Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [675] [Lust Tale [Forest Song]] - To trzeba będzie Cię wyleczyć... i to szybko... - Zakręciłam nosem, a w moim głosie usłyszeć można było pewnego rodzaju troskę o niego. Może bardziej wychodziło to z całego planu do zrealizowania niż akurat jego osoby, która była mi potrzebna... Tu i teraz. - Biała mewa postawi cię na nogi... Z całą pewnością - rzuciłam kiwając głową. Tylko skąd ja wezmę składniki. W kuchni pewnie mi pomogą jak ładnie poproszę. Dlaczego by nie pomóc klaczy w potrzebie, co chce pomóc swojemu ogierowi... To kucyki. Nie mam co się zadręczać problemami póki nie wrócimy do hotelu.
  2. [675] [Lust Tale [Forest Song]] - Czy to nie twoje słowa... Będę przy tobie bez względu na wszystko? - wypomniałam mu zbliżając się do jego ucha. - Nawet na dno? - To już trącało swego rodzaju złośliwością ubraną we własne słowa, ale to byłam właśnie prawdziwa ja, a nie jakaś skórka. Czy wkurzona klacz co zapomniała o swojej naturze, bo ktoś bardzo nieumiejętnie wjechał na jej honor, którego to będzie bronić w trosce o swoje dobre imię... Jako Lust rozegrałabym to mniej emocjonalnie... Chwytałabym się zupełnie innych argumentów. Inaczej bym rozmawiała...
  3. [675] [Lust Tale [Forest Song]] Strach... Kto go zazna, strzeże się go jak może nie chcąc go zaznać bardziej niż bywa to konieczne. W odpowiedniej ilości całkiem motywujący, ale jak jego poziom utrzymuje się za długo zaczyna być naprawdę nieprzyjemny. Zaczyna przysłaniać spojrzenie na świat, co zaczyna szeptać naprawdę dziwne rzeczy pragnąć tylko by zbić z drogi do celu. - Warto było? - rzuciłam, by go bardziej dobić psychicznie, ale w moich oczach było współczucie, którego w sercu można próbować by szukać zupełnie na marnie. Nie znajdowała się tam nawet iskierka pojednania między mną a nim. Zapanowała zupełna sprzeczność między czynem, a myślą ukrytą głęboko w głowie. - Dziękuję - zwróciłam się do smoka - za delikatność... - Skinęłam głową na znak szacunku ale gdzieś w mojej głowie grzmiało szyderstwo, którego niestety nie mogłam pokazać. Nie miałam w tym żadnego interesu. - Do widzenia - pożegnałam się wychodząc, by podejść do Goldinga. - Możemy iść - oznajmiłam radośnie. - Nie będzie już z nim problemów.
  4. [675] [Lust Tale [Forest Song]] Gdy ktoś za dużo mówi zwykle oznaczało to jeszcze większe kłamstwo z jego strony... Prawda nie potrzebuje dużej ilości słów... Ona jest. Kłamstwo trzeba urzeczywistnić. W tym tkwił cały sposób, by stało się to prawdą... Smokom kłamać w żywe oczy... Jestem ciekawa czy mu się udało. - Golding, porozmawiamy jak wrócę, czy wszystko z tobą na pewno jest w porządku - powiedziałam patrząc na niego kątem oka. Był inny... Zresztą jak będzie chciał mi powiedzieć to to zrobi. Naciskać wcale na niego nie muszę, bo nie jest źrebakiem, którego trza pilnować na każdym kroku. Przeszłam przez drzwi i zrobiłam to co o mnie prosili...
  5. [675] [Lust Tale [Forest Song]] Jakbym tego nie mówiła... Głupie smoki, co przedstawiają mnie jak jakiś przedmiot, a te jego łapska. Bryy... Nieprzyjemne uczucie. Na pewno nie wygodne... Nie lubiłam gdy ktoś mnie przeszukuje... Uwłacza mi to, a zwłaszcza mojej godności kogoś kto mówi zwykle wygodną mu prawdę... Byłam ciekawa co się stanie teraz z Goldingiem.
  6. Po takiej zapowiedzi jestem jak najbardziej ciekaw tego rozdziału...
  7. [675] [Lust Tale [Forest Song]] Smoki nie grzeszą delikatnością i poszanowaniem wolnej woli skoro ciągają mnie wszędzie, widząc przecież że nie stawiam oporu i chce mieć to wszystko za sobą... Ale nie... Muszą robić wszystko siłą, bo są przecież u siebie, a kucyk nikt dla niego nie znaczy. Przecież to on jest gościem i powinien się dostosować... Nie skarżyć się. Chciałam zacząć coś mówić. Tylko sama siebie uciszyłam nie chcąc go prowokować, bo i po co mam to robić. By było gorzej niż jest... Nie jestem głupia. Zrobiłam to co chciał i liczyłam na to że zrobi to szybko. Nic na sobie nie miałam...
  8. [675] [Lust Tale [Forest Song]] Udałam się w kierunku w którym mnie prowadzono.
  9. [375+300=675] [Lust Tale [Forest Song]]//Umie wyślizgiwać się z kłopotów(masz większą szansę na wygraną w sądzie i ze strażą) - Los Pegasus, Arts District 92/12a - powiedziałam machinalnie bez zająknięcia się. Co jeszcze mnie czeka... Nie wiedziałam. Chociaż? Po co miałam sobie tym głowę zawracać. Golding słyszał to co powiedziałam, a jest na dość inteligentny, by powiedzieć że go po prostu uwiodłam i nie zna mnie dobrze. Chociaż... Nie to nie mogło wyjść... Miał pójść za mną na samo dno. Prawda... Poznaliśmy się w Canterlot i przyjechaliśmy tutaj. Bez szczegółów. Data? Kiedy po raz pierwszy mnie zobaczył w tej postaci? Wigilia ciepłych serc... Prawda? Prawda...
