Skocz do zawartości

Socks Chaser

Brony
  • Zawartość

    534
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    11

Wszystko napisane przez Socks Chaser

  1. Poke i Navis najadły się równie szybko co ja. Resztki jedzenia i brudne naczynia szybko zniknęły ze stołu. Troszeczkę pomogłam zbierając sztućce i małe talerzyki. Postanowiłam jeszcze trochę posiedzieć przy stole, by zapytać się Navis na osobności o powód jej gościnności. Ta sprawa pewnie nie dawałaby mi spokoju przez całą noc. Nie zauważyłam nawet, kiedy na stole znalazła się jakaś serweta z figurką jednorożca na środku. Szczerze nawet nie zwróciłam na nią uwagi.
  2. Po jakimś czasie zegar wybił godzinę 3. Oznaczało to, że do spotkania z Knight miałam jeszcze równo 3 godziny. Nie pamiętałam, kiedy przyszłam na ten cały obiad, ale pewnie godzinka zdążyła minąć. W końcu nie mogłam zjeść więcej. Na pewno zjadłam dość sporą miskę sałatki, trochę kanapeczek, rosół i kilka marchewek. Było tego, jednak o wiele więcej. Dopiero, gdy byłam pełna zadałam sobie pytanie "Czemu ta Navis zrobiła się nagle taka miła?". Na początku też zadałam sobie, to pytanie, ale szybko o, nim zapomniałam. Od czasu spotkania jej niedaleko Ponyville aż do przybycia do Wieży się tak nie zachowywała w stosunku do mnie. Raz nawet złapała mnie za szyję. Myślałam wtedy, że mnie zaraz zabije. Można było powiedzieć, że chciała mnie przeprosić za swoje zachowanie zapraszając mnie na ten obiad, ale do niej, to zbytnio nie pasowało. Nigdy nie lubiłam drążyć takich tematów, ale jakiś powód musiała mieć. Nie chciałam, jednak pytać się jej w tym momencie. Najbardziej odpowiadało mi jakieś ustronne miejsce, w którym nikt, by nas nie podsłuchiwał. Z niewiadomego powodu wydawało mi się, że chodzi tu o coś innego niż jakieś przeprosiny.
  3. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc, po prostu kiwnęłam głową. Wciąż się trochę wstydziłam. Nie było, to raczej spowodowane obiadem na, który zostałam tak nagle "zaproszona" ani kiecką w którą byłam ubrana, ale tym, że obok mnie siedziały Pokemona i Navis. Nie przeszkadzało mi towarzystwo tych dwóch klaczek, ale troszeczkę mnie ono peszyło. Pokemona wzięła sobie jedną z kanapeczek znajdujących się na jednym z talerzyków, a Navis nalała sobie rosołu. Do mnie podjechała miska z jakąś sałatką. Widocznie Navis chciała mi trochę pomóc się uspokoić i podsunęła mi jakieś danie bym wiedziała, że niepotrzebnie się wstydzę. Rumieniec na szczęście szybko zniknął z mojego pyszczka, a ja zajęłam się jedzeniem sałatki.
