-
Zawartość
1771 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Hoffner
-
[sorry z telefonu jak dostane się na kompa to poprawie. Uczciwie jestem od 18.] Nie jak są problemy to masowo. List przyszedł na kolejne zebranie tym razem Celestia zwołała. Solarna tyranka co słońce może nam od tak zabrać. Być może to jest okazja.. Ubrałem się tak jak ostatnio biorąc zupełnie inne nóż. Krótszy dwusieczny wyglądający bardziej na sztylet lub Mizerykordii. W środku znajdował się eliksir humanizacyjny który po wbiciu ostrza można było uwolnić do krwiobiegu ofiary. Tak przygotowany ruszyłem wyporzyczonym samolotem od FOL na miejse spotkania by zobaczyć co mają do powiedzenia.
-
Podnosimy się tyle razy ile upadniemy chyba że nas zabraknie. Miasto Wrocław znowu podniosło się z kataklizmu. Wojna błyskawiczna - mosty wysadzone. Potem przyszli obcy kosmici z niewiadome skąd a na dokładkę incydent z eliksirami w tych walniętych sklepach i szaleństwo z nimi związane. Jednak nie to jest najgorsze. W jednych zachodnich odizolowanych dzielnic pojawiły się niepokojące znaki które oznaczają jedno. Idea imperium z pod znaku słońca próbuje znowu podnieść swój plan czystości rasy aryjskiej z tym powiązaniem że zamierzają pozbyć się z kucami tak zwanych "nieczystych" rasowo ludzi. Na murach pojawiły się swastyki i różne inne rzeczy z tym powiązane albo młodzież się bawi w ten sposób lub coś faktycznie jest na rzeczy. Trza to zbadać dokładnie i wymierzyć odpowiedni wymiar kary zaczynając od korekty zachowania.
-
(Też mam zastrzeżenie co do misji. Nie można tak przeskakiwać. Ludzie by poszaleli i tak dalej. To się kupy nie trzyma. Nie jestem też czy to jest zgodne z kanonem biur...) Jedno ********* za drugim. Najpierw dziwni przybysze co wyparowali a teraz to. ********* można dostać. A wszystko prze te przeklęte kuce. Na ulicach ludzie oszaleli z powodu legalnie sprzedawanych tych walniętych eliksirów ale koniec tego dobrego. Każdy sklep trudniący się sprzedażą został zamknięty. Na ulice wjechały nasze wozy wsparcia. Wprowadzono godzinę policyjną. Trzeba zaprowadzić porządek silną ręką bo inaczej się nie da. Tu trzeba rozsądku. Ograniczyliśmy dostęp do wody co jest skażona całym tym paskudztwem. Rozdajemy zdatną do picia w cysternach i specjalnie wybranych punktach ale i tak jest ciężko wszystkim ją zapewnić. Trza wzmocnić propagandę i zdobyć parę humanizacyjnych by mieć broń w zanadrzu.
-
(Kapitan Bomba) Lizaliśmy rany po wojnie błyskawicznej. Mosty wysadzone Wrocław podzielony ale nie dane było nam odpocząć. Na ulicach pojawiły się dziwne stworzenia. Naprawdę dziwne że kuce przy nich wyglądają normalnie. Porywały ludność z rozkazu jakiegoś tam sułtana kosmitów a czegoś takiego nie mogliśmy znieść. Zaczęliśmy się bronić przed ich natarciem. Lecz napływały cały czas kolejne. Upodobały sobie naszą oczyszczalnie ścieków z niewiadomych przyczyn. Nagle słychać było przeogromny huk pochodzący z góry. Wyszedłem z centrali która była w miarę cała.
-
(2)
-
Wprowadzili mnie do ciemnego pomieszczenia i posadzili twardo na krześle po czym ściągnęli worek. - Kim jesteś, skąd przychodzisz i jaki jest twój cel? - Damian Lis. Wrocław zrzeszenie Białe Wilki. Oferta od FOL - powiedziałem pewnie patrząc mu prosto w oczy. - Co chce niby od nas FOL? Mamy wszystko. - Tak - i zacząłem mówić te same argumenty jakich wtedy użyli by mnie zwerbować. - i co wy powiecie na to? - Ty w FOL? - Zaczął się głośno śmiać i wstał. Miał spokojnie z dwa metry. - Tak jestem w FOL w tylnej kieszeni mam legitymacje. - Jeden z podwładnych wyjął portfel i podał rzeczony kawałek plastiku. - Teraz wierzycie? To się dogadamy czy nie? Oferta jest hojna i daje wiele możliwości niewiele wymagają. - Zamyślił się. - Tam jest wizytówka zadzwońcie jak będziecie gotowi. - Poście go. Jest niegroźny. - Założono mi worek, włożono portfel do kieszeni po czym wyprowadzono mnie rozcinając kajdanki i wypuszczając dokładnie w tym samym miejscu skąd mnie zgarnęli. Potem wróciłem pociągiem do siebie słysząc w radiu o nadciągającej wojnie.
