Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. [Wy tam gadu gadu, a Przemyśl się zbroi.]

    Na ulicach miasta dla pewności, a także z powodu obaw ludności żywionych wobec podobno nadciągających Rosjan, na skrzyżowaniach i rogatkach wzniesiono najporządniejsze jak się dało barykady. Postarano się także o umocnienie najważniejszych budynków, co dzięki oym obawom nie wywołało większej reakcji ze strony rządców miejskich. Polska policja postanowiła nawet pomóc w tych przygotowaniach, choć była to pomoc ograniczona. Nikt nie wiedział, co o tym sądzą władze RP.

  2. Twarz marynarza była pozbawionego wszelkiego wyrazu, jak zwykle, kiedy przebywał w towarzystwie obcych ludzi. Uczucia powinno skrywać się przed każdym, kto może być twoim potencjalnym przeciwnikiem. Czyli praktycznie przed wszystkimi obcokrajowcami. Tak głosiły zasady wyniesione z Valadholmu. Przełknął ostatni kęs cebuli, którą pogryzał sobie niby jabłko od jakiegoś czasu i omiótł spojrzeniem obecnych. Wykonać zadanie z marszu? Odczuwał lekkie znużenie, ale był wprawiony do niewygód.

    - W sumie czemu nie... -  mruknął do siebie, po czym głośno rzekł - Ja jestem gotów. 

  3. Ogier skupił nieco niechętne spojrzenie na jednorożec, momentalnie zrzucając na nią winę za przerwanie chwili zapomonienia. Obejmując Animal widział bowiem dwie osoby na raz. Tulił jednocześnie samą pegaz, ale też i inną klacz, tę, która już nie istniała. Tej, która dała mu życie. Wysłuchał w spokoju tego, z czym podeszła do niego Visionary i zamyślił się głęboko. Gdzieś tam, bardzo głęboko, i to tylko w kontekście obecnej sytuacji, zrobiło mu się jej odrobinę szkoda. Nikomu i nigdy nie życzył utraty rodziców, choć wiedział, że nieraz bruździł wrogom naprawdę ostro. Żachnął się lekko na słowa o domu w mieście.

    - Dziękuję ci, ale ja nie mógłbym tutaj żyć. Nie potrafiłbym. Animal chyba też nie, chociaż ona może powiedzieć to sama. Obronić ją? - tutaj chmury okrywające zwykle twarz kuca ustąpiły na moment - Czemu nie? Jeżeli ktoś będzie chciał. Nie zmuszaj nikogo rozkazem, by stawał tam, gdzie powinienem być ja. 

     

    Po tych słowach, wyrzeczonych jak zwykle chłodno, prosto, Grim znów zbliżył sie lekko do beżowej pegaz, wyrzucając niepotrzebne myśli. To była ich chwila.

  4. Grim przez chwilę jakby ze sobą walczył. Wcześniej lekko drgnął na przemianę, lecz zdążył się już oswoić ze zdolnościami klaczy. Zamknął na moment oczy, następnie postąpił kilka kroków w stronę Animal, ponownie w jej kucykowej formie. Wspomniał na lata, które pokrył już kurz, a potem zrobił coś, czego nie potrafił od bardzo dawna. Objął pegazicę, wkładając w to tyle czułości rodzinnej, ile tylko w tej chwili potrafił.

    - Ciebie też... córciu - uśmiechnął się ciepło, przyjaźnie. - Pomyślałem, że powinniśmy jeszcze chwilę pobyć ze sobą. Wiesz... chciałem się tobą nacieszyć.

     

    Kuc wydawał się niespecjalnie przejmować obecnością Sandstorm, którą w swoim sąsiedztwie tolerował, ani lekarza, który i tak był zajęty swoimi sprawami. Wystarczyło mu to, iż ma kilka minut dla dopiero co odzyskanej rodziny. Jednoosobowej, ale zawsze.