  4. Poczułam lekkie mrowienie w kopytku. Po chwili mogłam już ruszać prawą nogą. Nim, jednak zdążyłam sięgnąć do kija, który był przywiązany do kopyta on, po prostu... zniknął. Również moje ubranie ochroniarza Stajni gdzieś wyparowało. Zostało ono zastąpione przez bardzo wygodną i co najważniejsze - pasującą na mnie turkusową kieckę z falbanami, która lekko sięgała mi za znaczek. Do tego moja grzywa też była taka trochę... inna. Byłam trochę podobna do Daisy Blossom, tyle że ona miała też zawiązany kucyk. Teraz, to wszystko wyglądało jak jakaś randka... pewnie i nią była. Do pomieszczenia weszła też Navis. Jeśli ktoś mógł mnie w tę "kieckę" ubrać, to na pewno ona. Szczerze, to niezbyt mi ona przeszkadzała. W Stajni dość często ubierałam taką sukieneczkę, ale i tak wolałam chodzić ubrana w żółto-pomarańczowe siodło z jasnożółtą derką. Derka trochę zasuwała znaczek, ale nawet ładnie w tym siodle wyglądałam. Navis usiadła obok mnie razem z Pokemoną. Obie były uśmiechnięte i wesołe. Zrobiło mi gorąco , a rumieniec stał się o wiele bardziej widoczny. "Co to, już nie można kucyka na obiad zaprosić?" zapytała się Navis, gdy zauważyła moje zmieszanie. Od razu zrobiło mi się trochę lepiej i jakoś się uspokoiłam. Jakiś, jednak powód musiał być by mnie zaprosić. No i ta kiecka... - No pewnie, że można, ale... zaskoczyłyście mnie tym wszystkim i nie wiedziałam co powiedzieć - Zrobiłam krótką przerwę, po czym dodałam - i wciąż nie wiem jak mam na, to odpowiedzieć. Czy podziękować, czy przemilczeć...
  5. Zauważyłam, że Poke ma grzywę ułożoną w coś w stylu fal. Moja bliska przyjaciółka - Daisy Blossom - miała, podobnie. Jej długa grzywa jakby "spływała" po jej szyi. Pokemona miała trochę krótszą, ale i tak wyglądała, po prostu... pięknie. W pomieszczeniu, do którego weszła Pokemona stał stół. Podobnie jak ten dzwonek i żyrandole wyglądał jakby zakoszono go z jakiegoś bogatego domu. Teraz nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa. Zadawałam sobie jedynie pytanie "Co tu się dzieje?!". Do tego trochę się zawstydziłam przez to, że zostałam postawiona w takiej sytuacji, nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć, jak zareagować. Można, to było zauważyć po rumieńcu, który pojawił się na moim pyszczku. Usiadłam przy stole. Unieruchomione kopytko zwisało bezwładnie po mojej prawej stronie, a lewe położyłam przed sobą na stole. Trochę się uspokoiłam, ale wciąż nie wiedziałam, o co chodzi. Co chwilę zerkałam raz na Pokemonę, raz na jedzenie.
  6. Spojrzałam na Pokemonę unosząc lekko jedną brew. To co się tutaj działo było zbyt dziwne jak na moją umiejętność pojmowania i rozumienia. Nie wiedziałam, czy mogę już iść, czy co. Po co wysyłała Batty' ego po mnie, skoro miałam jedynie zadzwonić dzwonkiem i iść? - Czyli? Mogę już sobie pójść, czy jak? - Zapytałam podążając za Pokemoną.
  7. Weszłam do domu jak kazała Pokemona. Zbytnio nie rozglądałam się po wnętrzu. W Stajni były wygody o jakich kucyki z powierzchni mogły sobie pomarzyć. W Wieży Tenpony też nie było tak źle, więc nie miałam czym się zachwycać. Warte uwagi było to, że mieli drewniane ściany. Na zewnątrz ściany i sufit były z tynku, betonu... na pewno nie były z drewna. Pokemona zaczęła się czepiać, że długo czekała jakbym w ogóle wiedziała, że mam do niej przyjść. Dałam jej skończyć, po czym odpowiedziałam: - Wybacz, ale mnie nie wołałaś. Nie wiedziałam nawet, że mam ci w czymś pomóc.
  8. Po chwili w drzwiach stanęła Pokemona. Widocznie trafiłam do "Państwa coś tam". Zdążyłam już zapomnieć ich nazwę Shiny, Shine... coś takiego. Trochę byłam zdezorientowana tą całą sytuacją. Rozmawiam z nową przyjaciółką, przychodzi Batty, który przerywa rozmowę bym pomogła mu zadzwonić w jakiś dzwonek. No cholera... - Batty nie mógł dosięgnąć do dzwonka, więc poprosił mnie o pomoc... i przerwał mi rozmowę z "pewną" klaczką. - Powiedziałam spoglądając na nietoperza. Westchnęłam przewracając oczami i wydając z siebie pomruk niezadowolenia. - Więc musiałam przerwać rozmowę, by zadzwonić dzwonkiem? - Zapytałam z widocznym znużeniem - Czy może mam w czymś pomóc dla Pokemony?
