Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Potrzebuje ciepła... Ty jesteś przyjemny... ale nie dostarczysz mi go tyle ile potrzebuje jak najszybciej. Nie w ten sposób... - zaakcentowałam mimochodem nawet tego nie chcąc. - Spójrz na mnie jak na kogoś wychłodzonego... to zrozumiesz... - skontrowałam umiejętnie. Był inny sposób chodzący mi po głowie, ale specjalnie go unikałam. Zrobić to z nim i odebrać mu to co sam mi dobrowolnie dawał w rozmowie. Nie chciałam tego z jednej strony tej bardziej opanowanej. Ciało jednak i część stłumiona mojego sumienia wołały o coś zupełnie innego, każdy dotyk dawał tylko potrzebnego bodźca łamiącego kolejne betonowe ściany dzielące mnie od szaleństwa i złych słów. Niepotrzebnych wyznań niszczących całe lata jako niepotrzebne i spowodowane jednym wielkim trwaniem w błędzie. - Rano będę zdrowa, albo mnie nie zobaczysz... - mruknęłam ciszej. - Proszę zrób to...
  2. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Jego dotyk był bardziej niż przyjemny i niewiadomych powodów moje mięśnie drżały delikatnie tam gdzie mnie podpierał, gdy im nie kazałam tego robić. Robiły to samo z siebie, bez mojej kontroli, kazałam im przestać ~ nic to nie dało. Przecież jego ciało było dokładnie takie samo jak każdego innego kucyka, z którym miałam już jakikolwiek kontakt. Worek ciepłych kości i nic więcej, pełen potrzebnych uczuć ~ chciałam by było identycznie i w jego wypadku. Niczym się nie różnił od dziesięciu tysięcy innych, którzy byli przed nimi, oprócz jednego, dość poważnego faktu ~ czasu z nim spędzonego i sposobu jego zagospodarowania, dołączając do tego moją otwartość na niego. Nigdy nie spędzałam praktycznie z nikim dłużej niż 24 godzin. Wieczór, noc, ranek i do widzenia... Tak było zawsze do czasu jego pojawienia się. Chłonęłam jego słowa jak gąbka, a ból w skroni, którego wcześniej nie czułam, ujawnił się przerywając wszystkie wątki myślowe, nie chcąc do czegoś dopuścić... Nigdy nie doświadczyłam tego, a to można było porównać do choroby poalkoholowej zwanej potocznie kacem znanej mi tylko z zrabowanych wspomnień, tak potężnym że nie pozwala ustać na nogach. Pociemniało mi przed oczami, a ja próbowałam złagodzić wszystko chłodnym kopytem, opadło z samo siebie... - Golding... Nalej gorącej wody do wanny, włóż mnie tam i pójdź spać... - powiedziałam powoli dość twardo, choć się wahałam czy naprawdę chce go opuszczać. Logika mówiła jedno. Ciało chciało jego jak największą powierzchnią. Zwyciężyła łamana logika... Musiałam się od niego odizolować na jakiś czas i przywrócić sobie dawną sprawność...
  3. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Skoro tak mówisz, to nie okłamujesz siebie, tylko ja to robię myśląc... - urwałam gwałtownie zmieniając punkt widzenia. Nie mogło mi to zdanie przejść przez gardło, nie w tym kontekście. - Sam przyznałeś, że nie mogę wiedzieć czym jest miłość... - zaczęłam ostrożnie, choć dość dobitnie i niechęcią dłuższy monolog. - Czyli wszystko co się ze mną działo, to tylko problem z samą z sobą, którego nie jestem wstanie zrozumieć... Nic nie było prawdziwe, a wszystko co czułam tak intensywnie przez ten czas było tylko iluzją, mieszającą w głowie z niewytłumaczalnego powodu. Nadal nie znam odpowiedzi, na to co pojawiło się w moim umyśle i trwa w nim uparcie nie chcąc wylecieć i zostać zniszczone... Wiem tylko że ma to spory związek z tobą... Czym w takim wypadku jest w tym wypadku jest ta miłość? Co to były za niekontrolowane emocje odbierające mi logikę, zdolność ruchu i myślenia... - Zakończyłam przeciągając ostanie słowo. Całość była przyciszona z powodu braku siły ale w logice kryła się inna nuta ~ niezbadane uczucie będąca do niej sprzeczną. Nie miałam pełnej kontroli nad ciałem. Byłam równie bezbronna co niemowlę... Próbowałam ruszyć kopytem, które było o wiele za ciężkie. Czułam jakby ktoś mi dokręcił do nich ołowiane obciążniki po co najmniej 10 kg... Ruszyłam nim odrobinę na prawo i lewo... Na tym się skończyło. Stęknęłam zbierając w sobie energię doładowując potrzebne obszary dogrzewając je jeszcze. Nie mogłam się poddać się teraz, gdy na czymś mi zależało... Umierać mogłam później, a nie teraz. Wyraz mojego pyska wskazywał na skupienie i zamyślenie kolejnymi wątpliwościami spychanymi na bok. Chciałam się podnieść...
  4. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Martwił się o mnie... Doskonale było można było wywnioskować to po jego słowach i zaangażowaniu, które mi pokazał pomagając mi jak tylko umiał. Mogłam zrobić wiele rzeczy, co normalnie mogłabym wykonać bez mrugnięcia okiem, bez sumienia. Wykorzystać, doprowadzić do zbliżenia. Nie wiele naprawdę brakowało w tamtej chwili do tego celu... Jednak nie śpieszyło mi się nigdzie, a głowa pełna nieuporządkowanych emocji, informacji nie była dobrym narzędziem prowadzącym do zrozumienia tego co się ze mną działo. Tego co mnie otaczało. Nie dziękowałam, nie prosiłam... Po prostu trwałam nie ruchoma z zastawianymi mięśniami, niezdolnymi do ruchu. - Kochasz ty mnie choć trochę, lub można to tak nazwać? - spytałam cicho i bez skrępowania, choć mój głos nie brzmiał tak jak powinien. Brak mu było tej typowej mojej pewności siebie. Nie był też wyzywający, mający całemu zdaniu nadać kontekstu, czy innych rzeczy będących częścią mnie tak głęboko zakopanymi że nie powinnam być wstanie tego się pozbyć. Było to normalne pytanie klaczy, której być może mogło zależeć na kimś, choć nie była do końca pewna tego co sama czuje. - Zależy ci na mnie... - podpowiedziałam. Po tym spojrzałam na niego.
  5. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Poczułam na swych bezwładnych ustach, delikatny pocałunek... Domyślałam się kogo, czując swój stan. Wiedziałam jak to dla niego z zewnątrz musiało wyglądać... Inny changeling, by się nie przejął myśląc że wyzdrowieję sama albo umrę rozsypując się w suchy proch, a resztka mojego ja uleci gdzieś daleko niesiona wiatrem... Po moim ciele zaczęła rozlewać się ciepła energia, nasycająca kolejne części ciała, przywracając im typową temperaturę dla kucy. Jak zwykle temu towarzyszył zestaw emocji strony przeciwnej. Ta podróż była mi potrzebna, mimo że dała taką odpowiedz, której nie powinnam zaakceptować, a w tamtej chwili uczucia Goldinga nie potrzebnie mi mieszały w głowie. Było to przyjemna tylko... Bałam się tego jak niewielu rzeczy na świecie, choć tego pragnęłam jak niczego nigdy wcześniej. Śmierci się nie bałam... Ona po części byłaby moim wyborem, po przez zaakceptowanie swojego losu. A to pojawiło się, mogła zniknąć, albo wyrosnąć coś więcej z tego. To dlatego zyskało potężną wartość w moich oczach. Zaczęłam dostrzegać kolejne rzeczy... Na początku plamę w kształcie głowy Goldinga. To on całował, bo się o mnie martwił... Gwałtownie wstrzymałam na moment oddech widząc całą jego mimikę. Tego było za dużo jak na tamten moment, gdy nawet wysłowić się nie mogłam...
