Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. Za łatwo poszło... O wiele za łatwo. Myślał że był cwańszy niż ja... Mylił się, bo ja bawić się tak nie zamierzałam.,.. Zwierzyna chciała przechytrzyć łowcę? Z góry startował z niższej pozycji.,. co on mógł, jak nie mógł nic. Chociaż przyznać mu było trzeba że zdołał mnie dość pozytywnie zaskoczyć, ale co mogło mu to dać? Nic. Powinien wcześniej pokazać jakiż hardy... A tak? Nikt się za nim nie powinien stawi bo głupi, przeciętny i nie umiał pokazać tego czego oni tak bardzo chcieli... To nie te zasady gry. Mojej gry. Ich gry... Nie mógł ugrać za wiele... Pozostawiłam to co powiedział bez odpowiedzi... Nie musiałam zabierać głosu, gdy wstałam i poszłam do pokoju... Mogłam zrobić wiele rzeczy, ale spać nie mogłam. Kto mógłby? Na pewno nie ja... Nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu, a co mówić o spoczynku... Moje oczy po raz kolejny skupiły się na toaletce... Nigdy nie miałam takiej... Lustra... Lampek... Kosmetyków... Tylko na co mi to było? Jak jutro mogło to wszystko się okazać zupełnie zbędne... ale kto nie chciał spełnić jakiegoś małego marzenia przed tym wszystkim? Otworzyłam szufladkę. Było tam dużo rzeczy ale wszystkie były... To nie mogło o to chodzić... Nie pokazywało niczego... Paznokci nie zamierzałam malować... Maseczki... Nie... Farba do włosów... Zawsze chciałam przestać być blondynką, ale wiecznie coś mi wypadało. Nic nie mogło się stać jak sobie bym zmieniła kolorek przed walką. - Miedź, czerwień, kasztan... - Czytałam na głos... - Rubin... - Zatrzymałam się podejmując ostateczną decyzję. *** Skończyłam bawić się farbą parę minut przed północą... Trochę ponad pięć godzin snu nie wydawało się mi małą ilością. Spałam czasami krócej, gdy obudził mnie niespodziewanie mentor... A w tamtym czasie wkładałam nowy uniform, co był po prostu dobry ale szybko powinnam go umazać ziemią, pyłem, czymkolwiek na arenie. Jego kolory były za nienaturalne... Spięłam wyzywające czerwone włosy gumką, zakładając przy okazji parę na swój nadgarstek... Spojrzałam jeszcze we własne oczy mówiąc sobie prosto w twarz o zaciętym obliczu że przeżyję wszystkich... I nie będę posiadała litości, czy wyrzutów sumienia. Jednak sobie mogłam to mówić by uwierzyć... Z takim nastawieniem ruszyłam na dach, a później na poduszkowiec... Nic więcej mi nie pozostało...
  2. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Od wtedy gdy się go oszukuję w szkolnych podręcznikach... - Trzasnęłam delikatnie zła w blat. - Rozwiązując tą zagadkę może udami się otworzyć wszystkim kucom oczy że były oszukiwane... - Tu tkwił wyczuwalny zapał. Cel i determinacja by to osiągnąć. - Wielkie Panie z Canterlot mają za dużo tajemnic. Zwłaszcza ta starsza... Wiesz że zamknęła własną siostrę na księżycu... A wiesz że ta teraz to tylko wykreowana przez nią marionetka?! Prawdziwa lunarna siostra nigdy by nie tknęłaby was... Nigdy też nie chciała sprowadzić wiecznej nocy na Equestrie. Wszystko to brednie wyssane z kopyta jeśli wie się czego szukać. Co zrobi Ona postawiona przed ścianą? Zagrozi że zgasi słońce? Obydwie dobrze wiemy że to cykle astronomiczne i wszystko można przewidzieć z zegarkiem... Co i ona robi... a cała ta oprawa świąt i ceremonii to tylko złudzenie, by utrzymać boskość władzy... Chce prawdy... Pełnej prawdy, a nie kolejnych kłamstw, którymi nas karmią. Prawda idzie przez was... Więc i wam trzeba pomóc, bo chcą was zasymilować...
  3. Hoffner

