Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Mroczna Jedi zaskoczyła z chodnika i szybko zanikł nawet sygnał po niej.

    - Dobra. Pokażę kwaterę i nowe wdzianko, bo w tym zimowym to się synku ugotujesz -stwierdził i poczłapał do budynku. Cóż, w środku też zbyt okazale nie było, ale spać się dało.

    Sam pokój był w miarę czysty. Było w nim łóżko, duży, stary fotel i stolik.

  2. - Zara, zara, zara. Mnie przekazali, że jeden ma być. A tu są dwa - stwierdził błyskotliwie. Jego podejrzliwe spojrzenie świdrowało Arfa.

    - Będzie jeden - odparła kobieta. - Wpadnę później. Znajdę sobie jakieś miejsce.

    Rzuciła Arfowi miecz świetlny.

  3. Na Coruscant było późne popołudnie. X-wingowi udało się wylądować na niewielkiej i dość zdezelowanej tarczy małego lądowiska, doczepionego do ściany jednego z brudnych budynków z permabetonu. Widać było, że jest to jedna z niższych partii planety-miasta. Po pierwsze - brud. Po drugie - ciemność i po trzecie - niebo, które znajdowało się naprawdę daleko nad głowami nowo przybyłych, podobnie jak szczyty wieżowców i innych budynków.

    Na płytę lotniska wyszedł stary t'surr w fartuchu kuchennym. Zatrzymał się niedaleko X-winga i poczekał, aż z niego wyjdą.

    - Od Treviego? - zapytał chrapliwym głosem, wycierając łapy o szmatę.

  4. Asai nie odpowiadała przez dłuższą chwilę.

    - Chce mojej śmierci, a więc muszę się pospieszyć i zadać śmierć pierwsza - odpowiedziała. - Nie wiem, jak to zrobię. Ale przysięgam, że nie zginę dopóki dwójka kreatur które mnie zdradziły nie będzie martwa.

  5. Podróż trwała dość długo, patrząc na to, że Coruscant znajdował się o wiele bliżej jądra Galaktyki niż Hoth. W końcu jednak z kokpitu zobaczyli brązowoszarą planetę. Byli niedaleko.

    Teraz należało tylko ominąć stację, która kontrolowała loty. Asai stała się dziwnie małomówna i jakby spięta.

  6. Wrota nad X-wingiem otwarły się, wpuszczając jednocześnie do środka strzały klonów. Na szczęście pancerz otaczający maszynę był na tyle wytrzymały, że pociski nie były w stanie wyrządzić absolutnie żadnych zniszczeń.

    Myśliwiec uniósł się, po czym ruszył przed siebie, zostawiając  z tyłu klony.

  7. Asai chwyciła ręką ramienia kage. Ona nie widziała zupełnie nic.

    Arf znalazł dźwignię aktywującą zasilanie awaryjne. Wokół zaczęły palić się małe światełka, które pozwoliły zobaczyć gdzie co jest, nie więcej.

    Fakt, był tam myśliwiec. T-65 X-wing, wciąż wykorzystywany powszechnie w Galaktyce. Ten jednak był odrobinę większy i mieścił dwa miejsca w kokpicie.

  8. Dwieście metrów od nich wyczuł charakterystyczne promieniowanie. Baza była tutaj, trzeba było tylko znaleźć wejście i je otworzyć. Coś świsnęło, przelatując bardzo szybko przez powietrze. Miejsce w które uderzył niewidzialny pocisk było teraz osmalone i parowało. Było niebezpiecznie blisko linii biegu Arfa.

    Usłyszał, jak Asai uruchamia miecz.

  9. - Potrafisz chyba wyczuć Mocą miejsce, gdzie znajduje się dużo metalu i urządzeń elektrycznych? Jeśli tak, to mniejszy problem. Biegnij, a ja będę cię osłaniać gdyby zaczęli strzelać już w trakcie pościgu - powiedziała. Popchnęła Arfa i zaczęła biec za nim.

  10. Dość szybko dotarli na ziemię. Baza znajdowała się niedaleko, na tyle, że powinna być widoczna już teraz. Przed Sithem i Mroczną Jedi rozciągały się lodowe równiny, co oznaczało, że baza była ukryta pod ziemią albo datapad pokazywał złą drogę.

    Za nimi pojawiły się dwa czarne punkty. Na razie były daleko, ale czymkolwiek były, zbliżały się z każdą chwilą.

  11. - Zasada "podążaj za mną" wciąż jest aktualna. Ty znasz kierunek, ja znam teren. Bądź ostrożny - ostrzegła i zaczęła powoli ześlizgiwać się i zaskakiwać z ostrych, skalnych zębów. Po lewej stronie znajdowała się głęboka i długa rozpadlina, która bynajmniej nie zachęcała do wędrówek.

    Asai niezwykle zręcznie pokonywała kolejne przeszkody, czasem tylko zatrzymując się i obserwując uważnie kawałek krajobrazu przed sobą.

  12. - To teraz trzeba będzie się spieszyć - stwierdziła i wyszła z groty, wciąż trzymając miecz w ręce. Schyliła się, żeby przejść pod lodowym nawisem i zeskoczyła na najbliższą skałę, z której zresztą prawie spadła - była pokryta lodem.

    - W którą stronę?

  13. - Miałeś po prostu wyczuć różnicę między wagą tego, a pojedynczego miecza - odpowiedziała. Rozejrzała się po ciasnej grocie.

    - Nie ma cienia możliwości, żebym nauczyła cię chociaż podstaw tutaj. Potrzebowałbyś jakiegoś kija, czegokolwiek na zastępstwo. Za mało miejsca i prędzej zabijesz siebie albo mnie, niż opanujesz jakikolwiek ruch.

