Skocz do zawartości

Cahan

Moderator
  • Zawartość

    4026
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    133

Wszystko napisane przez Cahan

  1. Miałam skomentować rozdział VIII jakiś czas temu, bo przeczytałam go jakoś zaraz po jego premierze na FGE, ale tak jakoś wyszło, że po czasie, to chce się mniej, zwlekałam, zwlekałam aż wyszedł IX. VIII rozdział jest krótki i pozornie niewiele z niego wynika. Emerald Heart powiedział reszcie spiskowców co ustalił z Forlorn Hope, a Winter Guilt uznała, że jeśli naćpie Forlorn przed walką, to może Emerald nie tylko wygra, ale i ona coś ugra dla siebie. Ta część była okej, choć ze strony Winter było to bardzo, bardzo głupie. Ale to w końcu nastolatka/młoda dorosła, więc raczej nie należy po niej oczekiwać rozsądku i doświadczenia. Szczególnie, że przy niektórych dorosłych i całkiem starych alikornach wypada nawet dojrzale. Ogółem cała związana z tym intryga jest ciekawa i dobrze napędza akcję. Ale bardziej zaciekawił mnie tu Dreaming Light i jego rozmowa z Selene. Ogółem Dreaming Light bardzo urósł w mych oczach jako postać w ciągu tych dwóch rozdziałów. I nie wiem czemu, ale przywodzi mi na myśl Miquellę z Elden Ring . Koleś jest całkiem niezłym politykiem i kimś, kto za parę lat (jeśli przeżyje) mógłby świetnie ciągnąć za sznurki. Jest też inteligentny i niewątpliwie utalentowany. Ale po pierwsze - dowiedzieliśmy się w końcu czym jest tytułowa "trucizna w naszych żyłach" - to kazirodcza linia genetyczna umierających i zdegenerowanych alikornów, które potrzebują na to odtrutki. Odtrutką są niespokrewnione alikorny, które zwiększyłyby genetyczną różnorodność i uchroniły potomstwo od chorób. Dość zabawne, że Dreaming Light powiedział to tak bezpośrednio. Ale ciekawe jest coś jeszcze. Implikacja, że reszta jego rodziny wcale nie jest wiele zdrowsza od niego. Oczywiście, Sundance zaliczyła serię poronień oraz możliwe, że urodzeń źrebiąt tak niedoskonałych, że pozbyto się ich zaraz po porodzie i nie wygląda najlepiej. Z Winter Guilt na pierwszy rzut oka jest wszystko w porządku, ale czyżby to były pozory? "Spójrz na nas. Na moją matkę, moją siostrę i na mnie. Czy my wyglądamy tak dobrze jak wy?" Po rozdziale IX jestem za to wręcz pewna, że z Heliosem jest coś bardzo nie tak. Dreaming ma rację, oni umierają. Umierają, wiedzą o tym i chcą odrodzić się jako silna dynastia. Kolejną rzeczą jest wspomnienie ojca i dziadka Anemone. Dziadek Anemone poprzedzał pierwszą królową z dynastii Heliosa. Z kolejnego rozdziału wiemy, że tą królową była Celestia. Co się z nią stało? I z całą resztą? Nie wiemy. Nie wiem też, na ile ten fanfik to AU. Ale mniejsza z serialem. Skoro dziadek Anemone poprzedzał pierwszą królową, to znaczy, że był ówczesnym władcą alikornów. Władza jest tu dziedziczna, a jednak Anemone nie została królową. Czyżby dlatego tak nie lubiła pary królewskiej? Co się stało, Anemone jest z bocznej linii i nie jest częścią dynastii, ponieważ jej ojciec się zbuntował? A może władza jej rodu została obalona i na tronie zasiadła Celestia? I czy w tym fanfiku występuje Luna? Przechodząc już zupełnie do rozdziału IX, to muszę powiedzieć, że uwielbiam Anemone i jej złośliwości. I bawi mnie jak bierna i pokorna jest Sundance, która umie się tylko wyżywać na jakichś niewinnych idiotkach. Nie do końca kupuję pretekstu jaki wymyśliły młodsze klacze, by się oddalić, wydaje się bardzo niegodny ich pozycji. Lubię też to, że Anemone nie do końca zachowuje się tak jak przystało na jej wiek i pozycję i wszyscy o tym wiedzą. Swoją drogą - ciekawi mnie ile lat ma Crescent Dawn, a także w jakim wieku alikorny na ogół łączą się w pary i płodzą potomstwo. Może i są nieśmiertelne, ale chyba dobrze jest mieć jakiś nie za duży zapas źrebiąt... Dostajemy też bardzo ciekawą scenę z Silver Hornem. I myślałam, że to będzie ostateczne WOW w tym rozdziale - po pierwsze sztandar z grobowca. Alikorny kiedyś nie były monarchami. Ba, wygląda na to, że ich historia była bardzo skomplikowana i władzę sobie w końcu wywalczyły. Ale nikt nie zna tej historii. Po drugie - dlaczego wszyscy próbują zapomnieć o starej królowej? Sundance zachowuje się jakby to miało rozsierdzić Anemone i dlatego zastąpiła ich matkę Celestią. Ale skoro rodzina ukrywa prawdę przed Dreaming Lightem, to nie wydaje mi się, że chodzi tylko o to. Ba, jestem pewna, że chodzi przede wszystkim o coś innego. Swoją drogą - Silver Horn też jest ważniejszy niż wygląda. Na naszej szachownicy robi się coraz gęściej. No i Helios. Piękny, obojętny i spokojny Helios, który ma heterochromię i robi dziwne rzeczy w basenie, w pogrzebanym i zapomnianym grobowcu. Czyżby walczył z trucizną w swoich żyłach? A może robi coś jeszcze... Cóż, cokolwiek to jest, to raczej nie bez powodu aż tak bardzo się z tym kryje. I obawiam się, że to też ma związek z jego matką. Po tej rozmowie sądzę, że on wcale nie kocha Selene. Być może nigdy jej nie kochał. Jest dla niego maszynką do płodzenia, niczym więcej. A nawet jeśli zastąpi ją Forlorn Hope? Trochę szkoda, bo ma podły charakter, ale trudno. Po prostu Helios raczej nie znęca się nad swoimi pionkami. Unika konfliktów i próbuje zachować spokój. Muszę pochwalić opis jego ubioru, a także powiązania pomiędzy jego strojem, a odzieniem Sundance. Bardzo mi się podobała ta cała symbolika i wyjaśnienie. Interesujący jest też jego pogląd na władzę jego i siostry. Szczególnie zważywszy na to jak ona to widzi oraz jak bardzo król jest nieobecny. No i otrzymaliśmy rozstrzygnięcie całej intrygi trucicielskiej, gry w kręcioła i tego kto zostanie panną młodą. Tego się nie spodziewałam. Uważałam, że to wielce prawdopodobne, że Winter wpadnie, ale nie, że tak szybko i że Anemone dogada się z Sundance, zabierze obie kandydatki na żonę i wróci do domu. Naprawdę, bardzo podobała mi się fabuła w tym rozdziale. Ogółem zarówno VIII jak i IX czytało się przyjemnie. Styl mógłby być lepszy, a opisów nieco więcej, ale jest dobrze.
  2. No hej, bambaryłki! Co prawda fandom podobno umarł czy coś, ale na szczęście mamy tu trochę nekromantów! Od tego tygodnia wracamy do klubowych spotkań na kanale #klub_konesera. Wszystkie zaczynają się o godzinie 20:00 w soboty i niedziele. HARMONOGRAM: 13-14 sierpnia Wspólne pisanie - potrzebujesz motywacji, pomocy i towarzystwa? Jesteśmy tu dla ciebie! 20-21 sierpnia Warsztaty dla początkujących i zaawansowanych - poćwicz pisanie, pobaw się i zmierz z innymi! 27-28 sierpnia Trucizna w naszych żyłach - omówienie fanfika i dyskusja. Pamiętaj, by przeczytać przed spotkaniem! Link do fanfika: https://www.fge.com.pl/2021/11/fanfik-trucizna-w-naszych-zyach.html 3-4 września Pokaż się! - zareklamuj własną twórczość, zasięgnij rad i konsultacji 10-11 września Zostań magikiem google docsa - warsztaty na głosowym Link do KKPF
  3. VII rozdział, to głównie dialogi, co ma swoje wady i zalety. Na pewno dzieje się tu całkiem sporo i czyta się to szybko, ale czasami brakowało mi jakichś opisów - klimat został gdzieś zagubiony. A i same wypowiedzi bohaterów wydawały się nieco nie na miejscu... jak chociażby rozmowa Anemone i Crescent Dawn... " Dopiero teraz klacz zaczęła ze smakiem połykać winogrona. – Kochana, nie jedz tak łapczywie, bo się zadławisz – ostrzegła ją matka, po czym wróciła do dyktowania. Chyba wykrakała, bo Crescent Dawn pochłaniała winogrona tak łakomie, że w pewnym momencie rzeczywiście zaczęła się krztusić. – Co się dzieje, kochanie?! Anemone znalazła się tuż przy niej z dzbankiem pełnym wody. – Masz, wypij wszystko! Zaczęła ją poić, aż klacz nie opróżniła naczynia w całości." No, to "kochanie" i "kochana" brzmi dziwnie w miejscu publicznym, zważywszy na to kim są nasze bohaterki i gdzie są. Podczas tej sceny nie czuć też zbytnio dynamizmu, jest statyczna, mimo że postać się krztusi (albo raczej udaje, że się krztusi). Swoją drogą - krztuszącej się osobie nie daje się bezmyślnie wody, chyba że chce się ją zabić . I tego typu drobne zgrzyty towarzyszyły mi przez cały rozdział. Jakoś... wypowiedzi postaci nieco kłóciły się z tym, co zostało przedstawione wcześniej. A fabularnie? Uważam, że precedens Anemone nie jest żadną podróbką, tylko Crescent wykorzystała ten argument jako dźwignię do szantażowania matki i jej działań. Czemu to robi, trudno powiedzieć. Aż tak lubi Selene i jest na tyle naiwna, że dała się przekonać, że to małżeństwo, to wielka miłość i pomysł 10/10? W każdym razie, Emerald zaszantażował Forlorn, a także wszedł jej na ambicję i będą walczyć, a Anemone została zmuszona się na to zgodzić. Coraz bardziej ciekawią mnie motywacje różnych postaci - konflikt rodowy Anemone i Heliosa, a także konflikt Anemone i Forlorn Hope. Dowiadujemy się, że przynajmniej jednym z motywów kierujących Forlorn Hope jest wyniesienie się z domu Anemone. Nawet poprzez małżeństwo z ogierem, którego ma głęboko w rzyci. Ale jakoś popieram jej stronę - faszerowanie jej uspokajaczami, olewanie... Mam wrażenie, że nawet jej rodzeństwo przez te wszystkie lata tak naprawdę miało ją gdzieś. A w tym wszystkim gdzieś tam jeszcze jest sobie Helios, wielki nieobecny. I podejrzewam, że Forlorn Hope trafiła w sedno - nowa żona jest mu potrzebna tylko do rodzenia źrebiąt, a która klacz nią zostanie, to już go zbytnio nie obchodzi. Cokolwiek się stanie i którakolwiek jego ślubną małżonką zostanie, będzie to ciekawe widowisko.