    Manehattan - Miraż ~ Magus

    - Ech... - westchnęła zażenowana. - Gdybym wiedziała jak się nazywa, to bym powiedziała imię, a nie ksywkę... No nie? Idąc dalej tym tropem nie znamy jej personaliów. - Otwarła wielką dłoń, którą zacisnęła aż słychać było zgrzyt mechanizmów na całej sali. - Nie wiemy o niej nic wartościowego oprócz tego że to wariatka? Nie ma schematu... Jaki przestępca wybija szyby u jubilera i nie bierze nic z wystawy? Przepraszam. Nie wybija. Wysadza swą wyrzutnią budząc całą dzielnicę hukiem. Jaki przestępca wchodzi do zoo i wypuszcza wszystkie zwierzęta wysadzając klatki ładunkami? To wariatka, której nikt nie byłby wstanie kontrolować, nawet jeśliby chciał. Wariatka czerpiąca adrenalinę z pościgów za nią... Tylko to ją interesuje... Czego jeszcze ci trzeba czy twoja ciekawość została zaspokojona? - zapytała otwierając dłoń...
  4. Rozdział 1: Taniec Anarchii część 1 ~ Wielka rozróba na Manehattanie. [Crossover LoL] 5 lat przed powrotem Księżniczki Luny z księżyca... To był pierwszy taki dzień, pierwszego miesiąca służby, podczas którego wszyscy początkujący gwardziści zostali wezwani na salę konferencyjną, a nie odprawieni na patrole rozsiane po całym mieści, gdzie nic się naprawdę nie działo, bo tak były wyznaczone trasy ale to był tylko mały szczegół, aż do tamtego czasu o godzinie 10, dnia 1 lipca, gdzie już upały dały popalić mieszkańcom Manehattanu temperaturami rzędu 37°C, a Claudsdale nie mogło nic zrobić z braku dostatecznej ilości pegazów... Sala była spora, typowa klimatyzowana sala wykładowa na 100 osób z czego może była zajęta z 1/3 miejsc przez gwardzistów ubranych w czarne, przyciągające słońce kamizelki kuloodporne z całym osprzętem. 2 pary metalowych kajdanek, pałki i pistoletu energetycznego na wkłady z kryształów, służący do ogłuszania w nagłych przypadkach. 20 była jednorożcami, 8 pegazami, a pozostałe ziemskimi kucami. To stanowiło cały skład sali rozmawiających dość żywo na temat po co w ogóle zostali tu sprowadzeni w takiej liczbie. Większość się znała z Canterlot, więc nie brakowało im wspólnych tematów zwiększających ekscytację po przez kolejne wymysły i niestworzone teorie... Wszystko jednak ucichło, gdy po raz kolejny otwarły się drzwi, a przez nie weszła pojedyncza klacz, nie posiadająca żadnych szczególnych atrybutów anatomicznych... Może poza tym że nie była na pewno to ta przedstawicielka, która zajmuje się typowymi klaczymi sprawami. Nie miała na sobie żadnego munduru, poza różowym żakietem i ochraniaczami z syntetycznych płyt na tylnych kończynach i torsie przytwierdzonymi skórzanymi paskami chroniąc tak całą ją szczupłą sylwetkę. Zadziwiającą rzeczą były hextechowe rękawice znajdując się na przednich kopytach nie należące do najlżejszych... To jednak ona poruszała się niezwykle lekko mając je naprawdę mocno przytwierdzone... Większość zaczęła się zastanawiać jak to robiła. Widzieli ją po raz pierwszy na posterunku... Klacz o jasno brązowej sierści i różowej średniej długości, postrzępionej grzywie z okularami w formie opaski podtrzymującą fryzurę o grubych szkłach widzianych na wielu budowach. Spojrzała się na wszystkich swoimi niebieskimi oczami, w których przez chwilę można by dostrzec istną kpinę... A pod jej okiem, na lewym policzku widoczny był magicznie wykonany dodatkowy znaczek. Było to cyfra rzymska sześć albo słowo :Vi"... W uchu miała parę drobnych kolczyków... Podeszła do mównicy, o którą się oparła luzem i nie korzystając z mikrofonu zaczęłam, jakby to miało być dla niej bardziej karą niż obowiązkiem. - Witam młodzież w naszym pięknym mieście... Mieście wielkiego postępu.... - mówiła to z lekkim sarkazmem choć sama nie miała wiele więcej niż oni. - Zostaliście mi przydzieleni...Wszyscy bez wyjątku... - Wskazała na wszystkich swym kopytem gestykulując przy tym palcami swej wielkiej rękawicy. - Nie wiem po co. Sama sobie bym poradziła ale Caitlyn... Wiecie ogiery... Mus to mus... Pchać się trzeba. Oto plan na dziś... Mówcie mi Vi... - Wskazała na jednego palcem. - Odpal rzutnik - rzuciła krótko. Milczała moment zanim projektor się nagrzał. - Dowód 995r04698 w mojej sprawie... Stwarzanie masowego zagrożenia publicznego. Zbiorowa panikowanie, wybuchy... Szkody które kosztowały już miasto ponad pół miliona bitów w niecały tydzień. Może słyszeliście o tym co działo się w zoo? A to jeszcze nie koniec. Jak widzicie... Jinx, bo tak została nazwana wielce trafnie panna, która to napisała zaplanowała kolejny skok i powiadomiła nas o tym - mówiła wielce zła że wykazała się aż taką arogancją wzorowej obywatelki... Różową kredką świecową na brudnym białym pergaminie było napisane dość wielkimi literami... "wielka łapo! złap mnie jeśli potrafisz! dziś 12 bank centralny! papatki!" Pismo było więcej niż koślawe, a całości ledwo można było się doczytać jakby pisał to ktoś pod wpływem... albo dziecko. Choć jedno i drugie nie było wcale wykluczone. - Widzicie więc, co się szykuję... Przez nią już 10 wylądowało w szpitalu... Jedna zasada. Nie gońcie jej. Od tego jestem ja... Następne zdjęcie! - rzuciła i pojawił się następny obraz. Tym razem rysopis... Biała klacz znajdowała się na nim o niebieskich długich warkoczach i różowych oczach wyglądała jakby uciekła z wariatkowa... Artyście idealnie udało się odtworzyć te spojrzenie. Zabiję cię... Ale nie wiadomo czy była to jego wizja artystyczna, czy naprawdę tak wyglądała z przekazu świadków. Jednak ten obraz wyraźnie mówił że jest z nią co nie tak. - Jinx, którą tu widzicie... To wariatka pierwszej kategorii, może nawet tworzy nową dla siebie. Nie cofnie się przed niczym by mieć ubaw i będzie go szukać na każdy możliwy sposób. Pewnie dlatego to napisała by mieć pewność że się zjawię... - Wzruszyła ramionami. - Co musicie o niej wiedzieć... Używa 3 broni... Wyrzutni rakiet, działka obrotowego na energię powietrza i przerobionej wersji naszego miotacza... Oprócz tego dysponuje granatami hukowymi... Nie lekceważcie jej... Może wygląda jak wygląda ale zawsze udaje się jej zwiać jakimś cudem i nikt nie jest wstanie tego wytłumaczy. Nie wiadomo czy ma to wszystko zaplanowane... Gdzie ma umieścić ładunki wybuchowe, czy to ślepe szczęście, na które to wiecznie wygląda. Jakieś pytania? - spytała od niechcenia. Bardziej machinalnie niż chcąc to zrobić... Później chciała przejść do objaśnienia planu i na tym by skończyła przed jedenastą... Tak myślała...
