-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Czego mam nie mówić reszcie?
-
- Kozły nie dostały się do Cloudsdale, ale można powiedzieć że i tak nie mają szansy się bronić. Ktokolwiek próbował opuszczać miasto, był zestrzeliwany, i... - przerwała - i tyle. Nie mam pojęcia gdzie mogą być, ale one dwie miały największą szansę na ucieczkę.
-
Rainbow Dash omiotła go wzrokiem. - Przed chwilą twierdziłeś, że pewnie jest bezpieczna. - To ja może pójdę po resztę... - powiedziała Rarity i ruszyła do lasu.
-
Hammer westchnął i ruszył pierwszy, ostrożnie i powoli stawiając kopyta. Stopień po stopniu.
-
Cała trójka ruszyła ku schodom prowadzącym "gdzieś w dół". Schody były o wiele gorsze, niż to sobie mogli wyobrazić. Nie dość że wąskie, to strome i kręte, bo zygzakiem oplatały klif. Niektóre ze stopni były wyszczerbione, innych w ogóle nie było, a jeszcze inne groziły zawaleniem się. Zejście dodatkowo utrudniał fakt, że schody były mokre i śliskie od glonów i porostów ktore przez lata zdążyły się na nich osiąść.
-
- Tak więc teraz musimy opracować plan usunięcia stąd kozłów - zarządziła Księżniczka. - Twilight, czy wiesz gdzie są teraz twoje przyjaciółki? - zapytała. - To nie będzie łatwe. Musielibyśmy najpierw uwolnić rodziny, a dopiero potem je. Wiem tylko gdzie jest Applejack. Możliwe że Rainbow Dash i Fluttershy udało się uciec.
-
- Tam - wskazał Arrow niewielkie wybrzuszenie - są wąskie schody. Możliwe że właśnie tam poszedł.
-
Przez cały czas Rainbow Dash odwracała się i dziwnie spoglądała na Fiury'ego. Gdy dotarli do obozu, siedziała w nim tylko Rarity. - Fiury, jesteś cały! Wspaniale! A gdzie twoja przyjaciółka? - zapytała po chwili.
-
Lekarz właśnie kończył opatrywać kuca, któremu nabój utknął w nodze. Obok niego dwóch asystentów opatrywało kolejnego.
-
- Czemu? Dawaj, mnie możesz powiedzieć wszystko! Mów, słucham. - Ptak usiadł i wbił oczy w Ruffian.
-
- Kręcisz coś. Znając ją? Co to za odpowiedź, hę? Dobra, mniejsza. Zaprowadzę was do obozu, a potem zaczniemy jej szukać.
-
- Jasne - Arrow z wyszczerzem na twarzy odsunął się kawałek. Nadszedł też Hammer. - Znaleźliiśmy świeże ślady kopyt i chyba wiemy, gdzie poszedł. To znaczy, on znalazł.
-
Mogłam. Przeaszam. * * * Drobne pismo, składające się z ustawionych pod różnym kątem kresek, napisane ciemnym atramentem. Nie wydawało się znajome, i Midnight zastanowił się, czy aby na pewno jest pismem. Luna weszła do środka. - I jak? Znaleźliście coś?
-
- Jasne, już idziemy... Hej, gdzie jest Meekness? - zapytała z błyskiem podejrzliwości w oku.
-
Klacz spadła z wysokości metra na rzadką, zgniłozieloną trawę. Wszędzie wokół były głazy, porozrzucane kilka metrów od siebie. Wiatr nie dawał chwili wytchnienia, wiejąc i unosząąc ze sobą krople wody. Było zimno. Kilkadziesiąt metrów przed Somadą klif się kończył, ustępując miejsca morzu. - O rany, udało się! - Arrow rzucił się na towarzyszkę i uścisnął ją mocno.
-
- Nie-khe. Khe, khe. - zakaszlał. - Wejście phrzez komin to nie jest idealna myśl, okazuje się. Handka udana?
-
- Nie mam pojęcia, co to właściwie jest. Jest tu coś napisane, ale dziwnym szyfrem... Albo rodzimym pismem Zecory. Nie wiem nawet, czy to na pewno wskazówka, czy jakiś przepis. - Twilight pokazała pergamin Midnightowi.
-
- Polana? Jaka polana? Jest jedna polana niedaleko obozu... Dziwne. Nie zauważyłam żadnych resztek podmieńców...
-
Ten wypluł krwawą pianę i zakaszlał. Oddychał ciężko i płytko. - Nie, proszę. Zostaw mnie tutaj, bo chyba nie wytrzymam przeprowadzki, albo zabrudzę ci tapicerkę... wezwij po prostu lekarza...
-
Dwie minuty później przez kominek wpadł kruk, przetoczył się na dywan i zakaszlał, po czym wstał i otrzepał się z pyłu.
-
- Jasne, jasne. Żarty sobie robisz? W chowanego się bawisz? Gościu my cię wszędzie szukałyśmy! - krzyknęła Rainbow Dash wychylając się z zarośli i lądując tuż obok.
-
Hammer zniknął. Teraz pozostała już tylko teleportacja samej siebie. Oby tylko reszta łowców nie została przemieszczona zbyt blisko Ignisa, albo w jakieś niebezpieczne miejsce.
-
Pantera powoli ruszyła za towarzyszem. Fiury nigdy nie był w tej części lasu. Usłyszał szelest liści.
-
Twilight odwróciła się gwałtownie. - Coś się stało? - zapytała. Obok niej leżało kilka glinianych garnków - cudem nie pozbijanych - i kilka szklanych słoi z dziwną zawartością. Twilight zaś trzymała kawałek pergaminu przed oczami.
-
- Oj, już późno - zauważył. - Muszę cię opuścić i zniknąć w odmętach domostwa... Ale niebawem znowu zawitam w tych progach. Kruk zaraz będzie Do zobaczenia... - wyszeptał, materializując się tuż obok fotela Ruffian, po czym ruszył ku drzwiom i wyszedł.