Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Frenagar, oparty o ścianę, otaksował wzrokiem kapłanów. Muskularni, odziani w kilka dni błogiego lenistwa. Słyszał o nich coś niecoś. Bić się umieją jak mało kto, oddani swemu bogu, czyli dobre chłopy. Wszyscy byli jednak kompletnie łysi. Mężczyzna pokręcił lekko głową, dumając nad dziwacznymi zwyczajami sług bożych, po czym usłyszał słowo "zapłata", odkleił się od ściany i swobodnie, bez lęku podszedł do stołu. Zamrugał, gdy usłyszał chichot jednego z łowców. Odwrócił na moment głowę w jego stronę tylko po to, by stwierdzić, że raczej się nie polubią. W ojczyźnie Thorvalda szaleńców wysyłano w morze na małej, dziurawej łupince. Związanych.

     

    Stanął przed ołtarzem w lekkim rozkroku, skupiając się na mężczyznach w szatach.

  2. Thorvald powolnym, pewnym krokiem opuścił pokład niewielkiego stateczku, dotąd miotanego po większej części morza przez zmienne wiatry. Wciągnął zapach otoczenia, zapach nowego miejsca i, w pewnym sensie, nowego życia, przynajmniej na jakiś czas. Powietrze przesycone było bukietem zapachowym charakterystycznym dla portów wielkich miast, gdzie żyło wielu bogatych i jeszcze więcej biednych. Śmierdziało rybą, uryną, dymem oraz zwierzętami pędzonymi ku okrętom kupieckim. Mężczyzna rozejrzał się, ogarniając wzrokiem spichlerz, żurawia, kilka nędznych kramików wciśniętych we wnękę między budynkami oraz strażników miejskich, pilnujących porządku. Splunął, prawdopodobnie sprawiając tylko, że ten fragment miasta stał się nieco czystszy. Następnie skierował się ku majaczącej w mętnym, chłodnym powietrzu bramie.

     

    Kiedy zbliżył się do niej, prędko zorientował się, iż krypa, którą się tu dostał została ewidentnie skierowana w złe miejsce. Przepuszczono go bez wielu formalności, choć zdecydowanie nie wyglądał na bohatera. Miał za to nieco za ciężką sakiewkę. Załatwiwszy tę sprawę, przy okazji dziwiąc się łatwości, z jaką udało mu się przekonać do siebie całkiem obcych ludzi, udał się do wyznaczonego miejsca, co jakiś czas mało przyjaznym głosem pytając przechodniów o drogę. Ci nie zwracali na niego uwagi większej niż na kogokolwiek wokół. Mimo ozdób, jakie z całą pewnością dałoby się przehandlować na coś dobrego, Highbeeth nie wywarło na Łowcy dobrego wrażenia. W jego ojczyźnie ludzie starali się współpracować ze sobą, nierzadko pomagali komuś, kto miał mniej szczęścia. Tutaj zaś wszyscy porozdzielali się murami. Jednak całkiem miło było zobaczyć miasto, które nie płonie.

     

    Katedra była duża. Była bogata. I była przy tym nieznośnie cudza. Nawet w snach nie mógł jawić sobie okazji do zdobycia czegokolwiek, co się w niej znajdowało. Nie, nie bał się pomsty bóstwa, w które i tak nie wierzył, ani spasionych kapłanów. Ze zwykłej kalkulacji wychodziło, iż nawet przy pomyślnych wiatrach nie udałoby mu się pokonać straży miejskiej samojeden, zresztą po łowach czekała nagroda z pewnością lepsza niż jakieś kościelne świeczniki. Mąż wszedł do budowli z wysoko podniesioną głową, lecz też skorzystał z mniejszych drzwiczek, z pewnym trudem odnalezionych. Zakasłał głośno na powitanie, gdy w płucach osiadł mu ciężki, kadzidlany dym. Odczekał, aż oczy przyzwyczają się do oświetlenia. Wreszcie omiótł chłodnym, acz nie wrogim spojrzeniem ogromną salę. Trzech ludzi. Elf. 

