Skocz do zawartości

Ylthin

Brony
  • Zawartość

    810
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    9

Posty napisane przez Ylthin

  1. 2 godziny temu Foley napisał:

    To, że wiele osób się oburza o ich stosowanie czy wręcz chciałoby spalić za ich używanie na stosie. :rainderp: A czemu to już musisz się ich pytać, bo ja nie wiem.

    Osobiste preferencje i różnica językowa - IMO angielskie nazwy brzmią... lepiej, bardziej dźwięcznie i gładko, niż polskie, do tego tłumaczenie potrafi zgubić drobne smaczki i gry językowe (np. cutie mark - beauty mark).

     

    Temat się pewnie pojawił, ale podyskutować raz jeszcze zawsze można. Chodzi mi o imperatyw narracyjny i wpływ osobowości naszych postaci na przebieg fabuły w bardziej patologicznym wydaniu, a mówiąc po ludzku - o sytuacje, kiedy jakaś cecha charakteru jest wykorzystywana jako wymówka dla robienia przez postać tego i tamtego... ale wymówka ta jest bardzo, bardzo naciągana. Jeśli ktoś widział Batman v. Superman (łączę się w bólu), to pamięta pewnie słynną scenę z ratowaniem Marthy. Dla tych, których film ominąl:

    Spoiler

    Batman nie zabija Supermana kryptonitową włócznią, ponieważ ten drugi zaczyna dyszeć coś w rodzaju: "muszę... ocalić... Marthę...". Batman przypomina sobie wówczas śmierć swoich rodziców (jego matka miała to samo imię), czyli wydarzenie, które zainspirowało go do potajemnej walki ze zbrodnią w mieście Gotham i dostaje przez to takiej traumy, że odpuszcza swojemu przeciwnikowi.

    Zaraz potem na miejsce przybiega Lois Lane, która tłumaczy, że zły Lex Luthor porwał przybraną matkę Supermana (o imieniu Martha właśnie) i tym samym zmusił go do całej tej walki z Batmanem.

    Pomijając fakt, że cały ten konflikt między tytułowymi postaciami był... ponieważ był, samej walki można było uniknąć przez powiedzenie jednego (!) krótkiego zdania na dzień dobry, kreacje bohaterów kwiczały w przydrożnym rowie i cały ten scenariusz był o kant tyłka potłuc, do kosza wrzucić i rozpisać od zera (wraz z sensowniejszą konstrukcją całego tego filmowego uniwersum, ale nie kopmy już leżącego)... OK, ludzie potrafią się zachowywać irracjonalnie i ulegać emocjom. Mamy nasze bagaże lęków, doświadczeń i preferencji, które zniekształcają nasz obraz świata i wpływają na nasze działanie. Jednak takie naginanie ma swoje granice - jak gumka-recepturka, którą można rozciągnąć tylko do pewnego stopnia, zanim pęknie i strzeli nam w twarz.

    Pytanie do was: na ile można usprawiedliwić jakieś kruczki fabularne charakterem naszych/cudzych postaci, zanim to pójdzie w mocną przesadę i złamie kawałek (mniejszy lub większy) fabuły? W jaki sposób można takie sytuacje naprawić?

  2. Może być przegryw, może być inna żenua. Jakoś nie spotkałam się ze zunifikowanym polskim odpowiednikiem, z drugiej strony jednak mało siedzę na polskim Internecie i nie wiem, jakie memy wyhodowaliście.

    Swoją drogą obejrzałam animację i... zdecydowanie pasuje podrzucone przeze mnie tłumaczenie.

    Aż mi się przypomniał gość, który chwalił się w sieci takim obrazkiem: słoik z zabawką Rainbow Dash, wypełniony... hmm, płynami ustrojowymi. W podpisie informacja o tym, że płyny były zbierane codziennie, a całość stała na kaloryferze. Innymi słowy - "RD została ugotowana" w czymś nienadającym się raczej do pokazywania publicznie.

    Tworzenie kiczowato-mhrocznych OC to przy tym mały kisiel.

    Szerszą opinię wyrażę, gdy wyjdą pozostałe odcinki serii.

  3. W internetowym slangu "cringe" zdaje się odnosić do rzeczy wybitnie żenujących, idiotycznych i ogółem wywołujących u przeciętnego człowieka chęć puknięcia się w czoło. Na przykład z nazbyt... żarliwymi i średnio uspołecznionymi fanami, którzy tworzą nieraz bardzo dziwne rysunki czy fiki.