  4. Dobra, czas skomciać rozdział drugi... Nie powiedziałabym, by jakoś szczególnie pchnął fabułę do przodu i dalej opowiadanie się zbytnio nie rozkręciło i średnio wiadomo o czym właściwie będzie. Dostaliśmy za to nieco backstory i dowiedzieliśmy się, co się mniej więcej działo w świecie anthro wilków (moim zdaniem nic specjalnie ciekawego) i że Darth oraz Twilight mieli romans. Na tym etapie fanfika wydaje się to mało potrzebne, ale to przecież dopiero początek, więc wszystko przed nami i być może się to zmieni. Ale szczerze mówiąc, ta retrospekcja jest moim zdaniem najsłabszym punktem rozdziału. Z drugiej strony, to dobrze, że dostajemy jakieś backstory, zważywszy na to, że główny bohater skacze w czasie i przestrzeni przy pomocy magicznego samochodu. A cała reszta? Lepiej, znacznie lepiej i wciąż jedzie to mocno klasycznym, nostalgicznym, porządnym TCB. Podróż przez miasto, pościg, krótki POV pary policjantów (podobały mi się dialogi między nimi, były zabawne). Swoją drogą - czy policjantka Karolina i Karolina z biura to jedna Karolina? Niewiele się dowiedzieliśmy, ale najbardziej mnie zastanawia ostatnia scena - Darth zachował się jak idiota podczas rozmowy z pracownicą biura i ciężko mi w zasadzie powiedzieć, co on robi i co chce osiągnąć. Podejrzewam, że nawet on sam tego nie wie. Mimo wszystko, rozdział kończy się w dobrym miejscu - mamy obietnicę, że teraz zacznie się dziać, wyjaśniać i robić ciekawiej.
  5. Sparky Sparkeroni z G5
  6. Cahan

    WITAJCIE wszyscy

    Witaj na forum! Zanim przejdę do pytań, to mam parę uwag. 1. Postaraj się korzystać z interpunkcji, ponieważ Twoje wypowiedzi się naprawdę ciężko czyta. 2. Kiedy zaczyna się temat, to dobrze napisać coś o sobie, by był jakiś punkt zaczepienia. I teraz pytanie: Co to znaczy, że długo się nie widzieliśmy? Już wcześniej miałaś konto na forum? A jeśli tak, to co się z nim stało?
  7. Liczyłam, że ktoś inny skomcia pierwszy, ale cóż, szkoda, że tak bez odzewu, bez atencji. Póki co fanfik ma tylko jeden rozdział i to liczący zaledwie pięć stron, więc nie ma tu jakoś szczególnie dużo do komentowania. Po prostu ciężko coś wyrokować na tak wczesnym etapie, szczególnie, że to zaledwie wstęp, który zarysował nam nieco świat i bohaterów. Czy lubię to co dostaliśmy? Trudno powiedzieć, tak naprawdę. Póki co moje nastawienie jest neutralnie pozytywne. Znaczy... Po prostu jest okej i powiedziałabym, że trochę zalatuje takim klasycznym TCB z zamierzchłych czasów. Ale tym dobrym TCB. I to jest fajne, bo TCB jako gatunek nigdy nie dostało tyle miłości i dobrych fanfików ile powinno. Miło też widzieć takie trochę bardziej nostalgiczne fanfiki i to pomimo różnych nowości. Szczególnie, że póki co nie widzę czerwonych flag, które kazałyby uciekać od tego fanfika - nie wygląda to, że zapowiada się jakiś przerysowany konflikt FOLu i POZu, w którym wszyscy byliby niezwykle niesympatyczni, niespełna rozumu i obrzydliwi. Jakich nowości? Cóż, bohater wraca do Polski po latach podróży międzywymiarowych i odkrywa, że trochę się tu zmieniło. Nawet bardzo, bo jego miasto wygląda jak po jakiejś apokalipsie i spotyka tylko jakiegoś źrebaka, z którym wyrusza na misję, bo chciałby dowiedzieć się, co tu się odjaniepawliło no i chyba tak czy siak nie ma nic lepszego do roboty. Innowacją jest też to, że wcześniej przez parę lat był furrasem, ale w świecie piesełów pozostawił Sunset. No i znał już wcześniej również Pinkie i Twilight. To dość interesujące, że jednocześnie mamy postać, która ma za sobą lata doświadczenia z kucami, a jednocześnie cała sytuacja jest dla niej nowa i nie wie na czym stoi. Jest też Zaphyra, która jest świadomym, przenośnym i wielofunkcyjnym komputerem. Ogółem... Całkiem dziwny mix sci fi, autorskiego multiversum i TCB. I to wszystko pachnie nostalgią. Te 5 stron ma swój, całkiem przyjemny klimat, jest też pewna tajemniczość i chciałabym wiedzieć, co będzie dalej. Mimo wszystko, trochę mało. O formie się nawet nie wypowiadam, bo ja to patroszyłam. Jest w porządku. Jedyne czego mi brakuje, to ciągu dalszego.
  8. Dziękuję za komentarz^^ Night Shadow jest królewną, ewentualnie księżniczką krwi królewskiej. Za samą księżniczkę by się mogła obrazić, bo to niższy tytuł. Sprawa z dziedziczeniem też jest dość skomplikowana - Królestwo Nocy faktycznie ma takie prawo, ale zwyczaj nakazuje klaczom zrzekać się praw do korony na rzecz braci (o ile bracia są wystarczająco zdrowi na ciele i umyśle). Swoją drogą - czysto technicznie brat może u nich oddać koronę siostrze. W przypadku klaczy na tronie król małżonek przyjmuje nazwisko żony i dynastia pozostaje zachowana. Dark Mane jest też niewiele młodszy, bo jest jej bliźniakiem. Co do mentalnego rozwinięcia - kierowałam się tym, że cała koncepcja dzieciństwa jako okresu beztroski, niewinności itd. jest stosunkowo świeża, a dorosłość osiągano wcześniej, przez co dzieci szybciej dojrzewały psychicznie, bo po prostu musiały. Współczesny osiemnastolatek może i jest dorosły, ale mentalnie wciąż jest dzieciakiem, a studia to przedłużenie dzieciństwa. Stąd dziesięcioletniej Night Shadow pod wieloma względami mentalnie bliżej do współczesnej piętnastolatki niż do dziecka z podstawówki. Tak jak dzisiaj dzieci w tym wieku mają się bawić, chodzić do szkoły i się niczym nie martwić, tak Night była przygotowywana na bycie żoną jakiegoś możnowładcy. Szesnastolatek to u nich pełnoprawny dorosły, a i młodsze kucyki często wchodzą w tę rolę - chociażby dziedzicząc majątki, którymi muszą się zająć, wchodząc w świat polityki oraz konfliktów zbrojnych czy po prostu utrzymując siebie i rodzinę w przypadku niższych warstw społecznych. Co do wzrostu - alikorny są generalnie znacznie wyższe od pozostałych ras, a co za tym idzie, już ich noworodki są spore. Random jej nie więzi - jego towarzysze to zrobili. On sam nawet nie wiedział o zaginionej królewnie, bo polował, kiedy wieści doszły do Sunfall i Maretown. Jedynie domyślił się, że jej historia to kłamstwo. Swoją drogą - nie jestem pewna, czy chęć oddania zbiegłej smarkuli rodzicom czyni z kogoś typa spod ciemnej gwiazdy .
  9. Jak pewnie wiecie, ale rośliny owadożerne to jedna z moich ulubionych grup roślin. Dla nich zakładam ten temat, który poświęcę na krótką serię bardzo długich postów na ich temat, a także zdjęcia, dyskusję i zachętę do hodowli tych pięknych, wdzięcznych i nie takich trudnych w uprawie roślin. Rośliny owadożerne są grupą ekologiczną i łączy je to, że zabijają zwierzęta w celu pobrania składników odżywczych z ich ciał. Pokrewieństwo pomiędzy poszczególnymi rodzajami, rodzinami i rzędami jest różne, często niewielkie. Owadożerność jako cecha adaptacyjna powstała w toku ewolucji wiele razy, a sama strategie polowania bardzo się tu od siebie różnią. Od bardzo widowiskowych, po takie, o których powie ci tylko mikroskop. Należą tu takie rodzaje jak: dzbanecznik (Nepenthes) rosiczka (Drosera) aldrowanda (Aldrowanda) muchołówka (Dionaea) rosolistnik (Drosophyllum) tuliłezka (Roridula) kapturnica (Sarracenia) heliamfora (Heliamphora) darlingtonia (Darlingtonia) cefalotus (Cephalotus) tłustosz (Pinguicula) pływacz (Utricularia) genlisea (Genlisea) byblis (Byblis) Brocchinia Catopsis Philcoxia Triphyophyllum Może też tu należeć rodzaj Stylidium, ale tu trwają naukowe dyskusje, bo choć Stylidum łapie owady, to nie pobiera z nich składników odżywczych. Oczywiście, spora część z tego w ogóle nie występuje w handlu i jeśli w ogóle można je gdziekolwiek nabyć, to u niektórych kolekcjonerów. Nie będę też teraz omawiać poszczególnych rodzajów, ani skupiać się na ewolucji, bo to wszystko temat złożony i niekoniecznie najważniejszy. Rośliny owadożerne występują również w Polsce i mamy ich tu całkiem sporo - i to przedstawicieli aż czterech rodzajów! Są to rosiczki: Drosera anglica (rosiczka długolistna), Drosera intermedia (rosiczka pośrednia), Drosera rotundifolia (rosiczka okrągłolistna) i ich hybrdy (przede wszystkim Drosera x obovata). Znaleźć je można przede wszystkim na torfowiskach wysokich. Tłustosze: Pinguicula vulgaris (tłustosz pospolity - ma dwa podgatunki bicolor i vulgaris) i Pinguicula alpina (tłustosz alpejski). Pinguicula alpina w Polsce występuje tylko w Tatrach, P. vulgaris ma znacznie szerszy zasięg występowania, ale również najłatwiej znaleźć go w górach. Nasze rodzime tłustosze preferują stanowiska wilgotne. Aldrowandę pęcherzykowatą (Aldrowanda vesiculosa) oraz pływacze: Utricularia vulgaris, Utricularia australis, Utricularia minor, Utricularia bremii, Utricularia intermedia, Utricularia ochroleuca, Utricularia stygia. Zarówno aldrowanda (przedstawicielka monotypowego rodzaju) jak i polskie gatunki pływaczy są roślinami wodnymi. Nie licząc Utricularia vulgaris, wszystkie rodzime gatunki roślin owadożernych są objęte ścisłą ochroną gatunkową. Niestety, ale można już u nas spotkać obce gatunki, wprowadzone przez nieodpowiedzialnych hobbystów. Odnotowano w Polsce stanowiska chociażby kapturnicy purpurowej (Sarracenia purpurea). Ale dość już "przynudzania", czas na coś nieco praktyczniejszego. Od czego i jak zacząć? Cóż, pierwszy kontakt z roślinami owadożernymi zazwyczaj następuje w marketach. Ma to zarówno swoje wady (często zaniedbane rośliny po zawyżonych cenach, a obsługa na 90% nie ma o nich zielonego pojęcia, nie dziwota, zważywszy na bzdury wypisane na etykietach) jak i zalety (stosunkowo proste gatunki, czasem można też dostać coś fajniejszego w korzystnej cenie, a jak dostawa świeża, to nawet ładne). Najczęściej są to rosiczki subtropikalne takie jak Drosera capensis i Drosera aliciae, rzadziej trafiają się Drosera spatulata i Drosera madagascariensis, które są bardzo proste w uprawie i zazwyczaj samopylne. Jedyne czego potrzebują, to mocne słońce, ciepło (ale znoszą niższe temperatury, może nie na minusie i w okolicach zera), stały dostęp do wody destylowanej lub demineralizowanej, w której mają stać, torf kwaśny bez dodatków i święty spokój. Należy za to uważać na przedstawicielki grupy petiolaris (czasami do marketów trafia Drosera paradoxa) i rosiczek pigmejskich (takich jak Drosera scorpioides), które są znacznie bardziej wymagające od swoich subtropikalnych koleżanek. Bardzo rzadko spotyka się rosiczki strefy umiarkowanej (Drosera binata, Drosera filiformis), które są bardzo fajnymi roślinami, które uprawia się w zasadzie jak kapturnice. Popularne są też dzbaneczniki i tu dobra wiadomość - w marketach nie natkniecie się na nic, co wymaga terrarium, lamp i zestawu chłodzącego. Można dostać hybrydy takie jak N. 