Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. Ja ci daję głównie dlatego, że jest śmiesznie. W senie chaotyczny rozwój sytuacji na frontach i arenie międzynarodowej wywołuje u mnie uśmiech i ciekawość "co to będzie dalej?". Z drugiej strony posty takiego Gandzi też repkuję, bo niektóre mnie po prostu bawią. Myślę, że to taka... chęć nagradzania, stąd takie szafowanie punktami. Ale jak nie chcesz, mogę nie dawać :^)
  2. W następnym poście Izy zaszczyca nas info: "Liberia wypowiada wojnę Niemcom".
  3. Ostatni pożar Londynu był w czasach, kiedy London Eye było snem szaleńca, bo w jakiś renesansach czy innych średniowieczach. No, chyba, że chodzi o naloty Niemców, ale wtedy najwięcej dostało Coventry, a Whooves słyszałby samoloty albo coś.
  4. Grim zreflektował się, że chyba nieco, odrobinę, tak tyci-tyci się zagalopował jeśli chodzi o Topaz. Podniósł oczy ku niebu w, miał nadzieję niezauważalnym, geście niemej rezygnacji. Musiał jakoś popracować nad wywieraniem dobrego wrażenia na tej konkretnej klaczy, skoro mieli jeszcze przez jakiś czas trzymać się razem. Westchnął cicho, zebrał całą swoją dostępną uprzejmość, która, nawiasem mówiąc, mogła się spokojnie zmieścić w uszance leżącej w skrzynce gdzieś w grotach, i popatrzył gwardzistce prosto w oczy. Następnie uznał za stosowne lekko skłonić głowę w wyrazie przeprosin, czy czegoś w tym guście. - Proszę o wybaczenie, nie chciałem urazić - przestawił się na bardziej "canterlocki" sposób wysławiania się - Możliwe, iż wie pani o moim drobnym nieobyciu wśród kucyków takich jak pani, przeto normalne są mniejsze czy większe gafy, proszę mi wierzyć, że ze względu na pani poświęcenie, za które jestem niezmiernie wdzięczny, będę onych gaf unikał - "Heh, nieobycie. By nie nazwać tego inaczej", dodał w myślach trochę bardziej ponuro. - Spieszę wyjaśnić, że moje działania mają w domyśle wpływać na morale moich dzielnych towarzyszy, którzy przelewają krew za wolność naszą i waszą. Bo cóż to za dowódca, który chowa się gdzieś w sztabach, gdy nie musi? Jeśli zostanie pani odwołana, cóż, będę zdany zupełnie na siebie, tak bywa. Jeśli nie, może nasza współpraca zacznie z czasem wyglądać lepiej, kto wie. Po czym skłonił się lekko jeszcze raz, by pokazać, że totalnie nie chciał być w żaden sposób ironiczny i mówił tak szczerze, jak się w tej sytuacji dało. Rozejrzał się trochę, by skonstatować, że front się przesunął gdzieś tam w głąb Szlachectwowa. Wokół kręcili się głównie tyłowi, gońcy i porządkowi. Spokojem tego raczej nazwać nie można, ale w porównaniu ze zgiełkiem strefy walk... Wyminął zamurowanych towarzyszy, nie wiedząc za bardzo co jeszcze może powiedzieć. Wątpił bowiem, by słuchali jego rozkazów, wystarczyłoby sobie przypomnieć naradę, by wiedzieć, do czego są zdolni. Działa ruszyły z miejsca, podładowane trochę magią. Pułkownik z okropnie nieznośnym uczuciem w żołądku przyznał, że to dobry, sprawny sposób, szybszy niż ciąganie tych cholernych dział wte i wewte. Wojna zmienia. Wtem dogalopowała do niego klacz oraz ogier. Ogiera