Skocz do zawartości

Socks Chaser

Brony
  • Zawartość

    534
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    11

Wszystko napisane przez Socks Chaser

  1. Okazało się, że niepotrzebnie się obawiałam. Ogier od razu zrozumiał o kogo mi chodzi i wyciągnął odpowiedni przedmiot. Uprzejmie podziękowałam, wzięłam torebkę w pyszczek i ruszyłam ku wyjściu.
  2. Zauważyłam, że przy ladzie siedzi ogier z ciemnozieloną sierścią. Niezbyt dobrze szło mi dogadywanie się z płcią przeciwną nawet w tak błahych sprawach, jak zapytanie się o coś, co np. zgubiłam. Z nieśmiałym uśmiechem podeszłam do lady i położyłam na niej kopytko. - Przepraszam pana... moja przyjaciółka poprosiła mnie bym odebrała od pana skrzynkę z magicznymi narzędziami, które tutaj zamówiła.
  3. - Rozumiem. - Odpowiedziałam i zasalutowałam z uśmiechem. Od razu ruszyłam w kierunku drzwi. Jakoś dokuśtykałam do sklepu z szyldem przedstawiającym klucz francuski. Ta nazwa zawsze mnie interesowała. Skoro Francuski, to powinien być z jakiegoś kraju, ale "Francji" u nas nie było. Można powiedzieć, że była to może jakaś kraina, której jeszcze nie odkryto, ale ona musiała być odkryta. Inaczej nikt, by o niej nie wiedział. Bez sensu... cholera... Wnętrze sklepu było podobne do schowka Pokemony, tyle że tutaj wszystko znajdowało się na półkach i dało się między tym wszystkim przejść. Może nie był, to jakiś wielkie labirynt, ale taka duża liczba dziwnych urządzeń skutecznie mnie dezorientowała. Postanowiłam nie zwracać uwagi na otaczający mnie złom i zaczęłam rozglądać się za "kucykiem ziemskim w czarnych barwach". Najgorsze było to, że nawet nie wiedziałam jaką ten kucyk ma płeć i mogłam albo zagadnąć nie tego kucyka co trzeba.
  4. Od razu stanęłam na równe nogi. Chodziło mi raczej o to, by coś dokręcić lub podać, ale przejść się mogłam. Najgorsze było to, że nie radziłam sobie ze znajdywaniem różnych rzeczy. Podobnie z moją siostrą. Nie było, to, jednak spowodowane jakimś roztargnieniem, ale tym, że u nas, po prostu był syf i nic się znaleźć nie dało. Gdy dostałam własne mieszkanie, które oczywiście dzieliłam z Mendeley miałyśmy jako taki porządek. - Już idę tylko... kogo mam się o tę skrzynkę zapytać?
  5. (Uznałam, że tyle pomieszczeń, to trochę za dużo jak na "Fallout: Equestria", a że nie było napisane, że są to oddzielne pomieszczenia napisałam, że kuchnia i jadalnia, to, to samo pomieszczenie. Wybacz. ^^) - A nie mogę ci jakoś pomóc? - Zapytałam zdejmując z siebie kamizelkę kuloodporną i chowając magazynki do broni w torbie. Gdy tylko zdjęłam kamizelkę włożyłam ją do torby i ponownie położyłam się na dywanie. - Cokolwiek - Dodałam turlając się raz w lewo, raz w prawo.
  6. - Dzięki. Razem z Pokemoną ruszyłyśmy w kierunku mieszkań. Drzwi do każdego były takie same niektóre troszeczkę udekorowane lub odnowione. Drzwi do mieszkania Pokemony znajdowały się troszeczkę dalej od innych. W środku było takie samo wysypisko jak w Appleloosie. Wszędzie walały się jakieś urządzenia przez, które czasami trzeba było pewnie przeskakiwać. Salon był dość spory w kształcie kwadratu. Z salonu można było od razu iść do łazienki, sypialni, kuchni i jadalni. Oprócz tego był też jakiś schowek. Zajrzałam do niego tylko na chwilę, po czym szybko zamknęłam drzwi, bo bałam się, że wszystkie urządzenia znajdujące się w środku zawalą się na mnie. Po rozejrzeniu się po mieszkaniu położyłam się na dywanie na środku pokoju. - To co robimy? - Zapytałam gapiąc się w sufit.