  9. Nietoperz ustawił się pod dzwonkiem. Wpatrywałam się w niego z widocznym zaciekawieniem. Zwierzak zaczął podskakiwać próbując sięgnąć dzwonka. Trochę zdenerwował mnie fakt, że przyprowadził mnie tutaj po, to bym jedynie zadzwoniła, chociaż... Knight i tak szła do pracy. Mogłam, jednak zdążyć ją o coś zapytać... cokolwiek - Gdzie pracuje, czym się zajmuje. - Dobra, ale, jeśli okaże się, że potem będę musiała się tłumaczyć dla jakichś nieznajomych, to zeżre cię pierwszy lepszy stwór - Powiedziałam zbliżając się do dzwonka. Trąciłam go tak, by przypadkiem niczego ni popsuć, ale, żeby kucyki w środku ten dzwonek usłyszały.
  10. W końcu Batty zaprowadził mnie przed drzwi jakiegoś domu. Od razu można było zauważyć, że należą do jakiejś "elity", chociaż... tutaj każdy kucyk w porównaniu z tymi mieszkającymi w Nowej Appleloosie wyglądał na najbogatszego kuca na świecie. Obok drzwi znajdował się srebrny dzwonek trochę jak w sklepie. Samo wejście wyglądało na dość drogie. Nie wiem, czy to z powodu jakiegoś metalu, którym mogły być ozdobione, czy może drewna, z którego te drzwi zrobiono, ale, po prostu nie dało się powiedzieć "Te drzwi wyglądają jakby mieszkali tutaj pijacy". Nawet, jeśli były zrobione z najrzadszego drewna w Equestrii i tak były bardzo stare. Nie potrafiłam określić wieku, ale z 50 lat bym na pewno dała. Wciąż, jednak nie wiedziałam po co Batty mnie tutaj prowadził. - I? To wszystko? Chciałeś mi pokazać drzwi? - Spojrzałam na Batty' ego. - Jeśli chodzi ci o wyciągnięcie ich z zawiasów, to na moją pomoc nie masz co liczyć.
  11. Nie zdążyłam odpowiedzieć. Poczułam jak coś łapie mnie za unieruchomioną nogę. Knight odskoczyła jakby zaatakował mnie Radskorpion..., a to było dość straszne cholerstwo. Gdy tylko zobaczyłam, że to Batty miałam ochotę przywalić mu z całej siły. Najgorsze było to, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że z kimś rozmawiam i przez niego mogłam sobie narobić wstydu. Odepchnęłam go lekko lewym kopytem. - Wybacz, to jest... - Westchnęłam zrezygnowana. - ...zwierzak przyjaciółki. Niestety, rzadko zwraca uwagę na to, że z kimś rozmawiam. Postaram się przyjść trochę wcześniej... może o 17 - Wytłumaczyłam dla klaczki. Batty złapał mnie za kopyto pokazując żebym szła za, nim. Miałam nadzieję, że jeśli Batty miał jakiś problem, to będzie można rozwiązać go najwyżej w kilka godzin. Nie chciałam się spóźnić. Ruszyłam za nietoperzem. Co prawda do 18 jeszcze trochę zostało gdzieś 8-9 godzin w końcu, to był poranek, ale ten nietoperek widocznie miał jakiś poważniejszy problem... "Pokemona i Navis się kłócą..." pomyślałam sobie z szelmowskim uśmiechem. - Mogłeś wybrać lepszy moment. Co takiego się stało? - Zapytałam się Batty' ego.