nie znał, ale jak taki zaaferowany to posłaniec, jednoróżka okazała się być Sandstorm. Ekipa się zbiera czy jak? Zaraz dołączył jeszcze jeden kuc. No i się zaczęło. - O karwia - podsumował wszystko chrapliwie. Dowodzenie przypieprzyło mu z siłą parowego młota. Musiał szybko coś wykombinować, bo jak będzie zwlekał, to koszary, zgrany atak, efekt zaskoczenia, i w ogóle wszystko, pójdzie Lunie w plota. Ogier wziął i usiadł, by pomyśleć choć chwilę. Wstał po dłuższym czasie. Na jego obliczu gościł ponury wyraz, niby namysł, niby zmęczenie. Nie wyglądał jednak nawet w połowie tak źle jak Sandstorm, której obraz był dobitnym potwierdzeniem słów, jakie przyniosła. Postukał się kopytem w głowę. - My nie możemy się wycofać, przynajmniej nie od razu, nie mamy jak oderwać się od nieprzyjaciela. Nie jesteśmy elitą, ani niczym takim, ale jakiś czas powinniśmy popchnąć front samemu. A jeśli nie, to sprawię, że matka będzie ze mnie dumna. Więc u nas plan zostaje, jaki był. Generał Green to doświadczony żołnierz, gwardzista i dowódca, na pewno zlikwiduje te bataliony wroga na naszym terenie. A może i jak się jacyś inni będą kręcić, to niech ich wszystkich powybija w cholerę. Co do jednego! Za każdego naszego cztery robale! - zapalił się, jednak zaraz zmitygował się i wrócił do normalnego tonu. - Ale wpierw musimy wygrać. Mają tam magów, tak? A w naszych kopytach jest cała kupa energii, którą można dowolnie odpalać. Zdaję tę energię generałowi, niech zwalcza magię magią. Z pewnością mądrze ją wykorzysta, lepiej niż ja. I, wątpię, żeby posłuchał, sądzę, że w razie klęski trzeba będzie wysadzić koszary. Pod spodem jest nasz tunel, nie mogą go zdobyć. Ja odczekam chwilę, aż moi się zorganizują i lecę dalej w bój. To tyle ode mnie. A nie, zaraz... Podszedł do Sandstorm, zgarniając posłańca od Green Sparka, przywołując przy tym z pamięci jedną rzecz, którą przeczytał dawno temu, jeszcze w młodości, kiedy nienawiść była tylko niechęcią. - Umiesz ekranować? Czy ktokolwiek umie?
  5. Po prostu Tomek

    Zew Metra [Gra]

    Całe przygotowania do podróży nie zajęły zbyt wiele czasu. Nawet udało się coś zjeść w tym czasie. Karawana nie była za duża, zapewne też i drobnicę przewoziła, bo na dwóch wagonikach nie było żadnych wielkich skrzyń, pak czy beczek. Tylko jakieś kartony, nieduże metalowe i drewniane pudła, nawet kasetki się znalazły, cholera wie na co i dlaczego. Ludzi było sześciu, Hiena siódmy. Wszyscy wyglądali, jakby chcieli a nie mogli: blade cery, tłuste włosy, zmęczone spojrzenia. Z pewnością krzepiący sen jest dla nich towarem deficytowym. Dowódca, lekko grubawy, za to bardzo kudłaty dżentelmen palący skręta najpośledniejszego gatunku podał baumańcowi uwalaną smarem czy czymś podobnym dłoń. Potem przeliczył naboje. Dwa razy. Na samym końcu leniwym ruchem wskazał na karawanę. - Ładuj się. Jakieś pół godziny i jadziem. Faktycznie, po umówionym czasie wycieczka ruszyła. Od Feliksa zażądano tego, czego się poniekąd spodziewał, czyli wytężania wzroku i słuchu, by chronić wątpliwej wartości