-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Odpowiedziałabym tak samo, ale ty jesteś tylko małym śmieciem. Plamą, robalem którego można zgnieść - wysyczała. Wznowiła atak i uderzyła Sigrun tak mocno, że ta zatoczyła się do tyłu i wpadła na skałę. Rozprostowała palce w dłoniach.
-
Pomijając warkot silnika, zapadła głucha cisza, która zresztą trwała tylko kilka sekund. Sigrun poczuła uderzenie w szczękę, kiedy pięść Anny zetknęła się z nią w dość gwałtowny sposób.
- Denerwujesz mnie - wyjaśniła.
-
- A widzisz... Ale cieszę się, że jestem tu z tobą, nie Ruth. Przynajmniej mogę być od ciebie lepsza, bo - jak tak patrzę na ciebie, to nie spodziewam się po tobie zbyt dużo - odrzekła. - Myślę, że to kwestia czasu zanim okaże się, że twoja obecność tu jest pomyłką.
Droga podnosiła się teraz nieco w górę, zza pleców Anny i Sigrun dobiegały wciąż odgłosy walki, chociaż teraz już nieco bardziej przytłumione.
- The battle's over, but the war goes... - głos Ozzy'ego urwał się nagle. Z przodu drogi, dokładniej zza zakrętu słychać było teraz warkot silnika, coraz bliżej i bliżej.
-
- Do you hear the thunder raging in the sky? Premonition of a shattered world that's gonna die! - dał się usłyszeć głos z oddali. W tym momencie niebo zaszło ciemnymi chmurami i dało się słyszeć huk burzy zmieszany z rykiem potwora.
- Na pewno nie najgorszy dzień mojego życia... Ale i nie najlepszy, ani nawet przeciętny... - odpowiedziała Anna.
-
- Obie tyłki troki i zwiewajcie w tamtą stronę, już. Podobno masz coś, co może nam pomóc. Biegnijcie wzdłuż tej drogi, pewnie zaraz przyjedzie jakieś wsparcie. A ja tymczasem... ja muszę skopać dupsko temu wielkiemu sukinsynowi. Ruszać się! - krzyknął i zaczął podchodzić do potwora, który położył głaz na ziemi i czekał teraz, aż rywal znajdzie się wystarczająco blisko. Anna spojrzała na Sigrun.
- Słyszałaś, co powiedział.
-
- Nie, kurwa, z żadnego buta! - wrzasnął. - Gdzie jest ciul odpowiedzialny za to?
Anna podniosła wzrok.
- Tam - powiedziała i wskazała na kształt po lewej stronie. Kształt ten miał dobre dwadzieścia metrów wysokości i przybierał postać wielkiego, umięśnionego potwora z błękitnymi ślepiami i szeroką paszczą, przypominającą nieco pysk piranii... Tylko z wiekszą ilością długich zębów i dziwnym, błękitnym światłem z głębi paszczy. Stał na dwóch nogach, zakończonych palczastymi łapami, miał też długi ogon zakończony kostnym wyrostkiem, a w wielkich łapach trzymał kolejny głaz.
- Zdechniesz, skurwysynu! - zapowiedział Ozzy i wyciągnął z kieszeni mikrofon. Wielgachny potwór wydał dźwięk, który po przeanalizowaniu mógłby zostać uznany za śmiech.
-
- Kto wie co znaczy heavy metal i rock, ten znajdzie tu miejsce - odpowiedział Osbourne. - Wsiadać - rzekł. I w tym momencie rozległ się okropny, głuchy huk. W miejscu samochodu leżał głaz, dwa razy większy od samego pojadu, z którego niewiele zostało. Ozzy spojrzał na skałę.
- Skurwysyn, zarysuje mi lakier!
-
- Przyzwyczajaj się. To był co prawda niestandardowy transport, ale i to się zdarza i trzeba być przygotowanym, niunia. Tymczasem grzeczniej do koleżanki. Miłość i pokój, tak ma tu być - odpowiedział. Kilka kroków później znaleźli się na szczycie zbocza, przy dość krętej i wąskiej drodze stał tam zaparkowany, stary Dodge Challenger o fioletowym lakierze i szerokich, grubych oponach.
- Powóz zajechał.