    - Widzisz, chciałem powiedzieć ci jeszcze parę rzeczy. Wiesz, że może być różnie tam, na górze. Nie mówię tego, by cię straszyć - na chwilę uścisnął klacz mocniej - lecz by dodać ci sił. Cokolwiek się nie stanie, słońce już wzeszło. Nadzieja wróciła do serc nas wszystkich. Na pewno to czujesz. Jesteś dobrą osobą, dbasz o zwierzęta, troszczysz się o innych. Dlatego chciałem, byś została tutaj, pomagała leczyć. Jeśli... - przełknął ślinę, by nieco wygładzić zdarty głos - zdarzy się tak, że będziecie musieli uciekać, rób, co podpowiada ci serce. Gdybym musiał, wiesz, zostać tam na dłużej, moje gospodarstwo jest we wsi Trotford. Na samym jej krańcu, podle lasu. Będziesz mogła mieszkać tam w spokoju, nikt ci nie będzie przeszkadzał. Kucyki są raczej miłe, pomocne. I żyją tam zwierzęta. Ja...

     

    Musiał to z siebie wydusić, ale już nie mógł. Nie mógł zrobić tego przy wszystkich. Przerwał dokładnie wtedy, kiedy do środka weszła Visionary, z zapytaniem dotyczącym medykamentów oraz trucizny. Nie odpowiedział, nie znał się kompletnie. Coś w nim pękło, ulotna chwila przeminęła. Wycofał się lekko, jakby wychodząc z pewnej przestrzeni, wracając do rzeczywistości. Przestał obejmować Animal. Popatrzył podejrzliwie na Sandstorm. Wszak jego przybrana córka zwróciła się do niej innym imieniem.

  5. Grim zatrzymał się w nie do końca zwinnym półobrocie, w jaki przeszedł z tylko sobie znanych powodów. Tak jakoś wyszło, że twarz miał zwróconą zupełnie w inną stronę, niż znajdowała się Visionary. Poprawił ten błąd, odwracając się spokojnie. Zobaczył, że jednorożec podnosi swój kostur, zapewne wytrącony z jej kopyt. Ogier podrapał się kopytem po głowie, robiąc lekko zdziwioną minę. To, jakim sposobem udało mu się za pomocą pchnięcia pozbawić przeciwniczkę broni, pozostawało dla niego tajemnicą. Po chwili namysłu stwierdził, że to kwestia szczęścia. Wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że nie będzie się bił po próżnicy.

    - Całe życie nie jest łatwe - odparł krótko swoim ochrypłym głosem. - Idź więc, ja też mam kilka spraw do załatwienia. I dziękuję za pojedynek.

     

    Następnie zwrócił się w kierunku Greena, dostrzeżonego w przelocie wcześniej. Dowódca czekał na niego. Ciemnordzawy kucyk wyprężył się przed nim służbiście, starając się nie myśleć o tym, że drugi ogier musiał stać jak słup. Spojrzał na podarunek, po czym powstrzymał westchnienie wyrywające się z niego na widok podarunku. Był naprawdę ładny, i z pewnością wiele kosztował. Grim odebrał pancerz, z pewnym trudem biorąc w kopyta wszystkie jego części na raz. Znów stanął na baczność, ledwo utrzymując równowagę.

    - Dziękuję. Będzie bardzo przydatny - rzekł krótko tonem zdumiewająco podobnym do tonu niegdysiejszego gwardzisty.

     

