-
Zawartość
534 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
11
Wszystko napisane przez Socks Chaser
-
Batty pomachał łebkiem. Spojrzałam na papkę. Miała zgniłozielony kolor i capiła jak jakieś wymioty. Z obrzydzeniem wzięłam odrobinkę na łyżkę i włożyłam do ust. Zostało mi tylko mieć nadzieję, że smakuje lepiej niż pachnie i wygląda.
-
Nietoperz pokazał mi pazur znajdujący się na skrzydle. Stanął na stoliku i zaczął udawać, że boli go skrzydło. Najpierw "płakał" trzymając się za nie i robiąc wymyślne pozy, które podpatrzył pewnie w jakiejś operze. Później udawał, że zjada papkę przy pomocy łyżki którą jadłam ryż. Na końcu pokazał, że jego skrzydło jest "zdrowe". Nie mogłam powstrzymać się od jakiegoś podziękowania nietoperzowi za przedstawienie. Przynajmniej umilił mi jakoś czekanie na Pokemonę. - Więc jak to zjem ból minie? - Zapytałam siadając na kanapie i mieszając papkę łyżką.
-
Pokemony wciąż nie było. Widocznie miała coś ważnego do zrobienia. Oznaczało to, że będę musiała siedzieć nie mając możliwości wyjścia z domu. Po kilku minutach do domu przyleciał Batty trzymając w łapkach jakąś miskę z dziwną papką. Nie wiedziałam do czego ona ma służyć. Może, to na ból i miałam się nią posmarować w "tym" miejscu? Szkoda, że zwierzak nie miał ze sobą tego Pipbucka Navis. Mógłby powiedzieć mi do czego ta papka służy. - Batty do czego, to służy? - Zapytałam biorąc od niego miseczkę i przyglądając się jej zawartości. Nietoperz przecież mógł spróbować wytłumaczyć działanie substancji za pomocą gestów.
-
Gdy Navis opuściła mieszkanie skorpion skończył jeść. Wyszedł z pudełka zostawiając w swoim domku kości kurczęcia, wspiął się na kanapę i położył się obok moich tylnych kopytek. Zwlokłam się powoli z łóżka, wzięłam pudełko w zęby i wysypałam kości do kosza w kuchni, po czym wróciłam na swoje miejsce na kanapie. - Muszę się umyć... - Mruknęłam pod nosem. Minęło już trochę czasu, a ja nawet się porządnie nie umyłam. Postanowiłam, jednak poczekać jeszcze chwilę na Pokemonę, żeby nie okazało się, że weszła do mieszkania i zobaczyła Radskorpiona, gdy ja będę się kąpać.
-
Navis odpowiedziała krótkim "nic", po czym wyszła z domu. Poczułam się, wtedy jakoś nieswojo. Tak jakby przyjaźń jaka się między nami niedawno pojawiła, po prostu zniknęła. Tak jakby jej nigdy nie było. Może nie zwracałam zbytnio na takie rzeczy uwagi, ale tym razem było, to dla mnie zbyt wyczuwalne, by, chociaż przez chwilę o tym nie pomyśleć. Batty wzruszył jedynie skrzydłami i wyleciał za właścicielką. Może i sprawa wydawała się jakaś poważna, ale jak zwykle uznałam, to za normalne u Navis. Nie lubiła jak ktoś wtrącał się w jej problemy. Pewnie i tak skończy się na tym, że się obrazi, a następnego dnia będzie zachowywała się tak jakby nic się nie zmieniło. Rozłożyłam się na kanapie biorą ze stolika miskę ryżu. Teraz tylko czekać na Pokemonę. Poprosiłabym ją, by zaopiekowała się skorpionem, a sama poszłabym do Knight. Mały nie sprawiałby problemów. Wystarczyłoby powiedzieć mu, żeby był grzeczny i pewnie, by posłuchał. Najgorsze w czekaniu aż ktoś wróci jest, jednak to, że nie ma nic do roboty. Chętnie bym gdzieś wyszła, ale nie chciałam zostawiać domu Pokemony bez opieki szczególnie po tym co się wczoraj wydarzyło. No i z bolącym "wiadomym miejscem" byłoby trudno chodzić po schodach. Mogłam poszukać u Pokemony jakiejś apteczki, ale wolałam wiedzieć do czego dokładnie służą poszczególne leki. Poke mogła dać mi jakąś miksturę lub maść i jeszcze miałabym pewność, że nic mi się nie stanie... na pewno wolałabym, jednak miksturę.
