Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. ROSE Staruszek spuścił wzrok, kiedy klacz postanowiła mu pomóc, a więc nie miał żadnych brudnych myśli ani zamiarów. - Dziękuję. Wzrok już nie ten, muszę się przyjrzeć, ale wszystkie siedem wygląda bardzo dobrze. Żadnych nadżerek, dziur, zabrudzeń ani pęknięć. Towar z wyższej półki, można powiedzieć... Nie są tyle warte co czarne i różowe, ale mógłbym dać za tę jedną spokojnie... powiedzmy... pięćdziesiąt bitów, o. Pasuje? - zapytał z miłym uśmiechem. Na zapleczu stuknęły drzwi. REDWATER Sen nadszedł szybko, ale niestety skończył się gwałtownie. Red spadł z drewnianej pryczy i potoczył się po wilgotnej, cuchnącej glonami podłodze aż pod kraty. Rollo zaklął szpetnie, lądując pod ścianą. Statkiem wstrząsnęło uderzenie. Rozbudzony jednorożec usłyszał wrzaski dobiegające z pokładu. Przy okazji dowiedział się też, że w celi obok znajduje się jeszcze jeden kuc, który dał znać o swoim istnieniu przekleństwem nawet głośniejszym niż Rollo. - Niech to szkorbut, potwór morski! - wrzasnął brodaty jednorożec. - Piraci, ty stara łajzo! Piraci! Wszyscy zginiemy! - odpowiedział Rollo.
  2. Kiwnęła głową. - Nie mają wielu wyznawców, ale stosunkowo dużo ofiar. Stowarzyszenie ma oddziały niemal na całym świecie. Ten szkocki jest tylko jednym z nich. W imię czego giną wszystkie te stworzenia, relikty przeszłości? I jak traktowani są członkowie Stowarzyszenia, którzy umrą w trakcie misji? - zapytała, wciąż kucając. Mimo wyraźnie ludzkiego kształtu, półtrupia bogini przypominała drapieżne zwierzę przycupnięte w cierpliwym oczekiwaniu na ofiarę. A jednak w Adamie nie było ani krzty lęku.
  3. Lewa strona postaci zafalowała lekko. Pomiędzy pęknięciami coś się żarzyło. - Nie jesteś przekonany co do słuszności celów Stowarzyszenia - stwierdziła. - Ja również. Ale wiem o nim więcej, niż ty. Zostałam zmuszona do założenia go. Kiedy mój świat był mały, byłam boginią śmierci dla ludzi z północy. Ale świat się rozszerzył, a teraz służę twojemu Bogu. Najsilniejszemu... obecnie. Nikt ze Stowarzyszenia prócz ciebie o tym nie wie, a ja odkryłam ostatnio, jak działają pozostali dwaj bogowie-założyciele. Czego potrzebują bogowie, by istnieć? - zapytała. Adam zwrócił uwagę na to, że głosy w jego głowie ucichły, ale tym razem słychać było tysiące szeptów wokół upiornej bogini.
  4. Kuc przysunął do siebie pierwszą z brzegu perłę i zabrał z blatu jakiś skomplikowany przyrząd optyczny z całym mnóstwem soczewek i metalowych stawów. Przyjrzał się jej i odstawił przyrząd. Poprawił okulary, spojrzał na Rose i odchrząknął. - Nie ma wątpliwości co do autentyczności, ale pozwolę sobie je zważyć, na tej podstawie wyceniam klejnoty. Proszę tu chwilę poczekać - poprosił i ruszył powoli na zaplecze, lekko kuśtykając. Chwila przeciągała się i przeciągała, zamieniając w dobre piętnaście minut. Klacz usłyszała trzask drzwi i staruszek wrócił, niosąc w pysku worek z wagą. Postawił ją na blacie, zaraz za nią maleńkie odważniki i wziął pierwszą perłę, którą upuścił na podłogę. Biała kulka potoczyła się aż pod jedną z szafek. - Ojoj, ale ze mnie niezdara! Najmocniej przepraszam, mogłaby panienka...? - zapytał. Między podłogą a szafką było na tyle przestrzeni, że Rose nie miała problemu z dostrzeżeniem jej.
