-
Zawartość
534 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
11
Wszystko napisane przez Socks Chaser
-
( Co? xD A, ok... poprawione. ) W mieszkaniu Knight było cichutko. Z każdą sekundą zaczęłam wątpić w to, że jeden z ogierów tutaj może być. Często wyolbrzymiałam swoje problemy, ale teraz przeszłam samą siebie. Nikt mi nie otworzył, więc włamałam się do domu przyjaciółki, by sprawdzić czy jest u niej jakiś gwałciciel. Wcześniej miałam takie szczęście, że za żaden wybryk nie dostałam, nawet Poke za trzymanie jej za kopytko mi nie przywaliła, ale teraz to nic mnie nie uratuje przed gniewem Knight. Mieszkanie klaczy nie różniło się od mieszkania Pokemony. Układ pomieszczeń był taki sam, ale brakowało tych urządzeń, które stały na większości półek. Sprawdziłam większość pomieszczeń, nim doszło do mnie to, że nie mam tu nic do szukania. Tak czy siak, otworzyłam już drzwi wytrychem, więc powinnam przyznać się Knight do "włamania", by jeszcze nie pomyślała, że ktoś chciał ją okraść. Powoli otworzyłam drzwi do sypialni. Klacz spała na swoim łóżku co chwilę przewracając się z boku na bok i wiercąc się niespokojnie. Wyglądało to tak jakby miała właśnie jakiś koszmar. - Knight, Knight obudź się... - Powiedziałam potrząsając nią.
-
Zapukałam jeszcze raz uderzając w drzwi z większą siłą. Nikt nie odpowiedział. Po przyłożeniu ucha do drzwi nie usłyszałam żadnych głosów dochodzących z mieszkania. Może na prawdę jej nie było? W mieszkaniu Knight było jednak coś dziwnego... coś, co nie pozwalało mi odejść. Chciałam wejść do środka i koniecznie sprawdzić co się tam dzieje. Z kieszeni wyciągnęłam spinkę. Miałam jednak tylko jedną, więc, jeśli, by się złamała jedynym wyjściem byłoby wyważenie drzwi a ja na to była za słaba. Rozglądnęłam się dookoła, by sprawdzić czy ktoś nie będzie mógł mi przeszkodzić w "włamaniu się" do domu Knight. Kucyków zbyt dużo nie było, o tej porze źrebaki były w szkołach a dorosłe kuce w domach lub w pracy. Mogłam, więc siedzieć i dobijać się przez dłuższy okres czasu. Uważając, by nie złamać spinki już na początku włożyłam ją do dziurki od klucza. Z otwieraniem zamków za pomocą wytrychów było u mnie jak z loterią - zależało od szczęścia. Na szczęście zamek w drzwiach okazał się być dosyć łatwy do otwarcia. Za pomocą wykałaczki, która była w tej samej kieszeni co spinka przekręciłam tylko zamek a drzwi otworzyły się skrzypiąc. Starając się nie robić za dużo hałasu zamknęłam za sobą drzwi. W domu faktycznie na pierwszy rzut oka nikogo nie było, ale "na wszelki wypadek" postanowiłam sprawdzić pomieszczenia.
-
Nic. Cisza. Co ta Knight gdzieś poszła? To byłoby co najmniej głupie z jej strony... a może śpi? Mogłabym zostawić ją w spokoju i przyjść później, ale po wczorajszych wydarzeniach miałam trochę złe przeczucia. Można było założyć, że ten czerwonooki mógł mnie śledzić a jego koledzy siedzieli w jakimś areszcie, ale, gdy wyciągali go z windy porządnie dostał, ale uciekł. Dawałoby mi to powody do przypuszczenia, że jego koledzy również mogli spieprzyć. Ale to przecież nie miałoby sensu! Jednorożec dostał w róg, jego kolega walnął łbem w podłogę to przecież niemożliwe, by im się udało. Chociaż... kropki. Gdy byłam na arenie z Knight widziałam na EFS dwie czerwone kropki, ale nie było trzeciej. Może brunatny zwiał z jednym ze swoich kolegów a trzeciego zostawili? W takim razie opracowaliby plan "Ja dzisiaj załatwię tę a ty jutro załatwisz tamtą". Tyle przypuszczeń, tyle scenariuszy! No w mordę... z drugiej strony to wszystko było mało prawdopodobne, ale zawsze lepiej mieć się na baczności. Zapukałam jeszcze raz, ale o wiele mocniej. Jeśli nikt, by nie otworzył przyłożyłabym ucho do drzwi i przez chwilę bym nasłuchiwała. Tak czy siak, miałabym "złe przeczucia". Wtedy poszukałabym czegoś co może posłużyć za wytrych. W kieszeni munduru zawsze miałam jakąś spinkę. Czasami grzywka opadała mi na oko a ja, żeby nie męczyć się z ciągłym jej "zdmuchiwaniem" spinałam ją jakąś spinką. Gdyby nie wypadła mi gdzieś na powierzchni mogłabym otworzyć drzwi... jeśli zaszłaby taka potrzeba.