'Ventrata', N. 'Bloody Mary', N. 'Hookeriana', N. 'Rebecca Soper', N. 'Gaya' czy N. 'Miranda'. Jeśli na etykiecie będzie napisane cokolwiek innego, to na 99% będzie to kłamstwo. Dzbaneczniki lubią wysoką wilgotność powietrza (spryskiwanie samych roślin nic nie daje) i jasne, ale rozproszone światło. Na parapet okej, ale przy południowym lub zachodnim nie obędzie się bez cieniowania. Podłoże powinno być stale wilgotne, ale nie bardzo mokre, rośliny nie powinny stale stać w wodzie, podlewa się je od góry wodą demineralizowaną/destylowaną. Początkującym odradzam zabawę w nawożenie jakichkolwiek roślin owadożernych. Dzbaneczniki są pnączami, rosną bardzo wysokie i jeśli chce się bardziej zwartą roślinę, to trzeba je systematycznie ciąć, ukorzeniać i odmładzać. W swoim życiu wypuszczają różne typy dzbanków. Starsze rośliny są bardziej kapryśne w kwestii dzbankowania, wymagają podpór, by się piąć oraz wyższej wilgotności. Za podłoże może posłużyć mech torfowiec (żywy lub suszony) lub torf kwaśny z dodatkami takimi jak perlit, kora czy mech torfowiec. Z tłustoszy spotyka się przedstawicieli grupy tzw. tłustoszy meksykańskich, przede wszystkim Pinguicula 'Tina' i Pinguicula 'Wesser'. Lubią jasne, ale nie ostre słońce, wilgotne, ale nie mokre podłoże. Podlewa się przez podsiąkanie, i robi parę dni przerwy po tym jak roślina wciągnie całą wodę. Częstotliwość zależy od warunków. Podłożem są mieszanki na bazie torfu kwaśnego, czasami nawet czysty torf. Niewątpliwym atutem tłustoszy są ładne kwiaty. Kapturnice niewątpliwie przyciągają oko, mają wyjątkowo piękne kwiaty i są całkiem proste w uprawie, ale jest jeden haczyk. A nawet dwa, ale drugi w sumie wynika z pierwszego. Kapturnice są roślinami strefy umiarkowanej, a to oznacza, że przechodzą okres spoczynku, zwany zimowaniem, podczas którego potrzebują temperatur poniżej 10 stopni Celsjusza. Zimowanie trwa mniej więcej około 4 miesięcy. Im niższa temperatura, tym mniej światła potrzebuje roślina. Czy może być na minusie? Tak, ale jeśli uprawiamy je w doniczkach, to te trzeba odpowiednio zabezpieczyć. Drugi haczyk wygląda tak, że kapturnice są sezonowe, a to oznacza, że swoje prawdziwe piękno pokazują tylko w niektórych miesiącach (zależy od gatunku/hybrydy). Kapturnice są heliofitami i ostre, palące słońce jest tu wskazane. Nie licząc miesięcy zimowych, w których podłoże powinno być jednak stale wilgotne, doniczki z roślinami powinny stać w wodzie. Preferowanym podłożem jest torf kwaśny, czysty lub zmieszany z piachem lub drobnym żwirem. Muchołówki, a właściwie muchołówka, ponieważ ten rodzaj obejmuje tylko jeden gatunek - Dionaea muscipula to chyba najbardziej widowiskowe rośliny owadożerne. Występuje wiele sztucznie wyhodowanych kultywarów tej rośliny, które potrafią się mocno od siebie różnić wyglądem. Podobnie jak kapturnice, muchołówka jest rośliną strefy umiarkowanej, dlatego również wymaga zimowania. Jest też heliofitem. Uprawa różni się od kapturnic tym, że muchołówka powinna mieć przerwy (1-2 dni) pomiędzy okresami, kiedy stoi w wodzie, a i zalewanie jej do połowy wysokości doniczki nie jest dobrym pomysłem. Kiedy jest mniej światła, to podlewa się mniej. Radzę obcinać pędy kwiatowe, ponieważ mocno obciążają roślinę. Coraz częściej w sklepach widuje się również cefalotusa. Cephalotus follicularis to australijski endemit i roślina budząca bardzo skrajne opinie wśród hodowców odnośnie trudności i warunków uprawy. Trudno mi mówić za innym, ale moje osobiste doświadczenia kogoś, kto trzymał cefale przez ponad dekadę (aż mi matka je ubiła jednej jesieni) mówi, że diabeł nie jest straszny, ale podatny na choroby grzybowe i mają kruche korzenie (mimo wszystko nigdy nie miałam problemów przy przesadzaniu i rozsadzaniu). Dlatego dobra jakość podłoża, wentylacja i w razie potrzeby szybka reakcja i opryski fungicydem są wskazane. Jako podłoże preferuję mix torfu kwaśnego z perlitem lub żwirem w proporcji 2:1. Rośliny w ciepłych miesiącach uprawiałam w zasadzie jak muchołówki, zauważyłam też, że lubią dobowe spadki temperatur i się wtedy lepiej wybarwiają. Cefale można zimować, ale w wyższych temperaturach niż kapturnice, muchołówki czy rosiczki strefy umiarkowanej. Przedział 5-15 stopni powinien być w porządku. Mimo wszystko, nie trzeba ich zimować. W sklepach specjalistycznych i od hobbystów można nabyć dużo więcej roślin z tych rodzajów, a także przedstawicielki innych rodzajów (Heliamphora, Utricularia i Darlingtonia są dość łatwo dostępne, Roridula, Stylidium i Drosophyllum również się od czasu do czasu widuje, pozostałe to może raz kiedyś gdzieś widziałam by ktoś hodował i nie jestem pewna z jakim sukcesem) i osobiście do tego zachęcam. Zazwyczaj też łatwo uzyskać od nich odpowiedzi na pytania o uprawę. Muszę zaznaczyć, że ze wszystkich znanych mi roślin, owadożery są najmniej kapryśne. Jeśli spełnisz ich wymagania, to na 99% będą pięknie i bezproblemowo rosły. Niestety, czasem trafiają się szkodniki czy choroby grzybowe. Dość powszechnym problemem jest też pleśń. Główne przyczyny porażki w uprawie jest niedobór światła i złe nawadnianie. Dla roślin strefy umiarkowanej ryzykownym okresem jest zaś zimowanie i tu niestety, ale zdarzają się straty. W Polskich warunkach dla wielu gatunków tropikalnych konieczna jest również inwestycja w sztuczne oświetlenie, jeśli chcemy by rośliny były piękne również zimą. Wiele z nich przetrwa te miesiące, jeśli będą w dobrej kondycji, ale odbije się to na ich wyglądzie, co nadrobią wiosną.
  10. No nareszcie. Nie tylko te dwa nowe rozdziały, co miały wyjść ponad pół roku temu, ale jeszcze zaginione wątki i akcja. I ghatorryzmy wróciły. Rozdział specjalny okazał się... zaskakująco mało specjalny, sądzę, że powinien być uznany za normalny, ponieważ mam wrażenie, że był niezbędny. Bez niego Chrupkość Obsydianki byłaby po prostu niepełna. Bo tego... Mamy tych Przebudzonych, mamy kiciusia, mamy Applejack, która poleciała się nim zająć, ale wróciła i to miałoby być tyle? No bez jaj, chyba nie. Bez tego rozdziału czułabym się cholernie zawiedziona i oszukana. Tymczasem mamy akcję, mamy humor, mamy nowych bohaterów, którzy są przedstawieni akurat na tyle, na ile jest to potrzebne (lub zabawne). Świat ruszył, tekst się odkorkował. W KOŃCU. To naprawdę była dla mnie ogromna ulga, szczególnie, że magia runiczna i kiciuś okazali się całkiem ciekawi i rzucający nowe spojrzenie również na Sombrę i Obsidian. Chociażby na to jak Sombra ją katował, ale według kiciusia ją kochał, a ona była słaba i do niczego. Podobała mi się Applejack w tym rozdziale, a ja nie lubię Applejack, może dlatego, że w serialu zrobili z niej straszną idiotkę i prostaczkę. A ta tutaj... Jest całkiem inteligentna i sympatyczna. A jednocześnie na tyle znajoma by nie być out of character. Plus również za bliźniaków z Flimflamu, mimo że pojawił się tylko jeden (nie wiem który, mylę ich i nie mam pamięci do imion), ta scena była cudowna. Poza tym, dobrze widzieć, że ktoś jest kompetentny. Również pieski i ich lojalność tylko wobec Kryształowej Dynastii na plus. W ogóle nie ma w tym rozdziale rzeczy, która mi się nie podobała, był zwyczajnie ciekawy i taki w sam raz. No i w końcu zobaczyliśmy, że są istoty, które są w stanie zagrozić alikornom (kiciuś mógłby zabić AJ, gdyby był rozsądniejszy). Swoją drogą - AJ powinna wypełnić rozkaz i dostarczyć go do schroniska dla zwierząt w Abyssini. Ogółem - miło widzieć w akcji kompetentnych bohaterów, którzy robią coś innego niż magia przyjaźni. I trochę żartów. Mimo wszystko, miałam wrażenie, że rozdział był wymęczony i pisany z trudem. Nawet nie wiem skąd i jak, ale to coś, co po prostu się wie. IX wraca do Obsidian (i nie tylko) i kontynuuje wątek Fluttershy. Samo spotkanie z Księżniczką Dobroci było... Nieco rozczarowujące. Nie dlatego, że coś było źle, ale liczyłam na więcej interakcji tych bohaterek. No i Fluttershy ma zdecydowanie więcej rozumu niż Twilight. Zaczynam dochodzić do wniosku, że byłaby lepszą opiekunką Obsydian niż Twilight. Doświadczenie ze zwierzętami i źrebakami robią swoje. Poza tym... O dziwo wydaje się bardziej stanowcza - choćby ma rację z tym "księżniczkowaniem". Obsy jest teraz księżniczką niczego, chyba że chcą jej przyznać honorowy tytuł by jej nie było przykro. Myślę też, że karny pierścień antymagiczny by się jej przydał. Nawet na parę miesięcy. Muszę też pochwalić potęgę ptaka Verderera. To jest fanserwis, o jaki nic nie robiłam! No i Obsydian też ma ptaka... Zwierzęcy sidekick, jak cudownie... I do tego to imię... Ktoś straci płot. W sumie najciekawsze jest to, że ptak rozpoznał w niej rodzinę królewską. Niby jak? I jak one to robią? Czy chodzi o coś tak błahego jak sposób wysławiania się? To jedna z paru rzeczy, które mnie mocno zaintrygowały, pozostałe to: 1. Obsidian nigdy nie widziała jak Sombra wypala sobie emocje. Pewnie dlatego, że tego nie robił, szczególnie, że wydaje się kimś, kto wyładowywał swój gniew często, chętnie i intensywnie. Zastanawiające jest to, że wypalał je podwładnym. Czy tylko po to by tłumić bunty? Jakie efekty uboczne, o których nie wiemy, ma to zaklęcie? 2. Co Obsidian zrobiła z Kryształowym Sercem? I czy to za to skatował ją Sombra, kiedy miała 5 lat? 3. Uwaga Proskeniona o jej rogu i wschodnim pochodzeniu. Cóż, Sombra musiał skądś pochodzić. Liczę na zbadanie tego kierunku. 4. Grób Sombry jest pusty. Czyżby czcigodny tatuś jednak żył, wbrew zapewnieniom autora? Ale co tam robi kryształowa róża? Działalność jakiejś jego kochanki? Czy w KO jest Radiant Hope? Tyle pytań... Osobiście podejrzewam, że Sombra był weebem, który zgwałcił kryształową księżniczkę (lub na niej eksperymentował) i tak powstała Obsidian. A jej matkę zwyczajnie zabił. A samej Obsy z jednej strony nienawidził, a z drugiej potrzebował do czegoś... Na plus interakcje Obsy i Proskeniona, misja w poszukiwaniu biblioteki, humor, interakcje Flutterki i Twilight. Na minus wątek Ambrosii, który jak zawsze nic ciekawego nie wnosił, ale w sumie był potrzebny by go domknąć po ostatnim pokazie chłopofilstwa. Ogółem: bardzo na plus w stosunku do poprzednich, nudnych rozdziałów.
