Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Skoro tak mówisz... - powiedziałam spokojnie, odwracając się do niego, by zobaczyć go dobrze... Bez pożądania co zostało zduszone bardzo mocno wewnątrz i zamknięte w bunkrze o betonowych ścianach mojego umysłu. Widziałam dość, a on z kolei cały czas mnie zaskakiwał ale tylko tak delikatnie. Nic czego nie mogłabym nie sforsować... Wzrok jednak nadal pozostawał moim najmocniejszym atutem... Zdolność obserwacji. Wyćwiczona przez lata nauki o nich... Potrzebnej czy nie jednak mimo wszystko zdobytej i znanej... Dotknęłam jego ramienia kopytem... - Ja zawsze jestem przygotowana... Nawet na to jakby miało tu wpaść z niewiadomych przyczyn setka gwardzistów... - rzuciłam odpowiedzią w formie zadziornego żartu, gdy oparłam głowę o jego pierś czując każde pojedyncze uderzenie jego serca. - Zbliża się pora...
  2. Bo w gabinecie luster jesteśmy tacy sami I bardzo często sami sobie zadajemy rany Ja nie dam się omamić, ludzie to pijawki Naginamy kłamstwa na potrzeby własnej prawdy [...] Ja nie dam się omamić, wszyscy niby tym gardzą Każdy z nas jest po części hipokrytą i kłamcą ~ Demonologia 2; Gabinet Luster Rzecz działa się w sporym mieście bez podanej nazwy i położenia, co było otoczone mocarnym uściskiem dwóch łączących się rzek na swego rodzaju wyspie po między nimi o uregulowanych, wysokich brzegach nie do sforsowania dla człowieka od tak, do których za to prowadziły tylko cztery wielkie podnoszone z zewnątrz mosty nie dotykające nigdy płynących żwawo wód o każdej porze roku, a wyznaczały każdy główny kierunek otaczającego świata... Odciętego świata. Na niej ludzie postawili parę oszklonych wieżowców w samym centrum, chcących sięgnąć chmur swoimi ostrymi czubkami, by rozerwać bramy nieba i okazanego luksusu, by przebić konkurencje pod każdym względem... Wielkich galerii handlowych odbijających świat każdą swoją możliwą płaszczyzną, a w tamtej chwili nocne niebo zamazane przez nieostre światło latarni ulicznych, wokół których latały pijane ćmy łowione przez nieliczne nietoperze wylatujące na żer ze starych murowanych, zapuszczonych przez czas i ludzi kościołów, od których duża większość się odwróciła na rzecz ulatującego świata. Tak właśnie wyglądało nowoczesne miasto o regularnie rozmieszczonych ulicach, a nie tak jak podyktowała historia... Miejsce zostało wykorzystane do granic możliwości, by pomieścić jak najwięcej ludzi... Tylko człowiek tak robił w przyrodzie... Grupował się w takim stopniu... Bo tak było mu wygodnie. Nie musiał wcale tego robić. Była to letnia noc jakich wiele... Niczym się nie wyróżniająca do czasu, gdy ktoś widział świat takim jakim chciał go zobaczyć, a nie takim jakim był naprawdę, zamkniętym dla mas. Bez akceptacji rzeczywistości przykrytej tym co wygodne, a nie tym co prawdziwe. Nikt nie widział tego co naprawdę powinien. Każdy dostawał wybór i zawsze zapominał na zawsze to co zobaczył, nie mogąc już uczestniczyć w wielkiej walce w której stanowili cenę i zwykłe pionki... Nie mogące absolutnie nic. Było to wygodne. Przecież liczyło się tylko teraz i inne "szczytne" wartości. Takiego wyboru miał dostąpić właśnie następny człowiek, a od tego co mógł zrobi będzie zależało to co się z nim stanie lub też nie, a był inny niż otaczający świat... Brak mu było sznurków na rękach, bo miał w sobie to coś... Władzę płynącą z serca. Moc naginania rozlicznych rzeczywistości pomiędzy, którymi wszyscy nieświadomie się przemieszczali... Wychodził on właśnie z teatru z cała swoją klasą po jednym z przedstawień, na którym musiał być, bo tak wymagała kultura według jego nauczycielki, by chociaż raz w roku pójść do miejsca wyższej kultury... A i miało mu się to przydać do przeczytanej lektury na maturze... Same plusy widziała ona... Co on o tym myślał nie było wiadome... Był wolny że nawet te litery wystukiwane na klawiaturze nie mogły nic mu praktycznie jeszcze nic zrobić... Stał wśród grupy sobie podobnych, a jednak innych, bo nie wzbudzały zainteresowania tych wszystkich, którzy obserwowali go niedostrzegani dla ludzkich zmysłów, a jednak tam byli i grali w swego rodzaju grę... O zasadach które jeszcze przyjdzie poznać... Ale było tam jeszcze jedno spojrzenie skierowane właśnie na niego... Co ważniejsze całkiem realnej osoby... Dziewczyny precyzując... Postać ta siedziała na murku starej cytadeli przyległej do nowego budynku teatru nadając mu tym unikatowego charakteru łączenia starego z nowym... Mimo że bawiła się dobrze na swoim niewielkim smartfonie to ukradkowe spojrzenia jej zielonych oczu wcale nie były skierowane na tłum, co stał przy dość ruchliwej ulicy, pulsującej z ruchem świateł, tylko właśnie na niego... Sama nie wyróżniała się jakoś szczególnie, może po za brakiem wszelkiego makijażu na oświetlonej twarzy o bardzo jasnej karnacji i swobodnie rozpuszczonych czarnych włosach, dość prostych włosach sięgających połowy pleców i zakrywających uszy... Miała na sobie ciemne dżinsy, nic nie znaczącą, białą koszulkę, czarną, skórkową kurtkę... Można rzecz że typowa dziewczyna jakich wiele można znaleźć, zwłaszcza w liceum, a jednak jej oczy miały w sobie to coś, tak jak on... Ukrytą nie władze, a wolność...