  12. Gdy znalazłyśmy się na zewnątrz zauważyłam, że kucyków już tak mało nie jest. Pewnie szły do pracy. Hol był lepiej oświetlony od Restauracji, przez co mogłam zauważyć, że znaczek Knight był marchewką z rękojeścią miecza, a nie jak myślałam wcześniej - ostrzem. Klacz poinformowała mnie o tym, że właśnie musi iść do pracy. Zapytała się też, czy spotkamy się później. Nieźle się ucieszyłam. Skoro spytała się, czy później będziemy mogły się jeszcze spotkać, to pewnie mnie polubiła. - Pewnie tylko muszę wiedzieć, gdzie i, o której godzinie - Odpowiedziałam z uśmiechem.
  13. Ja również się uśmiechnęłam. Już zdążyłam tę klacz polubić. Wstałam i zasunęłam krzesło. Po uśmiechu Knight wywnioskowałam, że moje towarzystwo niespecjalnie będzie jej przeszkadzało. Ruszyłam za nią do wyjścia.
  14. Odwzajemniłam uśmiech.Knight... jej imię pasowało do znaczka. Nie było, to pewnie pełne imię, ponieważ imię wielu kucyków składało się z dwóch słów, tak jak u mnie. Niektóre miały imiona jakby połączone. Knight było, więc pewnie jakimś zdrobnieniem. Knight dokończyła szarlotkę i zostawiła kapsle za jedzenie. Spojrzała na mnie jakby chciała zapytać, czy będę coś zamawiała. Musiałam przyznać, że miałam mały problem z odpowiedzią. - Jeśli chcesz zapytać się, czy będę coś jadła, to... raczej nie. Gdy tutaj przybyłam było dosyć późno i zjadłam dwa duże naleśniki, więc aż tak bardzo głodna nie jestem.
  15. Klacz spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Było, to logiczne w końcu stolików wolnych było pełno, a ja dosiadałam się akurat do tego. Usiadłam na krześle tak, by nie robić zbyt dużo hałasu. W ogóle nie wiedziałam jak powinnam zacząć. Jakoś rozpocząć rozmowę może się przedstawić... może nie wyglądałam jak jakiś zabójca na zlecenie, ale to, że przysiadłam się do stolika przy, którym siedział już inny kucyk mogło wydać się trochę dziwne lub podejrzane. Postanowiłam zaryzykować i powiedzieć to, co wydawało mi się "najbezpieczniejsze". - Wybacz, że jeszcze się nie przedstawiłam. Jestem Socks Chaser. Jestem tu od wczoraj i chciałam się czegoś o tym miejscu dowiedzieć lub kogoś poznać - Powiedziałam z serdecznym uśmiechem, po czym dodałam - Wiesz..., jeśli moja obecność ci przeszkadza, to mogę odejść... nie ma sprawy.
  16. (Głownia - Służy do zadawania i odparowywania ciosów, czyli w skrócie : to czym naparzasz we wroga... chyba) Zespołu nie było. Pewnie grali jedynie wieczorami. U nas też tak było. W Stajni było coś w stylu kawiarni lub restauracji. Żeby trochę umilić czas każdego wieczora grano tam różne piosenki. Oprócz umilania czasu innym kucykom miało, to jeszcze jeden cel. Podobno kucyki mieszkające w Stajniach mogły po jakimś czasie czegoś dostać. Nie chodzi o jakieś wymioty tylko o jakieś "psychozy". Nawet nie wiem jak się to nazywało. Chodziło o to, że kucyk ciągle odczuwał strach i smutek, czy coś takiego. Ciągle pisano jakieś piosenki, malowano ściany, urządzało się zabawy, żeby tylko nikt nie dostał depresji. Ja nigdy czegoś takiego nie miałam. Stajnia była przeze mnie uznawana za coś w stylu świata. Nie przeszkadzało mi, więc to, że w Stajni trzeba było rodzić się, żyć i ginąć. W końcu, to był cały świat. Klacz jadła właśnie szarlotkę. Ja wolałam sernik. Trochę ciekawiło mnie skąd oni mają tutaj tak dobre jedzenie. Co prawda Wieża była miejscem pełnym kucyków ubranych w jakieś suknie i garnitury, ale to był POWOJENNY świat. Nie wiem... może z jakiejś innej Stajni też wyszli i dali kucykom z powierzchni jakieś nasiona. Tak też mogło być. W okolicach Ponyville było najgorzej. Cieszyłam się, że w bibliotece nikogo oprócz mnie i bandytów nie było. Pewnie bym tam ciągle wracała, byle kogoś uratować. Gdy zbliżyłam się do klaczki na jakieś 5 metrów zauważyłam jej znaczek. Przedstawiał on marchewkę, która zamiast zielonej natki miała ostrze lub rękojeść miecza. Gdyby była, to rękojeść wyglądałoby to, jak pomarańczowy zakrzywiony nóż. Marchewek nie lubiłam. Gdzieś w wieku 16 lat mój wzrok trochę się popsuł. Później Mendeley usłyszała, że marchewki są dobre na wzrok i ciągle znosiła je do domu. Codziennie musiałam je jeść. Chyba trochę pomogło, a wada zbyt duża nie była, więc okularów nie nosiłam. - Przepraszam... mogę się dosiąść? - Zapytałam się stawiając lewe kopyto na oparciu wolnego krzesła.
