Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. - A obrażaj sobie. Im bardziej się złościsz tym jestem silniejszy. Ups. Wygadałem się. Pisz do Celestii chętnie znów strzele do niej z pancerzownicy... Ale w tedy miała minę. - Przewróciłem się na grzbiet tarzając się ze śmiechu. - Mowie ci tego wyrazu nie da się zapomnieć. To... Nawet opisać tego się nie da.
  2. - Schlebiasz mi. - Wyszczerzyłem się w jego stronę. - Tylko wiesz że im bardziej tego bronisz tym bardziej mnie kusisz. - Ruszyłem za nim. - Wiesz że depczą wam po piętach - blefowałem.
  3. - Mi się nie śpiesz. Chyba że... - Klasnąłem i pojemnik poleciał w moją stronę. Chwyciłem go. Czułem wibracje energii w środku. Tyle mocy. - Coście z tym zrobili? Tu jest tyle mocy że... - Przed oczami miałem wizje zniszczenia. Z drugiej strony po co niszczyć? Walić ostrożność. - Po co wam to? Ja lepiej to spożytkuje. - Spojrzałem na nich z pod wilka dość chciwie.
  4. Widząc pistolet machnąłem łapą potem wstałem na tylne odsłaniając pierś. - Strzelaj! Cały odział GROMowców próbował i stoję tu. Nie mam powodu tu przychodzić? Ciekawość nie jest wystarczającą pokusę. To emanuje energią na wiele kilometrów. - Wskazałem na pojemnik. To jest dziwne statyczne... Nie podlega zmianą. Dziwne... - Zamyśliłem się.
  5. Otwarłem oczy błysnęły z pożądania do tego przedmiotu zwracając ich uwagę. - A jaką macie pewność że to nie moje? Mhmm... Wyszedłem z cienia w całej okazałości pokazując skrzydła. - Oddacie mi to prossszę. Bardzo proszę. - Uśmiechnąłem się wrednie.
  6. Latając między chmurkami. Natchnęło mnie dziwne uczucie. Jakby coś potężnego jechało z dużą prędkością jakimś dziwnym samochodem. Ukryłem się między obłokami co były dziwnie gąbczaste. Ciekawość wzięła jednak górę nade mną. Ciekawe czemu uciekają. Potem podpalili auto i zakosili rowery. Moc nadal się z nimi przemieszczała. Ciekawe. Pułapka jakaś... Nie. Nie może być. Za szybka reakcja. Nie wygląda z drugiej strony na takich co mogli by sprawić mi problemu. Korciło mnie by dowiedzieć się co znajduje się w tej skrzyni. Ruszyłem za nimi nastawiając uszu słuchając uważnie tego co mówią. To coraz dziwniejsze się stawało. Zatrzymali się w jakimś domu. Zaglądałem od czasu do czasu przez okno. Podsłuchiwałem aż wreszcie gdy usłyszałem że mają coś zwrócić księżniczką nie wytrzymałem. Stałem się nie materialny by tylko przejść przez ścianę. W pokoju było paru mężczyzn. Zlałem się szybko z cieniem w najciemniejszym koncie zamykając oczy by się nie błyskały przypadkiem czerwienią. - No nie wiem. Nie boicie się że was sponyfikują bo za dużo wiecie i być może moglibyście zrobić coś podobnego z własnej woli lub cudzej pod groźbą? - rzuciłem swe wątpliwości na głos zatruwając ich nimi. - Oddajcie to mnie! - walnąłem. - Obiecuje nic wam nie zrobię i pozbędziecie się problemu... - Oblizałem się na samą myśl zdobycia tego czegoś.
  7. Gnałem przez kolejne łąki próbując robić różne rzeczy. Fikołki, skoki, wspinanie się po drzewach, lot który moim wypadku skończył się parę razy na drzewie. Wreszcie moje uszy wychwyciły dźwięki ofiary. A dokładniej mówiąc bażanta. Oblizałem żeby. Instynkt działał sam. Podkradłem się wolno dotykając prawie brzuchem podłoża. Skok i zatopiłem zęby w skrzydle bo nie trafiłem w szyje. Zaczęła mnie walić skrzydłem i drapać, więc odruchowo odrzuciłem ją od siebie. A ta zaczęła uciekać więc pobiegłem za nią. Aż ją dopadłem przegryzając tętnice szyją. Ciepła krew spłynęła mi na język Smakowała wybornie. Potem zabrałem się za resztę. Według ścisłych instrukcji przewodniczki po tym ciele.
