Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Przed chwilą ci to powiedziałam. Raz powinno wystarczyć - odpowiedziała. I w tym momencie zadzwonił telefon. Numer na wyświetlaczu wskazywał Richardson, ale to nie ona dzwoniła. - Adam? Gdzie ty jesteś? - zapytał Chris. - Wracaj natychmiast. Nie ma nigdzie doktor Richardson, zostawiła telefon. Nigdy tak nagle nie znikała, coś się musiało stać zeszłej nocy. Pamiętasz jak bardzo chciało nam się spać? Cokolwiek to było, nie było naturalne - powiedział. W głosie brzmiało ogromne zdenerwowanie. Źrenice Julii zwęziły się. Głos w słuchawce był głośny, więc ona pewnie też o tym usłyszała. - Chyba jednak... Tak - szepnęła.
  2. - Nie namawiam cię do dołączenia do naszej strony. Ale namawiam do tego, żebyśmy się rozeszli. Pójdę w swoją stronę... - Podobno miałeś brać sobie do serca moje rady. Ostatnia też była milutka, póki nie postanowiła cię zeżreć. Na co poczekasz teraz? Aż cię ukatrupi i wykorzysta jako bezwolną kupę mięsa? A może aż pójdzie w swoją stronę i zacznie szkodzić? Bardzo szybko wczoraj zasnąłeś. Uważasz, że to normalne? - ... A ty pójdziesz w swoją. Nie chcę walczyć. Ty możesz zabić mnie, ja mogę zabić ciebie, ale to już dwa niepotrzebne trupy. Co decydujemy? - zapytała.
  3. - Tylko dwóch. Od ostatniego razu, kiedy to było nas kilkunastu i paru wyżej postawionym osobom się to nie podobało. Julia zbliżyła się do Adama i kucnęła przy nim. - Bogom. Słyszałeś kiedyś o tym, żeby zmarli powstali z grobów? Nie słyszałeś, bo to się nigdy nie stało. Co ci powiedzieli w Stowarzyszeniu? Że bractwo chciało zdobyć władzę? Niewolników? Może ujarzmić śmierć na swoje usługi? Trzeba być bardzo, bardzo naiwnym, żeby to zrobić. I głupim. A żeby zgłębić nauki, które studiuję, głupim być nie można. Bo wylądujesz po drugiej stronie szybciej, niż się zdaje. Starzy bogowie nas nie lubią. Wiesz, jak to wyglądało? Nie doświadczyłam tego całego pogromu, ale podobno było krwawo. A teraz ja i mój nauczyciel chcielibyśmy uwolnić świat od kanalii, które urodziły się zbyt wysoko. - Kłamie od kiedy ją poznałeś. Na jakiej podstawie jej wierzysz? Rani ją srebro, więc stosuje czarną magię. Czemu nazywa się to plugawą magią?
  4. - Jak wspaniałomyślnie. - Głos ducha był przesycony jadowitą satysfakcją. Julia wyprostowała się i opuściła ręce. Maska strachu zniknęła, zastąpiona obojętnością. - Sekty? Ty to mówisz? Ty, należący do legendarnego Stowarzyszenia? - zapytała, odrywając się od muru. - Wyjaśnię ci. Ale nie dlatego, że tego żądasz, a dlatego, że tego chcę. Udawałam głupią ponieważ uznałam, że to lepsze niż skrzywdzenie kogoś. Nie dlatego, że się ciebie boję. I nie dlatego, że boję się ich - wskazała na rząd konnych. - Czy zdajesz sobie sprawę, ile razy mogłam cię zabić od wczoraj? - wyminęła Adama. Ale nie chciała uciekać. Zbliżyła się do krawędzi urwiska, odwracając od niego. - Ale nie zabijam, jeśli nie muszę. Dotąd nie musiałam. Jako ktoś, kto stoi na krawędzi i widzi jak wygląda druga strona... Szanuję zarówno życie jak i śmierć. Odwróciła się z powrotem. - Powinno wystarczyć ci zapewnienie, że moje działania nie prowadzą do niczego złego. Nikogo nie skrzywdzą. Ale za to działania Stowarzyszenia powinieneś poddać w wątpliwość.
