Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. - Nie współczułbyś gdybyś znał w tedy moją sytuacje. Jeśli wszyscy ci mówią. " Może pomóc ci tylko eliksir ponyfikujący " to cię coś trafia. A jednak nadal żyje i to nie na czterech kopytach - odgryzłem się - a co do wbijania... przyjemnością bym oskubał cię nafaszerował czosnkiem i marchewką potem nabił na ruszt i piekł wolno na ognisku spryskując wódką - rozmarzyłem się mając uśmiech na ustach i oblizując się z tegoż powodu. Koniny jeszcze nie jadłem.
  2. - Nie twój interes - rzekłem zły że nie mam szkieł i odkrytą całą klatę na której było to wielkie "D" co były pamiątkami po umowie która ocaliła mi żyje. Co on teraz zrobi? Patrzyłem się na niego opanowując się by nie zacząć się szarpać by się uwolnić i zacząć go okładać.
  3. Sen to tak dziwne miejsce że nie ma czasu na odpoczynek zwłaszcza jak czujesz na plecach oddech Luge co pogania cię jakbyś był w jakimś wojsku. Raz zadowolona zaraz chce ci łeb odgryźć a ma czym. Nie wiem czy mnie napędzał strach czy chęć wydostania się z tego miejsca. Pewnie jedno i drugie. - Koniec - zarządziła - dość. Na razie dam ci na teraz spokój bo więcej i tak nie przyswoisz - westchnęła zawiedziona patrząc na mnie tymi swymi wielkimi ślepiami. - Jeszcze jedna informacja. Spójrz lustro - rzekła od tak a ja zbaraniałem. W lustro niby po co? Pośpiesznie udałem się do łazienki by zajrzeć w swoje odbicie. Wszystko było w porządku oprócz oczu. Nie miałem już jednego oka czerwonego lecz oba. - Wiesz że wszystko ma swą cenę? - spytała z przedpokoju. - Zawsze i wszędzie nawet przysługa ma konsekwencje - powiedziałem przeglądając się. Były nie naturalne. Utraciły swą barwę wolności na rzecz potęgi. - Teraz i tak już za późno na myślenie. ​- Podejdź tu jeszcze - powiedziała znużona wskazując łapą. Stanąłem przed nią i dostałem prosto w brzuch. - Czas wstawać i nie narozrabiaj za bardzo - wyszeptała mi do ucha gdy leżałem jak długi i sen zaczął się rozpadać . Otworzyłem oczy biorąc porządny oddech zrywając się z pozycji leżącej. W koło buczały maszyny a ja byłem przykuty do łóżka. Pociągnąłem ręką lecz kajdanki nie chciały puścić. Łeb mnie bolał tak jak lewa ręka i brzuch. Czyli moje ciało nie dało rady. Tylko co się w tedy stało? ​- ******* - zakląłem z tegoż powodu. Czyli mnie złapali i jak z tond uciec? Ilu przeżyło. Oto jest pytanie. Co najmniej 8 powinno być gotowych do akcji 5 rannych było jak wychodziłem z jednym. Jeśli nic się m nie stało to może mnie odbiją a jak nie to... Nawet o tym nie myśl - odezwał się głos w głowie - to w ostateczności. Będzie dobrze jak solarka nie zauważy tego co zrobiłeś ostatnio. Czyli nici z czarowania - powiedziałem zawieszony a chciałbym wypróbować tyle rzeczy. Nie inaczej - Odebrała mi nadzieje na błyskawiczne wyjście stąd.