  7. Pokemona pokręciła głową i ruszyła w stronę mieszkań. Nie było ich zbyt dużo, więc pewnie na reszcie pięter też takie strefy się znajdowały. Dobra... jak nie chce, to nie będę nalegała. - Słuchaj... możesz mnie jeszcze dzisiaj przenocować? - Zapytałam się nieśmiało. - Nie mam wiele kapsli, ale, jeśli chcesz mogę ci dać kilka mikstur. W końcu wcześniej pozwoliłaś mi spać u siebie, więc trochę głupio byłoby, gdybym ci czegoś nie dała.
  8. Pokemony na szczęście nie musiałam długo szukać, ledwo ruszyłam w kierunku sklepu, a ona już wychodziła obładowana całą masą jakichś garnków i złomu.Oczy jej świeciły, tak jak mi, gdy widziałam cukierki lub bardzo ładną klacz. Po liczbie urządzeń można było wywnioskować, że wydała tam wszystko, co miała. Navis też poszła coś zjeść i właśnie wychodziła z Changeańskiej. Żeby mnie ona jeszcze interesowała. Wystarczyło tylko poczekać do jutra, żeby ten czar zdjęła i mogłam o niej zapomnieć. Podeszłam do Poke i zmierzyłam wzrokiem wszystkie urządzenia. Pewnie mogłam kilka na grzbiecie ponieść... - Może ci pomóc?
  9. Ogier przeliczył "pieniądze" i uśmiechnął się do mnie. Napiwek jakiś duży nie dałam tyle, ile mogłam. Posiedziałam jeszcze chwilę, by dosłuchać piosenkę do końca. Gdy zespół przestał grać miałam ochotę podziękować, im brawami, ale ze względu na przednią nogę obłożoną zaklęciem z uśmiechem uderzałam w stół. Można powiedzieć, że były dwa rodzaje klaskania: stukanie przednimi kopytkami lub głośne uderzenie w np. podłogę. Zaczęło się, jednak robić późno, więc wkrótce opuściłam restaurację i udałam się do sklepu, w którym mogła przebywać Pokemona.
  10. Naleśniki były przepyszne, podobnie jak cydr i lody. Aż się chciało dać ogromny napiwek. Nie musiałam dużo płacić. Jedynie 25 kapsli. Dałam dla kelnera 45. Może i uszczupliło, to mój "majątek" prawie o 50 kapsli, ale nie mogłam się powstrzymać. Chętnie dałabym jeszcze więcej, ale, wtedy pewnie bym zbankrutowała.
  11. Obsługa była bardzo szybka. Po kilku minutach kelner wrócił z talerzem, na którym znajdowały się dwa parujące naleśniki z serem oblane gorącą czekoladą. Do tego obok był ustawiony mały rządek lodowych gałek. Wyglądało, to o wiele lepiej niż sobie wyobrażałam. - Wielkie dzięki! - Uśmiechnęłam się serdecznie do kelnera, po czym zajęłam się pałaszowaniem naleśników.
  12. Po kolejnej minucie ogier wrócił unosząc przed sobą szklankę z cydrem. W napoju pływały kostki lodu, a na brzegu szklanki był nabity kawałek cytryny. Zacnie. Jednorożec postawił przede mną szklaneczkę i poszedł do kuchni pewnie po naleśniki. Nie był jakiś brzydki. Poświata, która otaczała jego róg przypominała kolor szafiru. Grzywę miał koloru jasnoniebieskiego, przystrzyżoną. W jednej z książek był pokazany ocean z całą masą różnych zwierząt. Jego grzywa miała właśnie kolor tego oceanu. Sierść miała podobny kolor, tyle że o wiele jaśniejszy. Nie, żeby mi się spodobał, bo ja, po prostu za ogierami nie przepadałam. Szukanie klaczy którą bym pokochała i to w dodatku ze wzajemnością było niczym porywanie się z motyką na słońce.
  13. Kelner poszedł zrealizować zamówienie. Musiałam przyznać, że był nawet fajny. Wyglądał na takiego, z którym można było się łatwo dogadać. Zespół zaczął grać skoczniejsze piosenki, ale mnie do tańca zbytnio nie ciągnęło. Nie potrafiłam tańczyć, a do tego z unieruchomionym kopytem...