    Piemations kojarzę z trochę innych animacji, ale "Element of Cringe" pewnie kiedyś zobaczę.

    • +1 1
  4. Przypomniał mi się mój były z jego "pojedziemy do różnych miast, będziemy studiować na różnych uczelniach, związki na odległość są ujowe i to nie przetrwa". Aż nie wytrzymałam, odstrzeliłam mu, że w takim razie możemy zerwać tu i teraz... a potem wyleciałam zapłakana na korytarz.

    We wrześniu stuknie mi drugi rok związku z nowym partnerem. On studiuje w Krakowie, ja w Poznaniu. Ostatni raz widzieliśmy się na Pyrkonie.

    Nawet nie chce mi się dopisywać jakiegoś złośliwego komentarza.

     

    A żeby pozostać w temacie: wypadłam z pucowego fandomu. Nie oglądam serialu od dawien dawna, coraz mniej mnie kręci rysowanie pucyków czy pisanie fanfików w klimatach MLP, coraz częściej łapię się na tej durnej pseudo-wyższości "a wy dalej oglądacie tą bajkę dla dzieci?"... Cholera, żal mi tego. Żal mi tego, że tracę kontakt z jakąś grupą, która miała swoje problemy i czarne owce, ale w której czułam się jak normalny, zdolny do zachowań społecznych człowiek. Żal mi tego, że nie wkręciłam się tu mocniej, nie zostawiłam jakiegoś śladu po sobie i na sobie. Żal mi tego, że tak naprawdę nie mam gdzie teraz iść, bo moje inne zainteresowania są zbyt powierzchowne, by znowu wskoczyć w inny fandom czy subkulturę... a pogłębiająca się depresja i narastające w lawinowym tempie lęki skutecznie uniemożliwiają mi ten osobisty rozwój.

    Żal mi tego, że zaczynam odczuwać pogardę... tak po prawdzie bez powodu. Nie wiem, skąd to się wzięło - ale wiem, że nie chcę tego czuć. Nie wobec społeczności, w której spędziłam w ten czy inny sposób tych kilka lat między gimnazjum a studiami.

     

    A żeby pozbyć się szczątkowej wiarygodności (bwah), dodam tylko, że spędziłam dziś dobrych kilka godzin na ciskaniu się o dobór aktorów podkładających głos w grze wideo, która nikogo nie obchodzi i w którą nawet nie zagram przez jakiś rok z okładem (jak dobrze pójdzie).

  5. Mam fobię społeczną i naprawdę bardzo źle znoszę kontakt z ludźmi, o użeraniu się z dzieciarnią nie wspominając. Z wetą byłoby pół biedy, bo przynajmniej miałabym lekko podbite poczucie własnej wartości ("hej, ratuję życie innych istot") - jako nauczyciel będę tylko "kolejną miernotą, która nie nadawała się do pracy naukowej".

  6. Pod koniec sierpnia poprawiam egzamin (ustny, żeby jeszcze bardziej mnie udupić) z biochemii. Tylko dlatego, że istnieje jakaś tam wątła szansa na to, że uda mi się przenieść zaliczenie na nowy kierunek.

     

    Wypisałam się z weterynarii i przeniosłam na licencjackie z biologii. Powtórka sprzed paru lat, gdy po wielce prestiżowym i wspaniałym gimbazjum akademickim poszłam do stosunkowo dobrego, ale nie tak prestiżowego liceum w powiatowym wygwizdowie na 90 tys. mieszkańców... tyle że krok w tył większy i z większymi konsekwencjami dla mojej przyszłości, bo zamiast zająć się może i wymagającym, ale WARTYM COKOLWIEK zawodem, będę gnić jako nauczyciel szkolny/akademicki.

    Nie mam jakichkolwiek predyspozycji do nauczania.

  7. Cytowanie na mobilnym nie działa, więc...

    "o zrozumienie, że niektórzy nie są super artystami i korzystają z baz, żeby się szkolić nawet nie proszę bo to za ciężkie dla niektórych dla pojęcia"

    Bazy to żadna nauka. Tracing istniejących grafik w Inkscape to też żadna nauka. Wiesz, jak się nauczyć? Usiąść na rzyci i tworzyć oryginalną zawartość, używając cudzych prac jako punktu odniesienia, a nie chamsko je kopiując.

    Inna rzecz, że spora część baz powstaje bez zgody autorów... ale kto się przejmuje prawem autorskim w tych zawszonych czasach, prawda?

