Skocz do zawartości

Hoffman

Brony
  • Zawartość

    1154
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    41

Wszystko napisane przez Hoffman

  1. Nadszedł czas na poznanie zwycięzcy pojedynku i zawodnika, którego zobaczymy w rundzie drugiej! Serox Vonxatian - 9 Ohmowe Ciastko - 0 Taka jednomyślność zdarza się niezmiernie rzadko. Nie ma zatem wątpliwości, iż starcie wygrywa... Serox Vonxatian Gratulujemy tego spektakularnego zwycięstwa!
  2. Nadeszła pora na poznanie zwycięzcy pojedynku. Gotowi? Avaleme - 3 Alder - 4 A zatem, za sprawą jednego głosu przewagi, zwycięża i do rundy drugiej przechodzi... Alder Gratulujemy awansu! Liczymy na jeszcze więcej mocy w następnym pojedynku!
  3. Czas minął, pora poznać rezultat pojedynku. Zegarmistrz - 13 Rex *Monster* Crusader - 4 A zatem, w wyniku zdecydowanej przewagi głosów, zwycięzcą tego starcia zostaje... Zegarmistrz Gratulujemy zwycięstwa, jak również awansu do rundy drugiej!
  4. GONG! Na styk, można by rzec... Dlaczego tylko tyle? No nic. Grunt, że starcie zakończone, a my mamy problem z wyłonieniem zwycięzcy! Nie obejdzie się bez Waszej pomocy, droga publiczności! Zapraszam do komentowania starcia i głosowania! Kto okazał się silniejszy? Kogo zobaczymy w następnej rundzie? Czekamy na Wasze opinie i głosy!
  5. GONG! Drodzy Państwo, czy widzicie tu kogoś innego, poza Nimfadorą? Ja też nie. Nigdzie nie widzę Vinylplaygames, toteż nie pozostaje mi nic innego, jak ogłosić Nimfadorę zwyciężczynią pojedynku! Oby w rundzie drugiej otrzymała szansę wykazania się swą wielką mocą i pomysłowością. Powodzenia!
  6. GONG! Nawet nie macie pojęcia, jak się cieszę... Oczywiście, na widok dłuższego, bardziej zażartego pojedynku, a nie jego końca Droga publiczności, nie było to łatwe starcie, jednakże zwycięzcę poznać musimy. Kto okazał się silniejszy? Kto przeważył swoją potęgą? Kogo zobaczymy w rundzie drugiej? Zapraszam do wznoszenia kikutów i komentowania, ku czci Waszych faworytów!
  7. GONG! Cóż... WinterPonyLiker nie stawił się na arenie. Zatem, nie pozostaje mi nic innego jak ogłoszenie, iż zwycięzcą pojedynku zostaje Hoffner! Gratulacje... Aczkolwiek, chyba nie było zbyt trudno, walcząc z powietrzem? Dokładnie tak. Oby w rundzie drugiej Hoffner natrafił na godnego, odważnego przeciwnika, na którym wreszcie rozładuje nieco energii, przy którym zaprezentuje się z tej potężniejszej strony! Zachowaj moc na niedaleką przyszłość. Powodzenia!
  8. GONG! Cóż, tu nie potrzeba chyba żadnych wyjaśnień. Harkon po prostu nie stawił się na arenę. W związku z powyższym, zwycięża Sardo Limbion! Oby w przyszłej rundzie napotkał na kogoś, kto odznacza się chociaż troszeczkę większą odwagą... Powodzenia w drugiej rundzie!
  9. GONG! Cóż... Na trzech się nie skończyło... Niestety, ale Gray Picture zabrakło jednego posta, by osiągnąć minimum. Zatem, zwycięzcą pojedynku zostaje Spacetime Dancer! Ściskam dłoń zarówno zwycięzcy, jak i jego rywalce. Wielka szkoda, że nie dane nam było zobaczyć więcej, ale cóż, tak to już bywa. Oby nie był to Wasz ostatni raz na Arenach Magicznych Zmagań!
