Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. Zegarmistrz podpisując się własną mocą i powtarzając swoje stare ruch, po prostu je odświeżając, udowodnił swoją chciwość i głupotę nie sprawdzając w czym dokładnie leżała moc jego przeciwniczki, a może wcale nie musiał... Lüge dokładnie to przewidziała, mówiąc jej jak ma postąpić, by osiągnąć dany efekt jadąc na jego ambicji i tym że wszyscy faceci widzą świat strasznie płasko, a ona jest niezwykła bo widziała dosłownie wszystko... Każdy ruch powoduje skutek. A jego działania doprowadziły do zaburzeń miedzy światami przez co Monika opierając się o futrynę drzwi cytadeli o mały włos nie wpakowała się na plan ognia, po tym jak przypadkiem łokciem przebiła rzeczywistość. Dopiero to pobudziło ja ze coś się dzieje. Niedługo później zapiekły ją ramiona, gdy działanie kręgu pierwotnej magii doszło i do niej. Odcięła się od magicznego splotu pozbywając się z siebie materiału, którego tak łaknął jej przeciwnik. Straciła moc prawdziwego widzenia... Wcale po dłuższym rozważaniu nie było jej to tak potrzebne, gdy moce którymi władała miała porozrzucane wszędzie i nie tylko tutaj... Nadal posiadała marzenia i wole ich spełniania, czego żaden czar nie był wstanie jej zabrać. Lüge nazwała to psioniką ~ siostrą magii opartej o ciało i umysł, stąd właśnie czerpiąca swą siłę... Ona wolała określenie wizualizacji... Nie mogła wzlecieć w powietrze, jak zwykle, zmieniając przepływ magii wokół siebie. Nie musiała długo myśleć. Wystarczyło to że zamknęła oczy, żeby zacząć robić rzeczy niezwykle z pomocą własnej intuicji. Na jej plecach coś się ruszyło, a bluza w tamtym miejscu rozdarła się robiąc miejsce na nowe nabytki. Pojawiła się właśnie tam para skrzydeł jak u anioła, co zostały wykonane z chęci ~ marzenia popartego siła woli, co składała wszystko z fioletowego prześwitującego materiału będącego realna manifestacja że wszystko jest możliwe. Otwarła je ze świstem, by wzlecieć w powietrze oceniając co jej przeciwnik dokładnie zrobił. Nie przeszkadzały jej braki i nadwyżki, które wykonał tylko po to by osiągnąć swój stan. Nie ruszało ją to jako że nie musiała uciekać się do tak bezsensownego brania ile tylko wlezie, gdy można było postąpić o wiele prościej... Zmieniając zasady. Zawisła nad kręgiem pierwotnej magii i samym Zegarmistrzem. Jej oczy się śmiały ze szczęścia, gdy palce dotykały planów jak harfy o wiele łatwiej niż zwykle, co musiało być zasługą tych na dole że gromadzili magie zacierając granice miedzy innymi rzeczami, których istnienia nie musieli mieć pojęcia. Czuła pod opuszkami ciepło ognia, chłód wody, łaskotanie wiatru, szorstkość ziemi. Po nich przyszedł czas na ich parażywioły aż wreszcie dotarła do eteru i tam poczuła własną skrytkę z nienaruszona zawartością... Jeśli byłoby to możliwe jej uśmiech by się podwoił. Znaczyło to mniej więcej tyle że przeciwnik operował tylko na planie materialnym swoją mocą... Nie licząc tych cudaków, których wezwał... Złożyła ręce w trąbkę, by jej głos słychać było o wiele dalej i tak zaczęła krzyczeć z góry siedząc na sprasowanym chwile wcześniej powietrzu, jak na jakimś murku. - Dzięki staruszku że już zupełnie oślepłeś i nic o mnie nie wiesz! Nie martw się. Da się to naprawić! Dopiero wtedy zaczęła składać symfonie planów z pomocą gestów dłoni, regulując ich przepływ, zderzając je, wprawiając w drgania z sama rzeczywistością, co pokazywało się jako niegroźne fluktuacje całego otoczenia. Nie był nadbogiem, by zabronić jej robienia tego po prostu odcinając od jej strun, co miała scalone z jej ja... Ona zyskała nad nimi zwierzchność, co była wyrażona przez jej rękawice i to co niosła w duszy - chaotyczną neutralność, czego on nie śnił posiadać. Zaczęła od regulacji przepływu kolejnych warstw planu materialnego, wzmacniając je swoją cząstka twórczą... Gwarantowała sobie wtem sposób kontrole nad tym co robiła, gdyż wszystko co się uwidaczniało wcześniej, zupełnie ucichło ale był to tylko zaczątek burzy, która dopiero miała spaść na całą arenę. Następnym jej ruchem była pieczęć utrwalona w astralu i założenie w ten sposób sanktuarium pod jej jurysdykcją na całe pole, by nikt więcej przywołany się jej nie wtrącał natrafiając na bardzo gruby mur. To był jej sposób na ograniczenie przywołań i wyrzucenie z pamięci boskich interwencji jej przeciwnika. Na niebie błysnęła tylko na moment wielka gwiazda chaosu, co zniknęła przesunięta w fazie... Zmieniała właściwości akurat tego kawałka planu materialnego. Nadpisując jego zasady... Wtem przeszedł moment na wielką solówkę, w której chciała tylko pokazać cześć tego co może, chcąc go wybadać jak należy przed tym co pragnęła dopiero zrobić. Czego przestraszyła się na samym początku... Nie wiedząc dokładnie gdzie się znalazła. Teraz wiedziała i to dawało jej moc, że nie ważne jak silny jest przeciwnik. Równowaga musiała istnieć. Parę szybkich gestów ciągnących struny do oporu aż światem wstrząsnął lekki wstrząs, gdy otworzyły się dwie ogromne wyrwy w rzeczywistości aż nieplanowanie wypłynęło parę kolorowych chmur wszędobylskiego eteru. Pierwsza wyrwa poruszyła gwałtem ziemię, gdyż ogromny fragment skały w kształcie ściętego stożka o wysokości bagatela tylko dwóch metrów, gdzie na mniejszej podstawie znajdował się krąg pierwotnej magii, co zaczął się zapadać z całą resztą na miejsce wiecznego spadania ~ plan powietrza, zaciągany tamtejszymi prądami powietrznymi z powodu panującego tam niskiego ciśnienia... Trzymała ten korek w całości z pomocą planu ziemi operując nim z tamtego miejsca by się nie rozpadł. Popularną rzeczą było przerzucanie całych rezydencji właśnie tam ale zwykle potrzeba było paru doświadczonych magów, by tego dokonać... Następne ruchy były o wiele powolniejsze, gdy prowadziła po przez plany wąż strażacki o odpowiedniej przepustowości proporcjonalnej jej zdaniem do ambicji samego Zegarmistrza. Pół metra nad jego głową została otworzona kolejna wyrwa z kolei na plan wody ~ wiecznych odmętów i prądów, co ich siła była wstanie zgnieść łódź podwodną bez większego problemu. Średnica za to tego otworu była równa większej podstawie ściętego stożka. Tak utworzyła młot, a raczej coś na kształt nieruchomego silnika odrzutowego na wodę i kowadło, które miało sunąć nieubłaganie w dół ze wszystkim którzy na nim stali, mające być popchnięte dodatkową siłą pchającą oprócz grawitacji... Chciała zmusić przeciwnika do obrony, ucieczki z tonącego okrętu... W tym czasie kryształki na jej lewej ręce zaczęły już błyszczeć powodując masę niewidocznych mikropęknięć na całej lokacji. Była świadoma tego że raczej nic to nie da... Ale gdzie indziej znalazłby tyle zabawy jak nie na próbie skąpania Zegarmistrza zwykłą wodą w formie "Ice Bucket Challenge"? W swojej głowie miała nadzieję na obejście tym zasad działania jego pradawnej magii w sposób sobie unikalny, bo jak oczyścić, wciągnąć zwykłe H2O? Można je zatrzymać, ale ona cały czas napływała, a Monika trzymała tylko wyrwę nie pozwalając jej się zamknąć póki co. Nie chciała z nim walczyć wprost tylko bawić się. Tu popchnąć, tam podstawić nogę... Przez to wszystko zapomniała o jednym ważnym szczególe, który wypadł jej z głowy nie tak dawno temu po przez strach, gdzie nie miała prawa się bać... Świat przecież należał do niej.