  17. Zeszłam po schodach na niższe piętro. Zbyt wielu kucyków nie spotkałam. Też lubiłam sobie pospać do 13. Oficera w ochronie zdobyłam dzięki temu, że mój tata był tam bardzo wysoko postawiony i mógł awansować innych. Nie było, to, jednak tak, że już po tygodniu mnie awansował. Trochę się, im przysłużyłam, a bycie ochroniarzem nawet mi się spodobało. Lubiłam swoją pracę. Nawet dzięki takiemu staniu na jednym piętrze mogłam poczuć, że się do czegoś przydaję i dzięki mnie Stajnia jest bezpieczniejsza. Ochroniarz oprócz pilnowania musiał też trochę się porozglądać za czymś co należało naprawić. Najczęściej jakaś lampa mrugała lub rura była dziurawa. Trochę tych mrugających lamp znalazłam, więc na awans na kogoś tam tak, czy siak bym dostała. W restauracyjce było, podobnie jak w całej wieży. Oprócz mnie w środku były też 3 klacze. No szaleństwo, po prostu. Celestia widocznie zwróciła zbyt dużą uwagę na moje prośby. Najsympatyczniej wyglądała ziemska klacz z sierścią o kolorze turkusu. Grzywę miała w kolorze mojej sierści, tyle że chyba trochę jaśniejszą. Akurat z "ziemniakami" łatwiej mi się rozmawiało. Byle tylko pogadać... Powolnym krokiem ruszyłam w kierunku jej stolika. Przy okazji rozglądałam się też za innymi kucykami. Przecież było niemożliwością, by nikt teraz nie jadł! Przecież tutaj mieli najlepsze naleśniki!
  18. Restauracje takie same, a barów brak... wyżej musieli jakiś mieć. Przypomniałam sobie, że od rana nic nie jadłam. Nie chciałam tracić czasu na szukaniu jakiejś restauracji. Zeszłam, więc na niższe piętro, by najeść się naleśnikami w tej, w której wczoraj jadłam. Do tego błagałam samą Celestię, by była tam jakaś klacz... Żeby, chociaż popatrzeć lub pogadać.