-
- Może ci jeszcze herbatkę, filiżanki, stoliczek i krzesełka przynieść, żeby się milej rozmawiało? Ruszaj ten swój kształtny zad i idziemy, tak? Nie jesteś tu żeby ucinać sobie ze mną pieprzoną pogawędkę - powiedział i ruszył przed siebie, w górę stoku.
- Przynajmniej nie jestem ruda - warknęła Anna.
-
- Chciałabym wrócić do studia nagraniowego - powiedziała Anna, zaciskając zęby - ... w którym ty już nie pracujesz! - wycelowała palcem w Sigrun. - Wywalą cię na zbity, rudy pysk!
Ozzy zdjął okulary i skrzywił się nieco.
- Prr. Spokojnie. A przy okazji... Wiesz, że wyglądasz jak pieprzony transformer? - zapytał. Anna była bliska płaczu. - Halford wyjechał w "interesach". Za niedługo powinien przywieść swój tyłek z powrotem. Nie pytaj, czemu akurat ty. Nie mam pojęcia. Niby całkiem niezła z ciebie panienka, ale czy ja wiem, czy to są odpowiednie warunki na ratowanie świata... Umiesz coś robić?
-
- Dla ciebie pan Osbourne, mała - zaznaczył. - Zamiast "czemu tu jestem" powinno być "Gdzie ja jestem". Witam w Ironasslandzie! - powiedział. Otworzył ramiona, wskazując krajobraz wokół. Znajdowali się na zboczu jakiegoś fiordu, z tym że niedaleko nich była już przepaść i dziwna, świecąca błękitnym światłem rzeka kilkanaście metrów niżej.
Anna zamrugała oczami.
- Dobra, a co my tu robimy? - zapytała.
- Teraz pytanie jest odpowiednie. To idiotyczna sprawa, ale tak jakby... Hmm... Ty - wskazał na Sigrun. - Masz nam pomóc. Mamy tu pewne pieprzone zawirowania z pokojem... Znaczy - mówiąc szczerze - pojawiają się problemy i kopią nas wszystkich w dupsko. Jakie - dowiesz się na miejscu. A ty... - pokazał palcem na Annę - ... Ty pomożesz.
-
- Słyszałam to, ty skandynawska zdziro - zaznaczyła Anna, wstając z ziemi. Podeszła bliżej. - Wszystko kłamstwa, panie Osbourne. Ta tutaj po prostu bardzo mnie nie lubi - wyjaśniła Anna.
- A kim ty, kurwa jesteś? - zapytał. Wyjął z kieszeni płaszcza notes, spojrzał na niego, potem na Annę, jeszcze raz na notes i schował go do kieszeni. - Nie było cię w planie...
Anna zdębiała i spojrzała jeszcze raz to na Ozzy'ego, to na Sigrun.
-
- Ta. Autografu i tak nie dostaniesz - odpowiedział, podając Sigrun rękę i śmiejąc się skrzecząco. - Żart starego dziada. Powiedz mi, kim do cholery jest tamta cizia? - zapytał, wskazując na kogoś za plecami Sigrun. Czarne włosy, czarne ubranie, białe buty. Anna. Leżąca na ziemi Anna.
-
Stał nad nią mężczyzna ubrany w czarny, długi płaszcz. Rozpięty. Ręce miał skrzyżowane na piersi, pod płaszczem miał czarną bluzkę z długimi rękawami i czarne spodnie z pasem z wielką, srebrną klamrą. Miał oprócz tego długie, czarne włosy i fioletowe, okrągłe okulary. Nie był też najmłodszy, bo koło pięćdziesięciu-sześćdziesięciu lat.
- Najwyższy, kurwa, czas - podsumował, patrząc na Sigrun.
-
W pewnym momencie coś ciężkiego uderzyło ją w głowę. Teraz nie widziała już zupełnie nic, podobnie jak nie mogła stwierdzić co uderzyło ją z całym impetem w bok. Najdziwniejsze było jednak to, co nastąpiło zaraz potem. Poczuła nacisk na brzuch i kiedy wyciągnęła ręce żeby to coś od siebie odsunąć, natrafiła na wiele drobnych, kłujących punktów... Czyżby leżała na trawie? Wzrok powoli zaczął jej wracać i wtedy zobaczyła przed sobą parę czarnych, zmęczonych życiem i ciężkich butów.