  3. Pytania dla osób spoza Górnego Śląska.
     
    1. Opowiedz mi nieco o sobie, skąd jesteś, co robisz (uczysz się, studiujesz?) ile masz lat? Opole, uczę się w liceum, potem idę na rolę, osiemnaście.
    2. Czy byłeś kiedykolwiek na Górnym Śląsku? Byłem parokrotnie. 
    3. Chciałbyś na nim byś? / Często się na nim pojawiasz? Nie, nie chciałbym. Pojawiam się przejazdem, albo na meetach.
    4. Co ci się w nim najbardziej podoba? Nic. Ale tak kompletnie nic. Głównie miasta miałem okazję odwiedzać, a one mi się bardzo nie podobają.
    5. Z czym kojarzy Ci się Górny Śląsk / woj. śląskie Z ciekawymi żartami (bery), z węglem i wszystkim, co z nim związane, ze złym powietrzem, z powstaniem.
    6. Najbardziej charakterystyczne dla Śląska miejsca to? Nie mam pojęcia.
    7. Jakie postacie kojarzą Ci się z Górnym Śląskiem? Wojciech Korfanty.
    8. Co sądzisz o Ruchu Autonomii Śląska? Jako nie do końca Polak nie wypowiem się.
  4. Co bardziej radykalne środowiska związane z organizacjami mniejszościowymi oraz nieoficjalnie wspierane przez wciąż rozwijające się schronisko rozpoczęły przerzut broni przez Bug. Owa broń była następnie rozdawana między ochotników polskich i ukraińskich oraz bardzo tanio odsprzedawana WP. Równolegle prowadzono zakup zaopatrzenia dla ludności pomieszkującej w byłej siedzibie RFL. Zapasy były duże, lecz nigdy nic nie wiadomo. Cena kupowanych produktów była symboliczna, część kosztów pokrywały organizacje charytatywne oraz, po kilku moich interwencjach u biskupa, Cerkiew. Obawiano się trochę polskich nacjonalistów, zwłaszcza, iż na mocy decyzji podjętej przez ponad sześćdziesiąt procent mieszkańców schroniska na najwyższym budynku zamocowano flagę Ukrainy. Otwarcie posługiwano się językiem i mimo całego braterstwa łatwo dostrzegało się, kogo jest tu więcej. Na razie zadrażnienia nie występowały. Każdy każdemu z życzliwości i dobroci serca pomagał.

  5. [i dlatego chaotyczne wyzwalanie Przemyśla zaczynam już teraz.]
    Dość szybko schronienie w budynkach erefelowskich znaleźli wszyscy ci, dla których zabrakło miejsc w noclegowniach, ofiary podmieńczego najazdu, porządniejsi bezdomni, uchodźcy z terenów dawniejszych walk między organizacjami i tak dalej. Byli przyjmowani bez względu na narodowość, wyznanie czy niegdysiejszy status. Dzięki staraniom moim, sprowadzonych na powrót wolontariuszy, uczestników procesji, a także każdego życzliwego zapanował wśród nas duch braterstwa, jaki łączy ludzi wspólnie doświadczanych przez los. Jeden pokój przerobiono na kapliczkę, była ogólna kuchnia, sale sypialne, prowizoryczna świetlica. Porządku pilnowali bojowcy w opaskach. Nie mieliśmy tylko przywódcy, chwilowo niepotrzebnego. Poproszono Polaków o przywrócenie prądu oraz ogrzewania.

  6. Wyznaczona praktycznie bez mojego udziału lecz przy milczącej aprobacie, bo co mogłem zrobić innego, grupa uzbrojona najlepiej jak się dało szykowała się do akcji. Niebiesko-żółte opaski na lewych ramionach uwidaczniały ich przynależność. Sam się w takową zaopatrzyłem bowiem, co mnie trochu zdziwiło, zostałem mianowany kapelanem tego niby-oddziału. Bezbronni byli już bezpieczni, oddalali się szybko ze zdobyczami, rozpływali po Przemyślu. A cel szykowanej akcji? Magazyny w lokalnej siedzibie RFL, a może i POZ. Jak rząd jest za słaby, by zaopatrzyć obywateli, obywatele muszą to zrobić sami. Nasza grupka po kryjomu podkradła się do budynków wcześniej okupowanych przez Chińczyków, wkroczyła na ich teren, szybko upewniając się, czy nikogo nie ma oraz uważając na wieżyczki. Zabudowania zostały właściwie opanowane. Magazyny były jak skarbiec pełen wszelakich dóbr pierwszej potrzeby. Kompleks został ogłoszony cywilnym schroniskiem. Czekaliśmy na więcej ludzi, ciesząc się łatwym sukcesem i zastanawiając nad sytuacją.


    [Dla ścisłości chodzi o opuszczone mienie pokomputerowe w mieście wiadomo którym.]