  2. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Jej wyraz pyska mnie nie ruszył... Nie mógł ruszyć. Dalej zgrywałam błogą nieświadomość będąc ciekawą... Nie przejęłam się to że odpowiedziała lakoniczne na pytanie podając czyste ogólniki, a nie fakty z czego wyszło więcej pytań niż odpowiedzi. Nie widziałam sensu dalej pytać... Magia od zawsze kryła w sobie wiele tajemnic... A korzystanie z mojej energii życiowej do czarowania nie było rodzajem magii, który można by było zgłębić? Tylko który changeling wyrazi na to zgodę? Żaden... Odpuściłam ten temat, a z jej ostatniego zdania chciało mi się śmiać... Powiedziałam tylko proste dziękuję i umilkłam czekając na koniec wykładu.
  3. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Mam nadzieję że tego pytania nie będę żałować... Jest dość dociekliwe, ale jednak ogólne i nie wchodzące w temat bardziej niż bym zakładała... Pokrywało się z pytaniem Goldinga ale mam nadzieję że to nie wzbudzi jakiś szczególnych podejrzeń. Wzięłam oddech i zaczęłam... - "Królowa matka do dziś wierzy, że dzięki temu zapobiegliśmy katastrofie." - zacytowałam jej słowa dość odważnie.. - Jeśli możesz... Przybliżałbyś wizję właśnie tej katastrofy? Na czym miała polegać... Oczywiście jeśli możesz... - powiedziałam kończąc mniej pewnie, jakbym chciała sięgnąć po zakazany owoc, pociągnięta naturalną ciekawością...
  4. Niepotrzebny wstęp: Post właściwy: Monika pojawiła się w szatni, wychodząc jak zwykle ostatnio z czarnej mgły ~ planu cienia stanowiącego portal przez tenże plan, którym podróżowała niezwykle szybko praktycznie wszędzie... To wejście nie było tak efektowny jak w poprzednie. Nie musiało takie być, gdy nie miał kto patrzeć... Od to lekka mgiełka, która szybko się rozwiała zaraz po przejściu... Ona za to zmieniła się od ostatniej walki. Chciwa czerwień jej oczu, po incydencie z Lüge, którego to nie pamiętała, znikła pozostawiając czysty błękit tęczówki, uwalniając tak jej spojrzenie i wole od spaczenia chciwości. Doskonale można było to zobaczyć po typowej dziewczęcej minie, wyrażającej zamyślenie i lekkie obawy, co ma ze sobą zrobić... Przynajmniej na razie... Ubranie dziewczyny nie należało do wyglądających godnie, by stanąć z kimś do walki. Brudne dżinsy, biała bluza w stanie krytycznym. To wszystko zebrało bowiem na sobie wszystkie ślady po wcześniejszych starciach. Być może to było po prostu na szczęście, a może zapomniała, czy nie miała czasu lub wyboru... Oba rękawy bluzy zostały oderwane odsłaniając całe, blade ramiona. Na lewej ręce znajdowała się cienka rękawiczka wykonana z cienistego nalotu, okrywającego całą kończynę aż do łokcia. Znajdowały się na niej te same czerwone kręgi runiczna co dała jej Lüge na niej po ugryzieniu, ale oprócz nich wtopionych tam zostało parę nieregularnych kawałków, stłuczonego lustra, stanowiących jedność z całym tym niszczycielskim zestawem, bowiem biła od niego moc negatywnej energii, niosąca unicestwienie, jak tylko zostanie uwolniona. Na drugie kontrastowo od pierwszej znajdowała się, wyglądająca na ciężką, pięciopalczasta rękawica jakiegoś rycerza stworzona z idealnie białego metalu ~ pozytywnej energii. Jej reprezentacyjną powierzchnie zdobiły dwa znaki jeden pod drugim "Α" i "Ω" wypisane na niej piaskami czasu, mieniącymi się swoim szczerozłotym kolorem. To był właśnie przedmiot, który stworzyła w labiryncie z tego co tam znalazła i podstawie tego czego doświadczyła w nim, by zdobyć ułamek tej potęgi po testach własnego ja. W tamtej chwili miała oba atrybuty, by wpływać na swoje otoczenie w niemal boski sposób, to jednak wciąż była ograniczana sobą samą... Nie wiedziała ile siedziała tam zbierając myśli, ale gdy usłyszała grzmot fajerwerków, zamiast dzwonów, uznała to za sygnał rozpoczęcia starcia. Ruszyła tam gdzie trzeba, wysłuchała nic nie mówiąc z nerwów z powodu wszystkich tam obecnych, co będą patrzyć na ręce, by wreszcie zostać teleportowaną wprost na dziedziniec, niedaleko cytadeli, która ją zaintrygowała... Rozejrzała się tam i nie widziała, gdzie jest przeciwnik, a zwykle wychodził tuż przed nią, więc założyła że jest po prostu pierwsza. Nie brała pod uwagę że może być już po prostu gdzie indziej... Nie myślała z nerwów. Wiedziała że musiała zacząć przykuwanie Zegarmistrza do ściany zgodnie ze słowami wilczycy, by spróbować to wygrać... Miał być bowiem niezwykle silny, tylko jak on wyglądał? Słyszała wiele o nim jak to jest potężny, ale nic po za tym. Jej wyobraźnia zaczęła działać. Wyobraziła go sobie jak jakiegoś powolnego starucha z siwą brodą w długiej szacie koloru białego z ogromną laską, oczywiście zwieńczoną niebotycznie wielkim zegarem na szczycie. Wszędzie indziej miał mieć z kolei tysiące innych pomniejszych zegarków powszywanych na wszystkie możliwe sposoby... Wyrzuciła ten obraz z głowy jako komiczny, przez co uśmiechnęła się sama do siebie. - Za dużo tu tego... - mruknęła do siebie widząc bitwę, co się odbywała... - Stanowczo za dużo... - powtórzyła się, przykładając sobie dłonie do skroni, zamykając oczy, by na nie rzucić mało widowiskowy czar prawdziwego widzenia, tylko po to żeby nie widzieć tego wszystkiego, po usunięciu paru warstw postrzegania skierowanych właśnie na tą batalię z pętlą samosprawdzania zagrożenia, czy coś się nie zmieniło w tych czarach, co je stworzyły... Gdy je otworzyła widziała tylko pole walki, bez przeszkadzających elementów, a jej spojrzenie błyszczało delikatnym srebrem, jakby założyła jakieś wyjątkowe dziwne szkła kontaktowe. Nie traciła czasu na zabawę, gdy w jej rękach zgromadziła się energia dużo większa niż ostatnimi czasy, dzięki przewodnikom na rękach, co zwiększały przepływ jej mocy przez ciało... Stworzyła dwie spore kulę z obu ich rodzajów swoich najwyższych mocy, oddzielając je od siebie nawzajem pustką wewnątrz większej sfery, gdzie je zamknęła, by nie uległy anihilacji za szybko. Całość następnie pokryła runicznymi znakami wykonanymi z samego piasku czasu, jako że jedyny mógł wytrzymać kontakt z nimi, zachowując przez dłuższy okres swoje magiczne właściwości... To umieściła w wymiarze kieszonkowym stworzonym parę metrów przed sobą, rozcinając samym wzrokiem plan materialny po czym pozwoliła mu się zamknąć. Tam też na podłodze pojawił się złoty stoper o tarczy podzielonej na pięć części, wskazujący upływ czasu po przez zapełnianie kolejnych pól. Wokół niego również powstał zamek algebraiczny przesuwny o 18 kręgach po 25 znaków każdy i paru niewiadomych w 9 miejscach zaznaczonych kolejnymi liczbami rzymskimi. Ktoś kto obserwował uważnie wszystkie pojedynki zauważył że był zbudowany z tych samych znaków ożywiających pająki widzianych w pojedynku z Enigmą, ale ten miał zadanie bronić dostępu do środka przed próbami otwarcia czy manipulacji, a zmienieni znaku z innym niż zakładały podprogramy o wielu pętlach w równaniach miał uwolnić zawartość w ten negatywny sposób. Miał bowiem wywołać stan bliski początkowej entropii ~ nieskazitelnej harmonii magicznej. Jako że znajdowali się w ograniczonej przestrzeni, stan ten nie wydawał się tak nierzeczywisty, by nie mógł objąć całego zamku i najbliższych okolic... Zwłaszcza że potrzebna moc nie miała iść z jej konta... Całość tego procesu została oparta o parę obserwacji... Zdarzały się bowiem miejsca na świecie nazywane przesuszonymi, choć było to sprzeczna nazwa co do tego zjawiska, gdzie powszechna magia nie chciała działać tak jak powinna. Działo się tak bowiem cząstki magiczne zbijają się tam w takie grupy że ciężko je ruszyć myślą, słowem, znakiem, czy samym gestem, a nawet wolą, która to u wielu była potężna że zmuszała ich do samotności, by nikogo nie zranić... Nie byli wstanie ich ruszyć... Były bowiem wtedy uporządkowane w nierozerwalny sposób, a nie chaotyczne jak wszędzie indziej. To czarodziej porządkuje je według własnego uznania powodując dany efekt... Niska entropia magii skupiała cząstki w takie uporządkowane grupy że ciężko było je ruszyć bowiem stawały się bardzo leniwe na ruch dążący do wykonania danej zleconej pracy przez maga... Z kolei magia wewnętrzna napotykała opór w postaci ogólnego przesycenia. Ciężki był to stan dla przyzwyczajonych do robienia wszystkiego swoją magią. Taki właśnie efekt miała wywołać tamta bomba porządkująca magię w sposób nierozbijalny przez pojedyncze istoty na wiele lat na całej arenie, ale by do tego doszło miało minąć całe pięć minut, a przez nie mogło wiele się zdarzyć... Pozostawiła tylko jedną wiadomość dla przeciwnika zapisaną w mowie wspólnej na zewnątrz swojego tworu w paru linijkach dużymi literami. Przeleciała tylko ręką nad materią kształtując ją według własnej woli, poprawiając parokrotnie, by udać się powoli tam gdzie napisała poniżej... "Witaj Zegarmistrzu! Zagramy razem w grę... Trochę szaloną, ale nadal grę. To co widzisz to swego rodzaju czasomierz, ale pewnie tego sam się domyśliłeś w końcu powinieneś być oblatany w tych sprawach. Pokonaj mnie w pięć minut, minus to co upłynęło, albo rozwiąż to co jest tam zapisane w języku cyfrowym o 64 liczbach, a nie 10 jak zwykle. 18 równań, 9 niewiadomych w nich, niezliczona liczba kombinacji błędnych i tylko jednej właściwej otwierającej zamek, co również może wywołać wybuch po przez niemoc zapanowania nad tym co jest w środku. Sama nad tym ledwo panuje... To twój wybór co wybierzesz. Co jest prostsze? Co mniej naruszy twoje nerwy, gdy każde zawahanie, skucha powoduje GAME OVER w tym zadaniu postawionym przed tobą? Pamiętaj jednak że to co jest tam zamknięte wytrąci wszystkie nasze asy z rękawów, do których się przyzwyczailiśmy, mieliśmy zaklepane i będziemy zmuszeni do szukania alternatywy. Powodzenia! P.S. A tak... Zapomniałam. Jestem Monika! Śpiesz się. Czas płynie, piasek ucieka... Jestem w tej cytadeli... Byś nie musiał mnie szukać <=== P.P.S. A może specjalnie sprawdzisz to co tam siedzi? Odradzam... Chociaż mi to wszystko jedno... Spróbuj, a się przekonasz! Wszyscy to poczujemy! Spadniemy... P.P.P.S. A może blefuje bo chce wzbudzić w tobie niepewność? Kto wie... Jaka wariatka posunęłaby się do samobójstwa? Może ja..."
  5. Szanowny przeciwniku, co zwiesz się po prostu Cieniem... Wiem, co o mnie myślisz, a przynajmniej się domyślam, a ty doskonale wiesz co ja o tobie myślę. Jesteśmy kwita na tym polu, gdzie nawzajem się wyzywamy. Nie zamierzam przepraszać, gdyż moje działania były całkiem celowe i nie miały moralnych podstaw, które musiałbym naruszyć i przez to je naprawić dla własnego spokoju sumienia. Nie pragnę zmieniać swojego wizerunku w twoich oczach. To była tylko droga do celu... Mówię tylko to co myślę. Pragnę Ci tylko podziękować za wszystko, co z tobą przeżyłem, czego się nauczyłem i do jakich wniosków doszedłem z twoją pomocą, mimo że się naczekałem na to swoje... Że się odrobinę pomyliłem, co pozwoliło wrócić mi na właściwe tory myślenia. Następnym razem, gdy walczysz na opisy, lepiej organizuj swój własny czas, by móc częściej odpisywać i nie czuć takiej presji czasu, gdy przeciwnik w pewnym momencie traci cierpliwość i staje nad tobą z batem, żeby nie strzelać takich samych historii, jak z tym drugim twoim postem że pisałeś w szkole... To traci cały sens. Nie chce się wtedy pisać, bo istnieje przymus. Powodzenia w dalszym pisaniu, w szkole, zdaj ten rok, a także następny aż nie będzie Ci trza więcej wiedzy w spełnianiu marzeń. Bywaj. Tyle z mojej strony.
  6. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Siedziałam cicho... Musiałam jeszcze pomyśleć, jak do niej podejść, nie zwracając na siebie większej uwagi. Pytanie bezpośrednie odpadało. Zgrywanie głupiej i nieobeznanej w temacie. Zorientuje się z dużym stopniem prawdopodobieństwa. Za dużym, by zagwarantować niewykrycie i brak gwarancji uzyskania odpowiedzi po przez wzgląd na jej wcześniejsze słowa. Pośrednie pytanie nie odkryją mi całej prawdy. Zastosuje ogólniki i zbaczanie na ciekawsze i całkiem legalne tematy... Po za tym tamten z biblioteki wspominał żeby nie urazić smoka pytaniami na ten temat. Pozostało mi milczenie... do czasu.
  7. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Changelingi i wojna... Kiedy to było? Od tego momentu aż zaczęłyśmy się ukrywać wszędzie po kątach, tylko by przetrwać... Tracąc starą dumę i zyskując nową ~ dzisiejszą... Prawdziwa historia byłby dla mnie nawet w cenie... Nie przekaz ustny, nie papier. To zwycięzca dyktuje historię masom i wszystkim innym. Najlepiej byłby to zobaczyć. Tylko jak? To wydawało się nierealne... Pamięć starego smoka... To było po za moim zasięgiem... Zresztą zobaczymy co mi przekaże ta smoczyca jeszcze... Nie będę mogła pytać o changlingi, by przypadkiem się nie zdradzić.