  8. Obudziłem się. Ciało popadło w odrętwienie. Nie miałem swoich ubrań. Otworzyłem oczy. Czułem się dziwnie. Bardzo dziwnie. Brakowało mi czegoś a jednocześnie czułem coś więcej. Zasięgnąłem się. Setki zapachów. Kwiaty, dym. Długo by wymieniać. Otwarłem oczy. Dziwnie widziałem jakby wzrok mi się wyostrzył. Chciałem zacisnąć palce ale ich nie poczułem. Podniosłem kończynę a tam czarna łapa jakby kocia. Chciałem powstać odruchowa na cztery kończyny jak bym tak żył od dziecka. Przewróciłem się na drugi bok tracąc równowag. - Co jest - powiedziałem a mój głos był dziwnie piskliwy. Nie mój. - Stało się. Od teraz jesteś chaosem - powiedziała mi w głowie współlokatorka. - Co się stało? - spytałem gniewnie. - Otwarłeś się w pełni na dar a oto jego skutki - odpowiedziała z pełnym spokojem. - Nie pisałem się na to! Cofnij to. Czym ja w ogóle jestem. - Klapnąłem na zadzie oglądając przednie łapy. Klasnąłem nimi pojawiło się stare lustro jakby ze złomowiska. Wystarczyło mi jednak by zobaczyć siebie. Byłem najprościej mówiąc rudym lisem. Dwa niewielkie rogi zdobiły moją głowę. Do tego skrzydła po bokach. Chyba od sokoła. Nie no co się ze mną stało? Jak ja wyglądam. Z drugiej strony nie jestem kucem. Ale kim jestem? - Istotą zrodzoną z chaosu by siać chaos i niezgodę. - Taka cena mojego życia? Poważnie się zastanawiam czy warto było ale to była moja decyzja. Nikt mnie nie zmuszał. Zaburczało mi w brzuch. - Czas na polowanie - zachichotała Lüge.
  9. Po mojej głowie latało setki myśli. Zwycięstwo. A co to? Pokój. Nie znam go. Ja jestem ucieleśnieniem tego co najgorsze. Agresja, strach, nienawiść to tylko wierzchołek góry tego czym się karmie. Wojna i niezgoda mi na rękę. Od jednej bitwy do następnej by zasiaćć to co później wykiełkuje w nowe konflikty. Traciłem kontrole nad ciałem. Raz koszmarny ból zaraz niesłychana przyjemność. Nie mogłem zrobić żadnego kroku. Nie byłem wstanie. Padłem na ziemie zwijając się z następnej fali bólu. Jak by kto mnie na żywca obrywał i solą sypał powstające rany. Bezwiednie pstryknąłem w brew swojej woli. Świat zawirował. Wszędzie widziałem zieleń. Pod sobą czułem miękki, mokry mech. Gdzie byłem nie wiem. Zamknąłem oczy zaciskając zęby by w końcu odpłynąć żeby nie czuć tego co się ze mną dzieje. Taka jest cena potęgi. Czy było warto. Czas okaże.
  10. (85+5+8=98) - Ja dziś nikogo nie zabiłem. - Przetarłem swą wyimaginowane włosy. Z tyłu mi coś rosło. Chyba rogi. Ciekawe co jeszcze mi wyrośnie. Skrzydła? - Ten widok potwierdza tylko że kuce są złe i trza się ich pozbyć z tego świata wszelki możliwymi sposobami przy jak najmniejszych stratach własnych. My dziś bazowaliśmy na strachu by zdobyć wszystko bez większej walki - podkreśliłem.
  11. Skrzywiłem się. Wyparowali. Zniknęli. Nie było ich. Czyli zabawa się skończyła, a granat leżał koło mnie. Chwyciłem go podnosząc. Atrapa. Potem podszedłem do wesołka. - Jestem Lis - przedstawiłem się, pomagając mu wstać. - Faktycznie zaraz by nam zszedł - przytaknąłem.