  3. Rainbow Dash przekręciła z radosnym trzaskiem drzwi, oznajmiając tym wszystkim wewnątrz, a zwłaszcza animatronom, że właśnie odcięła lokal od świata tak jakoś do szóstej plus minus kwadrans, zanim ktoś do nich zacznie się dobijać... Ona liczyła że raczej przyjdzie wcześniej, ale co do tego nie mogła mieć całkowitej pewności... Plan w jej głowie złożony został z naprawdę prostych punktów, niemogących nie wyjść, bo tylko sprowadzał się do jednego... "Założyć uniform zanim otworzy." Tak brzmiało postanowienie w jej głowie. Czyż to nie było dobre wyjście z tej sytuacji? Ona nie będzie musiała się z nim męczyć całą noc, w tym czymś, co Rarity spisała by na straty kulturowe, a wszyscy będą zadowoleni. Zwłaszcza ten Iron, który nie podobał się jej tak do końca. Dawał uczciwe bity ale wyglądał na kuca z pod naprawdę ciemnej gwiazdy, a takim się nie ufało... Czytała przecież o takich w książkach o Daring Doo, więc miała stuprocentowe, pewne porównanie... Nie mogła się pomylić. Daring Doo nigdy się nie myliła w swoich opiniach. - Słuchajcie wszyscy... - rzuciła poważnym głosem, dodając sobie tym animuszu przy swojej wzniosłej postawie. - Nie chce problemów i mam nadzieję ich nie doznać... Róbcie co tam sobie chcecie ale nie przeszkadzajcie mi... - Machnęła lekceważąco kopytem, by zaraz po tym sobie ziewnąć ukradkiem, nie dbając o kulturę osobistą. - Nie hałasować... Ale po co to mówię i tak nic się nie stanie... - mruknęła już ciszej gestykulując tylko prostując skrzydła wzruszając nimi tak, gdy wchodziła do komórki, myśląc przez moment czy naprawdę nie kusiła losu... I czy na pewno nie brzmiało to przypadkiem głupio gdyby to ktoś usłyszał... Ale przecież nie usłyszał. Nikt nie mógł usłyszeć, bo była sama w lokalu.
  4. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Czyżby jurysdykcja Luny tu nie sięgała? - odezwałam bardzo cicho z ciekawości, nawet nie otwierając swoich oczu... Nie musiałam. Czułam jego obecność. To co robił. Tyle mi wystarczało wiedząc że kuce nie miewały naprawdę złych koszmarów, tylko takie które się dobrze kończą. Widziałam niezapomniane fragmenty ich podróży w światy zbudowane w głowach z luźnych emocji i mające jakiś ukryty cel... Jak wszechmocna Luna rozgania wszystkie sprzeczności dając rady lub naprowadzając na to jedno właściwsze rozwiązanie...
  5. [695] [Lust Tale [Forest Song]] Moje oczy świeciły się delikatnie, co parę minut wędrując po pokoju jak myślałam nad tym co dokładnie mnie czeka następnego ranka... Miałam rozmawiać z Fire z prostej ciekawości zaraz po śniadaniu co i jak... Miałam jej "przywrócić" pamięć... Nie wiedziałam czy jeszcze to zrobię... Naprawdę nie wiedziałam. Potrzeba słabnie z czasem i mnie to dopadło... Zawsze mogłam wyjść na erotomankę, która uprawia lesbomancje... Bez żadnych konsekwencji... Straciłabym w jej oczach, a na to paragrafu nie ma. Nie ma uszczerbku na zdrowiu... Straty mienia... Czy strat moralnych w otoczeniu. Tu większość nikogo nie zna... To zbieranina z całej Equestrii... Nic nie powinno się stać... Przynajmniej taką miałam nadzieję śpiąc spokojnie przy Goldingu... Moim Goldingu...
  6. Romantic jak zwykle sprzątanie po wszystkich traktowała jak przykry obowiązek i nie zwracała uwagi na nic, myśląc po prostu by to skończyć raz na zawsze i pójść spać, żeby później znów wrócić w to samo miejsce póki jeszcze może... Tylko Chaser odwróciła wzrok ku nowej postaci. Tęczowej pegaz co stała chwilę tam chwilę nie wiedząc co ze sobą zrobić zanim jej charakter wziął nad nią górę i ruszyła. - Heja! - rzuciła dziarsko do obydwu klaczy ale tylko ta młodsza odpowiedziała tym samym. Starsza tylko się delikatnie ukłoniła by tylko przypadkiem nie nadwyrężyć szyi... Szybko słychać było również załączenie mikrofonu. - Zapraszam tutaj panno Dash - rzucił zachrypniętym głosem z komórki Iron. Wołana miała ruszyć ale przerwała jej ta co milczała. - Uważaj na siebie... Patrz w kamery. Zamykaj drzwi. Nie daj się dorwać... Słuchaj uważnie otoczenia, bo to nie będzie zabawa - rzuciła od niechcenia swoim obojętnym głosem. Jej to nie dotyczyło ani trochę... Mogła mieć to wszystko gdzieś, a jednak zrobiła to... Co nią kierowało... Nie było wiadome. Jednak właściciel tego nie słyszał, bo inaczej pożegnała by się z tą pracę. - Co ty gadasz? - rzuciła z kontrą demontując to Solar. - Przecież tu nie straszy. Taka prawda... - Zasłoniła sobie usta jakby powiedziała odrobinę za dużo... Dash na nią spojrzała podejrzliwie ale nie zdążyła zabrać głosy gdy wołanie zostało ponowione, tym samym głosem tylko odrobinę mniej cierpliwym. Ruszyła więc wołana ale w tej sytuacji musiała dowiedzieć się czegoś więcej o tym... Nieznana była jej historia lokalu, bo nie było powodu by ją znała... Zamierzała zrobić to rano