  8. Wielu by chciało posiąść boską moc... Co według Lüge trzeba takiemu śmiałkowi, by przekroczyć granice własnego istnienia? Ostatecznej mocy tworzenia i niszczenia, a nie półśrodków bazujących tylko na tym, co zostało już dane wszystkim do kształtowania - pochodzących pośrednio od punktu wyjścia, do którego to zmierzała. Po co więc w tym wszystkim była Monika? Miała być tylko jej pośrednikiem w drodze do celu... Raz wilczyca została zepchnięta na skraj egzystencji przez własną chciwość, po przez próbę pożarcia czegoś, co było zupełne sprzeczne z jej cienistą naturą i planem negatywnej energii, będącym punktem wyjścia mocy zniszczenia, którego fragment wchłonęła wcześniej... Czy obawiała się więc czegoś nie wpływającego na cienie, z których to była zbudowana? Nie... Serce demona istniałoby gdyby miała ciało, co można by było zarysować zwykłym orężem po przez działanie praw fizyki... W ostateczności zabić... Nie mogła się to stać... Nie w ten sposób. Entropia wzrosła w jej cielsku, a ona pozwoliła mu się najzwyczajniej rozwiać i złożyć jeszcze raz do kupy w większym koncentracie potrzebnej mocy... Nic nie ubyło z niej... Nie mogło jej to zaskoczyć z powodów, które wymieniła wcześniej, podczas swojego monologu. Wybuch rozświetlił tylko arenę, by następnie wygasnąć, jak to każda eksplozja miała w zwyczaju po odpowiednim czasie. Jej ciał zgęstniało przybierając rozmiar lwa... Nie potrzebny był już jej efekt wejścia i cały występ mający pokazać że jest większa niż w rzeczywistości. Nastraszyć i zmusić do uległości... Nie udało jej się to... Mówiło się trudno, a ona działała dalej. - Pięknyś dał pokaz... Tylko której części zdania nie zrozumiałeś, że nie mam ciała? - rzuciła rozchichotana jak disneyowska hiena, gdyż dawno nikt tak na nią nie zadziałał. - Starania twoje są godne podziwu, ale skutki masz, wybacz, marne... Mocą wszechświata chciałeś mnie zniszczyć? Naiwnyś zaprawdę... Że nie wiem czy płakać, czy się śmiać... - Jej czerwone ślepia z ogników wyrażały pozorne emocje, wyuczone przez lata teatru, który prowadziła... Nie czuła nic. Dla niej liczyła się tylko wola istnienia i moc. Reszta przestała mieć znaczenie... Stała się tylko iluzją i drogą. - Przepadnij... - wyrzekła niezwykle poważnie i chłodno. Nastała w niej zmiana nastroju, a w słowie tym zamknięta została moc i przekaz ~ rozkaz... Jej oczy błysły intensywnie raz... Pojawił się na samym dnie areny ogromny, krwisty portal w kształcie samotnego kręgu bez run, prowadzący do źródła jej mocy... - Przepadnij... - powtórzyła jeszcze raz, tylko mocniej - gdziekolwiek jesteś. - Plan negatywnej energii zasysał wszystko co pozostało, do upadku. W wielu kulturach został określony jako piekło. Był ostatecznym wymiarem zniszczenia i zapomnienia. Nikt nie badał go. Nikt z niego nie wrócił z jego pobliża jako on ~ nieodmieniony. Obserwowano tylko skutki jego oddziaływań i próbowano czerpać z niego moc. Niewielu się udało. Znani byli tylko ci co pokazali go w użyciu. Ilu było ich naprawdę? Nikt nie wiedział... Lüge była jedną z tych postaci, której udało się uszczkną z jego doskonałości, a teraz nie wahała się z tego korzystać i chciała jeszcze więcej.
  9. Skorupa ściemniała gwałtownie, zmieniając się jakby w cień, a na nim pojawiło się wiele kontrastujących z resztą drobnych, białych run, zanim zaczęła pękać, dzieląc się na pojedyncze pasy materiału, pokazując co jest zamknięte wewnątrz... Na ziemie, wypuszczona ze swojego więzienia, z gracją opadła na swoje nowe, długie nogi odmieniona Anastazja, co nie miała problemów z akceptacją nowych możliwości i punktu równowagi, położonego dużo wyżej niż poprzednio... Miała postura typowej ludzkiej nastolatki, lecz całość skrzyżowana został z jej naturalną kocią formą. Mogło to dość dziwnie wyglądać, ale czy nie liczyła się przede wszystkim skuteczność, tego połączenia? Ciało jej nadal było pokryte krótką sierścią, posiadała nogi z poduszkami o wysokich podbiciach, wyglądały na niesamowicie długie z tego powodu... Smukłe palce u rąk, aczkolwiek zakończone pazurami wyróżniały się od razu... Jej spojrzenie było dzikie, pełne zapału, a kształt jej wydłużonej twarzy i pyska o ostrych konturach, tylko dawało jej jeszcze więcej efektu do całej reszty, którą sobą reprezentowała. Oczy pozostały w niej nie zmienione, ale odrobinę większe, by były współgrały z resztą... Nadal były pełne ciekawości, opartej o naturalny instynkt badawczy. Pasy materiału oplotły jej ciało, tworząc skąpy strój podkreślający jej cielesność. Był skrzyżowaniem kombinezonem super agentki z jakiegoś kiepskiego, taniego filmu i szatą mrocznego maga... Zasłaniał jednak to co nakazywała kultura osobista... Z tyłu wystawał jej ogon kołyszący się powoli z zadowoleniem w te i z powrotem. Przyłożyła dłoń do ziemi i między jej wąsami przeszły ładunki magiczne. Wypuściła ogromny amperaż liczony w setkach iskrzącego prądu, co rozszedł się po wilgotnych ścianach jaskini, by usmażyć każdą żywą istotę stojącą na ziemi... To jednak była tylko zmyłka dla czegoś zupełnie innego... Drugą dłonią wyrwała spory kawałek magicznego splotu, co znalazł się w jej ręce w postaci białych nitek przypominających czystą pajęczynę. - Słowiku mój drogi... Co zrobisz, jak głos ci odbiorę? Wpadniesz w panikę? Będzie to stanowiło ostateczną zaporę? Sanktuarium całkowicie bezdźwięczne... Sanktuarium wręcz dla ciebie mityczne... Ja tu je dziś specjalnie dla ciebie postawię... i cię w nim tylko ze mną pozostawię... Powiesz mi, cieszysz się? Wiesz że cię w nim zjem... - rzekła, po czym utworzyła spory krąg runiczny, wplątany bezpośrednio w splot magiczny, odbierając tym zaklęciom opartym na słowie znajdującym się na polu jego działania ~ arenie cała ich moc... Miała nadzieję że ograniczy tym sposobem śpiewy swojej przeciwniczki, drażniące jej czułe uszy, przynajmniej na jakiś czas dopóki zaklęcie samo się nie rozwiąże, bo rozproszenie jego było niemożliwe... Nie będzie żadnego celu w ich wyśpiewaniu, skoro nie będzie z tym iść żadna moc... Tu ją miała. Gest zawsze był ceniony wyżej niż słowo... Słowo mogło dźwięczeć i nic nie zdziałać. Gest zawsze posuwał za sobą działanie. Małe, bo małe ale zawsze.
  10. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Mit stworzenia i narodzin... Prościej nie można, że jedno wzięło się z drugiego? Muszą wartościować życie jakimiś niezwykłymi teoriami, które można podważyć po przez prosty dobór naturalny... Wszystkie smoki wywodzą się od jednego osobnika? Niech nie będę śmieszni... Nawet changelingi nie przeżyłyby takiego doboru genów po przez mutacje... Chyba że są jednopłciowe... ale to nie ma prawa zaistnieć. Dowody obaliłby to w ułamek sekundy... To jakieś bajeczki, a nie fakty, co może były napomknięte na samym początku... Oczy miałam co prawda zamknięte, ale uszy wyłapywały wszystko. Nie potrzebne były mi kartki skoro i tak byłam skazana na zdobycie tej wiedzy... Zachowanie goldinga odrobinę zbiło mnie z tropu... Myślałam że będzie milczał a całość wyrzuci na mnie w pokoju... Ale no cóż. Każdy może się pomylić.