  7. Protestujący Ukraińcy zabrali, co ich (czyli technicznie wszystko, co w ręce wpadło, plus do tego podarki od Gandzi, który może liczyć na poparcie mniejszości), po czym podzielili się na dwie grupy. Większość odeskortowuje kobiety i dzieci w bezpieczne miejsca, z prędkością wprost proporcjonalną do huków wystrzałów na sekundę. Ludzie pokrzykiwali, dzieci płakały. W tej grupie zawierają się między innymi wolontariusze, wedle mojego zalecenia dbający o uczestników procesji. Trafił tam też ten biedny pop od ikony, w tej chwili dość raźno maszerujący w stronę bocznych uliczek. Pozostali uzbroili się w zdobyczny oręż, dodatkowo posiłkując się sprzętem własnym. W tej grupie znalazłem się ja, ponieważ po przeprawie z Podmieńcami oraz traumie, jaką dalej miałem w sobie byłem zdecydowany na dużo więcej, niż dotąd. Na razie wycofaliśmy się pomiędzy budynki tak, by mieć w razie czego wolne pole do ostrzału. Zobaczymy, co zrobi prawdziwe wojsko.

  8. Odważni rzucili się ławą w stronę porzuconej broni, biorąc ją i szybko robiąc miejsce dla kolejnych. Starano się przy tym nie przeszkadzać Polakom. Znacznie większe zainteresowanie wzbudziła jednak ciężarówka z zaopatrzeniem, przy której skupili się starsi, wolontariusze oraz kobiety z dziećmi. Z radością powitano polskiego kierowcę, kilku dziadków pogroziło hummerom. Rozpoczęła się możliwie sprawiedliwa dystrybucja "darów„. Podszedłem do najbliższego żołnierza, chowając na razie chrest.

    - Diakuju. Dzięki wam nie polała się krew. Jestem ojciec Mykoła. Jak widać staram się przewodniczyć w procesji. No i pomagać rodakom oraz wam. Każdemu człowiekowi.

  9. Sprawy przybrały obrót zgoła niepożądany dla co starszych uczestników demonstracji, którą już trudno nazwać pokojową. Nawet oni jednak potraktowali groźby Chińczyków bardzo osobiście. Żeby nie wspomnieć o młodych. W odpowiedzi na serię przecinającą powietrze tłum głucho zamruczał, ozwały się wyraźne głosy oburzenia. Kiedy do tego boju bez walki dołączyło WP, rozległy się gromkie wiwaty, od obu flag tak samo. Wygwizdano człowieka, który wspomniał o IV Rzeszy. Przekrzyczałem uczestników procesji tylko po to, by poprosić o obronę dla dzieci i starców. Ludzie, którzy zdecydowali się pozostać poczęli po kryjomu przygotowywać się do potyczki. Nie do końca nad nimi panowałem, lecz też zostałem na miejscu. Czekaliśmy na to, co się stanie.

  10. Ciężka cisza poczęła się nieznośnie przeciągać, ludzie marzli, nawet mi lodowaty wiatr wciskał się pod kożuch. Rosjanie zostali w tym okamgnieniu zastąpieni przez... Chińczyków. Cofnąłem się o kilka kroków, bezwiednie osłaniając się zdobionym krzyżem. Mieli barykadę, i to nie byle jaką, bo sobie przed siedzibą RFL czołg ustawili. Tłum za moimi plecami zaszemrał niepokojąco. Widać groźba użycia siły nikomu się nie spodobała. Poleciały obelgi.

    - A was tu kto zapraszał? Sejm? - poszło spod polskiej flagi.
    - Na gestapo nas zabierzecie, czy od razu do Oświęcimia?
    - Ticho! - zawołałem donośnie. Wolontariusze próbowali uspokajać.
    - Na Ukrainę też wejdziecie? A może czerwoni to zrobią? - ozwał się głos mniejszości.
    - Ticho!
     
    Zaczynało się robić ciekawie. Ktoś mało zapobiegliwy wypchnął naprzód, do mnie, drugiego popa.
  11. Wedle modelu karty postaci wygląda to mniej więcej tak.

     

    Imię: Thorvald Frenagar.

     

    Płeć: Mężczyzna.

     

    Frakcja: Łowcy z Traen.

     

    Wygląd: Krzepki mężczyzna średniego wzrostu. Szerokie plecy, węźlaste, wyraźnie zarysowane mięśnie, nogi o kolanach nieco skierowanych za zewnątrz. Porusza się na typowo marynarski sposób, tak też i się nosi. Koszula, na niej gruby, wełniany swetr, kamizela z kieszeniami, czapka, wysokie buty. Twarz, której rysy wyostrzyło wiele różnych wiatrów dodatkowo ozdabia gęsty, czarny zarost. Tak gęsty, iż gdyby nie wystająca z ust fajka, ciężko byłoby się zorientować, gdzie też Thorvald ma usta. Mąż ów spogląda na świat spod krzaczastych brwi stalowoszarymi oczyma, odrobinę zbyt głęboko osadzonymi w oczodołach, co daje ogólne wrażenie człowieka wiecznie zirytowanego. Jest łysy. Bardzo nie lubi, kiedy ktoś się tego czepia.