    • +1 1
  8. 1. Gdybym miała uprawnienia moderatora, banowałabym za bazy. Nawet te z własnych obrazków.

    2. Jeśli masz założony jeden temat na obrazki - nie zakładaj kolejnego tylko po to, żeby wrzucić następną grafikę. Po co zaśmiecać forum?

    3. Ta Flutterka ma strasznie cienkie nogi.

    • +1 1
  9. 1. Nie pisz posta pod postem.

    2. Obrazki wsadzamy w spoiler:

    [spoiler]obrazek[/spoiler]

    3. Nie wrzucaj grafik na przysłowiowe ruskie hostingi (ani Facebooka). Korzystaj np. z DeviantArt lub Imgur.

     

    Also, masz w spoilerze rozpiskę/rozrys tego, jak z grubsza wygląda anatomia serialowych (i nie tylko) pucyków. Normalnie nie bawiłabym się takimi rzeczami (jedno kolokwium, drugie kolokwium, trzecie kolokwium, nauka na ćwiczenia...), ale i tak chcę zrezygnować z wety, więc wsio rawno. Mam nadzieję, że jest to jako tako czytelne.

    Spoiler

    uLHU0JC.jpg

    Przez "mocno uproszczone" rozumiem "nie zaznaczam stawów między członami palca, bo to akurat bez znaczenia i w ogóle to mi się nie chce". Kłąb to punkt, gdzie szyja przechodzi w tułów (z grubsza na wysokości łopatek). Nadgarstek i skok powinny być na jednej wysokości, ale nikt nie zwraca na to uwagi...

    Żeby powiększyć: PPM na obrazku ---> "Otwórz grafikę w nowej karcie" (lub coś podobnego).

    • +1 1
  10. To jest ten problem, @Arjen, że w chwili obecnej myślę o tym raczej w kontekście zainteresowań, niż konkretnej pracy po studiach - a po np. biologii ciężko będzie znaleźć zajęcie poza uczelnią... ba, nawet posada uczelniana za psie pieniądze może mi się nie trafić.

    Nic to, przejrzę jeszcze katalogi uczelniane i zdecyduję, na co pójdę.

  11. 2 godziny temu Airlick napisał:

    przeszkadzacie mi w czytaniu wynurzeń niepogodzonych jeszcze z losem przegrywów.

    Otworzyłeś zakładkę "Moja zawartość"? :kappa:

     

    To już oficjalne: zmieniam kierunek. Chcę tylko dociągnąć do końca semestru, zdać jak najwięcej przedmiotów i przenieść się na coś innego. Z jednej strony mogę sobie tłumaczyć, że w moim stanie i tak dziw, że podjęłam decyzję dopiero teraz, że weterynaria (i inne studia "kliniczne") jednak nie są dla mnie... z drugiej jednak boli mnie to jak cholera. Bolą ambicje, boli duma, boli lęk przed wyobcowaniem i łatką "odrzutu z wety".

    Czuję się, jakbym wróciła do gimnazjum.

    • +1 3
  12. 10 minut temu Ziemowitełeł napisał:

    Mam problem z takim pisaniem w którym czytelnik zrozumie co się dzieje i to chronologicznie.

    To usiądź z kartką papieru (ponoć pisanie odręczne pobudza neurony mocniej, niż stukanie w klawisze) i rozpisz sobie: o czym chcesz pisać (temat/pomysł), co ma się dziać w opowiadaniu (krótki zarys historii), jaki ma być nastrój i jak możesz go uzyskać... a potem nie leć na łapu-capu i nie publikuj tekstu w pięć sekund po napisaniu, tylko na spokojnie odłóż całość gdzieś na bok i wróć po tygodniu-dwóch, żeby ocenić, jak ci wyszło i wprowadzić ewentualne poprawki. Taka mała rada ode mnie.

    • +1 1
  13. By the pricking of my thumbs, something wicked this way comes.

    (William Szekspir, Makbet)

     

    Oj, nadchodzi coś złowieszczego, nadchodzi. Taki jeden Milfin nadchodzi, żeby zostawić swój sztandarowy Zgryźliwy Komentarz Zniechęcający Do Pisania.

    Generalnie nie chce mi się pisać typowej mini-recenzji w rodzaju "tu żeś spaskudził, tam żeś spaskudził, a tamto to już w ogóle syf, kiła i mogiła, ale dostajesz krzywy uśmiech na zachętę", więc zrobię małą analizatornię... tak, jednej strony fika. Na razie jednej. I zanim zacznę - nie mam nic do autora. Żadnych pretensji, żadnej zawiści, co najwyżej odrobinę generalnej niechęci, jaką darzę bez mała całą ludzkość. Staram się także nie robić wycieczek osobistych ani uwag ad personam, bo zgryźliwość zgryźliwością, ale są pewne granice... Może (podkreślam - może) czasami posarkam na młodość chmurną i durną, tak własną, jak i cudzą.

