiem. Nie wyglądała już jak ona.

  6. Trójka klonów zdążyła się odsunąć, a kolejna trójka upadła na podłogę pod wpływem cięć Sitha. Syd aktywował osłonę magnetyczną i przy okazji - dostając się dość szybko do instalacji w ścianie - spowodował zwarcie, które uniemożliwiało dezaktywację bariery od strony klonów.

    Dosłownie na sekundę przez włączeniem bariery jeden z pocisków zabłądził i wleciał do korytarza, trafiając pierzastego Jedi w plecy. To chyba nie był jego dzień, bo kiedy upadł na podłogę, było widać na potylicy włosy pozlepiane krwią.

  7. Mauriel westchnął głęboko. Nie mógł przecież dopuścić, żeby jakakolwiek z duszyczek ucierpiała. Olewanie obowiązków olewaniem obowiązków, ale na to pozwolić nie mógł.

    - Lacus, proszę. Spuszczę ci lanie, a jeśli pożresz jakąkolwiek z nich, wyciągnę ci ją z gardła - zapowiedział.

  8. O ile fala Mocy zachwiała nieco równowagą klonów i zdezorientowała ich na chwilę, ogień nie zrobił zupełnie nic, oprócz lekkiego osmalenia pancerzy. Te były naprawdę odporne na wszelkie nieprzychylne istotom ludzkim bodźce z otoczenia, a zwłaszcza na uszkodzenia mechaniczne i te wynikające z wysokich bądź niskich temperatur.

    Sojuszniczy żołnierz podniósł broń i zaczął strzelać do reszty oddziału. Widocznie wiedział w jakie punkty celować, bo już po chwili jeden z klonów padł martwy na ziemię. Syd wepchnął padawana do korytarza, do którego szybko przedostali się także torgutanka i twi'lek. Czekali teraz tylko na Arfa, aby do nich dołączył.

  9. Deski były zbutwiałe, toteż puściły od razu, zawalając się pod ciężarem Lacusa. Upadek nie był bolesny, bo chłopak spadł z niewielkiej wysokości do niewielkiej piwniczki.

    W środku znajdowało się biurko, kilka beczek o niewiadomej zawartości, oraz...

    Słoje. Słoje wypełnione dziwacznym, mglistym światłem o barwach od fioletowej, przez błękitny do zielonego. Każda z kulek światła wisiała w szklanych pojemnikach nieruchomo, migając słabo. Słoiki mieściły w sobie ludzkie dusze.

  10. - Czegoś się boisz, widzę to. Nie jestem już tak mała, jak myślisz. Spokojnie. Jak się nazywa ten w środku? - zapytała. W jej religii, w hinduizmie, istniały demony i bóstwa tak więc wiara Devi w siły nadprzyrodzone była w niej trwała. To, że nigdy wcześniej ich nie doświadczyła, nie oznaczało, że nie wierzyła.

    - Wiesz - zaczęła mówić głośno, aby słowa dotarły do chłopaka w środku -... Jeśli jesteś tam sam, a na pewno jesteś, to musisz się wyspokoić. Strach odbiera myśli i nie jesteś sobą.

    Zawsze jej powtarzano, że złe duchy mogły dobrać się do umysłu dopiero po sforsowaniu go. Silnych nie tykały.

  11. Devi pobiegła do miejsca z którego dochodziły hałasy.

    - Co się dzieje tutaj? - zapytała Emmę, widząc jak dziewczyna szarpie klamkę i próbuje się dostać do środka.

    - Słyszałam głośność, dlatego przybiegłam.

  12. Cisza była jedyną odpowiedzią na pytanie Lacusa, a zatem w środku nie było absolutnie nikogo. Sama chata składała się z dwóch izb oddzielonych kamienną ścianą i była... pusta. Nie było tam niemal nic oprócz otwartej, zniszczonej szafy i słomy na podłodze, która pokrywała zniszczone deski.

    W pewnym miejscu spod desek emanowała dziwna energia. Zarówno Lacus jak i Mauriel odczuwiali ją jako dym niosący ze sobą zapach starych książek, wrzosów i... krwi.

    Wydobywała się z jednego, jedynego miejsca i mogła wskazywać na to, iż w miejscu tym było ukryte przejście.