  10. GONG! A zatem, moi drodzy, czas na zakończenie pojedynku i wyłonienie jego zwycięzcy! Droga publiczności, kto, Waszym zdaniem, okazał się potężniejszy? Czy był to Dayan, czy Szydło? Głosujcie i komentujcie! Bez Was nie uda nam się poznać tego, który znajdzie się w kolejnej rundzie, naprzeciw niemniej silnego oponenta!
  11. GONG! Po raz trzeci. W związku z powyższym punktem regulaminu, pojedynek zostaje rozstrzygnięty bez głosowania. Ponieważ Monti odpowiedziała jako ostatnia, to ona zostaje zwyciężczynią tejże walki! Gratulujemy! Wielka szkoda, że pojedynek się nie rozkręcił, jednakże życzymy szczęścia w przyszłych starciach! Jednocześnie, informujemy, iż wrota aren pozostają otwarte, również dla KubyGR8!
  12. GONG! Czas na zakończenie pojedynku, jednakże wciąż pozostaje otwarta kwestia zwycięzcy! A zatem, droga publiczności, kto popisał się większą mocą? Kto okazał się silniejszy? Kto jest waszym faworytem? Zapraszam do głosowania, komentowania i skandowania!
  13. GONG! Aw... I znowuż... W związku z powyższym, nie pozostaje mi nic innego, jak zakończyć pojedynek, ogłaszając jednocześnie Zmarę, jako zwycięzcę! To do niego należało ostatnie słowo, to on jako ostatni podjął akcję. Szkoda, szkoda, liczyłem na więcej zaklęć, więcej efektów specjalnych, więcej akcji, więcej klimatu i ogólnie, wszystkiego. A zatem, gratuluję zwycięzcy, jak również jego przeciwnikowi! Liczymy na Wasz szybki powrót. Jeden pokaże się znów, w nadchodzącej rundzie drugiej, to pewne. Ale czy prędko w szranki stanie drugi? Tylko czas to pokaże...
  14. GONG! Przyszedł czas na zakończenie magicznego starcia! Ale zaraz, zaraz... Wypadałoby poznać zwycięzcę, nieprawdaż? Zatem, czekamy na Wasze głosy i komentarze! Podzielcie się z nami Waszym zdaniem, wskażcie swego faworyta!
  15. GONG! Nadszedł czas na zakończenie magicznego pojedynku! Teraz, do akcji wkraczacie WY, droga publiczności! Zdradźcie nam, kto popisał się większą mocą? Kto rzucił ciekawsze zaklęcia? Czyj styl Was ujął? Zapraszam do głosowania i komentowania!
  16. GONG! To by było na tyle, jeśli idzie o właściwy pojedynek. Teraz czas na wyłonienie tego, lub tej, tego silniejszego ogniwa, które zobaczymy w rundzie drugiej! A zatem, droga publiczności - kto popisał się większą mocą magiczną? Kto, Waszym zdaniem, zasłużył sobie na awans? Czekamy na Wasze głosy oraz komentarze!
  17. GONG! Serce mi się kraje, zęby zgrzytają, smutek ogarnia wszystkie me myśli... W związku z powyższym punktem regulaminu, jestem zmuszony rozstrzygnąć pojedynek bez ankiety. Ponieważ jako ostatni odpisał Advilion, to właśnie on zostaje zwycięzcą pojedynku! Oczywiście, serdecznie gratuluję zwycięzcy oraz jego rywalowi, aczkolwiek ubolewam nad tym, że obyło się bez głosowania, bez komentarzy wiernych fanów, bez, być może ostrej wymiany zdań, ot, tak "automatycznie". Nie dane nam było skosztować Waszego stylu więcej, nie wspominając już o karmieniu zmysłów efektywnym pojedynkiem. Cóż, bywa i tak. Oby w następnej rundzie nie zabrakło nam emocji.