-
Dojechałem do Katowic. Wielkie miasto przemysłowe otoczone kopalniami, hutami i fabrykami. Bez strachu poszedłem na rynek gdzie o dziwo byli nie źle zorganizowani jednak mieli tylko pałki. Nie to co my. Minąłem pierwszy patrol potem dostałem w łeb czymś twardym że mnie zamroczyło potem poczułem plastikowe kajdanki na rękach założone od tyłu i na głowę dostałem czarny worek. Byłem gdzieś prowadzony. Tylko gdzie?
-
Zatarłem ręce gdy przeczytałem wiadomość. Doskonale. Mam zgodę. Cieszyłem się jak małe dziecko. Odbijało mi? Może ale kto by się przejmował. Wydałem stosowne rozporządzenia dotyczące naszego rejonu by mieć wszystko pod kontrolą. Michała z obstawą wysłałem do chłopaków z Poznania. Sam ruszyłem do Katowic lecz najpierw wstąpiłem do optyka po barwione na niebiesko soczewki.
-
Dojechałem do Wrocławia stawiony. Głowa mnie bolała parę godzin wstecz miałem w kawałkach. Jak dotknąłem piersi oprzytomniałem. Ściągnąłem dżinsówke i koszulkę. Na piersi była litera "D". Discord. On był prawdziwy a ja jestem zdrowy. Czyli mogę kontynuować swoją walkę. Weszłem do siedziby to od razu się na mnie rzucili z pytaniami; Co, Gdzie i Jak. Musiałem odpowiadać chociaż nie na wszystko umiałem. Jak im miałem wytłumaczyć z czerwonej tęczówki? Nie umiałem więc nie odpowiadałem bo i tak by nie uwierzyli. Zdali mi raport z sytuacji która wydarzyła się parę godzin wcześniej. Trzeba im przyznać że poradzili sobie. No właśnie trza napisać do zwierzchnika. Bo mam pomysła na umocnienie naszych wpływów... Szanowny Antony Pietrowski! Zwracam się do Pana z pytaniem " Jak wygląda pańskie zainteresowanie rejonami ; Katowic i Poznania." Chciałbym wybrać się w tam w delegacji i zrzeszyć w naszej sprawie tamtejszych przedstawicieli naszej klasy. Zwiększy to nasze wpływy. Nie muszę mówić o korzyściach z tego płynących. Chce podziękować za ludzi/instruktorów których Pan do nas wysłał. Nasze umiejętności i wartość rośnie. Wie pan coś ważnego o chaosie który nawiedził całą Europe? Damian Lis Biały Wilk ...i poszło emailem.
-
- To spadaj jak musisz. Ja jeszcze może zostanę - rzekłem kierując się chwiejnym krokiem na dworzec zahaczając o monopolowy. Ludzie się na mnie wyjątkowo dziwnie patrzyli. To znaczy zawsze to robią ale dziś wyjątkowo czułem ich wzrok na sobie. Zignorowałem to. Zawsze to robią bo jestem inny. Ciekawe co słychać we Wrocławiu jak sobie poradzili z tymi problemami beze mnie o ile to się wydarzyło naprawdę i nie były to tylko zwidy tego który zaraz ma umrzeć. Siadłem pod oknem w odpowiednim pociągu. Tak mi się wydawało i zasnąłem.
-
- No i po balandze. Kuce zawsze wszystko niszczą. Ten Discord to równy gość. - Potarłem pierś na której znajdowała się blizna. - Kiedy następna? - Śmiałem się będąc jeszcze pod wpływem alkoholu i nie biorąc wszystkiego na poważnie.
-
- Mądrze gadasz - skomentowałem - a miałem iść się zastrzelić...
-
- Taa - rzekłem czując drapanie w gardle - przyjaźń to dobra rzecz a tak w ogóle kogo się tak obawiasz że mogą cię zapuszkować i trza będzie cię wyciągać z tego? - spytałem z ciekawością łykając powoli napitek. Nie wypadało odmówić chociaż wina nie pijam.
-
Wziąłem szklankę do ręki. Płyn był dziwny, nietypowe, bardzo gęsty i we wszystkich kolorach tęczy. Nie wypadało odmówić, - Wasze zdrowie. - Podniosłem do toastu po czym szybkim ruchem wlałem wszystko w siebie. Poczułem tylko lekkie pieczenie na języku, Gdy oderwałem naczynie od ust to się zaczęło. Wybałuszyłem oczy. Gardło zaczęło palić niemiłosiernie. Część ciśnienia poszła mi uszami reszta uszła przez buzie w postaci kuli ognia po tym wszystko się skończyło pozostało tylko pieczenie. - Co to było do... - Powstrzymałem się by nie skończyć.
