Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Po prostu idź za mną.

    Mistrz nie bawił się w pomaganie Jedi. Po prostu biegł przed siebie, uważając tylko na to, aby nie zostać postrzelonym.

    Skierował się w jeden z węższych korytarzy prowadzących do jednego z pomieszczeń, które było centrum monitoringu. Obraz z kamer, które jeszcze nie zostały zniszczone odbierany był właśnie tam.

    Pomieszczenie było duże i jasne. Mistrz wpadł do środka, ale uczeń już nie zdążył. Tuż przed nim aktywowała się półprzezroczysta bariera z pola siłowego, która skutecznie zablokowała właz. Nigdzie na drzwiach nie było urządzenia, które mogłoby osłonę dezaktywować.

    Lord Trevi po raz pierwszy wyglądał na zaskoczonego. Zatrzymał się z wyciągniętym mieczem świetlnym i rzucił Arfowi porozumiewawcze spojrzenie.

    Postaraj się nie zginąć.

  2. Musimy znaleźć Mrocznego Lorda.

    Wbiegli do wielkiej sali, gdzie toczyła się walka. Grupka Jedi była rozbita i otoczona przez droidy, co zauważyć można było tylko dzięki kolorowym ostrzom mieczy świetlnych, przebijających się przez opadający teraz pył.

  3. Mroczny Lord. Nazywa się Daren Han.

    Przebiegali przez miejsce, gdzie prawdopodobnie rozegrała się już walka. Pod ścianą leżały szczątki dwóch droidów bojowych, a niedaleko nich ciało siwego Sitha. Dopiero z bliska poznać można w nim było Dartha Naira. Wpatrywał się nieruchonymi oczami w sufit. Miał siną twarz, a z jego ust wystawał kawałek złamanej, metalowej obręczy. Wokół szyi zaciśniętą miał drugą obręcz, jedną z tych które blokują przepływ Mocy przez organizm.

  4. Mistrz wybiegł z innej strony, niż Arf się spodziewał. Cóż, najważniejsze że go znalazł.

    Twarz Lorda jak zwykle nie zdradzała żadnych emocji, tylko skupienie. Zupełnie jakby przedwczesny atak nie zrobił na nim żadnego wrażenia.

    Skinął na ucznia, aby ten biegł za nim.

    Zewsząd słychać było strzały, albo przytłumione dźwięki mieczy świetlnych. Pył nie opadał na ziemię, co chwila wzniecany na nowo przez jakiś gwałtowny ruch. Osadzał się na ciemnych szatach, próbował wepchnąć do dróg oddechowych i ograniczał pole widzenia.

  5. Sithom towarzyszyły droidy i droideki przesuwające się wzdłuż ich szyku. Te pierwsze były wytrzymałe, ale wolne i pominąwszy pancerz ze stopu durastali i cortosis - absolutnej nowości technologicznej - miały wiele słabych punktów.

    Gorzej z droidekami. Gdy składały się w postać dynamiczną, niemal nie miały słabych punktów pancerza. W postaci bojowej otaczała je trudna do przebicia tarcza magnetyczna. Trzeba przyznać że pod względem militarnym Zakon przygotował się świetnie, co nie było szczególnie korzystne ani dla Jedi, ani dla Arfa i Lorda Trevi.

    Udało mu się niezauważenie ominąć grupę w momencie, kiedy zaczęła się rozdzielać. Musieli być naprawdę pewni siebie, albo naprawdę dobrzy.

  6. - Ja to bym stawiał na jakiś kult, tym samym kółko religijne ku czci kogoś od ciebie - powiedział ubabrany po pachy krwią Mauriel.

    - To mogłoby być powiązane z kometą i naszą wesołą truposzką.

    Anioł rozejrzał się po okolicy z miną znawcy. Oceniał sytuację i pozostało czekać na jakąś błyskotliwą uwagę.

    - Strasznie tu śmierdzi. Proponowałbym wam, chłopaki, posprzątać i zawlec tych tutaj do grobów. - Spojrzenie skierował na zmieszaną bandę wojowników.

