Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Posiłek powiadasz? - Maciej złapał worek który ktoś do niego rzucił i wyciągnął z niego kanapkę. Podał ją Sigrun. - Proszę bardzo. - Wszedł na najbliższy stół i przybrał majestatyczną pozę z ręką na piersi i wysuniętą w przód nogą. -Czeka nas bardzo długa droga, pełna niebezpieczeństw i kopania demonicznych tyłków! Żegnajcie, kochani! Będziemy walczyć o was, o metal, o jabola! O wolność i równość! Możemy nie wrócić, ale wiem, że będziecie mieć nas zawsze w sercach! - przemówił. Wszyscy obecni zaczęli szlochać i wycierać nosy w chusteczki. Rozległy się oklaski i wiwaty.

  2. - Co od jutra? Jakie od jutra? - oburzył się Maciej. W jego wydaniu nie było to zbyt emocjonalne. - Teraz idziemy. Już, zaraz nawet. od razu - rzekł i wydawało się, że mówi całkiem poważnie.

    - No, to załatwione - stwierdziła Lita Ford. - Życzę powodzenia. My tymczasem będziemy się przygotowywać do finałowej bitwy i wszystko... Chyba powinien ktoś taką zorganizować.

  3. Maciej wyjął ze swojego plecaka mapę i podał ją Sigrun.

    - Masz. Nie zniszcz, ani nic, bo źle się to dla mnie skończy... Naprawdę - powiedział, chociaż bez cienia emocji.

  4. Z tłumu wyłonił się chudy, wysoki chłopak. Ciemnobrązowa czupryna na głowie opadała na czoło, zasłaniając je i nachodząc lekko na zielone oczy. Ubrany był w luźną, czarną bluzę, czarne spodnie i rozpadające się, czerwone trampki. Wyglądał jak ktoś, kto jest ostatnią ciamajdą, w dodatku dwa razy przeżutą przez coś w rodzaju krowy.

    - Mogę ponieść ci gitarę, jak chcesz - odezwał się znudzonym głosem.

  5. - A jak ty to będziesz tachać ze sobą? - zapytał chłopak. - Bo gitara trochę jednak waży. Podobnie jak miecz i kusza. Nie mam nic przeciwko skórzanemu bikini, ale broni to ty sobie może trochę jednak odpuść, co?

  6. Przed fotelem Sigrun pojawił się wysoki, młody chłopak o długich, czarnych włosach i pociągłej twarzy. Miał ciemne oczy i wystający, duży nos. W dłoniach trzymał dość spory worek, który też manifestacyjnie otworzył i wysypał jego zawartość.

    - To tak... Tutaj miecz dwuręczny, tu jednoręczny, siekiera, topór, gitara elektryczna, basowa, mikrofon, pałeczki od perkusji, dudy... Co to tu robi? Różowa plastikowa różczka, pięć centów, zuzyta guma do żucia... a, właśnie. Lita, wisisz mi kasę - spojrzał na nią z podniesioną brwią. - Mniejsza o to. Zwiędły kwiatek, czyjś but, łuk, kusza, noże, kolejna gitara... To chyba wszystko - zakończył.

  7. - Prawie. Istnieją przypuszczenia, że masz powiązania z tym atakiem, to znaczy z kimś kto to spowodował - odpowiedział Dio. - I tym rudym który uratował świat na pewno nie jest Mustaine, sprawdzialiśmy - dodał.

    - Potwierdzam, sprawdzali - odezwał się Dave.

  8. Starszy facet siedzący obok, o długiej, siwej brodzie, kolczyku w uchu i czarnej, skórzanej kurtce wcisnął Sigrun do ręki zapalone cygaro.

    - Na koszt firmy, złociutka - mruknął. - Nie pytaj, jakiej.