  5. ROSE Nie była jedynym złodziejem w tym mieście, ale na nieszczęście była obecnie jednym z najbardziej poszukiwanych. Kupiec którego Rose ograbiła z maleńkiej części towarów które przewoził najwyraźniej był zajadłym przeciwnikiem złodziejstwa, o czym wkrótce miała się przekonać. Wkrótce udało jej się dotrzeć do jubilera znajdującego się ledwie dwie uliczki dalej. Sklepik był połączony z warsztatem, część dla klientów była maleńka, ale na wystawie Rose mogła zobaczyć parę naprawdę niezłych błyskotek. - W czym mogę pomóc? - zapytał przyjaźnie podstarzały kuc ziemny o zielonym futrze i siwej grzywie. Miał ogromne okulary, prawie jak denka od butelek. REDWATER Zabrali mu broń, oczywiście. I pieniądze. W zamian Red dostał do towarzystwa Rollo, któremu durnota aż emanowała z twarzy. Naprawdę, wyglądał jak rasowy wiejski cwaniaczek. Leżąc pod ścianą i patrząc na Reda najwyraźniej szykował się do wysnucia jakiejś formy obrazy, bo złość aż w nim wzbierała. W końcu jednak nic kreatywnego wymyślił, tylko splunął na ziemię i pokręcił głową, jakby ich obecne położenie było winą Reda.
  6. - Adam - powiedział podniesionym głosem Lars, ale nie ruszył się z miejsca. - Podpisałeś umowę. Masz piętnaście minut. Wprost. Na wprost była ścieżka. Adam pamiętał ją z poprzedniego dnia; Richardson mówiła, że prowadzi na stary cmentarz. Nie była mimo to szczególnie upiorna, a całkiem ładna. Wysypano ją odłamkami muszli, które pochłaniały wilgoć i przyjemnie trzeszczały pod stopami. W końcu pojawił się i cmentarz... I ktoś jeszcze. Ktoś spokojnie dwa razy wyższy i większy od Adama. Widział zarys sylwetki w świetle księżyca przebijającym się przez chmury - z pewnością kobieta, prawdopodobnie bez ubrania. Dziwnie asymetryczna, bez włosów. - Przyszedłeś - odezwała się szeptem. Powiedzieć, że była straszna to byłoby za mało. A jednak Adam nie czuł przerażenia, a spokój. Kucała przy bramie cmentarnej i przy kamiennym murze, który ów cmentarz okalał. - Cieszę się, że przyszedłeś. Nie mam wrogich zamiarów. Wysłuchasz tego, co mam do powiedzenia? Zdążyliśmy już się poznać w Stowarzyszeniu.
  7. ROSE Wyjście z magazynu skutkowało natychmiastowym odczuciem ulgi. Po pierwsze, nozdrza nie były już atakowane przez smród ryb. Po drugie, wkładając maskę i ubranie do torby skradziona paczuszka z perłami dała o sobie znać, przyjemnie i cicho grzechocząc. Może to nie miał być tak bardzo zły dzień? Klacz weszła między tłum kucyków. Miała kilka opcji co do "pozbycia się" pereł. Po pierwsze, mógł je odkupić bank, który nie miał nic przeciwko odkupywaniu złota, kamieni szlachetnych, bursztynu i innych drogocennych kruszców. Po drugie, mogła sprzedać je jubilerom, a po trzecie handlarzom. W banku zawsze pracownicy byli ostrożni co do sprzedających, u jubilera nie można było sprzedać zbyt wiele, a handlarze byli właściwie najlepszą opcją, jeśli tylko ktoś potrafił się targować i znał wartość towaru - w przeciwnym razie mógł zostać oszukany. W paczuszce znajdowało się dokładnie dwadzieścia pięć pereł, od zupełnie małych po średnie. Ceny pereł zaś u jubilerów wahały się od pięciu do pięćdziesięciu sztuk złota, w zależności od kształtu i przede wszystkim wagi. REDWATER Okazało się, że jednak dał radę. Przede wszystkim dlatego, że prawdopodobnie na żadnym statku świata pracująca załoga nie lubiła rządzących się pijaczków. Specjalne przywileje w tej kwestii miała oczywiście szlachta, ale i tu zdarzały się niechlubne wyjątki. Czasem nawet stan szlachecki nie był w stanie ochronić przed przeciągnięciem pod kilem albo byciem zjedzonym przez ryby. Red był w pozycji mocno horyzontalnej, przez co złapanie go i sprowadzenie do odpowiedniego poziomu (to znaczy pod pokładem, w celi) nie było szczególnie trudne, a rapier i pistolet nie pomogły. Parę kopyt przypomniało mu kim jest i gdzie jest. Tak więc leżał w wilgotnej, cuchnącej stęchlizną celi. Miał też parę siniaków. Zaraz za nim do środka wleciał Rollo i jęknął, kiedy z impetem walnął w ścianę. Wielki pegaz który wrzucił ich do środka nie skomentował sytuacji.