  6. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Przebijałam się przez srebrny płyn pełny emocji, które doskonale odbierałam całym ciałem. Otaczała mnie jednak ciemna, zimna przestrzeń, której nie dotyczyła grawitacja i nic w niej nie było widać. Praktycznie nic w niej więcej nie było... Znajdowały się tam tylko kolejne, różne ślad o wiele słabsze i o mniejszym natężeniu, niż jakbym wybrała equestriankę... Ludzkie wspomnienia były mniej intensywne, rzadsze ale przez to bardziej wyraziste i przez to łatwiej było mi szukać tego czegoś co mnie spotkało u niej. O wiele swobodniej można było też je interpretować po przez mniejszą gamę... Wreszcie się zatrzymałam rozejrzałam i instynkt podpowiadał mi że to właśnie tu jest coś czego szukam... Świat nabrał kolorów o wiele bardziej wyblakłych, stonowanych niż ten equestriański... Znalazłam się na starej ziemi w ciemnym pokoju, a ona siedziała w koncie chyba w swojej sypialni. Chyba płakała, a w rękach trzymała świecący zielony wyświetlacz, na którym było mnóstwo czarnych, drobnych literek. Nikogo wokół nie było... Bała zupełnie sama. Odbierałam sporo, ale nie rozumiałam całej sytuacji... Wzmocniłam przekaz, a właśnie wtedy uderzył mnie młot, aż obraz przez moment stał się na moment niewyraźny. Rzuciła telefonem z trzaskiem o ścianę, wyładowując swą złość na urządzeniu. Nie rozumiałam tego jeszcze ale miałam ochotę się dowiedzieć z jakiego to powodu. Uciskało ją w żołądku, w sercu. Ciężko było jej się poruszać, a umysł nie chciał przyjmować jakiejś wiadomości. Podniosła się i zapalając światło, znalazła komórkę i znowu pogrążyła się w ciemności rzucając się na zimne, rozkopane łóżko. Łkała dalej, próbowała coś mówić ale z jej gardła nie padały zrozumiałe słowa. Przewróciła się się na plecy i przecierając załzawione oczy rękawem podświetliła ekran... "Z nami koniec. Nie zrozum mnie źle. Poznałem kogoś lepszego... Poznałem prawdziwą miłość. Jesteś młoda. Poradzisz sobie." Widniało na wyświetlaczu, a nią szarpną kolejny skurz i ból znowu ściemniający obraz i rozmazujący go... Czemu właśnie wybrałam ten fragment? Całość się rozmazała... Pojawił się kolejny... Siedziała na zimnym blacie w rękach trzymając w ręku kolbę z czerwonym płynem pachnący sztucznymi wiśniami. To tłumaczyło mi wszystko bardziej niźlibym chciała tego doświadczyć. Zaczęłam zrywać wszystko wycofując się dość powoli z tego świata wewnątrz mnie... Miałam odpowiedź która mnie nie satysfakcjonowała ani trochę. Wróciłam do swojego ciała otwierając oczy. Widziałam tylko ciemne plamy. Nie czułam mięśni, zapachu. Nic... Byłam sparaliżowania, nie mająca kontroli nad swym ciałem... Docierało do mnie tylko ciepło, które niemal parzyło, choć było kojące. Nie wiedziałam ile czasu pozostawałam niedostępna i nieczuła na świat zewnętrzny...
  7. [375] [Lust Tale [Forest Song]] W mojej głowie odbywał się prawdziwy spektakl teatralny... Przemierzałam te momenty swojego życia, o których już zdążyłam zapomnieć, ale nadal były tak ostre jak je przeżywałam po raz pierwszy. Szukałam odpowiedzi... Ważnych odpowiedzi, wątków podobnych, czegokolwiek co by mi pomogło rozwiązać mój problem co się ze mną stało. Tam jednak nie znalazłam żadnej właściwej odpowiedzi... Mogła być gdzie indziej... Aż wzdrygam się zaciskając mocniej zęby. Mogłam się tam zapuścić jeszcze raz. Jeszcze raz w umysł mojej ofiary, gdzie mogła być odpowiedz. W wspomnienia innej klaczy... Mogłam to zrobić. Czemu jednak odrzucało mnie od tego pomysłu. Nie wiedziałam. Znalazłam się w wielkiej sferze pełnej licznych równych idealnie równo ułożonych otworów... Jej ściany były z idealnie gładkiego szkła, odbijającego moją postać w setkach odbić nakładających się na siebie. Spojrzałam w jedną ze studni pełnej srebrzystej wody. Był w niej jeden z ogierów. Nie tego szukałam. Ruszyłam dalej przechadzając się powoli i nieśpiesznie zapominając o świecie zewnętrznym... Przestałam czuć Goldinga... Jego zapach, dotyk. Słyszeć cokolwiek... Moje ciało stawało się coraz bardziej zimne... a ja zatracałam się coraz głębiej w sobie. W informacjach zbędnych, nieprzydatnych... Do dziś... Zatrzymałam się... Miałam wokół siebie 3 studnie... W jednej była Yellow Rose podświadomie o tym wiedziałam. Nie chciałam zgłębiać tego jeszcze raz. Zresztą wolałam unikać zagadnienia Goldinga... Pozostały dwie kandydatki mogące znać odpowiedz. Equstrianka i konwertytka. Która mogła mieć bardziej trzeźwe spojrzenie na sprawę na tak klaczy temat? To było proste pytanie. Przynajmniej tak mi się wydawało. Wybrałam ziemiankę wskakując w studnię i zagłębiając się w niej. Moje oczy pod powiekami zaczęły szaleć we wszystkie strony a ciało przeszedł pojedynczy dreszcz zanim zdążyło znieruchomieć zupełnie. Pozostał tylko płytki oddech, a cała reszta ucichła...