-
Uśmiechnęłam się. Navis spojrzała na pudełko tak jakby za kimś tęskniła. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że płacze. Po chwili wróciła, jednak do swojego standardowego wyrazu tak jakby bała się, że zauważę jej smutek. - Radzę ci poćwiczyć walkę wręcz, gdyby kolega tamtego ogiera chciał się zemścić - Niestety, było, to dosyć możliwe. Tamten ogier szybko zwiał dla ochrony, a jego koledzy wyglądali na podobnych cwaniaków. Walkę wręcz... chyba miałam opanowaną. Przecież, wtedy było ciemno. bałam się, więc łatwo mnie pokonać. Gdybym tylko skombinowała sobie jakąś broń. Moje rozmyślania nad kwestią samoobrony przerwala Navis, która wstała i ruszyła ku wyjściu. Pomyślałam, że warto będzie poruszyć temat "smutku", jaki zaobserwowałam u niej. A może dowiem się czegoś ciekawego? - Navis jesteś smutna? Coś się stało?
-
- Acha - Jakoś nie dziwiła mnie ta odpowiedź. Navis chyba miała w zwyczaju odpowiadać krótkim "dobra" lub "acha". Klacz sięgnęła po jedną ze swoich juk, z których wyciągnęła paczkę z mielonym mięsem. Widocznie nie musiałam aż tak śpieszyć się z dawaniem tego kurczaka dla Skorpiona. - Masz dla pupilka. Wreszcie ktoś zaczął doceniać stworzenia na świecie. - W jej głosie wyczułam jakby... smutek. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Batty zleciał z szafy, złapał paczkę i podał ją mi. Widocznie uznał mnie za kogoś, kto zasługuje na szacunek. No i Navis mówiła, że pomógł mnie uratować, więc pomyślał, że powinien mnie jakoś pocieszyć. Po złożeniu paczki w moich kopytkach wrócił na swoje miejsce. - Dałam mu już jakiegoś kurczaka. Pewnie był dla ciebie, ale uznałam, że się nie pogniewasz - Powiedziałam odkładając mielone mięso na stolik.
-
Gdy otworzyłam drzwi do domu wleciał Batty i usiadł na szafie. Gdy na niego spojrzałam wypiął pierś jakby chciał pokazać, że jest bohaterem, ponieważ wczoraj pomógł Navis mnie uratować. Trochę głupie z jego strony było to, że chciał się tym jakby pochwalić, ale zawsze wydawało mi się, że był trochę zarozumiały lub pewny siebie, więc te dumne wypinanie piersi mogłam mu wybaczyć. Zamknęłam drzwi za Navis. Klacz usiadła na kanapie i zadała ciekawe pytanie - "Jak tam po wczoraj?". Usłyszenie tego od niej było dosyć... interesujące. Od wczoraj stała się trochę milsza, a może nawet i opiekuńcza. Przez, to zaczęłam ją coraz bardziej lubić. - Wciąż mnie trochę boli. Miałam też koszmar, ale myślę za jakoś nie potrafię się takimi rzeczami przejmować. - Powiedziałam siadając obok Navis. - Znaczy się zapamiętam to, co się stało i być może, to zdarzenie jakoś mnie zmieni, ale teraz nie czuję się tak jakby znacząco na mnie ono wpłynęło.
-
Przed drzwiami stała Navis. Po bokach miała swoje juki wyglądające jakby miały zaraz eksplodować. Może przyniosła jedzenie dla skorpiona? Wczoraj musiała go widzieć, więc wydawało się to dla mnie nawet logiczne. Otworzyłam szeroko drzwi.
-
Niestety, Skorpionek nie słuchał mnie zbyt uważnie. Od razu nabił go na kolec i pomagając sobie szczypcami ruszył do swojego kartonu, gdzie zaczął jeść. Przynajmniej nie spróbował posmakować, gdy ja patrzyłam. Zabrałam się za jedzenie. Niestety, nie było mi dane zjeść nawet połowy miski ryżu, ponieważ ktoś zadzwonił do drzwi. Starając się nie robić zbyt wiele hałasu zbliżyłam się do drzwi. Na szczęście wizjer się w nich oczywiście znajdował. Wolałam najpierw sprawdzić, kto dzwoni. Koledzy tamtego ogiera też mogli przyleźć.