  12. (Nie ma to jak zgranie w czasie... bracie) Oparłem się o tarcze blokując ją w tej pozycji. - Fajna zabawa. Co wy o tym myślicie - zagaiłem do tych w środku
  13. Wylądowałem tyłkiem w koszu na śmieci. Otumaniło mnie na moment ale wyszedłem bez szwanku. Podnosząc się widziałem śmieszną sytuacje. Podszedłem powoli do osobnika z granatem. Patrząc na dwójkę pod barierą. - Jak leci bracie - powiedziałem wesołym tonem.
  14. - Na lewo - usłyszałem w głowie. Atak zablokowałem jakimś cudem tubą po pocisku. Jeśli myślał że to przebije to tego nie zrobi to chaos tu nic nie ma większego sensu. - Nie puki żyje i dycham - warknąłem wyciągając jednym ruchem fioletowy sztylet co się zablokował i rzuciłem go celując w miększe podbrzusze Celestii ale wyparowała a ja leciałem do tyłu. Nie mogło się to tak skończyć. - Lüge pomóż - szepnąłem.
  15. Przeglądałem się w lustrze. Przejechałem językiem po zębach. Kły stały się dłuższe i ostre. Coś gniotło mnie z tyłu w spodniach. Uchyliłem a tam lisi ogon! Potem rozległ się krzyk że ziemia się zatrzęsła. Lustro pękło a ja straciłem zdrowe rozumowanie wybiegając z toalety. Wiedziałem kto się zjawił. Nareszcie zrzucę boginie z niebiańskiego tronu. - Pancerzownica! Migiem - krzyknąłem a sprzęt został mi podany. Wybiegłem z nią na zewnątrz szukając celu który był na dachu. Odpaliłem pocisk w jej stronę. Idealna czysta pozycja. - Asta la vista baby - mruknąłem pod nosem widząc gazy wylotowe.
  16. Chłopaki nie wiedzieli co się stało. Nie wierzyli w to co się stało. Jednak chwytali za broń i barykadowali budynek sejmu. Mnie rozbolała głowa i poszedłem do toalety. Patrząc w lustro me oczy szkliły się jak dwa rubiny. Mięśnie mnie bolały, chociaż nie miały z czego. Podwinąłem rękawy. Na przedramionach widać było pojawiającą się rudą sierść. Czułem jeszcze moc która została mi dana, ale nie tak mocno jak wcześniej. - O co chodzi - spytałem siebie. - Wypełnia się twoje przeznaczenie - rzekła zagadkowo Lüge w mojej głowie. - Jakie przeznaczenie? - pytałem dalej ale milczała.
  17. Strzelali do mnie. Kule przechodziły przeze mnie nie robiąc mi szkody. Żołnierze nie rozumieli o co chodzi strzelali najpierw po nogach, potem w głowę następnie w pierś. Szedłem dalej w ich kierunku. Pstryknąłem raz. Cała broń palna zmieniła się w pistolety na wodę które nadal trzymali. - I co panowie nadal chcecie walczyć? - spytałem się arogancko. Rzucili się na mnie z gołymi pięściami. Pstryknąłem jeszcze raz, by związać ich prawe nogi dwójkami. Poprzewracali się z powodu różnie działających sił i braku koordynacji. - Panowie poddajcie się. Nie możecie walczyć z czymś czego nie rozumiecie. - Odezwały się głosy sprzeciwu. Podnosili się. -Więc dobranoc. - Pstryknąłem po raz trzeci by ich uśpić. Potem poszedłem po ludzi by ich przywrócić do służby.
  18. (Czas na chaos!) Sunąłem slalomem po ulicy to chodnikiem w stronę sejmu. Nie pozwolę. W rękach zbierała mi się niewyobrażalna moc. Czułem jak pulsuje. Jak nigdy. To Lüge pokazywała co mam do dyspozycji. Kusiła mocą. Już wie że tak czy siak ją użyje więc wlewała we mnie bym mógł zaszaleć. Nie miałem wyboru. A konsekwencję? Takie krążyło pytanie po mojej głowie. - Żyj chwilą jak kiedyś. Nie liczy się z przeszłość i przyszłość. Tylko teraz jest życie! - powiedziała bardzo głośno w mym umyśle. Czułem się jak nigdy. Byłem potężny. Czułem że mogę zrobić dosłownie wszystko. Mogłem góry przenosić. Przeskoczyłem pierwszą blokadę wysadzając na niej motor. - Czas na Skanking! - Zawołałem głośno. Mój głos było słychać jak by się góra waliła. Oczy błysnęły. Nie było odwrotu.