  8. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Dziękuje... - wyszeptałam wyciągając nos z jego grzywy... Mało zapachów na świecie mogło się wtedy z tym równać, a co dopiero to opisywać. Pachniał jak każdy zwykły ogier... Zapach zmieszanych tłuszczów i innych wydzielin, specyficzna woń wilgotnej sierści i mydeł... Nic szczególnego czym można było się zachwycać tak w teorii. Nie były przecież to żadne pierwszorzędne perfumy z magicznymi dodatkami, bo i o takich się słyszało że traci się od nich głowę dla tego kto jest nimi spryskany... Czułam coś więcej, a ta część nie podlegała fizycznym bodźca tylko mentalnym ukrytym w tym wszystkim. Do mnie docierały... Szczątki nastrojów ciężkie do identyfikacji... Nie powinnam mieć z tym problemów. Ten stan mogłam chyba porównać tylko do upicia alkoholowego. To była moje jedna z podstawowych umiejętności, które weszły mi w nawyk tak bardzo że nie powinnam mieć z tym problemów. A miałam nie małe w ocenie tego co tam w nim siedzi... Byłam ślepa i głucha. Nie mogłam zrobić nic logicznego... Tylko leżeć i próbować wrócić do siebie, chociaż to nie było takie pewne. Moja tylna noga splotła się z jego łącznie z moim ogonem stanowiącym kotwicę między mną a nim ciężką do zerwania... Głowa zbliżyła się do jego szyi... W naturalną szczelinę pomiędzy żuchwą a piersią gdzie spoczęła... Do mojego ucha zaczął docierać dźwięk płynącej krwi w nim po przez tętnice szyjne. Jego tętno było delikatnie przyśpieszone... Nie był w pełni spokojny, ale kto mógł być w tak bliskim towarzystwie klaczy mogącej zrobić dużo więcej niż powinna. Pozwalająca sobie na tego typu akcje już dużo wcześniej. Nie zrobiłam nic... Oczy miałam przymknięte, a oddech się uspokajał jak całe ciało nieruchomiejąc. Stan ten był bynajmniej bardzo podobny do snu lecz przede mną jego bramy dawno zostały zamknięte...
  9. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - To ja przepraszam, nie wiem co się ze mną dzieję... Nie panuję nad tym co mam obecnie w głowie... - mówiłam to z błagalnie i prośbą jednocześnie, by mi pomógł, by był przy mnie. Ton był rozpaczliwy, przygaszony. Nie radziłam sobie z obecnymi niekontrolowanego emocjami, które zawsze miałam na smyczy, nie pozwalając im się wyzwolić na wierzch, kiedy nie były mi potrzebne, a tamte co wcześniej okazywałam były sztuczne, a te uchodziły za prawdziwe z głębi czegoś co można było nazwać sercem, a nie mózgiem i schematem. W tamtej chwili były niczym ciąg wybuchów, eksplozji znoszących kolejne ograniczenia nałożone im przez lata, by stabilnie funkcjonować. Był mi potrzebny ktoś jak nigdy... Nie rozumiałam dlaczego po prostu chciałam. Pragnęłam jak nigdy czyjejś obecności. Nie z potrzeby chęci kogoś, bo to było nienaturalne pragnienie wywołane wyuczeniem danych reakcji i łaknienia dostępu do kucy po przez dominacje... Nie umiałam wytłumaczyć tej potrzeby. Wszystkie moje zmysły wariowały... Działały zupełnie inaczej niż powinny działać. Odbierane bodźce były o wiele za silne... Niż powinny być... Niż byłam do nich przyzwyczajona... Dotyk, słuch, węch... To były tylko materialne ostrza. Największe było władowane w mój umysł... Nie umiałam tego wytłumaczyć. Jego słowa i odwzajemniony delikatny dotyk sprawił że zadrżałam z nadmiaru emocji przywierając do niego bardziej niż wcześniej... Myślałam że emocje zrobią ze mnie prawdziwą bestie, która będzie tylko dążyć do jednego nie zważając na wszystko tymczasem... Było zupełnie inaczej... Chciałam bliskości. Chciałam ciepła, ale nie śpieszyło mi się. On koił wszystko... Ale nie wygaszał nic. Nadal czułam to wszystko całą swoją osobą, a nic nie słabło. Utrzymywało się na stałym poziomie. Ciężko było mi tłumaczyć cokolwiek, co dokładnie się ze mną działo... Zdania się mi nie składały... Ruszyć się nie mogła... Nie wiedziałam czego miałam oczekiwać po tym wszystkim.
  10. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Kołysałam się delikatnie z nim, będąc pod jego kontrolą. Można było to zrobić lepiej, ale ten gest zastępował wiele rzeczy... Uwalniał to co powinno być szczelnie zamknięte. Jego dotyk... Był inny niż wszystkie inne które doświadczyłam. Nie wiem dlaczego. Po prostu taki był i nie można było się w to bardziej wgłębiać. Słowa same mi się formowały na języku... W kolejny wierszyk... Prosty i nieskomplikowany... - Zapach twojego ciała niepotrzebnie kusi... Jego ciepło zniewala na jedną cichą noc... Na głos rozsądku jesteśmy głusi... Nie wiem we mnie wstępuje, co za moc... Ja tego nie pragnę, a chce... Moje sumienie łechce... Nasze ciała połączone... Jedną melodią zjednoczone... Bez różnicy rozpustnicy... Bez żadnej obietnicy... Co ja mogę, jak nie mogę... Nie wygaszę tego co powoduję tą pożogę... Nie zmienię tego kim jestem... Dobrze o tym wiesz... To wszystko minie z jednym deszczem... W mych delikatny kopytkach będziesz... Teraz jestem w twoich... Jeden ruch, jeden zwód... Będziesz w moich... Wtedy przejdzie ciebie niepotrzebny chłód... Będzie to chwilowe... Nikt się przecież nie dowie... Do niczego nie dojdzie... Mam nadzieję że wszystko się rozejdzie... Mową rozwaliłeś porządek... Właśnie to zagłusiło mój rozsądek... Wyrecytowałam jednym tchem coraz ciszej i jednocześnie szybciej. W mojej głowie nie było porządku, tylko istny huragan rzucający wszystko po ścianach. Zmieniający to co powinno być stałe. Stąd brały się problemy... Stąd brało się nieugaszone pragnienie. Nie spełnienia... Bliskości na dobry początek, chyba że tego bym nie powstrzymała. Nie wiedziałam do czego może dojść... To była istna zagadka i groźba za razem. - Przepraszam... - powiedziałam, podkładając mu kopyto, gdy robiliśmy zwrot przy samym łóżku. Nie włożyłam wiele siły, by poleciał delikatnie na łóżko, na grzbiet... Tego chciałam... Położyłam się zaraz przy nim obejmując go jednym kopytem przerzucając je przez jego klatkę piersiową i wkładając swój nos w jego grzywę. Nie wiem co mną kierowało. To było niepojęte... Nie zrozumiałe... A jednak działo się mimo wszystko.