-
Przeglądnęłam lodówkę w poszukiwaniu jakiegoś mięsa. Niestety, nic nie znalazłam, a jedynym jedzeniem, które posmakowałoby dla małego był najwidoczniej kurczak, którego wszędzie za sobą ciągał. Zdecydowałam się, więc dać mu tego głupiego kurczaka. Navis pewnie, by się nie obraziła w końcu z wczorajszej rozmowy mogłam wywnioskować to, że bardzo zależało jej na tym, by nikt tego Radskorpiona nie znalazł. Wyciągnęłam kurczaka ze szczypiec skorpiona i rozwiązałam torebkę. Kurczak jak kurczak, tyle że bez głowy i oskubany z piór. Na lekcjach w Stajni usłyszałam, że pióra są przyczepione do skrzydeł, podobnie jak u ptaków lub kurcząt. Trudno mi było, jednak wyobrazić sobie, że moje skrzydła bez piór wyglądają tak... dziwnie. - Masz tylko zjedz w takim miejscu bym nie widziała. Brzydzi mnie jedzenie mięsa - Powiedziałam stawiając "śniadanie" obok malucha. - I spróbuj dużo zjeść.
-
Nie znalazłam żadnej mikstury, przez co musiałam czekać na powrót Pokemony. Może bała się, że butelki się potłuką i gdzieś te mikstury pochowała? Byłam pewna, że w torbie została, chociaż jedna. Podczas gdy ja grzebałam w torbie Radskorpion zeskoczył ze stołu i pobiegł do kuchni. Wrócił dopiero wtedy, gdy odłożyłam torbę. W szczypcach trzymał jakiegoś kurczaka w folii. Coś mi mówiło, że miał zostać zjedzony przez Navis podczas jej najbliższej wizyty. - Wybacz, ale myślę, że Navis będzie chciała, to zjeść. - Uśmiechnęłam się opiekuńczo. Czułam się trochę jak jakaś opiekunka dla źrebaka lub coś w tym stylu. - Chodź pomogę ci coś znaleźć. - Zwlokłam się z kanapy, po czym luźnym krokiem ruszyłam w kierunku kuchni.
-
Skorpion zrobił ruch jakby chciał odetchnąć. Gdy wspomniałam o jedzeniu zaczął jakby popiskiwać, po czym zszedł po regale, a następnie wlazł na stół. Po chwili zaczął ponownie piszczeć. Nie, on nie mógł zjeść tej nogi. Może ją przypadkiem uciął szczypcami, gdy chciał zdjąć ogiera za mnie? Uznałam jednak, że zastanawianie się nad tym nie miało sensu. Na nic, by mi się przydała wiadomość o tym, kto odciął i być może także zjadł nogę jakiegoś kuca. - Wybacz, ale nie wiem, co mógłbyś zjeść. Może mi jakoś podpowiesz? - Usiadłam na kanapie i zaczęłam grzebać w torbie szukając jakiejś mikstury. - Tylko jak znajdziesz jakąś mysz, to nie jedz jej na moich oczach.
-
Miejsce między moimi nogami było dosyć mocno zaczerwienione i bolało przy dotykaniu. Widocznie przydałaby się mikstura lecznicza. Nagle usłyszałam jakiś hałas. Szybko opatuliłam się kocem chowając kopytka. Gdyby Pokemona właśnie wróciła do domu i zobaczyłaby co robię uznałaby pewnie, że próbuję sobie "ulżyć". Po chwili zauważyłam, że to jedynie skorpion wystrzelił jak z procy z pudła. Jego żądło zaczepiło o bluzę, a zwierzak nie wiedząc co się dzieje zaczął biegać po pokoju. Bluza wciąż trzymała jego ogona, więc skorpion wspiął się na szafę. Gdy już znalazł się na szczycie zaczął energicznie machać ogonem próbując zrzucić ubranie. Powoli zwlokłam się z łóżka. Chętnie wypiłabym miksturę i pospała jeszcze trochę, ale trzeba było pomóc pupilowi i zorientować się w tym co się dzieje, czyli czy zwłoki zostały zabrane i opcjonalnie dowiedzieć się, kto "zjadł" nogę dla martwego ogiera. Musiałam też znaleźć Pokemonę. Ze skorpionem na spacer nie mogłam wychodzić, ponieważ mogli go zobaczyć ci od "skorpionów" a, wtedy nie byłoby przyjemnie. Przydałoby się zapytać Pokemonę, czy mogę mu pozwolić biegać po domu. No i sprawdzić co u Knight oczywiście. Podeszłam do szafki i stanęłam na tylnych kopytach. Uważając, by nie dostać żądłem ostrożnie ściągnęłam bluzę z jego ogona i rzuciłam na legowisko. - Wczoraj sobie podjadłeś? - Pogłaskałam go po grzbiecie. Zrobiłam to, jednak z lekkim obrzydzeniem. Trochę bałam się jego szczęki, żuwaczek... jakkolwiek się to nazywało.