  13. Jako że odpowiedź nie nadeszła, anioł wziął sprawy w swoje ręce. Zapukał jeszcze raz, dla niepoznaki, po czym kopnął z półobrotu w drzwi. Deski złamały się w połowie wysokości.

    - Ojojoj, coś słabe to drewno zrobili. Widziałeś? Po prostu pękło!

  14. - Nie mam pojęcia, jaki jest dzień tygodnia... Stawiam, że poniedziałek. Co zaś do zombie... Po pierwsze: śmierdzą. Po drugie, wyglądają głupio, a po trzecie... czułbym się zniewolony tym, że je posiadam i muszę coś z nimi robić. To za bardzo przypominałoby pracę - odpowiedział Mauriel i aż się otrząsnął z obrzydzeniem.

    Przechodzili akurat obok samotnej chaty okolonej połamanym ogrodzeniem. Była zrobiona z dopasowanych do siebie, szarych kamieni i okryta strzechą. Ściany były omszałe i sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały się rozwalić. Obok chaty stała studnia.

  15. - Otrzymaliśmy rozkaz od senatu. Nic więcej nie wiemy, oprócz tego że mamy strzelać do wszystkich, którzy posługują się Mocą. Przewidują kary za nieposłuszeństwo - powiedział żołnierz, który dołączył do grupki.

    Dowódca klonów zastanawiał się nad strategicznym rozegraniem tej akcji. Przez krótką chwilę rozważał wszystkie "za" i "przeciw", aż w końcu wyprostował się, zdecydowany.

    - Wykonać.

    Żołnierze zaczęli strzelać, chcąc zabić swoje cele. Torgutańska Jedi osłoniła klona który się z nimi sprzymierzył i zaczęła się cofać, odbijając strzały z blastera. Podobną taktykę przyjął twi'lek. Tymczasem Syd postanowił raczej atakować niż się bronić i otworzyć reszcie drogę ucieczki. Przesuwał się powoli w kierunku korytarza po lewej. Był tam aktywator magnetycznej osłony, która mogła ich uratować. Istniała też spora wyrwa w ścianie za plecami Arfa, ale problem polegał na tym, że prowadziła ona na lądowiska zajęte przez statki Sithów.

  16. Syd spojrzał na Arfa z wyrzutem, kiedy jego przeciwnik upadł martwy na podłogę.

    Klony zdążyły już dotrzeć do holu. Zatrzymali się nagle, jakby zaczęli coś rozważać. Prawdopodobnie to był moment, kiedy otrzymali rozkaz, bo podnieśli bronie i skierowali je na Jedi i Sitha. Wszyscy oprócz jednego, który broń opuścił i powoli przesunął się w stronę użytkowników Mocy.

    - Nie będę z wami walczył - poinformował ich. Reszta żołnierzy widocznie nie spodziewała się takiego ruchu ze strony towarzysza. Zamarli.

    Syd miał na twarzy wyraz bezgranicznego zdziwienia i oszołomienia. Przebiegał wzrokiem od jednego żołnierza do drugiego, przyciągając do siebie podawana. Miał w pogotowiu swoje miecze świetlne.

    Torgutanka i twi'lek przed chwilą skończyli niszczyć droideka. Ona stała w pozycji obronnej, unosząc nad głową swój miecz, on tylko próbował nawiązać z nią kontakt wzrokowy.

  17. Hałasy zwabiły go do holu o obniżonym suficie. Tam leżało już kilka pozostałości po walce - dwóch Sithów i jeden Jedi. W ścianie po lewej stronie widniała wyrwa, z której widać było lądowisko Akademii, jedno z tych wyższych pięter.

    W holu wciąż stało trzech Jedi. Torgutanka, którą Arf widział tego samego dnia w komnacie Wielkiego Mistrza, młody Twi'lek - zapewne rycerz, jeśli nie jeszcze padawan i - kto by się spodziewał - Syd. Ten trzeci akurat walczył z Sithem, którego wyraźnie opuszczała wola walki. Wyglądało to raczej jak zabawa kota swoją zdobyczą przed brutalnym uśmierceniem jej i do Sitha który skupiał się już wyłącznie na obronie chyba zaczynało to docierać.