-
Dziękuje. - rzekłem po czym się roześmiałem i napiąłem mięśnie rąk jak kulturysta. Lubiłem to robić. Teraz nawet lewa ręka mi nie przeskoczyła w barku, a zawsze to robiła powodując drżenie całego ramienia co przez to było całe osłabione. Teraz tego nie było. Zrobił to uzdrowił mnie. Odegnał śmierć. Cena? Jedna blizna do kolekcji na klacie to tyle co nic za życie. Kuce za coś takiego dorobiły by mi kopyta.. - Bez urazy ale z tym diabłem to bym po polemizował. Rogi przecież masz i to dwa. Co postawisz to będzie.
-
- Witaj - zwróciłem się do nowo przybyłego - mnie zwą Lisem. - przedstawiłem się gdy zorientowałem się że tego nie zrobiłem. Nie wierzyłem w to co mówi, a może nie chciałem uwierzyć bo pogodziłem się ze śmiercią? To było tak kuszące. Żyć dalej za jedną przysługę jeśli go zamkną. No właśnie jeśli go nie zamkną to w ogóle nie będę musiał spełniać swej części umowy. Jest potężny więc jak jest szansa że to się stanie? Znikoma. Wyciągnąłem nóż z cholewy buta nacinając sobie lekko skórę na swej prawej ręce. - Przysługa za przysługę? - Wyciągnąłem w jego stronę dłoń by przypieczętować umowę.
-
Nie wiem co zrobił. Najpierw poczułem ból potem zobaczyłem samego siebie. Martwego. Przeraził mnie. Jeśli może robić takie rzeczy dookoła. Uśmiercić mnie i ożywić. To co jeszcze potrafi? - Co chcesz w zamian? - spytałem się go na poważnie patrząc w jego żółto czerwone ślepia. Czego zażąda? Nie wiem i to mnie przeraża i wzbudza respekt przed nim.
-
- Taa. A ja zawadiaka 4 poziomu. Pan i władca wrocławskich białych wilków i tancerz pogo jeśli trzeba. - Spojrzałem na niego śmiejąc się. Alkohol chyba mi do głowy uderzał. - Zawsze są ograniczenia których nie da się ściągnąć. Mnie ogranicza ciało którego nie mogę się pozbyć i niby jak chcesz mi pomóc? - zadałem pytanie i sam zacząłem chichotać. Jego śmiech jest zaraźliwy.
-
Nie nadążałem nad tym co się dzieje. Zaraz nastała noc a ja z niewiadomych sobie przyczyn siedziałem w wygodnym fotelu. Dziwne. - Jak dogadać? Tego co mnie czeka nie da się odegnać, chyba że pomogą mi te przeklęte kuce, ale ja do nich nie pójdę. Nie dam sobie dorobić kopyt i wyprać mózgu - wyżalałem mu się i tak nie jest mi pewnie wstanie mi pomóc.
-
Gdy nastąpił huk rozejrzałem się. Koło mnie stał stwór gdzie kuc przy nim był wysoce normalny. Wyciągnąłem butelkę wódki z wewnętrznej kieszeni kurtki i pociągnąłem z niej sporego łyka po czym zamrugałem. To jednak nadal tam było. Określiło samo siebie "Władcą Chaosu". Kto to jest nie wiem, ale jeśli to jego sprawka to musi być równie potężny jak Astralne Siostry. -Żyć - odpowiedziałem mu krótko. Nie zastanawiając się nawet nad tym. Co mam do stracenia? Podałem mu butelkę.
-
Przechodziłem koło Pałacu Kultury i Nauki. Dookoła działy się niestworzone rzeczy. Nigdy nie brałem narkotyków i raczej nikt by mi ich nie podał. Wypiłem też za mało. Stałem pod budynkiem z żelków. Przynajmniej tak mi się wydawało i wołałem do istoty siedzącej na szczycie. - Zejdź tu proszę panie. - I tak mi wszystko jedno. Śmierć się zbliża.Co to w ogóle za dziwoląg?