  14. Po minucie pojawił się kelner oczywiście w garniturze. Kelnerzy zawsze kojarzyli mi się z ogierem ubranym w garnitur z muszką. Gdy byłam mała podczas oglądania obrazków w książkach zawsze, gdy widziałam kogoś z muszką mówiłam, że jest kelnerem. Z uśmiechem przyjął zamówienie i uprzejmie zapytał się, czy chcę coś do picia. - Jeśli jest taka możliwość, to cydr lub herbatę. - Odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
  15. Ledwo weszłam do środka, a już usłyszałam muzykę. Restauracja była umieszczona w dużym pomieszczeniu o kształcie prostokąta. Na podwyższeniu znajdowała się scena, na której występował mały zespół grający przedwojenne piosenki. Przed sceną znajdowały się stoły i krzesła przypominające bardziej te, które można było znaleźć w jakiejś willi, a nie w "zniszczonym" świecie. Do tego z kuchni było czuć zapach naleśników z twarogiem. Za zjedzenie w takim miejscu oddałabym nawet moje skarpetki. Od razu zajęłam jeden ze stolików, który stał jak najbliżej sceny. Na każdym stała dość spora karta z wypisanym jedzeniem. Wybrałam sobie oczywiście naleśniki.
  16. Na tym piętrze było kilka restauracji, a w każdej można było zjeść coś innego. Miałam dylemat, czy zjeść w Zebricańskiej, czy Equestriańskiej. Nie, żeby mi nawet kuchnia zebr przeszkadzała, ale nie lubiłam potraw z "dalekich krajów". Albo były bardzo pikantne albo smak mi nie odpowiadał. Gryfiej nie próbowałam i nie zamierzałam próbować. Po prostu wiedziałam, że mi nie posmakuje. Była też Changeańska. Z nią, podobnie jak z Gryfią. Ostatecznie wybrałam Equestriańską. Chciałam szybko coś zjeść. Nieważne, czy porcja duża, czy mała, cokolwiek.
  17. Tia, cholera, ale mogła mnie przynajmniej poinformować o tym, że teraz nie powinno się tego zaklęcia zdejmować. Ze też musiała mi się trafić akurat ona. Przywróciła moje kopyto do odpowiedniego stanu. Jutro tylko poprosić ją o zdjęcie go, a potem już mogę chodzić, gdzie chcę. Musiałam, jednak mieć ją na oku, by jeszcze jej gdzieś nie zgubić. Czyli dzisiaj mogłam się tylko najeść, a dopiero jutro po zdjęciu zaklęcia szukać towarzysza. Kapsli nie starczyło mi pewnie nawet na najtańszy apartament. Nawet, jeśli musiałam je oszczędzać, czyli "dzisiaj śpimy u Pokemony!". Pokemona pogalopowała do sklepu z jakimiś urządzeniami i maszynami. Navis została na środku i pewnie też poszłaby do tego sklepu. Ja ruszyłam spacerkiem do restauracji.
  18. Navis zamknęła na chwilę oczy. Jednorożce czasami robiły tak, by lepiej skupić się na czarach. Żadnych błysków ani świateł. Zaczęłam powoli odzyskiwać czucie. Gdy tylko, jednak lekko się o tę nogę oparłam poczułam ostry ból. Cholera jasna mogła mi ta debilka przynajmniej powiedzieć co się może stać! Ledwo powstrzymałam się od puszczenia w jej stronę wiązanki przekleństw. Teraz do powodów, dla których nie chciałam już mieć z nią do czynienia doszło "Nieinformowanie o ważnych rzeczach" i... znęcanie się? Chyba można było, to tak nazwać. - Kur... na. Mogłaś mi, chociaż powiedzieć, że jeszcze nie można tego zaklęcia zdejmować! - Zacisnęłam mocno zęby. Ból jakby pulsował obejmując całą nogę. - P-Po prostu użyj tego zaklęcia! Miałam ruszać tą nogą po tygodniu.. przecież tydzień minął... Spróbowałam podnieść nogę trochę wyżej. Ledwo ją podniosłam, a poczułam się jakby kopnął mnie prąd. Myślałam nawet, że zaraz się rozpłaczę. Gdy coś mnie bardzo bolało zdarzało mi się płakać przez ten cholerny ból.
  19. Na piętrze nie było barów jedynie restauracje. Może na wyższych piętrach mogłabym coś znaleźć? Najpierw, jednak musiałam poprosić Navis, by "odblokowała" mi kopyto. - Czyli się tutaj rozdzielamy. Możesz tylko zdjąć czar z mojego kopyta? - Zapytałam zwracając się do Navis. Przysiadanie się do czyjegoś stolika w restauracji nie było raczej zbyt miłe. Był, to jeden z powodów, dla których lepiej byłoby mi szukać jakiegoś "kamrata" w barze. Byłam, jednak bardzo głodna. Postanowiłam, więc najpierw się najeść w restauracji, a potem wejść wyżej. W końcu jakiś bar musieli mieć. Potem wynajęłabym jakiś pokój, by mieć, gdzie spać. Gdyby nie było takiej możliwości pewnie poszłabym do Pokemony. Najważniejsze zadanie - Znaleźć towarzysza, najlepiej klacz. Bez niego się nigdzie nie ruszam... zawsze byłam "bardzo dobra" w wymyślaniu planów.