    Torgutanka i twi'lek próbowali rozbroić droideka i nie dać się przy tym załatwić przez droidy bojowe w liczbie pięciu. Dzielnie pomagała im padawanka Syda, choć trudno było stwierdzić czy faktycznie pomaga, czy raczej przeszkadza i robi sztuczny tłum. Korytarzem naprzeciwko Arfa biegł oddział złożony z kilkunastu klonów.

  18. Kapitan pofatygował się, aby cofnąć się specjalnie do Avalon. Chwycił ją mocno za szczękę, zmuszając do nawiązania kontaktu wzrokowego.

    - Jeśli natychmiast nie zaczniesz milczeć, ostrzegam, jestem gotów wrzucić cię do tego bajora. Jednocześnie obiecuję ci, że jeśli tam wpadniesz, nie wydostaniesz się w jednym kawałku i życzyłbym sobie, abym został odpowiednio zrozumiany.

    Był to szept z rodzaju szeptów, które krzyczą i plują jadem mimo bycia szeptem. Ton głosu tak dobitny, że przekazu nie trzeba byłoby dwa razy powtarzać nikomu.

    Wyminął osoby które zostały na przodzie i poprowadził dalej "wycieczkę".

    Zarówno Thomas jak i Annie, poczuli wyraźnie jak coś zaciska się wokół ich kostek. Coś w rodzaju ręki o długich, patykowatych palcach i szponach szukających punktu, w który mogłyby się wczepić.

    - Jeśli coś pojawi się obok ścieżki, nie patrzcie mu w oczy. Za nic - zaznaczył kapitan.

  19. - Chodź zatem, przyjacielu z piekła.

    Mauriel ruszył kamienistym traktem w stronę lasu i Starego Tristram. Teraz było tu tak ciemno, że niewiele było widać. Gałęzie i drzewa powykręcane były w upiorne formy, a jedynymi formami życia zdawały się kruki i szczury żerujące na trupach. Zaczął padać deszcz. Zimny i nieprzyjemny w zespole z wiatrem wydawał się naprawdę nie do zniesienia.

    - Gdyby czcili ciebie, pewnie byś o tym wiedział, Lisie.

  20. Klon milczał. Mimo bólu, miał w sobie na tyle odwagi, aby informacje większej wagi zachować w tajemnicy. A może po prostu czuł, że i tak zginie?

    - Za kilkadziesiąt minut wszyscy zdechniecie.

    Szokująca była zmiana tonu, jaka w nim zaszła. Umysł żołnierza nie był przez nikogo opanowany - mówił to sam, z własnej woli.

    - I jeden i drugi zakon. To przez was giną tysiące stworzeń. To wy jesteście wszystkiemu winni. Ciągle tylko wojny i wojny i masy trupów. Chcesz wiedzieć, co nastąpi? Powiem ci, co. Łatwiutko poszło pokonanie mnie. Wiem, że mnie zabijesz. Ale nas jest więcej i po którejkolwiek stronie jesteś, nie uda ci się ostrzec wszystkich. Nie wszyscy żołnierze zaczęli atak, ale jest ich o wiele więcej niż was. Nie macie szans.

  21. (Yup)

     

    Zanim karabin został odebrany żołnierzowi, ten zdążył wystrzelić jeszcze raz, chybiając. Zaraz potem upadł na ziemię pod wpływem cięcia Sitha i w tym momencie właściwie stał się niegroźny dla otoczenia. Jęknął, półprzytomny i próbował ręką zbadać otoczenie wokół w poszukiwaniu swojej broni.

  22. Przez korytarz krzyżujący się z dojściem do komnaty przebiegał klon. Gdy zauważył Sitha, chciał strzelić w jego stronę, ale powstrzymała go jakaś Jedi, która akurat przebiegała niedaleko ze swoim nastoletnim padawanem.

    - Nie strzelaj, żołnierzu! Ten jest z na...

    Nie zdążyła dokończyć, bo klon wycelował w nią i oddał celny strzał w głowę. Tak samo postąpił z padawanem, ale że ten zerwał się do ucieczki, strzał trafił w klatkę piersiową.

    Oboje upadli na ziemię, martwi.

    Żołnierz skierował blaster w stronę Arfa i wystrzelił dwa pociski, które trafić miały w głowę.

×
×
  • Utwórz nowe...