-
Zawartość
1391 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
3
Wszystko napisane przez Ukeź
-
- Znać się nie znamy, ale kojarzę, że jesteśmy z jednej szkoły, Sonny jestem - odpowiedział wzruszając ramionami i uśmiechając się jednym kącikiem ust. - Takie samo prawdopodobieństwo, że ze mnie syren, jak z ciebie ksiądz. A co do tych plotek... ludzie nakręcają się, bo po prostu chcą jakiejś sensacji, nic ciekawego. - Schował ręce do kieszeni.
-
Chłopak wszedł do sklepu, z zamiarem kupienia sobie czegoś do przegryzienia. Słuchawkę wciąż miał zdjętą z jednego ucha, toteż usłyszał po części rozmowę grupki osób i zaraz.. mimowolnie zaczął się śmiać. "Syreny to raczej dziewczyny"! Dobre sobie. Podszedł do tej grupki. - Wybaczcie, ale przypadkiem usłyszałem, że rozmawiacie o syrenkach. Nie jesteście przypadkiem za starzy, żeby wierzyć w takie bajki? - zagadał.
-
A ja chwilowo odzyskałem znośny nastrój bo dziś w telewizji Hari Pota, a poza tym, może jednak wypali mi we wrześniu wyjazd z kumplem nad morze. Ale to tak spontaniczny pomysł i tak nierealny, że nic nie wiadomo. Ale znów mam problem ze znalezieniem noclegu w Łodzi. Naprawdę wolałbym zajechać sobie do lekarza na wizytę, a po niej od razu sobie wrócić, ale kurde, połączenie takie cudowne, że załamać się tylko idzie. Albo będę o 3 nad ranem i sobie poczekam do południa na swoją wizytę pod poradnią, albo zajadę do Łodzi dokładnie na 12 - godzinę o której mam wizytę. Zostaje mi tylko liczyć na to, że jakiś couch jednak się znajdzie, albo, że jakimś cudem przez blablacar coś ogarnę, eh.
-
To idź na ulicę i wal ludzi po mordzie, jak to takie skuteczne, serio ci mówię. Tylko jak ci ktoś potem odda to już jest gorzej, wiesz?
-
Ależ ja nie twierdzę, że nie mam problemów ze sobą, bo mam. Poważne. Po to jeżdżę na zasrane wizyty do lekarza kilkaset kilometrów dalej, żeby coś z tym zrobić, nie? Ale tu wracamy do tego, co pisałem przedtem. "Akceptowanie" problemów, póki założą że ich rozwiązanie będzie takie, jak rodzice twierdzą. A zanosi się na tą opcję, której oni nie trawią, więc jest tylko darcie mordy. A potem przyłażenie i przepraszanie, które znów jawnie pokazuje, że to kolejny znak pt. "i tak ci przejdzie, dadzą ci jakieś leki i będzie spokój i nie wydziwiaj".
-
Piąteczka. Ja zawsze będę dla odmiany tym gorszym i nieudanym dzieckiem w stosunku do starszego brata, który jest po prostu "udany", a ja mam problemy z głową według matki. Nie, nie domyślam się jak. Oświecisz mnie?
-
O, mam powód do narzekania na relacje międzyludzkie i fałsz totalny wszędzie. Wiecie co wkurza najbardziej? Jak ktoś jest tolerancyjny, ale w rzeczywistości wcale tak nie jest. Albo jak się kuźwa nie umie określić. Udaje, że jest tak i tak, a w gruncie rzeczy - jest inaczej. Wiecie co? W dupie to wszystko mam. Taka rada dla przyszłych rodziców. Jak wasze dziecko kiedyś wam o czymś powie, dunno, że jest aseksem, lesbijką, gejem, transem, płcią zero, czy że czuje się chociażby kartoflem, to się kuźwa w stosunku do tego jakoś określcie. Bo takie "akceptujemy to" z niedopowiedzianym na głos "ale jesteśmy święcie przekonani, że ci się odwidzi, dlatego to akceptujemy, a jak się nie odwidzi to wypie*dalaj, nie chcemy cię znać" jest znacznie bardziej krzywdzące niż szczere "nie chcemy cię znać" od razu. Nie robi się zasranych nadziei na to, że można normalnie funkcjonować w relacjach z rodziną. Taka prawda. I właśnie dziś uznałem, że lepiej by mi się jednak funkcjonowało totalnie samemu. I chcę jeszcze szczura. I cały inny zwierzyniec. Bez ludzi, ludzie są źli.