  11. Kolejne fale zmian temporalnych uderzyły bezlitośnie w Monikę, a to że się zasłoniła rękami, w których skumulowała magię w postaci tarczy, by się nią osłonić, nic jej nie dało. Załamała się ku jej rozpaczy w krótkim błysku, roztrzaskana na liczne kawałki, by przepaść i przez to jej kończyny błyskawicznie zmieniły się w zwykły pył. Na szczęście nie poczuła bólu, który nawet nie zdążył dla niej nadejść, gdy po prostu się rozwiały kolejne części jej ciała po kolei, niesionego dalej wichrem gwałtownych zmian, w paru następnych falach - systematycznie znikając w tym wirze przeszłości. Nie mogła nic na to poradzić, tylko biernie się przyglądała z utrwalonym strachem i lękiem na twarzy, jak była unicestwiana... Po niej zostały tylko niewzruszone krwiste ogniki z jej oczu, tlące się nieprzerwanie same z siebie... Nie działał na nie przepływ czasu i inne czynniki zewnętrzne fizyczne czy magiczne. Stały tam nienaruszone niczym, zanim uwolniła się mała próbka magii w postaci krótkiego, ledwo dostrzegalnego błysku, by przywołać nieśpiesznie zaczątki innego ciała. Całkiem odmiennego od tamtego cielesnego człowieka, co był tak naprawdę tylko medium ~ naczyniem dla kogoś zupełnie innego. Skumulował się mały cień na kształt siwego kłębu dymu, który niedługo po tym zmienił się w sporego, niecielesnego wilka. Te ogniki właśnie stanowiły jego oczy i źle mu z nich patrzyło. Większość stworzeń na sam widok jego postaci, napadał niewytłumaczalny lęk i niemoc poruszenia czymkolwiek. To była naturalna aura właśnie tej istoty, co żywiła się cierpieniem, agresją i nierealnymi marzeniami niszczącymi istoty inteligentne stopniowo i dla własnej zabawy, rosnąc w siłę. Ten osobnik dawno wyszedł poza ten schemat, na wyższy poziom. - Gratuluje... Odkryłeś mnie, usuwając ją... Po prostu zabijając tutaj na pewien sposób, ale to tylko szczegół - syknęła telepatycznie do przeciwnika, jakby przez zęby zła Lüge że właśnie do tego doszło teraz, zupełnie niezgodnie z planem. Głos jej był twardy i pełen jadu, a sposób akcentowania wskazywał na kogoś władczego i nie przyjmującego porażki. - Nic się jednak nie stało i tak nie będzie dane jej tego pamiętać, jak się obudzi połamana - mruknęła do siebie, a ton się zmienił na spokój. - Tłumacząc ci zasady na jakich to działa, minęłyby wieki zanim pojąłbyś jak zbudowany jest świat według mnie i jak korzystać z jego dobrodziejstw na mój sposób, choć niewiele trzeba, by opanować tą sztuczkę, bo niczym więcej to nie było jak podstawą, to co ona robiła do tej pory. To była tylko nędzna zabawa nastolatki w łączenie tego i tamtego... Cała materia jest wokół nas. Trzeba ją tylko odpowiednio pociągnąć, a wszytko co potrzebne samo się znajdzie, będąc przywołane na rozkaz... - Ruszyła zaczynając zataczać krąg wokół Spacetime Dancera, osaczając go płynnym ruchem parę metrów od jego pozycji, sprawdzając reakcję. - A tyś wpadłeś tam gdzie nie trzeba. - Pokręciła z dezaprobatą głową. - Czas mnie nie dotyka w żadnym aspekcie. Nie starzeje się. Jestem długowieczna i bezcielesna... A tyś go zburzył. Tylko po co? Ja nagięłam jego działanie powodując iluzje, oszukujące wyłącznie oczy, jak ona chciała zrobić... To było bezpieczne... Ty musisz się przed nim chronić za swego rodzaju barierą oddzielającą jedno od drugiego, którą można złamać. Kto jest tu szaleńcem jak nie ty, jak pchasz się na śmieć w piekło, które sam zresztą sprowadziłeś na siebie? Sprowadzasz burze, której się gdzieś tam lękasz. Czuje nadzieję na zwycięstwo w tobie, gdy tak osłaniasz się przed tym wszystkim... Czeka cię surowa kara za bezmyślność, że nie sprawdzasz z kim naprawdę walczysz i wierzysz tylko swojemu ograniczonemu wzrokowi... Będziesz jeszcze jęczeć, prosząc bym przestała... - Jej ślepia błysnęły przez moment delikatną czerwienią, uruchamiając ogromny krąg rozstawiony wcześniej pod areną jeszcze przez samą Monikę, podczas ich wcześniejszej rozmowy, gdy wyjaśniała czym są plany, lecz teraz jego moc sprowadzania została diametralnie zwiększona o kolejne zestawy run... - Dam ci to czego tak pragniesz, skoro już tu jestem... Zniszczenia. Już nie wiele trzeba, byś poznał prawdziwy wymiar tych słów... Gdy nic nie ma... Następuje unicestwienie i zostaje tylko jedno na danym polu, a będę to ja... Gęste cienie jak smoła zaczęły wypływać z wielkiego czerwonego portalu bezpośrednio na arenę, pochłaniając wszystko, co się wydarzyło i na niej stanęło podczas podróży tym swoistym wehikułem czasu w przeszłość. Całość została zatrzymana. Otoczenie zostało pochłonięte w całości; grunt, atmosfera... Nie liczyła się dla nich przeszłość, przyszłość... Nic. Całość zmieniało się w plan pośredni umieszczony gdzieś pomiędzy planami cienia i negatywnej energii. Powstawał tak spowity ni to czernią czy bielą. Nie dało się na to patrzeć, bo nawet oczy głupiały próbując to zrozumieć i zwizualizować w mózgu. Czas zupełnie przestał tu istnieć... A przynajmniej w takim sensie jakim był znany na planie materialnym. Wszytko zostało pochłonięte aż zostały tylko trzy rzeczy. Spacetime Dancer za swoją barierą stworzoną z bliźniaczego wymiaru czasowego... Cienisty wilk krążący wokół niego i przybierający coraz to większe rozmiary, pochłaniając to co zostało przemienione otoczenie i coś wokół nich odcinające nawet publiczności w postaci cieni to co działo się w środku ~ w tym akwarium, gdzie był tylko jeden drapieżnik ~ właśnie Lüge ~ demon zrodzony z najgorszego cienia i lęków jakieś nieszczęsnej cywilizacji tak dawno temu że nikt nie pamiętał już jej historii, może poza nią, ale i to nie było takie pewne. - Daruj sobie zabawy z podręcznikowym światłem w mgle... - rzuciła, szczerząc złowieszczo białe zębiska ukształtowane z niematerialnego tworzywa ~ zmienionych dusz na swoisty zniewolony materiał, którego to nawet bogowie się lękali, by nie zginąć po przez wchłonięcie ich ja... - Kiedyś pewnie by zadziałały, ale teraz? Przykro mi. Nie wyjdzie ci to wcale na dobre. Zresztą już twoja zabawa ci nie wyszła wzywając mnie... Niestety - stwierdzała ziewając demonstracyjnie. - Nie trzeba było szarżować, a teraz... Kończmy to szybko, bo się za bardzo rozgadałam... - rzekła, po czym zatrzymała się przed nim, a jej wielkość była tak przytłaczająca, że piłką był sam Dancer, a psem aportującym ją, stała się właśnie ta demoniczna wilczyca wypełniająca całą przestrzeń, ograniczoną tarczą magiczną areny i zostawiając minimalną ilość przestrzeni dla swojego celu. Jej szczęki otwarły się pokazując nieprzeniknioną pustkę z mgły... Cokolwiek było wewnątrz, nie mogło się zaliczać do rzeczy dobrych, czy z takich, których idzie się wydostać, o ile istniał w ogóle jakikolwiek sposób, by tego dokonać bowiem cień ten pochłaniał wszystko. Magię, materię... Czary były rozbijane na pojedyncze, nic nieznaczące ładunki i tak też wykorzystywane, by się wzmocnić. Wszystkie sfery istnienia: plany, wymiary, a nawet sam czas były ujednolicane w jedno. W nią... Według jej woli, a ta była u niej potężna. Brała to co chciała... i to zawsze. Tylko raz się pomyliła i zapłaciła dość, by nie powtórzyć drugi raz tego samego błędu... Imadło zaczęło się błyskawicznie zamykać, by pochłonąć wszystko jednym haustem, co było pomiędzy jego szczękami. Stale, póki co niezatrzymanie opadały. Lüge chciała pokazać mu swój szeroki warsztat tortur. Wszelakich lęków, bólu... Wyimaginowanych rzeczywistości i mieszanki wspomnień powtórzonych sto tysięcy razy, które mogły się wydarzyć, wydarzyły się i tym sposobem zacząć mieszać w umyśle doprowadzając do obłędu po przez niemoc odróżnienia prawdy od fałszu, bowiem granice między jednym, a drugim miała zostać zupełnie zatarta, przez samego demona kłamstwa i niespełnionych ambicji, gdyby jej się udało go pochwycić. To miałby być tylko w jej rozumowaniu dobry początek... Wrócenie do stanu wyjściowego i odnowa rozpoczęcie tego samego procesu, rozkoszując się tym wszystkim setki razy, a także obserwując reakcje na różne warianty...