  18. GONG! To koniec pojedynku, lecz jeszcze nie znamy jego zwycięzcy. No i tu wkraczacie WY, droga publiczności! Zapraszam do komentowania, głosowania, gratulowania, wskazywania na swego faworyta! Który z magów zaskarbił sobie Wasze uznanie i który z nich przejdzie dalej? Przekonajmy się!
  19. GONG! Czas przewidziany na pojedynek minął! Pozostało jeszcze wyłonienie zwycięzcy starcia, który to przejdzie do rundy drugiej Turnieju! A zatem, droga publiczności! Czy potężniejszy okazał się Sajback, czy też może to Seluna popisała się większą mocą? Wznoście kikuty w górę i komentujcie! Czasu nie ma zbyt wiele, toteż musi to być decyzja pewna, szybka!
  20. Z pierwszego posta wzięte: Poproszę :] Mam nadzieję, że wszystko już jasne
  21. Windows 93 już jest! Wydaje się dużo bardziej zaawansowany, niż jakikolwiek konkurencyjny system - http://i.wp.pl/a/f/jpeg/34650/windows_93_2.jpeg

    1. 1stChoice

      1stChoice

      Wow xD Super, kupuje wersje pudełkową.

    2. nyaa
  22. Kapitan dostrzega spoilery na horyzoncie. Jeśli nie masz mapy, zmień kurs, albo ryzykuj klęskę. Co my tu mamy? Powiedziałbym, że jest to niedługa historia, nie odkrywająca niczego nowego, a wręcz opierająca się na powszechnie znanych schematach. Jednakże, zawsze istnieje szansa, że dzieło okaże się wciągające, jeśli tylko znane motywy zostaną przedstawione wystarczająco ciekawie. Tak, aby pochłonąć czytelnika i nie pozwolić mu odejść aż do samego końca. Czy temu tytułowi się to udało? Chyba tak. Wszak przeczytałem fika od razu, z zaciekawieniem, choć podświadomość podpowiadała mi, że to w gruncie rzeczy niewiele nowego, zaś całość sporo straciła za sprawą zbyt wielu wskazówek i zbyt jasnych sygnałów. Mogło być tak pięknie – wystarczyło powstrzymać się od wzmianek o klamce tylko z jednej strony, piżamy, którą bohaterowi pomagają włożyć i zapiąć, ścianach i podłodze wyłożonymi miękkim materiałem, czarnych strojach rodziny Raspberry, czy też kratach w innym „hotelu”. Po prostu, czytelnik od razu chwyta o co tu tak naprawdę chodzi, co zabija radość bycia zaskoczonym w kluczowym punkcie historii. Niemniej, w obliczu takiego obrotu spraw, całość zaczyna jawić się jako coś innego, coś na co na pierwszy rzut oka nie wygląda. Mianowicie, przez chwilę przeszło mi przez myśl, że być może główny bohater wcale nie jest dorosłym ogierem, ale źrebakiem, który niewiele rozumie, który źle odczytuje otaczającą go rzeczywistość. W związku z tym, szpital i więzienie wydają mu się hotelami, kaftan piżamą, zaś narzędzia zdolne odebrać życie – biletami. Biletami w jedną stronę, biletami do innej krainy, z której nie ma powrotu, ale która jednocześnie nie neguje „bycia” w Equestrii. Co prawda wersję tę mąci wątek miłosny, aczkolwiek zawsze może chodzić o tzw. szczenięcą miłość. Chociaż… Nie. Bohater zdecydowanie wydaje się zbyt uświadomiony, no a poza tym, miał pracę. Szkoda, szkoda. Naprawdę, mogło wyjść zaskakująco i może nawet trochę szokująco, ale dane czytelnikowi wskazówki powiedziały zbyt wiele. No dobrze, zostawmy już kwestię zmarnowanego potencjału. Skupmy