Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Przyjąłem. Czy istnieje możliwość lądowania gdzieś w pobliżu twojej pozycji? - zapytał pilot po chwili.

    Na szczęście dla Sitha, niedaleko znajdowała się polana która była wystarczająca, by pomieścić kanonierkę. Przechodził tamtędy poprzedniego wieczora.

  2. Jedi jednak więcej się nie odezwał. Sam udał się na spoczynek.

    Noc przebiegła spokojnie i żadne stworzenie nie zakłócało medytacji Arfa. W końcu jednak nadszedł świt. Niewielka, niebieska dioda przy komunikatorze rozbłysła jaskrawym światłem.

  3. - To nie było starcze ględzenie. Tak będzie - odpowiedział Jedi całkiem poważnie. Podobnie jak oczy kage, jego również świeciły w ciemności, tworząc dwa, niebieskie kręgi wybijające się z czerni wokół.

    -Nie widzę przyszłości, ale znam takich którzy potrafią. Niedługo któryś z was będzie znowu chciał zgładzić Jedi i inni pójdą za nim na śmierć.

  4. Jedi skręcił i wszedł do niewielkiego zagajnika. Rosły tam trzy potężne drzewa, z czego jedno o bardzo rozgałęzionej koronie.

    - To dobre miejsce. Nic dużego tu nie przychodzi - wyjaśnił i wspiął się na jeden z grubszych konarów.

    - Myślę, że niedługo dość sporo się nauczysz. Durnie z twojego Zakonu napsują dość sporo krwi i nic na tym nie zyskają. Bezużyteczni nosiciele midichlorianów, oto czym jest twoja Rada - mówił dalej, kiedy już usadowił się wygodnie.

  5. - Dobrze się tego słucha - skomentował i po rozcięciu skóry płaszczki na jej grzbiecie zaczął wgryzać się w mięso.

    - Taki brak pamięci musi być przykry. Podobnie bycie żywą skamieliną i przebudzenie ze snu w czasie największych i najbardziej gwałtownych zmian w galaktyce... - na twarz Jedi wrócił złośliwy uśmiech.

  6. - Nie wszyscy Jedi ćwiczą kontrolę umysłów. Nie wszystkie rankory są chętne do współpracy. Nie zawsze ma się dobry dzień - odparł Syd.

    - Tego konkretnego dnia nie miałem dobrego humoru i mój przeciwnik to wykorzystał. Też bym tak zrobił na jego miejscu.

    Podwinął lekko kawałek bezrękawnika, odsłaniając głęboką ranę powyżej prawego biodra i trochę poniżej nerek.

    - Bardzo lubią machać łapami. Mają ciężkie łapy. I długie pazury.

  7. Arfowi nie udało się złapać płaszczki, ale skoro i tak dwie były do dyspozycji, nie stanowiło to problemu.

    - Jeśli chodzi o ogień, to nienajlepsze wyjście. Tydzień temu też rozpaliłem ogień. Tym samym wysłałem zaproszenie rankorowi. Naiwnie wydawało mi się, że go zabiję.

  8. Syd gwałtownie zwrócił twarz w lewą stronę i zamarł. Podniósł dłoń, dając znak Arfowi, żeby zatrzymał się i był cicho. Niedaleko na wysokości koron drzew siedziało kilka średniej wielkości form życia - zapewne stado płaszczek. Jedi zrobił dwa ostrożne kroki w tamtą stronę, po czym równie szybko jak wcześniej, podczas pojedynku, poderwał się w powietrze i zanikł między roślinami. Kilka sekund później słychać było wściekłe wrzaski stadka, które wzleciało w powietrze, ratując się ucieczką. Dźwiękom tym towarzyszyło łamanie gałęzi ich uderzenia o ziemię.

    Chwilę później spomiędzy drzew wyszedł Syd, niosąc dwie, martwe płaszczki. Jedną z nich rzucił Arfowi.

    - Teraz już tylko nocleg.

  9. - Ciekawe. Nie wiedziałem tego. - Spojrzał na twarz Sitha i zatrzymał na niej na chwilę wzrok.

    - Gdybyś się postarał, wyglądałbyś jak omen śmierci. Zwłaszcza w ciemnościach Quarzitu. Co do planety... To dość drażliwy temat. Jakkolwiek śmiesznie może to brzmieć, nie mogę powiedzieć skąd pochodzę. To dość daleko. Jest nas mało i staramy się chronić to, co posiadamy - odrzekł.

  10. - Ale po co, skoro można coś szybko i sprawnie zdobyć? - zapytał. W tym momencie Sydney rozpoczął powolną przemianę, bezpieczną. Powoli wydłużały się kości i mięśnie, włosy zastępowały pióra, które pojawiały się również na rękach, teraz przekształcanych w skrzydła.

  11. - To, że nie zbiera się zwłok akolitów którzy polegli w czasie treningu jest dla mnie logiczne. Ale nielogicznym jest fakt, że nie sprawdzono DLACZEGO polegli. To brak ostrożności i zbyt duża pewność siebie. Dlatego twierdzę, że Zakon Sithów zmierza w złą stronę. Cóż, to musiało być osobliwe siedzieć w kamieniu przez lata. Wiesz dokładnie, ile? - zapytał. Rozglądał się wokół, dokładnie lustrując otoczenie i odgarniając przed sobą gałęzie gęstych zarośli. Ponieważ wchodzili w dżunglę coraz głębiej, robiło się coraz ciemniej.