  5. Adamowi przypomniał się fragment książki którą czytał na temat srebra, którym pokryty był łańcuch. "Zabójczo działa na wszelkie bestyje z mroku zrodzone. Najsilniejsze pęta, bezwolnymi je czyniąc. Ale i człowiek skorumpowany okultyzmem i czarną magią winien się srebra obawiać". Dalej wynikało, że srebro działa jak bardzo mocna alergia, a przy dłuższym kontakcie ze skórą tworzy głębokie, trudne do zaleczenia rany. Z lekkim wahaniem, ale podniosła dłoń. Opuszki palców były mocno zaczerwienione, tak samo jak ich grzbiet - wszędzie tam, gdzie zetknęły się ze srebrem.
  6. - Okej, jasne. Wierzę. Mogę już iść? - zapytała, gorliwie kiwając głową celem zapewnienia, że oczywiście faktycznie tak jest. - Sprawdź - naciskał dalej Wilk z irytującym spokojem. - Byle szybko, bo zejdzie na zawał - dodał Hetman, z większą zwyczajowo empatią niż Wilk. Było tak zawsze kiedy chodziło o kobiety i dzieci - ot, przyzwyczajenia ze względu na stare obyczaje.
  7. Wilk przez chwilę nie odpowiadał. Ale w końcu się odezwał i wcale się nie objawił. - Spójrz na prawą dłoń. Dla pewności - powiedział. Chodziło o tę dłoń, którą Julia zdjęła łańcuch z drugiej ręki. Niefortunnie prawa dłoń spoczywała teraz oparta o mur i gotowa w każdej chwili do obrony, jakakolwiek by ona nie była. Dziewczyna oddychała szybko przez stres, któremu Adam ją poddał.
  8. - Czasem trzeba iść na kompromis. Wypuść mnie. I tak nikt mi nie uwierzy w to, co powiedziałeś. Mnie samej trudno uwierzyć, chociaż widziałam i słyszałam. Adam... Naprawdę. Jeśli to jakiś chory żart, to... To chyba lepiej niż gdybyś naprawdę chciał... W każdym razie możesz mnie wypuścić i nie mieć problemów. Nie chcesz przecież, żeby ścigała cię policja, ja też tego nie chcę! - rzuciła, stając pod murkiem i nie mając już dokąd pójść. Dystans zmniejszał się i zmniejszał, aż Adam stanął tuż przy niej. - Nikomu nie powiem - powiedziała cicho.
  9. - Co ty robisz? Pogięło cię? Zostaw! U bramy pojawił się szereg widmowych konnych. Julia rozejrzała się nerwowo, drugą ręką próbując uwolnić się z łańcucha szybkimi, krótkimi ruchami. Ponieważ trafił na rękaw bluzy, nie można było określić jak działa na nią srebro. Kiedy udało jej się zrzucić łańcuch, cofnęła się parę kroków, nie odwracając się od Adama. Na twarzy widniał wyraz strachu i ogromnego skupienia, choć co chwilę zerkała na duchy za bramą. Wilk póki co się nie pojawił, bo nie dostał wyraźnego rozkazu co ma robić. - Adam, spokojnie. Nikomu nie powiem, nie musisz tego robić. Jeśli pozwolisz mi pójść, nie zadzwonię na policję, obiecuję.
  10. - Pewnie, że mogę! Facet nazywa się John Creeve i prowadzi restaurację w Oksfordzie. Jestem tam kelnerką, a w Oksfordzie studiuję. Czy to coś wnosi do sprawy? - zapytała. Palce pod bluzą poruszyły się (ponieważ nie opisałeś, co z tym łańcuchem zrobiłeś), zapewne wystukując najprostszy numer potrzebny w takich sytuacjach - 999. Adam miał więc niewiele czasu na działanie, a ona znów nie odsunęła się nawet na krok.
  11. - Jestem gotów zagrodzić je w każdej chwili, szybciej niż zdąży dobiec. Droga jest tylko jedna - odparł Hetman. - Tak. Niezwykły zbieg okoliczności, chociaż nie do końca patrząc na to, że tu mieszkam. Więc to raczej ty się tu zjawiłeś - odpowiedziała. Drgnęła, kiedy Adam zrobił krok do przodu, ale nie odsunęła się w tył, chociaż widział, że bardzo ją korciło. Sięgnęła natomiast do kieszeni, gdzie zapewne miała telefon. Zrobiła to ostrożnie, powoli i patrząc cały czas na Adama.