  8. - Mogłeś zginąć. W przeciwieństwie do mnie zginiesz tylko raz - odparł Lars. Nie był zadowolony, a przemowa Adama nie zrobiła na nim wrażenia. - Czy niczego nie nauczyłeś się przez ostatnią dobę? Poza tym, jak rozumiem, twoje głosy - czymkolwiek są - nie kazały ci iść samemu. W takim razie możemy iść z tobą... NA WPROST, NA WPROST, NA WPROST. IDŹ. IDŹ. IDŹ. - Nie możemy po prostu wrócić i uznać, że Adama dopadło rozdwojenie jaźni albo schizofrenia? - zapytał Chris poirytowanym tonem.
  9. - Gdzie ty chcesz coś załatwiać? - zapytał Chris. - Wracamy do siedziby, jest oddalona o setki kilometrów, w Szkocji! Jak niby chcesz wracać, stopem? - zapytał. - Działanie solo nie jest twoją mocną stroną - zauważył Lars. Znaczący w tym wypadku był argument w postaci zwłok zapakowanych do bagażnika i przykrytych kocem. - Więc jeśli chcesz coś załatwić, nie mam nic przeciwko. Jeśli dowiem się, o co chodzi. Na wprost, na wprost, na wprost.
  10. Nie było to do końca łatwe. Po pierwsze, wszystko działało topornie - od sprzęgła, przez wajchę skrzyni biegów aż do kierownicy prawdopodobnie bez układu wspomagania. W końcu jednak Adamowi udało się wjechać w wąską uliczkę i pod dom, będący miejscem feralnych wydarzeń. Kiedy zaparkował i zaciągnął hamulec, ponownie odezwały się głosy w jego głowie, przypominając jak cudowne było te parę minut bez nich. Wprost. Idź na wprost. Idź na wprost, Adamie. No idź! Woła cię. Niestety, szepty nie raczyły wyjawić co takiego go woła. Przed nim uliczka ciągnęła się jeszcze parędziesiąt metrów, aż zakręcała, ustępując wydeptanej ścieżce prowadzącej do lasu.
  11. - Więc musimy wrócić - stwierdził. - Potrafisz prowadzić samochód? Szybciej zajmie ci dotarcie do niego i przyprowadzenie tutaj. A Chris nie potrafi - rzekł Lars, z trudem podnosząc ciało i przerzucając je sobie przez ramię. Z jakiegoś powodu nie zesztywniało. - Dam ci kluczyki i przyjedziesz tutaj, żebym mógł ją znieść na dół.
  12. Lars bez słowa wskazał dziurę na piersi. Rzeczywiście była dziurą w ciele, nie tylko w materiale, jak się z początku wydawało. Wyglądało to koszmarnie. - Spotkaliśmy prawdopodobnie tę samą osobę - odparł. - Udało im się wytropić nas szybciej, niż my to zrobiliśmy. Nekromanta zrobił to za dnia, kiedy spałem. Sądziłem, że byłem dobrze ukryty, ale najwyraźniej się myliłem. Nic ci nie zrobili? Chris wyszedł z pokoju obok blady jak trup, opierając się o ścianę i trzymając za brzuch.