się na klimacie. A jest o czym pisać – opowiadanie jest napisane z dbałością o słowa, kolejne akapity są przemyślane i zgrabnie łączą się w całość. Atmosfera nam towarzysząca jest poważna, smutna, przygnębiająca. Choć nie dane nam jest poznać bohatera bliżej, w ciągu zaledwie kilku stron autorowi udało się stworzyć kogoś, komu można współczuć i kogo, w gruncie rzeczy, jest szkoda. Szkoda z powodu tego, co go w życiu spotkało, z powodu choroby, z powodu marnego końca, w osamotnieniu, z dala od rodziny, przyjaciół. Choć złudna myśl, że „tam” spotka ukochaną zdaje się to jakoś tłumaczyć… A może to wcale nie taka złudna myśl? Niezaprzeczalnie, jest to atut opowiadania: historia nie jest niczym nowym, zakończenie było przewidywalne (jak również wątek Raspberry), okazja do zaskoczenia czytelnika i przywalenia mu potężnym sierpem została zaprzepaszczona, ale mimo to czytało mi się ów tytuł bardzo dobrze, od samego początku aż do bardzo wyrazistego zwieńczenia. Nie nudziłem się. Bardzo szybko się wciągnąłem, klimat był. Nie mam pojęcia jak to zrobiłeś Moim zdaniem, warto było poświęcić te kilka minut na lekturę. Ładne opowiadanko, choć mogło wypaść dużo, dużo lepiej, bo miało szansę autentycznie zszokować, zadziwić. Ten dziecinny sposób postrzegania otoczenia, ta pogoda ducha bohatera, dobroć, wszystko to budzi sympatię. Naprawdę, mimo prostoty i wielu zmarnowanych okazji, czy też braku jakichś znaczących modyfikacji znanych motywów, tytuł wypadł w moich oczach pozytywnie. Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę szkoda mi niewykorzystanego potencjału. Te analogie do hoteli, podróży, biletów i innych były naprawdę zmyślne. Z pozostałych rzeczy, na początku trafiło się kilka powtórzeń, ale nie w sensie pojedynczych słów, tylko powtórzonych w zbyt krótkim czasie informacji (na przykład to o spaniu na podłodze), raz chyba znalazłem literówkę. Ale to niewiele. Ogólnie, solidna robota. Miły przerywnik, w sam raz na nudny wieczór. Ładnie, ładnie, czekam na przyszłe Twoje dzieła Zachęcam do skonfrontowania opowiadania z własnymi gustami. Czy wypadnie ono tak dobrze, jak miało to miejsce w moim przypadku, czy okaże się "neutralne", a może jednak miałkie? A może w czyichś oczach wypadnie jeszcze lepiej? Przeczytajcie i sprawdźcie sami! Pozdrawiam!
  23. Mam kilka zastrzeżeń co do tego opowiadania. Wynikają one z zachwianych proporcji i miejscami nieregularnego tempa akcji, o czym będę jeszcze pisać, ale trochę później, gdyż jest masa rzeczy, które o wiele bardziej zasługują na uwagę i które wręcz powinny poprzedzać zwierzenia moje o problemach z poszczególnymi fragmentami tekstu. A zatem, przyjrzyjmy się rdzeniu tejże historii. Główną postacią jest świeżo upieczona i najmłodsza księżniczka Equestrii, która to musi się zmierzyć z nowymi obowiązkami, zadaniami oraz (w pewnym sensie) samodzielnością. Co ciekawe, jej największym wrogiem okazuje się ona sama. Tak jak pisał Nicz, charaktery postaci zostały oddane wręcz bezbłędnie, z Twilight na czele, a z Discordem na miejscu ostatnim. Wprowadzenie jest doprawdy