  11. [375] [Lust Tale [Forst Song]] - Jeszcze to pamiętasz? - zapytałam mile zaskoczona, co było doskonale słychać w moim głosie łącznie z ciekawością. Spojrzałam na niego bezpośrednio, a moje oczy chłonęły go bardziej niż zwykle, na przykład w bibliotece. Na pewno z powodu dość sprośnych wspomnień, które pojawiły się chwilę wcześniej w mojej głowie wypełniając ją przeróżnymi obrazami, część była z jego udziałem... Większość ogierów, by już dawno zapomniało o mnie, mając jego wiedzę, z tego powodu że wiedział kim dokładnie jestem, bez tajemnic czego chce i pragnę... To był główny argument, by nie pamiętać o mojej osobie z powodu mojego pochodzenia i po części wyglądu. Poza tym... Jak można wierzyć czy ufać komuś kto jest tak zmienny jak changeling o dość wątpliwej reputacji gatunkowej podpartej tonami stereotypów... Ugryzłam się w język, by nie kontynuować z godnie jego radą: Czy twoje sumienie nie daję ci dziś spokoju i szukasz alternatywy... To brzmiało w mojej głowie dość głośno domagając się uwolnienia. Zatrzymałam jednak ten pędzący pociąg. Pojawiły się następne... - Po co?... - brzmiałam dalej, ale widać było że to raczej wyrwane słowa z kontekstu, w prost z mojej głowy spowodowane moim chwilowym oderwaniem ze świata. Zostałam wypchnięta przez niego z mojego punktu równowagi i ciężko było mi wrócić po przez rozkołysanie setek ciężkich myśli zachowujących swoją bezwładności i nie chcących się uspokoić. Im więcej siły przelewałam w próby zatrzymania. Tym gorzej się działo w mojej głowie. Niszczyło to jedną harmonie i budowało następną zupełnie inną nie koniecznie mi właściwą, do której byłam przyzwyczajona. Czemu to wszystko przypominało mi scenę z kiepskiego, tandetnego romansu... On prosił mową i ciałem o jeden taniec. Powiedział dlaczego, więc dlaczego było mi to tak ciężko pojąć? Nie byliśmy na salonach... Nie był pijany... Nie było nastroju. Sam to stwierdził dość dobitnie. Dlaczego właśnie teraz i tutaj. Co w nim takiego się odezwało czego nie potrafiłam pojąć. To był jakiś element jego moralności czy jednak jakiś kiepski żart mający coś udowodnić. Nie, nie był do tego zdolny. A może jednak. To tłumaczyło wszystko, a może jednak nie... Dlaczego? Nie mogłam logicznie tego stwierdzić na wybijających się z schematu uczuciach... Wstałam powoli, a ręcznik samoistnie się odwiną z mojej tali, spadając na podłogę, okalając przez ten moment moje krągłości, zwłaszcza te tylne. Sierść nie była doprowadzona do porządku... Grzywa wyglądała podobnie pełna mokrych nieuporządkowanych kołtunów... Mogłam to zmienić od zaraz stając przed nim jak po godzinach przygotowań. Z popularnymi skarpetkami podkreślającymi więcej niż trzeba z takim samym przekazem czego tak naprawdę chce... Stałam tam przed nim jako zwykła klacz bez niczego, nie zdolna do złożenia większej ilości myśli. Podałam mu delikatnie swoje kopyto i wyszeptałam. - Ty prowadź i uważaj gdzie stąpasz... - powiedziałam, a w moim głosie nie było tego typowego tonu, który brzmiał u mnie zawsze i wszędzie. W każdej postaci bez żadnego wyjątku. Można było dopatrzeć się w nim pewnego rodzaju prośby... Nawet nuty młodzieżowej nie doświadczonej klaczki, która pierwszy raz stawała do tańca z ogierem bez żadnej odwagi i pewności siebie, które dawały mi siłę zawsze i wszędzie. Pozbawił mnie tego wszystkiego jednym prostym na pozór nieprzewidzianym przeze mnie ruchem. Nie wiedziałam dlaczego tak łatwo uległam. Gdzie uleciały wszystkie moje wcześniejsze mądrości.
  12. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Możesz nie lubić... - mruknęłam urywając całe zdanie, które chciałam powiedzieć, patrząc na niego bez powodu kątem oka. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu sytuacji. W moim zasięgu był ciepłokrwisty, zdrowy ogier gwardzista, któremu siły z pewnością nie mogło brakować. To akurat w nim nie było niezwykłe ~ nie najgorsza siła fizyczna... Ciekawy był jego charakter, co powinien być poza moim zasięgiem... Nie był, sam ze mną w pomieszczeniu z łóżkiem małżeńskim, na którym to się położył jak na talerzu przygotowanym akurat do konsumpcji, gdy czytał sobie coś tam przed snem... Czekał na coś... Na mnie? Co zrobię... To było możliwe. Jak to się powstrzymać przed naturalną czynnością, co wykonuje się całkiem samoistnie od wielu lat? To było dość dobre pytanie. Te same ruchy powtarzane setki i tysiące razy. Tak samo. Praktycznie zawsze z tym samym skutkiem po wcześniejszym przygotowaniu śmiałka. On był bardziej uświadomiony od reszty... Tamci, tamte... wiedziały że chce, lub też waham się, a i tak wszystko sprowadzało się do jednego, seksu i jednorazowej nocy, która miała się raczej nie powtórzyć... - Ja jeszcze posiedzę... - powiedziałam cicho, widocznie się ociągając przed położeniem swojego ciała przy nim. Nie mogłam czuć lęku... A może jednak przemykał się gdzieś w mojej podświadomości strasząc mnie swoją obecnością, powodując te wszystkie dylematy i refleksje co do niego. Co do tego co może się stać... Jak jednak wygra ta strona mojej natury, której w tamtej chwili wolałabym nawet nie mieć, a tym bardziej wypuszczać na zewnątrz, by nie popsuła przypadkiem moich kontaktów z Goldingiem... [Mystical Mask] - Manier to w tym momencie ty nie masz... Opierając wszystko o pomówienia, bez żadnych faktów czy dowodów... Was też mogę traktować jak jeden organizm... Nie chcecie tego... - mówiła ze spokojem zaczynając kroczyć przed siebie w wybranym kierunku. Powoli nieśpiesznie, lecz wciąż przed siebie. Już bez żadnego słowa uważając je za zupełnie zbędne... Przy nich jako nie mogących pojąć najprostrzych rzeczy, które zostały im dane... Że nie wszystko musi być takie na jakie się wydaję... Że taki kryształ tworzy każdy changeling w swojej piersi...
  13. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Ja nie krytykowałam twojego postępowania, ani potrzeby troski o mnie... Ani przez moment... Nie mogę cię przecież winić za moralność i etykę, którą ukształtowało w tobie wasze społeczeństwo, całkowicie podświadomie i bez twojego wpływu, gdy byłeś jeszcze małym źrebakiem... - przeciągnęłam ostatni wyraz dość cynicznie - a ja już dawno zdążyłam dorosnąć. To wszystko już w tobie zostanie, a mi to nie przeszkadza i przeszkadzać nie będzie... Nie może... Poza tym inaczej z ciebie nie wyciągnę uczuć niż przez pytania, których nie rozumiesz... - Otworzyłam oczy z wyraźnym zielonym błyskiem świdrując całą jego osobę. - Wydaje ci się to dziwne, nietypowe... Po przez twoje postrzeganie świata... Dla mnie są logiczne... Dla ciebie już nie koniecznie... - powiedziałam, przeciągając się do tyłu przymykając swoje oczęta czekając na to co zrobi. [Mystical Mask] Prychnęła że biorą ją za najgorszy stereotyp jaki tylko można. - Wolność jest względna... Siedzi zamknięta w bańce i czeka... Biorą ją na przetrzymanie, by wreszcie dobrowolnie odpuściła walkę. Czy nadal jest na wolności? Sami oceńcie... - powiedziała, po czym spojrzała ostro, lecz dość spokojnie na swoich krytyków. - A wy jeśli będziecie mnie tak kwestionować na każdym kroku, obrażając bez żadnych podstaw, pożałujecie tej decyzji zupełnie bezboleśnie w przyszłości, gdy będziecie czegoś bardzo pragnąć i nie będziecie tego mogli mieć i dać. Zważcie więc lepiej swoje słowa 2 razy zamiast paplać bez namysłu przy silniejszym od siebie... Sprawdźcie czy wasz mózg współgra z językiem... To ważna sprawa... - radziła a w jej głosie nie było groźby lecz ironia że mogłaby ich wykastrować bez ich wiedzy...