-
Jakimś cudem zasnęłam mimo świszczenia skorpiona. Po takim dniu pełnym "wrażeń" na pewno musiałam mieć koszmary. Niestety, nie myliłam się. W moim śnie ogier ożył i, po prostu przyszedł zakończyć to, co przerwała mu Navis w skrócie - Zgwałcił mnie. Żeby tego było mało postanowił także zrobić, to z każdą klaczą, która mieszkała w mojej Stajni. No w mordę takie sny, to jedynie na pustkowiach! Obudziłam się zlana potem. Na szczęście próby przypomnienia sobie szczegółów snu nie powiodły się. Doskonale! Nie ruszając się z kanapy zerknęłam w stronę kuchni. Poke często zostawiała mi coś do jedzenia. W kuchni nie było jedzenia, ale na stoliku w pokoju stała jakaś surówka i miska ryżu. Przeciągnęłam się na kanapie ziewając. Jeśli Pokemona wyszła z domu rano musiała trafić na ciało, chociaż..., wtedy pewnie, by mnie zbudziła lub nawet wywaliła z domu. Zawsze miałam takiego pecha, że każdy wiedział, kiedy wina leżała po mojej stronie. Na moje nieszczęście musiałam teraz sprawdzić "pewną rzecz". Z nieskrywanym zawstydzeniem uniosłam lekko koc i zerknęłam między nogi. Kuźwa, gdybym tego ogiera nie spotkała, to nie musiałabym jeszcze sobie oglądać "tych" miejsc. Musiałam, jednak dowiedzieć się, czy będę musiała wypić jakąś miksturę, wziąć tabletkę przeciwbólową, a może nie będę musiała robić nic.
-
"Zwierzak" wszedł do środka i położył się, by chwilę później wstać, podreptać chwilę w miejscu i znów się położyć. Dotarł do mnie odgłos przypominający świszczenie. Może było, to coś w stylu chrapania? Przypomniało mi się, że nawet go nie nazwałam. Nigdy nie miałam dobrego pomysłu na imię dla zwierzęcia. Po prostu "Skorpion". Najwyżej ktoś inny wymyśliłby mu imię. Chciałam teraz się jedynie położyć i, chociaż trochę odpocząć. Rano wzięłabym od Pokemony jakieś leki przeciwbólowe, gdyby wciąż mnie bolało. Rozłożyłam się na kanapy, przykryłam kocem i zamknęłam oczy starając się zasnąć.
-
Nie usłyszałam odpowiedzi. Pokemona była widocznie zbyt śpiąca, by cokolwiek usłyszeć lub zrozumieć. Swoją torbę i kamizelkę kuloodporną znalazłam bardzo szybko - kamizelka była na oparciu kanapy, a torba obok. W szafie obok drzwi znalazłam karton z napisem "Niepotrzebne". Znajdowało się tam sporo ubrań. Niektórych nawet żal było wyrzucać. Najbardziej spodobał mi się szalik w czerwone i żółte paski. Szybko znalazł swoje miejsce w mojej torbie. Znalazłam jakiś inny karton, do którego pochowałam ubrania, a ten z napisem "Niepotrzebne" postawiłam koło kanapy. Wycięłam kawałek tak, by skorpion mógł do niego wchodzić i wychodzić, kiedy chciał, a na dnie położyłam jakąś podartą starą bluzę którą znalazłam w pudle. - Podoba się? - Zwróciłam się do Radskorpiona. Teraz, to już miałam przechlapane... jakby ci od "skorpionów" mnie znaleźli, byłoby po mnie.