  19. Jakoś weszłam po schodach na kolejne piętro. Jak wchodziłam po kolejnych stopniach ciągle dało się słyszeć "stuk, stuk, stuk". Kolejny powód, dla którego chciałam szybko ten kij zdjąć. Ledwo stanęłam na ostatnim stopniu schodów, a już zauważyłam "kogoś" podobnego do Navis. Kogoś, ponieważ ta klacz raczej mi się z Navis nie kojarzyła. Była ubrana w złotą suknię, a grzywę miała spiętą w kok. Do tego była uśmiechnięta. Nie, to nie mogła być Navis. Ona uśmiechnęła się jedynie 2 razy - Najpierw w Nowej Appleloosie, a potem gdzieś w połowie drogi do Wieży Tenpony. Klacz rozmawiała z jakimś ogierem, który troszeczkę przypominał mi tego z restauracji. Jeśli, to serio była Navis, to ja już w ogóle nie widziałam co tu się dzieje. Celestio wyratuj mnie z tego koszmaru! Tak czy siak, szła z tym ogierem do kolejnej restauracyjki. W takim razie na razie moją listę rzeczy do zrobienia musiałam trochę skrócić. Potem bym ją gdzieś złapała i poprosiła o zdjęcie czaru. Coś mi mówiło, żeby lecieć do Pokemony i wszystko wygadać, ale sama nie mogłam się w tym wszystkim odnaleźć, więc postanowiłam, to, po prostu zignorować... i do tego nawet nie wiedziałam, czy to na prawdę jest Navis. Z mojej listy zostało teraz "znalezienie kamrata", czyli "Zakochaj się w jakiejś klaczy". Ruszyłam, więc w poszukiwaniu jakiegoś baru, czy czegoś takiego mając nadzieję, że jak już będzie okazja nie będę musiała zaczynać rozmowy. Nie potrafiłam zagadywać innych i wolałam jak mój rozmówca zaczynał rozmowę.
  20. (Poprawione) Gdy wyszłam na zewnątrz Pokemona wzięła skrzynkę i wyszła za mną. Powiedziała, że idzie do państwa Shine, że wróci za jakąś godzinę i mogę się rozgościć. Nie wiem, o co jej dokładnie chodziło z tym "rozgoszczeniem się", ale, jeśli chodziło o mieszkanie, to musiała na prawdę oderwać się od rzeczywistości. Nie miałam, jednak powodu, by się o to czepiać. Czasami też tak miałam. Oparła się o tę skrzynkę przednimi kopytkami i zaczęła ją pchać przed siebie w nieznanym mi kierunku. Prawie zapomniałam o tym co chciałam zrobić... poprosić o zdjęcie czaru z nogi i znalezienie nowego kamrata..., czyli kogoś w kim bym się zakochała oczywiście. Przydałaby się też jakaś praca, czy coś. Szybko ruszyłam na wyższe piętra, by, to wszystko pozałatwiać.
  21. Z pudełka przestało naparzać prądem. Widocznie Pokemona mnie usłyszała i wyłączyła, to urządzenie. Chyba, jednak ta maszyneria sama się wyłączyła, czyli krótko mówiąc - zepsuła. Zauważyłam, to po tym, że grzywa klaczki od razu stanęła dęba. Ja się na mechanice nie znałam, a w szkole nie uważałam, więc o tym pojęcie miałam zerowe. Z przykręcaniem śrubek dawałam sobie radę, ale z naprawianiem aż tak dobrze nie było. - Państwo Shine chcą zobacyć nowe plojekty. - Nieźle. Czyli Poke składała coś dla jakichś kucyków. Klacz od razu rzuciła się do schowka. Z pomieszczenia dało się słyszeć głośne trzaski i uderzenia. Wróciła z jakimiś urządzeniami, które wsadziła do jakiejś niewielkiej skrzynki stojącej na jednej z półek. Do tego dorzuciła kucykom po kapslu. Gdy źrebaki odeszły ruszyłam trochę pozwiedzać wieżę... i poszukać fajnej klaczki...
  22. Moje rozmyślania nad "wybranką" przerwała dwójka źrebaków. Nawet nie zdążyłam otworzyć drzwi, bo jakieś źrebaki same nacisnęły klamkę. Pomyślałam pierw, że chcą się zapytać, czy mamy jakieś słodycze, czy jak w końcu zbyt dużo cukierków tutaj nie ma. Lub, po prostu kogoś wkurzyć. Różnie jest. - Pseplasam, moze jest pani Pokemona? - Nieźle. Nie żebym się nabijała z sepleniących. Miałam niezłe problemy z literą "R" i "L". Często jak mówiłam słyszałam np. "Lalka", ale inni słyszeli "Larka". Potem jakoś się poprawiło. Można, więc powiedzieć, że u mnie było, podobnie. Niestety, za dziećmi nie przepadałam. Akurat moja siostrzenica, to był, po prostu niszczyciel wszystkiego. Jak miałam jakieś książki, to one mogły u mnie stać kilkanaście lat i wyglądały jak lekko używane, a ona potrafiła je zniszczyć w jeden dzień. Dla mnie dobry źrebak, to grzeczny źrebak. Te wyglądały na nawet fajne. Widocznie bliźniaki, tyle że jeden ogier, a druga klaczka. - Pewnie - Powiedziałam z lekkim uśmiechem i spojrzałam w kierunku Pokemony. Klacz wydawała się być bardzo pochłonięta wynalazkiem. - Poke! Możesz tu przyjść na chwilkę?