  5. [Katarina Lore] - Mogę tylko zareagować na to co widzę... Nigdzie nie zostało powiedziane że naprawdę Ci wierzę i za kogoś cię uwarzam... Bo nie wierzę nikomu praktycznie od zawsze. Nawet w to co potrafię... Nie pozwalam przekraczać granicy bezpieczeństwa komuś komu nie ufam... A ciebie chciałam tylko podbudować... Bo mogłam? Bo coś mi kazało w duszy... Wszyscy trafią tam gdzie wierzą, a odchodzić ze strachem? Nikt tego nie chce, włącznie ze mną - snułam powoli i ostrożnie wystukując dłonią rytm mojej wypowiedzi. - Chcesz skończyć to wszystko w pojedynku dżentelmenów skoro proponujesz współpracę? - spytałam... - Nie chce zginąć całkiem przypadkowo z myślą że mogłam zrobić jeszcze to i to... Ale decyzja co do tego czy wchodzisz w to należy tylko do ciebie. Czy jesteś wstanie komuś zaufać... Że ktoś nie zadusi cię podczas snu. Ronon w to wszedł już dawno. Nie musiałam go długo przekonywać ze znanych powodów... Jak chcesz to powiedz mi w trakcie turnieju jeszcze z daleka... - urwałam tylko na moment myśląc. - Hasło brzmi "nosy squirrel" bym nie zabiła cię w odruchu. Zrobili ze mnie prawdziwą rzeźniczkę... Tylko to określenie do mnie pasuje... - Spojrzałam zła na własne dłonie. - Bo nie dano mi wyboru. Taka ideologia... - Wzruszyłam ramionami. - Mogę tylko pamiętać... To zemnie pozostało, a ty powinieneś iść spać... Zresztą ja sama również, o ile uda mi się zasnąć - westchnęłam. Nie wstawałam. Czekałam na to co powie.
  6. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Miałam powiedzieć kim jestem proszę bardzo... - Mogłam wyjść na wariatkę w tej wersji, ale co mi szkodziło... Nikomu krzywdy nie robiłam, a i kuców wokoło nie było za wiele... Rozejrzałam się zapobiegawczo zanim zaczęłam. - Moje imię znasz... Urodziłam się w Los Pegazus... Gram na saksofonie... Choć mój talent dotyczy zupełnie czego innego... Jest to trójkolorowa poskręcana wstęga, niby bez znaczenia dla tego kto się nie zna... Znaczkoznawca powiedziałby całą wiązankę na ten temat, ale skupmy się na głównym fakcie. Widzę powiązania... Dostrzegam sprawy, których nie widać i ktoś chce je szczelnie ukryć... Tak też znalazłam tą sprawę dotyczącą samego serca Canterlot. Dlatego też mogę mogę spróbować naprawić twoją pamięć... Jest tam celowa integracja w wspomnienia. Nienaturalna... Wykonana przez osobnika będącego naprawdę potężnym i wszystkim znanym... O nieprzeciętnym autorytecie... - Zbliżyłam się do niej konspiracyjnie i z moich ust nie wyszło imię... Ale ruch warg jasno wskazywał na to co chciałam powiedzieć... "Celestia"... - Więc widzisz jakiego to kalibru jest sprawa... A dotyczy ona... - Z warg jasno znowu widać: "ludzi". - Jeśli chcesz się bardziej w to wplątać powiedz. Jest czas by się wycofać - zastrzegłam. - Jeśli masz pytania pytaj... - Znowu się rozejrzałam patrząc czy ktoś nie podsłuchuje.
  7. Anastazja znajdowała się zupełnie gdzie indziej, ponieważ jednorożec zawierzyła własnym oczom i innym zmysłom, a nie logice przemieszania się akurat po tym polu bitwy. Patrząc i ucząc się nowego rozporządzenia przestrzeni... Zaklęcie poleciało w zupełnie innym kierunku niż powinno i trafiło najzwyczajniej w ścianę nie przynosząc żadnego pożądanego skutku. Nie tędy szła droga... Kotka w tym czasie zaczęła czerpać moc ze źródła, z którego nie powinna nigdy więcej używać, przy zdrowym rozsądku. Zaczęło się od paru drobnych, nic nieznaczących iskier, jednak im więcej jej brała tym nie ona pragnęła jeszcze trochę, a ciało co czerpało niesamowitą przyjemność wyostrzającą wszelkie zmysły jak nie jeden narkotyk... Bo tylko do tego można by porównać moc pochodzącą z cienistego splotu bogini Shar, do którego to mieli dostęp nie liczni... A udostępniany był raz na zawsze przez zbieg okoliczności... Zwłaszcza śmierci... zemsty... utraty sensu w życiu... Nikt naprawdę nie wiedział na jakiej zasadzie się to odbywało... Jedni mówili że trzeba mieć preferencje... Inni że jest to tylko kaprys bogini co widzi i wie o wszystkim co dzieję się w mroku... Czy to widzialnego, czy też tego co tkwił głęboko w osobowości... Nikt tego nie posiadał pewnych informacji na jej temat. Istniały tylko przypuszczenia i pewność że ma na pieńku z swoją siostrą Selune... Lampy zaczęły przygasać znacznie jedna po drugiej, gdy Anastazja zaczęła czynić przygotowania do zakończenia tego, co zrodziło się w jej głowie... Zadania które stało się nadrzędne. Zapomnienie... Pustka... Sprowadzenie jej na każdego kogo spotka... Kolejne utrudnieni pojawiały się na na polu bitwy, gdy światło stało się ciemne i niestabilne, bo cienie zaczęły skakać, a przez to mylić wyczucie odległości. Rzuciła jedno zaklęcie tworząc na środku areny studnie do pustki, w której panowało upragniona cisza, spokój... Brak obowiązującego porządku. Otoczył ją lekki fioletowy krąg płomieni znacząc, gdzie