  14. Asai westchnęła. Wzięła miecz, wyłączyła go, i przycisnęła jeden z końców do brzucha Arfa.

    - Moc przepływa właściwie przez wszystko, a ostrze miecza nie jest wyjątkiem. Nie, nie chodzi o manewrowanie Mocą w samym ostrzu miecza. Mówiąc o znacznej różnicy między włączonym a wyłączonym mieczem chodziło mi o to, że - czysto teoretycznie - gdyby miecz był teraz włączony, brakowałoby ci części ciała. Konkretnie części jelita.

    Odsunęła rękojeść od Arfa.

    - Chodzi o to, aby poruszać się niesamowicie szybko i agresywnie. Oryginalnie Teräs Käsi było sztuką, która pozwalała uzyskać przewagę nad przeciwnikiem bez użycia broni. Wykorzystano to jednak do walki mieczem świetlnym, zwłaszcza takim o dwóch ostrzach. Atakujesz szybko, przewidujez ruchy przeciwnika, zasypujesz wroga atakami i jeszcze raz atakujesz. Jedyna obrona to obrona przed atakami mentalnymi. - Dotknęła palcem swojego czoła.

  15. Wojownicy z nieukrywanym lękiem, nieśpiesznie zaczęli usuwać ożywieńców z krainy żywych, co chwilę zerkając ze strachem na demona, który rozwalał trupy jakby były szmacianymi lalkami.

    Jeden z żołnierzy rzucił się na najbliższego ożywieńca - kobietę. W tym momencie trup wydał z siebie bulgocący dźwięk, jakby coś się w nim gotowało. W następnej chwili z jej ust wystrzeliła zielonoszara ciecz i zalała wojownika który odnalazł w sobie odrobinę odwagi, aby z nią walczyć. Zaczął się drzeć.

    Nie chodziło bynajmniej o wrażenia estetyczne. Ciecz, czymkolwiek była, zaczęła wżerać się w ciało mężczyzny. Kiedy tylko zetknęła się ze skórą, syczała i wypuszczała kłęby dymu.

  16. Asai jak to miała w zwyczaju, gwałtownie doskoczyła do towarzysza i chwyciła rękojeść miecza, nie odbierając go Arfowi. Przysunęła go trochę bliżej do mężczyzny i aktywowała ostrze. Czerwone światło błysnęło odrobinę zbyt bisko twarzy kage.

    - To, czy miecz jest włączony, czy też nie, to naprawdę spora różnica. Bynajmniej nie w wadze - powiedziała przybierając taki wyraz twarzy, jakby chciała Sitha zamordować. 

  17. - Ma imię, które bardzo do niego pasuje - zauważyła Devi. - Bardzo dobre imię. Twoje imię też dobre. Mocne, Oliver. - Wyciągnęła do niego rękę, aby ją uścisnął. - Przepraszam, ale nie umiem dobrze twojego języka. Nie jestem stąd. Kiedy zrobię błąd, proszę, napraw, dobrze?

  18. - Mam nadzieję, że to nie obróci się kiedyś przeciwko mnie - odparła z westchnieniem. Odepchnęła się od podłoża podeszła do kage i odebrała mu miecz. Wyciągnęła go do siebie i wyprostowała ręce, stojąc naprzeciwko Sitha.

    - Pierwsze o czym musisz pamiętać, to to, żeby się w ten miecz wczuć. Trzy razy dłuższy niż normalny miecz świetlny, większy zasięg, większe obrażenia. No i dwa razy większa szansa, żeby wbić go sobie w brzuch. Teräs Käsi - tak nazywa się najskuteczniejsza technika wykorzystująca podwójny miecz świetlny. Swoją drogą, to chyba przez nią wyleciałam z Zakonu - dodała i podała miecz Arfowi.

    - Powiedz, co zauważasz względem wagi miecza. Wagi i oddziaływania grawitacyjnego.

  19. - Właśnie to mnie bawi - odpowiedziała, płacząc ze śmiechu. - Ale brak sprzymierzeńców to akurat nie jest nowość, prawda? Sithowie nigdy nie mieli ich zbyt wielu. Jedi zresztą też nie. W zasadzie, ten ma najwięcej sprzymierzeńców, kto najwięcej zaproponuje. I najwięcej wrogów. Wychodzi na zero - zauważyła, w momencie przestając się śmiać.

  20. Devi spojrzała na chłopca, który wkroczył do budynku. Miał w ręce maskotkę i też wyglądał na zdenerwowanego.

    - Cześć - odezwała się. - Moje imię to Devi. Jakie jest twoje?

    Stanęła wystarczająco blisko, żeby ją słyszał, ale nie na tyle, żeby poczuł się zagrożony. Ona sama nie lubiła osób, które od razu po poznaniu "wskakiwały na głowę" i osaczały.

  21. - Nie będzie potrzeby, aby się ukrywać - zaznaczył twardo mistrz. - Kiedy już będziesz na Coruscancie, ląduj daleko od Akademii. Na Twoim datapadzie znajdują się współrzędne małego lądowiska. Jest ono w dolnych partiach planety, gdzie raczej nikt nie pofatyguje się, aby szukać. Mapa zostanie aktywowana po wejściu w atmosferę planety. To wszystko.

    Obraz zniknął, a metalowe kółka wypadły z otworów, które aktywowały. Asai ryknęła śmiechem, który przed chwilą próbowała powstrzymać.

  22. - Na Coruscant. Musimy być tam pierwsi i musimy obserwować. Zasada Dwóch wróci do łask i to my będziemy jedynymi Sithami, którzy przetrwają. Plan jest ryzykowny, ale jest też jedynym wyjściem - odrzekł.

    Asai starała się nie roześmiać.

×
×
  • Utwórz nowe...