  11. @Obsede jak dodajesz nowy rozdział, to pisz nowego posta prócz aktualizacji w pierwszym poście. Inaczej wszyscy to przegapią. Ale no, przeczytane. I zacznę od negatywów, bo jeszcze o nich zapomnę. 1. Pyszczki i klaczki brzmią jakbyś pisał o małych źrebaczkach. Klaczka oznacza źrebaka płci żeńskiej. To tak jakbyś nazywał jakąś dorosłą królewnę "dziewczynką". 2. Czasami dialogi bywają dość chaotycznie napisane i ciężko się połapać kto, co akurat mówi. 3. Opisy w tym rozdziale brzmiały często... Technicznie. Sztywno. Brakuje tu nieco pewnej poetyckiej płynności, która budowałaby nastrój. Mam wrażenie, że zamiast tego otrzymaliśmy makietę, na której niby wszystko jest, ale to wciąż pozbawiona życia makieta, która niekoniecznie idealnie łączy się ze scenami. Znaczy, nie że się gryzie, tylko no... One mogłyby funkcjonować oddzielnie. Aż za bardzo. Po prostu te same informacje mogły zostać podane inaczej, ładniej, gładziej. A i w paru miejscach dałabym więcej opisów. Niekoniecznie w formie chamskiego monobloku. Np. scena w której Winter, Emerald i Selene wkraczają do komnaty Sundance, to opisu praktycznie nie ma. I nie, nie musisz opisywać wszystkiego, ale dać parę szczegółów czy elementów, by nadać iluzję, że to faktycznie komnata, a nie pusty pokój. Ogółem - więcej dynamizmu i elastyczności w opisach. To nada też większą płynność przy przechodzeniu od sceny do sceny. 4. Anemone dealuje końmi. Czemu Selene jest najcenniejszą klaczą? Znaczy, domyślam się, że chodzi o wiek i o to, że jest zdrowa psychicznie, ale to określenie zabrzmiało jakby tam się odbywał jakiś targ koński. Swoją drogą, ciekawi mnie, czy oni tam mają jakiś sposób by Emerald, Selene i Forlorn w ogóle wyrwali się spod jurysdykcji Anemone. Są dorośli i nie są jej dziećmi. I co by się stało jakby pokazali jej środkowy palec (nie żeby mieli jakieś inne palce niż środkowy) i się wynieśli, robiąc co chcą. Znaczy, podejrzewam, że chodzi o jakieś prawo i obyczaj, niemniej jednak byłoby to ciekawe. Podobnie jak to jak faktycznie skończyłby się sąd rozstrzygnięty przez niewieczne rody. Bo podejrzewam, że sprawa figowa mogłaby ich nie przekonać. Ale też zależy, co dokładnie jest w tym kontrakcie. Ciekawi mnie, co wykombinował Emerald Heart i co ma do tego jego młodziutka siostra. Bo znając Anemone, to Helios mógłby dostać Oasis, a on i Selene zostaliby z kopytami w nocniku. Za to Sundance i tak potencjalnie otrzymałaby swój pakiet upokorzeń, bo jej kondycja psychiczna i intelekt nie są dość sprawne by poradzić sobie z figowym argumentem. Poza tym... Oasis tam nie ma i co jeśli... W ogóle się nie zgodzi? Czy w ogóle mogłaby się nie zgodzić gdyby do tego doszło. Chciałabym więcej lore i informacji jak to wszystko u nich właściwie działa, bo to ciekawe i zmienia zasady gry. Ogółem interesujący rozdział, choć nieco zdziwiło mnie, że Crescent Dawn tak spokojnie przyjęła kombinowanie na przekór swojej matce. Chyba że tylko udaje, a w rzeczywistości jej doniesie lub ją sprowadzi na spiskowców. No i zastanawiam się, co na to wszystko powie sam Helios. Choć może jemu wszystko jedno, ważne by macica się zgadzała. Bo po tym, co Winter Guilt myśli o swoim ojcu, to nie zdziwiłabym się jakby był wyjątkowo nieprzyjemnym ogierem. Który zachowuje się bardzo źle, kiedy sprawy nie idą po jego myśli. W sumie jakaś część mnie chciałaby widzieć takie nieudane małżeństwo Selene, to byłoby na swój sposób zabawne. Myślę też, że chciałabym więcej Forlorn Hope. I w ogóle tych postaci, ich historii oraz interakcji. Jak wyglądało ich życie z Anemone, co tam robili, jak żyli, itd. To byłoby ciekawe. Nawet bym się ucieszyła jakby powstały jakieś prequele A i jeszcze jedno - czytam ten fanfik od dawna, tylko komciałam wcześniej na FGE. Gorąco polecam.
  12. Witajcie, moje małe rosiczki! Pragnę zaprosić Was do Zakątka Przyrodniczego, miejsca na forum, w którym możecie cieszyć się magicznym światem nauk przyrodniczych, własnymi zwierzakami, roślinami, itd. Znajdzie się tu zarówno miejsce na śmieszki i luz, jak i konkursy oraz poważne dyskusje na ważne tematy. Masz problem z identyfikacją gatunku? Kwiatki doniczkowe ci padają? Nie wiesz co zrobić ze znalezionym zwierzakiem? Pani z biologii zadała za trudną pracę domową? To jest dział również dla Ciebie. Opiekun działu: Cahan REGULAMIN DZIAŁU: 1. W dziale obowiązuje regulamin forum. Oznacza to również brak przyzwolenia na niektóre grafiki i zdjęcia, które ze względu na specyfikę mogą być zbyt drastyczne by publikować je na forum. 2. Jeśli masz wątpliwości - napisz do opiekuna działu na PW (tylko nie wysyłaj grafik). 3. Staraj się nie dublować tematów i zakładać je w odpowiednich subforach. 4. Zdjęcia i grafiki chowaj w spoilerach oraz napisz wcześniej, co się tam znajduje. Dotyczy to szczególnie materiałów, które często wzbudzają w innych fobie. 5. Promowanie pseudonauki będzie tępione. 6. Dział nie służy do diagnozowania i leczenia chorób. Cokolwiek tu przeczytasz, lepiej skonsultuj to ze specjalistą, niezależnie, czy chodzi o człowieka czy inne zwierzę. 7. Dział nie służy również do prowadzenia wojen ideologicznych. Trzymaj poziom dyskusji. Podawanie źródeł i linków do nich jest mile widziane. Niewskazane jest podawanie linków do źródeł, które łamią punkt 1 regulaminu.
  13. W drugiej i ostatniej turze tego eventu zebraliśmy 1850 zł z puli, która ostatecznie wyniosła 1969 zł. Specjalną nagrodę ponownie zgarnął Hoffman (680 zł), któremu gratuluję zwycięstwa i obrony tytułu Króla Komentarzy. Dziękuję Wam wszystkim za udział i liczę, że ponownie zobaczymy się przy jakimś zwykłym, nudnym evencie w spokojnych i nudnych czasach.
  14. Cóż, przeczytałam i w większości kwestii zgadzam się z Hoffmanem (w większości, bo jeśli chodzi o niektóre rzeczy, to nasze zdania nie mogłyby się bardziej różnić). Mam problem z "Tajemnicami". Z jednocześnie ani mi się nie podobało, ani nie nie podobało, ani nie było dla mnie obojętne. Ani nudne, ani ciekawe. No co za dziwny fanfik! Najgorsze jest to, że najciekawsze dla mnie było zakończenie. Ja chcę wiedzieć co będzie dalej, co odkryją Celestia i Luna, czy Cadance da radę? Twilight jakoś mnie w tym nie obchodzi wcale, jest po prostu neutralnym obserwatorem, do którego ma się przyczepić czytelnik. Ale no... CZEMU AKURAT DO NAJCIEKAWSZYCH RZECZY W TYM FIKU NIE MA KONTYNUACJI?! Ehhhhh... Ale po kolei... "Tajemnice" są długie. Wybitnie długie jak na oneshota i rzekłabym, że aż za długie jak na to, co i jak zawierały. Zaznaczę jednak, że ta długość mniej by mi przeszkadzała gdyby niektóre sceny były opisane... inaczej, nawet jeśli oznaczałoby to zwiększenie objętości. Bo matko, ale to opowiadanie serio ma strasznie jednostajne tempo. Nie ma w nim napięcia, a niektóre sceny przyjmuje się wręcz jako nudne rozczarowanie. Bo są, są długie, a informacje, które z nich uzyskujemy nie mają aż tak wielkiej wagi by to miało jakieś większe znaczenie. W całym fiku jest tak naprawdę jeden większy sekret, który faktycznie jest dużym plot twistem. A reszta? Reszta to takie "No i?", a ostatnie wspomnienie to w swojej obecnej formie wręcz lekkie "XD". Sądzę też, że wolałabym "Tajemnice" w formie wielorozdziałowca. Cóż, postaci były oddane okej, choć na największą pochwałę zasługują Discord i Golden Jewel. Ona była prawdziwym graczem. No i jakoś urzekło mnie jej zdanie na temat alikornów. To akurat było w tym wszystkim spoko. Sam Sombra - całkiem okej, ale dość nudno, przez więszość czasu. Podobnie z księżniczkami. Cadance i Celestia wypadły najlepiej. Zwłaszcza Celestia, jako ta gniewna, a jednocześnie najbardziej dojrzała i rozumiejąca pewne sprawy. Cadance jako idealistka, ale dość rozsądna i ostrożna. Fajnie też, że to głównie ona ratowała dzień. Luna w porządku, ale Twilight nudziła. Twilight była tu oczami czytelnika, a nie pełnoprawną postacią. Forma w porządku jak zwykle. Generalnie - to dobry fanfik, ale mam ekstremalnie mieszane uczucia, choć wynikają głównie z kwestii czysto subiektywnych. Mimo wszystko - czuję pewien niedosyt i rozczarowanie. Ale za to bardzo ciepło bym przyjęła kontynuację. I to najlepiej jako wielorozdziałowca.
  15. Przeczytałam "Konfrontację" parę dni temu, czas na komentarz (może się nawet jeszcze załapię na event ). To kolejna część tej samej serii, do której należą "Pościg", "Delirium" i "Tajemnice" (te ostatnie dopiero na mnie czekają). I co mogę powiedzieć. Podobało mi się, miejscami bardzo, ale szału nie ma. Zanim przejdę do rzeczy ważnych... Te PYSZCZKI i KOPYTKA tak mnie wnerwiają, że wyjdę z siebie i będziecie mieli dwie Cahan w tym dziale. Jedna gorsza i marudniejsza od drugiej. Brrrrrrrrrrrr. Po prostu nie jestem w stanie traktować poważnie poważnego fanfika z poważnymi scenami, które są poważne, kiedy wyskakują mi gdzieś takie zdrobnienia. A teraz powrót do normalności. Fanfik przez większość czasu wydał mi się... rzemieślniczy. Jakbyś obejrzał tę fanowską animację "Fall of the Crystal Empire" i stwierdził "ha, wezmę i napiszę to lepiej, i bez animu". Cóż, napisałeś lepiej i bez animu. Skojarzenia wynikają zarówno z broni sióstr, tego co mówi Celestia i sceny z Luną na samym końcu. A także różnice w zachowaniu Sióstr. No i tego, że musiały porzucić armię ze względu na aurę. Ale no, fik jest dość standardowy, miejscami (zwłaszcza na początku) nieco brakowało mi więcej opisów, w ogóle sam początek, przed przybyciem do Imperium wydał mi się słaby. Czy raczej - poniżej Twoich możliwości, a to znaczna różnica. Od niektórych się zwyczajnie oczekuje dużo więcej. Przykro mi Malv, jesteś za dobry. Ale podobał mi się ten niepokój, który im towarzyszył już na początku, podejrzenie, że coś jest nie tak. A dalej jest lepiej, lecz wciąż nierówno. Moim zdaniem najlepsza cześć fika to przybycie do miasta i wszystko, co wydarzyło się przed stanięciem przed obliczem Sombry. Tajemnicze wizje, posągi, opętani niewolnicy, uczucie paranoi, klimat. Świadomość Celestii i Luny, że władca się nimi bawi i do tego skądś je zna (ale one jego już nie). To było tak cudownie niepokojące, to wyczuwalne napięcie. Niestety, bańka pękła, kiedy do tej konfrontacji doszło. Było już standardowo i nieco nudnawo, nie wydarzyło się nic na tyle niespodziewanego by to zmienić, a cała sekwencja z Luną w korytarzu zdawała się wręcz wymuszona. Celestia w ogóle wypadła tu lepiej. Ze swoim połączeniem z martwą królową Imperium. Ktoś bardzo złośliwy mógłby powiedzieć, że nie popisała się tu intelektem, ale, o dziwo, to nie będę ja. Nie dziwię się, że nie skojarzyła jakiegoś paplania o Sercu, kiedy była w trakcie walki z nieumarłym czarnoksiężnikiem. (+ martwa alikornka mogła wyrażać się bardziej bezpośrednio). Finał znamy, Imperium zostało wygnane. Za to ciekawa jest końcowa scena z Luną i to jak doszła do tego wniosku. I tu się zastanawiam - jak Sombra na nią wpłynął? Czy jego magia coś jej zrobiła, czy to raczej kwestia jej samej? Jeśli chodzi o postaci, to zarówno Celestia i Luna bardzo na plus. Podobało mi się jak się różniły, a jednocześnie dopełniały i mogły na siebie liczyć. Sam Sombra wypadł gorzej, wciąż okej, ale... Nie porwał. W ogóle zastanawiam się, czy to ten Sombra z "Abdykacji", ale mam nadzieję, że nie, idę czytać "Tajemnice", to się pewnie dowiem. Ogółem, fik dobry i momentami czytało się genialnie, wręcz wciągał, ale niektóre fragmenty były średnie, nieco nużące.