-
Ruszyłam w stronę hali, która była pierwszym miejscem jakie napotykały kucyki wchodzące do Wieży. Po drodze zauważyłam... szkielet ogiera. Myślałam, że Pokemona mówiła jakieś głupoty z powodu omdlenia. Trupek leżał sobie w jakimś małym ogródku ułożony w dosyć ciekawej pozie. Dookoła chodziły jakieś kuce co chwilę robiąc zdjęcia za pomocą jakichś aparatów. Były to jakby duże pudła stojące na czterech nogach. Nie wiedziałam czy któryś z kuców był od ochrony, ale na wszelki wypadek szybko opuściłam to miejsce. Może jakiś kuc widział jak idę wczoraj w tamtą stronę i mógł mnie powiązać z tym zabójstwem. Po kilku minutach znalazłam się na samej górze. Wieża w środku nie wydawała się już tak duża, ale schodów miała pełno dlatego zamiast iść po prostu leciałam. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam drzwi do domu Knight. Spodziewałam się jakichś... ozdobnych, ale nie wyróżniały się niczym prócz tego, że miały mały witraż przedstawiający marchewkę z rękojeścią miecza. Zapukałam delikatnie.
-
Pokemona wzięła do kopytka śrubokręt i zabrała się do pracy. Najpierw go zresetowała. To jako tako wiedziałam jak zrobić, ale zawsze się bałam, że może coś się stać z plikami a konserwatorka zna jakąś metodę na, to by plików nie "zjadło". Nie mogło a przynajmniej nie powinno mi usunąć plików, ponieważ jest wiele sytuacji, w których PipBuck może przeszkadzać i za każdym razem kucyk musi tracić ważne informacje? Bez sensu. Jak się okazało z "resetowaniem" chodziło o to, by PipBuck ignorował noszącego i nie wyświetlał np. informacji o zdrowiu. Następnie Pokemona postukała w przyciski i odkręciła coś za pomocą śrubokręta. Po chwili urządzenie zsunęło mi się z kopytka. Czułam się teraz dziwnie... lekka. - Dzięki - Odpowiedziałam sięgając po torbę. Schowałam w niej PipBucka a wyciągnęłam czwartą skarpetę. Nie nosiłam jej ze względu na to, że nie wiedziałam jak zdjąć PipBucka, a nawet, jeśli bym wiedziała mógłby mnie nieźle obcierać. Szybko nałożyłam ją na prawą przednią nogę, po czym ruszyłam w stronę drzwi. - Nie wiem, kiedy wrócę! - Dodałam wychodząc. Teraz tylko wejść na najwyższe piętro i znaleźć drzwi z witrażem w kształcie znaczka Knight.
-
Na moje pytanie odnośnie zdejmowania PipBucka Pokemona odpowiedziała bardzo... naukowo dodając też sporo szczegółów. Głupia nie byłam, ale nie spędziłam dużo czasu na studiowaniu funkcji i budowy urządzenia, więc klacz zbytnio mi nie pomogła. Z PipBuckiem spałam, z PipBuckiem się kąpałam... w końcu przyzwyczaiłam się do tego, że moje prawe kopyto jest cięższe od lewego. Urządzenie zdejmowała mi tylko klacz, która pracowała jako konserwatorka, gdy trzeba było coś naprawić. Poke powiedziała jeszcze coś o tym, że Batty nie pierwszy raz przyniósł tutaj coś takiego. Trochę zazdrościłam Pokemonie takiego domu. Mieszkała sama, nikt jej nie przeszkadzał, ale, gdy usłyszałam o tym, że nietoperek przynosił więcej takich "zabawek" pomyślałam, że aż tak dobrze ona nie ma. Klacz zdjęła z półki jakiś "wynalazek" i zaczęła przy, nim grzebać. - Wybacz, ale ja nie rozumiem takich "naukowych" gadek. Możesz mi go zdjąć i pokazać jak się to robi? - Zapytałam wyciągając do niej prawe kopytko.
-
Batty ponownie zaczął jakieś przedstawienie. Co z tym PipBuckiem, którego wcześniej używał do porozumiewania się? Jeśli się zepsuł to czemu nikt go nie naprawił?! Nietoperz najpierw zaczął biegać po podłodze kozłując oko jak piłkę do koszykówki. Dało się słyszeć ciche "plask, plask". Później podskoczył, udał, że trafił do kosza, a następnie uniósł skrzydła w górę w geście tryumfu. To było trochę chore grać organem jakiegoś kuca w kosza. Co prawda moim zdaniem takim gwałcicielom powinno dawać się największe kary, ale używanie ich wnętrzności jako... zabawek było nie na miejscu. - Zamiast bawić się okiem jak piłką mogłeś poprosić kogoś o jakąś gumową piłeczkę. Właśnie widziałeś jak może zareagować przykładowy kucyk na widok gałki ocznej, która nie znajduje się na "swoim miejscu". - Westchnęłam zrezygnowana. Jakoś odechciało mi się siedzieć w tym domu. Miałam jednak doskonały powód, by wyjść. - Poke... muszę pójść do Knight i zobaczyć jak się czuje. Jak skorpion będzie czegoś chciał to cię o tym SPOKOJNIE poinformuje. Na stoliku ma mielone mięso od Navis. - Zapięłam guziki na mundurze i przyciągnęłam do siebie swoją torbę, z której wygrzebałam 50 kapsli na wypadek jakichś wydatków. - Batty pewnie ci pomoże w końcu przyszedł tu pograć w kosza... prawda? - Dodałam mierząc nietoperka wzrokiem i zamykając okienko przez, które wleciał. - A! I, nim zapomnę... jak zdjąć PipBucka?
-
Batty nie zwrócił uwagi na to, że próbuję przytrzymać jego skrzydła i odciągnąć go od Radskorpiona. Nie przestawał piszczeć i skakać po pancerzu, dopóki skorpion... nie wypluł, a raczej zwymiotował oka. Nie pogryzł gałki ocznej tylko połknął ją w całości, przez co ośliniona, oślizgła kulka znów potoczyła się po podłodze. Poczułam jak gdzieś w przełyku "coś się dzieje". Przez chwilę myślałam nawet, że zaraz zwymiotuję na środku pokoju. Nie przestawałam jednak trzymać Batty' ego. Niestety, małe rzeczy jest łatwiej puścić, a gdy takie się jeszcze próbują uwolnić trzymanie ich przez dłuższy czas było po prostu niemożliwe. Nietoperz w kilka sekund po "zwymiotowaniu" oka wyrwał się z moich kopytek i złapał oko w łapki. Po wzniesieniu się wyżej spojrzał na mnie obrażony. O co mu do cholery chodziło?! Sam przyleciał z okiem, więc czego się spodziewał? Myślał, że będę chciała zrobić sobie z niego jakieś trofeum czy jak..., a może chciał ze mnie zrobić wiedźmę i nauczyć robić mikstury z dziwnych składników? Myślałam już, że ten sen o zgwałceniu wszystkich klaczek z mojej Stajni był chory, ale to co się działo teraz biło ten sen na głowę. - Batty co ty robisz?! - Wykrzyknęłam cofając się do tyłu. - Po prostu..., po co ci to oko?!