  23. Pokemona nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi. Nawet, jeśli nie byłam do tego urządzenia podłączona i tak trochę się bałam. Ta maszynka naparzała prądem we wszystkie strony i jakby się do niej bardzo przybliżyć, to może i, by kopnęło. Skoro, jednak mogło mnie, to skrzywdzić jedynie z mojej winy, a ja na pewno bym się do tego nie zbliżyła, to raczej nie było się czego obawiać. Ruszyłam do łazienki i doprowadziłam się do jako takiego porządku. Przyczesałam się, umyłam pyszczek wodą i poszłam pozwiedzać wieżę. Wzięłam też ze sobą 40-50 kapsli na wypadek, gdybym chciała coś kupić. Do tego jeszcze miałam zamiar znaleźć Navis i poprosić ją, by mi czar z nogi zdjęła. No i może jakąś fajną klacz poznam. Musiałam być nieźle zdesperowana, by mieć nadzieję na znalezienie kogoś takiego, ale zawsze jakaś szansa była. Mogłam zarywać do Pokemony, ale to sensu nie miało. Ona w ogóle była w jakimś związku z Navis? Nawet tego nie wiedziałam. Nawet, jeśli tak nie było, to z jakiegoś powodu musiała, to wymyślić, czyli, po prostu się skapnęła, że ja coś do niej czuję i można powiedzieć, że chciała mnie w ten sposób... zbyć? Tak, to chyba odpowiednie słowo.
  24. Powoli otworzyłam oczy. Ciągle słyszałam jakieś głośne "kszzz", czy coś takiego. Nie wiedziałam nawet, ile spałam i, która jest godzina. Coś mi mówiło, że nawet nie przespałam 30 minut. Odwróciłam się w stronę odgłosów. Pokemona miała jakieś szare okularki wyglądające jak te, które trzeba było nosić, by chronić gały przed światłem z powierzchni. Dokręcała do jakiegoś szarego pudełka śrubki. Z pudła wystawały jakieś kable lub pręty, które właśnie wydawały to całe "kszzz". Ciągle coś błyskało, a ja nawet sprawdziłam, czy nie jestem do czegoś przywiązana. Na wszelki wypadek odsunęłam się od tgo czegoś i spojrzałam na Pokemonę pytająco.
  25. Ze skrzynką w pyszczku opuściłam sklep. Poszło o wiele szybciej niż przypuszczałam. Myślałam, że będę się tak gubić, że zrozumienie, o co mi chodzi troszeczkę potrwa. Najważniejsze było, jednak to, że tę skrzynkę mam, a w tej Wieży nie było takiego "burdelu" jak w Nowej Appleloosie. Już to, że po pogrzebie nie było kuca, z którym można było pogadać, bo każdy się zachlał jest wystarczającym dowodem na to, że tam był syf jak w schowku Pokemony. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy muszę zapłacić za mieszkanie w Wieży jeden raz, czy może co jakiś czas będę musiała je opłacać. Jeśli musiałabym, po prostu, to mieszkanie kupić i tyle, to pewnie już zaczęłabym oszczędzać kapsle. Poke podziękowała co było dość zaskakujące. Myślałam, że aż tak zainteresuje się narzędziami, że zapomni o podziękowaniach. Dużo do roboty nie miałam, więc kontynuowałam wylegiwanie się na dywanie. W końcu rozłożyłąm się na, nim grzbietem do góry i zasnęłam.
×
×
  • Utwórz nowe...