przyjemne i urocze. Czytając rozmowę Celestii i Twilight słyszymy w głowie głosy bohaterek, zaś ich gesty i zachowanie sprawiają, że odnosi się wrażenie pełnoprawnego odcinka serialu. Bardzo szybko uderza w nas przyjemny klimat, który będzie nam towarzyszyć do końca, niemalże bez przerwy. Na pochwałę zasługuje poświęcenie szczególnej uwagi mentalności lawendowej księżniczki – to, co dzieje się w jej głowie, wszystkie te burzliwe analizy, obawy, nadzieje oraz wahania nastrojów nie pozwalają (do pewnego momentu) oderwać się od tekstu i niejednokrotnie przyprawiają o uśmiech na pysku Przy tym, autorka nie zapomniała o dialogach, które również czyta się wartko (z jednym wyjątkiem), a także opisach otoczenia. Jest tu sporo rzeczy, które zapadają w pamięć – chociażby wspomniany dialog między księżniczkami, rozważania Twilight, zwiedzanie zamku i nieoczekiwane omdlenie, wyścig z czasem, no i dziki szał po odkryciu, że w pozostawionej przez Celestię wiadomości czegoś „brakuje”. Mnie osobiście, na dobre zagnieździło się głowie bardzo zgrabne odniesienie do naszego zachodniego sąsiada Mniej-więcej wtedy, kiedy nieuchronnie zbliża się pora opuszczenia słońca a wzniesienia księżyca, w mojej głowie pojawiło się pytanie – a co z tą Księgą Wzorów? Rzeczywiście, jest to ten moment, w którym czytelnik ma już za sobą całkiem sporą część historii, zaś tytułowy wątek zaczyna ginąć pośród tego, co na początku wydawało się być zaledwie tematami pobocznymi. Niemniej jednak, czeka się na powrót Księgi, rozwianie pewnych wątpliwości… Lecz owe rewelacje jak na złość nie chcą się pojawić. Scena, w której pojawia się Pan Chaosu z miejsca podejmując dialog z Twilight, jest bardzo ładnie napisana, z pomysłem, z humorem, nic nie zwiastuje nadchodzącej dłużyzny. Jak wcześniej śledziło się perypetie lawendowej księżniczki z zaciekawieniem i uśmiechem, tak po tym, kiedy już udaje jej się wznieść księżyc, coś zaczyna zgrzytać. Gdzieś ulatuje humor, z draconequusa gdzieś ulatuje jego „discordowatość”, staje się bardziej poważny niż luźny, choć (na całe szczęście!) pozostaje uszczypliwy. Tak to odczułem. Rozmowa między bohaterami ciągnie się niemiłosiernie, aż w pewnym momencie wręcz nie możemy się doczekać kolejnej sceny, w nadziei, że wreszcie zostaniemy uraczeni czymś dynamiczniejszym, zmierzającym ku tytułowej Księdze. I tu dochodzę do wspomnianej na początku trudności – gdyby to ode mnie zależało, wiele bym z tej rozmowy powycinał, zastąpił kwestie mówione opisem, albo po prostu z pewnych rzeczy zrezygnował. Już wcześniej zdarzały się drobne potknięcia, w postaci lekkiej przesady z emocjami, czy gniewem Twilight (co za dużo, to niezdrowo), aczkolwiek nie przeszkadzało to zbytnio, jakoś współgrało z resztą. Tu natomiast, czujemy się nieco zmęczeni. Chcemy iść dalej, chcemy dalszej akcji. Ale z drugiej strony, po przeczytaniu całości, wygląda na to, że wszystko, co zostało powiedziane było jednak potrzebne i jakoś się zazębia z finalnymi przemyśleniami bohaterki. Sprawa jest tym bardziej dziwna, że w scenie tej opowiadanie na moment