  16. "Delirium" to kolejny bardzo artystyczny fanfik, ale tym razem ta sztuka okazała się dla mnie niestrawna. Już po pierwszych akapitach narodziła mi się w głowie myśl "Czy to pisał jakiś naćpany młodopolski poeta?!". Kolejne akapity delirium dłużyły się i dłużyły, no czytać się tego nie dało. To było jak jakaś awangardowa poezja dla hipsterów I już myślałam, że skończy się na "Malv, co to na kiłę, rzeżączkę i trąd miało być?!". I tak, zwróciłam uwagę na tytuł. Ale potem wchodzą siostry i wybór artystyczny takiej formy nabrał sensu, bo to Luna grzebała w umyśle kogoś, kto sobie właśnie radośnie umiera, a wtedy się nie myśli zbyt składnie i logicznie. To, że czegoś szukała wyjaśnia też to, że te majaki ułożone są chronologicznie. I część alikornicami była w porządku, nawet bardzo w porządku. Co tu rzec... Czy "Delirium" dobrze oddaje przedśmiertne majaki tego kuca? W zasadzie to tak. Ale mimo wszystko, potraktowałabym je jako ciekawy eksperyment artystyczny, tylko że jednocześnie zupełnie niestrawny. Akapity delirium dłużyły się i dłużyły, a ja miałam dość, bardzo dość. Po prostu. I dobra końcówka nie jest w stanie zatrzeć tej męczarni. Strasznie irytowały mnie te celowe powtórzenia. Myślę, że bez nich i gdyby samo delirium trwało max jedną stronę, to oceniłabym tego fika znacznie lepiej. Mimo wszystko, zabieg intrygujący.
  17. To było interesujące doświadczenie i kolejny dobry fanfik. To niemal jedna scena, scena paniki i walki o życie. Strachu tak głębokiego, że sprawiającego, że główna bohaterka bardziej przypomina głupiego zwierzaka niż rozumną istotę. Można powiedzieć, że traumatyczne przeżycia pozbawiły ją człowieczeństwa (czy raczej tego, co mają kuce). Sombra pozbawił ją czegoś tak integralnego i wartościowego, że nie da się już tego naprawić. Nie da się uwolnić od tego panicznego, niewolącego strachu, który degraduje do roli rzeczy. Aż ciężko jest bohaterce nawet współczuć. Właśnie przez to - ona już nie ma swojego ja i swojej osobowości, jest kształtem stworzonym przez swojego oprawcę. Swoją drogą - strasznie podoba mi się to jak cholernie mroczny jest ten fanfik i w jak subtelny sposób sugeruje o czym jest. A jest o ofierze regularnych gwałtów. I to jest napisane z niesamowitym wyczuciem. Chylę czoła. Warsztatowo? Cud, miód i orzeszki. Akcja, jej tempo, budowanie i podtrzymywanie klimatu. Świadome posługiwanie się długością i konstrukcją zdań oraz formatowaniem. I ta nienachalność. Ta nienachalność jest piękna. Zakończenie jak zakończenie - to był sen. Ale czy na pewno symboliczny i w rzeczywistości wszystko wyglądało inaczej? W przypadku Sombry, który jest postacią wywołującą koszmary i wizje, bawiącą się ze swoimi ofiarami trudno powiedzieć. Nie zdziwiłabym się nawet gdyby faktycznie fundował swoim ofiarom takie właśnie koszmary. Ale jest w tej beczce miodu łyżka dziegciu - pyszczki i kopytka. Te zdrobnienia tak bardzo tu zgrzytają. Tak bardzo nie. Nie w tym mroku, nie w tym strachu, nie w tym upodleniu i zezwierzęceniu. Mimo wszystko... To bardziej koncepcja niż fanfik. I wiem, że powstały kolejne z tej serii. Jeszcze ich nie czytałam. Ale myślę, że samodzielnie "Pościg" radzi sobie średnio. Jest za to dobrym wstępem do czegoś dłuższego.
  18. Ciężko skomentować to opowiadanie bez odniesienia do "Abdykacji", która powstała lata później po "Intronizacji", ale jest ewidentnie jej prequelem. I co mogę rzec? "Abdykacja" była niby okej, ale nieco się dłużyła i nudziła, brakowało mi czegoś "WOW", tymczasem... "Intronizacja" mi podeszła. Bardzo. Opowiadanie nie jest za długie, ani za krótkie. Jest w sam raz. To, co zrobiłeś ze słowami jest tu po prostu piękne. Czyta się to jak dzieło sztuki, przy którym czytelnik cieszy się z budowy poszczególnych zdań, opisów i wylewających się z nich emocji oraz klimatu. Ale to nie pociągnęłoby fika, gdyby nie zamknięcie. Które miażdży. Jest tą petardą, tym WOW, które nadaje jeszcze piękniejszych barw całości. No i pojawia się w nim moja ulubiona bohaterka z fików Malva. Bardzo spodobał mi się opis Otchłani, światła i schodów. Nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się to z kwiatkiem z "Zaplątanym", miało w sobie coś magicznego, czystego i pełnego nadziei. Od pierwszych słów wiadomo z jakim typem fanfika mamy do czynienia. I jest to typ, który osobiście lubię. Sama walka wewnętrzna Sombry i bytu, który go opętał i uznał, że jest tym właściwym, walka o siebie jest ładna, jest piękna, jednocześnie dosłowna i poetycka (choć dość zabawnie się myśli, że wszystko dzieje się może w ciągu sekundy), ale nie więcej. Z jednej strony dobry duch szlachetnego Sombry, a z drugiej... No właśnie. Czy zły czarnoksiężnik nie zasłużył na odrobinę współczucia? Jako oszalała część opętanej jaźni, przekonana o własnej prawdziwości, krzywdzie i prawach do tronu. Istota, nie wiedząca kim, ani czym jest i obawiająca się tego drugiego... Demona. Czyż to nie przewrotne?To co naprawdę wzrusza to zakończenie. Piękna śmierć. Słodka i dobra. Bo tylko tak mogło się to skończyć, było za późno na cokolwiek innego. Jeśli wcześniej zastanawiałam się, czy warto przeczytać "Abdykację", to teraz mam wrażenie, że tak. Dzięki temu rozumiałam i czułam więcej, a sama historia nabrała głębi. I właśnie dlatego przyznaję głos na EPIC.
  19. Przeczytane. To było szybkie i dobre. Bardzo przyjemny, zgrabny i ciekawy oneshocik. Może nie jakieś arcydzieło, skłaniające do namysłu, ale i tak bardzo mi się podobało. Forma niemal bez zarzutu, ale czemu tam są dywizy zamiast półpauz, podczas gdy półpauzy w tym fanfiku występują? Klimat mroczny, ale nie horrorowy. Raczej przypominający chłodną, letnią noc, niosący jej zapachy i wilgoć. Jakbym miała coś zmienić, to pewnie wydłużyłabym scenę w mieście i dodała tam nieco więcej opisów. Ogółem, osobiście bym tego fika jeszcze odrobinę zagęściła. Kilka zdań w paru miejscach. Jeśli chodzi o bohaterów, to chyba najbardziej przypadła mi do gustu Celestia. Jej wejście było mocne. Swoją drogą - ciekawi mnie, co by się stało jakby Glowowi się udało. A jeśli chodzi o samego Glowa, to chyba najlepiej podsumowała go sama Celestia, wysyłając go na wakacje do wariatkowa. I uważam, że koleś nie potrzebuje więcej sceny i wyjaśnień. Był spoko postacią i spełnił swój cel. Zakochany głupiec, który pomylił niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu. I najlepsze w nim było właśnie to - on szczerze wierzył w te swoje banialuki. Za to jego umiejętności i całe tło uważam za naprawdę ciekawe. Jeśli chodzi o fabułę, to od razu domyśliłam się, że Luna nie zdradziła - wskazał na to jej dobór słów. Nightmare Moon nigdy nie wyraziłaby się w ten sposób. Ale mimo wszystko - i tak kibicowałam Glowowi, bo byłam ciekawa, co się stanie. Za to udało Ci się zwieść mnie na manowce w kwestii czasu - myślałam, że akcja dzieje się przed wygnaniem Nightmare Moon. Ładnie Moim ulubionym fragmentem fika jest jednak sen Glowa. Był napisany przepięknie. Po prostu. A na drugim miejscu wejście Ceśki. Zdecydowanie polecam.
  20. Dawno nic nie wrzucałam, choć tworzyłam przez ten czas. To tak... Ghatorr i jego Obsydianka Ira Auranti Nephila pilipes Cthulhu Luna
  21. Ale jak to właściwie działa? Przecież u Ciebie alikorny pojawiają się wśród wszystkich ras - rodzina Engry to pegazy, dostała róg, bo pokonała jakichś zbójów. Czy w takim razie jej rodzeństwo zdążyłoby wychować wnuki, które by się z niej śmiały, że jest smarkata, bo jej magia nie dojrzała? Jak wygląda u nich rozwój płciowy, bo to z nim jest skorelowana granica dorosłości (historycznie)? Nawet współcześnie, w cywilizowanych krajach ludzie uchodzą za pełnoletnich zanim zupełnie zakończą swój rozwój fizyczny. I ogółem wiek pełnoletności to wiek, w którym człowiek jest gotowy fizycznie na dziecko. I taka dziesięcio czy dwunastolatka może potencjalnie być dojrzała płciowo, ale prawdopodobieństwo, że donosi ciążę i przeżyje poród jest niewielkie. Dlatego wiek pełnoletności był na ogół wyższy, a i nierzadko czekano z konsumpcją małżeństw. Także pełnoletność to mniej więcej przeciętny wiek osiągnięcia dojrzałości płciowej + kilka lat. No i kto sprawuje nad nimi opiekę przez te sto lat? Bo chyba nie śmiertelni rodzice? Ogółem - alikorn może być młody i uznawany za niedojrzałego przed setnymi urodzinami, ale w Twoich realiach nie widzę by pełnoletność mogła być im przyznawana tak późno. Już z tego powodu, że alikornem się staje, a nie rodzi. I dlatego, że jeśli wcześniej dojrzewają płciowo, to szkoda by potencjalnie się nie rozmnożyły, bo zdążą umrzeć w międzyczasie. A przez sto lat, to wiele się może wydarzyć Sensowniejszym rozwiązaniem wydaje się być 100 lat jako granica wiekowa, którą trzeba przekroczyć by dołączyć do jakiejś organizacji lub rady. Czy zdobyć specjalne tytuły/przywileje. Also - tym pegazom, to by się bardzo szybko skończyły te niedźwiedzie czy inne zwierzęta. Duże drapieżniki mają ogromne terytoria. I choć niedźwiedzie nie są bardzo terytorialne (jeśli mowa o niedźwiedziu brunatnym) i są wszystkożerne (gdzie niektóre populacje prawie nie spożywają mięsa), to: Poza tym, misiek jest niewielkim zagrożeniem dla pegaza, bo nie lata. Wystarczy go wybawić na w miarę otwartą przestrzeń. Innych dużych drapieżników też to dotyczy. Ba, większość z nich ma dużo większe terytoria. No nie ma w nim sceny z ogniskiem i namiotami, na którą tak narzekał Dolar. Ja zresztą też ją pamiętam, bo podpisuję się pod opinią Bilonka wszystkimi rękami (cudzymi też). Zdecydowanie źle to zaznaczyłeś. Przy takich cięciach dość istotne by w jakiś wyraźny sposób zasugerować ile czasu minęło. I przede wszystkim - nie robiłabym dłuższych time skipów w jednym rozdziale. Myślę, że poświęcenie tym wątkom i scenom więcej czasu ekranowego by pomogło. W ogóle nakręcenie jakiejś atmosfery, że coś jest nie tak. Czy jakiejś paranoi, że wszędzie czają się szpiedzy. I uważaj tu na komedię. Komedia jest póki co Twoim wrogiem. Pro tip: staraj się utrzymać żarty w klimacie, pisz je tak by faktycznie mogły bawić bohaterów żyjących w takich czasach, a nie pod współczesnego czytelnika. Uważaj z budowaniem nastroju scen i stosowania nieco luźniejszej narracji. Narracja musi współgrać z nastrojem i emocjami postaci.