    Pośrodku całego pokoju stanął mężczyzna w czarnej kurtce i czarnych, skórzanych spodniach. Miał kręcone, natapirowane, czarne włosy. Jego twarz była dość chuda i to właśnie ta chudość nadawała mu powagi. Miał niebieskie oczy i nazywał się Ronald James Padavona. Niebywała okazja do spotkania kogoś tak znamienitego. W końcu Dio nie żył już od kilku lat.

    - Witam cię, Sigrun - przemówił swoim głębokim, chociaż nieco skrzeczącym głosem. - Zapewne zastanawiasz się, dlaczego zostałaś tu wezwana...

    - My też - wtracił ktoś z tyłu. Dio zmierzył go wzrokiem, po czym wrócił do swojej roli.

    -... A więc zostałaś tu wezwana, żeby wykonywać czarną robotę i uratować świat, co mogę więcej powiedzieć. Prawda jest taka, że nie mam pojęcia dlaczego, ale nie mamy tu technicznych. Ani jednego, pomijając ciebie, a potrzebujemy kogoś kto zna się na kablach. Poza tym, z nieoficjalnych źródeł wynika, że przepowiednia Przewielkiej Nieomylnej Wyrockni mówi o kimś rudym, kto ma nam wszystkim uratować tyłki. I zupełnie przypadkiem Osbourne ostatnio wpadł na informacje o twoim istnieniu. A teraz rzecz o tym, co się tu dzieje:

     Kilka tygosni temu na niebie zaczęły otwierać się portale, inne niż te zwykłe. Przenikały przez nie nie dość, że demony, to w dodatku całkiem wrogie demony które żywią się dźwiękiem, rozumiesz? Zżerają dźwięk, wsysają go, tym samym zabierając nam siłę i ochotę do robienia czegokolwiek...

    - Ale jabola nie zabrali! - wrzasnął ktoś, wyraźnie rozradowany. Z głosu emanowała nadzieja.

    - ... No właśnie w tym jest problem. Po demonach przybyły inne demony i boimy się, że mogą zacząć robić i to... - Po sali roszedł się pomruk dezaprobaty.

    - I tu wkraczasz ty - zabrała głos Lita. - Podobno dzierżysz klucz do rozwikłania skąd biorą się te monstra, kto nimi rządzi i jak się tego ciulstwa pozbyć.

  9. - Nie wracasz, nie wracasz. Chodź, czas przedstawić ci sytuację i wyjaśnić o co chodzi - powiedziała i wskazała Sigrun drzwi. Poprowadziła ją do sporej sali, pod ścianami której ustawione były fotele. Wzasadzie fotele, krzesła i stoły ustawione były wszędzie i w takim natężeniu, że trudno było przejść. Nad nimi unosiło się mnóstwo dymu z papierosów i cygar, bo zdecydowana większość ludzi na sali paliła. Wśród zebranych było kilka znanych osób, ale większość wydawała się dziewczynie obca.

    - Siadaj - powiedziała Lita, wskazując na fotel.

  10. - Ej, ej, ej! - krzyknęła Lita, wybiegając z domu. - Gdzie ty się wybierasz, laska? Było powiedziane, że masz pozostać w pokoju, bo omawiamy teraz dość ważne jednak sprawy i za chwilę mieliśmy wołać cię żeby wyjaśnić co i jak. Ja rozumiem, koleżanka sobie poszła, ale ty masz zostać!

  11. Za drzwiami z pokoju stał sobie prawdopodobny powód zdenerwowania Anny, dwumetrowy szkielet z przybitymi śrubami, metalowymi okularami, drutami trzymającymi razem szczęki i metalowymi kapami na skroniach, ubrany w garnitur. Chwycił Sigrun za kołnierz i wrzucił do środka pokoju.

  12. - Byle dalej od ciebie i od tego spieprzonego miejsca. Zabawa w miecze i gitary, co? Nie! I żaden rozkładający się trup nie będzie mną pomiatał! - dodała i oddaliła się w kierunku lasu.