  14. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - A co miało się stać przez ten moment, gdy cię nie było. Mhyy? Propozycje proszę i twoje spostrzeżenia... - rzekłam nawet nie otwierając oczu. Po prostu leżałam sobie w tej pozycji myśląc dalej zagłębiając się w historię to nowszych moich wcieleń... Może niezbyt wygodne to było przy dłuższym posiedzeniu, ale na ten moment na tyle komfortowe że nie musiałam wcale narzekać... Z daleka czułam jego oddech... Jak mąci powietrze, które później uderzało w mnie. Był niedaleko... Byłam wstanie go zlokalizować tak mniej więcej po jego wcześniejszych krokach. Tylko chwycić i zrobić to co trzeba. To co wymagało ode mnie moje ciało, zachowując przy tym łańcuch pokarmowy. Nic nie musiałabym praktycznie zrobić. Tylko odrobinę siły i feremonów. Co to byłoby dla mnie? Nic... Czy był tego świadome że jest na mojej łasce? Może...
  15. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Obserwacje Goldinga to naprawdę niezła zabawa, chociaż lepsza mogła mnie czekać dopiero później jakby mi się przypadkiem udało coś zainicjować... Oparłam głowę na kopytach, a te spoczęły na oparciu... Jakbym szykowała się do snu na krześle. Tylko ja nie spałam nigdy... Przed oczami pojawiły mi się różne obrazy ze starego życia... 24 lata temu... Klub jazzowy... Las Pegazus... Ta postać... Parę ciekawszych momentów, ale nie było tam jednego seksu i pogoni za nim. Pociąg do cielesności kucy pojawił się dopiero później jak narkotyk którego pragnie się coraz więcej. Jak raz zaczęłam nie umiałam tego przerwać... Trwałam w ciszy nasłuchując podświadomie co się dzieję w łazience i w innych pokojach... [Mystical Mask] - Macie jej życie w swoich kopytach... - Wyciągnęła ponad wszystkie jeden płaski kryształ... - To jest od dziś jej egzystencja, chyba że będzie chciało mi się to zmienić... Nie chce mi się i nie zasługuje na to nawiasem mówiąc - rzuciła od tak bez emocji przerywając to co robiła. - Możecie ją zabrać do swojego lochu... Nie będzie już sprawiać problemu... Uciekać... Zero komplikacji i interakcji... - Na jej twarzy nie widać było emocji po których można byłoby stwierdzić że żartuje. Nie żartowała... Wszystko co mówiła było prawdą.
  16. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Przecież wiem... - Zachichotałam ostentacyjnie przymykając na moment oczy... - Nie zmienia to jednak faktu że chętnie bym ci pomogła tu i ówdzie... - rzuciłam z pewnym błyskiem w oku, upadając na wszystkie cztery kopyta, by nasze spojrzenia znalazły się na tym samym poziomie. Jego wzrok mógł powiedzieć wiele... Dokładnych myśli jednak nie. Wiele widziałam takich spojrzeń w życiu, a to mogło znaczyć wiele więcej niż te które pamiętałam, było po prostu lepsze... Ruszyłam przed siebie, schodząc mu z drogi, zahaczając jeszcze końcówką ogona jego bok, przejeżdżając po nim delikatnie to jednak dość śmiało. Usiadłam w fotelu, na jego miejscu jeszcze ciepłym znajdując substytut na ciepło kucyka, by pomyśleć sobie i nie moczyć przy okazji łóżka. - Ten język to japoński... Nie rozumiem go, choć translacje tego tekstu znam tak trochę... Język idzie sobie na tym połamać. Dobór głosek jest zupełnie inny niż w naszym. Stąd ta trudność - powiedziałam próbując zanucić po equestriańsku. Nie szło mi jednak tak dobrze. Ilość sylab się nie zgadzała:
  17. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Mimo że woda obmywała dokładnie moje ciało z powstałej piany, słyszałam dokładnie co mówił i jak się zachwycał. Tylko że nie odpowiadałam.. Odpowiedz mogła poczekać chwilę dłużej jak skończę sobie nucić i porządkować się mimo że mogłam to zrobić o wiele szybciej... Powiedział że jego słowa były szczere... Czy mogłam mu wierzyć? Niekoniecznie... Przyzwyczaiłam się do weryfikowania wszystkiego na końcu znajomości. Wtedy mogłam określić ich prawdomówność, ale później zwykle nigdy więcej ich nie widziałam. Golding był wyjątkowy. Wiedział kim jestem. Nie byłam taka bezwzględna w środkach, by zdobyć to co chcę ~ jego. Po prostu był. Gdy skończyły się wersy utworu, zakręciłam wodę... Wytarłam się i owinęłam ręcznikiem, stając w przejściu na dwóch kopytach oparta o futrynę... Dość uwodzicielko, ale jednak to był tylko smaczek. Gdybym chciała naprawdę zagrać na jego oczach by go omamić, zrobiłabym to zupełnie inaczej. Bardziej bezpośrednio nie zakręcając wody... Napaść na niego gdy był zahipnotyzowany dźwiękami melodii. - Nie spytam się czy ci pomóc, chociażbym chciała - rzuciłam szczerzę patrząc na niego. - Nie wiedziałam że podoba ci się jeden z kanonów urody z przed 20 lat z zachodniego wybrzeża, gdy jeszcze Equestria miała tylko dwie proste linie brzegowe... a utwór to ludzki daleki wschód... Też mi się podoba... Jest o przyjaźni i wasza Celestia nic by nie miała przeciwko słysząc go. - Nadal zastawiałam wejście, a mój głos brzmiał delikatnie choć była tam nuta zaczepna.
  18. Milczałam moment myśląc i otwierając delikatnie drzwiczki prysznica, które i tak trzasły, jak zresztą każde... Nie zdarzyło mi się ich jeszcze całkowicie cicho otworzyć takowych. Słychać było parę moich kroków po kafelkach zanim weszłam pod natrysk jeszcze przez moment nie odkręcałam wody... - Odpowiedz nawet, nawet... Tylko czy naprawdę uważasz że jestem urocza, czy ma to służyć wyłącznie podbudowaniem mojego ego? - zapytałam się podchwytliwie odkręcając zaraz po tym wodę, która z początku była dość zimna i przeszedł mnie dreszcz, gdy zaciskałam zęby, czekając aż poleci ta cieplejsza. Grzywa mi momentalnie oklapła, gdy trzymałam głowę z zamkniętymi oczami w spienionym strumieniu. Zaczęłam nucić jedną z ludzkich piosenek, które można było zaliczyć do łamaczy języka. Miała piękny przełożony tekst, ale oryginał zawsze był najlepszy... Po łazience rozległa się cicha nuta w akompaniamencie stukania moich kopyt w rytm spokojnej melodii, gdy się myłam się nakładając magią szampon na grzywę i mydło na sierść... Po tym rozległ się mój głos... Coraz śmielszy z każdym wersem ale wciąż delikatny, by sąsiedzi się na nic nie skarżyli. Miało dość to do jednych uszu... To mi w zupełności wystarczało za całą widownie.