ładunek, a przy okazji życie swoje oraz opcjonalnie reszty pasażerów. Zrazu wszystko, włącznie z ręczną drezyną i dwoma wagonikami, toczyło się wedle planu. Ze stanu zawieszenia pomiędzy sennością a skrajną czujnością wyrwał ich okrzyk przedniego ochroniarza. Światła latarek musnęły szary kształt na sklepieniu tunelu. Kształt, który niepokojąco szybko zniknął w mroku z ochrypłym skrzekiem. - Nosalis! - dowódca podskoczył w miejscu, gdy pazurzasta. blada łapa zdarła mu spory pas materiału z piersi. Huknęły pierwsze dwa strzały, ozwało się więcej skrzeków, jedna z latarek zgasła, lecz sądząc po bojowych okrzykach jej właściciel jeszcze żył. Zaczął się taniec. *** Iskra po łyku wody i krótkim odpoczynku poczuł się zdecydowanie lepiej, choć palec mu oczywiście nie odrósł. Przez ten czas ranni niemogący chodzić zostali już wyniesieni, względnie sprawni pomaszerowali sami, posterunek doprowadzono do porządku, świeży wartownicy już czuwali. Dymitr powlókł się na stację, a po załatwieniu formalności, bo jeszcze miał do tego głowę, na kwaterę. Nieduży, brezentowy namiot ze śpiworem rozłożonym na starożytnym wręcz materacu zapraszał go perspektywą choć chwili snu. Obudził się już dawno po zapaleniu świateł dziennych. Przypomniał sobie szybko, co go tak ścięło z nóg. Żołądek zaburczał buntowniczo, kikut palca lekko pulsował. Poza tym chyba wszystko było okej. Teraz pozostawało tylko złożyć meldunek, skoro się zobowiązał. *** Wit możliwie uprzejmie wywinął się od niesamowitej przyjemności pogadania z jednym z niezwykle miłych tubylców. Odchodził szybko, choć tamten nie zamierzał go gonić. Za to dzielny kurier, przemierzając zakamarki Białoruskiej, wyłowił z tłumu lub ciemniejszych przejść kose spojrzenia ludzi tak podobnych do wcześniej spotkanego, że to po prostu musieli być jego kolesie. Siłą rzeczy. Szukanie zacisznego kąta w tych warunkach było średnio rozsądne, ale Witalij bywał tu nie raz, nie dwa, więc udało mu się. Na razie. Torba po otwarciu ukazała młodemu swoje skarby. Było tam kilka okrągłych kształtów, owiniętych w gazety, zapewne puszek, sucharki, wódka, kilka rodzajów tabletek, wszystkie opisane etykietkami z odręcznym pismem, sądząc po niewyraźności lekarskim, oraz dość gruba koperta. *** Zwierz, po początkowych oporach chyba przyzwyczaił się do kagańca, przestał próbować go ściągnąć i szarpać się z nim. Za to pewno ucieszył się ze spaceru, bo hasał sobie na ile smycz pozwalała, obwąchując różne rzeczy i czasem próbując [mało skutecznie] podwędzić komuś właśnie jedzony posiłek. Uwagę Zdrawki przyciągnął jego sposób poruszania się. Miękki, wyważony, a jednocześnie w niewyjaśniony sposób odrobinę wężowaty, może ze względu na kształt ciała. Grupka przyciągała spojrzenia mieszkańców, choć nie byli tak zdziwieni, jak powinni być. Przeprawa przez punkt kontrolny też nie była trudna, choć Andriej był zmuszony do tego, by pozbyć się części kulek. Strażnik zauważył, że byłoby gorzej, gdyby nie obywatelka jako osoba towarzysząca. Teraz zostawało rozejrzeć się za odpowiednim kontrahentem.