  10. Wcześniej Zegarmistrz zastanawiał się nad konsekwencjami usunięcia Lüge z pamięci Moniki. Odpowiedź była bliżej niego, niż mógł się spodziewać, sam ją miał na myśli. Kłamstwo w każdym jej słowie i myśli... Zwodzenie że wszystko jest w najlepszym porządku, że się wygrywa. Robienie z siebie idiotki, jak przystało na nie rozumiejącą kompletnie nic blondynkę. Czy się sprawdziło? Skoro chciał już to kończyć, miał ją za kompletne nic na dodatek nie godne jego uwagi i najprawdopodobniej stracił swą gardę, to chyba można by było tak to ująć. Pozwolić komuś wierzyć że jest naprawdę dobrze, bo jak słowo może się zestarzeć, jak to się stało z całym gajem w jego głowie? Drzewa się rozpadły się na pył... Tak jak słowa, z których zostały zbudowane... Wiązania puściły między nimi, tworząc chaos niepotrzebny nikomu pył, a w nim tkwiły luzem pojedyncze litery. Czy kłamstwem nie mogło się okazać wszystko inne, skoro nie miała hamulców że kłamała samą siebie, bo tak było jej zwyczajniej wygodniej? Owszem... Straciła panowanie nad sobą w tej sferze... Tachiony zderzyły się przed nią, a z jej zeszytu wystawił głowę ten sam lis co wcześniej się wokół niej kręcił, zwłaszcza po jej wyobraźni i połknął ładunek, oblizując się przy tym, zanim zdążył dobrze zabłysnąć... To było kolejne uosobienie wady jej charakteru. Lekceważenie wszystkiego dookoła i obracanie tego w jeden wielki żart, po przez zabawę z tej złej strony, bo krzywdziła innych. Skoro wcześniej nie został doceniony, a nawet dobrze dostrzeżony, mógł działać jako kolejna wypuszczona na wolność postać, która nic nie znaczyła w tej rzeczywistości, w której Monika nie mogła walczyć... Musiała połączyć obie... Jedną myślą nadała nowe znaczenie literą, które je utraciły. Tworząc tym dwa pojedyncze, fioletowe okręgi blisko średnicy areny, w dwóch płaszczyznach, przecinający się pod kątem prostym i odpychający wszystko to co było Zegarmistrza, zaczynając spychać jego moc rezonansem cząsteczek do jednego punktu, skoro był aż takim bałaganiarzem, że rozrzucał wszystko wszędzie, mogła pomóc mu go posprzątać i odpowiednio skompresować na jego grand finale, na który to nie zamierzała czekać bezczynnie. Jego magia była specyficzna... Więcej nie było potrzebne. Jego czas mógł pokazać jej narodziny i upadek ziemi w jeden wieczór, póki miała zegarek mogła walczyć do końca. Wierzyła że jest nieśmiertelna... Tyle jej musiało wystarczyć. Nałożyła dwa światy na siebie... Jeden wybrany z wyobraźni, na drugi i w tym prawdziwszym pojawiło się parę kręgów magicznych wykonanych z atramentowych odcisków lisich łap, zrobionych na samej barierze ograniczającej pole walki... Chciał zobaczyć jej potencjał. Nie miała mu tego za złe, ale to ona chciała sprawdzić jeszcze jego, gdy w czterech kręgach zaczęła być naginana bariera antymagiczna mająca ograniczyć to co miało się dziać wokół jej przeciwnika, mającego być z kolei ściskanego coraz bardziej do postaci jajka, jak to działo z wszystkimi jądrami na przykład słonecznymi... Była ciekawa ile jest wstanie wytrzymać jego ciało działającej siły... Natężenia mocy, która miała się jeszcze bardziej kumulować w nim. Chciała go ograniczyć samym sobą, skoro każdy miał ograniczenia. Nawet ona... Musiało mieć granice wszystko. Nawet wyobraźnia. W jej ręce z wahadełkiem zaczęła skupiać się moc... To nie mógł być koniec. Nie od tak... To wydawało się za proste. Tylko co mogło przebić barierę skoro nikt nie był wstanie tego zrobić. Nawet ona, gdyż wykazywała typowe właściwości dla rzeczy niezniszczalnych tak jak w grach, gdzie teren nie został wyrenderowany i się po prostu ginęło... Nieważne co się z tym robiło. Wierzyła w to i przez to była jeszcze mocniejsza.
  11. - Skoro już mnie rozgryzłeś, a przynajmniej tak ci się wydaje - mówiła to powoli, zbliżając się do niego, znając konsekwencje tego czynu. Chwile wcześniej przecież je przeczytała w zeszycie. - To co szkodzi mi tu wrócić z nowym pomysłem? Moje nazwijmy to czary, chociaż... - urwała nie mogąc sobie przypomnieć słowa. - To nie kidō, by miało z czasem słabnąć. To nie logiczna fizyka, ścisłe zasady. To plastelina. Albo lepiej. Modelina! Bo opisana twardnieje, jak tylko uwierzę. Twoje słowa nic nie znaczą... Wiesz okres buntu i te sprawy... Bez urazy. - Urwała ten temat. - Nie czujesz tego co ja, robiąc to? Radość... Dreszczyku radości z czegoś nowego... No nie możesz... Jesteś tylko starym jak świat, na dodatek oszalałym antagonistą, nie umiejącym się nawet bawić, dając zrobić komuś ruch... Niszczysz wszystko. Doszczętnie pożerając... Ja chociaż zostawiałam szczątki. Fragmenty areny... - W rękach trzymała rozlatujący się zeszyt, cierpiący z upływu czasu. - Nudny jesteś... - Ziewnęła sennie. - Już nawet tamten faun wydawał się ciekawszy... - Znowu zmieniła punkt widzenia. - Nie zgrywaj przynajmniej członka Espady numer dwa, Baraggana Louisenbairna, króla i boga Hueco Mundo i władcy Las Noches z Bleacha, bo to się naprawdę nudne robi, jak się porówna wasze gadki szmatki, bo nawet jego spotkała śmierć, choć władał nad nią z pomocą czasu... Tak samo jak ty! Wniosek... Każdy musi upaść... Potrzebny jest tylko sposób... Gratulacje... - Spojrzała na swoje żylaste ręce, starzejące się w zastraszającym tępię. - W mojej rodzinie rzadko dożywa się emerytury... Rak i mnie to miało czekać... Czuje ból w sercu - szepnęła spokojnie, gdy jej ciało zaczęło rozpadać się na pył, na jej mętniejących oczach, z których ulatywało życie jeszcze szybciej, po raz kolejny w czasie turnieju, tylko w tym momencie nie było Lüge, która mogłaby ją zastąpić na polu... Zeszyty się rozpadły na pył, który i tak zniknął pochłonięty... Nic nie zostało, a to były jej ostanie słowa na tamtą chwilę. *** Po paru sekundach, znikąd w powietrzu pojawiła się brama niebieska o szczerozłotych cienkich sztachetach... Odezwały się trąby anielskie, co wstrząsnęły całą okolicą, by przegnać całe zło świata, a po tym otworzyło się przejście, wypuszczając na zewnątrz parę kolorowych chmurek, tworzących ścieżkę, a ciemność została oświetlona boskim światłem, niszczącym tylko małe fragmenty ciemności, jako że nie było jakoś szczególnie mocne... W oddali usłyszeć można było głośną rozmowę dwóch, nie śpieszących się specjalnie, osób... Typowe damskie gadanie o przyziemnych sprawach... Dopiero po chwili wyłoniły się właśnie one... Cała i zdrowa Monika w swoim naturalnym wieku, trzymająca pod pachą parę swoich zeszytów i o