    Nie za bardzo wiedząc, co zrobić dalej, skinął głową w geście dziękczynienia, po czym nie czekając począł pozbywać się niepotrzebnej na razie kurtki, juk oraz uszanki. Błysnęła naciągnięta na swetr kolczuga. Przez jakiś czas orientował się, jak, gdzie i co należy założyć, by prezent spełniał swoje funkcje. W końcu połapał się, przywdział kirys, osłony na kopyta, na końcu zakładając hełm. Zadrżał lekko, gdy zimna kolcza osłona dotknęła jego karku. Nie był zwyczajny nosić zbroi, do kolczugi wprawił się głównie dlatego, że pod nią wciąż miał swój normalny ubiór. Uśmiechnął się lekko pod wąsem. Jakby go teraz w Trotford zobaczyli, toby im oczy zbielały. Kurtki już się ponownie ubrać nie dało, zaniósł ją zatem do Solida. Nie zaprzątając jego uwagi ukrył rzeczy w jakiejś skrzyni. Wróci po nie jak przeżyje. Ze sobą wziął miecz, puklerz, pistolet z ładunkami, juki oraz kryształ do wzywania pomocy. Miecz przypasał tak, by z łatwością po niego sięgać, pistolet umieścił w wygodnym miejscu, ładunki na dwóch zaimprowizowanych pasach biegnących ukośnie przez pierś. Puklerz wylądował na grzbiecie, kryształ też znalazł się na jednym z pasów.

     

    Kiedy załatwił wszelkie sprawy związane ze swoim ekwipunkiem oraz przygotowaniem do bitwy, postanowił poświęcić kilka minut Animal Heart. Powędrował więc ku szpitalowi. Zastał tam królika, gronostaja, Sandstorm, jakiegoś medyka oraz leżącą na łóżku tajemniczą postać.

    - Gdzie jest Animal Heart? - zapytał z głupia frant, patrząc mniej więcej w stronę zwierząt.

  6. Mężczyzna zotał brutalnie zatrzymany przez parę młodych kapłanów z zawiązanymi oczyma. Niemal na nich wpadł, zamierzał więc owrzeszczeć młokosów. Nie wieddział i nie chciało mu się zastanawiać nad tym, czemu mają zawiązane oczy. Szybko zrezygnował z tego zamiaru, poświecając nagle większość uwagi temu, co udao im się na ślepo wnieść. Jedzenie. Z lubością wciągnął bukiet zapachów nieporównywalny z tym, co czuł po zejściu na brzeg. Zabrał ze sobą kilka śliwek w bekonie, trochę sera, jabłek, cebuli.

    - Czemu nie ma chleba? - wyraził wątpliwość, wpychając sobie do ust kawał nabiału. Nie przejmował się brakiem miejsc siedzących.

  7. [A ludność tak po prostu będzie stać i klaskać? Gdzie dywersja, eh?]

     

    Ukraińcy wnerwili się i postanowili odpowiedzieć ogniem. Niestety nie do końca zrozumieli, że to były tylko strzały ostrzegawcze. Ostrzelano wszystkich Polaków z bronią w ręku, którzy nie pomagali rozbrajać "nacjonalistów".

  8. [Nie, w Polsce zupełnie nikt nie będzie bronił się przed Rosjanami. Bądź poważny, Komputerze.]

    Przemocą niczeg nie rozwiążemy, próbowałem powiedzić. Nie podziałało za bardzo. Młodzież rwała się do bitki, a wieści o tym, że polscy "nacjonaliści" tak naprawdę wspierają Rosjan i Chińczyków obiegła miasto jak płomień. Coraz więcej patriotów decydowało się na poparcie Ukraiców, którzy poczynali sobie dość śmiało. Po prostu chamsko wtargnęli na pozycje pseudo-Polaków i pod groźbą użycia ostrej amunicji rozbroili ich. Takie działanie było możliwe tylko dlatego, że poparcie od mieszkańców miasta skutkowało latającymi w powietrzu kamieniami, skutecznie rozpraszającymi prorosyjskich bojówkarzy.

  9. [Że co, do ciężkiej zarazy? Czołgi w magazynach? Z uma zeszedłeś?]

    Jak było wspomniane, ukraińskie siły zbrojne w postaci ochotników z pokomputerową bronią były zdolne do sprawnego działania. Bojowcy otoczyli nacjonalstów na rogatkach korzystając z poparcia miejscowych, dożywianych za półdarmo. Potem nakazali im poddanie się i zlożenie broni. Jak nie, zostaną potraktowani jak zdrajcy Rzeczpospolitej, a tego by nie chcieli.