jak się wyśpi. Nie zwracała większej uwagi na animatrony nie domyślając się że to o nie może właśnie chodzić. Rainbow dziarsko i pewnie zajrzała do klitki... Pod ścianą znajdowała się spora, otwarta szafa pancerna w której znajdowało się dość miejsca, by wskoczył do niej pojedynczy kuc, a na przeciw na szerokim biurku stał komputer klasy odrzutowca i 3 monitory z podłączonymi kamerami a także spora konsola do przełączania poglądu... Jednak swój obraz nagrywała tylko jedna przy wejściu patrząca kto wchodzi i wychodzi... To przy nim siedział ogier, a pomieszczenie było dość dziwne nie mówiąc już o tym że po prostu małe... Dwoje mocnych drzwi otwieranych na przyciski na których widać było uderzenia, które były niewidoczne dla klaczy bo oboje były zamknięte... Grube szyby po obydwu stronach... Widziała już to wcześniej ale nie wiedziała tylko po co to wszystko. - Dobry wieczór panno Dash... - zwrócił się po raz kolejny do niej. Po czym wskazał na wieszak na którym znajdował się uniform strażnika nocnego. - Tam jest pani mundur... Praca na warunkach, które już omawialiśmy. Prawda? - Noo tak... - rzuciła patrząc dość nieprzychylnie na to co zostało jej pokazane... Nie bardzo chciała w ogóle myśleć że miałaby się w tym pokazać. - Życzę powodzenia... Zamknie Pani lokal i zobaczymy się rano... - Zakończył rozmowę... Idąc w stronę wyjścia... Minęli się, a wzrok klaczy spoczął na kluczach... Dwie klacze co sprzątały też szybko się wyniosły... Powoli zaczynała być sama w lokalu gdy w zębach niosła klucze by zamknąć główne drzwi...
  7. [Katarina Lore] - Idziemy zgodnie z planem. Prawda? - rzuciłam kierując się do łazienki... Każdy chciał żyć... Każdy będzie musiał zabijać, by przeżyć... Nawet przyjaciela. Taka właśnie była cena życia w tej grze, w którą weszłam by otrzymać więcej od życia albo stracić wszystko... Problemem było kto cię zabiję. Nie chciałam zginąć przypadkowo. Tylko raczej przetrwać, a jak już zginąć to tylko jako ostania bym nie mogła sobie uświadomić w tych ostatnich sekundach, że mogłam zrobić jeszcze to, gdy będę zagłębiać się w otchłań wolności... Plan był prosty. Wybić wszystkich, a później rozegrać dżentelmeńskie starcie... Wyjść z tego mogła tylko jedna osoba. Inaczej zabiją oboje, pewnie jak ktoś pokaże słabość zwaną przez nich doczesnym przywiązaniem. 17 punktów nie był to zły wynik ale wolałabym maksimum, tak to stawało się tylko zwykłym smaczkiem, lecz powinnam mieć dokładnie to czego potrzebuję od ręki ~ z nieba niemal dosłownie chciały się rzec... Oboje powinniśmy być w takowej sytuacji, a to już było coś. Nasuwały mi się w głowie kolejne pytania. Jak to mi... Kto ukrył się, a kto okazał się zwykłym debilem? Ich trzeba było rozpoznać od ręki. A tą z poza naszej grupy. Pozbyć się jak najszybciej, tak jak tych podejrzanych... Ośmieszyć i nie ufać. Wciągnąć w układ i wrzucić przy najbliższej okazji w mrowisko, oblanych słodkim syropem, by cierpieli męki.
  8. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Śpij - powtórzyłam to słowo jak zaklęcie czy monotonną mantrę - dobrze... Ja będę czuwać tu, a Luna niech czuwa nad tobą tam, gdzie drogi dla mnie nie ma... - powiedziałam zamykając swoje zielone oczy że zaczęłam sprawiać wrażenie śniącej. Oddech płytki, a ciało wiotkie... Dobrze mi z nim było... Ile mogłam z nim wytrzymać. Naprawdę nie wiedziałam. Nigdy z nikim nie spędziłam aż tyle czasu, a tak niepewna siebie jeszcze nie byłam jak wtedy. Naprawdę miałem takie momenty że siebie nie poznaję. Robię rzeczy... Głupie i niepotrzebne tylko z pomocą niepotrzebnych impulsów. Tak jak on przed chwilę... Nie chciałam myśleć na ten temat, a jednak to robiłam mimowolnie.
  9. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Podziękuj marynarzom i im wynalazkom... Stawia to na kopyta praktycznie wszystkich na morzu, szalejącym morzu, gdy nie ma wyjścia... Leczą tym praktycznie wszystko... Jak widać zadziałało doskonale... Jak zwykle - mówiłam i nawet nie zorientowałam się że w pewnym momencie moje myśli wyszły na wierzch zupełnie nie potrzebnie. Nie wiedziałam dlaczego. Stało się, a ja nawet nie wiedziałam kiedy i dlaczego. Właśnie dlaczego przy nim czuje się aż tak swobodnie. Gram z nim w pokera pokazując mu wszystkie swoje karty raz za razem... - Nie wychylam się... Kryć się może każdy. Póki mnie nie szukają specjalnie jestem bezpieczna - powiedziałam odwracając się bezpośrednio do niego całym ciałem. Niby różnica żadna ale póki nie widzi się zagrożenia nie można go znaleźć nie ważne jak bardzo byłoby na wierzchu. Przejechałam mu kopytem po piersi samem czubkiem. - Śpij... Nie ma sensu siedzieć do późna. A jutro porozmawiam z tą Fire i nic nie będzie nas tu trzymać... Nie wiem jak ty ale smoki już mnie dość mocno zniechęciły...