  12. Odleciała do tyłu, po przez atak przeciwniczki... Zdziwiła się że jej atak obronny nie zadziałał, a zaklęcie kontroli pola zostało rozbite dość widowiskowo, jednak w przyrodzie nie miało prawo nic zniknąć, tak doszczętnie... Gdy leciała w stronę ściany, zbierała ogromne pokłady magii z otoczenia po użytych zaklęciach i splotu swej Pani - Mystry... Musiała się wzmocnić wielokrotnie, skoro miała walczyć z godnym siebie przeciwnikiem... Jej ciało pokrywały kolejne srebrzyste cętki... Nie mogła mieć otoczenia, więc postanowiła zainwestować bardzo mocno w siebie. Rozłożyła siłę uderzenia na swoje kocie łapy, po czym opadła już wolniej na ziemię, na której następnie pojawił się krąg przeistoczenia i kreacji oparty o wodę i ciało, zaraz pod nią... Ona sama została zamknięta w kuli świetlistej energii, odgradzającej ją od otoczenia i chroniąca ją jak skorupka jajka przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Z zewsząd dopływały do niej kolejne połyskujące strumienie magii, a także co mogło się wydawać dość dziwne, samej wody w postaci kropel zmierzających do niej spiralnym ruchem... Przecież koty bały się wody od zawsze... Ona miała być tego wyjątkiem? Jej ciało zostało rozebrane i zaczęło być składane od nowa w postać tak odmienną od oryginału. Już nie miała przemierzać świata na 4 łapach i patrzyć na wszystkich od dołu, wysoko zadzierając głowę... Była to postać dwunożna i humanoidalna opracowana przez nią parę lat temu, podczas obserwowania ludzkiej kultury na planecie Ziemi tak niezwykłej w wielu aspektach od właściwego planu materialnego... Rzadko pokazywała się w tej formie, a teraz nie miała nic do stracenia. Całe szczęście że mogła zwiększyć swą masę przeistoczoną wodą, bo nie chciała wyjść na liliputa ze wzrostem z 40 centymetrów i tak pokazać się światu, by stać się pośmiewiskiem...
  13. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Dziękuję... Na razie sobie pójdę... Do zobaczenia po śniadaniu - powiedziałam wstając i odchodząc powoli z powrotem do Goldinga, by oprzeć się o niego delikatnie bokiem. Nie miałam wyrzutów sumienia, że zrobiłam właśnie tak. On mógł się nie mieszać, a ja chciałam wiedzieć mimo wszystko, kim są wszyscy z tego zestawu, który tam utracił pamięć. Czy bałam się konsekwencji... Nie... Nie mogłam się ich bać, bo ta sytuacja nie miała negatywnych skutków oprócz możliwego niepokoju Goldinga. Tamta i tak nie miała żadnej wiedzy na temat co się tam stało... Mogłam spać spokojnie. - Zaufaj... - Tylko tyle wyszło z moich ust do niego... Czekałam na rozpoczęcie się wykładu.
  14. Anastazja spokojnie się ładowała, gdy do jej gabinetu przeleciały 3 strzały nie trafiając jej, ale wybiło to idealnie okrągłą dziurę w lustrze, co następnie zalała się jakby rtęcią uzupełniając ubytki... Zaskoczyło ją to, przez co nie mogła czuć się całkiem bezpieczna, więc po prostu musiała przyśpieszyć. Zaczęła biec na ścianę, by wdrapać się na nią i przemieścić się na prawdziwą arenę, po prostu wpadając w taflę i biegnąc dalej po niej po drugiej stronie pionowo w górę, krótki moment aż do utraty pędu... Jej wibrysy ją ukłuły dość mocno, ostrzegając... Zmieniła kierunek, unikając instynktownie niebezpieczeństwa, skacząc do tyłu w dół jak cyrkowy akrobata. Pytanie brzmiało co tak naprawdę tam się znajdowało... Znów poczuła to samo w locie... Nie podobało jej się to, bo nie miała za bardzo jak zmienić własnego kierunku skręciła całe ciało zmieniając punkt ciężkości unikając po raz kolejny raz tego czegoś. Musiała działać. Otoczyła ją tarcza stworzona z błyskawic, okalających bardzo szczelnie jej ciało, którą następnie rozniosła się wszędzie, po całej jaskini w postaci fali dookolnej, chcąc wysadzić tym sposobem efekty zaklęć wokół siebie i oczyścić sobie drogę przed niespodziewanym. Miała też cichą nadzieję że pokaże jej to gdzie jest jej przeciwniczka... Jej kamuflaż zwodzący wzrok rozbije się choć na moment... Eksplozja stanowiły chaotyczne cząstki magii negatywnie wpływające na duże zagęszczenie elementów magicznych, burząc ich usystematyzowane działanie... Gabinet luster był rozproszony po całej arenie, dlatego mógł trwać bezpieczniejszy, chociaż on be większych szkód, które z czasem i tak same się nie naprawią... To była jego zaleta w działaniu z tej strony. Nie istniał tylko tutaj.
  15. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - To nie musi być pokój... - zaprzeczyłam kiwając na boki głową... - Na przykład w kawiarni, w hotelu między posiłkami, by było jak najmniej innych uszu dookoła. Co na to powiesz... Choćby jutro zaraz po śniadaniu - zaproponowałam po czym westchnęłam. - Wyciągnę wszystkie karty ~ cele przed tobą, a ty zadecydujesz... Nic więcej nie mogę zaproponować. Zależy mi na tym, nie będę zaprzeczać - rzekłam machinalnie. - Nie mam ochoty poznawać cię bardziej niż jest mi to potrzebne. Przeglądanie cudzego filmu nawet krótkiego kawałka jest ciężkie i trwa długo, bardzo długo... Supły widać od razu, bo się wyróżniają na tle wszystkiego innego i trzeba je zwyczajnie rozwiązać. Będę wiedziała gdzie trafić... A po wszystkim i tak będę ledwie przytomna, a przez to będę musiała odchorować swoje... Będziesz świadoma wszystkiego... Jak uznasz że jestem za długo po prostu mnie odepchniesz i będzie po wszystkim. Pytaj o co chcesz. Co cię intryguje, ale proszę zgódź się i pomóż mi. Zależy mi i to bardzo...
  16. - Ładnie pachniesz... - rzuciła od tak niepotrzebny komplement, zamykając swe oczęta, wczuwając się w otoczenie. Potrzebowała tylko parę sekund spokoju, by skupić dość energii ze splotu do własnego występu... Oczy mogła jej zwodzić do woli z pomocą tej sztuczki. Zapomniała o znakomitym kocim węchu... Wąsach wyczuwających najdrobniejsze drgania powietrza z daleka, pomagających wyczuć ofiarę w kompletnej ciemności... Jej stąpanie po jaskini odbijało się w nieskończoność, grając w jej w uszach aż w końcu ucichło. Znaczyło to tylko dla niej że jej przeciwniczka się zatrzymała... Dalszych wniosków nie musiała wyciągać że coś szykowała. Nie zastanawiała się nawet co... Uciekła przecież jak tchórz w dodatku nieskutecznie... Nadal czekała w miejscu, gdy jej ogon się zatrzymał nerwowo, niemal ostrzegawczo. Świst powietrza, a na jej pyszczku pojawił się tylko głupi wyraz. Uwolniła swą magię z oślepiającym błyskiem, kierując ją w podłoże, przybierające natychmiast pod jej łapami czystą srebrzystą barwę, która jak morze rtęci zaczęło rozpływać się po wszystkich naturalnych płaszczyznach jaskini przykrywając je z ogromną szybkością. Skoczyła do tyłu na grzbiet, wykonując salto podczas trwanie jej zaklęcia, co było nazywane gabinetem luster. Jej ciało skąpało się w tym płynie, na jej rozkaz przechodząc do innej równoległej sfery będącej powiązane dokładnie z tą lokacją. Tylko ona miała do niej dostęp. Tym sposobem chciała utrzeć jej nosa że ataki frontalne są tak oklepane że aż przewidywalne i łatwe do uniknięcia po przez prostą kontrolę otocznia, będącą czystą podstawą w drodze do jej zwycięstwa... Stąpała zataczając kręgi po tej samej jaskini, a jej ruch ograniczało tylko rozstawione ogromne, krzywe lustro. Musiała tylko poczekać i później wyskoczyć w odpowiednim momencie i miejscu... Z tej miejscówki mogła obserwować i być bardziej niewidzialna niż jej przeciwniczka... Miała stać się całkiem nieprzewidywalna, jak tylko staną się kompletnie bliźniacze obie jaskinie pełne srebra... - Twój ruch i powodzenia - mruknęła, czego i tak nikt nie miał prawa usłyszeć... Jej ciało przeszłym pojedyncze zielonkawe pioruny mocy elektryzując jej futro.