  4. Sfera Snu ==> to tylko umysł... nic w realu. Obudziłem się w swoim domu. Surowy wygląd nic nowego. Wstałem bez problemu jak by to co się wydarzyło ostatnio nie miało miejsca i zacząłem się rozglądać powoli i ostrożnie. Dotknąłem barku a tam nic nie było. Zero śladu bo pocisku. Sen? Na pewno tak. Tylko ja nie miewam snów. Zwalczyłem u siebie marzenia dawno temu. Nie były mi potrzebne. Liczyło się tu i teraz ewentualnie to co może się zdarzyć jutro. Nic więcej więc dlaczego śni mi się dom? - Bo wiem że tu możemy spokojnie porozmawiać - odezwał się żeński głos za mną. Nikogo chwile wcześniej tam nie było. Zwróciłem się nerwowo w tamtą stronę. Na czerwonym starym fotelu wygodnie siedziała hybryda o rubinowych błyszczących oczach. Miała ciało wilka ( lecz była wielkości lwa) jakby odjąć te sokole skrzydła i rogi antylopy wszystko wyglądała by normalnie. Gapiłem się chwile w jej stronę. - Czemu się gapisz. Siadaj po drugiej stronie i słuchaj bo nie będę powtarzać- rozkazała ostro. Więc zrobiłem to. Haczyk u Discorda? Prawdopodobne. - Kim ty jesteś. - Wskazałem na nią siedząc na miejscu. Ona w tym czasie siłą woli otworzyła barek z którego wyleciały dwa kieliszki i butelka wódki by nalać z naczynia. Zachowywała się jak by była u siebie w domu, - Jestem tobą zrodzoną z chaosu - odpowiedziała krótko. - Inaczej. Jak cię nazywać? - Lüge - powiedziała z niemieckim akcentem. Czyli kłamstwo. Ciekawie się zapowiada. - Jaki masz cel? - dopytywałem się dalej mierząc jej cierpliwość. - Ty masz żyć. Dopóty mój pan nie powie inaczej. O mało nie zaliczyłeś zgonu. Musisz opanować tą cząstkę która w tobie siedzi. Nie możesz czarować tak jak ostatnio bo Celestia cię przerobi na rzeźbę jak się dowie. Musisz być bardziej wyrafinowany w swoich działaniach jak chcesz się posługiwać tym co masz. Tym właśnie ja mam się zająć. Nie nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie. - Wyprzedziła moje pytanie.- Będę cię tu trzymać dopóty się nie nauczysz. Więc szybko opanuj to co ma być tobie dane i nie marudź. - Tyranka - rzekłem smętnie. Widziałem kobiety z takim charakterem nigdy nie były łatwe a ta skoczyła na mnie przygniatając do podłogi. Patrząc się prosto w moje oczy z iskrą nienawiści aż się zląkłem odrobinę. - Co mówiłam o marudzeniu? - pytała chytrze. - Dobrze psze pani - uśmiechnąłem się a Lüge ze mnie zeszła. - Lekcja pierwsza; Korupcja. I się zaczęło szkolenie...
  5. Podniosłem się odpierając kolejne ciosy. Broniłem się. Za dużo ich było. Nóż gdzież wypuściłem.- Czego po mnie się spodziewałeś? Wiedziałeś na co się piszesz. - Bo ostatnia nadzieja zawsze będzie we mnie. Zawsze trza mieć wiarę. Spojrzałem na prawą dłoń. - Tylko czy będę miał wystarczająco szczęścia? - pytałem się na głos po czym pstryknąłem palcami wierząc że wydarzy się coś nieoczekiwanego i stało się. Zaczął padać deszcz tylko nie zwykły. Zamiast kropel wody spadała wódka z nieba. Nie o to chodziło.
  6. ( Nie dając szansy ja też ci jej nie dam bo i po co.Pisałem przy wyjściu ze świątyni że ma być w przypuszczającym Co zrobiłem; uderzyłem. Co zrobić przyłożyć. Czyli tak jak jest na arenach w odpowiednich działach. Ale nie.) Pociemniało mi przed oczami. Upadłem na ziemie po chwili zacząłem szaleńczo chichotać. Wiedziałem że tak będzie. Jednak my jesteśmy watahą. Nigdy nie walczymy sami. Lojalność tylko w kręgu światła. Ciemności to nie dotyczy. - SOKÓŁ TERAZ UDERZAJ! - krzyknąłem by dać znak koledze co siedział po przeciwnej stronie jeziora co nas cały czas obserwował. Jeden pocisk Przeszył jego tylną nogę następny uszkodził mięśnie u nasady skrzydeł odbierając mu zdolność lotu. - I co teraz ptaszku?