  13. REDWATER Sprytny sposób działał przez pierwsze paręnaście minut. Rollo ignorował nowo przybyłego, chcąc jak najdłużej móc nacieszyć się lenistwem, a i Redowi słoneczko dobrze zrobiło, bo kac z wolna zaczął ustępować, podobnie jak mdłości. Niestety, na tego typu miejscach zazwyczaj nie lubi się bezczynności, dlatego też prędko nadeszła "sprawiedliwość". Red poczuł szarpnięcie w tył i wylądował na twardych deskach pokładu. Mdłości i zawroty głowy wróciły. - NIESUBORDYNACJA NAJNIŻSZEJ KLASY NA STATKU. MAJTKÓW! - krzyknął niski głos i Red zobaczył nad sobą białego, żylastego, umięśnionego pegaza z gniewną miną. Red zauważył, że Rollo również został powalony, a wokół nich zbiera się tłum marynarzy. ROSE Zgrabnie zeszła ze skrzyń, korzystając z momentu w którym strażnik zniknął za jednym ze stosów. Udało jej się przejść przez dziurę i wyjść na świeże powietrze... No, prawie świeże. Port raczej nigdy nie mógł się poszczycić odświeżającą atmosferą. Przed klaczą malowały się doki z zajmującymi je statkami i drewniane budynki gospodarcze. W oddali brzeg przekształcał się w plażę. Tak więc na wprost od Rose była plaża, na lewo doki, a na prawo miasto. Który kierunek obierze?
  14. Chris wzruszył ramionami i podążył za wspinającym się po schodach Larsem. Wampir szedł wolno, zupełnie jakby był po poważnym wypadku albo wszystkie jego kończyny w krótkim czasie przebyłyby poważne złamania. W końcu dotarli na szczyt i do pokoju, w którym spoczywało ciało. Chris niemal natychmiast odwrócił się, wybiegł z pomieszczenia i zwymiotował w drugim. Lars się nie poruszył. - Kiedy to się stało? - zapytał.
  15. - Dlaczego cię nie zabili? - zapytał Chris, bez cienia złośliwości w głosie. Od kiedy wszedł do domu, starał się ominąć smugi krwi na drewnianej podłodze i co chwila zerkal na nie z trudem ukrywanym niepokojem. Lars oparł się o poręcz schodów i spojrzał w górę, poruszając nozdrzami. - Tam? - zapytał, wskazując palcem na wyższe piętro.
  16. - Dobra - odparł Chris i się rozłączył. Ciężko było wytrzymać do wieczora, tym bardziej, że Adam spędził ten czas w towarzystwie trupa i głosów w głowie, nie mówiących niczego konkretnego. Nie działo się najlepiej. Przybyli o godzinie dziewiątej, kiedy zmrok zapadł już na dobre. Lars nie był w dobrej formie, w dodatku w czarnym płaszczu, na piersi, widniała pokaźna dziura. Chris wyglądał na rozstrojonego psychicznie. - Czy to... krew? - zapytał, podtrzymując Larsa, wyglądającego gorzej niż zwykle. - Na to wygląda. I nie jest to krew Richardson. Adam, streszczaj się. Chcę jak najszybciej wiedzieć, co się stało - wyszeptał Lars, krztusząc się.
  17. ROSE Gdy udało jej się oddalić od kryjówki i schować za jedną ze skrzyń, rzuciła gwoździe. Na chwilę zapadła głucha cisza, bo kuc najwyraźniej nasłuchiwał. Ale zadziałało; złapał się na przynętę, co Rose usłyszała parę sekund później. Miała póki co wolną drogę, ale kto wie ile szczęśliwa szansa mogła się utrzymać? Klacz musiała się spieszyć. REDWATER - Wyglądam ci na radar? Przed chwilą wyszedł na pokład, łajba nie jest tak wielka, żebyś się na niej zgubił. Odmaszerować! - zarządził kapitan, a następnie naciągnął kapelusz na twarz i zamierzał najwyraźniej zająć się Niezwykle Ważnymi Sprawami Dowództwa, to jest drzemką. Rollo siedział na pokładzie, a dokładnie na nadburciu, zajmując się niczym konkretnym. Ot, siedział i patrzył w wodę, rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca.
  18. Odpowiedziała mu przeciągająca się w słuchawce cisza. Chrisa zamurowało. - Co? - zapytał, kiedy już odzyskał głos. - Jak to: ciało? Gdzie? Masz na myśli... że Richardson niby nie żyje? - zapytał drżącym głosem. - Ja... znalazłem Larsa. On też... Znaczy już tak, już żyje, ale zdaje się nie żył przez chwilę. - Chris stracił cały swój gniewny ton. Teraz brzmiał raczej jak ktoś, kto jest o parę centymetrów od załamania nerwowego i cały czas się do niego zbliża. ADAMIE!