  10. Pizzeria Spasee’ego znajdowała się na obrzeżach centrum Ponyville i stanowiła mocną konkurencje dla Sugarcube Corner, co w tamtym czasie stał w niemałym remoncie po... Nie wiadomo dokładnie czym, ponieważ po miasteczku rozniosło się masę niepotrzebnych plotek i spekulacji mniej lub bardziej realnych, co zagłuszyły prawdę, która to uleciała i nikt nie zdążył o niej dobrze usłyszeć... Jedni mówili że to Pinkie... Inni że nieszczelna instalacja. Może i lepiej się stało? Jedno było za to stu procentowo pewne. Większość tamtejszego życia kulturalnego przeniosła się właśnie w tamto miejsce... Przez to nie mogło tam zabraknąć znanej i lubianej Pinkie Pie, co spędzała tam większość czasu, często denerwując niestety części obsługi... Ten interes od początku zarządzany był przez już 48 letniego Iron Hoof'a, którego interesowały tylko tak naprawdę by interes dobrze szedł, rachunki się zgadzały i absolutnie nikt nie mówił niepochlebnie o jego lokalu. Nie wahał się płacić komu trzeba demontując plotki z pomocą gazety, reklamować... Nie miał sumienia jeśli chodziło o utrzymanie tego wszystkiego na właściwym torze... Według jego wizji. Największym jego utrapieniem byli stróżowie nocni cierpiący na omamy wzrokowe i słuchowe z niewiadomych powodów. Jakby coś było nie tak z maskotkami, jak mu wielokrotnie mówiono, przecież w dzień też by źle szło, a szło bardzo dobrze, wiedział przecież wszystko ze swej małej klitki. Wszystko grało według niego, a przynajmniej on tak myślał. Nie wpatrując się w przyczynę. Nie chcąc tego robić lub też po prostu im nie wierzył jako że nie miał powodu... Jak nie chcieli pracować za coraz wyższe stawki to była naprawdę ich sprawa. Ciężko było zaprawdę spojrzenie tego ziemnego ogiera, mimo że było to spojrzenie niebieskich oczu wyrażających wolność jak morze i spokój ducha. Ale nie w tym leżał problem... Cała jego sympatyczność uciekła po tym jak jego głowa została praktycznie pozbawiona i tak krótkiej, blond grzywy, tylko dlatego że uważał to za praktyczniejsze że nie musiał tracić czasu na jej mycie i doprowadzanie jej do porządku rano... Przecież na jego białej sierści zobaczyć można było każdy okruch... Co było jego utrapieniem. Nienawidził brudu i jak coś kompletnie odbiegało od harmonogramu... Obsada w kuchni wielokrotnie się zmieniała z upływem lat. W tamtym momencie były to 4 klacze o przeróżnych charakterach pracujących na dwie zmiany... Najbardziej narzekała najstarsza z tego towarzystwa Romantic Heart... Zwłaszcza jak do lokalu trafiła PP i zwiększyła swoją obecnością panującą naokoło liczbę decybeli. Co nie leżało specjalnie w jej guście. Co jednak mogła zrobić jak nie mogła... To przez nią obroty się zwiększyły, a Iron nie śmiał myśleć jej wyrzucać tylko przez małe nieudogodnienia przez nią sprowadzone. Inną sprawą że nie do końca wiadomo jak włamywała się do jej kuchni próbując pomagać... Mimo że nie musiała... Była ona typową przedstawicielką starego pokolenia znającą się na rzeczy... Czyli kręceniu pizzy z pomocą lewitacji bez kuglarskich sztuczek tępionych przez nią piorunami ze swoich szczerozłotych oczu kontrastujących z już matowiejącą obsydianową sierścią zdradzającą tym jej wiek do którego się głośno nie przyznawała. Była powoli bliska zasłużonej emerytury... Szła ona zwykle w parze na zmianie z o wiele młodszą i przez to nie umiejącą postawić na swoim Solar Chaser będąca tam bardziej w roli pomocy przy kasie, sprzątaniu i szykowaniu pomniejszych dodatków do placków... Już sama postura pegaz zdradzała że raczej nie jest to osóbka mogąca się przeciwstawić swojej towarzyszce... Za to miała inną zaletę... Umiała dogadać się z szalejącą "Różową Zarazą" i wszystkimi źrebakami w lokalu co jej uśmiech zmuszał do mówienia wolniej i głośniej, jeśli to lisica nie zdążyła przyjąć do niej, lub też wolały nie ryzykować z nieznanym... Tak jak większość dorosłych, co nie uznawała robotów za żyjące istoty tylko za atrakcję... Nie miała też tak straszliwego wyglądu. Młoda, o żywym spojrzeniu z pewną iskrą zapału że chce to robić w swoich niebieskich oczach tylko dlatego że życie jeszcze nie pogoniło jej przed siebie... Jej obliczę zdobyła jasno tycjanowa sierść i długa, zadbana cynamonowa grzywa... Związana czarną gumką zgodnie z przepisami sanepidu... Sam lokal z zewnątrz niczym szczególnym się nie wyróżniał. Duży napis czerwonymi literami z nazwą lokalu... Zimne niebieskie ściany... Płaski dach z pofalowanej blachy nagrzewającej się latem do wysokich temperatur więc szybko do otoczenia dołączył dźwięk masywnych klimatyzatorów. Pizzeria jakich wiele w całej Equestrii, nie licząc animatroników... Tam właśnie kierowała się Rainbow Dash z pewnym zamiarem, a może nawet dwoma... Po pierwsze została podpuszczona przez Pinkie by polubiła roboty, które jej zdaniem były sztuczne, ale nie mogła od tak odmówić swojej żywej przyjaciółce, chcącej ją przekonać że te istoty to też kucyki tylko w innym opakowaniu... "Przecież z każdym można się zaprzyjaźnić." To brzmiało w jej głowie, ale ona krzywiła się na samą myśl o tym... Inną sprawą że mogła przy okazji zarobić dodatkowo na specjalny numer swojego ulubionego cyklu o Daring Doo... A to już było coś ~ jakiś cel. Szła więc tam raczej ze swojej woli z nadzieją że po prostu prześpi noc i dostanie za to należną kwotę za pilnowanie robotów na razie przez miesięczny okres próbny. Co złego mogło się stać? Który z kucyków z Ponyville włamie się do lokalu i wyniesie roboty... Z takim zamysłem weszła do pizzerii późnym wieczorem, gdy całość była już sprzątana przez wyżej wymienioną dwójkę klaczy z obsługi, a była to końcówka poniedziałku ~ dnia pierwszego, gdy lokal już nie grzmiał głosami gości... Animatroniki już parę dni wcześniej mogły ją zobaczyć, gdy przyszła i poszła bezpośrednio do stróżówki w której też znajdowało się również biuro Iron Hoof'a... Oznaczać to mogło tylko jedno. Miała być nowym stróżem nocnym...