gubi swój klimat. Na całe szczęście, powraca on podczas powtórnej wizyty u urzędnika. Choć zachowanie i żal Twilight wydały mi się dziwne, to jednak słodka nieświadomość w jakiej tkwił jej rozmówca nadała tejże scenie groteskowego smaczku. Kiedy zbliżamy się do definitywnego końca opowieści i zastanawiamy się dlaczego fik nosi tytuł „Księga Wzorów”, skoro żadnej Księgi nie ma… Wreszcie! Dostajemy osławioną Księgę Wzorów! I to w jakim stylu – w połączeniu z doskonałym zakończeniem, daje nam to komediowy i całkiem zaskakujący akcent. Chociaż wydawało się to oczywiste, to jednak dzięki różnym elementom, skutecznie odwracającym uwagę od tego wątku, po prostu zapominamy o „tych” dokumentach i że one również mogą posiadać swe gotowe szablony. Przy tym, zakończenie zostało zrealizowane tak, że chce się poznać ciąg dalszy. Co Twilight powie Celestii, kiedy ta wróci do kraju? Co by swej uczennicy odpowiedziała? Czy, jak już to zostało zasugerowane, stał za tym Discord? A może w Księdze są jeszcze inne wzory? Plus, po skończeniu lektury, nagle okazuje się, że powściągliwość w odniesieniach do Księgi Wzorów, umiarkowanie w dawkowaniu scen z jej „udziałem”, skutkuje w ostatecznym rozrachunku charakterystycznym smaczkiem, dzięki któremu całość wiele zyskuje. Po prostu, odnosi się wrażenie, że wszystkie te zmyłki, przykrywanie Księgi kolejnymi wątkami i odwracanie od niej uwagi od początku miało służyć spotęgowaniu atmosfery, ale na samym końcu. Specjalnie po to, by narobić chęci na więcej, by zaciekawić. I tym bardziej, koniec historii boli ;P Z pozostałych rzeczy – mamy bardzo przyjemny styl, ładnie ułożone zdania (choć raz po raz korciło mnie, by to i owo pozmieniać), dobrze dobrane słowa, nienachalne wstawki. Uwiera trochę zmieniający się tu i ówdzie zapis dialogowy (a raczej, zapis myśli postaci), ale na tle całości, nie jest to znacząca usterka. Zresztą, monopol na mącenie i nużenie ma tutaj zdecydowanie zbyt długa rozmowa Twilight i Discorda po udanym wzniesieniu księżyca oraz drobne dłużyzny podczas wycieczek ku rozterkom lawendowej księżniczki. To trochę jak z jednostkami w Heroes VI – niby wszystko ładnie, tylko po co Strzelcom te orzełki na głowach? ;P Podsumowując, jest to kawał solidnie napisanego tekstu, choć nie wolnego od elementów urągającym całości. Niemniej jednak, wprowadzenie, reakcje Twilight (jedne serialowe, inne dosyć niespodziewane, jeszcze inne rozbawiające), kolejne wątki, Discord i jego moc zmieniania strojów (moment z dr Discordem, specjalistą od chorób psychicznych rewelacyjny!), nagła zmiana nastawienia do urzędnika no i fantastyczne zakończenie nadrabiają za to z nawiązką. Zatem, ostateczne wrażenia pozostają pozytywne. Warto poświęcić „Księdze Wzorów” trochę czasu, choć upieram się, że jest to opowiadanie nierówne. Niemniej, jest to tytuł godny polecenia, dobry na początek (odnosząc się do faktu, iż to pierwsze dzieło autorki), przyjemny w odbiorze, wesoły, miejscami nawet nieprzewidywalny, a przy tym przemyślany od początku do końca. Aczkolwiek, mogłoby być (jeszcze) lepiej. Pozdrawiam!