  20. Ozdobne Wrota powoli otworzyły się odsłaniając wnętrze budynku. Wnętrze było zrobione z jakiegoś kamienia może marmuru. Do tego z sufitu zwisały żyrandole oświetlając cały hol. Wszędzie znajdowały się jakieś sklepy. W każdym znajdowało się co innego. W jednym można było dostać jedynie wódkę, a naprzeciw niego stał sklep z butami. Jeśli każdy sprzedawał co innego, to musiało być ich bardzo dużo. Aż szkoda, że nie miałam nic co dało się sprzedać. Gdybym tylko po drodze znalazła jakiegoś bandytę mogłabym go całego ogołocić i to wszystko tutaj posprzedawać. Takiego, to bym z chęcią okradła. Pewnie nie wahałabym się i od razu ustrzeliła bez jakiegoś "Zabiłam go!" lub wyrzutów sumienia. A ok. 300 kapsli nie było raczej zbyt dużą sumą jak na czas, który spędziłam na pustkowiach. Moją uwagę najbardziej przykuły, jednak mieszkające w Wieży kucyki. Wszystkie były ubrane w jakieś garnitury lub suknie. Założyłabym się, że nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że dookoła ich domu są ruiny pełne ghuli i bandytów. Pancerze mieli tylko ochroniarze. Były one podobne do mojego ubrania - Kamizelka kuloodporna i koszula. Mieli, jednak na sobie hełmy. Mój ubiór nie należał do zbyt wytrzymałych, a ktoś nieuważny uznałby, że to nawet nie jest pancerz tylko zwykłe ubranie wyjściowe. Co prawda klacze nie miały w grzywach kwiatów, ale te suknie były piękne... do mnie takie nie pasowały. W Stajni nie chodziłam w żadnej sukni. Jeśli już okazja wymagała, to nakładałam swoje siodło. Było, to zwykłe siodło koloru żółto-pomarańczowego z jasnożółtą derką zasłaniającą znaczek. Nie wymagano ciągłego łażenia w standardowym ubraniu, więc każdy łaził ubrany jak chce lub bez ubrania. Jedynie ochrona musiała nosić odpowiedni ubiór, ale tylko do skończenia pracy. Ja mogłam zdejmować kamizelkę po 2-3 godzinach stania na jednym z pięter. Mój znaczek zbytnio nie mówił o tym jakie będę miała zajęcie. Od czasu do czasu mnie wzywali bym coś zaniosła. Można powiedzieć, że robiłam za listonosza. Miałam nawet odpowiednią torbę. Mój tata miał fajnego nauczyciela, który zdradził mu jakie ma odpowiedzi wybrać w Teście C.A.T. Wkuł na pamięć i tak został ochroniarzem. Ja bym chętnie była dalej listonoszem, ale takowego zajęcia w teście nie było. Ostatecznie wybrałam Ochroniarza. Nasz nauczyciel był taki fajny, że nawet mi wyniki pozmieniał bym mogła nim zostać. Musiałam być jakąś mistrzynią zła, by zrobić takie obrzydlistwo dla nadzorczyni. Dostać znaczek, który nie mówił o tym, jaki będę miała zawód i pozmieniać wyniki w teście... Zaczęłam rozglądać się za jakimś miejscem, gdzie można spotkać dużo kucyków. Jakiś bar lub coś w tym stylu.
  21. Strażnik zebrał moją broń i schował ją do jakiej szafki. Wywnioskowałam, to po skrzypieniu drzwiczek. Do mnie powiedział jedynie "przechodzisz". No może nie był aż taki nowy. Pewnie bardziej wstrzymywał się z rozkazem strzelania. Podeszłam do Poke i Navis. Teraz tylko czekać aż wrota do wieży się otworzą. Nie wiedziałam co dokładnie powinnam teraz zrobić. Myślałam o tym, by znaleźć kogoś, z kim mogłabym trochę po tych Pustkowiach pochodzić. Razem pokonywać przeszkody jakie będzie stawiał przed nami ten świat... mogłabym mieć, byle jakie zajęcie bylebym miała coś do roboty. Wolałabym, jednak mieć takiego przyjaciela któremu można się wygadać, wyżalić. Poke była nawet fajna, ale ona pewnie wróciłaby do Nowej Appleloosy. Navis raczej nie chciałaby ze mną nigdzie chodzić. Ja także. Nie byłyśmy do siebie zbyt przyjaźnie nastawione. Nawet, jeśli musiałabym z tą dwójką podróżować wolałabym, żeby był ktoś jeszcze. Pokemona trzyma się z Navis, a ja trzymam się z "trzecim towarzyszem". Jak zwykle powiedziałam do siebie w myślach "zobaczy się".