dziwo nienaturalnie różowa suczka pudla z aureolą nad głową, co śmiała się chyba z jakiegoś dobrego żartu. Może nawet z kogoś, bo spojrzała dość krzywo na osobnika, od którego emanowała naprawdę zła karma. - Dzięki Annabel! Na ciebie zawsze można liczyć. Mam nadzieję że za szybko się nie zobaczymy ponownie. Trzymaj się... - rzuciła, a jej oczy skierowały się na Zegarmistrza, gdy brama się za nią zamykała... Na jej twarzy można było zaobserwować nonszalandzki uśmiech. - Wyjaśnijmy sobie... - powiedziała podniesionym głosem, nie pasującej do niej samej. Wykonała typowy polityczny zabieg. Atak z brakiem odpowiedzi. Kształtowanie wizerunku; jestem lepszy, a nie nauczyciel i uczeń, co było czystą głupotą... - Możesz być nawet bogiem. Nie rusza mnie to nawet o milimetr. Tu chodzi o zabawę. Nie zasady... Walkę... Wygraną czy przegraną, tylko pokazanie czegoś niezwykłego. Więc spasuj z tym wszystkim stary. Twój czas już mnie nie tyka... Nie ważne jakby gnał... - Pokazała dyndający srebrny zegarek kieszonkowy na łańcuszku, tykający naprawdę głośno, jakby specjalnie był podpięty do dwustu watowego głośnika... Owinęła sobie go wokół lewego nadgarstka, gdy z kolei sama zaczęła recytować. - Jak Feniks, to jest właśnie Ja... z popiołów odradzam się! Historia ta, nie zaznała jeszcze finału, przez chaos spisywana... To jest mój znak, płomienia żar w jasności dnia! To była pierwsza jej przyśpiewka, która z pozoru nic nie wniosła... Jej jednak zrobiło się cieplej na sercu, a w oczach pojawił się niewytłumaczalny płomień... Co zaczął zbierać się w niedługo później w jej zaciśniętych dłoniach w postaci kolorowych ogników. Nie mogła dawać... Nie mogła brać. Brzydziła się otoczeniem, które było brzydkie chyba tylko dla samej zasady. Nie umiała znaleźć w tym wszystkim krzty epickości. Czas... Upływ czasu... Wiedziała co zrobić. Puściła zeszyty, co zaczęły orbitować wokół niej. Pochwyciła najcieńszy i właśnie jego otworzyła. - Ja raczej nie chce sobie ręki uciąć, by cię pokonać od środka... To nie dla mnie. - Kręciła nosem na własne opcje. - Będę chciała napisać że chce znieść twoją barierę miedzy czasem, to mnie wyśmiejesz. Mówiłeś przecież słabsi, silniejszy, dla mnie tylko czas i kupki popiołu inni... Ale po co ja to mówię. Po co mam się ograniczać... Czas każdego dotyka! A ty pójdzie do piekła - tu straciła swą pewność - albo do nieba. Los zadecyduje. Pora na ciebie już - rzekła klaszcząc w dłonie, jakby jeszcze nie miała ich rozgrzanych, gdyż buchnęły wokół nich jeszcze większe płomienie. - Są trzy prawdy ostateczne! Sąd, raj i wieczna mordęga... Dziś zapadł sprawiedliwy wyrok losu! W jej rękach zmaterializowała się pojedyncza moneta... Jedna strona biła mroczną poświatą, druga wręcz przeciwnie. Ją rzuciła w powietrze zamykając oczy... Marzyła, by wysłać swoje przeciwnika do piekła... Chwyciła monetę i położyła ją sobie na dłoni. - Wyrok zapadł! - Zajrzała na na monetę, a jej oczy momentalnie się powiększyły. - Coś nie tak jest z werdyktem, ale co ja mogę, jak nie mogę... Mogę tylko egzekwować wyroki... - Jej ogień na rękach zbladł aż do białości... Czas mógł działać... Ona miała dość mocy, a wszelka siła malała z kwadratem odległości... Musiała tylko trzymać dystans... Skoro nie mogła działać inaczej. - Niebiańska klatka dla tych co nie chcą, czują niepewność, łagodząca obyczaje... Zawsze jest nadzieja... Spotkała i ciebie! Przyjmij proszę tą szansę resocjalizacji! Jak nie, to moja siła tobie pomoże, zaznać wiecznego spokoju, byś się nie męczył... Tą bolesną wiecznością! Zaznaj szczęścia... Z jej dłoni wystrzeliła biała wstęga, zaczynająca opasywać się w stosownej odległości, tworząc kulę, wokół samego skazanego na wieczną sielankę. Skoro czas go nie tykał, ktoś wreszcie musiał skrócić jego męki wieczności. To byłoby na tyle z logiki Moniki. Chciała dla niego jak najlepiej, ale myśląc dalej... Po co miała to robić... Nigdzie go nie zabijała, tylko dawała wieczne dobro. Czy mógł istnieć większy dar. Ale Monika znając go na tyle że przewidziała że albo rozerwie to wszystko, jakby nie miało to najmniejszego wpływu, lub też sprowadzi na to wspaniałe miejsce apokalipsę, do którego chciałaby go wysłać. To nie było ważne. Ważniejszy był cały fortel pod maską ironii. - Więzienne bramy niebieskie otwórzcie się, dla nowego członka waszej społeczności! - zawołała z udawaną radością, a za nią otworzyła się przeogromna, biała brama z kości słoniowej, pełna łańcuchów, co przykuły się do jej bańki, oplatając ją na dodatek wzmacniając tym i zaczęły ją zaciągać do środka, by zamknąć wybrańca na wieczność po drugiej stronie. Z niej samej nie wydobyło się lekkie światło tak jak w przypadku poprzedniej tylko żar, co wypalał wszystko co nieczyste i rozpraszał cienie, oczyszczając to co zostało skażone w całym otoczeniu. Teraz mógł zacząć się bój... Nieśmiertelny przeciwko rzeczą ostatecznym... Bo jak zerwać niebiańskie łańcuchy, co nie uznają upływu czasu i starości... - Spaß... Wiesz co robić... Skoro tego naprawdę chce ode mnie... - rzuciła do siebie. Nikt jej nie odpowiedział. - Sprawdzać możliwości. Pokażemy mu jeszcze - zaparła się o własne słowa. //Skoro nie lubisz tego znaczka "ü". To dla twojej informacji. Ten "ß" można zapisać jako "ss" i nie będzie to zły zapis skoro nie masz tych znaków na klawiaturze,. Tak na przyszłość, bo będzie to potrzebne.
  12. Wysyłamy Zegarmistrza do nieba...

    1. PervKapitan
    2. 1stChoice

      1stChoice

      A mi by się jakiś zegarmistrz przydał bo zegarek padł i to nie wina nakręcenia :/

  13. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - No to powtórzę jeszcze raz ale prościej. Nie zrobiłam tego. Nie znam tego kuca. Nie wiem o jaki pierścień chodzi. Przyszłam tylko na ten wykład i słuchałam go uważnie. Zwinęliście mnie po wykładzie nic przy mnie nie znaleźliście ~ to jest niepodważalny fakt. Nie miałam gdzie go nawet schować w między czasie - powiedziałam, a rzeczony smok też nie odpowiedział na moje pytanie... Czyli musi być więcej niż ignorantem... Krzyczeć tylko umie, gdy głosu się nie podnosi tylko przedstawia swoje fakty ze swojego punktu widzenia, a faktem jest że pierścienia nie mam... Nie połknęłam go przecież... W grzywę mi go nie władował w moje warkocze. Więc gdzie jest pierścień? Nie podrzucił mi go... Poczułabym jego zapach wcześniej jakby tylko się zbliżył się na 20 metrów lub go bym zobaczyła. Nie znajdował się wcześniej w moim pobliżu...