powinna być... Z niej zaczęła emanować moc przekształcając świat w sposób niezauważalny... Ta studnia nie mogła być kręgiem runicznym... portalem czy czymś innym, co było często widziane. Stanowiła bowiem nowe miejsce kultu. Istniejącą manifestacje wpływu na świat Shar i jej mocy, co przesiąkała w tamtej chwili przestrzeń... Anastazja zbierała już wtedy myśli, tworząc kolejne łańcuchy i haki włączając w nie swoje ja, a także to co dopiero wyciągnęła ze źródła mocy... Pochłonął ją cień, gdy co chwilę pojawiała się i znikała w jego obcości uprzednio rzucając hakiem w nową Rin znowu celując w jej duszę i przytwierdzając koniec do skały przy której stała... Chciała zakuć ją, by nie mogła się ruszyć zadając sobie samej rany przy każdym najmniejszym ruchu, nawet przez zwykły płytki oddech, po przez cięcia chcące oderwać należną im część duszy... Chciała zatruć ją upragnionym zapomnieniem, gdy umysł staję się ciężki, a decyzje coraz ciężej przychodzą, gdy nadchodzi ten stan... Sen. Niemoc zrobienia czegokolwiek po przez rezygnacje... Zdanie się na łaskę świata jako bierny element.
  8. Rin musiała się naprawdę wiele nauczyć o Faerûnie, skoro myślała że nie da się czytać przyszłości... Że można kogoś pokonać zabierając mu coś niezmiernie ważnego dla niego... Nie znając wszystkich konsekwencji tego czynu... A te niosły ze sobą zwykle zniszczenie, gdy obróżka anthro kotki zaczęła piec ją niemiłosiernie, gdy pieczęć na nią nałożona zaczęła coraz bardziej się łamać. Wdzierało się w nią coś czego nie pragnęła, ale to coś chciało ją posiąść za wszelką cenę, tak jak kiedyś było, zanim została wyzwolona w młodym wieku od tego brzemienia, co zostało zastąpione o wiele lżejszym widocznym podczas tej walki. - Coś ty najlepszego uczyniła? Coś ty sobie w głowie uroiła? Nigdy nie robi się takich rzeczy, bo zawsze ktoś się skaleczy, kto bogiem próbuje się stać... Kto próbuje się w Mystrę wdać, ten u Shar zwykle kończy. Tylko dlatego że pozbawiłaś mnie mej opończy. Żelazo, które trzymała w swej łapie rozpłynęło się w fioletowych oparach. Zwykłe oczy tego by nawet nie zauważyły, gdy energia psioniczna jej myśli zaczęła ją otaczać w postaci łuny ognia okalającej jej całe ciało w nerwowych podrygach, zanim zdążyło się wszystko uspokoić przybierając właściwą formę dla ujarzmionych jej emocji... Wcielił się w nią smok wykonany z części jej ja, wypalający wokół siebie przestrzeń, co nadal tkwiła w nie lada nieładzie że nie mogła być postrzegana tak jak podpowiadały temu zmysły. Powietrze wokół niej zgęstniało pokazując ukształtowaną formę... Był widoczny wokół niej duch sporo większego od niej smoka pozbawionego ciała i nie istniejącego jako tako w rzeczywistości... Ruch łapy Anastazji odpowiadał ruchowi szponów tego monstrum... Rozłożyła skrzydła i wystrzeliła w górę... Z morzem ognia myśli, którymi zaatakowała jednorożec w postaci fali chcąc zrobić w jej głowię prawdziwą pożogę i sprowadzić na nią to samo co ona czuła od tego momentu, gdy została siłą odepchnięta od swej pani... Uderzyła tam, gdzie jej jeszcze nie było... Na jej głowę, gdy chroniła się ciągle przed niewyobrażalną mocą... Uderzyła w barierę swoją pięścią, a smocze szpony przeszły dalej jako że to nie było magią i wykraczało poza jej definicję. Uderzyła jednocześnie bezpośrednio na jej duszę chcąc pokazać jak się czuje istota co traci część siebie... Może na krótko... ale nie zmieniało to faktu że to ona była poszkodowaną w tym przypadku... Chciała, pragnęła zadośćuczynienia. Nawet nie zorientowała że przestały być to do końca jej myśli, a jej oczy zaczynają być wypełniane swego rodzaju pustką.
  9. //Jutro egzamin E18... Ostatnie powtórki wczoraj miałem, a dziś odpoczywam, więc pisze. Przepraszam że dopiero tera. Rainbow Dash uderzyła w blokadę tylko raz... Pomysł sam w sobie był dość dobry, tylko leżał jeden problem, a może nawet dwa... Miała większy zasięg i lepiej umieszczony punkt ciężkości własnego wieszaka, przez co mogła o wiele szybciej nim operować, zmieniać przy tym taktyki i postawy... Obróciła kij wokół własnej osi, cofając się tylko na moment, by lżejszym końcem, ślizgającym się po powierzchni butli, zaatakować punkt podparcia z wypadem do przodu, jakim była jego dłoń trzymająca gaśnicę... Chciała tak wytrącić ją z jego uchwytu. Pozbawić go jego tarczy, by zdzielić go niespodziewanie w staw barkowy, uderzeniem od dołu cięższą częścią, w próbie jego rozbicia i zmniejszenia zdolności ofensywnych... Gdyby musiała jednak zrobić unik przed lecącym pociskiem, czy zwiększyć odległość między sobą, a nim wykorzystałaby punkt ciężkości przeciwwagi do piruetu połączonego z ciosem obrotowym wymierzonym w wysunięte do przodu części ciała, co wcale nie było złą opcją... Żeby zakręciło jej się w głowie trzeba by naprawdę czegoś więcej niż takiej małej karuzeli, gdzie przeciążeń praktycznie nie było, bo jej serce biło jak szalone, zwiększając ciśnienie krwi ciągle, doprowadzając tym wszędzie ją tam gdzie trzeba. Później po gwałtownym uderzeniu podczas trwania piruetu, wykonałby błyskawiczny i przymusowy zwód w stronę przeciwną od punktu uderzenia tylko po to żeby zdzielić go w głowę, gdy to on będzie wytrącony z równowagi... Ona jednak w głowie miał cały zarys sytuacyjny idący dużo dalej, po rozbiciu jego obrony i stawu barkowego, pozbawienie go jego przeklętej szczęki, która za nic jej się nie podobała im dłużej się na nią patrzyła. Chciała się jej pozbyć, by nie widzieć oczyma wyobraźni jak jest pożerana właśnie nimi... Tymi zębami, co zwiększyło jej szybkość.
  10. Jutro egzamin zawodowy E18... Dobre rozpoczęcie lipca... Heh...