    Jedziemy.

    Spoiler

    Coś sie zepsuło ale nie zostawie 1 strony pustej. Tak więc kiedyś coś tu będzie a ty czytelniku idź na kolejną stronę.

    W pierwszej chwili miałam ochotę napisać coś bardzo złośliwego, ale sama mam na koncie tyle głupich wybryków z niepokończonymi rozdziałami, dziwnym formatowaniem i resztą tego typu szenanigansów, że nie mam co się wypowiadać... Formatowanie dokumentów warto jednak ogarniać. Ludzie zupełnie inaczej podchodzą do estetycznie wykonanych prac.

     

    Nie opisałem tej klaczy z canterlockiej karuzeli bo jej nie pamietam, a szukanie tez mi nie wychodzi ._. Więc później pozmieniam…

    Jak wyżej: nie wrzucaj niepokończonego rozdziału, bo zaboli. Nie pamiętasz? Nie wiesz? Coś ci nie leży? To zostaw rozdział na dysku, pozwól mu poleżakować z tydzień-dwa, ogarnij, co masz ogarnąć, przemęcz cały pre-read wzdłuż i wszerz, a potem wróć. A najlepiej pisz fika w całości, a dopiero potem szatkuj na części - w ten sposób masz zawsze trochę materiału na publikację w zapasie i lepiej kontrolujesz, co piszesz. Innymi słowy, unikasz sytuacji, gdy wywalasz do kosza całe opko, bo skaszaniłeś pierwszy (!) rozdział.

     

    Rozdział 1

    Kolejne listopadowe słońce rozświetliło Canterlot.

    Ponieważ w listopadzie Celestia dawała ekstra-czadu i podnosiła nie jedno, a kilka słońc, jedno po drugim.

     

    Całe miasto zaczęło powoli wybudzać się ze snu. Kolorowe kucyki wybiegały na ulice, jedne aby otworzyć sklepy i zaprosić potencjalnych klientów, a inne aby się najzwyczajniej w świecie przewietrzyć.

    Ten akapit pokazuje miłość autora do krótkich zdań. Autor lubi też krótkie opisy. Opisy, które głodzą wyobraźnię czytelnika.

    Rozumiem także, że mówimy o jakiejś alternatywnej wersji Equestrii, w której Bojówki Tumblrowe zaprowadziły dyktaturę politycznej poprawności i wymordowały wszystkie niekolorowe kuce oraz że istnieją tu tylko trzy profesje: sprzedawca, klient oraz wietrzący się obibok.

     

    Do drugiej grupy zaliczał się Magic Spark. Wyszedł z domu i odetchnął głęboko, przyglądając się krzątaninie. Był czerwonym jednorożcem w czarne plamki, rogiem ukrytym w irokezie zaczesanym na prawą stronę i ogonem w tym samym stylu.

    Autorze, decyzja. Magic Mike Spark jest oczobijnym jednorożcem gwałcącym moje poczucie estetyki czy rogiem ukrytym w irokezie? Bo raczej nie jednym i drugim na raz.

    Zastanawia mnie również, jak można mieć ogon zaczesany w irokez? Bierzesz koński ogon i golisz włosie po bokach, zostawiając tylko wąski pasek na środku?

     

    Jego oczy były koloru błękitnego, co nie pasowało do futra.

    *Cichy szczęk otwierającego się na biurku scyzoryka. Szwajcarskiego. Z korkociągiem.*

     

    Jego beznamiętne spojrzenie nie wykazywało zbytniego zainteresowania porankiem, zresztą prawie jak zawsze. Nie szukał przyjaciół, był samotnikiem.

    Myślałam chwilę, jaką o-mój-Borze-Najzieleńszy-takiś-ostry-że-sam-się-tniesz postać fikcyjną tu wstawić i chyba najlepiej pasuje Iori:

    Spoiler

     

     

    To chyba coś z jego krwiście czerwoną, zaczesaną na oczy fryzurą i olewczo-nihilistycznym podejściem do wszystkiego, co nie jest gitarą basową.

     

    Liczył się tylko on i jego samotnia, to był jego przyjaciel.