-
Nietoperz widocznie przerażony moim krzykiem cofnął się szybko do tyłu wypuszczając oko z łapek. Gałka z cichym "plask" spadła na podłogę i poturlała się w stronę Radskorpiona, który natychmiast rzucił się na nie i zjadł. Mój bohater! Gdy tylko oko znalazło się w jego przełyku znacznie się uspokoiłam. Wciąż jednak nie wiedziałam po co temu nietoperzowi oko oraz czemu przylazł z, nim do Pokemony. Nie zdążyłam jednak pisnąć słowa, bo nietoperz rzucił się na Skorpiona skacząc po jego pancerzu i piszcząc histerycznie, jakby to oko było jego największym skarbem. Korzystając z jego nieuwagi rzuciłam się na niego starając się unieruchomić mu skrzydła i przytrzymać Batty' ego przez dłuższy czas. - Batty co ty robisz na miłość boską?!
-
Uśmiechnęłam się. Już chciałam zapytać się czy nie mogłaby zostać "chwilę" ze skorpionem, gdy przez małe okienko obok drzwi wleciał Batty. Po chwili zauważyłam, że w łapkach trzyma jakąś jakby piłkę, tyle że ta wyglądała na... śliską? Wyglądała trochę jak jakaś piłka do golfa, ale z czerwonymi kreskami. Zatrzymałam wzrok na tym dziwnym przedmiocie. Gdy zobaczyłam czym to na prawdę było poczułam jakieś dziwne zimno i przez kilkanaście sekund nie mogłam wydusić słowa. Ten mały debil, bo, inaczej nie mogłam go w tym momencie nazwać trzymał w łapkach cholerne czerwone oko, którego tęczówka "gapiła się" w podłogę! W tym momencie różne myśli przechodziły mi przez głowę. Najczęściej pojawiała się ta dotycząca oka. Po cholerę on przyniósł do mnie to cholerne oko?! Niby te zwłoki już mnie nie interesowały, ale nie oznaczało to, że można mi pokazywać cholerne części ciała! Niemalże od razu odskoczyłam w tył prawie przytulając się do Pokemony. - Batty co ty robisz do ku*wy nędzy?! - Wykrzyknęłam starając się nie patrzeć na oko. - Czemu przynosisz tu te oko?
-
Pokemona powoli usiadła na kanapie. Nie zwróciła większej uwagi na moją delikatność, więc widocznie jej to zbytnio nie przeszkadzało lub najzwyczajniej w świecie nie zwracała na coś takiego uwagi. Wciąż wyglądała na lekko osłupiałą. Widocznie nie zdarzało się jej zbyt często zasłabnąć. Pewnie ja także bym tak wyglądała po odzyskaniu świadomości. Zapewne, mogłabym zobaczyć jak to jest wczoraj, w tej windzie. Pewnie, by mnie spróbowali ogłuszyć... - Szkielet?! - Wykrzyknęłam z niedowierzaniem. Nie pamiętałam, gdzie dokładnie był dom Navis, ale, skoro ogródek miała to może zakopała tam ciało? Nawet, jeśli to czemu "szkielet"? Ciało kucyka nie mogło rozłożyć się w tak krótkim czasie. Może Navis użyła jakiegoś czaru. W tym momencie podejrzewać o to wszystko mogłam tylko ją. Było mi jednak wszystko jedno co stanie się z ciałem brunatnego, więc zbytnio sprawą szkieletu się nie interesowałam. Trochę dziwne było to, że Poke mówiła o szkielecie tak spokojnie. Z drugiej strony nie wychodziłam z domu przez cały dzień, a może obok tego ogródka już prowadzili jakieś śledztwo. - Nie wiem nic o szkielecie i, jeśli jest taka możliwość nie rozmawiajmy o tym. Jak się czujesz? Przynieść ci coś do picia?
-
Co ciekawe Pokemona nie wyglądała na wkurzoną i nie odepchnęła mnie po tym jak złapałam ją za kopytko, mimo iż zrobiłam to w dosyć delikatny i być może także jednoznaczny sposób. Miałam tak, że jeśli chciałam pomóc wstać dla innego kucyka to trzymałam jego kopytko delikatnie, ale u Poke zrobiłam to jeszcze delikatniej. Z mojego punktu widzenia klacz po prostu musiała zwrócić na to uwagę. "Może się jej podobało?" - Pomyślałam żartobliwie. - No oswojony. Uciekł od tych "Skorpionów" co wczoraj pokazywali jak Radskorpiona tresować. Udało mi się nawet go pogłaskać. Widocznie mnie polubił i, im uciekł. - Poke trochę się chwiała i była blada. Mimo, iż już wstała wciąż trzymałam ją za kopytko. Co ja do cholery robię? - Łaziłam po wieży z taką Knight. Kiedyś jej chyba wieżę do muzyki naprawiałaś. Doszło do niezbyt miłego spotkania z kilkoma ogierami, a gdy wracałam do domu spotkałam jednego z nich. Taki brunatny z czerwonymi oczyma. Pomogła mi Navis i ten skorpion no i... tak się tutaj znalazł - Mówiłam prowadząc klacz w kierunku kanapy.