-
Drzwi były zamknięte. Więcej - żarzyła się także klamka, wobec czego na ręce Sigrun pojawiło się kolejne oparzenie. Cały dym i iskry zaczęły wirować wokół niej, razem ze szczątkami sprzętu który wybuchał. To o dziwo nie robiło jej żadnej krzywdy. Nie widziała już nic wokół siebie, nawet podłogi.
-
Istotnie, talerze były rozżarzone naprawdę, wobec czego na palcu Sigrun pojawiło się zaczerwienienie zaraz po kontakcie z gorącym talerzem. Gitary zaczęły się topić, a kable strzelać i wybuchać. Wokół dziewczyny pojawiły się kłęby dymu.
-
W tym momencie rozległ się brzęk - to najniższa struna gitary Ruth pękła. Zaraz po niej pękła następna i w odstępach sekund podobnie stało się z resztą. Strzeliły też struny w basie Anny, a po chwili wybuchły bębny z perkusji. Talerze rozgrzały się do czerwoności, podobnie działo się z wszystkimi metalowymi elementami w pokoju. Mimo to powietrze nie było ani trochę cieplejsze.
-
- Jasne - odparła. - O rany, zapomniałam... Proszę, nastrój mi gitarę - powiedziała i wybiegła z pokoju nagrań. Zatrzasnęły się za nią drzwi, więc Sigrun została w pomieszczeniu sama. Chwila spokoju... Krótka, ale zawsze coś.
-
- Sig, chcesz kawy? - zapytała zmierzająca do pokoju nagrań Ruth, wokalistka i gitarzystka z zespołu, do którego należała też Anna. Jako jedyna z tego zespołu była miła i nie traktowała Sigrun jak szmaty do wytarcia podłogi.
-
- O gówno, czyli twoją pracę. - Anna zaśmiała się złośliwie. - Czaisz? Nie czaisz, rudzielcu. Coś tu nie trybi, zrób coś. Ja tymczasem pójdę zrobić sobie przerwę. Jak wrócę, wszystko ma grać - zarządała i niemal rzuciła Singrun gitarę. Opuściła pomieszczenie i poszła zapewne do kawiarni piętro niżej.
-
Ale przecież ten kawałek jest zrobiony dla żartów... To nie jest na serio.
-
1
-
-
- Sigrun! Sigrun, do cholery. Gdybyś ty tylko była kiedyś tam, gdzie jesteś potrzebna! - rozległ się wrzask ze studia.
Pośrodku pomieszczenia stała chuda dziewczyna z czarnymi włosami i krzywą grzywką. Miała na twarzy mocny makijaż i kolczyki. Dużo kolczyków. Za dużo kolczyków, bo czasem dobrze jest widzieć czy człowiek z którym się rozmawia ma twarz, czy tylko metalową maskę. Ubrana była w dziwne, przekombinowane, białe buty na obcasach sięgające kolan, czarną, skórzaną kamizelkę i czarne spodnie. Dodatkowo na rękach miała tyle obręczy, że spokojnie możnaby wziąć ją za cyborga, gdyby nie całokształt ubioru, który czynił z niej coś na podobieństwo kiczowatej, japońskiej lalki.
Stała i pochylała się nad swoją gitarą basową, zupełnie nie mając pojęcia co zrobić żeby działała z powrotem. Dlatego też się darła - krzyk był według niej najlepszą metodą krycia braków pewnych umiejętności. Nazywała się Anna Richard, nie pochodziła ze Szwecji i była wredną jędzą.
-
Sesja przyjęta, proszę czekać na rozpoczęcie.
Hard as Iron
w Archiwum RPG
Napisano
- To, ruda suko - warknęła i wykręciła się na tyle, żeby kopnąć Sigrun w plecy, odebrać jej na chwilę oddech, przewrócić i zacząć okładać pięściami. Cóż, trzeba przyznać że bić to ona się umiała.
Tymczasem za nimi pojawił się motor, który zatrzymał się niedaleko dwóch dziewczyn. Motocyklista zdjął kask - kobieta o tlenionych, natapirowanych włosach wpatrywała się w bójkę przez chwilę, po czym zsiadła z motoru i podeszła do nich. Stanęła w odległości dwóch kroków.
- Baczność, kretynki.