  19. - Wszystko zobaczymy - odparła, kierując się ku wyjściu z grobowca. Nie skomentowała wspomnienia o Izefecie. Wylądowali, choć z trudnościami. Grunt był grząski i dobrych parę godzin zeszło na szukanie skały na tyle dużej, by mógł na niej swobodnie wylądować statek. Dagobah w całości była porośnięta gęstą, bagienną roślinnością. Już z daleka zgniłozielona sylwetka planety zapowiadała nieszczególnie przyjemne miejsce, a prawda była jeszcze mniej przyjemna. Trap się otwarł, wypuszczając Katera i Zannah na niską skałę schodzącą do brązowej wody. Wszędzie wyrastały wielkie drzewa, których korzenie tworzyły malutkie wysepki porośnięte przez mniejszą, trawiastą roślinność. Powietrze było wilgotne i ciepłe, Kater już po paru sekundach czuł, jak para wodna go oblepia i jak zaczyna się pocić. - Mam nadzieję, że w miarę szybko to znajdziemy - rzekła Zannah.
  20. Krasnolud wypuścił całe powietrze jakie miał w płucach przy uderzeniu i nawet hełm i gęste kłaki nie ukryły wytrzeszczu, jaki wówczas zrobił. Na krótką chwilę zesztywniał, zsiniał i ogólnie znieruchomiał, oszołomiony... ...Żeby zaraz potem zacząć wierzgać i okładać Pete'ego po twarzy. Ciosy krasnoluda były mocne, bo oczywiście nie dawał kumplowi forów. Metalowe ochraniacze dodawały do siły ciosu i nawet wampirza egzystencja nie powodowała, że bolało mniej.
  21. Adam! Adam! Niby nie było już Hetmana i Wilka, ale pozostały głosy. Gdzieś po czaszce chłopaka rozbijały się uporczywe szepty, raz "atakujące" z większym, raz z mniejszym nasileniem. Chris i owszem, odebrał. Ale zadowolony z telefonu nie był, czego zresztą nie starał się ukrywać. - Czego chcesz? - warknął, odbierając już po pierwszym sygnale.
  22. Nie minęło wiele czasu nim poczuł się lepiej. Ledwie parę minut i odzyskał pełną sprawność, a senność zniknęła zupełnie. Adam? Adam! Adam! Został więc w budynku ze zwłokami Richardson i z telefonem do kontaktu z Chrisem. Wrogowie odeszli i trudno było powiedzieć, gdzie.
  23. Białowłosy poczekał, aż Adam podejdzie na odpowiednią odległość, by zbliżyć do jego czoła dłoń powolnym, spokojnym gestem - jakby nie chciał, żeby ten zareagował gwałtownie. - Niektóre dary w nieodpowiednich rękach bywają groźne. Udowodniłeś, że swój dar traktujesz lekkomyślnie. - Oczy nekromanty rozbłysły turkusowym światłem, zupełnie jak u Julii. Adam poczuł pulsowanie w płacie czołowym, a mężczyzna oddalił palce. Za nimi podążała wiązka słabo świecącego światła. Obraz zaczął się rozmazywać. - Adamie! Adamie! - odezwał się Hetman. Wilk również coś krzyknął, ale jego głos brzmiał jakby był bardzo daleko. - Nie mogę was od siebie uwolnić, jeśli oni tego nie chcą. Nie do końca. Kiedyś do ciebie wrócą. Czy prędzej czy później... Zależy od ciebie. Julia patrzyła na Adama z niedowierzaniem i niepokojem. Twarz jej mistrza była jak zwykle nieruchoma, a Adam czuł się coraz słabiej... Do momentu, w którym nekromanta zabrał rękę, odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. A Adam upadł na podłogę z uczuciem senności i... Ciszą w głowie.
  24. - Oczywiście. Kim byłbym nie pozwalając ci wziąć ciała przełożonej? Weź je. Nam do niczego się nie przyda - odparł. Julia odeszła w stronę okna, opierając się łokciem o parapet i ciężko oddychając. Była odwrócona do Adama plecami. - A teraz podejdź - poprosił nekromanta i zapraszająco machnął ręką.
  25. - Możesz - odparł nekromanta. - Dzisiaj nie widzę innej opcji niż rozejście się... Ale obawiam się, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie. Zanim jednak dojdzie do kolejnego... Podejdź tu, chłopcze. Nie zrobię ci krzywdy - rzekł.
×
×
  • Utwórz nowe...