-
Radskorpion od razu ruszył w kierunku drzwi. Wyjrzał na chwilę na zewnątrz, a po chwili schował się za drzwiami. Ja siedziałam przy Pokemonie licząc minuty. Gdyby nie obudziła się w ciągu kilku minut oznaczałoby to, że trzeba wezwać jakiegoś lekarza. Na szczęście Poke szybko odzyskała przytomność. Klacz powoli wstała pocierając swoje czoło kopytkiem. Szybko zamknęłam drzwi. - Dobrze, że się obudziłaś. Trochę strasznie, to wyglądało - Powiedziałam wracając do przyjaciółki. Wyglądało na to, że nie będzie zbyt zadowolona. - Wybacz mi tego Radskorpiona. Mogłam wstrzymać się z pokazywaniem go. Chodź, pomogę ci wstać. - Położyłam swoje kopytko na jej kopycie. Teraz już mogłam się spodziewać niezłego ataku wściekłości ze strony Pokemony.
-
Skorpion powoli wyszedł z pudełka. Pokemona przez chwilę patrzyła na niego, po czym pobladła. Po chwili do moich uszu dotarło głośne uderzenie. Poke bezwładnie upadła na podłogę. Skorpion natychmiast przeniósł wzrok na mnie jakby chciał zapytać, czy zrobił coś źle. Rozumiem, że można się przestraszyć Radskorpiona, ale przecież mówiłam, że jest oswojony. Widocznie była trochę... delikatniejsza ode mnie? Widocznie musiałam zapomnieć o tym, że Poke popilnuje Radskorpiona. Podeszłam do Pokemony starając się przypomnieć sobie co trzeba zrobić podczas omdlenia. Z tego co pamiętałam należało najpierw ułożyć "poszkodowaną" na grzbiecie, unieść kończyny, poluzować np. kołnierz i dać dostęp do powietrza. Później tylko czekać aż się obudzi. Naparzanie kucyka, który zemdlał w głowę lub oblewanie go zimną wodą nie pomagało, a nawet mogło przeszkadzać. Na szczęście nie musiałam Pokemony reanimować dosyć znaną metodą "usta - usta". Poke leżała już na grzbiecie. Wzięłam jakieś krzesło i uniosłam jej tylne nogi tak, by się o nie opierały. Następnie otworzyłam lekko drzwi może powietrza dużo do domu, by nie dotarło, ale zawsze coś. Poke nie nosiła ubrań z jakimś dużym kołnierzem, który utrudniłby jej oddychanie, ale na wszelki wypadek poluzowałam trochę ubranie. Celestio i za chwilę przyjdzie Navis i pomyśli, że się na środku pokoju całujemy... - Mały chodź tu - Powiedziałam do skorpiona - Stań koło drzwi i patrz, czy ktoś tu nie idzie. Tylko się nikomu nie pokazuj. - Rozkazałam dla zwierzaka. Jeśli dobrze wszystko zrobiłam Pokemona obudziłaby się w ciągu kilku minut.