  7. Nie wiem co myśli mój przeciwnik ale o czymś zapomniał o czymś bardzo ważny ale trza dać mu szanse i utwierdzić jego przekonania że jestem słaby. Pycha go zgubi. Przeciąłem krąg jednym zdecydowanym skokiem by przyłożyć mu ze standardowego robocopa.
  8. Wziąłem ostatni głęboki oddech i szybkim ruchem wyciągnąłem ostrze trzymając je w lewej ręce. - Danse Macabre - rzekłem idąc po okręgu z ruchem wskazówek zegara trzymając garde nie spuszczając oka z przeciwnika. Czyli tak jak na mojej inicjacji...
  9. - Mylisz pojęcia renegatem nie regentem to dwa różne pojęcia. Ja mam nóż a ty? - otwarłem ciężkie wrota. Idąc w stronę stawu. (Pamiętaj przypuszczający tryb)
  10. - Mam być renegatem? Skąd pewność że to ja a nie wataha dajmy na to z Trójkąta albo ktoś inny? Zemsta nie patrzy na czas ona się wypełnia wcześniej czy później mówiłem ci byś uważał. Czyż nie? - pytałem próbując oddalić od siebie podejrzenia. - Pokonaj mnie a w tedy zyskasz mój szacunek i lojalność. Innej drogi nie ma. - spojrzałem na niego zimno idąc w stronę wejścia.
  11. (szybko się przemieszczasz. Ta miejscowość leży koło Poznania) Zatrzymaliśmy się w Cytrynowie u wujka Władka na farmie. Po prysznicu w zimnej wodzie i przebraniu się w świeże ubrania te które zwykle noszę. Do cholewy poszła srebrna mizerykordia do pasa standardowy nóż z którym Arrow miał już szanse się spotkać. Potem ruszyłem piechotą do kościoła. Przemierzałem brukowaną ulice bez pośpiechu. Poznałem parę znanych mi kiedyś osób lecz one nie poznały mnie. Spacerowym krokiem weszłem do miejsca które znałem na pamięć. Cel siedział tam gdzie miał być. - Su cuy'gar - przywitałem się z szyderczym uśmiechem siadając obok.
  12. I kolejny telefon od tej samej osoby. - Co znowu? - spytałem spokojnie. - Pietrowski się pyta czy Arrow się odezwał i jak tak to gdzie miejsce spotkania. - Przecież wiesz że tak. - Przekazać mu miejsce spotkania? - To krzyżuje mój plan... - Jaki plan? - Nieważne - zganiłem. - Odpisz mu to samo. - Rozłączyłem się. Plany nigdy nie wypalają...
  13. (63+5=68) Odezwał się telefon. Aneta koordynatorka ciekawe. Łamie postanowienia planu a to oznacza że musi mieć ku temu powody. Odebrałem. Od razu zaczęła słowotok - Cel skontaktował się chce się spotkać. Wiedzą że to my - powiedziała pewnie. - ***** skąd. nie było śladów. Chyba że... - Próbowałem see przypomnieć. - zemsta. - Obiecałem mu to. Ech. - Miejsce spotkania? - Nie podano. - Czyli my rozdajemy karty? - Na to wygląda ale to tylko ułuda wolnego wyboru - Odpisz mu; "Trzemeszno Katedra o 18 południowa nawa od ołtarza." Jak chce to przyjdzie. - Nie boisz że to zasadzka? - Ja wiem że to zasadzka i specjalnie się w nią pakuje. - Dlaczego? - Bo to moja decyzja. - Rozłączyłem się. Trza się umyć i przebrać. Tylko gdzie?