     

    Broń: W walce z różnymi bestiami Thorvald posługuje się trójzębem, którego zęby dodatkowo są najeżone skierowanymi do tyłu drobnymi kolcami, a drzewce pokryte łuską pewnej ryby. Takie pokrycie ułatwia chwyt i nawet w walce w czasie sztormu zapobiega wyślizgnięciu się broni z dłoni.

     

    Historia: Rodzon w nadmorskiej osadzie Valadholm wychowywany był w zgodzie z duchem swojego narodu - twardo. Trzymany krótko przez obu rodziców bardzo wcześnie musiał zapoznać się z tajnikami prac domowych, następnie rybołówstwa. Właściwie równocześnie z tym ostatnim życie brutalnie uczyło młodego Thorvalda obchodzić się z orężem wszelakim, począwszy na doniczce z kwiatami zrzuconej na łeb Grubemu Olafowi, a skończywszy na szczycie kunsztu valadholmskich rzemieślników, jakim był trójząb, przechowywany w rodzinie Frenagarów od pokoleń. Broń, rzekomo obdarzona magiczną mocą, bynajmniej nie pomogła mu w zaskarbieniu sobie sympatii kobiet i założeniu rodziny, został więc wpierw poszukiwaczem przygód, a później Łowcą. Oczywiście walczył głównie z bestiami czającymi się w odmętach Morza Wiecznej Chwiejby. Wyniósł z tego okresu swoją permanentną łysinę. Mówi się, iż jest ona skutkiem klątwy zazdrosnej kurtyzany, która w rzeczywistości była wiedźmą. Jako że Thorvald preferował stałe związki z kobietami o nieposzlakowanej reputacji, odrzucił zaloty wymienionej. Wiadomo, kto wiedźmę nachodzi, sam sobie szkodzi. Wracając, pewnego dnia list sygnowany pieczęcią hierarchy jakiejś pomniejszej wiary z jednego z najlepszych celów najazdów na południu kazał mu ruszyć dupsko, zapakować je na okręt i choć raz spróbować zakosztować czegoś innego niż rodzime kiszone śledzie.

  12. [W sumie to demonstracja w absolutnej ciszy stoi w miejscu przed twoją przemyską siedzibą. No i zaczynają się ludziom nie podobać te czołgi i "ochotnicy". Tak informuję. Nie odpowiadam za zmarzniętych, lekko głodnych i niesamowicie wkurzonych Polaków i Ukraińców. Komputerze, miłego pokojówkowania.]

  13. [Zbroję mogę odebrać jak skończę walkę. Green musi czuć się cholernie niezręcznie.]

    Grim nie do końca dowierzał zapewnieniom klaczy, ale że walka już się zaczęła, nie miał za dużo czasu na myślenie. Gdy zablokowany miecz brzęknął o kostur, ogier wycofał się szybko o spory krok, przez co oręż jednorożca świsnął tuż przed nim. Ciemnordzawy kuc prędko przeszedł do kontrataku, zadając oszczędne pchnięcie na pierś oponentki, bacząc przy tym, by jej przypadkiem nie zabić.

  14. Gdy ludzie skończyli śpiewać, cisza, jaka zapadła zdawała się być ciężka jak wieko trumny. Otulała wszystko jak całun. Wokół mnie, wokół nas miękko opadały duże płatki śniegu wirując i migocząc niby gwiazdy w świetle setek świec. Nawet wiatr nie syczał, przez co nieco zelżał trzaskający mróz. Stałem tak jak słup soli, z żarem w oczach wpatrując się w rosyjskich żołnierzy. Po co przyszli? Dlaczego zabrali Polsce wolność? Kiedy przyjdzie kolej na Ukrainę? Żadne z tych pytań nie zostało sformułowane na głos. Nikt nie przerwał milczenia. Ciszą protestowaliśmy przeciwko obecności obcych wojsk. Przeciw gazom, wirusom, walkom ulicznym, i o czym jeszcze dało się usłyszeć. Bo mimo pięknych haseł nikt nie przejmował się nami. Zwykłymi ludźmi.

×
×
  • Utwórz nowe...