  14. Wcześniej Monika musiała trzymać się jednego narzuconego jej przez własną wyobraźnie schematu... Nacinanie planu i interakcja z otoczeniem, by sprowadzić własne zasady i przeszkody. Przez Zegarmistrza wszystko uległo kompletnej zmianie, ale w tym pozytywnym sensie. Brak zasad ~ anarchia po przez wprowadzenie w życie słowa zamkniętego w podświadomości... Czysta moc tego czego już dokonała i tego co chciała jeszcze zrobić w życiu się obudziła, wypełniając jej umysł piękną wizją wspaniałych czynów. Od to co ją otaczało w postaci fioletowych wstęg... Najprawdziwsza potęga pochodząca wprost z jej głowy... Zeszyty wokół przyjęły uderzenie temporalne, ukazały wokół niej barierę, na której były zgromadzone jej słowa, która zaczęła wtrącać we wszystko własne niepodważalne zdanie... Oznajmiając: Nic nie zmienisz. Nie przejdziesz! Tworząc tym jej kontrolowaną sferę bezpieczeństwa... Tam stać spokojnie mogła całe wieki niewzruszona... - Morze wszelakich uczuć... Spisanych smutków i radości... Miliony ułożonych w całość słów... Oddajcie mi dziś włożoną w was moc! Moc więzienia tego co się wydarzyło. Tego co się jeszcze wydarzy. Opis tego co nie nastąpi... Potęgę włożonego w was trudu! - powiedziała pewnie to co przyszło jej na język, a wstęgi wokół niej przybrały na wielkości, gdy zaczęła budzić jeszcze więcej spisanych wspomnień na kartkach wokół niej. - Czasem się bawisz... Sama to robiłam! - powiedziała ostentacyjnie. - To moja sztuczka... - Zmrużyła chytrze oczy, chwytając jeden z najnowszych zeszytów i otwierając go na losowej stronie. - O tutaj! - Pokazała palcem, udowadniając swoją rację na stronie z zapisanym pojedynkiem z Spacetime Dancerem, gdzie wszędzie było wymazane imię Lüge i każdy jej najmniejszy opis, czy synonim, jako że nie mogła już istnieć w żadnej pamięci... Niektóre strony wręcz straszyły białe ale większość przetrwała niezmieniona z powodu niemożliwości zmieniania w nich niezaprzeczalnej prawdy, co się stało... Jeszcze nie nadszedł na to czas, by ktoś znalazł na to odpowiedz i zapisał to ponownie według własnego uznania... Zwłaszcza Monika nie miała chwili, by do tego usiąść i uporządkować wszystkie zagubione wspomnienia wiążąc to co pozostało. - Słowa dają zasady. Świat je łamie bez trudu... Pokażcie dziś swą prawdziwą moc... Urzeczywistnione spojrzenie... Wprowadźcie równowagę, na swych żelaznych konarach! Czas mógł płynąć w różnym tępię... Znaczenie słów mogło ulegać ewolucji i zmianą w całym okresie, ale ich znaczenie w głowie Moniki nigdy nie mogło ulec zmianie póki dychała i trzymała w zaciśniętych rękach ołówek... Zawsze znaczyły dokładnie to samo i ani kapkę dalej. Było tylko to co spisane dla niej... Z jednego z zeszytów wystawił niezależnie głowę atramentowy lis zbudowany z prostych pociągnięć i zaraz się schował spłoszony tym wszystkim co działo się dookoła... - Zaczynamy zabawę! - rzuciła wesoło kształtując ze wstęg kulę, którą następnie wyrzuciła daleko za siebie... Nie było to materia... Czas nie mógł tego zatrzymać... Czar nie mógł osłabnąć, gdy był stałą na warunkach w głowie Moniki ~ urzeczywistnionym, niezachwianym słowem. Kula zatrzymała się z trzydzieści metrów za nią tworząc fioletowy krąg o niezwykłym wzorze, wykonanym ze wstęg na kształt korzeni zbiegających się do środka... Brakowało tylko drzewa, na które to nie trzeba było długo czekać, gdy zaczęło się wybijać w błyskawicznie na wiele metrów w górę korzeniąc się w szkle że słychać było łamanie wielkich brył... Stanął tam wielki dąb wykonany z fioletowych wstęg... - Cztery pory roku... Zima - czas przetrzymania! Wiosna - czas rozkwitu! Lato - czas owoców! Jesień - czas przemijania... Drzewo długowieczne... Z kolejnymi jej słowami drzewo najpierw wydawało się martwe... Później pojawiły się na nim pąki, następnie wykształciły się liście i owoce... Wszystko wydawało się bardziej niż nierealne niestety wszystko skąpane było nadal w mroku poza wzrokiem wszystkich... Jesienią wiatr zerwał wszystkie liście, a żołędzie potoczyły się po całym placu, a gdzie się dotoczyły rozkwitały na nowo tworząc następne równie wielkie drzewa w ten sam sposób co wcześniej. Tak tworzył się święty gaj będący symbolem równowagi i jedności świata... Tak też kształtowała się wielka pieczęć wykonanych z korzeni. - Korzenie mocne... Oprą się wszelkiej burzy... Kamień rozsadzą. Nic nie przetrwa w ich sile! Dym otaczał wszystkie gałęzie, a te same opisywały go wielokrotnie jako czarną mgłę kontrastującą z całą resztą wszelką epiką i wierszem, zyskując tym na mocy odebranej po przez słowo zaklęciu przeciwnika wymazując go kawałek po kawałku przez spalanie opisów, co równoważyło jego ciągły napływ z jednego punktu po przez utylizację w wielu miejscach jak przystało na wielki las... Wtedy jak się odrobinę przejaśniło okazało się że niebo pokrywają chmury wykonane z liści... - Cztery pory roku... Uwolnienie! Sceneria jesiennego smutku ~ Burza dębowych liści! - rzekła z samozadowoleniem i wtedy się zaczęło. Liście porwał po raz kolejny wiatr myśli, ścieląc się między konarami niczym istna powódź, mieszająca się z kłębami dymu tworząc niezwykły widok... Wzrok mógł zostać sztucznie zdławiony. Moc Zegarmistrza była przytłaczająca, a jej źródło jedno... Słaba istota pokroju nieprzesiąkniętego magią człowieka rozpadłaby się w pył, nie mogąc znieść mocy od niego się wydobywającej. Miałaby to Monika przeoczyć, nie musząc nawet dobrze celować? Wystarczyła jej uczucie jego obecności na oko, gdzie się znajduje, by delikatnymi ruchami dłoni wprawiać w ruch wszystkie swoje powstałe ostrza, napływające zewsząd, by trafić w jeden wyznaczony im punkt. Wiedziała że to mało, ale na początek musiało wystarczyć póki jej moc nie miała jeszcze bardziej wzrosnąć. W tym samym czasie pod nim rozsadziło się podłożę pękając dając miejsca korzenią, mającym unieruchomić jej przeciwnika wiążąc jego kończyny, jakby tylko udałoby się im do niego dotrzeć... Przykuwając go kajdanami ze słowa. - Pieczęć równowagi! Wiązanie jedności. Czas, miejsce i akcja! Tym chciała walczyć z Zegarmistrzem... Im większa pieczęć tym większa jej moc, by przeciwdziałać jego anomalią temporalnych mających być związanymi korzeniami i koronami tychże drzew... Tak właśnie wyrosła przeogromną kotwicą o ciekawych właściwościach, bo materiał użyty do budowy nie był wcale zwykły... Inną sprawą że cały czas się rozrastała...
  15. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Wzięłam płytki oddech przymknęłam oczy... Rzucać nie miałam się o co... Ale tak głupiego kłamstwa nie słyszałam. - Nie zrobiłam tego - powiedziałam spokojnie. - Ja rozumiem że niektóre ogiery biorą klacze za pazerne na błyskotki, ale to już jest przesada... Główne pytanie: po co? Na co mi to byłoby, gdy ogier za drzwiami mógłby kupić mi taki sam. Obeszłoby się bez żadnych problemów. Na jaką bym wyszła klacz w jego oczach gdybym to zrobiła? - rzuciłam swą logiką po czym dodałam: - Wasz system oparty jest o domniemanie niewinności czy od razu jestem winna i to w moim interesie leży by udowodnić że są to bezpodstawne oskarżenia? - spytałam się.