    1. Magus

      Magus

      Również życzę powodzenia

    2. PrinceKeith

      PrinceKeith

      Powodzonka. Albo połamania nóg! ヽ(´∀`)ノ

  11. Hoffner

    Miasto Luster ~ Ohmowe Ciastko

    Anastazja siedząca na murku, obserwowała to co się działo poniżej... Wiedziała że to się wydarzy, a raczej miała taką nadzieję na to że los potoczy się właśnie tak jak powinno się właśnie to wydarzyć, a może nie do końca... Tego nie umiała przewidzieć ~ pełnych konsekwencji. Nie mogła. Niby wszystko się zgadzało z przewidzianymi faktami ale jej wzrok mógł zostać oszukany jak wielokrotnie wcześniej sprowadzając kolejną przegraną. Za łatwo to szło. Gdzie podział się ich ból i strata, korzyść? Szukała tego wszystkiego w tych działania... ale oprócz paru oczywistych siniaków i napędzenia oczywistego strachu... To wciąż było mało... Za mało jak na nich... A tamci odeszli. Nie czuła ich obecności. Czyżby to miał być koniec? Nie wydawało się jej... Gdzieś się kryli. Opona przeleciała zbiegiem okoliczności nie raniąc nikogo śmiertelnie czy doprowadzając do trwałego kalectwa... A sama obserwatorka została wytrącona z równowagi po tym jak murem zatrzęsło uderzenie wyhamowanej na niej opony, która później potoczyła się wzdłuż rowu przestając być w ten sposób zagrożeniem... Zeskoczyła miękko na trawę zastanawiając po co to wszystko... Gdzie sens, gdzie ich logika... Chyba że chcieli mieć go postanowionego w takiej sytuacji jakiej się znalazł. Gdzie znajdował się poza ich zasięgiem. Przynajmniej na razie... Odeszła dalej patrząc jak ludzie wyciągają telefony... Większość tych co stała zupełnie bezpiecznie z dala od zajścia robiła zdjęcia. Znalazła się jedna może dwie co zadzwoniły pod właściwy numer... Nic nadzwyczajnego jak już człowiek się przyzwyczaił. *** Kierowca ciężarówki skręcił z piskiem hamulców na bok, próbując utrzymać samochód ostatkiem nerwów na właściwym pasie... Sunął zaraz przy krawężniku sypiąc całą masę iskier z giętych i skrawanych felg o kamienną powierzchnie... Zatrzymał się parędziesiąt metrów dalej, a za nim sunęło jeszcze parę osobówek. Nikomu się nic z grubsza nie stało... Nie licząc napędzonego, nic nie wartego strachu, przez którego nieszczęsny kierowca tira położył głowę na kierownicy. Dopiero wtedy go sparaliżowały emocje i napływające konsekwencje swojej decyzji ~ zaoszczędzenia masy czasu. Chciał uciekać, ale zanim dotknął nogą gazu już ją opuścić. Nie mógł się przebić przez zator który sam zrobił...
  12. Po ciosie, punkt ciężkości broni zmienił kierunek według trzeciej niutona, po tym jak odbił się od animatrona z metalicznym brzmieniem, a nie głucho jak w przypadku kuca. Rainbow straciła skrupuły, co można w jej różowych oczach. One wręcz zaczęły się palić od iskry świeżej odwagi... Tak zyskała tą potrzebną wiedzie, że to nie było wcale żywe i on śmiał ją jeszcze straszyć swoimi przyjaciółmi. Śmiesznie brzmiało to w jej głowie, gdy za nią stały zamknięte drzwi, a on miał jeszcze czelność mówić że sprowadzi ich tu więcej. Skoro już byli w klatce bez wyjścia i musiała go tylko unieszkodliwić, by być sama, bezpieczna zamknięta do rana, a wtedy ktoś się zjawi tutaj. Czego jeszcze miała się bać, gdy zacisnęła zęby... Wykorzystała siłę odśrodkową do zmienienia bardzo płynnie płaszczyzny natarcia, na taką która prawie pionowo z lewej przecinała jego głowę przy wykorzystaniu wszechpotężnej siły grawitacji do zwiększenia jeszcze bardziej energii natarcia do uderzenia. Sama używała tylko tyle racy w to, by utrzymać drągal w kopytach.... Miała nadzieję roztrzaskać jego głowę, lub w najgorszym wypadku uszkodzić jakieś sensory.... Zresztą miała zamiar go lać tak długo aż nie padnie i przez następne pięć minut na zapas.
  13. [Katarina Lore] - Czy zawsze trzeba mieć powód, by gdzieś się zjawić? - rzuciłam pytaniem na pytanie z lekką niechęcią, co było moją częstą zagrywką, gdy zaczynałam po prostu łgać jak leci, tworząc nowe nierealne rzeczywistości, a na to była potrzeba chwila czasu. Wypełnionego czasu. Cisza zawsze była nieprzyjemna i zdradzała improwizacje. To nie miało znaczenia, co powiem i tak zginie z czyjejś ręki... Ale mogłam mu pomóc, by stał do walki i zginął jak młody mężczyzna... Szybko, w miarę bezboleśnie i bez strachu w oczach... - Po prostu nie lubię swojego współlokatora... Jest tępy, grubiański... i więcej epitetów nie wymienię... Zatracił w sobie wszystko co dobre... Co kucykowe... Wiesz o czym mówię... Prawda? - Zaczęłam wpływać na niego próbując nawiązać nić powiązania... To nadal stało przede mną dziecko. Ja miałam wtedy przed sobą wizję dorosłości, którą chciałam załatwić sobie w dostatku... Usiadłam pod ścianą. Nie chciałam górować nad nim. Taka zmiana dowodzenia. Mógł poczuć się pewniej. - Nie warto się bać... - Odchyliłam głowę do góry patrząc w sufit... Sprawdzanie w jego oczach czy wierzy, mogłoby mnie zdradzić że się upewniam że on na pewno łapie ten haczyk. - Los już zadecydował co się stanie... Pytanie jak długo będzie dane nam go odraczać. Wygrany będzie miał więcej szczęścia niż rozumu i skazę na psychice... Nie chciałabym się budzić każdej następnej nocy, gdyby to mi przypadło wygrać... Ale równie nie warto bać się, bo już kosa kostuchy świszczy nad głową nas wszystkich. Nikt nie ujmuje śmierci w swoim kalendarzu. Nikt jej nie pragnie. Więc po co się bać? - Dopiero wtedy spojrzałam na niego oczekując odpowiedzi.
  14. //Za dużo LoLa dziś... ale lecimy z tym koksem. Gdy jakaś istota zostaje zaskoczona i zmuszona do ucieczki, czy obrony życia w sposób racjonalny lub też nie, serwuje się każdą możliwą metodą, którą podsunął jej strach, co stwarzał w umyśle niemały chaos wraz z kolejnymi porcjami adrenaliny, pompowanymi przez rozszalałe serce, walące tuż pod wilgotniejącą skórą. Gaśnica nie zrobiła wrażenie na tym czymś. Pegaz nie wiedziała z czym tak naprawdę walczy, więc jej decyzje były w pełni spontaniczne i niedopasowane do sytuacji...Mogła przecież spróbować wylać całą butelkę wódki do środka doprowadzając do jakiegoś zwarcia maszynerii. Walczyła z tym jak z drugim kucem... Nie z maszyną, która powiedziała że ją zabiję. Nie stała w miejscu, gotowa do ciągłego zmieniania kierunku, by znaleźć się jak najdalej od przeciwnika, a jej oczy tym bardziej nie pozostawały w jednym położenie. Cały czas przeszukiwały pomieszczenie aż spoczęły na kolejnym przedmiocie, a mianowicie na wieszaku, na którym to jeszcze wisiał jej mundur, co miała założyć po prostu później. Chwyciła go niemal wskakując na niego jak tancerka mająca za partnera metalową rurę przechylając go. Uderzyła bardzo mocno kopytami o wykładzinę, skracając przy tym dystans między nimi. Wykorzystała odważniki u podstawy, a także zasadę dźwigni do wyprowadzenia ciosu z boku, wycelowanego w pierś przeciwnika tą zaimprowizowaną maczugą... W jej głowie kształtowało się wiele scenariuszy... Teraz miała zamiar przyłożyć w pierś napastnika, by wybić mu powietrze z płuc. To pozwoliłoby jej na zatrzaśnięciu drzwi, gdy tamten leżałby na zewnątrz... Nie podejrzewała że mogłoby być inaczej... Nie zastanawiała się czy to zadziała. W jej głowie już to zadziałało.
  15. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Bądź pewien że go dotrzymam... Zawsze dotrzymuje... - powiedziałam spoglądając na niego z ukosa... Ułożyłam swoje warkocze w ten sposób by wyglądały tak jak zawsze i nie przeszkadzały mi gdy kłusem wyszłam z apartamentu zamykając cicho za sobą drzwi... Nie musiałam się śpieszyć. Ale w ślimaczym tępię też nie chciało mi się tam dochodzić... Więc zwyciężyła opcja że poszłam tam dość żwawym krokiem. Musiałam zmierzyć się z jej lękami... Tak jak chciałam... Przysiadłam się do niej by znaleźć się po przeciwnej stroni stolika... Nie czekałam długo gdy z moich ust wyszło krótkie: - Witam ponownie... - Nie miałam lepszego pomysłu na rozpoczęcie tej rozmowy...
  16. Ile osób zagrałoby w Mafie na forum w dziale RPG?