-
Tak jak się spodziewałam - do domu właśnie wróciła Poke. Do pokoju weszła powoli, dysząc. Radskorpion natychmiast wskoczył do pudełka, nim klacz zdążyła go zobaczyć. Mały szybko reagował. Pokemona mówiła coś o swoich zleceniach i mieszkaniu na najwyższych piętrach. Widocznie dzisiaj miała dostarczyć swoje "wynalazki" dla kolejnych zainteresowanych. Krótko po wejściu do pokoju zauważyła karton przykryty kocem. Niby wyglądało to tak jakbym po prostu zrzuciła koc, ale kształt kartonu było widać..., ledwo. Fioletowa klacz musiała mieć niezły wzrok. - Co to za karton? - Zapytała. Zarumieniłam się lekko. Niby wyglądało to tak, że chciałam skorpiona trzymać w tajemnicy, ale tak na prawdę chodziło mi o to, by jak najszybciej ją o tym powiadomić zbytnio jej nie strasząc. Musiałam przyznać, że Poke wyglądała słodko, gdy tak ciężko dyszała. Nie miałam na myśli podtekstów na temat "tego". Po prostu była "słodziutka". Bym zarywała, ale ona powiedziała, że jest z Navis..., a może ona kłamała? W końcu moja "wybawicielka" chodziła po Wieży z jakimś ogierem. Tak czy siak, nie miałam u niej szans. Zostało mi, więc przystawiać się do Knight. - Powiem ci w skrócie. Wczoraj jakiś ogier chciał mnie... - Przerwałam mówienie. Może i miło było usłyszeć wyrazy współczucia od Pokemony, ale wolałam nie mówić jej otwarcie, że prawie zostałam zgwałcona. Gdybym jednak powiedziała, że "chciał mi zrobić krzywdę" w pewnym sensie bym ją okłamała. Mogła uznać, że chciał mnie jedynie pobić, ale tak naprawdę chciał zrobić coś o wiele gorszego - ... zgwałcić. Pomógł mi radskorpion i Navis. - Postukałam kopytkiem w pudełko dając mu znak, by wyszedł. - Wydawał się oswojony no i widocznie czuł do mnie jakąś sympatię. Wszedł ze mną do twojego mieszkania, więc zrobiłam mu małe łóżko.
-
Grzywę suszyłam w lekkim pośpiechu. Może Poke nie była jakaś strachliwa, ale, gdybym zobaczyła radskorpiona w swoim mieszkaniu, w którym dodatkowo przebywała moja przyjaciółka, to od razu bym gdzieś uciekła. Szybko wysuszyłam grzywę, ogonem aż tak się nie przejmowałam, ale go także zdążyłam trochę wysuszyć. Nikt nie dzwonił, nikt też nie przekręcał klucza w drzwiach. Postanowiłam, więc się jeszcze trochę przyczesać. Nie minęła minuta, gdy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Odłożyłam grzebień i wyszłam z łazienki. Chciałam, by wyglądało, to tak jakbym właśnie miała wychodzić.
-
Radskorpion pomachał swoim ogonem i wyszedł z łazienki. A może, to jest samica i to "drugie żądło" nie miało większego zastosowania i pomagało jedynie odróżnić płeć? Nie wiem..., gdybym spotkała Navis od razu musiałabym się o to zapytać. Wzięłam suszarkę do kopytka. Im szybciej wysuszyłabym grzywę i ogon tym lepiej. Gdyby Poke zobaczyła sporego skorpiona łażącego po pokoju pewnie od razu padłaby na zawał. Lepiej byłoby, gdybym zdążyła jej wszystko wytłumaczyć.
-
Po krótkiej obserwacji mogłam już krótko opisać jego wygląd. Był on koloru ciemnogranatowego. Wyglądał, jednak na niemal czarnego, więc można było powiedzieć, że był czarnego koloru. Miał też "podwójne" żądło. Celestio poratuj mnie ja nie myślałam o kupnie skorpiona na poważnie! Wyglądał na cesarskiego, ale czy na pewno, nim był nie byłam pewna. Może z tym żądłem, to przez mutację? Ogólnie, to cały wyglądał na jakby lekko zmutowanego... - Widzę, że jesteś "unikatowy". - Skończyłam już wycierać zwierzaka. Nad gatunkiem tego radskorpiona mogłam już równie dobrze nie myśleć. Navis pewnie wiedziała więcej ode mnie. Dla mnie był to po prostu "unikat". Był sobie skorpion cesarski, który w wyniku mutacji zmienił trochę swój kolor i wykształcił dodatkowe małe żądełko. Navis zapewne nazwę tego gatunku znała na pamięć... pewnie nawet, jeśli ten w ogóle nie istniał. - Wybacz, ale teraz chcę wysuszyć grzywę. Ty posiedź w pokoju i poczekaj na Pokemonę - Powiedziałam odkładając ręcznik.