  10. - To bardzo dobrze - odparł elfowi mężczyzna. - W starciu z wilkołakiem stworzenie podobn do wilka będzie wielce pomocne. A teraz bardzo przepraszam...

     

    Z tymi słowy wszedł do sali, do której przyprowadził ich kapłan. Było tu przytulnie i marynarz musiał przyznać, że ci goście znali się na dogadzaniu gościom. Oczywiscie nie za darmo, Łowcy będą z pewnością stawać przeciw różnistym okropnościom, by odpłacić za gościnę oraz szczodrą dłoń gospodarzy. Teraz jednak Frenagar napawał się chwilą spokoju, zdając się kompletnie nie zwracać uwagi na nikogo. Kontemplował otoczenie, niezwyczajny luksusów, lecz nie dał się wprawić w zdumienie. Skupił się na tym, iż pomieszczenie posiadało wymarzoną rzecz: balię z wodą. Nie obchodziło go nic poza możnością zmycia z siebie wielkomiejskiego brudu. Zdjął kamizelę, swetr i koszulę, obnażając zarośniętą klatę, po czym w ciszy udał się do wyznacznego miejsca, by tam dokończyć rozbieranie się. Rzeczy złożył w kostk z niezwyczajną starannością.

  11. [Och, to tak się zabawiasz, Awtomacie...]

    Tymczasowo nacjonaliści mieli wolną rękę, w końcy nie będzie się mordować "braci Polaków". Działania podejmowane wcześniej przeze mnie lub przez mieszkańców naszego schroniska rozwijały się pomyślnie. W lokalnej rozgłośni nadawano audycje nawołujące do spokoju i gotowania się na zagrożenie rosyjskim imperializmem. Głoszono, że obowiązkiem każdego obywatela RP jest obrona tego kraju, niezaleznie od pochodzenia. Samoobrona działała jednak na tyle sprawnie, że w razie prowokacji ze strony nacjonalistów będzie zdolna zareagowa błyskawicznie.

  12. Uch, balia wypełniona po samiutkie brzegi ciepłą wodą. Thorvald potrzebował tego po krótkiej przechadzce, jaką wcześniej odbył. Nie lubił tego miasta, kojarzyło mu się ze starożytnym, zdobionym statkiem, który próchnieje w bagnie od dziesięcioleci, podtrzymywany plugastwem, w którym się nurza. Lecz kiedy pomyślał jeszcze o posiłku, chłodnym piwie, czy co tam na niego czekało, by nie wspomnieć o pięćdziesięciu srebrnikach po pierwszym zadaniu, był gotów założyć, że przyjazd tu nie był takim durnym pomysłem. Udał się za kapłanem, kiedy tylko reszta się na to zdecydowała.

  13. W Przemyślu nie doszło na szczęście do żadnych zajść z udziałem polskich nacjonalistów, ukraińscy bojowcy patrolujący teren wokół schroniska oraz główne ulice miasta także zachowywali się miło. Jak na razie apel o pojednanie w obliczu zagrożenia i zjednoczenie w niedoli działał. Nie wiem, na jak długo. W kolejnym budynku, udostępnionym przez władze polskie, zorganizowano szkołę dla ukraińskich dzieci, założono redakcję lokalnego pisemka. Zaopatrzenie ciągle było w ruchu tak, by nikt nie musiał czekać zbyt długo. Dopóki sytuacja nie stanie się kompletnie beznadziejna, dostawy będą dochodzić regularnie do najbardziej zapadłej dziury, zapowiedziano. Na hełmach uzbrojonych ochotników drżącą ręką wymalowałem osobiście krzyże z ukośną belką, w ramach odpowiedzi na fanatyzm tego całego Thalberga. Potem odprawiłem Boską Liturgię, na którą specjalnie zaprosiłem przedstawicieli Kościoła Katolickiego. Postarałem się też o przejęcie dawnych baz RFL na terenie południowo-wschodniej Polski.

×
×
  • Utwórz nowe...