    1. Mordoklapow

      Mordoklapow

      Mafia bez możliwości patrzenia sobie w oczy? Ubogo trochę... Chociaż po poniedziałku mógłbym zagrać.

    2. Velvie

      Velvie

      Z chęcią pogram :3

    3. Hoffner

      Hoffner

      Przez internet wszystkiego mieć nie można...

      - Ty na pewno jesteś kurtyzaną... Zawsze jesteś kurtyzaną! - Krąży w towarzystwie, z którym zwykle w to gram.

  17. Rainbow Dash udało się zamknąć drzwi przed nosem liso~kuca... Pinkie mówiła jak się nazywał, ale w tamtej chwili nie pamiętała, gdy słyszała uderzenia własnego serca bardzo wyraźnie w swoich uszach, gdy lekko opadła na ziemie. Jej przyjaciółka się jednak myliła co do tej jednej sprawy. Nie z każdym można się zaprzyjaźnić... Prychnęła za to zadowolona że jej się udało. W ostatnim momencie, jak na suberbochaterkę przystało... Jeszcze w oknie ujrzała jak się tamten oddala w stronę kuchni... Jej samozadowolenie nie trwało długo, gdy jej uszy odwróciły się do tyłu w stronę nowego głosu. To nie brzmiało dobrze. Trzeba było wiedzieć jedno o Rainbow... Miała praktycznie tyle samo siły co Applejack pracująca na farmie, a jej szybkość nie należała do tych miernych... Rozwalała przecież stodołę... Pierwsza zasada samoobrony brzmiała; wszystko co masz pod kopytem może posłużyć za broń... W kątem oka dostrzegła czerwoną butle gaśnicy wiszącą zaraz przy futrynie zamkniętych drzwi... To było coś, gdy nie wiadomo kiedy zaczęła ona lecieć w drugiego animatrona mając na celu wyrzucenie go tym pociskiem z jej przyczółku na zewnątrz. W tym czasie chciała sama zamknąć tamte drzwi... O ile by się jej udało...
  18. Hoffner