-
Sonny jak to miał w zwyczaju, przechadzał się odcięty od rzeczywistości, swoimi słuchawkami. Lubił muzykę. Oczywiście nie bardziej niż wodę. Ale z pewnością była dla niego jedną z ważniejszych rzeczy. W pewnym momencie przyuważył w nieznacznej odległości grupkę osób. Kojarzył ich ze szkoły. Chyba. Zsunął słuchawkę z jednego ucha. Po co? Ano po to, żeby usłyszeć, jakby mówili o czymś ciekawym.
-
Może jakoś się ogarnąć na wolontariat w naszym schronisku? Koty też tam są. Ano widzisz. A mi kot zdecydowanie bardziej odpowiada niż człowiek. Nawet jeśli czasem nie rozumiem o co mu chodzi, gdy coś robi. To mimo wszystko, jego obecność mnie nie męczy. A ludzka tak. Zresztą, mój Leoś to taka leniwa kluska, która potrafi łazić za mną cały dzień. I noc. I budzi mnie o 4 codziennie ostatnio. A mi to nie przeszkadza specjalnie, wciągam go pod kołdrę i idę spać dalej. Po prostu chodzi mi o to, że niektórzy naprawdę lepiej funkcjonują bez osób wokół, ograniczając te kontakty głównie na odległość. A to widzisz, ja dla odmiany dostaję ataku paniki i chcę wracać do domu jak najszybciej się da. A jak nie paniki to irytacji. Bo za dużo ludzi wokół, brakuje mi przestrzeni osobistej.
-
Internetowe "relacje" u mnie przechodzą z prostych przyczyn - nie męczy mnie czyjaś obecność i nie drażni każda byle pierdółka. Inaczej jest, jak się przebywa z kimś "na żywo" (na martwo?). Może to kwestia, że mam naprawdę dużo "dziwactw". Ale sądzę, że znajdą się i tacy, że naprawdę nikogo nie potrzebują. Da się tak funkcjonować, jeśli komuś to odpowiada. Bo są ♥
-
Ja tam ostatnio zauważam, że najlepiej funkcjonuję, gdy nie muszę nigdzie wychodzić z domu i jeszcze jak w tym domu nikogo poza mną i kotami nie ma. Relacje z innymi nie zawsze są dobre. Dwulicowość, dwulicowość wszędzie. Wolę siedzieć z kotem. On też jest dwulicowy dziad. Ale go kocham. Nie uogólniajmy wszystkich, serio niektórzy nie potrzebują stada ludzi do szczęścia.
-
Odkopuję temat, z racji, że ostatnio sobie znów kombinowałem z kolorystyką mojej grzywy. I grzywy kumpla. Jeśli kogoś interesuje uzyskanie odcieniu takiego... pudrowego różu, może czegoś delikatnie "morelowego" w odcieniu, to nałożenie rozjaśniacza z Joanny na włosy uprzednio pofarbowane czerwoną pianką z venity będzie dobrą opcją. Z kolei nałożenie go na ciemny brąz, farbowany wcześniej sprawi, że uzyskacie ładny rudy odcień, o.
-
Trzeba przyciąć swoją emosową grzywę w końcu. Tylko jak? Nie, całość jednej długości przejechana maszynką jest fe.
-
Na pewno nie klepiąc bezmyślnie zdrowaśkę, czy inną modlitwę, której się nauczyło za dzieciaka. Swoją drogą, w tej kwestii pamiętam, że nasz ksiądz, który uczył nas w ostatniej liceum mówił, żeby z Bogiem rozmawiać normalnie, klnąc, warcząc na niego, jak jesteśmy wkurzeni i marudząc jak czegoś chcemy, bo stwierdził, że właśnie tak zazwyczaj się rozmawia z normalnymi rodzicami, gdy czegoś się chce. Bardziej się tego żąda, niż o to prosi. Oczywiście jeśli ktoś prosi swoich rodziców, to Boga też powinien, ale chodziło mu o to, by traktować go tak, jak rodzica swojego właśnie. Z kolei inny ksiądz na rekolekcjach kazał nam dziękować Bogu za wszystko co się da, za to co było dobre i to co było złe i za to co będzie, nie ważne, czy dobre, czy złe. I za to, żeby słuchał nas po swojemu, a nie po naszemu. Ja tam nie wiem, ale opcja szczerego marudzenia jak się czuje taką potrzebę wydaje mi się bardziej odpowiednia, niż dziękowanie, które często mimo wszystko będzie... wymuszone.
-
Dalej spamię, bo mogę. Z komiszami jakoś opornie, ale póki co, coś tam było. Także, wrzucam.