  11. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Mnie gwardziści? - rzuciłam z wyraźnie wyczuwalnym żartem w głosie że leżę zupełnie otwarta przed jednym i cały czas jestem wolna... - Nie weszliście nigdy do umysłu roju... Nie jesteście wstanie mierzyć jego pulsacji, a co dopiero mówić o przechwytywaniu informacji nie po waszemu bez naruszania jego struktury, by nikt się przypadkiem nie zorientował... Tam język przestaje mieć jako takie znaczenie takim jakim go znacie. Nie jestem wstanie Ci nawet tego wytłumaczyć... Jak to się odbywa. My między sobą nie mamy nawet imion, form osobowych... Język nie istnieje, a wszędzie panuje cisza, nie licząc dźwięku skrzydeł... Tylko ktoś kto to zobaczyłby że coś takiego się odbywa mógłby w to spróbować opisać ~ nie rozumiejąc nic. Bo nie byłby changelingiem... Wszystko jest w harmonii ~ idealnym porządku... Nic nie jest zbędne. - Wyciągnęła kopyto przed siebie pokazując coś na suficie. Jakby krajobraz. - Jak samopoczucie? - spytałam rzucając mu parokrotnie przelotnych spojrzeń już w trakcie wypowiedzi.
  12. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Wiem... - mruknęłam cicho... Wiedziałam że będzie dokładnie tak... Im bardziej będę się bronić, tym bardziej będzie atakować, by zdobyć właśnie to... Moją wolność, by mieć mnie tylko dla siebie. Element chciwości w miłości ale nie istniał sposób. Nie istniał w mojej głowie, a tak nie mógł istnieć w rzeczywistości... Nie było możliwości bym go nie dostrzegła. Kto by śmiałby się zataić przede mną prawdę z otoczenia? Nikt nie mógł z swej "dobroci" czy też pod przymusem. - Nie zamierzam Cię porzucać... - "Chyba że nie będę miała wyjścia byś mógł żyć dalej ze złamanym sercem, a nie leżeć w grobie nie wiadomo gdzie." Dopowiedziałam sobie w głowie. - Nigdy... - "Lecz jak nie będę miała wyboru zrobię to dla większego twojego dobra. Nie zamierzam Cię poświęcać, by mi było dobrze." Tak brzmiał w mojej głowie prawda. Przybita do muru Zrobiłabym to bez wyrzutów sumienia. Próbując zapomnieć łamiąc kolejne serca jeszcze mocniej... Ciągnęłaby się za mnie fala samobójstw. Ciała ogierów spadałyby z wysokich budynków Manehattanu, by zaznać jeszcze raz wolności, którą to ja im dawała ~ niebo na ziemi ~ tak można nazwać ten stan. Bez którego to sama nie mogłam żyć. - Ty musisz szukać księżniczek... Mieć szczęście i sposobność. Moja Matka nie musi mieć powodu... Wezwie mnie gdy będę jej potrzebna. Wie przecież że znajduję się w Canterlot za wielką barierą nie do przebicia. Co ja mogę zrobić jak nie mogę? Mogę żyć... - ucięłam nie kończąc. Nie musiałam. Więcej filozofii nie potrzebowałam w swojej głowie.