    Miasto Luster ~ Ohmowe Ciastko

    Zrządzenia losu od zawsze rządziły światem, a te wydawały się sterowane przez kogoś kto regulował ich wpływ na rzeczywistość w dwojaki sposób, doprowadzając do sytuacji z których wyjście polegało na wymianie lub też wyłącznie braniu. Coś za coś, to jednak pozostawało niezmieniane w tym wszystkim... Takie były prawa. Chyba że ktoś był wstanie je naginać, żeby móc zrobić coś więcej, wyciągając bezkarnie kartę z rękawa i ją używając. Wtedy właśnie doszło do takiej sytuacji. Sytuacją nieodzownego wyboru. Ratować tylko siebie, czy również tych których życie nie całkiem odpowiadało z różnych okoliczności, bo można to uczynić, dla spokoju własnego sumienia... Znając własne możliwości. Jedna obluzowana śrubka... Rdza... Tyle wystarczyło by coś pękło w osi przeładowanej ciężarówki, wiozącej materiały budowlane dalej, skracając sobie nie całkiem legalnie drogę przez miasto na ukos, a wielkie i ciężkie koło wozu zaczęło się toczyć siłą rozpędu, przeskakując przez krawężnik i zrywając bez wysiłku łańcuch pomiędzy słupkami uniemożliwiającymi parkowanie na chodniku... Dało to cenne ułamki sekund na reakcję i potężny huk... Koło pędziło na tych co wyszli z teatru... Agi miał wybór. Mógł sam odskoczyć i się uratować... Mógł uratować wszystkich... Wystarczyłoby tylko tego by zapragnął, a świat spełniłby jego oczekiwania bez żadnej ceny za to... Nierówność chodnika... Kolejne zrządzenie losu... Mocniejszy podmuch wiatru. Cud... Tyle by wystarczyło. Wszystko jednak zależało od jednej osoby, od niego. Co się stanie, bo tylko jedna grupa stała na drodze uderzenia... Ta która próbowała go przekonać do własnej racji. Pytanie co było mocniejsze w nim...
  19. [695][Lust Tale [Forest Song]] - Nie martw się... - Przyssała się do jego szyi, już stojąc nad nim, niczym wampir z wielu historii, po czym puściłam zostawiając widoczny ślad na niej dokładnie informując co się stało przez najbliższe parę godzin zanim nie zdąży zniknąć... To było zbyt charakterystyczne i oczywiste dla wprawnego oka. - Jak wrócę to zrobimy co zechcesz - rzuciłam trącając ją jeszcze nosem zanim się zupełnie wycofałam zaczynając schodzić z łóżka patrząc się kontem oka na niego. - Teraz czas mnie goni. Sam wiesz... Jestem umówiona - przypomniałam mu porządkując swoją osobę z pomocą swoich zdolności zmiany kształtów.
  20. Rainbow jeszcze nie spała... Nie mogła. Oparcie wpijało jej się boleśnie w grzbiet uniemożliwiając drzemkę w takim komforcie jakby chciała. To nie była mięciutka i chłodna chmurka, tak własnie myślała, bo jej się właśnie taka marzyła do wypoczynku, gdy jej uszy jak radary kierunkowe wyłapały kolejne dziwne dźwięki. Śmiech... Dziwny śmiech niepodobny do kucykowego, co odbijał się w jej głowie parę dobrych chwil, ponawiając się parokrotnie. Nie mogła go wyrzucić ze swojej świadomości... Strzepnęła parokrotnie uchem próbując przegonić źródło dźwięku, gdy nie mogła się go pozbyć. To nie mogło być przesłyszenie. Nie przy takiej częstotliwości... Otwarła leniwie jedno swoje oko spoglądając na jedną z szyb, a tam widziała jednego z animatronów. Na początku znów je zamknęła ale za chwile je znowu otworzyła, a jej źrenice się gwałtownie zmniejszyły... Podskoczyła w miejscu po czym spoważniała. Słowa Romantic nabrały znaczenia... Chciała wyskoczyć z fotela, by zamknąć raptownie drzwi...
  21. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Nie ulatuj mi tu... - rzuciłam lekko ze złością doskonale wyczuwalną w głosie, odrywając się od niego na moment owiewając jego szyję paroma ciepłymi oddechami... Może niepotrzebnie to zrobiłam. Z drugiej strony... Odkryłam coś o czym nie wiedziałam i mogłam to wykorzystać. by sprawdzić coś czego jeszcze nie miałam okazji. - Nie masz jeszcze powodu... - powiedziałam ciszej, bardziej zmysłowo przejeżdżając kopytem niżej ale zatrzymałam się gdzieś w połowie drogi dotykając jego szyję bardziej precyzyjnie, by w końcu gwałtownie przerwać z niewiadomych przyczyn. - I się nie doczekasz... - rzuciłam arogancko podnosząc się powoli dając mu szansę powstrzymania siebie. Specjalnie się ociągałam . Byłam ciekawa co zrobi. Czy mnie powstrzyma czy pobudzony będzie prosił bym została dłużej.
  22. [Katarina Lore] Słowa Ronona tylko utwierdziły mnie w przekonaniu że tak trzeba, a nie inaczej. Wolałam zginąć z jego ręki, ale prawda była taka że mimo że jego mocarna dłoń nie dałaby rady tego zrobić... To było ukryte w mojej podświadomości bardzo głęboko i to własnie wpływało na moją ocenę... Tak właśnie wyglądało przywiązanie. Chwila zupełnie niepotrzebnego wahania przed tym co konieczne. Odwrócenie wzroku... Tyle wystarczyło, by zmienić własne losy... Wyprzedzić cios... Teraz wiedziałabym co by zrobił bez większego problemu... Ale jeśli przeleje się tyle krwi, czy nadal będzie miał miejsce na znajomości w swym postępowaniu. To były właśnie wątpliwości, co spływały ze mnie wraz z ciepłą wodą po wytatuowanych plecach, po których z kolei wspinała się czarna puma, zostawiając na nich krwawe cięcia swoimi pazurami... Wzdrygnęłam się, gdy przestawiłam przełącznik na lodowatą... Bo tak właśnie się nauczyłam... Tak mnie nauczono. Z przyzwyczajenia nawet o tym nie myślałam, że tak samo będę musiała robić raz za razem całkiem niedługo... Najlepiej zupełnie bezmyślnie... Czy jestem wstanie się nie zmienić? Gdy wyszłam z łazienki znalazłam jakąś za dużą, w miarę gładką koszulkę i krótkie, luźne spodenki... Na mój gust było to dobre przebranie po tym w co w nas władowali praktycznie siłą, a jak się komuś mogło nie podobać to wcale nie musiał patrzyć na mnie... To właśnie stanowiło ich przywilej ~ wolną wole... Równie dobrze mogłam być po prostu powietrzem dla nich, ale czy na mnie można nie zwrócić uwagi? Tak wyszłam z apartamentu w jakiś kapciach z grzebieniem rozczesując powoli swoje włosy... Nigdy nie umiałam wysiedzieć w jednym miejscu. Nieznanym miejscu, w którym wszytko jest nowe, a może były to po prostu nerwy, które musiałam rozchodzić i nie umiałam się przed sobą do tego przyznać? Nie ważne było co mnie tam zaprowadziło... Fakt faktem że nie całkiem byłam sucha, więc na koszulce pojawiły się mokre plamy... Myślałam że będę jedyna, co wyjdzie poza klatkę, ale myliłam się... - Co tam mały... - rzuciłam od tak ni to z nudów czy chęci konwersacji... Mogłam zrobić wszystko, a takich chłystków nie powinno być na igrzyskach. Ich charakter nie miał prawa być wykształcony w pełni... To był własnie element igrzysk. Dwadzieścioro troje męczenników co roku i tylko jeden zwycięzca, co będzie z kolei musiał z tym żyć w dostatku.