-
Biedne i krótkie to KP jak na mnie, ale trudno (pisane i tak długo, bo ciągle ktoś zawraca głowę). Imię i nazwisko: Sonny Salmon Rasa: Syren [bo dostałem pozwolenie, lel] Wiek: 17 lat Charakter: Względnie specyficzny. Chłopak sprawia wrażenie spokojnego, który zawsze unika większej grupy ludzi, siedząc gdzieś w swoim świecie z słuchawkami na uszach. Poza tym, twierdzi, że panicznie boi się wody, toteż z głowy ma wszelkiego rodzaju zabawy nad jeziorem, czy inne temu podobne. W rzeczywistości, jak już się z kimś dogada, to otwarty i raczej sympatyczny, czasem szczery wręcz do bólu. Wygląd: Niespecjalnie wysoki, bo mierzący jakieś 178 cm wzrostu. Delikatny typ urody, oczy i włosy tego samego odcienia błękitu, a cera wręcz mlecznobiała. Szczupły. Zasłania większe płaszczyzny swojego ciała, twierdząc, że to kwestia cery wrażliwej na słońce, w rzeczywistości, długi rękaw, czy długie spodnie (praktycznie nigdy nie nosi zwykłych t-shirtów z krótkimi rękawkami) mają na celu izolować go przed ewentualnym kontaktem jego skóry z większą ilością wody.
-
Muszę napisać życiorys emocjonalny. Nawet nie wiem jak się za to zabrać
- Pokaż poprzednie komentarze [1 więcej]
-
Muszę napisać swój życiorys. Pod kątem emocji odczuwanych przy poszczególnych wydarzeniach. O relacjach z rodziną. O wczesnych latach dzieciństwa też. O planach na przyszłość. Jesu. To jest straszne. To nie tylko tak brzmi.
-
Nie. Zastanawiam się, czy forma opowiadania w narracji trzecioosobowej przejdzie. Uznam, że to niczym opis emocji bohatera literackiego wtedy. Hm.
-
Dzień długi, jak są wakacje. Poza tym, nie mogę ciągle szyć i rysować - siedząca pozycja, schylona - znów kręgosłup. W mojej okolicy jest opornie ze znalezieniem jakiejkolwiek roboty. A ja mam poza tym problem z fobią społeczną dodatkowy. Praca bezpośrednio z ludźmi - wykańczałaby mnie strasznie. Mógłbym właśnie nie wiem, siedzieć gdzieś, szyć. Chciałem iść na wolontariat do schroniska - jest problem z dojazdem, chyba, że zacząłbym kursować sobie stopem. Pomyślę nad tym niby jeszcze, ale no.
-
Z pracą jest taki problem, że nie każdy nadaje się do każdej pracy. A w moich okolicach to co najwyżej jakby mi się poszczęściło to by mnie do Maca wzięli. A ja bym tam zdechł, bo mam kręgosłup zwinięty w rulon niczym dywan i problemy z kolanami, więc no. Dlatego chciałbym szyć, czy tworzyć coś graficznego - ale co poradzę, że wzięcia nie ma specjalnego. Szyję, bazgram, czytam - niby rozwijam pasję. Ale nadal czuję hmm.. bezsens egzystencjalny. Przytłacza mnie to już.
-
MewTwo - właśnie kumpel, który był u mnie prawie dwa tygodnie wrócił do domu. Jak masz ochotę to mogę się któregoś dnia ruszyć z domu, gdzieś się popałętać czy coś Ale nie wiem czy odpowiada Ci moje towarzystwo. To tak totalnie btw. Ale pożalić się sobie wzajemnie - można. Żalę się, bo w sumie jest mi smutno. Nawet nie wiem czemu konkretnie. Cierpię na dziwny rodzaj braku zajęć. Nie wiem co z sobą zrobić. Siedzę pół dnia i gram w jakieś durnoty na telefonie, czasem coś nabazgram na komputerze. A potem czekam godzinami aż mi ktoś odpisze. Teraz ostatnie 2 tygodnie jakoś przeżyłem - kumpel był. Ale w sumie, zaczął mnie już męczyć, bo wcale nie rozwiązało to problemu z brakiem zajęć. Wręcz przeciwnie. Zamiast się czymś ciekawym zająć, to głównie było "nie chce mi się" z którejś ze stron. I dwa tygodnie... wegetowania. Poza tym, znów zatęskniłem za internatem. Niby był wkurzający, ale jednak, miałem więcej ludzi wokół siebie, z którymi dało się pogadać. A tak, wszyscy się rozjeżdżają w swoje strony. Niby odwiedzałem czasem mój plastuś przez ten ostatni rok - ale jednak to już co innego. Smutno mi z tego powodu. Studia i akademik nie są fajne. Ludzie nie tacy, klimat nie taki. Niby wakacje są, ale zajmuję się szukaniem stancji, co też mi nie idzie, bo ceny straszne, a jak coś sensownego, to po paru minutach od dodania ogłoszenia - zaklepane. Ludzie świrują. Nie wiem co ze sobą zrobić. Uszyłbym coś. Porysował. Tak na zamówienie. Ale zainteresowanie marne. A jak szyję, czy rysuję - to chociaż mam zajęcie. I trochę pieniążków przybędzie. A pieniążki mi bardzo potrzebne. Ciągle ich brakuje. Tracę motywację do czegokolwiek.