  6. Serox taki uprzejmy, oy vey.
  7. Po prostu Tomek

    Zew Metra [Gra]

    Szukanie "idioty od drezyn" nie było bardzo wymagającym zadaniem, zważywszy na to, że Hanza miała to do siebie, iż zawsze ktoś tamtędy przejeżdżał, w końcu Linia Okrężna. Gorzej było z ceną. Kupcy z Hanzy brali mało za przewóz, za to żądali pomocy przy załadunku, rozładunku i ochronie karawany. Kupcy niezależni bardzo różnie, ale zawsze drożej od Hanzy. Najwięcej brali kolesie zajmujący się transportowaniem tylko i wyłącznie ludzi, za to miało się zapewniony wygodny [hy hy] przejazd, ochronę, a czasem nawet namiastkę zupy, czyli wodę z tajemniczym mięsem. Nic tylko brać, wybierać. Och, jeszcze jedno. Zwykle wyjawienie celu podróży zwykło podnosić cenę standardową o kilka kulek. Ostatecznie po zorientowaniu się Hiena skonstatował, że najtańszy przejazd to jedenaście nabojów, najdroższy 36. *** Białoruska Promienista powitała Witalija oczywiście... kontrolą. No kto by zgadł. Tym razem jednak strażnikom wyraźnie się nie chciało, dowódca warty musnął wzrokiem paszport nawet nie każąc go otwierać i przepuścił chłopaka. Na stacji panował rozgardiasz, znacznie większy niż w jako tako zorganizowanej Federacji. Zasłyszane ploteczki oraz zwyczajny zdrowy rozsądek kazały zwracać szczególną uwagę na pilnowanie plecaka i kieszeni. Wszak nigdy nie wiadomo, kiedy jakiemuś lokalnemu łachmycie przyjdzie ochota wzbogacić się cudzym kosztem. Jakby na potwierdzenie Wit został potrącony przez tutejszego byczka. - Co kurwiu, łazić się nie potrafi? - zagadnął niezwykle uprzejmie winowajca. *** Andriej widocznie nie podzielał podekscytowania Białorusinki, lub też zupełnie nie dawał tego po sobie poznać. W spokoju rozprawił się z resztą posiłku, wstał, poszwendał się po domu zbierając różne rzeczy, zapewne niezwykle mu potrzebne. Potem podszedł do mutka, pogłaskał go z pewnym oporem, jakby pod przymusem, i założył mu obrożę i smycz z jakiegoś tworzywa. Znalazł się też improwizowany kaganiec z posczepianych ze sobą pasków tego samego tworzywa. Zwierzowi się to nie podobało, bo warknął i kłapnął zębatą paszczęką, lecz i z tym sobie poradzono. - Mamo. Idziemy sprzedać stworzenie kupczykom z sąsiedniej stacji. Nie wiem, kiedy wrócimy. Starsza pani kiwnęła znad czotek głową, nie odrywając się od monotonnej czynności. Wkrótce mężczyzna wyprowadził dziewczynę poza kwaterę i udał się z nią w kierunku przejścia na stację należącą do Hanzy. - Masz paszport z wizą?
  8. Po prostu Tomek

    Daj swoje foto :P

    O KURDE JAK SPUCHŁEM XDDDDDDDDDDDDDDDDD
  9. Wszelkiej maści ruchy pokroju Greenpeacu i podobnych kojarzą mi się z hasłem: "Organizacja Zieloni Mściciele [fikcyjna] powstała po to, by chronić świat przed bezmyślnością pachołków kapitalizmu. Naszym celem jest także pomszczenie krzywd, które przyroda poniosła z rąk ludzi. Cel ten osiągniemy poprzez zatapianie tankowców, wykolejanie pociągów wiozących toksyczne substancje oraz wysadzanie w powietrze niebezpiecznych dla Ziemi elektrowni atomowych. Bądźcie z nami". Zgadnijcie, co sądzę na temat takich grup. Choć sam jestem za tym, by próbować żyć bardziej "eko, lol". Na własną rękę. I w sumie nie łapię nigdy jednej rzeczy. Plują się tacy o futra, a przecież co naturalne, to bardziej ekologiczne i tak dalej.
  10. Mi się w sumie te katapulty wydają podejrzane. Niby krzyżacy mieli artylerię, ale po pierwsze artyleria to armaty, po drugie i tak nie zdążyli jej użyć. Ale może źle zgaduję.
  11. Hm. Czemu miałbym ci jej nie oddać, skoro w sumie to dla ciebie zapieprzałem na dwa fronty? Nawet do tego plebiscytu próbowałem się wpieprzyć, żeby utrzymać jedność Czechosłowacji. I DAŁEM CI MILION RUBLI. Możesz odpisać mi na PW, bo tu się offtop zrobi.