  24. Na wstępie wspomnę, że już jakiś czas temu zostałem do lektury zachęcony, lecz nie przez okresowy hype, lecz właśnie przez post mego przedmówcy, który poddał pod wątpliwość potrójne dno oraz smaczek filozoficzny, które miały być jednym z powodów, dla którego niniejsze opowiadanie zdobyło aż 8 głosów na specjalny tag. Szczególnie zaintrygowało mnie stwierdzenie, iż jest to „tekst o niczym”. Dlaczego obieram tę tezę jako punkt wyjścia? Ano dlatego, iż tak to właśnie bywa z dziełami filozoficznymi, mającymi na celu (w założeniach) skłonienie do kilku chwil refleksji, czy też po prostu, nietuzinkowymi. Jedni to widzą, drudzy nie. Jedni wychwalają pod niebiosa, drudzy wzruszają ramionami. Nadeszła pora na przekonanie się, czy w ogóle znajdę się w którejś z tychże grup. Przede wszystkim, chciałbym pochwalić autora za jego styl oraz wyjątkowo solidne wykonanie dziełka. Wygląda na to, że absolutnie każde słowo zostało tu starannie dobrane, zdania przemyślane, zaś akcja prowadzona jest jednostajnym, spokojnym tempem, nie pozwalając na zgubienie się gdziekolwiek. Kwestia ta zasługuje na wyróżnienie tym bardziej, że jest to opowiadanie debiutanckie. Dobrze wiedzieć, że solidność, konsekwencja i wylewający się z ekranu klimat były tu od początku. No właśnie, ale jaki klimat? W moim odczuciu, nagromadzenie szarości, czerni i bieli kreuje w „Pielgrzymie…” raczej posępną atmosferę, być może nawet trochę przytłaczającą. Otoczenie wydaje się monotonne i mimo pojawienia się Pani oraz jej zamczyska, wszystko jest jakieś takie „martwe”, pozbawione emocji, statyczne. Przyglądając się bliżej postaci Pielgrzyma, jak również analizując jego wyprawę, pierwsze skojarzenie jakie nasuwa mi się na myśl, to nieszczęśliwcy, znajdujący się na skraju załamania, opuszczeni i wykluczeni przez wszystkich, rozważający popełnienie samobójstwa. Wszystko za sprawą fragmentu, w którym Pielgrzym od dłuższego czasu kroczy ku nieznanemu, a mimo to wystarczy jeden odwrót, by wrócić do ojczystej krainy i odkryć, że nie minęła nawet minuta. Całe to poszukiwanie odpowiedzi wygląda mi na głęboką zadumę, kiedy to przyszły (?) samobójca zagląda w głąb siebie i stara się podjąć tę ostateczną decyzję. Wystarczy powiedzieć „nie” i już powraca do swojego starego życia. Ale im dalej brnie ku Pani (Śmierci?), tym bardziej porzuca ostatnie nadzieje, zatraca się, choć z boku wydaje się, że swego położenia nie zmienia. W ogóle, cały ten zamek jawi się jako taki azyl dla tych, którzy myślą o odejściu, oderwaniu się. Ta biesiada też pewno ma jakieś szczególne znaczenie, aczkolwiek większej uwagi domaga się zakończenie, które w pewnym sensie burzy moją wizję co też może cała ta wędrówka symbolizować. To było trochę dziwne, niepasujące do reszty, jakby z kapelusza wyciągnięte. Poczułem nawet lekki niesmak. Niby ta wypowiedź Pani, że nie może mu dać wszystkich odpowiedzi znów powraca do tej tematyki (kiedyś czytałem, że samobójcy tak naprawdę wcale nie chcą umierać, tylko wołają w ten sposób o pomoc bo sami nie wiedzą jak sobie poradzić), ale znów, to odbicie, nagłe postarzenie, ta uciekająca od ust bohatera woda (woda daje życie, ale również je odbiera. Niby pasuje), wszystko to przyprawia czytelnika o mętlik w głowie. Po prostu, to nie było coś, czego spodziewałbym się akurat w tym momencie. Ale to światło na końcu bardzo ładnie wieńczy historię. Z jednej strony tak skonstruowane zakończenie współgra z resztą, jednakże ta studnia... Jest jakby wycięta z innej