  12. - Ale to się tyczy wrogów - odpowiedziała szybko, nie patrząc na rękojeść sztyletu. - A ja nie jestem wrogiem i nikt o tym nie wie. Więc... Schowaj to, bo jeszcze się skaleczysz - dodała, nie odsuwając się tym razem ani na krok. - Interesujące - odezwał się Wilk. Zmaterializował się (tylko dla oczu Adama) i z papierosem w zębach obserwował scenę, patrząc na dziewczynę.
  13. Wzrok dziewczyny powędrował na chwilę za rękami Adama, które dotknęły łańcucha i noża. Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego podejrzliwie, cofając się o krok i wyjmując ręce z kieszeni. Zesztywniała, spodziewając się zapewne ataku z jego strony. - Pamiętam. Dlaczego pytasz? - zapytała, czujnie obserwując każdy jego ruch.
  14. Przede wszystkim nie było to łatwe. Oczywiście skórę udało się przebić, ale szczęki Pete'ego nieco się przy tym namęczyły - trudno było odpowiednio chwycić. A ponieważ nadgryzł tętnicę, krew trysnęła. Bardzo trysnęła, bo pojawiła się na ścianie, na podłodze i co gorsza nawet na suficie. Wtedy dopiero osiłek oprzytomniał i zaczął wierzgać, co spowodowało, że zrobiło się tylko więcej bałaganu. Nie trwało to wszystko długo. Tym razem krew nie smakowała już obrzydliwie. Może i nie była najlepszym co Pete w życiu spożywał, ale przynajmniej nie odpychała tak jak wcześniej i nie odczuwał już tak strasznych mdłości. Więcej: po spożyciu jej poczuł się lepiej, rozjaśniły mu się myśli i poprawił nastrój.
  15. - Jak zechcesz - odparł duch. Wspięli się na zamkowe wzgórze. Ścieżka była lekko błotnista, bo nocą musiał padać deszcz, albo przynajmniej rano. Ale mimo chłodnej temperatury słońce sprawiało, że było całkiem przyjemnie. - No dobra. I co? Świetne miejsce na randkę, niestety element niespodzianki nie działa, znam je - zażartowała, kiedy już stanęli na dziedzińcu. Oba duchy były w pełnej gotowości.
  16. - No dobra. To czekaj, dopiję i idę - odpowiedziała, wzruszając ramionami. I po paru minutach ruszyli w stronę zamku. Spacer trwał trochę ponad pół godziny, nim wreszcie zobaczyli wzgórze z ruinami. - Nie trzymaj mnie w niepewności, o co chodzi? Chcesz zapytać o te rzekome anomalie? - zapytała, idąc obok Adama. Nie było widać żadnych oznak zdenerwowania ani niczego takiego. - Jestem ciekaw - wtrącił Wilk, nieco zresztą ironicznie.
  17. - Będzie z pięć minut. Jesteś o czasie - odpowiedziała, zerknąwszy na telefon. Wzięła łyk kawy. - Nic ci nie zamówiłam, bo nie wiem co lubisz. No ale co to była za sprawa niecierpiąca zwłoki? - zapytała Julia. Koło lady krzątał się pracownik, zmywając blat z jasnego drewna. Chwilę wcześniej wsadził do podświetlanej lodówki ciasta, a zapach parzonej świeżo kawy uderzył do nozdrzy Adama. - Co zamierzasz? - zapytał Hetman. Wilk występował chwilowo w roli obserwatora.
  18. Rzeczywiście, na kawiarnię nie było trudno trafić. Nie była co prawda wielka, ale miała widoczny szyld. W środku stały fotele różnych rodzajów i stoliki. W fotelu przy oknie siedziała już Julia w stanie wciąż lekko zaspanym. Włosy miała w nieładzie, jej oczy były podkrążone jeszcze bardziej niż poprzedniego dnia, ale nie zakłócało to jakoś bardzo jej urody. Wręcz dodawało uroku, podobnie jak nieszczególnie eleganckie ubranie - bluza z kapturem, przylegające do ciała spodnie i trampki. Pomachała do Adama ze szczątkowym entuzjazmem. Zdążyła już sobie zamówić kawę, którą trzymała w rękach.
  19. - TO OD JUTRA MAMY! JA MAM! - wykrzyczał jeszcze Abe, a potem wymamrotał coś o skurwysyństwie i braku wdzięczności i zrozumienia. Był twardszy. Oprych po uderzeniu zachwiał się i upadł z hukiem na podłogę, tym bardziej że siła była większa, bo Pete zaatakował zanim jeszcze tamten wykonał cios. Widać było, że jest zamroczony, bo jak kretyn wpatrywał się w sufit, najwyraźniej zbierając myśli. Na tą chwilę był zupełnie bezbronny.