  23. Klacz usiadła sobie na wysiedzianym już siedzeniu, obracając się na nim parokrotnie... Było mało wygodne i skrzypiało przy każdym najmniejszym ruchu... Nie dziwić się można było temu, przecież Iron przesiadywał na nim chyba codziennie, poddając inwigilacji wszystkich swoich pracowników z pomocą systemu kamer... Co i ona miała robić, tylko nikogo nie było w lokalu, więc po co? Drzwi zamknęła... Jeśli ktoś chciałby je wyważyć, usłyszałaby to nawet przez sen... Drzwi wejściowe nie należały do najlżejszych... Spojrzała na konsole i przerzuciła parę obrazów... Nic jej się nie rzuciło w oczy jako zrobiła to tylko z dwoma kamerami koło siebie... Działało... Nic się nie zmieniło pomiędzy przejściami na ekranie. Trzasnęła zrezygnowana kopytem o blat i usłyszała pusty dźwięk uderzania butelki o coś... Otworzyła szafkę... Nic oprócz dokumentów w niej nie było... Uderzyła jeszcze raz ciekawa co się stanie, a do szuflady wytoczyła się butelka jabłkowej wódki ... Nie musiała się nawet domyślać kogo. To wyjaśniało naprawdę wiele... Co on tu robił całymi godzinami. Tylko dlaczego nikt tego nie zauważył?. Podniosła butelkę i schowała ją na miejsce . Nie musiała więcej wiedzieć, a rozpatrywać tej tajemnicy nie chciała, bo mogło ją to kosztować więcej zdrowia psychicznego niż było po prostu warte. Spojrzała przez szyby wychodzące z stróżówki po czym odchyliła się na krześle sprawdzając czy przypadkiem się nie przewróci... Było dobrze... Cisza wokół... Warunki nie idealnie ale nie mogła nic na to poradzić skoro już podpisała umowę... Nie mogła zadawać sobie pytania co dalej... Tylko zamknęła oczęta i próbowała się zdrzemnąć jak należy...
  24. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Wolałabym jej nie niepokoić obecnością kogoś kogo może widziała przy mnie... - zaczęłam powoli, by zaraz przejść do przedstawienia punktu widzenia. - Jeśli Shatter była konwertką ciałem to istnieje duża doza prawdopodobieństwa że są sobie podobne... To nadal ludzie... Tak postrzegają otaczający ich świat, który w gruncie rzeczy dla nas jest dobry... Dla nich wydaje się nienaturalny... Może zrabowany... - myślałam na głos rzucając parę epitetów. - Wszędzie ich psychika może dostrzegać zło mimo że otaczamy ich bez złych intencji... Taki już ich charakter... Rozumiesz co mam na myśli? - spytałam się chcąc upewnić się że mnie rozumie. Im mniej rzeczy w otoczeniu tym mniej miejsca do ukrycia czegokolwiek. - Ona wszędzie będzie doszukiwała się ataku na nią... - A gwardziści... - Przeszłam do tego tematu z większym uśmiechem. - Wpakowaliby się w niewidzialną, klejącą sieć bez uszczerbku na zdrowiu na korytarzu, co zniknęłaby po około piętnastu minutach... Ja bym wyskoczyła oknem... Unieszkodliwiając wcześniej czekające tam pegazy na dachu ciężarami na krawędziach skrzydeł... Nic trudnego... Nie wzlecieliby... - zarzuciłam szczegółami podnosząc głowę by zaatakować ustami jego szyję...
  25. Jednorożec musiała się wiele nauczyć... Magia nie każdego maga pochodziła z jego myśli, serca czy czego tam jeszcze wszyscy ludzie piszący od lat fantasy wymyślili... Anastazja czerpała swój materiał do kształtowania bezpośrednio ze splotu... Ona była tylko uzdolnionym przekaźnikiem i kondensatorem będącym wstanie opanować jego przepływ i nic więcej. Tak więc zaklęcie przeciwniczki nie mogło odebrać połowy mocy jako że moc nie pochodziła od niej tylko z tej dziwnego miejsca pod kontrolą Mystry gdzie jej pokłady były niezmierzone... Klasnęła energicznie w ręce parokrotnie, co było bardzo teatralnym zagraniem z jej strony. - Brawo... Wielkie dla ciebie brawa... Tylko jest taka mała sprawa... Taka o której może nie wiesz, a może wręcz przeciwnie i wiesz? Splot mojej pani nas otacza... Swojej mocy mi nieprzerwanie użycza... Ograniczyć mi ją chcesz? Zrobić tego nie możesz... Naprawdę... Chyba że... a nie powiem... Mogła zrobić to już dawno. Tylko jaki miałaby w tym powód... Żaden... Miała w głowie przygotowane zaklęcie mieszające w głowie. Bardzo dziwna było to zastosowanie magii bo wpisywało się bezpośrednio w otaczającą przestrzeń i zasady się w nią spisującą... Grawitacja... Prawo i lewo... Góra i dół... Przód i tył... Lustrzane odbicie świata. Co by się stało gdyby zamienić je wszystkie ze sobą i to całkiem losowo. Atak nadchodziłby z lewej. Tak właśnie oko postrzegałoby świat i ucho, a nawet węch... Uderzałoby z prawej... Od dołu... Na takich zasadach wpisanych w przestrzeń... To właśnie chciała zrobić, gdy zaczęła brać coraz więcej ze splotu, a jej ciało pokryło się kolejnymi poświatami... Jednak każde zaklęcie miało ograniczenie i własną dynamikę... Co jej moc była zmniejszana ona zwiększała jej poziom szybciej niż była zabierana od niej w postaci drobnych strumieni energii... Aż wreszcie nastąpił błysk wypełniający całe pomieszczenie, gdy dorwała się na ułamek sekundy do edytora świata ją otaczającego, by zmienić sposoby przemieszczania w sposób tylko dla siebie znany... Gdy wszystko ucichło stała nadal przed przeciwniczką w stopniu nie zmienionym... Wyglądała dokładnie tak samo jak przed chwilą... Nawet świat wokół niej się nie zmienił... W jej zaciśniętej łapie nadal tkwił potężny ognik energii z którego ulatywała energia... Złożyła ręce jak do modlitwy i rozciągnęła je kształtując między nimi swoją nową broń, gdzie energia szybko zmieniła się w pierwszorzędną stal umagicznioną paroma rzeczami, by nie można było jej złamać, czy tylko po to by nie trzeba było go ostrzyć... To chwyciła i zaszarżowała na przeciwniczkę... Jednak wszystko nie wyglądało tak jak powinno... Widziana była z przodu... Atakowała frontalnie na lewy bok z zupełnie innego kierunku.... Cięła od góry na prawo, a robiła to zupełnie odwrotnie... Wiedziała o barierze przeciwniczki. A jej sejmitar nie poruszał się w jednym planie... Tuż przed bańką znikł z rzeczywistości, gdy jego przedłużenie pojawiło się wewnątrz niej by tępą częścią spróbować uderzyć dość boleśnie w kość ramieniową lewego skrzydła... Miało jej to przysporzyć bólu, by wreszcie się uciszyła, a z jej oczu popłynęły łzy... Skrzydła pegaza należały przecież do jednych z najlepiej unerwionych w królestwie zwierząt... Wiedziała że ucieczka w tej chwili przed nią będzie trudna tak jak skoordynowane poruszanie się po arenie bez znania zasad jej funkcjonowania... Trza było zdusić instynkty... Wzrok, słuch i węch, by poddać się logicznym zasadom. Jednak ciało miała swoje odruchy... Zasłanianie się przed czymś, gdy coś leciało w głowę... Tak właśnie działo się w tym przypadku. Nic nie było takie jakie jak własnie widziane i przez to miało być lepsze od iluzji którą można szybko rozbić. To w tym przypadku było to problematyczne... Bo nie można zmieniać zasad otaczającego świata co moment by się po prostu nie rozpadł...
×
×
  • Utwórz nowe...