-
Radskorpion stał grzecznie na swoim miejscu. Czasami cicho jakby pomrukiwał. Widać było, że mycie go sprawiało mu przyjemność, ale było, to, jednak trochę dziwne, ponieważ przez płytki pancerza nie mógł nic czuć. Zwierzęta miały różne dziwne zachowania. Dokładnie umyłam jego pancerz na tułowiu, odnóża i szczypce... czy kleszcze. Ogon też spróbowałam, ale nie zbliżałam kopytka do jego żądła. Może i nie chciał mnie ukuć, ale ja mogłam przypadkiem natrafić nogą na jego żądło. Po umyciu przystąpiłam do wycierania jego pancerza ręcznikiem. - Wybacz, że tak szybko, ale trochę boję się, że dużo wody może zaszkodzić dla takiego zwierzaka jak ty - Powiedziałam wycierając jego tułów. W Stajni miałam ochotę na hodowanie jakiegoś pająka, a później także i skorpiona, ale uznałam, że będzie to dla mnie za trudne. Do tego musiałabym pewnie być jakimś jednorożcem, by tego skorpiona wyciągać za pomocą pęsety. Teraz, jednak miałam własnego, ale nie byłam z tego zbytnio szczęśliwa. No, chyba że dałoby się go jakoś zmniejszyć, gdy będę chciała wrócić do Stajni. Wtedy byłabym, po prostu szczęśliwa. - Ciekawe jakiego ty jesteś gatunku co? - Dodałam kończąc wycierać tułów. Spróbowałam przypomnieć sobie wygląd tych kilku gatunków, które jeszcze pamiętałam. Z tego co wiedziałam najwięcej radskorpionów powstało ze zmutowanych skorpionów cesarskich. Było, jednak sporo skorpionów z gatunku "Euroscorpius Carpathicus". Dziwne te nazwy...
-
Radskorpion wciąż ocierał się o tą pianę, ale, gdy usłyszał o myciu go gąbką usiadł na środku łazienki i czekał. Kurde, gdybym nic nie mówiła może, by sobie poszedł, a teraz jeszcze będę go myć. Głupio było, jednak nagle zmienić zdanie. Mały nie chciał, jednak wyjść. Zamierzał czekać aż się wykąpię. Czułam się trochę dziwnie przez jego obecność, ale to w końcu nie był inny kucyk tylko zwierzę. Im raczej było wszystko jedno. Woda przyjemnie grzała, ale kopytka powoli zaczęły się jakby marszczyć. Wyszorowałam się, więc gąbką i przy okazji umyłam grzywę i ogon. Po wyjściu z wanny i wytarciu się ręcznikiem wydawało mi się, że wszystko zaczęło pachnieć... świeżej. Zostało mi tylko umyć skorpiona i wysuszyć grzywę. - Dobra... jak będzie ci coś nie pasowało, to spróbuj nie wiem... zapiszczeć? Czy jakie tam dźwięki wydają skorpiony. - Powiedziałam mocząc gąbkę w wodzie. Dla skorpiona nie trzeba było wiele, po prostu wypucowałabym mu pancerz gąbką i, gdyby chciał użyłabym jeszcze mydła. Z tego co wiedziałam skorpiony nie potrzebowały mycia się, ale maluch widocznie widząc jak się kąpię też chciał spróbować. Pewnie chciałby posiedzieć w wannie, ale trochę ważył, więc jeszcze się utopi. Poza tym wydawało mi się, że skorpiony nie lubią zbyt dużo wody. Po namoczeniu gąbki stanęłam przy, nim. Nie miałam zielonego pojęcia co najpierw mam mu myć. Postanowiłam spróbować od grzbietu..., czy tułowia. Przy okazji uważałam na, to by woda nie wleciała mu do oczu.
-
Nie było mi, jednak dane odpocząć w spokoju. Piany było bardzo dużo i trochę wypłynęło poza wannę. Skorpion wyczuł okazję do zabawy i po chwili wlazł do łazienki. Trochę poturlał się po ziemi, a gdy zobaczył pianę zaczął ocierać się o miejsca, w których się znajdowała. Może też chciał się wykąpać? Skorpiony w ogóle się kąpią? - Wybacz, ale tutaj nie ma miejsca dla kucyka i skorpiona - Powiedziałam wyglądając zza wanny. Trochę dziwnie musiałam wyglądać bez tych nieodłącznych skarpetek - Jeśli chcesz to gdy ja się wykąpię wyszoruję cię za pomocą gąbki. Poza tym jeszcze się utopisz w tej wodzie. - Trochę przesadziłam z ilością wody. Skorpion przez swój ciężar mógłby pójść na dno.