  7. Jedi kiwnął głową, ale miecza nie schował.

    - Moc z tobą - pozdrowił Arfa i postanowił nie tracić więcej czasu. Pobiegł w pierwotnie obranym przez siebie kierunku.

    Po swojej prawej stronie, z korytarza przecinającego drogę do komnat, nadchodzili Sithowie.

    Jeden, dwóch, pięciu... Kilkunastu? Zbyt wielu, by z nimi walczyć.

  8. Na jego drodze stanął Jedi, który dopóki nie zauważył Sitha, zajęty był biegiem w bliżej tylko sobie znanym kierunku. Twi'lek o pomarańczowej skórze włączył swój zielony miecz świetlny i zaczął podchodzić do tego, którego uznał za wroga.

    W tle słychać było strzały blasterów - to klony republikańskie wkroczyły do akcji i rozprawiały się z niewidocznym wrogiem.

  9. Z dziury wypadł znajomy Jedi, prowadząc za sobą podawana. Energia która rozeszła się po wybuchu nie pochodziła z jednego źródła. Eksplozji było więcej, prawdopodobnie nastąpiły na terenie całego budynku.

    Zaraz potem Arf odczuł Ciemną Stronę w dużych ilościach. Sithowie przybyli wcześniej, niż się tego spodziewano.

    Gdzieś pośród gruzów słychać było nerwowe krzyki i wołania.

  10. Drzwi zamknęły się za Arfem. Stanął w pustym korytarzu i ruszył w kierunku komnaty Wielkiego Mistrza Jedi.

    Huk, łomot, a potem cisza i dziwne brzęczenie w uszach. Korytarz zrobił się tajemniczo biały i jakby... rozmazany?

    Wszędzie na podłodze były gruzy, a powietrze wypełnił biały, duszący pył. Trzeba było naprawdę postarać się, aby coś zobaczyć, ale pierwszym co Sithowi rzuciło się w oczy, była wielka wyrwa w kamiennej ścianie pomieszczenia, z którego dopiero co wychodził. Powoli odzyskiwał słuch - docierały do niego pierwsze dźwięki.

  11. Po kolejnych dwóch godzinach swobodnej rozmowy drzwi do komnat otwarły się i do środka wpadła dziewczynka, ta sama co wcześniej. Stanęła obok fotela.

    - Byłam na treningu, a potem kazali mi przekazać, to znaczy pan Wielki Mistrz kazał mi przekazać, że skończył rozmawiać z drugim Mistrzem i że ten drugi Mistrz prosi ciebie - tu wskazała na Arfa - żebyś przyszedł do niego tam, gdzie wcześniej. Przekazałam i nie zrobiłam dzisiaj niczego, za co miałabym mieć karę - dodała wesoło.

  12. - Zawsze można zmienić strony i żyć z innymi członkami twojego zakonu w pokoju. - Syd wyszczerzył się upiornie i nie był to gest, który pasowałby do wypowiedzianego dopiero co zdania.

    Za oknem niebo się przyciemniało. Coruscant Prime powoli krył się za horyzontem, a zastępowały go światła miejskie.

  13. Devi podeszła do łóżka i usiadła na nim delikatnie. Kilka razy podskoczyła na materacu, sprawdzając miękkość. Kilka razy rozglądała się po pomieszczeniu. Czuła się jak w pałacu i nie było to końca komfortowe odczucie. Bała się czegokolwiek dotknąć, żeby tego nie zepsuć. Nigdy nie żyła w takich warunkach i nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie.

    - Bardzo tu... ładnie - odpowiedziała na pytanie koleżanki.

  14. - Zasada dwóch nie była głupia - odpowiedział Jedi, wstając powoli z fotela. Ruszył w kierunku drzwi, stawiając pewne, ale bezszelestne kroki. Stanął obok i otworzył drzwi, w których stała ta sama nautolanka, która miała opuścić komnaty.

    Tym razem jednak nie wyglądała zbyt pewnie. Może dlatego, że została przyłapana na podsłuchiwaniu?