-
Jechałem pociągiem w ostatnim składzie popijając żubrówkę. Myślałem i myślałem nad tym co mam ze sobą zrobić. „Momento Mori” powiedziałem parę razy w pustym przedziale. Zacisnąłem pięść i trzasnąłem w ścianę wgniatając ją. Poczułem ból. Spojrzałem przez okno. Wjeżdżaliśmy do dużego miasta. Pomyślałem że wysiądę. Bo czemuż by nie? Tak też zrobiłem. Okazało się że znajduję się w stolicy naszego kraju Warszawie. Popatrzyłem na te wysokie budynki. To tu się wszystko zaczęło. Zalegalizowanie biur, marihuany i wielu innych błędów które popełnili rządzący. Skierowałem się do największego biura w Polsce by tam skończyć swój żywot zabijając przy tym jak najwięcej. Chociaż tyle mogę. Nic więcej mi nie pozostało. Niebo zaczęło robić się różowe ale to mnie już nie obchodziło.
-
Obudziłem się nawet nie wiem gdzie. Film mi się urwał na rynku. Białe ściany dość sterylnie pachnące powietrze. Wiele prostych łóżek wykonanych z materacy i metalowych również białych rurek. Jakaś maszyna buczała po mojej prawej stronie. Szpital ale jak? Potem przyszła pielęgniarka co następnie przyprowadziła lekarza. A ten zabrał mi całe życie. Narośl na sercu i na rdzeniu kręgowym nie wiadomego pochodzenia. Zostały mi 3 dni życia jeśli będę się oszczędzał. Może jeszcze tydzień pożyje. Gadka o tym że ich medycyna nie zna lekarstwa ani zabiegu potrafiącego uratować mnie. Jedyne zdolne są te przeklęte kuca. Ale za jaką cenę? Czy nadal będę wolny? Wypisałem się na własne żądanie. Nie będę tam siedział. O nie. Wyszłem. Jeśli mam umrzeć to na pewno nie bezczynnie. Poszedłem na stacje kolejową po pobycie w monopolowym i wsiadłem w byle jaki pociąg powierzając swe życie losowi.
-
Kolejny rutynowy patrol. Tym razem poszedłem sam skontrolować jak zachowują się młodzi. Szedłem za nimi w pewnej odległości. Dostali wzorową ocenę. Godnie nas reprezentowali. Szybkim krokiem gnałem przez rynek zastanawiając się dlaczego nie zabiłem Celestii jak tylko miałem okazje. No właśnie dlaczego? Zadałem sobie to pytanie non stop. Może ze względu na stare zasady które odrzuciłem podczas walki z biurami. Tam każdy był wrogiem. Może dlatego że; Raz to były rozmowy pokojowe. Dwa była przeciwnej płci. To chyba był najmocniejszy argument. A to jej spojrzenie. Jeszcze czuje je na sobie. Jakby potrafiła zobaczyć w głąb mnie. Wzdrygam się tylko jak o tym pomyśle. Kim ona tak naprawdę jest. Aż tak się jej lękam nie wiem. A ja mowie że się śmierci nie boje i jestem na nią gotowy. Czy to prawda? Nie wiem. Moje rozmyślania zostały przerwane. Padłem na ziemie chwytając się za serce. Ciało mnie zdradziło/zawiodło. Straciłem przytomność.
-
(53+4+5-5=57) Słońce zgasło. W mieście zapanowała CHAOS, jaki nie nastał odkąd pojawiły się te przeklęte kuce. Zaczęliśmy ogarniać sytuacje, ale bez użycia ciężkiego sprzętu się nie obeszło. Ludzi było za dużo. Dzięki pomocy instruktorów z FOL szybko się udało opanować sytuacje. Ale mimo wszystko niepokój został, mimo że słońca nie było przez 4 godziny to, co się stanie jak nie będzie go dłużej? Pierwotny lęk się we mnie odzywał. Strach przed nieznanym/niepojętym. Tak jak wilki boją się ognia tak my odczuwamy niepokój przed tym, co się stanie jutro. Umrzemy czy przeżyjemy a jak tak to jak przyjdzie nam żyć? Co czeka nas za zakrętem? Nikt tego nie wie. Podejmujemy kolejne kroki by bronić się przed napastnikiem. Najnowszy projekt „Krokodyle” zapewni nam wsparcie w walce z tym, czym przyjdzie nam walczyć. KROKODYL; Zbudowane na podstawie ciągnika siodłowego z zespawaną nadbudówką z wielu warstw walcowanej brachy z zamontowanymi w przednim pancerzu miotaczowi ognia za zbiornikiem pojemności 400 litrów mieszanki łatwopalnej pozwalającej oddać 40 jednosekundowych strzałów w stronę wroga. Po drugiej stronie wielkokalibrowa śrutówka ładowana jak stary typ armaty od tyłu. Przeciw piechocie karabin maszynowy umieszczony na zewnątrz pojazdu i jeden w przedniej płycie pancerza. Posiadamy 6 takich wozów wsparcia piechoty. Przerabiane są następne.