  16. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Może gdym była kucem, zrobiłoby to na mnie wrażenie... Moja natura jednak mówiła mi inaczej... Teatrzyk. To słowo brzmiało w mojej głowie, gdy oglądałam wszystko z zaintrygowaniem. Na moim pyszczku było zainteresowanie ogólnym wyglądem całej sytuacji. Pojawiło się na nim także wiele pytań które odzwierciedlały moje oczy. Była w nich typowa radość życia... Taka iskra pokazująca że jestem prawdziwą equestrianką... To jednak przygaszona że ktoś śmiał mi zrobić przykrość i oskarżyć o coś czego nie zrobiłam. Usiadłam tam gdzie kazali i patrzyłam wyczekująco na smoka licząc jego łuski...
  17. [375] [Lust Tale [Forest Song]] "Prawda i kłamstwa nie mają prawa bytu. Liczy się tylko niezaprzeczalna rzeczywistość. Mimo wszystko... wszystkie istoty składają się ku faktom, które są dla nich sprzyjające i dogodne. Taki jest już ich sposób bycia... W przypadku żałosnych i bezsilnych istot, które stanowią większość tego świata, afirmacja własnej osoby przychodzi wraz z akceptacją niewygodnej prawdy..." rzuciło mi się na usta ale pozostały tylko przez chwile otwarte, zanim zamknęły się przyjmując beznamiętny wyraz. Kuce nigdy nie zobaczą praw rządzących światem póki są uczestnikami gry, a nie biernymi obserwatorami... - Smok prosi byś został... To zostań proszę cię tam gdzie kazano Golding... Nie ma sensu się rzucać, skoro prawda jest jedna ~ moja - powiedziałam z drobnym uśmiechem. Lubiłam igrać z ogniem ale ta gra mi się niespecjalnie podobała. Za dużo było w niej strat, a o wiele za dużo wszelakich i niepewnych problemów z rozwiązaniami. - Już idę... - rzuciłam głośniej do smoka i ruszyłam tam gdzie mnie chcieli zaprowadzić.
  18. Witam i pozdrawiam, wszystkich tych co chciało się to przeczytać... Zacznijmy ode mnie i mojego spojrzenia na sprawę, by uniknąć nieporozumień, następnie przejdę do tego co mogę wam zaproponować. Co musicie wiedzieć o mnie i moim sposobie na obustronną zabawę... Bo nie chcemy się z sobą męczyć przecież... Nikt nie chce. Miasto Luster... To mój świat w nieznanym mieście między dwoma rzekami. Przesiąknięty typową rzeczywistością i sferą nierealną wpływającą na nią. Jeśli lubicie podejmować decyzje to postaram się was tam zaskoczyć... Coś dla fanów demonów i zjawisk nadprzyrodzonych w typowej walce dobra i zła w świeżej mam nadzieję odsłonie. //Więcej na PW TCB Wielki mix [D&D, Shaman King, MLP:FiM] //Więcej na PW Manehattan - Miraż //Moja wizja tego miejsca pełnego tajemnic osadzonego w krainie kolorowych taboretów... Piła [+16] Jeśli ktoś posiada jakiekolwiek wątpliwości to zapraszam na PW! Zwłaszcza teraz nawet przed zapisaniem się póki świeży jestem w tym interesie. //Więcej światów jak znajdę więcej czasu, by rozpisać i dobrze to przemyśleć. czyt. Skończy się rok szkolny... jeszcze 2 tygodnie do wystawienia ocen. Charakter: Najpierw postać ogólna, a później doprecyzowanie jeśli naprawdę musicie. Dwie osie... Moralność i nastawienie do świata. Ułatwi mi to spojrzenie na waszą postać. Lista oczekujących na swą kolej z czasem nieokreślonym: 2.Ares [Eq] 3.Dżuma [ML] Istnieje możliwość dopisania się do listy...
  19. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Kłamiesz... - westchnęłam przymykając oczy i zaczęłam gestykulować na własny sposób. - Czujesz samozadowolenie z obrotu sprawy... - stwierdziłam to patrząc na niego przez powieki. - Czy to nie oczywiste? Tylko dlaczego? To też bardzo proste się wydaje... Tylko kiedy? - rozmawiałam sama z sobą, zaczynając odtwarzać swój pobyt w tej krainie klatka po klatce. Wizerunek pokoju. Nic się w nim nie zmieniło. Wzrok miałam fotograficzny. Kiedy miałby nam to podrzucić? Nierealne. To gdzie tkwił jego plan? Musiałam się dowiedzieć. - Cóż ty kombinujesz...
  20. [375] [Lust Tale [Forest]] - Niestety... Drogi White Drops... Nie widzisz tego na co powinieneś zwrócić uwagę, a szkoda i muszę zmartwić pańskie nadzieję. Jestem czystej krwi equestrianką trzymająca się zasad co dała nam je Matka Harmonia... - Uśmiechnęłam się lekko, po czym kontynuowałam. - Oskarżasz kogoś kogo wiesz że jest niewinny... Gdybyś był Pan pewny swojego osądu nie proponowałbyś mi ugody chcąc za wszelką cenę odzyskać pierścień, skoro jest tak dla ciebie ważny, a ja wierze w sprawiedliwe słońce naszej kochanej Księżniczki Celestii i jemu oddam swój los. Noc spędziłam z ukochanym poza granicą snu... O co się mam martwić jeśli wiem że jestem niewinna? - powiedziałam spokojnie i dość płynnie. Nie wahałam się ani na moment.
  21. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Drogi Panie... a ja nadal nie wiem, o co mnie Pan oskarża... Zresztą bezpodstawnie, psując mi te parę dni wolnego... - westchnęłam pewnie... - Jak już Pan próbuje grać na moich emocjach, próbując wzbudzić coś co nie istnieje w biednej klaczce... Wypadałoby się chociażby przedstawić, by wiedzieć z kim się rozmawia, jako oznaka jako tako udawanego dobrego wychowania... Pan jednak nie wykazał się żadną z tych cech... Ja nikogo nie obrażam... - rzuciłam lekko. - Ładnie to tak? Jestem Forest Song - przedstawiłam się.
  22. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Kradzież? - spytałam delikatnie samą siebie. Moje oczy najpierw przykrył drobny lęk, a później weszło w nie zaparcie swojego charakteru. - Kiedy, gdzie. kogo? - rzuciłam dalszymi pytaniami ale te już nie były retoryczne, lecz już dokładnie wymierzone w źródło problemu. Nikt nie miał prawa mnie oskarżać, gdy naprawdę nic nie zrobiłam... Co zrobiła policzmy... Biblioteka... Noc z Goldingiem. Tamta klacz... Wykład. Więc kiedy miała odbyć się ta kradzież? Dowiem się na miejscu...