  12. Ja mam zupełnie przeciwne zdanie. Powód jest w sumie jeden. Magii nie ma. A tak nagle nie zaistnieje. Dlatego hipotetyczne kuce nigdy by nie zwyciężyły na naszej ziemi, a na własnej mogli by mieć kłopoty z powodu naszego przystosowania. Bo człowiek to taki paskudnik, że jak gdzieś da się zamieszkać [i może posiać trochę dobrej rozwałki] to tam zamieszka. Będzie walczyć i zapewne ginąć, ale metodą prób i błędów znajdzie sposób, by zdobyć wszystko czego chce. I to generalnie tyle. Chyba, że byśmy się sami rozpieprzyli, w takim wszyscy obecni, tak zażarcie dyskutujący tutaj, odparują.
  13. Smok/inne silne gówno - czy wedle twoich założeń hakownica, kolubryna czy podobne są już zbyt techniczne? :^) Znajomość terenu - zwiad, chwytanie i przesłuchiwanie jeńców. Broń - nawet samą białą zdziałają dużo więcej niż rasa, której całą siłą zbrojną jest gwardia w pozłacanych zbrojach i trochę fajerwerków. Plus tyle razy było maglowane, że ludzie są po prostu przystosowani do wojny. Taka natura. Jeśli nie uważasz ludzi za silnych, a przyznajesz to kucom, to właśnie zrobiłeś mi dzień.
  14. Coś ty się tak uwziął na bronienie rasy, która [choć nie istnieje lel] jest z powodu samego swojego założenia skazana na porażkę? A) To że ludzie nie posiadaliby broni palnej, wedle założenia nie działającej ze względu na wpływ magii, nie czyni ich automatycznie bezbronnymi. Uruchom szare komórki. Są noże, szable, garoty, kastety, kindżały nawet jakieś tam fikuśne azjatyckie wymysły jak kukri. W ostateczności przy dobrym wyszkoleniu zostaje też oręż improwizowany. Choćby głupią sztachetą można zrobić sporą krzywdę, jeśli się wie jak. Nie uważaj więc, że niewiele by to dało. Przyznam, że nieco słabiej wypada sprawa kontaktów z macierzą, bez elektroniki to trudniejsze i trzeba byłoby uciekać się do posłańców czy podobnych. Ale jest to możliwe i byłoby całkiem skuteczne. Zresztą Hoffner ma rację. O tym można gadać latami i nie przekonać drugiej strony, bo każdy ma swoje założenia i każdy inaczej patrzy na sprawę.
  15. @up: Podejmuję założenie, że magia istnieje w Equestrii i działa na nas kiedy się tam pojawimy. No to dalej: zablokować kontynent, lub niszczyć każdą próbę wychynięcia kuców spoza ich kraju. Wysłać grupy zwiadowcze, które mogłyby radzić sobie np. bez broni palnej czy nowoczesnego sprzętu, ale byłyby z pewnością lepiej wyszkolone niż kuce, których ostatnią wojną była okupacja Canterlot przez Podmieńce. Łapie ci taki języka albo kilku, nasi naukowcy przeprowadzają badania i eksperymenty i bum, wiemy o magii więcej niż wcześniej. Pewna doza fantazji mogłaby nawet dopuścić założenie, że zbudowalibyśmy na jakimś totalnym zadupiu ośrodek badawczy. Dobrze mieć czasem rację...
  16. I tu Accu się wjebał [ZNOWU] bo to trzmiel miał podobno nie latać, z pszczołami jest wszystko w porządku. Ale jedno i drugie lata dzięki swoim właściwościom, które działają w tym świecie i po zbadaniu nie są sprzecznie z fizyką i biologią. We win.
  17. @Uszanka: >implying humanity will be better >implying it wouldn't destroy itself
  18. Przede wszystkim ziemska biologia nie pozwalałaby istnieć kucom z MLP. Proporcje, te sprawy.
×
×
  • Utwórz nowe...