  17. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Ja? - spytałam się przykładając kopyto do piersi. - Jestem klaczą jednorożca chcąca zawrzeć z tobą ummm... - zawiesiłam się na moment - umowę opartą o równorzędną wymianę usługa za informację i więcej mnie nie zobaczysz... Nie wiem czy mogę Ci więcej powiedzieć o sobie... Nie tutaj. Może w hotelu na osobności... Twoją decyzją jest to czy chcesz zostać przekonana. Zastanów się dobrze, bo później możesz tego żałować, a mnie nie będzie już... Chodzi o coś wartościowego, dające światło na przyszłość z pomocą przeszłości. Chcesz wiedzieć więcej... za błahostką bym się przecież nie uganiała, a czy mówię prawdę to względna logika. Dla każdego brzmi inaczej, a prawda przekraczając pewną granice przestaje nią być... Teraz jednak mówię prawdę o tym mogę cię zapewnić każdym słowem, tylko czy jesteś wstanie mi uwierzyć w to, gdzie nie ma czynów... Czy chcesz to zrobić... Twoja wolą jest to, a wszyscy praktycznie mówili to samo... Potraktuj to jako dowód że nie chce zrobić nic złego... Nikt nie lubi gdy gmera się w jego głowie, a to tylko jedna z moich specjalności... Nie wyczytasz tego w żadnej z książek... To się robi instynktownie, kopyta same się prowadzą do celu... Inaczej tego nie wytłumaczę... - Spojrzałam na nią patrząc z wyczekaniem na to co powie. - Powiedz i zadecyduj, czy chcesz zemną jeszcze porozmawiać... Zaakceptuje to - powiedziałam stawiając wszystko na jej decyzję. - Nikt nie żałował swojej decyzji... Więc chyba warto otworzyć oczy na tą sprawę... - rzuciłam jeszcze radząc odwracając głowę i czekając czy mnie odprawi z kwitkiem. Chciałam by się zgodziła... Rozmowa nikogo jeszcze nie zabiła... Jak miała wątpliwości mogłam je jeszcze rozwiać ale nie tutaj.
  18. Czasem prościej i mniej, znaczy lepiej. Sorry SolarIsEpic, ja wiem że się starałeś ale przedobrzyłeś na mój gust. Dlatego mój głos powędrował do Jaenr Linnre. Jego posty były względnie krótsze, a wnosiły tyle samo do pojedynku, co twoje i nie trza było się przez nie przebijać. Takie niestety odniosłem wrażenie Solarls... Uwaga do was obu... Zapis dialogów... Poćwiczcie nad nim, bo są źle obrobione wizualnie. Drobne błędy ortograficzne... [ból nie bul... JL.]Tyle powiem. Trzymajcie się oboje i pracujcie nad sobą dalej...
  19. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Widziałam cię na taśmach u innych. Ty jesteś przedostatnia, która nie odzyskała własnej własności, druga jest twoja koleżanka... Niestety każda taśma ma jakieś dziury... Jest z innej perspektywy... Zgromadź wszystkie, a otrzymasz pełniejszy obraz... Taki który stanie się użyteczny w rozwiązaniu zagadki, która mnie trawi, może widziałaś więcej niż inni... Pegazy mają ostrzejszy wzrok - westchnęłam z nadzieją. - Dwie takie maskują wszystkie ślady, a ja je odkrywam i chce więcej w rozwiązaniu jej, nadal brakuje mi tyle. - Pokazałam kopytami. - Pomożesz mi w tym? A ja zwrócę ci to co należy do ciebie... Mam dość mocy... Powiedz tylko kiedy i czy chcesz. Nic do stracenia. Można tylko zyskać - stwierdziłam pewnie patrząc na nią. Wyrzuciłam prawie wszystkie karty z siebie.
  20. Anastazja, bo tak miała na imię kotka, nasłuchująca tego co działo się na arenie, otworzyła swoje oczy na odgłos kopyt roznoszących się echem po jaskini. Momentalnie jej źrenice dostosowały się do światła otoczenia, wyostrzając się z dziwnym błyskiem... Niewiele można było wyczytać z jej samego pyszczka. Pokazał się na nim tylko coś co można było nazwać złośliwym uśmiechem. Jej dwa, białe kiełki błysnęły, gdy ziewnęła, oblizując się zaraz po tym. Może tak miała w zwyczaju, a może to na widok kucyka, co sam ziewał, a ziewanie jak wiadomo było od zawsze mocno zakaźne? Nie wiadomo do końca dlaczego. Może miała ochotę go skonsumować wyobrażając go sobie w wielkiej misce, albo na stole? Po kotach można się było dosłownie wszystkiego spodziewać, chociaż sama, by tak wielkiego kawałka mięsa na raz by nie skonsumowała... Może. - Co ja sobie widzę? Mam nadzieję że się nie zanudzę. // machnęła lekceważąco łapą Magiczny, equestriańki jednorożec? Nic nie stwierdzę, by się przypadkiem nie zażec. Nie pomylić się w jej ocenie. Co może mi zagrać na scenie... Me imię to Anastazja... To ciało, to żadna iluzja... // pokręciła głową przecząco Powie mi: Jak się nazywa? Co się pierwsza wchodząc nie odzywa? Nie wierzy że kot może gadać... Tak, więc... pozwól się tak powitać! // ukłoniła się dworsko, wstając z miejsca. Jej ton był miły dla ucha... Może dość złośliwy sam w sobie i pełen sprzeczności, ale to raczej była tylko zduszona, zaczepna nuta, najpewniej wynikająca z jej samego, nieodłącznego charakteru, który nawiasem mówiąc podlegał w tamtym momencie mocnym korektą po przez samo kontrolę. - Prawda? - zapytała na koniec, przekręcając swój łepek pytająco, spoglądając na nią z od łba. Wyglądała dość słodko i uspokajająco, jak tak patrzyła przenikliwie na swoją przeciwniczkę chcąc wyrwać z jej duszy wszelkie sekrety w jakimś rodzaju prośby wypływającej z jej spojrzenia. Jej ogon zmieniał kierunek w równych odstępach czasu wybijając rytm. Widać było po niej że jest gotowa odskoczyć w każdej możliwej chwili. Że nie do końca wie co teraz miałaby zrobić. - Powie, kiwnie jak będzie gotowa... Chyba że chce być anonimowa... - rzuciła jeszcze.
  21. [375][Lust Tale [Forest Song]] - Źle zadane pytanie kontekstowo, chociaż... - mruknęłam urywając, wracając do głównego tematu. - Co mogę oddać Pani... Co zostało zabrane, byś nie sprawiała więcej problemów dwóm takim wszystkim znanym, poza wszelkim zasięgiem - parafrazowałam postać dwóch królewskich sióstr. - Później zobaczymy co z tym będzie można zrobić - wyjaśniłam, siadając luźno na krześle obok. - Masz dziurę w pamięci z wypadu do Ponyville z przyjaciółką. Straciłaś tam torbę. Nie zastanawiało cię co się wtedy dokładnie stało, z twojej perspektywy? - Zadałam pytanie wprost, chcąc obserwować dokładnie co zrobi. Nie mówiłam głośno...
  22. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Wstałam powoli i odeszłam od Goldinga, kierując się ku klaczy siedzącej na krześle. Zmierzyłam ją wzrokiem kalkulując swoje szanse. Po czym zaczęłam swój atak. Powoli bez ceregieli. Prosto przechodząc od razu do głównego sedna. - Witam - powiedziałam pewnie wystawiłam kopyto, jako typowy znak przywitania się. - Jestem Forest Song. Pani ma na imię Fire Wing. Zgadza się? - spytałam się ale co do tego nie miałam wątpliwości, co z pewnością można było zobaczyć moim spojrzeniu.