-
Byłem na wsi, bawiłem się z przyszłym pasztetem. Swoją drogą stałem się rudy
-
Okej, potrzebuję noclegu w Łodzi z 9 na 10 lipca dla dwóch osób. Starczy podłoga. Byle nie siedzieć na dworze. Mam wizytę u lekarza, a nie mam jak dojechać 10, a plątanie się po Łodzi w nocy nie widzi mi się za bardzo ;_; HALP.
- Pokaż poprzednie komentarze [4 więcej]
-
50 zł za bilet? Niech zgadne, intercity? A jeździłeś kiedyś polskim busem? Do łodzi często za złotówkę można bilety kupić. Polecam sprawdzić Chyba, że nie lubisz autobusów to odpada.
-
Z mojego zadupia coś takiego jak polski bus nie kursuje ogółem, także tego. W ogóle nie mam bezpośredniego połączenia, muszę jechać z przesiadką.
-
To spróbuj dojechać do większego miasta zwykłym busem i stamtąd Polskibusem do łodzi. Ja tak robię, bo ode mnie też nie kursują, tylko muszę podjechać do Wrocławia.
-
[PRZEPRASZAM ZA TO ŻE MAM NA GŁOWIE WYPROWADZKĘ Z AKADEMIKA I SZUKANIE STANCJI NA PRZYSZŁY ROK I MASĘ INNYCH ZAJĘĆ CHWILOWO, KUŹWA, NIE ŻYJĘ TYLKO FORUM, JPRDL. JESZCZE JAK MI ZAŁATWISZ DARMOWY NOCLEG W ŁODZI DLA DWÓCH OSÓB, BO MAM ZASRANĄ WIZYTĘ U LEKARZA NA KTÓRĄ JUŻ TROCHĘ CZEKAM 10 LIPCA I MUSZĘ DOJECHAĆ 9, A UMÓWIONY NOCLEG MI SIĘ POSYPAŁ TO BĘDZIE FAJNIE, BO NA RAZIE TO TEŻ PROBLEM, A PRZEKŁADANIE TO KOLEJNE CZEKANIE NIE WIEM ILE. Serio takie rzeczy odbierają wenę na pisanie czegokolwiek. Dobrze, wyżaliłem się, chociaż i tak gówno was obchodzi moje życie prywatne i problemy. Ale tak chcecie kontynuacje to macie. Miało być bardziej rozpisane, ładniej opisane, ale jak wolicie pisane bez weny i chęci, to niech se wam będzie.] Na stacji na egzorcystów czekał jeden z poszukiwaczy. Kiedy wreszcie zjawiła się cała czwórka (oczywiście z Finnem na samym końcu, kto wie, gdzie ten się szlajał tak długo), odezwał się do nich. - Miałem sprawdzić, czy na pewno wsiądziecie do pociągu - wyjaśnił, widząc ich zaskoczone spojrzenia. - Podróż powinna zająć wam w przybliżeniu jakieś pięć godzin, jeśli nie będzie opóźnień. Macie wysiąść na stacji w Steinheim [nie, nie wiem, czy jest tam taka wioska, randomowa nazwa, nie wnikajmy w jakąkolwiek geografie ok?], inny poszukiwacz będzie tam na was czekać, by pokazać wam teren i tak dalej - dodał. - Chyba zaraz na was czas. Można już było w oddali zauważyć pociąg zbliżający się na stację. Finn złapał mocniej uchwyt od walizki ze swoimi rzeczami i uśmiechnął się do poszukiwacza. - Fakt, na nas już pora. To do zobaczenia, Toma - zwrócił się do mężczyzny, a kiedy pociąg zatrzymał się na stacji, jako pierwszy się do niego wpakował. - No chodźcie - rzucił wesoło do towarzyszy. [Jak chcecie to opiszcie trochę podróży, może postaci by pogadały, jak nie, to zrobię przeskok, to już jak wolicie Btw. Kim konkretnie są poszukiwacze i jak wyglądają napiszę jak już jakiś nas odbierze ze stacji. ]
-
((Tak zasadniczo to nie mam, ale jak nikt poza wami nie pisze to mi też się samemu ze sobą ciągle pisać nie chce </3))