  23. Czas zatrzymał się dla Moniki, gdy pewna część jej pamięci przestawała istnieć... Rzeczy traciły znaczenie, bo jak mogło istnieć opowiadanie fantasy bez głównego antagonisty w nim zawartego? Z nieba zaczęły spadać chaotycznie całe zeszyty, ponadpalane kartki, złamane ołówki, a wszystko to zmieniało się w proch, z którego kształtowały się w dziesiątki postaci wokół dziewczyny... Jej spisane wytwory wyobraźni... Rycerze, magowie, smoki, anioły, demony, stwory i wszelakie zwierzęta mniej lub bardziej fantastyczne... Widać po całym towarzystwie że miała wielkie zamiłowanie do kotów jako istot magicznych obdarzonych niezwykłymi zdolnościami... Ona jednak zawiesiła się przetwarzając to wszystko, nie chcąc się pogodzić z tym wszystkim, co się właśnie wydarzyło. Jej głowa ruszała się na boki w spazmach. Czegoś brakowało jej, a ona nie chciała się z tym pogodzić, szukając to i wprowadzając setki zmian przy okazji... Znajdowała drogę u korzeni... Musiała istnieć równowaga, która musiała wypełnić nie możliwą do zapełnienia lukę... Bez chociażby jednego puzzla, układanka nigdy nie mogła zostać ukończona... Z opadających popiołów ukształtowała się jedna wyjątkowa postać, co zstąpiła na pole walki przed zdyszanego maga... Wilczyca z rogami antylopy i pokaźnymi skrzydłami orła będąca korzeniami dla dalszych generacji zniszczonego chwile wcześniej tworu... Z tamtą miała tylko jedną rzecz wspólną... Czerwone ślepia w postaci ogników z gasnącą pewnością siebie że nie stanie się kolejnym celem ataku. Jej cele i moralność znacznie się różniły. Tak jak reszta uległa zmianie... Cała spisana historia, bo niespisana prawda mogła się zawsze zmienić. To się właśnie działo. Kolejne zeszyty zaczynały się składać odzyskując utracony wcześniej sens wypalony zaklęciem... - Zegarmistrzu... - odezwała się delikatnie i niepewnie, a głos jej był jak szeleszczenie stron na wietrze... - Potężne zaklęcie, tylko coś ty zrobił biednej Monice przy okazji, co dawała wole tym, co jej nie mieli na własnym polu... Złością i zemstą nigdy nie kończy się dobrze historii, coś powinieneś o tym wiedzieć... Przeżyć katharsis... Wielka moc jeszcze większa odpowiedzialność. Wymazując jej kajdany uwolniłeś ją z pod własnej woli, bo ta miała historia kierowała się ku upadkowi... Teraz rzeczy pewne straciły swe oparcie... Zakończenie zmieniło swe miejsce... - mówiąc to, a jej ciało było przepisywane i rozpadało się zmieniając w jeden z wielu rysunków, by znaleźć swe miejsce w stercie makulatury, co zaczęła krążyć wokół dziewczyny wraz z setkami ostrych ołówków w pierścieniu. - Nie wiń jej... Ona i tak nie miała na to wpływu... Została pochłonięta przez samą siebie w woli twórczej, co sama zyskała jakąś świadomość, którą widziałeś i zdążyłeś osądzić... - Tak brzmiały ostanie słyszalne słowa. Reszta była tylko niezrozumiałym szelestem. Ciało Moniki otoczyła bezbarwna moc psychiczna wyczuwalna w powietrzu, powodując stosowne zmiany w jej osobie i historii. Skrzydła rozwiały się na tysiące fragmentów, by rozpaść na tysiące zanikających piór, a dwie zupełnie różne rękawice zmieniały się na całkowicie białe wykonane z cienkiej skóry, tak jak jej ubranie wracało do stanu oryginalnego ~ nienaruszonego turniejem... Prawy jej nadgarstek oplatał długi łańcuszek z kryształowym wahadełkiem... Opadła powoli na podłogę, gdy jej umysł wracał do równowagi. Oczy otworzyły się, gdy wróciła jej świadomość... - Ktoś, coś mi zabrał... - mruknęła niewyraźnie skupiając się ale nic jej nie dawało... Spojrzała na otoczenie... Lustra ją otaczały powielając jej odbicie. Odbijały się w nich jej przekrwione oczy. Do czego miały służyć nie wiedziała, więc plan stracił swą moc po przez stratę sensu w jej głowie, co musiał zostać odzyskany kiedy indziej... - Wiem że jest to walka... Turniej... Finał... - myślała na głos. - Mój przeciwnik... - Próbowała przypomnieć sobie jego imię. - Zegarmistrz! - Ucieszyła się znajdując stosowną odpowiedz na własne pytanie, a jej wzrok spoczął na zdyszanym oponencie. - Cały jesteś? - To wyszło z jej ust, może było dość szorstkie ale miało w sobie jakąś troskę. Z książek zaczęły wyciekać litery na fioletowych pasmach skupiające się wokół jej ramion stanowiąc uosobienie całej jej mocy... Nie mogła być pewna co do tego co miało się wydarzyć, więc musiała być gotowa na wszystko. Miała tylko urywki przed oczami tego co się wydarzyło. Niepokoiło ją to. Całe reszta informacji została przed nią szczelnie zamknięta za potężną ścianą. Ostatnią rzeczą jaka skupiła się tam były jej własne łzy ~ płynne emocje. *** Lüge została wymazana zewsząd, w każdym czasie i miejscu... To stwierdzenie jednak odbiegało od prawdy ale tylko odrobinę... Został sam Zegarmistrz i jego pamięć, gdyż widział wszystko. Każdy moment gdy powstała i znikała... Jego Ja zmieszane z demonem podczas jego niszczycielskiego szału, po którym był pewny że skończył z tym raz na zawsze... Człowiek bywał jednak od zawsze omylny, a z jednego ziarnka wyrasta zboża łan. Z samej jego pamięci i chwilowej nienawiści w okolicach szukającej rozwiązania zagubionej Moniki wystarczyło żeby koszmar oboje mógł powrócić na nowo w jednej iskrze twórczej... Wyrzuty moralne tylko przyśpieszyły proces kiełkowania, gdy zaczęła wyrastać na tych wspomnieniach zakorzeniając się coraz głębiej, znajdując moc w starych, zastygłych już emocjach, pobudzając je powtórnie w postaci fali przymusowych wspomnień, które rzuciła w wir jego świadomości, by czerpać z nich nowe pokłady mocy zmuszając go do oglądania ich powtórnie bez żadnych limitów ~ zarzucając informacjami. Smutki, żale, radości, zwycięstwa, których było bez liku skoro tyle widział i przeżył, przykrywając tym świadomość cieniem, gdy wszystko po kolei znikało ostatecznie znajdując ostatecznie ulgę, pożerane w nienasyconym żołądku wilczycy... Istotnie można było porównać ją do zarazy, gdy chciała zacząć pochłaniać najpierw większą część pamięci, następnie moc, później ciało, by móc odrodzić się ponownie już całkowicie niezależna... Skoro i tak już nie mogła więcej zrobić to czy coś jeszcze miała do stracenia? Nie miała i tu tkwiła jej siła a także przekleństwo. Stała się zbiorem pustych myśli ruszonych wolą... Samoświadomością co nie chciała go już nawet zabijać tak jak on chciał uczynić z nią... Nie. To w jej myśli było za łagodne działanie. Chciała go ostatecznie wykorzystać i porzucić, by w ostateczności cierpiał dalej z myślą że nie mógł nikogo uratować jak ruszy dokończyć dzieła, a w zasadach turnieju nigdzie nie została ujęta wzmianka o przyzwanych tworach, istotach itp... Wszystkie zasady odnosiły się do magów i na nich się skupiały, by przeżyli... Jej działania więc w świetle tych zasad były zupełnie legalne, które wykonała na mieszkańcach tamtego wymiaru z nim połączonego... Bezpośrednio go nie dotyczyły. - Ja ci dam twój kaganiec... Twoja głowa pęknie na pół, zanim ja dostanę kaganiec... Ty... - grzmiała w jego głowie - mnie chciałeś się pozbyć... Mnie! Gdy mogłam grać w swe gierki jeszcze długo bez przeszkód. To ty zapłacisz zamiast przecierpieć stratę! - ryczała poniżona wilczyca, a pod nim pojawił się przeogromny krwisty krąg w którym zaczęły zbierać się kłębiące cienie, iskrzące czarnymi błyskawicami, a te formowały się w kolejne sześć cienistych wilków podobnych do niej samej. Tylko po to by pochwycić ofiarę przebijając jej zbroję, rzucając się do samego gardła... Dostać się do krwi i ciała, które czuje ból oddziałujący na psychikę... Jednak ani krąg i jego twory miały nie istnieć w rzeczywistości. Wszystko to miało stanowić grę psychiczną i iluzją stanu faktycznego odczuwanego mentalnie, by się nie bronił przed realnym zagrożeniem podczas wymierzania kolejnego samosądu na arenie, odbywającego się z kolei tylko w jego głowie, a nie w czasie i przestrzeni. Skupił się na czymś innym, dając potrzebny czas na wykonanie stosownego wyroku w jej osądzie. Nie sadźcie byście nie byli nie sądzeni... Te słowa zyskiwały w tym wydaniu ogromną moc, gdy to ona go niszczyła chcąc sprowadzić do stanu krytycznego...