  12. - Nie chciałem obrazić twojego honoru, ale z dwojga złego lepiej obrazić czyjś honor niż skończyć na stole operacyjnym jako eksperyment... z całym szacunkiem - dodał. Ruszył powoli w stronę dżungli. Wyglądał na zmęczonego.

    - Nie, ale naprawdę. Zasada Dwóch była lepsza. Członkowie, czy tam Rada Sithów jest nieostrożna. Wysyłają tu padawanów jak mięso armatnie. Miałem nadzieję, że przybyłeś sprawdzić, gdzie się podziali. Kolejny zawód. Wyjaśnij mi, czemu tak lubią marnować materiał.

  13. - Wybacz, ale nie skorzystam z twojej uprzejmości. Nawet jeśli masz czyste intencje, wolę się o tym przekonać później. Mam zbyt wiele do stracenia w tej chwili - odparł, szczerząc się upiornie.

    - Ale proponuję zawieszenie broni i wspólne starania o przetrwanie. Chcę wiedzieć, czemu tyle potrafisz.

  14. - Powiem ci, co zamierzałem zrobić. Zamierzałem cię zamordować, potem nadać sygnał i czekać na przybycie pilota. Następnie zamordować pilota, zabrać statek i wrócić na Coruscant, ale w tym przypadku muszę zmienić swoje plany. Żal mi cię zabijać. Stanowisz zagrożenie, nie tak jak twoi poprzednicy. To było naprawdę żenujące - przyznał, opierając się o drzewo i wpatrując uważnie w swojego niedawnego oponenta niebieskimi oczami bez widocznych białek.

  15. - Przeszkoda jest taka, że twój komunikator, nadajnik... To małe, szare, jest teraz dezaktywowane. Aktywacja nastąpi jutro o świcie, do tej pory pilot będzie miał w głębokim poważaniu próby kontaktu z twojej strony. To zaś oznacza, że jesteś tu tylko ze swoim mieczem treningowym, z którego najwyraźniej nie lubisz korzystać. I z moich kalkulacji wynika, że jesteś tu bez prawdziwej broni, naprzeciwko swojego śmiertelnego wroga, który sztuk broni ma aż dwie. To o dwa więcej niż twoje zasoby - odpowiedział. Spojrzał za plecy Arfa i przestał się uśmiechać. Podniósł jedną brew.

    - byłoby dobrze, gdyby ten ogień się nie rozprzestrzenił. Zgaś to z łaski swojej. - Wskazał na kilka roślin trawionych przez płomienie Sitha.

  16. Jedi podszedł i sprawnymi ruchami zdjął obręcze z rąk Arfa. Szpony - podobnie jak ogon - nie zniknęły po zmianie.

    - To jest to czego szukasz - wtrącił. - Atrapa, zabawka. Wysyła słabe sygnały, ale nie jest prawdziwą kroniką. Masz już to, czego szukałeś. Co teraz? Gdzie zamierzasz schronić się na noc, Sithcie? - Wpatrywał się w coś małego na swojej dłoni, wykrzywiając twarz w złośliwym uśmiechu.

  17. - Twój miecz to miecz treningowy. Ryzykuję tylko oparzeniem. Nazywam się Syd - odrzekł wesoło oponent. Dezaktywował jednak miecz pod gardłem Arfa, podniósł się ostrożnie i powoli, żeby nie zawadzić o miecz przeciwnika i tym samym uwolnił Sitha ze swojego ciężaru. Był przygotowany na ewentualny atak.

    - Wstawaj, nie będziesz tak tu leżał. Masz zabawkę do zaaportowania swojemu mistrzowi. Wyjął z kieszeni spodni holokron i rzucił go Arfowi.

  18. Jedi stworzył wokół siebie bąbel Mocy, który ochronił go przed błyskawicami. Dostrzegł, że Sith chce przyciągnąć swój miecz, więc szybko usunął się z linii lotu broni, odbił się od ziemi, wyminął oponenta i powtórzył manewr ze skokiem i pociskiem Mocy, tym razem będąc tak blisko Arfa, że ten nie miał możliwości uciec ani zamortyzować upadku. Uderzył o ziemię, przygnieciony ciężarem ciała oponenta, a pod jego szyją pojawił się granatowy miecz, niebezpiecznie blisko skóry. Na przegubach zacisnęły się metalowe obręcze, zakłócające wykorzystanie Mocy.

  19. Jedi spodziewał się ataku, więc wypuścił jeden ze swoich mieczy z ręki, przycisnął go nogą i manipulując Mocą złapał miecz świetlny Sitha, zanim ten ugodził go w brzuch. Nie udało mu się odepchnąć fali Mocy, więc wylądował na jednym z drzew i upadł na ziemię. Teraz już jednak transformacja się zakończyła i mimo bólu mięśni był gotowy do walki. Wstał i wyprostował się, asekurując jednocześnie, aby nie zostać ponownie pchnięty Mocą.

    Był wyższy niż Arf, zapewne przez specyficzną budowę nóg, których stawy poniżej łydek wygięte były do tyłu. Niestety, ogon przeciwnika był elementem stałym, to zaś oznaczało doskonałe wyczucie równowagi. Ubrany był w czarny bezrękawnik i workowate spodnie, obuwia nie posiadał.

    Przyciągnął swój drugi miecz i zaatakował. Biegł zygzakiem, a na końcu drogi wyskoczył w powietrze i skoczył na Arfa, potęgując siłę upadku pociskiem Mocy. Cała akcja trwała nie więcej jak kilka sekund. Miecz treningowy Sitha został z tyłu, na ziemi.

×
×
  • Utwórz nowe...