  22. Cholera... myślałam, że w ten sposób płaciło się za przejście. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, a do tego ze wstydu aż się zarumieniłam. - Myślałam, że trzeba tak zapłacić za przejście - Powiedziałam wyciągając z torby pistolet od Ditzy. Przypomniałam sobie, jak jakiś kucyk, którego spotkałam jeszcze podczas wyprawy ze Stajni mówił, że tutaj zabierają tylko amunicję. Mogłam się zapytać o to, ale Navis pewnie, by się czepiała. Do tego strażnik zawsze niecierpliwy i drażliwy. Zdjęłam z grzbietu komarka i "Skarpetę". Zostawiłam broń przy oknie. - Przepraszam za kłopot. - Dodałam z głupim uśmiechem.
  23. Navis i Poke podeszły do okna. Czarna klacz dała całą masę noży i pistolet. ostrza znajdowały się w małym zawiniątku. Zakrzywione, ząbkowane... aż przywodziło na myśl jakieś narzędzia do tortur. Strażnik bez słowa wszystko zabrał. Poke dała, za to całą masę wynalazków. Widocznie ogier niezbyt wiedział do czego, to wszystko służy i nie miał pomysłu co, by z tym wszystkim zrobić, więc, dopiero gdy ich liczba stuknęła do 7 lub 6 zgodził się to wszystko zabrać. Teraz nadeszła moja kolej. Za cholerę nie wiedziałam co mam dać. Komarka i Skarpety nie oddam. Nigdy! Amunicji też szkoda. W końcu wyciągnęłam butelkę wody, 4 buteleczki z miksturą i 30 kapsli. Do tego jeszcze te herbatniki. Pleśń była, ledwo widoczna, a data sprytnie ukryta, więc pewnie, by się nie skapnęli. No i zawsze jakąś wartość ma. Do tego jeszcze 20 kapsli. Może spróbowałabym pogadać, ale karabiny zbytnio nie zachęcały do jakiejkolwiek rozmowy.
  24. Wieża była coraz bliżej. Zdawało się, że z każdym krokiem odrobinę się powiększała. Dawało, to pewności siebie, dzięki czemu trochę przyśpieszyłyśmy. Po drodze spotkałyśmy kilka ghuli. Nawet nas nie zauważyły. Szybko ustrzeliłam jednego, a resztą oczywiście zajęła się Navis. Przynajmniej się trochę wyżyła. Szybko dotarłyśmy do jakiegoś wejścia. Głośnik, barykady... ta wieża musiała być na prawdę wytrzymała, że dała radę przetrwać ten wybuch megaczaru. Na bramie pisało "ZOMBIE WSTĘP WZBRONIONY". Na razie nikt nie kazał nam stanąć, ale przy karabinie ustawionym blisko wejścia stała dwójka kucyków ziemskich w pancerzach ze skóry i metalowych płytek. Do tego usłyszałam coś jakby szczęk bezpiecznika. Należało uważać. Niedaleko stanowiska znajdowało się opancerzone okno, w którym stał kolejny strażnik na razie lustrujący nas wzrokiem. Pewnie jakiś nowy w pracy. Tak, to by od razu kazał strzelać. Już zaczęłam liczyć kapsle, które będziemy musiały zapłacić za wejście...
  25. Klacz jakby nigdy nic podniosła magią zwłoki i odrzuciła na bok. Dopiero teraz zauważyłam, że ciało nie ma głowy. Odwróciłam się z obrzydzeniem. Navis wstała i wzniosła się do góry. Może i była denerwująca, ale potrafiła szybko takiego ghula załatwić. Ruszyłam za nią i Poke. Już prawie noc, a my jeszcze nie jesteśmy w Wieży. Pewnie strażnicy zamiast czekać, po prostu nas ustrzelą.
×
×
  • Utwórz nowe...