  23. Obserwowała z kpiną, co on właśnie robił. Rozpraszał czasową iluzje, tylko na chwilę i tak co moment w rytm roznoszenia się jego fali, zamazując ją. Wracały, jako że jej źródła nadal trwały na swoim miejscu, niewzruszone niczym... Próbował zabierać i zagłuszać coś co było potrzebne wszystkim ~ czas tworząc kolejne, coraz większe dziury w nim. Pogarszając to co już zostało zrobione w jego stronę... Wizualnie arena się cofała do tyłu jeszcze bardziej z jego powodu... Nieumiejętnych manipulacji, gdy wszystko można było zostawić w spokoju. Golemy znikły... Całość starzała się w zawrotnym tempie na jej oczach na stan z przed renowacji. Wiele rzeczy znikała... Miejsca na widowni stały się puste, mimo że widownia się na niej fizycznie znajdowała za magicznymi barierami pozwalającymi widzieć rzeczywistość, która była stała dla nich. Dla walczących magów podlegała zmianą ale tylko w postaci zaburzonych wizji w postaci szumów... Cała arena opustoszała i ucichła, zanim słychać było głośne pstryknięcie... Pewien element zamieszania zniknął niepotrzebny, gdy mieszał kto inny niż ona... Kobieta nigdy się nie przemęcza, gdy kto inny ją wyręcza równie dobrze w jej działaniu, może nawet lepiej. Nie musiała tego pilnować. Obserwowała tylko pęknięcia temporalne, przez które wysypywały się masy piasku zmierzając tym ku załamaniu się czasu na polu... Jego stanięciu, chyba że ktoś się opamięta z mąceniem ich wszystkich. Z energią temporalną ~ piaskami czasowymi trzeba było postępować bardzo ostrożnie. Zwłaszcza jak je się rozprasza nieodpowiednio... Gdzieś jest więcej, a gdzieś mniej. Równowaga musiała istnieć, a wzbudzania ich po przez wymuszanie ich ruchów, gdy chciały pozostać stałe nie należało do tych dobrych pomysłów. W tamtej chwili równowaga była zaburzana jeszcze bardziej niż poprzednio. Niż ona to zrobiła, ustawiając ich przepływ według własnej woli... Monika nic sobie z tego nie robiła. Odpowiadał jej ten stan rzeczy, że mogła zabrać co nieco z jednego miejsca... Chaos to było jej któreś imię nie pamiętała dokładnie które, a prawdziwe widzenie potrafiło pokazać jej porządek niedostrzegalny dla niezorientowanych w temacie. Przez to nie błądziła w tym swoim bałaganie. Na jej twarzy przewinął się tylko chuligański wyraz, widząc to wszystko, zanim spojrzała na niego poważniej. Parę razy klasnęła, po czym zaczęła swą tyradę pełną jadu. Nie zachowywała się spięta... Przynajmniej na wierzchu. Ton miała lekki i beztroski, a prawie imitujący żartobliwie profesorski. - Nie szukaj innych, moich wymiarów, gdzie ich nie ma... To nie jest moje królestwo, nad którym władze powierzono MI... Szukaj ślepcze nierozerwanej natury ~ planów, a nie kruchych sztuczności w tym wszystkim, które sam zresztą nieudolnie tworzysz zupełnie niepotrzebnie... Zakłócasz. Po co? - powiedziała, a jej dłoń zanurzyła się w przestrzeni, rozdzielając plan materialny płynnymi ruchami równie łatwo co wcześniej, rysując w nim parę pojedynczych, pochłaniających światło znaków ~ run, które następnie się rozpłynęły. Trzepnęła nogą w arenę i o dziwo nie przyniosło to żadnego widocznego efektu. Nie zrobiło to wrażenie na Monice, kontynuowała dalej swoją mowę. - Plan... To kolejne królestwa zawieszone w innych planach przewodnich... Chcesz zerwać więzi między nimi i zniszczyć plan materialny, na którym to teraz stoimy pozostawiając dwa twórcze? Do tego chciał posunąć się jeden szaleniec. Przypłacił to życiem, a zwał się... Zresztą jego ciało rozkłada się w morzu robaków zwanym robaczyskiem... Mogę ci pokazać jak chcesz.... - Machnęła ręką, po czym zaczęła się zgrywać. - Ale po co ja się ciebie jeszcze pytam? Pewnie że nie możesz się doczekać... - Klasnęła wywołując potężną falę dźwiękowa rozrywając podłoże praktycznie do stup oponenta na widok tętniącego oceanu wszelakiego robactwa. Na arenie rozniósł się odgłos poruszania się tysięcy odnóży i chrzęst pancerzy chitynowych... Zapach zgnilizny... - Magia? Nie ma tu nic na razie do rzeczy... Magia... się dopiero zacznie... Szaleństwo... - Wyprostowała przed siebie rękę skupiając się na moment. Jej dłoń pokrył ten sam cień co wcześniej z którego wyszła, lecz pulsował interferencyjnie z zaklęciem przeciwnika przez co nie przesadzały sobie nawzajem jako że w pewnej odległości się wygaszały. Zalał on robactwo odbierając mu kolory i nadając demonicznej, a także cienistej natury. Jeśli tamte szmer wydawał się dziwny to o tyle na ten dźwięk przechodziły dreszcze. Wieczna męka i niewyobrażalne cierpienie zrodzone z życia, wyśpiewywana przez owady nie mogące w spokoju skonać. Zamknęła dłoń, a ten plan przestał napływać do rzeczywistości. Oczom wszystkich ukazały się rozpełzające się we wszystkich kierunkach owady. Jedne były niemal niezauważalne... Poruszające się falą demoniczne, iskrzące się czerwienią mrówki stanowiącą jedność w działaniu, spaczone czerwie wszelkiego rodzaju pożerające wszystko co znalazło się dookoła... Kamienie, pochłaniając kolejne żywe żywioły z areny. Znaleźć można również było wielometrowe ogromne wije... Taki właśnie osobnik upatrzył sobie Spacetime Dancera jako swój obiekt pożądania, w ramach obiadu. Szczelina się zamknęła odcinając kolejne napływy tych obrzydlistw... Było ich dość, by nasycić się tym co znalazło się na polu walki. Skolopendra od zawsze znajdował się na szczycie piramidy pokarmowej w swoim środowisku, a potraktowany cieniem i demonicznym spaczeniem urosła tylko w siłę... Jej piętnastometrowe ciało pokrywały cienie sprawiając wrażenie niematerialnego tworu. Z otworu gębowego za gigantycznymi stalowymi żuwaczkami rozgrzanymi ogniami piekielnymi wydobywał się zapach siarki w roli broni oddechowej, która została wystrzelona w postaci żółtego stożka oparów, zanim rozpoczęła atak z flanki na oponenta, chcąc go przegryźć na pół, jak to miała w zwyczaju... Tak jak robił to zwykle bezwzględny drapieżnik w stosunku do ofiary. Nikt nim nie sterował oprócz instynktów... Monika w tym czasie, lekko jak zwykle, poszybowała parę metrów do góry, by móc patrzeć z wysoka na niego zaspakajając swą pychę napawając się tym wszystkim co działo pod jej stopami... Ręce miała założone w klatkę, a mina była dość obrażona, choć oczy obserwowały dokładnie to co będzie chciał zrobić... Czekała na jego ruch. Morze robactwa roznosiło się powoli po całej arenie chcąc zając główne danie w postaci golemów stworzonych z kolejnych żywiołów... Nie obchodziło jej to że nie było tego widać dla wszystkich... Ona widziała wszystko w postaci kolejnych warstw nałożonych na siebie o coraz wyższej wyrazistości im bardziej było one prawdziwe.
  24. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Usiadłam blisko przy Goldingu, lecz bez kontekstów, znajdowaliśmy się jednak w takiej odległości że można było brać nas bez problemu za parę... Patrzyłam na scenę i czekałam aż wszystko się zacznie. Moje oczy jak zwykle zasysały otoczenie... I przed oczami pojawił się wielki wykrzyknik... Zatrzymałam się na jednej osobie. Klaczy precyzując typowego pegaza o żółtej sierści z nietypowym dodatkiem na skrzydłach w barwie krwi. Widziałam już tego pegaza, ale na tym moje informacje się kończyły... - Zaufaj mi... - szepnęłam do swojego towarzysza na razie się nie ruszając.
×
×
  • Utwórz nowe...