  19. (Teraz jak Spartanin lub Chuck Norris) - Wiesz, co możesz zrobić - usłyszałem jak Lüge odzywa się. - Nie. Nie poddam się tobie - odpowiedziałem jej na głos. - Do kogo mówisz - odezwała się prezenterka. - Nieważne - zganiłem ją -pilnuj jej - rozkazałem jednemu. - Wychodzę! - Chwyciłem swą M4 z podczepionym granatnikiem. - Kto ma motocykl? - Zawołałem na całe gardło. Kluczyki zostały mi rzucone pod nogi. Z informacją że znajduje się przed budynkiem. Zbiegłem szybko po schodach. Na parkingu czekała na mnie zielona Yamaha w tym miejscu co powinna. Wskoczyłem na nią podjeżdżając do busa. - Aneta! Jak sytuacja - zapytałem się nie schodząc z maszyny. - Pod sejmem najgorsza. Jeszcze walczą ale nie wytrzymają długo. Co ty chcesz zrobić. - Zadymę - tyle podpowiedziałem jadąc z piskiem opon.
  20. - Kto za tym stoi? Rosja, Niemcy... - zaczęła wymieniać. - A czy to takie ważne? Chcą nam pomóc by odeprzeć zagrożenie. - Pokręciła głową na oznakę dezaprobaty. - Zginiesz jak to się skończy. Nie zostawią świadków. - Ja już raz byłem na granicy śmierci. Ona mi już nie straszna. Mogę jej uciec jednym pstryknięciem - powiedziałem niezrozumiale dla niej. - To niemożliwe. - A jednak. - Z krótkofalówki słychać było komunikat; "Szefie mamy problem. Stawiają wyraźny opór.".
  21. (Jak ja kocham te furtki, które sobie zostawiam na wszelki wypadek. Czołgi z metra. Zaprawdę powiadam ci; jaja see robisz... Może jeszcze podwodny lotniskowiec w Wiśle - komentarz Shatter'a) Siedziałem w budynku telewizji. Nie zamierzałem się stąd ruszać. Dobrze mi tu było. Wygodne fotele tu mają. Reszta robiła swoje więc nie było powodu do nie pokoju. Mieliśmy broń na każdą ewentualność łącznie z pancerzownicami, co prawda w ograniczonej liczbie lecz każda jednostka posiadała pewną ilość tej broni. Większość była produkcji rosyjskiej bo łatwo było to dostać. - Co mi pani powie? - zagaiłem to prezenterki co siedziała zaraz obok. - Nie uda wam się - odpowiedziała mi nawet nie zająknąwszy się. Odważna jest. Lubie takie. - Czemu nie miało by się nie udać. Już to się stało. - Machnąłem ręką. - Ludzie ci na to nie pozwolą - wysunęła swój argument. - Ja to robię dla nich. Pokazuje że equestria tylko czyha na nas. Nawet kuc nami rządził a to tylko tego dowodzi - kontrowałem. - Po prostu to się wam nie uda. - Wzięła oddech zamykając oczy. - Nie pójdą za kimś kogo się lękają. - Ja. - Wskazałem na siebie. - Jestem tylko trochę wyżej niż pionek. - Uśmiechnąłem się.
  22. (Robię to samo co zrobił mi Pandocholik jak miałem z nim się lać. Napisał w czasie dokonanym jak prosiłem by pisał w przypuszczającym. Wyprzedziłem po prostu czas bo nie posiadam od paru dni komputera i muszę dzielić ten z osobą trzecią co jest obecna tu gdzie indziej. Nie umiem pisać o ruchach wojsk. Nie mam smykałki do tego. Za mało mam wzorów by to zrobić. Braki literatury. Zostawiłem furtkę by ktoś mógł to ktoś opisać / napisać. Liczyłem na Gandzie że to zrobi. Zresztą miały też być jego odziały więc moje robią po prostu za wsparcie. Idę kuć angielski techniczny. Będę wpadał jak informator mi pozwoli.)