  19. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Ja to wiem... - powiedziałam żartobliwie, a to doskonale słychać w moim głosie, co zaraz lekko spoważniał na tryb lektora, ale nadal był bardziej zabawowy. - Inna przestałby się odzywać, bo te słowa były... Skierowane do ogiera... Szorstkie i bezpośrednie jak to zwykle wy... Tak to można dobrze ująć. Następnym razem spróbuj inaczej. Bardziej na około, odsuwając decyzje od siebie. Klacz to doceni... - radziłam mu w sprawach savoir vivre, szczególnie podkreślając ostatnie zdanie. Zostawiłam lekko uchylone drzwi, gdy weszłam do łazienki, by móc go słyszeć jak będzie jeszcze zripostować, lub też nie... Spojrzałam w lustro patrząc w swoje zielone oczy... Spoglądając na swoją sylwetkę i bok, który zdobił znaczek w kształcie przeplatanej wstęgi przechodząca przez 3 podstawowe kolory. Jej całkowita symbolika była nawet dla mnie owiana tajemnicą, ale ogół stanowił związek doskonały z mocami wszechświata... Tyle wiedzy mi wystarczało, by nie wyjść na idiotkę. - Nie wstydziłeś się mnie? - zapytałam znowu chcąc się upewnić. To pytanie było całkowicie zbędne, ale zwykła klacz właśnie tak kontynuuje rozmowę.
  20. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Byłam odrobinę zła, że nic nie znalazłam w bibliotece, wchodząc eleganckim krokiem do pokoju... Golding zachowywał się jak dżentelkuc otwierając mi drzwi, może nie licząc tego co powiedział później. Mógł sobie tego oszczędzić, bo brzmiało to jakby mnie wyganiał, dając taką propozycje... No cóż... Mogłam zwrócić mu uwagę i zobaczyć jak zareaguje. Nie mogła mi to zaszkodzić. - Lepiej nie formułuj w ten sposób swoich myśli przy klaczy o niej samej... Może zostać to źle odebrane, mimo że intencje chcesz mieć dobre... - powiedziałam odwracając się do niego i mówiąc to jak do świeżo upieczonej robotnicy dość lekko i pobłażliwie... Na moich ustach był delikatny uśmiech, a oczy się same śmiały. - Jak zajmę łazienkę będzie ci to przeszkadzać? - spytałam się, nie chcąc robić problemów. Ja mogłam poczekać... On nie koniecznie. Ruszyłam w tamtym kierunku unosząc tylko kopyto do ruchu, ale jeszcze dodałam odwrócona już do niego tyłem: - Podobało się? - rzuciłam chcąc uzyskać drobną opinie na temat swojej osoby.
  21. http://seansik.tv/act/watch/id/991/episode/86926 Polecam każdemu fanowi Discorda ten odcinek Star Treka...
  22. [375] [Lust Tale[Forest Song]] Znowu leciałam na grzbiecie smoka... Tu chyba nie istniał inny sposób transportu niż ich skrzydła. Że też taka masa w kształcie beczki jest wstanie się unieść... Brak jakiekolwiek delikatności w budowie ciała... Nudne tu się robiło, siedząc bezczynnie przy Goldingu. Co ja mogłam zrobić... Miałam zamknięte oczy, oddech odrobinę nerwowy, ale mniej niż za pierwszym razem. Po prostu czekałam na koniec dość swobodnie, lecz widać że spięta. [Mystical Mask] Wyciągała kolejne kamienie, na razie bez rezultatów... Było ich dużo w glebie na takiej powierzchni... Za dużo. Chityna na jej policzku pękła, po czym zrosła się równie szybko w procesie przypominającym spawanie zrosła się, zostawiając widoczny ślad na jej twarzy w postaci drobnego zgrubienia. Nie przejęła się tym. Już nie musiała... Nie miała na to czasu. Nie to się dla niej liczyło w tamtym momencie... Zadanie przysłoniło jej większość pola myślenia.
  23. Mechaniczna zaraz uwijała się pod sufitem, infekując kolejne dzwony i przekształcając je w twory podobne sobie. Specjalne funkcje tych magicznych przedmiotów, będące materią budulca, stawały się główną bronią metalowych pajęczaków, po odpowiednim przystosowaniu korpusu do tego lub innych mechanicznych części, by zwiększyć maksymalnie skuteczność. Nie miały istnieć dwa identyczne w swoim działaniu, a rozwijały się w zawrotnym tępię, tworząc nowe, większe i potężniejsze modele same z siebie, że za parę minut miały zająć całe następne piętro, bo to zdążą ogołocić z potrzebnych sobie materiałów do intensywnego rozwoju, oraz zastanowić się nad wydobyciem obsydianu, z wykorzystaniem z niego jego magicznej odporności, nadanej przez magów, co stworzyli całą tą arenę. To wszystko można było stwierdzić, po pochodzących stamtąd odgłosach. Ciche, acz dość wyraźne ocieranie się spiżu w dziesiątkach pajęczych kończyn, syk przeskakujących wyładowań pomiędzy ruchomymi częściami i ogólne poruszanie się metalicznych elementów, zwłaszcza w ich ciągle ruszających się sporych żuwaczkach, które chciały tylko mielić i przetwarzać materię, by zwiększyć swą doskonałość. Monika wiedziała dokładnie co się działo tam ponad nimi. Odbierała krótkie, telepatyczne sygnały na temat populacji swoich sług... Słyszała dokładnie 32 głosy ciężkie do zrozumienia, bo ktoś ograniczył im bardzo ilość kb/s możliwych do wykorzystania w transmisji. Ich liczebność podwajała się co około 30 sekund... To dawała jej naprawdę sporę możliwości ataku, ale nie zamierzała z nich korzystać teraz, gdyż mogła osiągnąć znacznie więcej. Najpierw jednak musiała poznać przeciwnika i dostosować taktykę do sytuacji. Uważnie słuchała tego co mówił do niej faun, a jego ton i styl bycia bardziej przypadł jej do gustu niż poprzedni sposób wyrażania się, lecz ciężko zmazać skutecznie, nie dość dobry efekt początkowego wejścia. Zwięzłość i wymowność przekazu, to było coś co ceniła Monika bardzo u swoich rozmówców, kolegów, a przede wszystkim przyjaciół... W pewnym sensie była to oznaka zdecydowania się na dany cel. Siła przekazu, a przez to i wewnętrzna danego osobnika tkwiąca w nim. Mówiąc prosto, zwykle się nie kłamie. To kłamca kombinuje zazwyczaj jak coś powiedzieć, a z jego wypowiedzi wychodzi prawdziwa zagadka, trudna do rozwiązania, dołączając do tego