  14. W radiu podali nieciekawe informacje więc wyciągnąłem telefon dzwoniąc do biura. - Oddelegujcie chłopaków do domów wydając ich broń by ją poukrywali - syknąłem czując pulsujący ból. - Przewodniku nic ci nie jest? - usłyszałem głos Anety. - Dostałem wycofujemy się z życia publicznego. Zniszczcie dane z adresami wypłaćcie wszystkie środki lokując je w bezpiecznym miejscu. Magazyn też rozdajcie. Wracamy do cywila według planu "Noc zimowa". Mundury zakazane publicznie. Powodzenia do przebudzenia. - Rozłączyłem się. Ech i wszystko leży. Trudno. Nic z tym nie zrobię na razie... Czas najlepszy zabójca.
  15. Coś huknęło za nami myśmy gnali. Zginęło tam dziesięciu chłopa albo sami się wykończyli jak nie widzieli dalszego sensu nożem który każdy dostawał po inicjacji. Taka nasza natura, sześciu rannych w tym ja. Jeden wykrwawia się na podłodze. Może przeżyje do czasu pierwszej pomocy. Próbowałem pstrykać lecz nic się nie działo. Wykorzystałem limit many na dzisiaj. Na pewno nie wrócę do Wrocławia. Przynajmniej na razie. Sytuacja musi się wyklarować. Pora przypomnieć sobie poznańskie korzenie ojca. Kurs na Trzemeszno nad Jezioro Popielewskie do tamtejszych lasów. Punkt przerzutowy. Rozdzieliliśmy się w samochodach by było w miarę wygodnie. Kolega zszywał mnie a przynajmniej próbował. Bolało zwłaszcza ja za głęboko się wkuł igłą. Przeklinałem teraz ten plan. Był zbyt arogancki ale czasu nie cofnę. Trza przeboleć i poczekać na rozwinięcie się sytuacji.
  16. - Zostać. Niech oni podejdą. Jedynka wzywaj odsiecz od strony centrum niech ich przeczyszczą i nas z tond zabiorą. Gdzie ten ******* granatnik. Zmywamy się - krzyczałem wbijając sobie morfinę by móc się podnieść. Z przodu nadjechały dwa wozy rozjeżdżając blokadę. Cel uciekł. Tylko którędy? Myślałem wsiadając do samochodu by pojechać do punktu zbornego gdzie czekała na nas sanitarka.
  17. Kurz opadł. Myślałem że wybuch będzie większy. Runęło tylko wejście i klatka schodowa. Chyba. Okna powypadały tu i w okolicznych budynkach. W około leżało wiele trupów zmiecionych wybuchem. Musieli się przegrupowywać. Byli w dwojakich rodzajów mundurów. Czyli coś się działo. Sojusz? Możliwe. Trzeba uważać. Pora na punkt pierwszy. Wjechaliśmy i w trzech drużynach od przodu dobijając poparzonych i tak by się męczyli. Sami wybrali taki los stając po złej stronie barykady. Jednak celu głównego nie mogliśmy znaleźć. Zaczęli wpadać z zewnątrz. Plan awaryjny. Prawdopodobne. Na to nie do końca byliśmy przygotowani. Strzał za strzałem kryliśmy się za naszymi samochodami jak za tarczami. Jednak ich było za dużo. Moi towarzysze padali a sam dostałem w bark i dość mocno krwawiłem. -***** - krzyknąłem trzymają krwawiące miejsce. Ciemniało mi przed oczami. Nasuwało mi się pytanie co robić gdy przypomniało, Wątpiłem w to a może jednak? Krzyczeli byśmy się poddali. My terrorystami? W życiu. Spojrzałem na dłoń przypominając sobie pakt z Discord'em. Moc chaosu. Niemożliwe a może jednak on robił to na szeroką skale. Skoncentrowałem się nad czymś bezsensownym by proch moich wrogów zmienił się w budyń lub w kisiel albo lepiej całe pociski. Pstryknąłem palcami. Przestali strzelać w naszą stronę rozpoczęliśmy kontratak.