  20. Cisza w słuchawce trochę się przeciągnęła. - Dwie ulice od mojego domu jest kawiarnia i nie wiem czy podzielasz moje zdanie, ale według mnie dobrze jest zacząć dzień sensownie. Zwłaszcza o tak chorej godzinie. Więc dobra, mogę dołączyć do waszego szalonego teamu łowców potworów, ale najpierw kawa, inaczej przydam się tylko na przynętę. Za pół godziny, nazywa się "Czarci Młyn". Znajdziesz bez problemu, ulica Ryszarda III, na samym rogu. Telefon się rozłączył.
  21. - Eee... Nie. Znaczy tak. No, trochę tak. Jest jakby nie patrzeć... - Tu na chwilę zapadła cisza przerywana zakłóceniami. - ...Jest kurde siódma rano w sobotę, to jeszcze pora o której normalni ludzie śpią. O co chodzi? - zapytała. Głos był zupełnie ospały i mimo przekazu nie było w nim krzty pretensji.
  22. Chris się póki co nie obudził - musiał spać całkiem głęboko. Zegar na telefonie wskazywał godzinę siódmą dwadzieścia, ale zza okna słychać już było, że spora część miasteczka wstała. - Tak, słucham? - zapytała Julia, kiedy już odebrała telefon. Głos miała zaspany.
  23. Gdyby Adam spróbował oprzeć się nadchodzącej sile snu, prawdopodobnie pomógłby Richardson, która tylko siłą woli przekonała ciało, aby podeszło i zapukało do drzwi. Następnie, nie usłyszawszy odpowiedzi i w lekkim amoku postanowiła wyruszyć tam, gdzie mogło być źródło tego dziwnego stanu - do środka kręgu kamieni. Musiał znajdować się gdzieś w zabudowaniach. I sytuacja byłaby znacznie trudniejsza, gdyby nie świetliste żyłki w morskim kolorze, które poprzecinały całą ziemię w obrębie kręgu i prowadziły do jego centrum. Ruszyła za nimi i udało jej się dotrzeć do środka. Niestety, nie mogła już opowiedzieć ani Larsowi, ani Adamowi, ani Chrisowi co zobaczyła, ponieważ zginęła. Nie zobaczył tego nikt poza nią, ponieważ wszyscy pogrążyli się we śnie i nikt nie zechciał znaleźć w sobie siły, by to powstrzymać. Ale o jej śmierci też nikt nie wiedział. A nazajutrz Adama i Chrisa powitało z rana słońce świecące mocno przez szyby. Adam czuł się wyjątkowo wypoczęty, Chris jeszcze spał.
  24. - Jutro to ja mam urlop i zwykłe "dzięki" byłoby w tej okoliczności chyba lepsze! - obruszył się Abe. - Nie robisz mi łaski, pf. Następnym razem zrób frajera z kogoś innego! - rzucił jeszcze na odchodnym i ruszył z powrotem. Olbrzym korzystając z chwili spróbował walnąć Pete'ego z barana, a potem jeszcze mu dokopać. Zbój jak nic, gdyby jeszcze jego paskudny wygląd nie był wystarczającym świadectwem, ale przynajmniej nie cuchnął ani alkoholem, ani narkotykami, ani nawet dymem tytoniowym, co w tym mieście i wśród oprychów ogółem było prawdziwą rzadkością.
  25. - Mhm - odparł Chris. I wrócili. Richardson nie było jeszcze ponad godzinę od ich powrotu. Wróciła co prawda, ale było w niej jakoś mniej energii niż zwykle. Tak samo dziwnie czuł się Adam, a i po Chrisie zauważył pewną zmianę. Zwykle zajmował każdą wolną chwilę czytaniem, ale teraz był jakiś dziwny. Zdjął okulary, odłożył książkę i położył się płasko na łóżku. Adam również czuł senność. Dokładnie tak jakby był wrażliwy na spadki ciśnienia - kręciło mu się w głowie, a powieki ciążyły. Wszystko to zaczęło się wraz z zapadnięciem zmroku i stopniowo się potęgowało. Łóżko wydawało się być aż nazbyt interesującą ideą, z której zresztą skorzystał już Chris. W pokoju obok zapewne odpoczywała Richardson.
×
×
  • Utwórz nowe...