bajki. Być może za bardzo uparłem się na tą psychikę samobójcy, chcącego nie tyle zrobić sobie krzywdę, co uciec od wszystkiego, lecz z drugiej strony nie potrafię tego przyrównać do niczego innego. I tutaj dochodzę do wniosku, że próba uczynienia z „Pielgrzyma…” utworu wieloznacznego, którego każdy mógłby odnieść do niemalże wszystkiego i którego wydźwięk zmieniałby się w zależności od nastroju, czy dnia, okazała się nieudana. Niby można poszczególne fragmenty przypisać do kolejnych aspektów życiowej wędrówki, poszukiwania swego celu, odpowiedzi, lecz po połączeniu tego w całość coś tu nie gra. Bardzo ambitny cel, lecz nie do końca osiągnięty. Dlaczego nie do końca? Dlatego, że mamy przecież odpowiedni klimat niezapisanej karty, nieuporządkowanej masy, sporo okazji do podstawienia pod poszczególne elementy pewnych pojęć, doskonale dobrane tempo akcji, doskonale ułożone zdania, tajemniczość. Niestety, koniec końców okazuje się, że jeżeli trzeba wysnuć jakąś drugą teorię co to wszystko mogłoby oznaczać, okazuje się, że to ta pierwsza myśl jest najlepsza. Piałem wcześniej o zależności od aktualnego nastroju czytelnika i chciałbym podkreślić, iż próbowałem czytać opowiadanie wielokrotnie, o różnych porach dnia, czy roku. Nie tylko nie udało mi się wysnuć drugiej, lepszej interpretacji, ale także zauważyłem coś innego. Wiele jest opowiadań takich, których co niektóre wątki i elementy po jakimś czasie wypadają z głowy. W przypadku tych najkrótszych opowiastek, bywają to kluczowe, pojedyncze słowa, czy zdania. A ponieważ dzieła te cechują się dobrym klimatem, aż chce się do nich powrócić, by poprzypominać sobie to i owo, przeżyć coś jeszcze raz. „Pielgrzym i Pani” bardzo szybko traci świeżość i daje się zapamiętać od początku do końca już po pierwszym przeczytaniu. Oczywiście, tekst jest napisany na tyle dobrze, że można do niego wracać, lecz to nie będzie znowuż aż tak satysfakcjonujące. A nowych teorii co do jego ukrytego przekazu jak nie było, tak nie ma. Kończąc ten przydługi wywód, jestem skłonny zrozumieć, że dla co niektórych jest to opowiadanie o niczym. Jestem w stanie zrozumieć również tych, którzy widzą w nim głębię, lecz jeśli miałbym odpowiadać za samego siebie, nie utożsamiam się z żadną z grup. Po prostu widzę, że jest to projekt zrealizowany solidnie, konsekwentnie, z pomysłem i klimatem, lecz poza podaną przeze mnie interpretacją, nie potrafię wyjść z czymkolwiek innym, w moich oczach równie sensownym (?). Cokolwiek innego po prostu mi nie pasuje, a każde kolejne czytanie jest takie samo. Zresztą, znaki zapytania przy tagach każą mi sądzić, iż sam autor nie do końca wiedział, co stworzył. Pomysł miał, zrealizował go, lecz efekt końcowy okazał się nieporównywalny do niczego, co już znamy. W pewnym sensie, jest to jakiś dodatkowy atut. Tak czy inaczej, nie uważam, by było to najlepsze dzieło autora, choć poświęconego mu czasu nie żałuję. Jest to utwór solidny, klimatyczny, lecz nie potrafiący zatrzymać przy sobie czytelnika na zbyt długo. Uważam, że autor popełnił dużo lepsze tytuły, być może bardziej zasługujących na głosy na tag specjalny. Osoby uwrażliwione, o bogatszej ode mnie wyobraźni z całą pewnością stworzą o wiele więcej możliwych interpretacji i poczują się po tym dobrze. Natomiast ci, którzy niekoniecznie są zwolennikami tworzenia podwójnych den gdzie popadnie, raczej zakończą lekturę z wrażeniem usilnego pogłębiania kałuży, z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...