  18. Metalowy pług z samochodem sterowanym na pilota wyładowanym dynamitem z detonatorem był już gotowy by zrobić nam wielkie wejście. Uzbrojeni jak się dało. Kamizelki taktyczne, kuloodporne i karabiny ruszyliśmy szybko wężem ku celowi obstawiając wyjścia i drogę ewakuacji. Pierwszy jechał samochód pułapka przebił się przez główną wywalając ją z zawiasów by wbić się do środka przez drzwi kończąc swój żywot wielkim bum. Czekaliśmy jeszcze moment żeby pył opadł.
  19. Po dwóch godzinach powstała lista kto idzie i co zabieramy by wykonać z grubsza dość bombowy plan. Nie liczyliśmy się z ofiarami. Stawialiśmy na skuteczność. Chodziło tu nie o tylko o wykonanie zadania lecz o zemstę która już nas nie zaślepiała. Czas zrobił swoje i emocje poszły w niepamięć. Chodziło o samą zasadę "Oko za oko, ząb za ząb". Było to czystą przyjemnością niczym innym. Zrównamy jednym uderzeniem pół tego budynku. Niedobitki wykończy się w standardowy sposób kulką w łeb. Może uda się zdobyć trofeum by mieć z tego satysfakcje. Nareszcie ten morderca pójdzie do piachu. Kolumna 7 samochodów dostawczych ze wzmocnionymi ścianami blachą i żaglami z kevlar'u przemalowanych na biało zadołowanych sprzętem zmierzała do Warszawy już o godzinie 12 autostradą mknąć prosto na obrzeża. Fałszywe idealnie przerobione tablice łącznie z naklejkami na szybach uniemożliwiały zarejestrowanie przez policje. Do stolicy podjechaliśmy od zachodu zatrzymując się w tamtejszych lasach 10 km od celu ataku, by do końca skończyć przygotowania.
  20. Przyszłem do roboty ogarnęło mnie szczęście że coś się dzieje jak tylko odczytałem maila. Egzekucje czas zacząć ale lepiej się nie śpieszyć bo można coś spieprzyć. Na stół poszła wielka mapa warszawy, parę zdjęć celu i posiadłości trza było rozplanować wszystko krok po kroku z planami awaryjnymi na każdą ewentualność. Biały budynek dość ekstrawaganckim stylu w kształcie szerokiego łuku ( nie znałem rozkładu pokoi) była dobrze strzeżona otaczał ją spory żeliwny płot. Do środka prowadziły 2 bramy. Jedna od przodu, druga z tyłu. Dookoła nie było wysokich budynków. Koło stało biuro adaptacyjne. To dawało do myślenia. Trza będzie wywabić/ wypłoszyć ptaszka z klatki tylko pytanie stanowi jak to zrobić gdy jest to osoba nr 1 w Polsce mającej na usługi wojsko. Bardzo szybka będzie musiała być ta operacja. Ilu ludzi by nie była to armia którą można będzie rozgonić. 20/30 osób z zapleczem technicznym nie więcej. Będzie problem z obserwacją celu. Wszystko na teraz. Ech. Chciałem więc dostałem. Co tu dużo mówić.