  22. W Rozdziale VI nasi bohaterowie zwijają obóz i wyruszają by spotkać się z jakimś oddziałem zaopatrzeniowym, o którym już nawet nie pamiętam skąd wiedzą. I czemu tylko część z nich wie (to ważne). Nie dzieje się tu zbyt wiele. Tzn. dzieje się. Podmieniec próbuje uciec, ale jakiś czarny pegaz odrąbuje mu głowę i wybija resztę jeńców. Słusznie. Po co oni ich w ogóle biorą żywcem, jeśli potem się ich i tak wiesza? To niepraktyczne. Mogą uciec, narobić szkód, trzymanie ich żywcem marnuje środki. Żywych jeńców trzyma się na wymianę lub w celu wydobycia z nich informacji, a oni tu tego najwyraźniej nie robią. Jeden kuc ma pretensje, ale zdradza się, że jest podmieńcem i Wild go zabija. I to mógłby być spoko plot twist, gdyby wszystko nie potoczyło się tak nagle i gdyby miało jakieś znaczenie dla fabuły. Ale nie miało. Poza tym - skąd Wild wiedział, że reszta oddziału nie wie, że ma być jakiś oddział zaopatrzeniowy? To trzydzieści kuców, któryś z nich mógł wiedzieć i powiedzieć kolegom. Bo według Wilda tylko ich trójka wiedziała (ale jaka trójka?!). No nic, ubity, nic z tego nie wynika. A przecież to mógł być poważny wątek, mogli odkryć, że są sabotowani i nie wiedzieć dlaczego, a sam podmieniec mógł się ukrywać, tak jak Wild. Ogółem, brakuje czegoś, co sprawiłoby, że to wszystko byłoby jakkolwiek satysfakcjonujące. Dowiadujemy się też jak dokładnie potoczyła się walka pomiędzy podmieńcami a kartoflami. No i podmieńców było 200. Spice ocenił liczebność ich obozu na 14-16 sztuk, ale patrząc po tym, że jeńców mieli jakoś tak dziwnie dużo, to wychodzi na to, że nasz zebrorożec jest bardzo zły z matematyki. Serio, jak można się tak walnąć? Nie mówiąc o tym, że kiedy atakowały armię ziemniaków, to były kompetentne, dopiero potem imperatyw narracyjny zabrał im mózgi. Dowiadujemy się też jak było w kokonie i nie wiem co o tym myśleć, ale brzmi jak banialuki, bo opis jest naprawdę kiepski. I serio, nie wiem, czy ta scena miała być poważna czy nie. Czy czarny pegaz zmienił się w psychopatę, bo był ofiarą podmieńców, czy zawsze taki był? Odniosłam wrażenie, że próbowałeś poruszyć tam ten problem, ale przez tempo, dobór słów i ogólny nastrój to wszystko zostało zniszczone. Do tego ten żart Pinkadermusa, ten przeklęty żart. Po prostu nie. Podobnie jak cała postać. Jest też wątek Estona, z którego dowiadujemy się, że ten chce umrzeć i widzi jakąś postać. Wiesz, wcześniej interesował mnie wątek jego snów i dalej mnie interesuje, ale mam wrażenie, że coś z nim jest nie tak. Z wątkiem, znaczy . Skoro tak bardzo chce umrzeć, że jest zły, że jest ratowany, to czemu czekał na ratunek, kiedy spotkał się z tymi wilkami? Czemu od razu nie rzucił miecza i nie powiedział "zjedzcie mnie jak jedną z waszych francuskich desek serów"? I czemu w ogóle chce umrzeć? W Rozdziale VII dzieje się zdecydowanie za dużo jak na jego objętość. Mam wrażenie, że mamy tu materiału na dobre 60 stron, a nie 15 i nie mówię wcale o bitwie. Sama bitwa akurat wyszła nieźle (może poza tym, że trwała wiele godzin - serio, bitwa o obóz? Takie walki trwają kilkanaście minut. Góra.) i czytało się ją nawet przyjemnie. Gorzej, że zaczynamy, kiedy jeszcze nasza drużyna (obecnie jest ich 29 + główny kwartet) siedzi w obozie. Engra próbuje podejrzeć zadek Estona, o co ten się wkurza (no nie dziwię mu się, to podpada pod molestowanie). Potem wyruszają i magicznie się rozmnażają. Szóstka poszła w straży przedniej. Dwadzieścia cztery kuce maszerują po sześć czwórek. I tu pytanie - jak to jest policzone? Wild leci dołączyć do tej szóstki, Engra dowodzi, co się dzieje ze Spice'm i Estonem? Swoją drogą, ten ostatni to się zregenerował w tempie błyskawicy. W końcu poznajemy też cel tej wojny - ta armia ma powstrzymać podmieńce, a w tym czasie wszyscy inni uciekną na nowy kontynent. Czy ktoś o tym powiedział gryfom z gryfiego miasta? Nie? No spoko. Czemu się tego w ogóle dowiadujemy teraz i skoro jest to samobójcza wojna, to tym bardziej nie rozumiem tego, że inne państwa wysyłały swoich najlepszych, zamiast swoich najgorszych. Najlepsi się jeszcze przydadzą. Docierają do obozu i odkrywają, że obok jest pięć czy sześć obozów podmieńców (jakim cudem ten kucowy obóz w ogóle jeszcze stoi?! Podmieńce są bardzo honorowe i nie zmiotą go z powierzchni ziemi, bo chcą sprawiedliwej bitwy na terenie, który nie da przewagi żadnej ze stron?!). No i na starcie słyszą, że dezercja to niegłupi pomysł. Potem odkrywają, że obozem rządzi bardzo niekompetentna rada alikornów, panują głód, burdel i napięcia rasowe. I że w tym obozie mają mury. Wszystkie te tematy zostają rzucone i tyle. Słowa na wiatr. Nie zagłębiamy się w to, nie poznajemy nowych postaci, są jakieś dwa alikorny - biały i turkusowy, które chyba powinny być ważne, ale nie dowiadujemy się niczego. Nawet ich imion. A przecież wewnętrzna polityka, zagłębienie się w te problemy, itd. - to mogło być najlepsze. Ale tu po prostu wszyscy są idiotami. Engra zostaje dowódczynią kartofli, które od dawna nie jadły, i ma przy ich pomocy zdobyć obóz podmieńców. Czemu tak? Bo rada chce się jej pozbyć, bo ona ma znaczek. . . . WHAT THE ACTUAL HAY?! Co tu się... Czuję się jakbym czytała scenariusz do jakiegoś dziwnego anime. O co tu chodzi? To wygląda jakby wywalono kilkadziesiąt stron, a Engry starano się pozbyć, bo podważała ich władzę, a dodatkowo mieszała im z racji swojego urodzenia (jako córka samego Hurricane'a mogłaby ich postraszyć tatusiem). Ale tu nic nie ma sensu, bo trzeba być idiotą by w takiej sytuacji skazywać kawał własnej armii na śmierć by się pozbyć jakiejś siksy. Bo hej, ziomeczki, nie wiem czy wiecie, ale jesteście w czarnej esicy. Wszyscy. Nie, serio, po tej akcji, chcę dostać remake tego fanfika. Który ogarnie nie tylko formę, ale i fabułę. Uzupełni ucięte i dziwne wątki. Da te wszystkie brakujące strony i całą brakującą logikę. Dopełni światotworzenie i zaginione opisy. Ale na miłość Bogini, przestrzegam Cię, Diamond. Poćwicz najpierw na oneshotach. Popisz na konkursy literackie. Usiądź na zadzie, zrób sobie herbatę i wyciągnij wnioski. Bo inaczej będziesz w kółko powtarzał te same błędy. Bitwa oczywiście została wygrana, ponieważ Engra pozwoliła chłopakom ogarnąć plan. No i dlatego, że to były bardzo niekompetentne podmieńce. I to akurat spoko, że Engra jest alikornem, księżniczką i ma potężną magię ma swoje słabości. Jak chociażby nie umie w strategię, ale zdaje sobie z tego sprawę. Czy jest beznadziejna w magii pod względem techniki, ale dotarło do niej, że musi nadrobić braki. To spoko droga dla niej jako postaci, ale wciąż, tej drodze brakuje przedstawienia. O naszych bohaterach wiemy na tym etapie za mało. Swoją drogą - nasi Janusze strategii chyba musieli zakulisowo podlevelować, skoro ten plan wypalił Rozdział VIII ma 3 strony i zastanawiam się dlaczego tak mało. Znowu dostajemy Grogara, który wyruszył do Ula podmieńców i... Stop, chwileczkę! Podmieńcowo to martwe pustkowie, a tymczasem w obozach podmieńców można znaleźć mnóstwo żarcia w sam raz dla kucyków. Skoro podmieńce muszą spożywać normalne pokarmy, to skąd je biorą na martwym pustkowiu? I czemu w sumie tak radośnie mordują kuce w otwartej wojnie? Jeśli żrą miłość, to tak się bardzo łatwo zagłodzą. Jeśli potrzebują kuców do uprawy kartofli, to też zdechną z głodu. Domagam się rozwiązania tej zagadki. Te 3 strony zmieściły parę miesięcy błąkania się Grogara po korytarzach Ulu. I jego rozmowę z królową. I bardzo głupie podmieńce, które nie ogarnęły, że nie jest jednym z nich. Aż dziwne, że nikt wcześniej tam nie wlazł i nie zabił królowej, skoro to takie proste. A zapowiadało się nieźle. Pytanie też - do czego Grogarowi ten sojusz i czemu uznał, że jeśli królowa się nie zgodzi, to musi ją zabić. Skoro podmieńce i tak go nie posłuchają. I czemu to, u licha, mieści się na 3 stronach?! Chociaż tu nawet były jakieś opisy i klimat, a w tym fanfiku zazwyczaj tego nie ma. W ogóle opowiadanie zaorało dla mnie kilka rzeczy: 1. Gigantyczny niedobór opisów, powodujący, że ciężko tu uświadczyć jakiegoś klimatu i w ogóle sobie wyobrazić ten świat. A te które są pojawiają się na ogół w postaci brzydkiego monobloku. Jakie mają te zbroje? Jaką architekturę? Jakie lasy, co ich otacza? Jakie kwiaty rosły na polanie? Jak wyglądał brzeg rzeki? Zapachy, dźwięki, smaki... Przefiltrowane lub nie przez uczucia poszczególnych postaci. Daj nam ten świat, namaluj jego makietę. 2. Światotworzenie jest szczątkowe i w tym wypadku to nie zdaje egzaminu. Jest Equestria i jakieś inne państwa, których nazw i kultur nigdy nie poznamy. Po co i o co ta wojna poznajemy po 7 rozdziałach, choć nie jest to żadna tajemnica. Ale czemu to Equestria w niej walczy, nie wiem. Czemu gryfy mają wywalone, że pod ich murami toczy się wojna, a ktoś pali im pola? Światy to zespół naczyń połączonych. Jedna rzecz zależy od drugiej. Bez tej sieci nie ma autentyczności, jest wrażenie oglądania tapety w Windowsie. Mamy wojnę, musimy znać jako tako sytuację geopolityczną. Bez tego się nie da. I o co chodzi z tymi zabitymi księżniczkami? Czemu klacz w wojsku to taki problem, skoro Engra była uczona walki mieczem? I chyba nawet w turniejach startowała. I została alikornem, bo pokonała jakichś zbójców? Czemu to nie jest wyjaśnione, gdzie tło, gdzie kontekst? Jakie to są realia? Jaką te kuce mają kulturę? Gdzie ten świat, do którego ma się odnieść czytelnik? Tu nie ma tła. 3. Wstawki komediowe, które tu zupełnie nie pasują. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Żarty muszą być dostosowane do klimatu i realiów świata przedstawionego, tu nie są. 4. Swego rodzaju infantylizm bohaterów - to kuce z czasów starożytnej Equestrii, a nie XXI wieku. One urodziły i wychowały się w tych realiach, nie mogą myśleć jak współczesne czternastolatki, które przeżywają szok, bo zobaczyły trupy. 