    Codziennie rano tulił się do jej ścian i szeptał: "tylko ty mnie rozumiesz, najdroższa, tylko ty nie wytykasz mnie kopytami na ulicy i nie wyśmiewasz z mojego wygolonego ogonka!".

     

    Był w wieku księżniczki Twilight oraz jego znaczek był innego koloru. A mianowicie granatowego.

    "Lubił brukselkę i mieszkał gdzieś indziej." (Dzięki, psoras)

    I... jaki był właściwie jego znaczek? W sensie wyglądał dosłownie jak znaczek pocztowy czy...? Kurczę, to dopiero tajemnica.

     

    Nigdy się nie zastanawiał nad sensem istnienia jego oraz znaczka. Czuł że życie pokaże mu co i jak.

    Wiem, że serial mota się w zeznaniach odnośnie działania Cutie Marków (symbolizują talent? specjalną zdolność? drogę życiową kuca?), ale jak już go dostajesz, to raczej chyba, kurka, wiesz, za co, po co i dlaczego. Chyba, że naszemu nihiliście wyskoczyła na tyłku wielka bezkształtna plama... ja bym jednak poszła z takim czymś do dermatologa, żeby sprawdzić, czy to nie jest przypadkiem kiks z pigmentacją sierści czy coś.

     

    Nigdy nie poznał swoich rodziców. Wychowywał się na Canterlockim odludziu, z dala od innych źrebaków.

    Innymi słowy, wychował się na odludziu w cholernej stolicy Kucolandii (znaczy, nie było tam żadnych ludzi, a tylko same kucyki?) i nie miał kontaktu z rówieśnikami? Autorze... nie wiem, czy słyszałeś, ale pewien władca przeprowadził w mniej cywilizowanych czasach "eksperyment" z całkowitą izolacją małych dzieci: ich jedyny kontakt z innym człowiekiem polegał na tym, że wyznaczeni służący dostarczali im jedzenie i picie. Nic poza tym. Dzieciaki nie usłyszały nawet jednego słowa ani nie zaznały rodzicielskiego ciepła. Efekt był opłakany. Współcześnie coś podobnego obserwuje się u "dzikich dzieci" wychowanych przez zwierzęta - nawet po długotrwałej terapii mają ogromne problemy z posługiwaniem się mową czy podstawowym przystosowaniem do życia w społeczeństwie.

    Innymi słowy, nasz oczobijny nihilista powinien być psychiczną kaleką. Chyba, że autor coś kompletnie poupraszczał.

    A, właśnie... Ubisoft dzwonił i prosił o zwrot fabularnego schematu. Potrzebują go do najnowszej gry.

     

    Dopiero kiedy osiągnął wiek dorosły, zaczął wykorzystywać swoje barwy do „pracy”.

    Znaczy się zarabiał jako żywy sygnalizator uliczny? A może jako szyld jakiegoś przybytku w dzielnicy czerwonych latarnii?

     

    Codziennie kradł.

    A, to spo... zaraz, zaraz, wykorzystywał swoje CZERWONO-CZARNE UMASZCZENIE, żeby KRAŚĆ? ŻEBY WYKONYWAĆ DYSKRETNE ZADANIE WYMAGAJĄCE JAK NAJMNIEJ RZUCAJĄCEGO SIĘ W OCZY WYGLĄDU?

    Jestem w stanie łyknąć "seksowne panny nindża" (klikklik), których strój wygląda jak zwycięski projekt Konkursu Na Odpustowo-Niepraktyczne Badziewie, o ile rzeczone panny nie są akurat zajęte szpiegowaniem i mordowaniem. Tak ledwo, ledwo, ale zawsze. Jednak złodzieja wyglądającego jak ozdoba świąteczna i jeszcze wykorzystującego swój wygląd do wtopienia się w tło NIE PRZYJMUJĘ DO WIADOMOŚCI.

     

    Wieczorami ukrywał się w cieniu zaułków i z pomocą magii wyciągał przechodniom sakiewki.

    Te czerwone plamy bardzo mu w tym pomagały.

    I tak na marginesie: ponoć w półmroku lepiej sprawdzają się szarawe/brunatne odcienie. Ponoć. Nigdy nie próbowałam szlajać się po sztampowych mrocznych zaułkach, więc nie mogę zweryfikować.

     

    Niedługo ludzie zaczęli się orientować co się dzieje. Szukali winnego. Jedni obwiniali drugich.