  13. - Ironassland, tak? Luz, tak? Swoboda, seks, dragi, rock n' roll? Gówno! Żadnej wolności, nie chcę tu być! Chcę iść i zdobywać sobie sukces po swojemu, a nie rozpierdzielać jakieś zmutowane jaszczurki! Nie mam na to ochoty! - powiedziała, przełożyła nogę nad parapetem, drugą i wyskoczyła.

  14. Pokręciła tylko głową.

    - Ja... Najgorszy dzień mojego życia - odpowiedziała. - Najgorszy, kurwa. Najgorszy kiedykolwiek. Nie chcę tu być! - wrzasnęła, wzięła telewizor z półki i wyrzuciła go przez okno. Szyba pękła z hukiem i odłamki szkła posypały się na ziemię na dole.

  15. Anna skrzywiła się po raz kolejny i wyszła z pokoju, manifestacyjnie trzaskając drzwiami. Zapadła cisza, bardzo głucha cisza. Trwała ona jednak krótko, bo chwilę później Anna wróciła do pokoju jeszcze szybciej niż z niego wyszła, przywalając głową o ścianę. Miała bardzo szeroko otwarte oczy.

  16. - Kompleks - podpowiedziała. - A ostatnio jest jeszcze bardziej wkurzony niż zwykle. Chodźcie, zaprowadzę was do waszego pokoju - powiedziała Lita. Ruszyła w górę, po schodach, skręciła w jeden z korytarzy i otworzyła przed nimi drzwi.

    - Proszę. Zawołamy was, kiedy przyjdzie na to pora. Ten... Przeproście się, zacznijcie się lubić... Same wiecie. - Zatrzasnęła drzwi.

    Pokój był przestronny i nowoczesny. Miał dwa, duże łóżka i kilka innych, niekoniecznie potrzebnych mebli.

  17. - Jest świetnie - stwierdziła Anna. Cóż, jeśli ktoś lubi czarne, drewniane podłogi, bordowe ściany i gotycki wystrój, to fakt, od środka dom był okazały.

    - Czy ja wiem... To tylko korytarz - powiedziała Lita. W tym momencie otworzyły się drzwi i stanął w nich mężczyzna, dość wysoki o rudych, długich włosach i dziwnej urodzie. Jadł kanapkę.

    - Czołem, Lita - odezwał się.

    - Cześć, Dave.

    Anna otwarła usta, zszokowana.

  18. - Ha. Niezła rudera, ale nie w moim stylu. Oficjalnie to dom Osbourne'a, ma skubany rozmach. Ale jest teraz raczej czymś w rodzaju bazy - wyjaśniła. Energicznym krokiem poszła w stronę drzwi i zastukała kołatką w kształcie gargulca. Anna z rękami w kieszeni poszła za nią.

    Po chwili drzwi otworzyły się z klimatycznym skrzypnięciem.

    - No, wchodźcie - rzekła Lita.

  19. Przez ryk silnika i pęd powietrza ani Lita, ani Anna nie usłyszały pytania dziewczyny. Za to po kilkudziesięciu minutach i niezliczonej ilości zakrętów motor wjechał przez bogato zdobioną bramę odgradzającą las od posiadłości - wielkiego, starego dworu. Lita zsiadła z motoru.

    - Jesteśmy na miejscu - powiedziała.

  20. Anna siadła za Litą.

    - Trzymać się mocno, jasne? Mimo wszystko, tu też można umrzeć - wyjaśniła Lita Ford. Kiedy Sigrun wsiadła, zakręciła i ruszyła w górę drogi.

  21. - Na pewno nie twoja wróżka chrzestna. Nie widać? - zapytała. - Cóż... Miała być tylko jedna, to problem. Jakoś się będziecie musiały ścisnąć. Wsiadać - rozkazała. Anna ruszyła za Litą, przy okazji szturchając Sigrun ramieniem.

×
×
  • Utwórz nowe...