-
Kątem oka zauważyłam, że zwłokom brakowało... nogi. Nim, jednak zdążyłam dokładniej zbadać sprawę Pokemona otworzyła drzwi. Może Skorpion tę nogę zeżarł lub mi się przywidziało? Poke wyglądała na zaspaną. Nie zwróciła uwagi ani na skorpiona ani na zwłoki. Zwłoki bym jeszcze zrozumiała, ponieważ leżały w ciemnościach, ale skorpion? Oznaczało to, że była bardzo niewyspana. Powiedziała tylko coś o godzinie, zamknęła drzwi i poszła do sypialni. - Jak mnie dwa razy prawie zgwałcili, a do tego kilka razy dostałam w dolną partię ciała, to raczej nie zwracam uwagi na, to o jakiej godzinie przychodzę - Powiedziałam szukając swojej torby i czegoś co mogłoby przydać się do zrobienia jakiegoś "łóżka" dla skorpiona. Wyglądało na to, że teraz będzie on moim zwierzakiem. Oby nie zjadł mi mojej świnki morskiej, gdy będę chciała odwiedzić Stajnię.
-
Navis przeturlała mnie lekko na grzbiet i pomogła wstać. Wciąż czułam lekki ból, ale nie tak silny, jak wtedy, gdy ogier mnie bił. Najchętniej zapomniałabym o tym. Klacz złapała mnie delikatnie za mundur i popchnęła w stronę drzwi do mieszkania Pokemony. Chodzić jakoś mogłam, ale ze wstaniem pewnie ktoś musiałby mi pomagać. Miałam też trochę dziwny krok bardziej sztywny. Skorpion ruszył za mną. Gdybym wiedziała co najbardziej lubią jeść skorpiony na pewno spróbowałabym go nagrodzić jakimś smakołykiem, chociaż, to i tak byłoby zbyt małym wynagrodzeniem, za to co zrobił. Navis zadzwoniła do drzwi, a następnie wycofała się w nieznanym mi kierunku. - Ciekawe co powiem dla Pokemony jak zobaczy martwego kuca przed domem - Powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Albo jak ciebie zobaczy - Dodałam patrząc na nowego "towarzysza".
-
- Gdyby ktoś inny, to pewnie tamci by mnie zignorowali - Uśmiechnęłam się. Navis wyjęła nóż z grzbietu ogiera i wytarła go o sierść kucyka. Gdy ostrze było już czyste schowała go do małej kieszeni którą miała ukrytą pod skrzydłem. Gdy miała je złożone nikt nie zauważyłby ukrytej broni. - Dziękuję. - Znów spróbowałam wstać. Ledwo poruszyłam tylną nogą, a już poczułam ból. - Pomożesz mi dojść do domu Pokemony? - Zapytałam wycierając łzy.
-
Ogier jakoś uniknął uderzenia i powoli wstał. Niestety, trucizna młodego Radskorpiona była zbyt słaba, by uśmiercić takiego silnego kucyka. Stanął nade mną, po czym uniósł kopyto szykując się do zadania ostatecznego ciosu. Zamknęłam oczy i zasłoniłam się kopytami. Wiedziałam, że to nic nie da, ale musiałam, chociaż spróbować. Nie poczułam, jednak uderzenia. Gdy otworzyłam oczy w klatce piersiowej ogiera znajdował się nóż, a po chwili jego ciało upadło obok mnie. Odsunęłam się od niego bojąc się, że jeszcze wstanie. Wyglądało, jednak na to, że tym razem, to już koniec. Spróbowałam wstać, ale, gdy tylko ruszyłam prawą tylną nogą ból powrócił. Zostało mi, więc czekać na pomoc lub doczołgać się do mieszkania Pokemony. Do moich szu doszły jakieś głosy zza rogu. Gwiazdki nie znikały, a dodatkowo czułam się tak jakby wszystkie moje zmysły były osłabione. Usłyszałam coś o deptaniu kwiatków, szukaniu "malucha" i Radskorpionach biegających po Wieży. Następnie usłyszałam oddalające się odgłosy kopyt. Nie byłam w stanie ocenić ilu kucyków. Może dwóch, trzech. Powoli dotarł do mnie kolejny głos tym razem zbliżający się w moją stronę. Gdy spojrzałam w jego stronę zauważyłam w ciemnościach oczy w kolorze turkusu i skrzydła podobne do tych, które miały smoki lub nietoperze. Gdybym mogła skakałabym z radości. - Navis? - Powiedziałam w stronę postaci. Może w Wieży był tylko jeden kucyk ze skrzydłami nietoperza, ale musiałam się upewnić, że to nie są jakieś przywidzenia.