-
Napuściłam wody do wanny. Co ciekawe była ciepła co było raczej rzadkością. Kran działał trochę, inaczej niż te ze Stajni. Gdy odkręcało się kran w Stajni miało się uczucie, że woda jest jakby wypierana ze środka, a w domu Pokemony, po prostu... wypływała. Gdyby ten kran umieścić na suficie, by robił za prysznic umycie się trwałoby dłużej, ponieważ woda wolniej zmywałaby pianę z grzywy i pozostałości szamponu. W czasie, gdy wanna powoli napełniała się wodą ja szukałam jakiegoś mydła. Szampon oczywiście łatwo było znaleźć. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam jakieś mydło o ładnym zapachu. Nie wiedziałam, jednak, czy to jakiś kwiat, czy może owoc. Zdjęłam mundur i skarpetki. Może, to przez te długie skarpety ten ogier gapił się na mnie z taką uciechą? Wisiorek od Lucky Gambit był na swoim miejscu - szyi. Gdy rozłożyłam się w wannie miałam tylko nadzieję, że nikt mi nie będzie przeszkadzał. Chciałam się jeszcze trochę rozluźnić, a nie od razu myć.
-
Batty uśmiechnął się, po czym zrobił ukłon. Mały widocznie wiele wiedział o dobrym zachowaniu. Mi rzadko zdarzało się mówić, chociaż "dzień dobry". Z czasem się to zmieniło. Wtedy mówiłam "dzień dobry" aż zbyt często. Batty wyleciał przez okno. Mieszkanie Pokemony miało okno niedaleko drzwi, podobnie jak w sklepie zoologiczny, ale o wiele mniejsze, by nie okazało się, że ktoś podgląda domowników. Oprócz tego było coś w stylu rolety. Wstałam z kanapy i zamknęłam okno dodatkowo zasłaniając ją roletą i wróciłam na swoje miejsce. Skorpion w tym czasie zdążył się obudzić. Zlazł z kanapy i schował się w swoim pudle. Wreszcie miałam całe legowisko dla siebie. Leżąc tak zaczęłam wpadać na dziwne pomysły. A, gdyby tak wejść do pokoju Poke i zobaczyć, czy nie chowa tam jakichś gazet dla "dużych kucyków"? Szybko, jednak z tego pomysłu zrezygnowałam. Może i byłam wredna, ale nie aż tak, by łazić po czyimś pokoju i szukać jakichś głupich gazet. W końcu postanowiłam pójść i się wykąpać. Pudło nakryłabym kocem i jakby Pokemona weszła do domu nie zauważyłaby, że ma nowego domownika. Przykryłam, więc Pudło kocem tak, by wyglądało, to tak jakbym, po prostu się odkryła. Przy okazji szepnęłam do śpiącego malucha, że "będę w łazience". Może nie zasnął jeszcze na dobre. Gdy upewniłam się, że Pokemona nie zobaczy pudła ruszyłam w stronę łazienki.
-
Z każdą łyżką ból się zmniejszał. Było, to dosyć... przyjemne uczucie. Miło było poczuć taki ból, który powoli znikał. Smak, jednak z każdą łyżką stawał się coraz gorszy. W końcu musiałam się zmuszać do dalszego jedzenia. Zjadłam, jednak tyle, ile mogłam. Poczułam się tak jakby kurczyło mi się gardło, a papka chciała wrócić tam skąd przylazła. To lekarstwo było najpaskudniejszym ze wszystkich jakie kiedykolwiek zażywałam. Po odstawieniu michy na stół zaczęłam energicznie kaszleć tak jakbym się krztusiła. Szybko "zagryzłam" lekarstwo ryżem, by móc, chociaż przez chwilę odpocząć od tego paskudnego smaku.
-
Papka smakowała jak zgniłe ogórki. Nie jadłam takowych, ale pewnie smak był zbliżony. Poczułam jednak, że ból słabnie. Nie spodziewałam się takiego szybkiego działania. Od razu zjadłam kilka kolejnych łyżek.