    Piszesz fik o kucykach czy opko o ludziach? A może Human (tfu, tfu) in Equestria? I czemu zaczęto szukać tylko jednego winnego, a nie, dajmy na to, szajki kieszonkowców buszujących po zaułkach Canterlotu? Po co w ogóle zaczęto obwiniać siebie nawzajem? Przecież mówimy o chędożonej STOLICY, wielotysięcznej metropolii, gdzie kradzieże kieszonkowe czy rabunki dokonywane czy przez pojedynczych delikwentów, czy przez zorganizowane grupy są raczej na porządku dziennym, zwłaszcza w "gorszych" dzielnicach...

     

    Wieczorami kucykowe straże patrolowały miasto.

    Za dnia siedziały na komendzie i żarły pączki na koszt podatników.

     

    Magic Sparka dziwiło jedno, czemu jeszcze nikt go nie podejrzewał o kradzież. A może podejrzewał, ale on o tym nie wiedział? Cóż, nie chciało mu się tym zamartwiać.

    A czemu ktokolwiek miałby cię, tępa pało, podejrzewać? Nie dość, że świecisz się jak psie prącie na dyskotece, to i jeszcze jesteś zaledwie mrówką w mrowisku, jednym kucem w cholernej...

    Co ja się będę pluć. Widać mówimy o super-alternatywnej Equestrii, gdzie Canterlot jest wiochą mniejszą od przeciętnego miasta powiatowego, a przestępczość tu nie istnieje. Nikt nie jest biedny ani chciwy, nikt poza naszym wyjątkowym płateczkiem śniegu w barwach flagi Albanii.

     

    Spojrzał na niebo. Było nieskazitelnie czyste. Trochę dziwne na jesień. Ani jednej chmurki na niebie. I temperatura nieadekwatna.

    Mówiłam. Celestia zaszalała. Wzniosła kilka słońc. Chmury wyparowały. A ziemia zaczęła płonąć.

     

    Nie jego interes.

    Czyżby Magic Spark był ognioodporny?

    ...zaraz. Ognioodporny. Nihilista. Czarny kolor. Kradnie. Nie zna rodziny. Ma wszystko gdzieś. To zestawienie brzmi dziwnie znajomo...

    A, tak. Żeśmy się trochę nie widzieli, paniczu Kejdasz... *wyciąga pogrzebacz*

     

    Pomyślał że mógłby iść chociaż raz do sklepu, zaopatrzyć się w jedzenie i picie jak ktoś normalny jednak odechciało mu się po zobaczeniu cen.

    Nic dziwnego, że ceny są z Księżyca, skoro Celestia regularnie ściąga dodatkowe słoneczka i niszczy klimat (oraz całą produkcję rolną).

     

    Postanowił wrócić do domu. Mieszkał w małej chatce zbudowanej z pionowo ułożonych bali brzóz. W środku stały jedynie najpotrzebniejsze meble. Stół krzesło i łózko.

    ...stać go na utrzymanie własnego domu (swoją drogą, Canterlot to naprawdę niezła wiocha, skoro stawiają tam chaty z pni, a nie murowane domy), ale nie ma kasy na żarcie.

    Nie no, spoko, autor ma niecałych 15 lat i nie wie, jak to jest mieszkać na swoim (albo chociaż wynajmować)... Dlatego podpowiem: większość ludzi z klasy średniej musi brać kredyt, żeby wybudować dom jednorodzinny (~100 m2). Wynajem mojej stancji (pokój ok. 6-7 m2 + wyposażenie, mieszkanie jako całość ma 4 pokoje i ok. 60 m2) kosztuje 630 zł + ok. 100 zł opłat (gaz, prąd, woda, śmieci, Internet - dzielone między 5 osób). Przeciętna kawalerka w Poznaniu (20-30 m2) to koszt powyżej tysiąca złotych miesięcznie (średnio 1200-1400) plus cała reszta opłat.

    Nawet przy założeniu, że chałupa ma powierzchnię mojego pokoju i nie masz tam żadnych usprawnień typu prąd czy woda, dam sobie rękę uciąć, że są jakieś opłaty do wniesienia. Chyba, że Magic Spark zasiedla nielegalnie jakiś pustostan bez właściciela, którego służby nie zdążyły jeszcze znaleźć i rozwalić w drzazgi, bo sam raczej tej chaty nie postawił.

    I ciekawa jestem, jak wygląda taki mebel: stół krzesło. Jak stół z doczepionym siedzeniem? Czy może jak krzesło z małym blatem?

