Zależy jak to "zmienienie płci" odnosi się dalej. Powiem tyle co wiem pod względem jaki stosunek do tego ma kościół.
Sam transseksualizm grzechem nie jest.
Za grzech jednak uznaje się świadome pozbawienie się możliwości posiadania potomstwa (well, jeśli owa znajoma, a właściwie to znajomy, decyduje się na drugą operację, tj usunięcie sobie jajników, macicy etc, to świadomie pozbawia się tego bez sytuacji zagrożenia życia, bo inaczej to wygląda, jeśli się to wycina np. z powodu raka). Czyli w tym wypadku tak.
Ale jeśli patrzeć na to, że owy ts, poprzestaje tylko na sądowej zmianie danych (bo po prostu chce w społeczeństwie funkcjonować jako mężczyzna, nie kobieta), nie robiąc sobie operacji, albo np. poprzestając na jedynce (płaska klata), to tak, póki żyje sobie ot tak, sam, pracując po prostu jako facet, żyjąc samemu jako facet, to w gruncie rzeczy grzechem to być nie powinno, bo byłoby to po prostu bez sensu. Krzywdy nikomu tym nie robi, a i sobie też nie zrobił, bo nadal teoretycznie może mieć potomstwo.
Bardziej sprawa się miesza jeśli takowa osoba chce np. zawrzeć z kimś związek małżeński. Prawnie - jest facetem. Dla kościoła - kobietą. Czyli może wziąć ślub cywilny jedynie z kobietą, bo kościelnego z kobietą nie weźmie (oczywiście jeśli patrzeć na to wszystko pod kątem kościoła). Dla kościoła byłby to ślub po prostu dwóch kobiet, więc uznaje to za grzech. Przykre.
Pokręcona, bardzo pokręcona sprawa.
Wielu transseksualistów przyjmuje na nowo chrzest, udając, że np. rodzice byli niewierzący, albo że akt chrztu się gdzieś zapodział, po to, by mieć ślub kościelny, swoją drogą. I jak to wygląda? Z jednej strony - jawny grzech, bo kłamstwo, poza tym, do takich sakramentów (bo przecież wtedy powtórka i z komunii i z bierzmowania) przystępuje się jednak tylko raz. Z drugiej, to wszystko kwestia stosunku kościoła do transseksualizmu. Bo najgłupsze w tym wszystkim jest to, że jeśli dziecko urodziło się, choćby z malutkim zalążkiem organów płci przeciwnej, czy z innym kariotypem - wtedy nie ma problemu i taką "zmianę płci" kościół uznaje, z tego co się orientowałem, eh.
Ale to wszystko jest z punktu widzenia kościoła. Ciekawe jak do tego ma się Bóg? Któż to wie.
Swoją drogą określenie "zmiana płci" jest w sumie strasznie niepasujące. Lepiej nazywać to korektą płci lub dopasowaniem, bo człowiek nie zmienia płci, bo tego się zrobić nie da, tylko dopasowuje/koryguje płeć fizyczną do psychicznej. Tak, dla kogoś to duperele, ale tak tylko zwracam uwagę.
Edit. Z racji że się pogubiłem w całej dyskusji to po prostu zostawiam post o kwestii ts etc.