-
Skorpion pomachał ogonem niczym pies i zszedł na ziemię. Ogier co jakiś czas drgał. Może jeszcze żył lub takie było działanie trucizny? Mały spojrzał na mnie tak jakby cieszył się, że jeszcze jestem cała. Gdyby nie liczyć bolącego jak jasna cholera czułego miejsca można, by powiedzieć, że jest całkiem dobrze. Chętnie bym się uśmiechnęła do mojego "wybawcy", ale w tym momencie stać mnie było jedynie na, ledwo widoczny wyraz ulgi. Przed oczyma ciągle pojawiały mi się jakieś gwiazdki, iskierki. Jakby tego było mało zza rogu zaczęłam słyszeć głosy. Ktoś tego debila szukał. Nie chciałam, by ktokolwiek zobaczył mnie w takiej sytuacji. Radskorpion w pośpiechu złapał ogiera za kopyto próbując go ze mnie zdjąć. Ja nie miałam już sił, by, chociaż spróbować go ze mnie zdjąć. Nerwowo spoglądałam jedynie w stronę rogu zza, którego dochodziły głosy. Nagle poczułam przeszywający ból w wiadomym miejscu. Ogier jeszcze żył. Syknęłam z bólu starając się, jednak nie zawiadomić ochrony. Musiałam zrobić cokolwiek, by nie próbował mnie jeszcze raz uderzyć. Szybko zamachnęłam się kopytem starając się uderzyć gnoja obudową PipBucka.
-
Na moje nieszczęście ogier nie miał zamiaru się śpieszyć. Wsparł się na przednim kopycie, po czym kopnął mnie z całej siły między nogi. Zacisnęłam zęby starając się jakoś przetrzymać ten cholerny ból. Brunatny wolał, jednak jeszcze się ze mną "pobawić". Gdy ból prawie minął kopnął mnie jeszcze raz. Cichutko załkałam błagając Celestię o to, by okazało się to tylko złym snem. Gdy tylko ogier przymierzał się do kolejnego z rzędu uderzenia niespodziewanie napiął się, po czym upadł na mnie trzęsąc się. Był, jednak lżejszy od swojego kolegi z windy, więc nie groziło mi zmiażdżenie. Na jego plecy wszedł mały radskorpion, ale nie mogłam zobaczyć, czy był, to ten z areny, czy jakiś inny. Przed oczyma miałam jakby ciemną mgiełkę. Zauważyłam jednak, że z jego ogona wypływała trucizna, a z żądła skapywała krew. Może i byłam uratowana, ale na 100 procent będę miała siniaki w wiadomym miejscu. - On nie żyje? - Zapytałam łamliwym głosem. Wyglądało na to, że ten Radskorpion rozumiał jakieś proste polecenia, więc dałby mi odpowiedni znak.
-
Na nic zdały się moje próby ucieczki. Tym razem ogier był znacznie uważniejszy, a w przytrzymywanie mnie wkładał więcej siły. Ani na chwilę nie osłabił uścisku. Rzucił mną o ziemię z całej siły, po czym złapał mnie za przednie kopyta. Próbowałam jeszcze się szarpać, ale szybko uświadomiłam sobie, że tym razem nie mam z, nim szans. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Ogier nachylił się do mojej głowy. Na początku pomyślałam, że będzie zaraz mnie całować, ale on miał inne plany. Złapał mnie zębami za grzywę, po czym mocno pociągnął. Rozpłakałam się, jak mały źrebak. W myślach prosiłam jedynie, by załatwił to, jak najszybciej.
-
Zdążyłam cofnąć się jedynie o kilka metrów, nim uderzyłam w jakiś mur. Serce zaczęło bić szybciej niż kiedykolwiek. Czułam się, jak sparaliżowana. Ogier podszedł do mnie na odległość kilku centymetrów. Czułam na sobie jego paskudny oddech. - Znałem wiele klaczy. Wszystkie przeleciałem bez wyjątku, nie ważne, czy z ich woli, czy nie. Ty nie będziesz wyjątkiem - Powiedział. Wzdrygnęłam się ze strachu. Nim, jednak zdążyłam cokolwiek zrobić złapał mnie za kołnierz i podniósł do góry. Cholera najpierw mnie porządnie obije, a później krótko mówiąc - "zerżnie". Musiałam coś zrobić, cokolwiek. Zaczęłam się szarpać próbując się wyrwać.