     

    Całą ścianę przykrywała mapa Equestrii.  Lubił podróżować. To było jego hobby.

    Wrrrróć, to jednak nie K'. K' nie ma żadnych hobby (poza byciem wnerwiającym, chamskim szczylem). I jednak czymś się nasz Albańczyk interesuje, no no, jeszcze trochę i cała ta zimna, posępna fasada runie, ukazując jakieś namiastki prawdziwej osobowości!

    A, po raz kolejny: nie stać go na żarcie. Nie pracuje, a jedynie kradnie pieniądze innym. Jest skrajnie aspołeczny i samotny. Mieszka w spartańskich warunkach. W jakiś cudowny sposób może podróżować po Equestrii - która najwyraźniej jest większa, niż gmina Wygwizdowo Mniejsze, skoro jej mapa zakrywa całą ścianę... pod warunkiem, że mapa nie jest w absurdalnie małej skali i/lub obejmuje cały kontynent, a nie tylko rządzoną przez Celkę i Twalota dziurę, gdzie psy szczekają tyłkami.

     

    Miał również dom w Rainbow Falls.

    Taktyczny gugiel (nie oglądałam serialu od E3S4) poinformował mnie, że Rainbow Falls jest malowniczą wioską, w której organizowano próbne zawody przed Equestria Games (czy coś w ten deseń) oraz rodzaj dorocznej imprezy targowej. Ergo, tanio ziemi/nieruchomości tam ci nie sprzedadzą...

     

    OK, skończyłam pierwszą stronę. Zrobię sobie przerwę, zaparzę herbatkę, wrócę i na spokojnie przemagluję całą resztę... a będzie maglowania, oj, będzie...

     

    • +1 4
  14. Ja poproszę na dzień wieczór dobry o:

    • wrzucenie fika jako dokumentu Google z włączonymi komentarzami, a nie PDFa
    • zmianę fontu z Comic Sans na Arial/Times New Roman (rozmiar 10/12)
    • wyjustowanie tekstu

    A także o dodanie bardziej rozbudowanych opisów, niezapisywanie liczebników za pomocą cyfr, pozbycie się paskudnych byków ze zmianą czasu w narracji (jeśli piszesz w czasie przeszłym - nie dawaj wstawek w teraźniejszym!) oraz lekkie doszlifowanie postaci, bo ja, w przeciwieństwie do kolegi Flashlighta, widzę tam raczej wycięte z kartonu atrapy, niż serialowe Mane6.

    Spoiler

    Na koniec jeszcze z innej beczki.

    Garnizon podmieńców siejących niezadowolenie? Imperium Maredor? Ssso...? I czemu mam bolesne wrażenie, że owych trzech bohaterów mających ocalić Koniolandię to trzech bronies (najpewniej utożsamialnych z autorami), którzy zostają magicznie przeteleportowani do obcego świata i przemienieni w kucyki...?

    A, i obowiązkowy obrazek.

  15. I inny znak się ukazał na niebie: oto Marudny Milfin z krzywą miną, mający wieczny ból tyłka i niską samoocenę - a w jej łapie "Anatomia zwierząt" Krysiaka...


    Jadąc od prawej do lewej i od góry do dołu.
    1. Róg jest przekrzywiony w 1/3 dolnego odcinka i wydaje się być przylepiony do grzywy zamiast przebijać się przez jej kosmyki.
    2. Ucho jest zdecydowanie za duże - wielkie, puchate uszka to trochę kwestia gustu (prywatnie nie jestem fanką gacków szarych skrzyżowanych z chihuahuą), ale tu są dosłownie większe od głowy. Czepiałabym się także kolczyków - brzegi małżowin w zwierzęcych uszach zachowują się zupełnie inaczej, niż w ludzkich i taki piercing jest u np. konia teoretycznie niemożliwy.
    3. Oko jest zbyt daleko od nosa i za blisko kąta żuchwy, jakby oczodół znajdował się na policzku. Żuchwa jest za krótka względem nosa.
    4. Szyja wychodzi z połowy szczęki, pierś jest zbyt wgłębiona. Brzuch również układa się dość... nieanatomicznie - powinien być wybrzuszony w pobliżu piersi, a w okolicach kolan unosić się i kształtować charakterystyczny łuk (tzw. słabiznę).
    5. Mam drobne obiekcje co do przyczepów skrzydeł i umiejscowienia lewej kończyny piersiowej (=przedniej). Skrzydła są odrobinę za blisko kłębu i brakuje im kilku stawów, a kończyna tkwi za wysoko, jakby twój kucyk miał przestawioną łopatkę.
    6. Te skarpetki... nie podoba mi się sposób, w jaki układają się na nadgarstku. Nie do końca oddają krzywiznę stawu.
    7. Staw skokowy w prawej kończynie miednicznej jest zdecydowanie za wysoko. Nie powinien być na jednej linii z kolanem. Również reszta nogi jest lekko zniekształcona, jakby zapuchnięta od przodu.
    8. Te białe plamki... ani to dobre cieniowanie, ani blik światła... nie wiem, co miały osiągnąć.
    9. Lineart jest lekko nierówny, linie mają nierówną grubość i czasami zachodzą na siebie. Kolorowe obramowanie ma pełno białych "artefaktów". Całość przypomina bardziej szybki szkic, niż gotową pracę.