  15. - Ale twój mistrz mówił o Sithach, nie Mrocznych Jedi. Oboje wiemy, co miał na myśli mówiąc o tych drugich. Chcecie zostać tylko we dwoje, pytanie tylko, dlaczego nam pomagacie? - Zapytał z przebiegłym uśmiechem na ustach.

  16. - No cóż, bywa i tak. Ale mogło być gorzej - stwierdził i podszedł do fotela, żeby podnieść za kołnierz nautolankę i odstawić na podłogę obok, przy okazji niemal mordując wzrokiem.

    - Z tego co pamiętam, a pamiętam całkiem dobrze, miałaś być teraz gdzieś indziej.

    Dzieciak zacisnął pięści i ruszył w kierunku wyjścia.

    - Musimy porozmawiać o poważnym traktowaniu mnie - rzuciła na odchodnym.

    - Swoją drogą, ożywianie trupów to całkiem ciekawa sprawa. Jak się bawiłeś? - Syd usiadł na fotelu.

  17. - Nie ma za co - odparł wesoło Jedi.

    Naprzeciwko kanapy stał fotel i na tym fotelu siedziała mała nautolanka, która nie mogła mieć więcej niż pięć lat. Wpatrywała się w Arfa z grymasem na twarzy i rękami skrzyżowanymi na piersi.

  18. - Coś znajdę - odpowiedział i wpuścił Sitha do swoich komnat. Urządzone bez zbytniego przepychu, ale duże i całkiem wygodne.

    Jedi wskazał kanapę, na której Arf miał się rozgościć. Przeszedł do innego pomieszczenia i wrócił po chwili, niosąc butelkę wody i coś zapakowanego w kolorową folię - zapewne baton.

    Rzucił je Arfowi.

  19. - Dziękuję ci - powiedział Wielki Mistrz. - A teraz prosiłbym o możliwość rozmowy w cztery oczy.

    Dwójka Jedi skłoniła się przed Mistrzem i ruszyli w kierunku wyjścia. Syd skinął dłonią, aby Arf podążał za nim.

    Trevi rozluźnił uścisk.

  20. Trevi widząc problemy z równowagą ucznia, chwycił Arfa tak, żeby ten miał jakiekolwiek oparcie. Przewrócenie się w tym momencie nie byłoby dobre.

    Jeden ze strażników - najpewniej dowódca - kiwnął głową i ruszył do wejścia. Trójka jego towarzyszy szła za Sithami, na wszelki wypadek nie wypuszczając broni z rąk. Gdyby ich twarze były odsłonięte, zapewne miałyby teraz wyraz bezgranicznego zdziwienia.

    Pokonywali korytarze Akademii, mijając po drodze Jedi i ich padawanów. Jedni starali się nie zwracać uwagi na niecodziennych gości, inni starali się odwracać wzrok, jeszcze inni wgapiali się bez pardonu.

    W końcu stanęli przed drzwiami prowadzącymi do wielkiej komnaty, w której teraz zapewne przesiadywał Wielki Mistrz. 

    Pomieszczenie było duże i przeszklone. Podłoga była ciemnogranatowa, a ściany białe. Wokół ustawione były długie siedziska, bo komnata była również zapewne miejscem zgromadzeń Rady Jedi.

    W środku stały trzy postacie.

    Pierwszą z nich był posiwiały, starszy mężczyzna - zapewne właśnie Wielki Mistrz. Z zainteresowaniem wpatrywał się w gości. Drugą osobą była torgutanka w jasnoniebieskich szatach, stojąca dość daleko od Mistrza Zakonu, a trzecią Syd, Jedi którego Arf spotkał na Felucji. Podniósł brew widząc znajomego i zasalutował.

    Przekaż, że przychodzimy pertraktować. Że chcemy ostrzec ich przed niebezpieczeństwem ze strony Mrocznych Jedi którzy zamierzają zgładzić Jedi. Przylecą jutro razem ze swoją armią.

×
×
  • Utwórz nowe...