  24. Mało znane na razie było to, że Lüge nie wystawiała nosa ze swojego legowiska ukrytego w głębokim cieniu, o ile naprawdę nie musiała. zmuszona okolicznościami, jak zdarzyło się ostatnio że musiała interweniować lub po prostu nie chciała, nie kuszona niczym szczególnym, godnym zwrócenia właśnie jej uwagi od tego co zwyczajne i zupełnie szare jak ona sama na tle całych, przemijających wieków... Teraz jednak było zupełnie inaczej i nie chodziło tu bynajmniej o sam pojedynek, który był u niej na drugim planie, co o pokazanie nieumyślnie namiarów no nowy świat istot rozumnych o niespotykanej mocy przez samego Zegarmistrza... Zgodnie z jego słowami: mieli własną wole i chcieli mu służyć pomocą w jego zadaniu i chęciach wielkiego zwycięstwa w tym turnieju. Musieli być w takim razie mniej lub bardziej świadom że moc przyciąga moc, po tym gdy się ktoś ujawni z jej nadwyżką... Zawsze się znalazł ktoś zazdrosny właśnie o nią, a gdy dwie takie się zderzały to wychodziła z tego tylko jedna zazwyczaj w całości... Miała być to właśnie po raz kolejny wilczyca. Można uznać za prawdę to że uwielbiała osuszać inne wymiary ze wszystkich ich dobrodziejstw... Mordując mieszkańców, karząc im patrzeć na śmierć bliskich, znajdując upojenie w wszelkich strachach, lękach i próbach zaprzeczania bolesnej rzeczywistości... Na końcu pochłaniała wszystko, wymazując uprzednio imię, rozbijając i zmieniając całość na własną modłę po przez wypaczenie neutralnego już materiału przez brak nazwy na własną... Wzmacniała się tym samym nim po przez kształtowanie cienistego ciała że na końcu zostawała ona sama na polu walki... Nie miała się czego bać... Nie mógł pokonać jej ktoś tylko niesamowicie silny, by nie powróciła tam znowu mądrzejsza o doświadczenie, a przekonała się o tym nie raz, robiąc to już więcej niż setki razy od czasu swojego powtórnego narodzenia po niespodziewanym upadku i zapomnieniu wyłącznie z własnej winy... To czego się naprawdę obawiała, tam nie istniało i posiadał to ktoś zupełnie inny, a on nie mógł jej zaatakować od tak... Nie tam, zresztą wcale o tym nie wiedząc że nawet tam będzie zajęty czymś innym... Doskonale o tym wiedziała... Zresztą sama to zagwarantowała reasumując w większej skali, by podobny los jej nie spotkał... Umiejętności tych istot wprost musiały znaleźć się w jej jadłospisie, by jak najszybciej zostały dodane do jej samodoskonalenia, bo jakby mogłoby się stać inaczej ze względu na zachłanność swojej natury i przeogromnego, wciąż rosnącego apetytu, którego nie mogła ugasić nie ważne ile by powzięła we władanie... Ciągle uważała że to za mało. Jej imię nadal znaczyło niewiele w większości światów... Rzadko kto drżał na jego dźwięk, a co już mówić o jej najskrytszym marzeniu... Strachu na samą myśl wymówienia tych czterech liter... Otworzyła przejście z łatwością mając dwa pomiary z zaklęcia i ruszyła swą cząstkę na nową ucztę wypełniając tamten świat istot podobnych do Zara mrokiem i zniszczeniem osuszając go ze wszystkiego co dobre. Złego i niepotrzebnego nikt nigdy nie ruszał... Nie chciała zostawić tam kompletnie nic, co by wskazywało na ich obecność tam kiedykolwiek. Taka była jej rola w przyrodzie dążąca do zachowania równowagi. Ktoś trudził się ich stworzeniem mając jedną boską myśl... Kto inny musiał to stłuc, by zrobić miejsce na coś zupełnie nowego mimo że miejsca wcale nie brakowało... Taki właśnie panował wszechobecny cykl czy to w naturze... magii i większości samodzielnych rzeczywistości... Narodzin i śmierci... Tworzenia i niszczenia... Długo można byłoby takie kontrastujące zagadnienia wymieniać. Tylko po co? Jak przychodziło to drugie, to nigdy nie pytało o zgodę. Po prostu nastawała ciemność w każdym momencie, gdy działo się za dobrze.. Było za idealnie.. *** Jak już zostało powiedziane: niezwykłe posiadała spojrzenie Monika pełne mistycznej potęgi sfer, pozwalające patrzeć i widzieć nie konieczne to co chciało być zobaczone, ale i tak przed nią stawiano kolejne wyzwania... Lodowe pociski to było odrobione za mało... Sama używała tego żywiołu w pierwszej prawdziwie odbytej walce z tamtym jednorożcem o bardzo ognistej naturze... Po tym o nim zapomniała, gdyż miała coś lepszego w swoim ekwipunku... To wydało się takie proste i nie wypadało zaprzeczać, gdy wyrzuciła na ułamek sekundy cały plan z zakresu swojego widzenia, postrzegając świat przez jego materie będącą jej własnością w każdej postaci, jak gdyby nie istniała. Zobaczyć jednak, nigdy nie znaczyło zrozumieć naturę rzeczy tego co się właśnie stało... Mogła mieć wątpliwości ale za bardzo wierzyła we własną potęgę, by wzbudziło to w niej jakiś większy efekt. Siebie samą uchroniła sprężając powietrze powodując fale uderzeniową wyciszającą wybuchy... Podstawa fizyki... Fale mogły się wyciszyć lub też wzmocnić zależnie od ich częstotliwości... Czas i chwile były bardzo cenne... Gdyby ktoś sprzedawał je na kilogramy... Znaleźliby się tacy co sprzedaliby je, by móc żyć jedną chwilą pełną mocy i umrzeć zupełnie szczęśliwi znając dzień, kiedy rozpadną się w proch na oczach wszystkich przykładowo na klifie jakiegoś oceanu, żeby nadać temu większego wyrazu... Również ta wielkość fizyczna określana była jako duże "T". Miała wpływ na całą materię... Wzór na prędkość poruszającego się ciała brzmiał: droga podzielona przez czas. Einstein stwierdził że sekundy nie dla każdego płyną tak samo, co naukowcy udowodnili lata później... Monika jednak wcale nie musiała o tym wiedzieć, gdy nad polem pojawił się krąg czasowy wykonany z tych samych złotych piasków co zawsze wydłużający trwanie sekundy wielokrotnie względem jej upływu aż do zamrożenie tamtejszej przestrzeni, gdyż prędkości stawały się widoczne na poziomie atomowym niemal zatrzymując tym ruch miasta i jego mieszkańców, które i tak stanowiło coś co było chwile temu jej... Mogła pomyśleć ale jeszcze nie za długo gdyby nie atakujące ją koszmarki z wielkiej dłoni co była za blisko i jej krąg nie zdołał ich uchwycić, a