  21. (63) Jedna noc tyle zmian w sposobie patrzenia na świat. Obraz się przeczyścił problemy przestały być takie wielkie a wszystko to przez dziewczynę której imienia nawet nie pamiętam. Długonoga o szatynowych włosach do ramion przeciętnej typowej urody , niewyróżniająca się z tłumu. Czułem jej kojące ciepło. Podniosłem głowę. Przez okno wpadały pierwsze promienie słońca. Z ulicy słychać było dźwięki tramwaju, tak więc rynek . Najpewniej. Położyłem rękę na jej biodrze. Mrugnęła tylko coś przez sen. Położyłem głowę na poduszkę gdy z mojego zamyślenia wyrwał mnie regularny stukot. Kopyt chyba ale skąd? Za chwile to samo. Zerwałem się budząc moją towarzyszkę. -Śpij jeszcze czas - rzekła ciągnąc mnie ręką do tyłu do siebie. -Słysz to? - spytałem wskazując na drzwi. -Śpij. Przesłyszało ci się - próbowała wyjaśnić to na swój sposób ale nie wierzyłem jej jak nikomu zresztą wyszyłem z łóżka ubierając slipy. Krzyczała coś ale nie zwracałem na to uwagi. Wiedziałem że coś tu jest nie tak. Jak otworzyłem drzwi wszystko ucichło. Obejrzałem się w prawo i w lewo. Nikogo nie było stała jedynie meblościanka. Mruknąłem idąc wzdłuż niej, Na końcu ktoś stał kogo w ogóle nie powinno tu być. Mała ciemna pegaz źrebak. Zmierzyłem ją wzrokiem. Drżała ze strachu w kopytach ściskając jabłko. Wypuściłem powietrze i wróciłem do pokoju. -Coś się stało? - pytała niepewna drżącym głosem. -Nic. Śpijmy dalej - powiedziałem kładąc się koło niej pozwalając jej mieć własny sekret. Nie interesowało mnie to już. To nie ona była wrogiem zbyt wiele istnień miałem na sumieniu. Nie chciałem kolejnych. Trza pozbyć się źródła bo te w koło nas to zwyczajne pionki.
  22. Wróciłem do siebie. Nic się działo. Było cicho aż za bardzo. Telefony milczały niby dobrze ale czy na pewno? Chodziłem po biurze w te i z powrotem. Z okolicy nad chodziły regularne raporty że nic się nie dzieje aż w to nie wierzyłem. - *****! Ileż można? - przeklinałem pod nosem po czym walnąłem pięścią w ścianę. Poczułem ból który był oczywisty. - Dawid przejmujesz dowodzenie wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. - Wyszedłem bardzo szybko zeskakując z kolejnych schodów. Miałem w głowie plan brzmiący; "Trza se kobitę na jedną noc załatwić".
  23. - Ty nie kazałaś. Ty to zainicjowałaś samą swoją obecnością/ ingerencją. Trzeba było pozwolić się rozpaść nam i tak wszystkich nas czeka to samo. Co to za różnica czy teraz czy za 10 lat? Tylko w czasie. Śmierć to część cyklu tak jak chaos co przez zniszczenie niesie oczyszczenie by odbudować to co zostało unicestwione. Czy ktoś się ze mną nie zgodzi? Czy podważysz to?
  24. - Księżniczko - rzekłem z nieukrywaną pogardą - czy w Polsce od 1991 roku były jakieś większe konflikty? Co się stało po waszym przybyciu? Ile nieszczęść na nas spadło z samej waszej obecności? Ja się pytam; ile razy przetoczył się ból i chaos przez te ziemie? I kto to zapoczątkował bo dla mnie jest to jasne - wyrzuciłem z siebie.
  25. Siedziałem na swym miejscu z kamienną twarzą. Moje oczy śledziły każdy ruch. Byłem czujny jak zwierz. Z każdej strony spodziewałem się ataku/uderzenia. Jak Celestia powiedziała tym swoim głosem że " wita naszych największych działaczy na tej ,,wojnie'' " targną mną gniew. Nie wypowiadały wojny? A wtargnięcie do naszej rzeczywistości nie było jej wypowiedzenie? Siedziałem jednak cicho czekając na rozwój sytuacji.
×
×
  • Utwórz nowe...