    • +1 1
  16. Szukam fika. Nazywał się... "The White Box"? Chyba coś w tym guście. Był, zdaje się, przetłumaczony przez aTOMa i tyczył się życia kucyka uwięzionego w tytułowym "pudle". Z innych cech charakterystycznych: powracająca sentencja o świetle rażącym głównego bohatera i specyficzne formatowanie (czarne tło, biały/kolorowy tekst).

    Ktoś coś?

  17. Zdążyłam ujebać anatomię (na poznańskiej wecie trwa tylko 2 semestry), dziekanat poprosił 200 zł za powtarzanie na 3. semestrze, a ja i tak rozważam przerzucenie się na jakąś bieda-biologię, przestudiowanie tam trzech lat i ewentualnego powrotu na wetę, bo najpewniej uwalę ten sam przedmiot po raz drugi. Urażona duma boli, rozwalona psychika boli, chamskie odzywki prowadzącego (ponoć miał stwierdzić, że warunkowicze nie mają po co przychodzić na zajęcia, a w mojej obecności raczył naszą grupę komentarzami w rodzaju: "jeśli komuś nie odpowiada weterynaria, może pójść na kurs fryzjerstwa albo krawiectwa") w niczym nie pomagają. Wydałam prawie 300 zł na względnie dobry (znalazłam drobne literówki, błędy w składzie i małe babole w opisie chrząstek krtani) atlas, a i tak nie jestem w stanie spiąć pośladów, usiąść i zamiast tracić czas na pierdoły przed kompem - wykuć się, jak należy.

  18. @Losse - Będę pisać raczej krótko i bardzo osobiście.

    To, co opisujesz, brzmi cholernie podobnie do tego, co sama przechodziłam i przechodzę od dobrych paru lat, z tą różnicą, że a) nie samookaleczam się, b) nie powiedziałam o swoich problemach rodzicom... za to płacę 110 zł za każdą wizytę u psychologa, mam do zapłacenia kolejnych 200 zł za warunkowe powtarzanie przedmiotu (o ile zdołam w ogóle zdać sesję letnią) i powinnam w końcu iść do psychiatry (prywatnie; gdybym miała czekać w publicznej przychodni, zdążyłabym posypać się do końca). A, dostałam jeszcze leki uspokajające (na receptę, "do stosowania doraźnie" - czyli przed każdym kolosem z anatomii) i skierowanie do poradni psychologicznej od lekarza rodzinnego.

    Jeśli twoi rodzice bagatelizują sprawę (co, niestety, zdarza się często), zacznij działać sama: idź do psychologa. Sprawdź, czy nie masz np. chorej tarczycy lub innych problemów z hormonami (niektóre schorzenia na tym tle dają podobne objawy). Nie czekaj, nie mów: "nic mi nie jest, to tylko fanaberia". Jeśli jeden specjalista nie pomoże, szukaj innego, aż do skutku. I nie bój się przyznać przed samą sobą: "tak, jestem chora, potrzebuję pomocy". Nie przejmuj się, co pomyślą inni. Nie próbuj zgrywać twardej, zwlekać, przekonywać samej siebie, że "samo przejdzie" - bo zaburzenia depresyjne to nie przeziębienie: to schorzenie, które napędza samo siebie, powoli, ale nieubłagalnie ściąga cię na dno i niszczy ci całe życie.

    Jeśli planujesz studiować (zwłaszcza jakiś wymagający kierunek), tym bardziej szukaj pomocy profesjonalisty... i... cholera jasna, nie czekaj, tak? Nie rób tego samego błędu, co ja. Nie niszcz sobie życia ślepym uporem. Walcz, póki możesz.

    Powodzenia.

×
×
  • Utwórz nowe...