specyfikę zachowania Anzelma z początku i można było się po nim naprawdę wszystkiego spodziewać. - Ja i moja nowa rodzinka, nie zawiedziemy cię... - rzekła pewnie w odpowiedzi na jego nadzieję dobrego starcia, po czym słychać była ciąg krótkich eksplozji i wyładowań przerywających tą chwilową ciszę. Spory kawałek sufitu opadł na ziemię z rumorem, krusząc się i rozlatując na wszystkie strony z powodu braku tarcia. Było to skutkiem wybicia otworu na wyższe piętro wykonanego przez 4 największe pająki, którym udało się znaleźć dzwony z największym potencjałem na bycie bronią na ich plecach w ramach nieruchomego miotacza wychodzącego wprost z ich odwłoków prostopadle w stronę ich przodów. Mniejsi przedstawiciele zarazy odcięli nie potrzebne i ostanie już dzwony w tym pomieszczeniu. które miały za mało potencjału na stanie się pajęczakami... Miały posłużyć w zupełnie innym, wyższym celu niż proste odstąpienie im zaszczytu w uczestniczenia w dziele stworzenia czegoś więcej niż dzwonu, który wydaje z siebie tylko pusty dźwięk ogłaszający zwykle żałobę, przestrogę, bądź też radość… Zanim zdążyły opaść i rozbić się, kończąc tym żywot w tej postaci, dziewczyna wyciągnęła dłoń przed siebie zbierając magię, którą użyła do poprzedniego zaklęcia użytego na podłodze zbierając ją w jednym punkcie, w równej odległości pomiędzy nią a faunem, następnie pozwoliła jej się rozszerzyć, tworząc wielkie oślepiające własnym blaskiem koło, które po chwili ściemniało pozostawiając po sobie wielki krąg magiczny, a raczej dwa w jednym… Dwa osobne kręgi. Jeden, znajdował się na linii okręgu i stanowił okno na inny plan istnienia, zapisany w dziwnym pofalowanym języku… Był to plan powietrza. W tym wielkim otworze znajdował się nieskończony błękit i chmury ułożone zupełnie inaczej niż przy oddziaływaniach grawitacyjnych planety. Znajdowały się tam w dziesiątkach osi w zupełnym nieładzie i przemieszczające się według kaprysów wiecznych wiatrów, burz i innych zjawisk pogodowych z powodu oddziaływaniu równoległego planu wody. Otworzenie tego przejścia spowodowało gwałtowną wymianę powietrza, które wleciała do środka budowli podnosząc odłamki tynku, by zaraz opaść. Skutkiem ubocznym tego było typowe dla zmiany ciśnienia uczucie zapchanych uszu. Monika nie miała z tym najmniejszego problem. Sięgnęła do kieszeni, skąd wyjęła listek gumy… Pochwyciła dzwony, rozpijając je na sporej środkowej platformie wewnątrz bramy. Był to krąg o fraktalnej naturze, gdzie językiem wiatrów, burz i piorunów, bądź nazywany również prościej językiem planu powietrza, będący jednym z żywiołakowych, zapisane było zaklęcie przywołania jednego z mieszkańców tego wymiaru istnienia dość potężnego, by dostąpić zaszczytu posiadania ciała zbudowanego z metalu. Liczyła na szczęście... Z jej prawej dłoni wystrzelił pojedynczy piorun topiący cały spiż, z którego to były zbudowane dzwony, kształtując pojedyncze podłużne sekcje, co w niedługim czasie opadły na granicę wewnętrznego kręgu tworząc całe ciało metalowej kobry, połykającej własny ogon co było znakiem nieskończoności jak i w pewnym sensie właśnie jej natury, długiej na 15 metrów z tego powodu że wszystkie jej części miały w sobie więcej lub mniej pustej przestrzeni, oszczędzając tak metal i zmniejszając masę po przez zastosowanie budowy plastra miodu. Wcale cała konstrukcja nie traciła na wytrzymałości. Z okna strzelił potężny piorun, który trafił w metalowe cielsko przesuwając się po całej jego długości od ogona zaopatrzonego w ostrze, łącząc energetyczną więzią kolejne jego części. Gdy wyładowanie doszło do głowy w miejscach oczodołów pojawiły się dwa pulsujące ogniki. Całe ciało kobry zadrżało spazmatycznie, podnosząc się równie gwałtownie i patrząc się nerwowo na oboje magów. Otworzyła swój kaptur sycząc gniewnie… Na nim widać było te same znaki co na kręgu bramy, ale różniły się. Każdy fragment był samo podobny do siebie, a całość zamknięta była w niby trójkącie o krzywych, pofalowanych bokach. Monika spojrzała bez wahania w enigmatyczne spojrzenie żywiołaka, bądź golema. Ciężko było stwierdzić czym dokładnie to się stało. Może jednym i drugim jednocześnie... Wyciągnęła rękę otwierając ją. Nic nie błysnęła, ani huknęło. Z jej ust wydobyło się parę syczących głosek naśladujących w swym wydźwięku wiatr. Brzmiało to dość twardo, jak rozkaz. Niosła się w jednak w tym wszystkim dziwna magia, co rezonansowa moment z otoczeniem. Wielka brama z środka pomieszczenia zamknęła się, a na grzbiecie kobry pojawiło się rozmyty zygzak, co swym wyglądem mógł przypominać narysowane dziwnie regularne kłęby dymu… To była ostateczna pieczęć utrzymująca ten twór w całości. - Twój ruch… - powiedziała biorąc oddech po tym co właśnie zrobiła. Była dość zadowalana z siebie. Założyła czerwone ręce za plecy zaciskając je, jakby miała coś do ukrycia. Tak naprawdę pokryły się potem z drobnych nerwów jak często miewała w rzeczywistości przed czymś niewiadomym. Twarz jednak jej tego nie zdradzała. Była zacięta i pewna siebie maskując emocje, gdy obserwowała wahadłowe ruchy swojej nowej podopiecznej, kątem oka postrzegając, co zacznie robić przeciwnik. Kobra obróciła się i syknęła groźnie, okazując kły, między którymi przeszło poziome wyładowanie nadające całości dość ciekawego efektu syku uciekającego powietrza, połączonego z elektryczną nutą rozciągniętego grzmotu. Widać było że to ona będzie stała na drodze do dziewczyny. Pytanie brzmiało: "Po co to wszystko?". W tym wszystkim mogła być większa logika, ale ta wcale nie musiała się tam znajdować. Dziewczyny bywają kapryśne i tak też mogło się dziać i w tamtej chwili. Wszystko miało się być może okazać, gdy to faun wykona ruch.