  13. [Katrina Lore] Po tym jak skończył się mój pokaz, mogłam odejść bez żadnego słowa, co potrafi zwieść tak samo jak czyny, a może nawet lepiej, poddane odpowiedniej interpretacji ~ takiej która właśnie mi odpowiadała ~ niestety to działało w obie strony, a świadoma tego mogłam nie wierzyć nikomu, tylko brać pod uwagę to co oferowała moim oczom i uszom nieprzewidywalna rzeczywistość... Czułam się... Ciężko, przez to że umysł chwile wcześniej pracował jak szalony. Wszystko to stało się przez tą głupią adrenalinę co rośnie i opada kiedy to potrzeba ~ zmysły mętniały i stawały się takie nijakie zaraz po tym ~ zupełnie nieostre, słabe. Nie lubiłam stanu po... Wolałam by stan napięcia trwał stale ~ nieprzerwanie... Gotowa odbierać życie, uciekać i gonić... Tylko po to bo tak trzeba, by przeżyć. Lepiej zabić, niż zostać zabitym. Te słowa grały mi w głowie przez moment gdy zorientowałam się że całe plecy miałam przepocone, tak jak całe ciało... Większego wyboru nie miałam jak udać się do apartamentu i odpocząć przed ważniejszymi wydarzeniami... Trenować nie musiałam. Trefne by było skręcić sobie kostkę właśnie w tamtej chwili... Gdy weszłam do apartamentu już słyszałam telewizor... To mogło oznaczać dwie rzeczy... Był włączony wcześniej lub też już w środku był ktoś... Ktoś niebezpieczny... Nieprzewidywalny. Przecież z mojego dystryktu ktoś słaby nie mógł być. Bezużyteczny. Moje nogi ugięły się gdy samo ciało zaczęło rozkładać ciężar na większej powierzchni, tylko po to by móc sprawdzić kto siedzi w pieczarze... Zawiasy w drzwiach chodziły dość cicho... Przynajmniej taką miałam nadzieję. Wychyliłam się zza rogu... Ciemne włosy... Sylwetka taka sobie chociaż przez ubranie nie warto oceniać. Dopiero po chwili kolejne zakładki zaczęły zaskakiwać. Fakty zaczynały się uzupełniać. Przecież normalną rzeczą było to że para z dystryktu była w jednym pokoju, czego wcześnie nie mogłam zauważyć czy też przyjąć do wiadomości wcześniej... Po prostu skupiłam się na jednym... Prezentacji własnej osoby. To była właśnie ekscytacja zabierająca wizję realnego świata. Pozwalające oceniać wszystko dookoła oprócz tego co blisko... Dlatego emocje były groźne dla logiki i rozsadowej oceny sytuacji ... - Cześć Ronon! - powiedziałam swojsko zwracając na siebie uwagę. - Podawali już wyniki? - spytałam na szybko. Widziałam że już zdążył się umyć... Pytanie zabrzmiało w mojej głowie. Czy dla mnie starczy wody? Wydawało się całkiem potrzebne jako że u nas często brakło jej...
  14. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Nie zadręczaj się... - zwróciłam się do niego. - Nie dotyczy Cię to całkowicie bezpośrednio... Tylko przeze mnie... Nie warto tracić czasu nad rzeczą nie do zmienienia. Na to na co nie ma się wpływu. Ja się z tym już dawno pogodziłam. Jeśli to cię pocieszy... - przerwałam na moment zbierając myśli i licząc dni. - Nie czułam jej obecności w sobie od momentu zamachu na Cadence... Co było bardzo dawno temu... - westchnęłam nie dając należytego tytułu jednej z królewskich głów. - Nie ma czym się martwić. Jeszcze nie czas na zmartwienia. Nie póki jesteśmy tu razem... - stwierdziłam.
  15. [695] [Lust Tale [Forest Song]] Nadal nic nie rozumiał... Patrzył tylko ze swojej perspektywy... Nie wiedząc nic albo zapominając o tym że ja nie mam wyboru. Nigdy go nie miałam. - Jakby Matka zadecydowała, już bym nie powiedziała słowa... Sama zabrałaby głos... Sama wzięłaby to ciało... I pozbyłaby się problemu, każąc mi patrzeć na to, a jednak pozwala mi nadal mówić... Wolność istnieje dopóki nie robię nic przeciwko niej... Ona widzi wszystko. Przed nią nie ma tajemnic... Ze mnie może czytać jak z otwartej książki i nie ma przed nią oporu. Nie ma przed nią ucieczki... Wolna wola pod stałą kontrolą. Tak to tylko można nazwać. Jest granica w moich działaniach. Chęć samodzielności może okazać się zabójcza... Nie wiadomo tylko dla kogo - dobierałam słowa ostrożnie. Miałam nadzieję że tego Matka nie wychwyci w umyśle roju... Miałam nadzieję że nie będzie kontynuował tego tematu i zrozumie dlaczego... Zależało mi na nim... Niestety nie wiedziałam czy mogłabym chronić przed sobą samą... Gdyby się okazało że wyrok zapadł...
  16. [675] [Lust Tale [Forest Song]] - Nigdy nie chciałam pozbyć się swojej ciekawości... Ciekawość zaprowadziła mnie do ciebie... Czego nie żałuję. Ciekawość to nierozłączna część mnie. Czy żałuję że ją właśnie posiadam? Nie... Ja się cieszę że jest połączona ze zmysłem bezpieczeństwa i nigdy nie zdarzyło mi się wpaść z jej powodu w kłopoty, bo wiem kiedy się cofnąć... - skontrowałam po czym zaczęłam wymieniać mu znane fakty. - Sam powinieneś zauważyć na gali... Gdy się wycofałam z klubu zanim zdążyliście pomyśleć że coś tam jest. Ja wiem kiedy się robi niebezpiecznie zawczasu - rzekłam rozbrajająco co zostało połączone z drobnym uśmiechem. - Cena za to wszystko jest za duża... Ty co prawda nie wiesz kiedy umrzesz, ale naturalnie ze starości zrobisz to w najmniej optymistycznej wersji koło 80 czy 90... Ja połowę życia mam za sobą już dawno... Mam praktycznie wyznaczony miesiąc kiedy to ma się stać nieodwołalnie. Czy moje ciało w tej perspektywie wypada na take które jest lepsze? Czy jego naturalne instynkty są do przyjęcia nie mogąc chorować... Odurzyć się czymkolwiek, by zapomnieć... Pamieć... Pamiętam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami... To co jest warte i to co najchętniej chciałoby się zapomnieć, bo było błędem z perspektywy czasu. Sam stwierdź w sobie czy warto jest mieć to co ja mam... Nie mogąc tylko chorować... To wszystko idzie w komplecie... - rzuciłam już mniej entuzjastycznie.