  23. Siedzieliśmy na parkingu przed gmachem TVP. Reszta chłopaków objęła własne pozycje już dawno zaczęli swe akcje polegające na aresztowaniach i zabezpieczaniu miejsc kluczowych. Co chwila Aneta otrzymywała świeże raporty od łączników o postępach. Adrenalina szalała w moich żyłach. Miałem objawy nie pokoju i natręctwa. Co chwile spoglądałem na zegarek. Uspokoić się muszę bo nerwy mnie poniosą i palec niechcący przyciśnie spust. Po pojeździe rozległ się oczekiwany dzwonek. - Już czas - powiedziałem cicho do siebie. Wszyscy z mojego oddziału otrzymali automatyczny sygnał że wybita godzina "X + 15". Miałem założyć kominiarkę ale ją odrzuciłem sądząc że nie będzie mi potrzebna. Drzwi się otwarły wpuszczając wiatr do środka. Mapa zleciała ze stołu. To już nie było ważne. Pobiegliśmy społem do środka zastając przestraszonych ludzi. Mój czerwony wzrok ich paraliżował. Strażnicy sami z siebie się poddali i zostali skuci bez problemu. Czułem ich strach. Przepełniał mnie i dodawał sił. Schodami na górę zabezpieczając see drogę. Tylko pięciu weszło do studio nagrań. - Wybaczy pani ale mamy niusa najwyższej wagi... - rzekłem do prezenterki.
  24. Na odzew odpowiedziało równo 326 osób. Do stolicy jechała ładna kolumna przeróżnych samochodów prosto jak strzała autostradą, będziemy tam szybciej niż zakładałem. Ja siedziałem w małym busie co obecnie robił za nasze centrum dowodzenia. Znajdowała się tam mapa, radiowe centrum łączności obsługiwane przez Anetę i dostęp do internetu. Zaraz po otrzymaniu wiadomości od zwierzchnika nasze siły zostały podzielone na podgrupy według przewidywanego oporu który miał by być stawiany. Wszystko przekazywane było krótkofalówkami. Rozkaz prowadzący; "Strzelać jeśli trzeba." Mają powitać nas jak wyzwolicieli. Nie jak uzurpatorów. Najwięcej pójdzie na garnizon i obiekty rządowe. 15 osób pójdzie na telewizje by zrobić tam porządek ze mną. Już szykowałem prostą i na temat odezwę do narodu. Informując co właśnie zaszło. Że equestriańskie okowy zostały zrzucone. Oby nie było komplikacji jak ostatnio. - Powodzenia - usłyszałem Lüge'ę w głowie. Dawno coś się nie odzywała. - Oby - powiedziałem jak by do siebie. Odpowiadając jej na głos.
  25. Piosenka była jak przepowiednia o nadchodzącej rewolucji. Po raz trzeci czytałem maila którego dostałem. Stawy w mojej lewej ręce strzeliły gdy ją energicznie zacisnąłem. Nasze plany posły w odstawkę. Nie liczyły się z wielkością tegoż planu. - Za telefony i wybudzać ze snu zimowego wszystkich. Niech chwytają za broń i szykują samochody przed trzynastą mają być gotowi. Szykuje się przewrót - krzyknąłem idąc do lodówki po mleko i wypijając pół kartonu by pozbyć się części alkoholu. Potem podszedłem do szafy co była pełna "gratów". Było w czym wybierać. Rozdałem to co miałem. Po resztę trza było iść do magazynów i rozdać stamtąd. Samochody wezmą chłopaki więc o transport nie trza się martwić. Ciekawe czy tego busa przerobili na centrum łączności jak obiecali. Krótkofalówki załatwią resztę. Wysłałem wiadomość zwrotną. Ma pan nasze serca w liczbie 300 sztuk, może więcej. Prosimy o dokładny plan, co kiedy, jak i gdzie. Na 15 możemy być w Warszawie. Panie Pietrowski.
×
×
  • Utwórz nowe...