5. Wszechobecne błędy, brak riserczu i brak logiki. To wytrąca z czytania, bardzo. 6. Tempo i konstrukcja akcji. Pomijasz ważne rzeczy, ucinasz wątki, nie dajesz podbudowy pod plot twisty. Ani czasu na rozwój postaci. Do tego nasz Pan i Władca - imperatyw narracyjny. Mimo wszystko, jest w tym potencjał. Nasz kwartet ma potencjał na spoko ekipę, która się rozwija, ale musi dostać czas na ten rozwój. A my musimy dowiadywać się o nich więcej. I to powinno się stać na przestrzeni tych 8 rozdziałów. Niekoniecznie wszystkich, ale przynajmniej niektórych. Jeśli chcesz pisać poważnego fika o wojnie, wywal [comedy]. I nie rób z bohaterów aż takich debili. Jeśli chodzi o fabułę, to zapoznałabym czytelnika z powodem tej wojny i o co w niej chodzi już na samym początku. Przedstawiła świat i sytuację polityczną. Może Equestria walczy, a reszta się wypina i wysłała ochłapy? Hurricane nie chce by Engra tam szła, bo wie, że to walka o straconą sprawę. Ale Engra jest idealistką i to do niej nie dociera. Spice'a nie lubił jego dowódca, Eston chciałby zginąć z honorem. Może nawet było ich więcej, ale reszta zdezerterowała? Wylałabym te gryfy, zmniejszyła liczebność uratowanych kuców i oddziału podmieńców. Dodała politykę w armii i zmieniła rozkład sił na nieco bardziej wyrównany... Może z tego wyjść spoko fik wojenny. Kiedyś Ale póki co wiele przed Tobą. Myśl co piszesz, ogarnij chaos i znajdź prereaderów i korektorów. Poćwicz opisy i poszukaj prereaderów oraz korektorów, zastanów się nad tym, co ważne. Liczę, że za dwa lata zobaczę remake i że będzie dobry. Cahan I Jadowita, Prawowita Królowa Fanfików, Inkwizytorka Działu Opowiadań
  23. Okej, jedziemy z maratonem KPE. Ponownie przeczytałam Prolog by zobaczyć, czy coś się zmieniło, czy nie. Nie zmieniło się, więc podtrzymuję moją opinię. Rozdział II ma zaledwie 3 strony (i nie jest tym Rozdziałem 1, którym był kiedyś, czyż nie?), podczas których nasi bohaterowie się lepiej poznają, rozmawiają, piją piwo i zjedli swoje niekończące się zapasy. Opisów tu za bardzo brak, po prostu zjedli te zapasy, czymkolwiek były. Serio, brakuje dokładniejszych opisów niektórych prozaicznych czynności czy otoczenia, przez większość czasu bohaterowie zawieszeni są w próżni i ciężko mi stwierdzić, co właściwie ich otacza. Nie, źle dobrałam słowa - w ogóle nie jestem w stanie stwierdzić, co ich otacza, a to by się bardzo przydało. Rzeźba terenu, roślinność, zapachy i odgłosy przyrody czy nawet ich brak. Już przez to te 3 strony ciągnęły się jakby było ich trzydzieści, bo po prostu nie ma klimatu. Żadnego. Ale dobrze, nasi bohaterowie gadają i dostajemy retrospekcję naszego ziggarożca. Cóż mogę powiedzieć? Dialogi są dość infantylne, a do tego wynikają z nich ciekawe rzeczy. Jak chociażby wiek kuców, które normalnie walczą w armii. Zdziwiło mnie, że Engra jest młoda jak na front w wieku dwudziestu jeden lat. Nie wiem kiedy oni tam osiągają pełnoletność, ale dwadzieścia jeden lat brzmi jak dobry wiek na walkę na froncie w zasadzie każdej armii świata. Nawet współcześnie, kiedy dzieciństwo mocno się wydłużyło w stosunku do tego jak to wyglądało wieki temu. Mówiąc dosadnie - w średniowieczu nawet dwunastolatek mógł być uznany za dorosłego. Nie zawsze i nie wszędzie, i raczej patrzono na niego jak na młokosa, ale nie jak na dziecko. Ogółem, to co dzisiaj postrzegamy jako "dzieciństwo" jest nowym wynalazkiem, więc nawet jakby Engra miała te dwanaście lat... To nikt by tego nie rzucił w ten sposób. Chyba że jakiś stary i doświadczony żołnierz. Swoją drogą - jak do tego doszło, że zasugerował jej, że ma dwanaście lat? Podczas gdy w prologu się ślinili do jej nagiego ciała? Ironia ironią, ale... to "prawdopodobnie jesteśmy starsi od ciebie"? Skąd? W ogóle przydałoby się robić jakiś mały risercz historyczny. Nie zrozum mnie źle, fantasy to nie rekonstrukcja, ale jednak takie rzeczy się przydają do budowy świata i klimatu. Szczególnie jeśli chce się temu nadać pewną głębię, a nie spłycać skomplikowane kwestie społeczne do poziomu Hollywood. Poza tym dobra stylizacja mocno wzbogaca powieści stylizowane na jakieś pseudośredniowiecze czy inne pseudohistoryczne realia. Dodaje im wiarygodności, zwiększa immersję czytelnika. Poza tym zastanawia mnie skąd oni jeszcze mają piwo. Znaczy - jeśli je zabrali, to powinni wypić je wcześniej. Szczególnie, że targanie ze sobą piwa i kufli na długą, pieszą wędrówkę nie jest zbyt praktyczne. Chyba że piją historyczny sikacz zamiast wody - kiedyś często pijano rozwodnione alkohole zamiast wody w obawie przed zatruciami. Wędrują wiele dni, Engra do tego nosi zbroję i tonę różnych gratów. Minimalizacja ilości sprzętu wydaje się tu bardziej praktyczna, szczególnie, że piwo można pić bezpośrednio z bukłaka. Ale znowu - ile oni wzięli tych płynów, że jeszcze mają piwo, a nie muszą szukać wody? Also: Creepy. No i retrospekcja ziggarożca, która mówi sporo. Wygląda na to, że państwo, w którego armii służy i ćwiczy sprzymierzyło się z Equestrią i wysyła im żołnierzy do garnizonów. Okej, nie brzmi to zbyt przekonująco, ale jego dowódca nie musi im mówić wszystkiego, szczególnie, że sam też jest pewnie nieświadomym pionkiem. Tylko dlaczego wysyłają im pojedynczych żołnierzy? Nie ma to znaczenia w kwestii faktycznej pomocy, zatem pozostaje wysłanie ich "by było, że wysłaliśmy i niech spadają na drzewo", ale w takim razie, po co wysyłać własne elity? Takich rzeczy się nie robi! Wtedy wysyła się odpady, których chce się samemu pozbyć. Znaczy, elity, najlepszych rekrutów. Czy oni się w tym garnizonie jeszcze łapią na bycie rekrutami, bo raczej nie powinni już nimi być. Nie mówiąc o tym, że wysyłają swoich elitarnych rekrutów, by ci zostali rekrutami innej armii. Poza tym, dziwny ten trening - ciągle bieganie i bieganie, brzmi jak parodia współczesnego traktowania rekrutów w armii. I tak bardzo nie pasuje do realiów KPE i tego, że on w tym garnizonie siedzi od dawna. Nauczyli go wszystkiego od magii, o szermierce nie ma pojęcia. Czemu? Nie wiem, bo napisano to tak jakby powinien mieć pojęcie, więc powinni go nauczyć, ale on nie chciał czy coś. Do tego dochodzi bardzo współczesny język, procenty i wyrażenia, które mogłaby powiedzieć Rainbow Dash na treningu Wonderbolts, ale raczej nie starożytny kucyk. A i jeszcze jedna uwaga do tego rozdziału kucÓW. Rozdział II jest pod pewnymi względami lepszy, a pod innymi gorszy od poprzedników. Jest o tyle lepszy, że w końcu pojawiły się opisy i bohaterowie nie lewitują już w pustce. I okej, te opisy nie są piękne, są pełne powtórzeń, źle dobranych słów, zbędnych słów, niezręczności i błędów, ale hej... Uważam, że to niezły start. To już coś, co można szlifować i nad czym pracować. Ale na miłość Bogini, znajdź sobie korektę. A jak napiszesz cokolwiek, to daj temu odpocząć przez jakieś 2 miesiące, a potem to przeczytaj i sprawdź, czy zdania mają sens. Bo nierzadko nie mają. Interakcje między postaciami również wypadają już lepiej, bardziej swobodnie i naturalnie, a choć bohaterowie nie zyskali mojej sympatii, to przynajmniej widzę więcej sensu w ich zachowaniu, zwłaszcza w przypadku Engry, którą widzę jako istotę zacietrzewioną, niezbyt mądrą i przekonaną o pegaziej wielkości. Ale jej spojrzenie na rogi i magię jest dość interesujące, do tego wychodzi to, że jest rozpieszczoną lalunią, której wiele rzeczy w życiu się wydawało. Nie traktuj tego jako wady, uważam, że niesympatyczne (celowo) postaci nie są złe. A taka postawa poniekąd pasuje do córki pegaziego dowódcy. Ale dobra, dostaliśmy kilka różnych wątków. To pan kartofel pisze poezję prosto z XXI wieku (serio ten wiersz pasuje do realiów jak kwiatek do kożucha) i ma notes w taniej, oprawionej w len okładce. Ciekawe jest to, że on w ogóle umie czytać i pisać. Mają tam szkoły dla wszystkich czy pochodzi z dość bogatej rodziny? To Engra uczy pana kartofla walki mieczem. Swoją drogą, nie podoba mi się ten system i nie ma on w ogóle sensu, ale kuce z mieczami generalnie nie mają sensu. Zabawne, że trzymają RĘKOjeści w pyskach. I w ogóle tak to nazywają. Ogółem, widać, że o szermierce nie masz pojęcia, ale sama interakcja bohaterów na plus. Mamy też pegaza, który jest podmieńcem, który w Prologu zdał test na nie-bycie podmieńcem. I jest zdrajcą podmieńcowej rasy, więc chyba jednak Wild był nim od początku, a Ty albo o tym zapomniałeś, albo masz na to jakieś plot twistowe rozwiązanie. Ale tego, kupuje żarcie, którym na pewno się nie najedzą, chyba że te kucyki są wielkości przeciętnego psa. I szkoli przyszłego gryfiego króla, najwyraźniej. No i morduje innego podmieńca. Tymczasem nasz jednorożec bawi się w małego alchemika, bo chemią tego nie nazwę. I zmusza Engrę do używania magii - to na plus, swoją drogą, czemu ona po prostu go nie olała i sama nie poleciała do tego obozu? Rozumiem, że nie chce się zwierzać kolesiowi, którego ledwie zna, ale ona zachowuje się jak edgy nastolatka. Swoją drogą - coraz bardziej zastanawia mnie lore tego świata. Jedyną nazwą państwa jaka pada jest Equestria. A poza tym są jakieś inne kraje, z których pochodzi nasza drużyna. I są gryfy, które mają na pewno to miasto. Na tym etapie naprawdę przydałby się już lepszy zarys świata, więcej nazw i wyjaśnień. Bo ja nie wiem czemu wszystkich nie-Equestrian tak obchodzi dobro Equestrii. Serio, z jakiej racji? Do tego dochodzi kwestia tego, że podłoże parzy im kopyta. Nie ma to za wiele sensu, skoro w tym świecie dość często nosi się podkowy. Przypominam, że proces zakładania podków przebiega na gorąco i zakłada wbijanie w kopyto gwoździ. Konia to nie boli, bo kopyto to paznokieć, keratyna. Tak jak włosy nie mogą piec, bo nie żyją. Jeśli Twoje kuce nie mają twardych, prawdziwych kopyt, to nie mogą nosić podków. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Ale dobra, lecimy dalej. Rozdział III przyniósł nam zmianę miejsca i bohaterów. Na Grogara i tajemniczego jednorożca, co było niespodziewane, ale za to czytało się te 3 strony o wiele lepiej niż całą resztę fanfika (dotychczas). Opisy są lepsze, dialogi są lepsze... Bardziej dojrzałe i głębokie. Ba, jest nawet ciekawy kontrast pomiędzy zachowaniem tajemniczego jednorożca a powagą sytuacji. Są rzeczy, które mnie zastanawiają - jak choćby to zdjęcie. Kiedy to się wydarzyło? I w jaki sposób jest powiązane z całą resztą opowiadania? Póki co szykuję się do przeczytania rozdziału VI i jeszcze nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. W każdym razie - lubię ten rozdział, przede wszystkim za dialogi. Nie musiałeś tu dopisywać zbędnych rzeczy czy wyjaśniać banałów, bo wszystko z nich wybrzmiało. Po prostu. Do tego jest dobrze zachowany balans pomiędzy tajemnicą, a oczywistością. To było naprawdę dobre. No i sama kwestia kreacji postaci. Grograr jest oczywiście zły, jednorożec też, a jednak ten pierwszy się tego wypiera. I to jest świetne. Większość zbrodniarzy zrobi wszystko by usprawiedliwić swe czyny i wmówić samym sobie, że postąpili słusznie i "tak trzeba". Czy doskonałe? Nie, oj nie. Opisy nieco cierpią doborem niektórych słów, sądzę też, że odrobina rozwinięcia by im nie zaszkodziła. Do tego dochodzą rzeczy, które nazywam mikrogłupotkami. Czyli pojedyncze zdania, które nie mają sensu. Jak chociażby fragment o wspaniałości tej herbaty i porównanie, że jakby była zrobiona z chmur i magii, a nie jakiegoś naparu. Jestem niemal pewna, że z chmur i magii to powstałby najwyżej wrzątek. Albo fragment o kościach przysadkowych pegaza wyrwanych wraz z kręgosłupem - Nie wiem czym są kości przysadkowe pegaza (choć ta nazwa mnie drażni ze względu na istnienie czegoś takiego jak przysadka mózgowa), ale jak wygląda proces wyrywania ich z kręgosłupem, no po prostu jak :D? Do tego nieco bardziej zwróciłam uwagę na formę, która z jednej strony nie jest najlepsza, ale nie jest też najgorsza. Jest w normie jak na debiut i brak ostrej korekty. Ale z rzeczy, nad którymi nieco bardziej się poznęcam - widać pewne błędy w zapisie dialogowym, poprawiłam je w docsie. Zobaczymy co przyniesie najnowszy rozdział, ale obawiam się, że przydałoby się powtórzyć zasady zapisu dialogowego. Dodałabym też numerację stron w każdym rozdziale, to się przydaje. No i nie robiłabym odstępów pomiędzy akapitami przy pomocy entera. Zamiast tego obok "wyrównaj" jest "odstępy między wierszami i akapitami", tam znajdziesz "dodaj odstęp po akapicie". W tym rozdziale wcięło też justowanie, nie wiem czemu, w poprzednim jest, podobnie jak w kolejnym. Rozdział IV jest już dłuższy i, niestety, gorszy. Mikrogłupotek i bezsensownych zdań znalazło się tu sporo. Na początku mamy walkę kartofla o obóz z patykowilkami. Została opisana w taki sposób, że ciężko tu określić, co się właściwie stało. Ale bardziej zastanawia mnie... Po co ona tu w ogóle jest? Bo serio, nic nie wnosi, atak nie ma żadnych poważnych konsekwencji, ani nie rozwija postaci. Do tego w tym samym (krótkim) rozdziale mamy inną walkę. Ważniejszą. Ta po prostu sobie jest i jest, nie będę tego ukrywać, dość nudna i irytująca. Zacznijmy od tego, że Eston jest przyszłym żołnierzem i idzie na wojnę. Jeśli mówił prawdę, to nawet był w jakimś garnizonie kucyków ziemskich i powinien przejść jakieś minimalne szkolenie. Ma broń, ma zbroję. Umiejętności bojowych nie za bardzo. Wciąż, trudno go nazwać bezbronnym. A on nadstawia szyję na atak, by zabito go szybko i przypadkowo nadziewa wilka. Nie ucieka (nie byłoby to zbyt mądre, ale bardziej sensowne), nie krzyczy po pomoc, nie walczy. Kupiłabym jakby spanikował, zamarł w bezruchu czy zaczął machać na oślep, ale takie coś? Niekoniecznie. Ale cóż, Eston uratowany przez Wilda, jedziemy dalej. Nasi bohaterowie odkrywają inny obóz i zastanawiają się, czy swój czy wróg. Żeby to sprawdzić wymyślają plan, którego nie powstydziłby się największy Janusz strategii. Jeden z nich się podkradnie przez wrzosowisko, a reszta poczeka w lesie na rozwój wydarzeń. Jeśli to będzie wróg, to ten pierwszy zaatakuje, a reszta dołączy i dojedzie wroga od tyłu. Ja rozumiem, że bohaterowie nie muszą być najmądrzejsi, ale ich jest czwórka, a obóz okazał się naprawdę duży. Co za tym idzie - jeśli to był wróg, to jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby wycofanie się, a nie atak. Ochotnikiem przymusowym został Spice, bo reszta się wymigała. W sumie ich rozumiem, ten plan był głupi. Ale lepiej by było posłać kogoś ze skrzydłami, by mógł łatwiej uciec. Szczególnie, że po ciemku ciężko byłoby go ścigać. Tak, to był wróg. Dłubiące w nosach i drapiące się po tyłkach podmieńce . Ja chcę wiedzieć jak one dokonały tych czynności, to zagadka na miarę złotego pociągu, Atlantydy i położenia El Dorado. Co prawda Spice po szybkich obliczeniach doszedł do wniosku, że atakowanie wroga to jednak idiotyzm, to został wykryty. I się potoczyło. Podmieńców było... Nie wiem ile, szacował na jakieś 14-16, ale sądząc po rozdziale V, to chyba jednak więcej, skoro tyle z nich przeżyło, że powiązali całe grupki. W każdym razie - przeżyli, wygrali. Ale Eston został ranny, ranił go bardzo zręczny miecznik podmieńców, który zrobił mu sztych między żebra, choć Eston nosił zbroję, a miecznik był jeden i to miał zdobyczną broń, bo podmieńce korzystają z broni obuchowej, bo są tak okropne. I mają morgenszterny na łańcuchach (KIŚCIENIE!!!!). Dobra, zacznijmy od tego, że broń obuchowa nie służy do zadawania więcej bólu, tylko jest kontrą na zbroje przeciwko którym miecze sprawdzają się dość kiepsko. Poza tym jest prosta w użytku, a to kolejna zaleta. No, ale Eston umiera, nasz podmieniec go ratuje, bo na szczęście podmieńce trzymają apteczki, które oznaczają zielonym krzyżem, a Engra przeżywa kolejny kryzys - mogli zginąć i na wojnie się umiera. Broń służy do zabijania. Trochę mi się to gryzie, patrząc na całą jej historię - uczono ją walki, chowano ją do walki, rozgromiła jakiś napad zbójców, czyli widziała wcześniej prawdziwą walkę i z czym ona się wiąże. Wreszcie, Engra jest dorosła. Problem z jej refleksjami jest taki, że nie do końca odpowiadają temu jak ją wcześniej kreowałeś. Zrozumiałabym jakby przeżywała wstrząs, że było blisko, że nie było tak łatwo jak wtedy z tamtymi bandziorami i że na wojnie prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej. Że same umiejętności jej mogą nie uratować i że granica między życiem a śmiercią często zależy od przypadku. Za to niezbyt rozumiem nagłą niechęć do broni i zabijania jako takiego. Tam nie wydarzyło się nic niezwykłego jak na te realia. Rozumiem jakby tak zareagowała edgy młoda kobieta z XXI wieku, która nagle odkryła, że na wojnie się walczy, umiera i są ranni, ale Engra nie urwała się spod takiego klosza. Wygląda na to, że była szkolona również do tego i jej to odpowiadało. Dobra, ale co mi się podobało w tym rozdziale: wyjaśniło się czemu pan podmieniec nie został wykryty w Prologu. Zwracam honor, fajnie, że jest na to wyjaśnienie i fajnie, że zostało wprowadzone właśnie teraz. Nie za późno, nie za wcześnie. Właśnie wtedy, kiedy pojawiły się pytania. Dobry czas, dobre wyjaśnienie. Rozdział V kontynuuje wątek obozu podmieńców. Okazuje się, że w środku było 200 kokonów, z czego 30 zawierało żywe kuce, a reszta zwłoki. Po rozmowie z tymi, którzy przeżyli okazało się, że podmieńce zaatakowały 500 kucyków ziemskich. Jeden zmiennokształtny przybrał postać smoka i siał pogrom. I mam taką rozkminę - te podmieńce, które to zrobiły, to te same miernoty, które zebrały oklep od naszego kwartetu? Czemu tu nagle nie mogły sobie poradzić z czwórką kucysiów, z których żaden nie miał prawdziwego doświadczenia bojowego? I ile ich w końcu było? Na domiar złego wychodzi coś, nad czym zastanawiałam się już przy okazji rozdziału czwartego - czemu oni tak po prostu wiążą tyle tych podmieńców? Przecież to zaraz ucieknie, niech chociaż je poważnie poranią, zostawią ich max 3 sztuki i oka z nich nie spuszczają. No i czy one nie mogą się przemienić i uciec? Wychodzi na to, że... mogą. Ale tego nie zrobią, bo się kłócą i są głupie. I tu chyba najbardziej wychodzi to, że ten fanfik ma tag [comedy], który nijak nie pasuje do treści. Ujawnia się czasem w najmniej pasującym ku temu momencie. A samo opowiadanie siedzi okrakiem na płocie, nie mogąc się zdecydować, czy ma być poważnym fanfikiem, w którym wojna jest poważna i się na niej umiera, cierpi, nie ma w tym nic fajnego, czy czymś, co wygląda jak heheszki. Powiem szczerze - pierwszy kierunek przemawia do mnie bardziej w kontekście tego o czym piszesz. Opowiadanie nie musi być komedią i nie musi być lekkie, by było czasami zabawne. Ale niektóre żarty nie pasują i dobrze jest znaleźć pewien balans. Dowiadujemy się też dlaczego nasi bohaterowie walczą, bo Engra wygłasza o tym mowę. I dlaczego na wojnę wysłano tylko jakichś pojedynczych randomów. Wygląda mi to trochę tak jakbyś sam sobie uświadomił, że to fabularnie nie ma za wiele sensu i próbował to uzasadnić. Uzasadnienia nie kupuję, ale rozumiem. Za to sama Engra brzmi jakby mentalnie miała te 12 lat.
  24. Charytatywny event komentarzowi dobiega końca 25 maja. Komciajcie, moje małe pierniczki! I zgłaszajcie Wasze komcie.

×
×
  • Utwórz nowe...