-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Dobrze, dobrze. Nie martw się. Nie idziesz ze mną? Och, tak. Fakt. Lepiej żebyś tutaj został. I... Ach, nie zapominaj, żeby się przykryć. Noc jest dzisiaj chłodna. - powiedziała i rozchyliła poły namiotu.
-
Dearme zrobiła to samo co Victo, omijając tylko część ze spazmami. - To co z tym życzeniem? - zapytała po chwili.
-
- Jestem szczęśliwa. Na swój własny sposób. - Powiedziała. Oczywiście, wyszeptała to Victo do ucha. ~~~~~~~~~~ Ty dalej masz postać tego czarnego, humanoidalnego?
-
Fluttershy wstała. - Ojej... Nigdy jeszcze nie miałam kontaktu z panterą. Umm, och... Fiury? Troszkę ciężko mi się chodzi... Czy ty mógłbyś... Oczywiście, jeśli to możliwe i nie będzie ci przeszkadzało... - Powiedziała.
-
- Nie zgrywam miłej. Poza tym, nie mam zamiaru być miła dla CIEBIE - rzekła do Ruffian. - Jeśli mi je oddasz, ja oddam je tobie - powiedziała do Victa.
-
- Zatrzymaj je dla siebie. Nie potrzebuję życzenia. Twój wysiłek, twoje życzenie. - Uśmiechnęła się.
-
- Nie czujesz się więc szczęśliwa, że odniosłaś sukces samodzielnie? O, tak. Z pewnością tak. Widzisz? Uszczęśliwiam ludzi! - Wybuchła śmiechem.
-
Półka pełna była książek o faunie i florze. Na końcu regału stały dwie, zakurzone książki o geologii. Były w stanie zupełnego zniszczenia i gnicia. Wyglądały jak siedem nieszczęść. Jedna nosiła tytuł "Geologia dla idiotów", druga zaś "Litosfera i Pedosfera Equestrii".
-
Kuc pisnął cicho. Źrebak na pełnej prędkości przywarł do Fluttershy, która po prostu się wystraszyła. - Och, to ty. Pantera? Gdzie? - zapytała.
-
- A wiesz... Może. Może masz rację. - Pomyślał przez chwilę. - Idę z nią porozmawiać. - Dodał i wyszedł z komnaty. Nie wiadomo dlaczego Somadzie na myśl przyszedł koniec świata.
-
- A może już... Posprzątali? - Odezwał się niepewnie głos jednego z żołnierzy. Rozorane pola przypominały post apokaliptyczny krajobraz. Nawet w okopach nie było nikogo.
-
- Nie mogę użyć mocy... - powiedział jeden z jednorożców. Łańcuchy opadły całkowicie i Ruffian miała wolną drogę ucieczki. Jeśli tylko nie złapią jej jednorożce.
-
Wylądowała tuż obok Socks. - Krzycz, krzycz. Naprawdę sądzisz że kogokolwiek to obchodzi? - Wybuchnęła śmiechem.
-
Dearme tymczasem nie przejmowała się za bardzo uwagami Socks. Leciała tak, żeby jej było przyjemnie. Puszczała każdą odzywkę towarzyszki mimo uszu. I tak Socks była koniem pociągowym, a Dearme nie musiała się męczyć.
-
Założę chyba Lożę Szyderców. Prędkość Światła i 650 km/h? Nie wierzę w Was.
-
Dearme ostatecznie zdecydowała się na dematerializację. Dogoniła Socks w powietrzu, pod postacią czarnego ptaka z zielonymi oczami.
-
Dearme zdecydowała się zmaterializować. Od teraz nienawidziła lin. Pobiegła truchtem, powoli, nie męcząc się.
-
- Oczywiście, że mam. Zawsze mam. Po prostu nie pobiegnę. - Roześmiała się - Nawet Twój rozkaz, Kosiarzu nic nie da. O, tak. Właśnie tak.
-
Stwór, który wybiegł z krzewów był idealnie czarny. Miał futro, nie był zbudowany z drewna. I był mniejszy od Fiury'ego. Potężne łapy i długi ogon nadawały istotce drapieżnego wyglądu, na razie jednak mała pantera raczej nie wzbudzała strachu.
-
- Głupi? Ocierasz się o hipokryzję. Owco. - Wysyczała i stanęła obok. Jeśli już ma biec, pobiegnie sama. "Nie. Nie teraz. Teraz będę szukała swojego sposobu na uniknięcie biegu z owcą".
-
- Nie. Będzie. Żadnej. Liny. I żadnego powiązania - Dearme nawet nie musiała się rozbijać. Automatycznie rozsypała się i wymknęła spod węzła.
-
- Phi. Każde z nas wiele przeszło. Ona nie jest wyjątkiem. Poza tym, wsadziła draniowi nóż w tętnicę. Powinno jej być lepiej. - Powiedział. Kryształowa kula wypadła mu i potoczyła się po podłodze. Podniósł się i szybko, z przepraszającym wyrazem twarzy odniósł ją na miejsce. - Wybacz - Rzekł z głupim uśmiechem na twarzy.
-
Dearme podeszła do Victo. - Co powiesz na bieg razem? - zapytała.
-
- Jeśli tylko chcesz, wypowiedz. Nie mam zamiaru się ścigać. Przy najbliższej okazji zboczę z drogi. - Powiedziała.
-
Dearme wręcz odrzuciło na myśl biegu z Socks. Mimo to spojrzała na nią i uśmiechnęła się szeroko, groźnie. - Boisz się, owco?