jedynie tylko przez moment spowolnić anomalią temporalną... Tam nie miała tej swojej chwili... Ktoś kiedyś jej powiedział... Wyobraźnia to twoja największa potęga... Marzenia to ostrza, pozwalające sobie utorować drogę w życiu dalej i właśnie ostrzami stały się ukształtowane wolą pióra mające pozwolić jej to wygrać, co oderwały się od skóry zmieniając anielskie skrzydła w błonę lotną jakiegoś demona... Niewiele trzeba było zrobić dalej, gdy zaczęły dzielić się chaotycznie w niezliczone ilości powoli zanikając... Pióra zawirowały ze świstem niesione lekkim wiatrem poruszającym również włosami Moniki tworząc szczelną tarcze wokół niej... Strach... Czy jak mogła na nie patrzeć, to znaczyło że są straszne? Nie ruszyła jej ta gierka nie dotykająca duszy, nie przenikająca chłodem kości i unieruchamiająca spiętych mięśni gotujących się do ucieczki w drgawkach niemocy... Mogła zrobić wszytko będąc całkiem świadoma swoich zdolności... Nieświadoma miałaby naprawdę problem jak z tamtym tornadem... Niepewności... Wyzbyła się ich w labiryncie. Wichura fioletowych ostrzy ruszyła siatkując to co wrogie i chroniąc wnętrze... Na jej lewej ręce rozbłysły krwiste runy, gdy zaczęła pobierać jeszcze większą moc ze źródła zniszczenia... Wszystko co wyszło przez jej ręki miało jej podpis o przeciwnym znaczeniu nieważne czy była to czysta postać, czy naruszenie praw własnościowych... Wystrzeliła krótki czarny pocisk do źródła problemu u podstaw, by poddać całość anihilacji materii po przez wzajemnie unicestwienie cząstek twórczych. Jednak ich siła została ograniczona tylko do rozbicia tej przeogromnej dłoni w małym błysku po którym została tylko idealnie okrągła dziura w podłożu. Dwa znaki na prawej dłoni zaczęły ją coraz bardziej piec informując że musi kończyć ze wstrzymywaniem chwili na tak wielkim obszarze... Krąg pękając sam z siebie i puścił czas, rozpryskując się po tym jak rozświetlające niebo fajerwerki w nowy rok. Chwila uderzyła we wszystkich sprawiając że na lodowym mieście pojawiły się pęknięcia nie przypominające niczego dla postronnego obserwatora... Jednak Monika widziała coś w tym wielkiego... Pradawnego smoka, który spał pod miastem, by obudzić się w jednej chwili... Mury miasta puściły, gdy bestia zbudowana z lodu wyszła z jego wnętrza na powierzchnie poruszana tylko pojedynczą myślą dając tej istocie krótkie życie... To wystarczyłoby zniszczyć całość i zmiażdżyć jego mieszkańców pod warstwami lawiny, która wystrzeliła z jego paszczy dogrzebując wszystkich... To byłoby na tyle z tego zaklęcia, gdy swoją wodę zmusiła do parowania, tworząc potężne chmury ograniczające widzenie... Co do samej zegarmistrzowskiej kopii... Schowała ona do swej kieszeni jej portal, a ten był przesycony jej mocą twórczą... Niewiele trzeba było zrobić, by z jednego powstało drugie... Portal zmienił się w bezwładną niewielką kule białej mocy, by z tego wykiełkowało coś jak nasionko, co z kolei zakorzeniło się w kopii ekstraktując jej moc i spalając ją w postaci rozrastających się energetycznych pnączy bluszczu, krępujących okowami o proporcjonalnej sile do celu... Więziło to przepływ magii i nie liczyło się z faktem czy ktoś jest cielesny czy jednak nie... - Pora na porządny restart... - wysyczała przez zęby lekko zdenerwowana, pozwalając się skupić kryształkom na jej lewym przedramieniu formując niewielką kulkę w dłoni... Przestrzeń została już dość naruszona, by mogła wykonać ten ruch i znaleźć się tam gdzie powinna od samego początku. Tylko na to czekała... - Pragnę powitać cię w krainie luster... - Otworzyła szeroko ramiona mówiąc to. - Gdzie odbicie pragnie cię jedynie zabić, a twoja moc jest równa lustrzakowi nieważne ile się jej ma... Magia zupełnie traci na znaczeniu, gdy nie wie jak się przeżyć... Potęgi przestają nimi być we własnym obliczu. Powodzenia w starciu z wypranym samym sobą. Wielu próbowało przejąć nad nimi kontrolę czy próbować się ich pozbyć, pieczętować... Bezskutecznie... Zawsze wracają do stanu właściciela unicestwiając poprzednika... Niekończąca się pętla... a by to mieć... A nie powiem, by było zabawniej... Sam zobaczysz... Dlaczego... Wzięła głębszy oddech, gdy pociągnęła mikropęknięcia powodując załamanie się planu materialnego i wypełnienie go chwilowym srebrnym światłem po przez naświetlenie go spalającą się kulą z ręki będącą mostem między jednym a drugim, gdy łączyła dwie rzeczywistości w jedną w ograniczonej skali otaczającymi barierami... Jedna warstwa była zastępowana przez inną... Wszystko co było dookoła się zmieniło... Każda powierzchnia stała się lustrem do głębi wypełniona twardym szkłem... Magiczne obiekty straciły swoje stare właściwości zastąpione zupełnie innymi wynikających tylko z surowych właściwości fizycznych planu i jego zasad... Dopiero wtedy spojrzała z wyższością na kopie, która nie miała odbicia, czyli musiała być dobrą sztucznością czego nie poczuła... Wtedy zorientowała się że wystrychnięto ją na dudka, co już przerabiała niekoniecznie tutaj... W jej rękach zebrała się nerwowo moc obu źródeł... Czekała gotowa na obronę i atak. Jej spojrzenie latało w poszukiwaniu jakiejś postaci... Bo jeśli był wstanie zrobić coś takiego... To do czego jeszcze mógł się posunąć, gdy przypisała arenie własne zasady? Nie wiedziała i to zbiło ją z tropu że ufała odrobinę za bardzo sobie... Energia zaczęła opasać całe jej ramiona, a pióra które zgubiła odrosły błyskawicznie. Zaczynała mieć coraz mniej miejsca na błędy...
  25. Smok powiedział zaczekać, więc musiałam zaczekać... Nic złego nie zrobiłam przecież, więc co mnie niedobrego mogło czekać? Zasad nie złamałam, nikogo nie obraziłam, a już zwłaszcza o smokach złego słowa nie powiedziałam. Pytanie brzmiało więc po co to wszystko, by mnie zatrzymać. najlepszym wyjściem było zaczekać. Nic na sumieniu nie miałam... Siedziałam na poduszce czekając aż łaskawie powiedzą mi o co im chodzi.. by móc rozwiązać ten problem. Nigdzie mi się nie śpieszyło....
×
×
  • Utwórz nowe...