  24. Monika nie zdążyła zrobić kompletnie nic, gdy tamten wbiegł, przywitał się i rozgadał, jednocześnie patrząc na nią jak na obiekt swoich badań, a nie przeciwniczkę, snując niestworzone teorię na temat jej istnienia, zamiast te wszystkie uwagi, kulturalnie zachować tylko dla siebie. Wiedziała przecież że jest prawdziwa z krwi i kości. Ostatnio krwawiła, a moc czuła w swoim ciele, jak kumulowała się nawet właśnie w tamtej chwili w rękach, w postaci ciemnofioletowych, spalających się ogników, ruszających się jak na niewidocznym wietrze, gdy buzowały w jej jej głowie różne emocje, ale stosunkowo słabe i duszone po przez zaciśnięcie zębów, podczas gdy porządkowała myśli na jego temat, przypinając mu różne, nie konieczne przyjemne określenia. Opanowała ją odrobina niepokoju, złości po przez niewiedzę, co powinna z nim zrobić i że się właśnie tak zachowuje, więc stała tam moment cicho, a po jej twarzy jasno było widać że nie podobał się jej ten stan rzeczy ani trochę... Wysuwał tezy o niej samej, gdy sam był jakimś cudakiem kozła i człowieka. To on był inny, a nie ona z jej punktu widzenia. Ten faun, w jej uznaniu był kompletnie nienormalny i na dodatek nadpobudliwy, jak dziecko po dawce energetyka z podstawówki, któremu dostało się coś z pisarza, po nocnym maratonie poezji - nieprzewidywalny, a tacy byli najgorsi. - Gdzie była kultura jego wypowiedzi... Nie znalazła jej. Chaos, który panował w jego słowotoku skutecznie ją zniechęcił do tej znajomości. Już wolała ponownie spotkać Shadow Stara. Zrobiła krok jak do krakowiaka, mocno trzaskając krańcem podeszwy o podłoże odskakując parę metrów do tyłu, w powietrze, gdzie została odrobinę nad ziemią, trzymając bezpieczny dystans między sobą a nim, od tego chodzącego znaku zapytania. Od miejsca uderzenia, rozeszła się świetlna fala kolista, odbijająca się od każdego napotkanego punktu według zasady huygensa1 tworząc następne odbicia i dyfrakcje, co stanowiło dość ciekawy obiekt artystyczny, ale tylko chwilowy. Tam gdzie przeszła fala, czyli po całej marmurowej podłodze, marmurowi został nadany jeszcze większego połysk niż wcześniej. Stało się tak przez to, że usunęła całe tarcie z jego widocznej powierzchni. Przez to że nie dotykała już ziemi, wszystkie skutki tego ruchu miały uderzyć w jej gościa. Na razie zaczęła delikatnie, bo nie moc utrzymania pionu, poruszania się, czy wstania to był pikuś przy tym co działo się ostatnio z jej udziałem. Miała nadzieję że to go sprowadzi twardo do parteru i da do myślenia że sobie nie życzy, by mówiono o niej w ten sposób. - Słuchaj Azele... - Miała spore trudności z wymówieniem jego imienia przez nerwy. - Anzelmie, jestem Monika. Jestem prawdziwa z krwi i kości... Jestem tutaj sama, walczę dla siebie i koniec. Nic więcej mnie nie interesuje. Starczy mi wiedza na ten temat jak ma się to skończyć. - Wyciągnęła rękę, a do niej wleciał nóż, który do tej pory był w powietrzu i przypięła go sobie do pasa, uprzednio składając lewą ręką. - Kapiszi? Mam nadzieję że tak i przestań gadać jak wieszcz narodowy, bo działa mi to na nerwy. Jak nawijasz o tym i siam tym, bez końca. - Przedrzeźniała go ruszając gadającą dłonią. - Gaduł nikt nie lubi i nie zachowuj się jak baba... - mówiła te słowa z pewną odrazą i spojrzała na niego wymownie, jakby chcąc mu coś uświadomić. 1Zasady huygensa - Każdy punkt, z którym spotka się czoło fali, jest źródłem nowej fali kolistej.
  25. 10 minut... Dużo to czy mało. Nie mi to było osądzać, tylko wykorzystać. Moje oczy szybko zwróciły się najpierw na widownie, potem na tą, która do mnie mówiła... Później szybko zerknęłam na wyposażenie całej sali. Było tam wszystko, co potrzebowałam do swojego widowiska... Tylko nie było ludzkiego czynnika losowego. Jak inaczej mogłabym pokazać że jestem szybka, skoordynowana i zabijam na rozkaz to co potrzeba? Udowodniłoby to że mogę być wartościowa dla nich jako zabójca... Musiałam poprosić jedną osobę z zaplecza technicznego, by mi pomogła po prostu krzycząc liczby, które to przyjdą jej na myśl. Ja będę do nich strzelać. Niby nic, a mam nadzieję że da mi to wszystko potrzebną liczbę punktów do przeżycia na igrzyskach. Sponsorzy to podstawa... Tak mówił ojciec. Moja potrzebna zmienna zgodziła się bez większego problemu... Przygotowanie 25 manekinów z kolejnymi liczbami od 1 do 25 zajęło większość mojego czasu. Nie śpieszyłam się z niczym... Nie było najmniejszego powodu bym to robiła. Wbrew pozorom jestem dość leniwa i lubię nie robić nic, gdy czas mnie gna bez żadnej litości... Takie akcje zawsze tracą na sensie, no chyba że się ucieka... Gdy skończyłam, stanęłam na samym środku gotowa na podjęcie akcji. Skinęłam głowę oznajmiając mojemu pomocnikowi że możemy zacząć. Rozległ się jego głos a ja zaczęłam strzelać mając na początek 5 strzał w ręce. Reszta znajdowała się na podłodze tak, by można było je podnieść szybko. Całą zabawę chciałam skończyć w 45 sekund. - Zaczynajmy... - powiedziałam jeszcze rozkazem spoglądając wyzywająco na tych na głównej trybunie. Musiałam mieć ich uwagę... - 18, 13, 25, 10, 24. - W głowie brzmiały mi kolejne jego liczby. Zwrot o ileś tam stopni w lewo, prawo i na środek, po czym do tyłu i powrót do do pozycji wyjściowej. Nie było czasu na dokładne celowanie... Kolejne strzały leciały w piersi celów z różnym skutkiem, lecz większość było śmiertelne po przez krwotok do płuc. Raz tylko trafiłam bezpośrednio w serce. - Dalej i szybciej... - krzyknęłam sięgając kolejne strzały... Musiałam być szybsza i dokładniejsza niż przed chwilą... Adrenalina wyostrzyła mój wzrok i przyśpieszyła ruchy. Wolałam spokój mimo wszystko niż ten bum w organizmie... - 11, 7, 14, 17, 6... - Mówił to jak maszyna, a moja pamięć zapamiętywała każdy ton z jakim to było powiedziane. Do tyłu, na lewo, prawo, drobna poprawka na 17... i ostry skręt zgodnie z wskazówkami zegara, by strzelić ostatniemu wrogowi między oczy... To był pewny zgon, bez zabawy. Kropla potu zleciała mi z czoła. Dopiero wtedy poczułam go na plecach. Aż tak byłam zdenerwowana przed nimi... Nie mogłam się tym zadręczać. - Następne - rzuciłam przecierając czoło rękawem. - 2, 22, 1, 5, 23 - Korekta na prawo i lewo, zwichrowany środek kąta... Korekta na prawo i lewo... To było nawet proste. Wszystkie cele były w moim zasięgu widzenia i każdemu mogłam bez problemu przeszyć krtań. To była moja najlepsza partia jak na tamten czas. Już nic nie musiałam nawet mówi. Zaczął mi dyktować cele zanim zdążyłam dobrze chwycić strzały. - 9, 12, 20, 15, 16 - Chyba go czymś wtedy wkurzyłam. Pewnie tym że go gnałam... Na prawo, korekta, ostry skręt otrzymując kierunek, szybko zwrot zmieniając kierunek i dwie strzały wystrzelone jednocześnie zabijając dwa cele po przez przebicie podbrzusza i uwolnienie toksyn z jelit. Rana śmiertelna... A on nadal gnał z kolejnymi liczbami. No cóż chciałam czynnika losowego to go dostałam. - 3, 21, 8, 19, 4 - To była ostania potrzebna mi do zwycięstwa piątka... Pozycja wyjściowa... Prawo, ostro w lewo, następna rozrywka z rozgrywki i ostatniemu strzeliłam w głowę zastanawiając się moment dłużej zanim to zrobiłam. Na tym skończyła się moja rola. Z łukiem w ręce zwróciłam się na widownie i ukłoniłam się... - Dziękuję na tym koniec, dajcie znać czy się podobało... - rzekłam bezpośrednio szykując się na ich ostanie słowo... Czy mam odejść.
×
×
  • Utwórz nowe...