  17. [675] [Lust Tale [Forest Song]] - Dla ciebie to coś złego... Dla byłaby to nowość, której nigdy nie doświadczę... - rzuciłam. - Nie dziw się mojej ciekawości, gdyż nie jest jeszcze natrętna, aczkolwiek nie jest też dystyngowana... Jest nielogiczna... - urwałam na dłuższy moment. Myśląc na szybko nad wszystkimi moimi niewypowiedzianymi celami. Czego tak naprawdę chciałam od Fire? - Widzisz właśnie tego chce się dowiedzieć. Co tam robiły... Kim są. Dlaczego los właśnie tam je zaprowadził. Może widziały coś czego tyś nie dojrzał? Nie wiem... Wiem jedno... - zamilkłam patrząc dokładnie na swoje kopyto. - Będę musiała do niej podejść dość blisko i nie powiedzieć za dużo... Uważać i zaryzykować, by ww najgorszym wypadku wyjść na niepoczytalną wariatkę... To brzmi jak plan...
  18. [675] [Lust Tale [Forest Song]] - Prześpij się... To nie morze by kołysało... Więc powinno być tylko lepiej po tym... Żołądek nie będzie szalał. Cokolwiek to nie byłoby powinno zostać wytrute do rana - rzekłam siadając na boku łóżka i kładąc się na grzbiecie. - Jak to jest być chorym? - pomyślałam na głos przymykając oczy. Miałam dość wspomnień na ten temat, by móc wyobrazić sobie chociaż trochę jak to jest. Jak się czuję. Nie chciałabym czegoś takiego przeżyć. Gdy ciało zdradza właściciela i odmawia posłuszeństwa przez coś z czym nie można walczyć, bo malutkie... Nic nie znaczące. Potrafi położyć niejednego kuca w parę godzin... Każąc się bronić... A nawet sprowadzając śmierć...
  19. Tak naprawdę nie ma w ty nic złego, jako że jest to zwyczajnie moje przyzwyczajenie i jest to subiektywne, więc nie do końca może się liczyć w fachowej ocenie. Poczekaj... Może jeszcze się spotkamy i to ja rozsadzę ci mózg. Inaczej co prawda... Bo w coś takiego nie zamierzam się bawić. Zresztą zobaczymy co los przyniesie. Monika w tej wersji właśnie zakończyła swój żywot... a może nie? Sam nie wiem. Od razu ograniczyć... To za dużo powiedziane. Zmienić trochę na inny. Prze osoba pisząca powinna być elastyczna, co do wszystkiego. Nie zawsze trza pisać całe poematy. W mniejszej ilości tekstu też powinna dać radę się zmieścić. Jeśli ktoś chce uważać że potrafi powiedzmy coś wy klikać.
  20. Dzięki Zegarmistrzu za walkę i pozdrawiam wszystkich tych którym chciało się to czytać, tych którzy wzięli udział w turnieju i polegli w międzyczasie pod klawiaturami silniejszych, ponieważ chciało się im chcieć wziąć w tym udział. Prawdą jest taka że dostałem się tu łutem szczęścia. Nie znalazłem się w pierwszej szesnastce... Rozwaliłeś mnie Przeciwniku w momencie gdy wyparowałeś Lüge zewsząd... Po tym straciłem rezon i zacząłem się chwytać wszystkiego czego mogłem zmieniając na bieżąco świat w głowie... Stąd widoczna forma... Tłumaczyć się bardziej nie będę. Nie widzę sensu... Jest co jest. Spisanej rzeczywistości nie zmienię już... Choć prawda główna przez dłuższy czas było zupełnie inne niż spodziewałbyś się Panie Z. Pewna część wiary miała być jednym z kłamstw. Skoro teraz mówisz że wolisz krócej to trza było to powiedzieć wcześniej, a nie się niepotrzebnie męczyć. "Słuchaj młody. Ja wiem że ty lubisz pisać, ale mnie to delikatnie mówiąc denerwuje... Więc wiesz, spasuj z tym. Krócej można. Wiem że umiesz." Załatwilibyśmy to jak swoje chłopy z osiedla i było by dobrze... Byłoby krótkie: "Okej..." z mojej strony. Rozeszlibyśmy się obustronnie zadowoleni. Ja bym miał wyzwanie... Jak skrócić to co mi na język przyjdzie, a ty miałbyś mniej do czytanie. Wszystko da się załatwić... Starcie z tobą zupełnie inaczej sobie wyobrażałem, ale to wyobrażenia są zwodnicze. Są za piękne i za bardzo odbiegają od rzeczywistości... Tak i teraz się stało... Liczyłem na coś i dane mi nie zostało. Musiało powiedziane zostać trudno i trza było lecieć dalej z koksem. Co do wiary że nic jej nie zrobić nie możesz sam możesz się tylko winić. Świat rządzony jest przez przyczyny i skutki. Jako samozwańczy władca czasu i przestrzeni znane być to Ci powinno. Ruszysz cegłę u doły poleci na ciebie cały mur. Z czasem nie ma zabawy... Może być tylko gorzej. To właśnie stało się po przez usunięcie Lüge. Głównym kłamstwem było to że ona zaczęła wierzyć w to co jej pokazał umysł. W swoje ograniczenia po przez moc daną jej od demona... Miały być tylko sfery i ich wielki mix... Co zostało ukradkiem przekazane w ogólnym rozrachunku. Wymazując ją [tego się w ogóle nie spodziewałem] ściągnąłeś jej kolokwialnie mówiąc ograniczenie prądowe i popłynęło przeciążenie o znaku nieskończoności, a nie wartość 8 krotna znamionowego... Jej moc wydostała się poza wszelką możliwą skalę... Bo tak trza było postąpić. Zabrakło fundamentów, więc mogła odlecieć w konkretny kosmos. Co zresztą sam zrobiłeś, a czego ja wolałem nie robić. Stąd bomba w 3 poście co miała posłużyć jako swoiste ograniczenie... Moje zarzuty do ciebie są za słabe, by je dłużej wymieniać. Jedyne co mi się u ciebie nie podobało to zdarzenie w 6 poście... Zamykasz w kuli... Koszmarkowa dłoń i miasto z wojownikami rzucającymi harpunami... Sorry. To odrobinę za dużo jak na jeden moment... Tak to nie bardzo widzę gdzie mógłbym się przyczepić. Razorhead... Żadnych zarzutów mieć nie mogę... Każdy robi jak chce... Byle nikt nikogo nie zamykał w swojej wizji... A więcej zakończeń się nie chciało mi się pisać... Zakończenie: Zakończenie alternatywne klasy dark:
  21. [675] [Lust Tale [Forest Song]] Pozwolili mi poeksperymentować w kuchni... Niestety musiałam pozwać cały zlew garów, na co trochę czasu zeszło... Nic nie ma za darmo, ale miałam to co chciałam i wracałam z nadzieją że Golding jeszcze się trzyma... Niosłam w szklanej, ciemnozielonej butelce wielokrotnego użytku biały, dość gęsty płyn. Nie będę mówić co tam władowałam i lepiej tego nawet nie wiedzieć, by umysł nie przetwarzał tego w ten sposób że składniki nie bardzo grają ze sobą. Sekretem nie było że jednym z składników był mocny alkohol wszelkiego rodzaju, śmietana na żołądek i ziarna kawy na wyostrzenie zmysłów. Miałam nadzieję że jego serce wytrzyma tą białą mewę1 że nie zwymiotuje. Ogólnie poczuje się lepiej jak wstanie rano. Weszłam cicho do pokoju niepewnie zaglądając do niego. Spojrzałam na ogiera siedzącego na krześle. Aż tak z nim było źle? No to chyba byłam na czas. - Weż parę łyków.- Pokiwałam potakująco. - Nie pytaj co tam jest. - Zaprzeczyłam głową. - Najlepiej wlej to sobie wprost do gardła. - Uśmiechnęłam się podając mu butelkę. 1Biała mewa - powszechnie znana mikstura wśród marynarzy. Pozwalająca wyzdrowieć z każdego cholerstwa jakie może się trafić w każdej strefie klimatycznej w ciągu paru godzin, by być zdolnym do służby. Dobra na wychłodzenie i gorączkę. Prosta do przygotowania w prawie każdej kuchni posiadającej dane składniki. Receptura niejednolita w zależności od statku i dostępnych składników. Oczyszcza i wzmacnia organizm.
  22. [675] [Lust Tale [Forest Song]] Gdy mnie musnął, po raz któryś co już przestałam liczyć, bo tyle już tego było, przeszło na mnie parę ciepłych iskier. Nic wielkiego. Nic czego bym się nie spodziewała po nim, gdy już tyle przy nim orbitowałam, mieszając jego emocje. Sama otrzymując coś więcej niż zwykle. Coś czego nie bardzo dane mi było wcześniej poznać i zbadać, by spróbować choć trochę to zrozumieć, choć im bardziej próbowałam miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Powody przestały się liczyć... Nie do końca stawało się to dla mnie jasne ale nie potrafiłam zaprzeczyć temu czemuś... To się działo. - Lepiej szybciej, niż później... Bo w końcu każdy wraca... Pytanie kiedy? - szepnęłam idąc we własnym kierunku. W kierunku kuchni mając nadzieję że dadzą mi dostęp do kuchni na może dziesięć minut i dadzą zrobić to co potrzebuje bez żadnych problemów... Przecież chce tylko komuś pomóc na własny sposób... Kuc ma się nie zgodzić? Przecież bałaganu im tam nie zrobię.
  23. [675] [Lust Tale [Forest Song]] [5z5] Doszliśmy do naszego krótkotrwałego miejsca zamieszkania... Cieszyłam się na to że mogłam schować się w cieniu. Słońce jest za ostre czasami pod tym względem, choć daje i odbiera tym samym życie, którego pasmo est bardzo cienkie... Księżyc pod tymi wytycznymi wydawał się doskonalszy... ale jego światło nie pochodziło od niego... i nie dawało życia... Coś za coś. Nocą ta podróż wydawałaby się o wiele przyjemniejsza... Chłód otulałby nasze ciała. - Idź jak chcesz do pokoju... Ja wrócę za parę minut, albo szybciej jak nie dostanę tego co bym chciała... - powiedziałam czekając jeszcze chwilę na to co zrobi...
  24. [675] [Lust Tale [Forest Song]][3z5] - Skoro tak mówisz... - stwierdziłam lekko, a w mojej grze tkwiła ukryta wątpliwość, co jednak nie była okazana bardziej niż mi było to potrzebne... Grać możemy naprawdę długo, ale napierać nie miałam zamiaru dalej. Nic w głowie mi nie tkwiło z wątpliwości że będzie się męczyć tak długo aż nie będzie miał już sił iść dalej. Odbierać mu jego honoru i dumy że da radę to zrobić... Nie chciałam mu nawet bronić tego robić jako to był tylko jego wybór co do tego jak będzie żył. Żył tak jak sobie postanowi... Szłam przy jego boku powoli... Nie śpiesząc się, by nie nadwyrężyć jego sił.
  25. [675] [Lust Tale [Forest Song]][1z5] - Nasz transport się zmył, licząc na to że jestem winna i mógł zrobić sobie wolne? - rzuciłam ze smutkiem, patrząc że nigdzie nie było smoka, który tu nas przywiózł. To komplikowało plany, skoro Golding nie czuł się najlepiej, pozostawał tylko powrót do hotelu na własnych kopytach w nieubłaganym skwarze słońca. To nigdy nie było specjalnie przyjemne nawet dla mnie. Zwłaszcza teraz nie bardzo mi to odpowiadało... - Dasz radę wrócić na piechotę - spytałam się. Spodziewałam się usłyszeć mimo wszystko tak. Nie sądziłam, by mógł odpowiedzieć inaczej...
×
×
  • Utwórz nowe...