Skocz do zawartości

Cahan

Moderator
  • Zawartość

    4026
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    133

Wszystko napisane przez Cahan

  1. Po wielu latach w końcu się zebrałam by "Abdykację" przeczytać i skomentować. Bo naprawdę, od dawna chciałam, tylko jakoś zawsze było jakieś "ale". A to nie dało się pobrać na czytnik, a to długość nie taka, a to oneshot... Serio, długi oneshot nie brzmi dla mnie zachęcająco. Ale hej, to [dark] od Malvagio, więc musi być dobry i przyjemny (dla mnie), prawda? Prawda? Cóż, powiedzmy, że prawda, ale w odróżnieniu od Ghata i Hoffmana fanką nie zostanę. "Abdykacja" jest na pewno opowiadaniem ambitnym i pięknym, ale też powiedziałabym, że dość męczącym i nie poruszyła mnie na tyle, by zniwelować długość. I nie chodzi nawet o to, że tekst ma 52 strony, tylko że wiele razy mi się dłużył. Trudno wskazać co konkretnie bym wycięła, ale myślę, że upchnięcie tej samej treści na jakichś, nie wiem, 35 stronach byłoby korzystne dla fanfika, bo naprawdę, to ciężka lektura, ale ciężko stwierdzić dokładnie dlaczego. Mamy komiksowego Sombrę z lustrzanej rzeczywistości i kontynuację jego wątku. Widzimy co się z nim stało, jak toczy wewnętrzną walkę, skazaną na porażkę (a może jednak nie?) i spotyka się z różnymi postaciami. Seneszalami Czegośtam, Celestią i Luną, Pantoflem Armorem i Cadenzą herbu Mężobijka. I powiedziałabym, że to wszystko jest przedstawione świetnie. Zmagania z pogrążającą Sombrę i podstępem go plugawiącą Otchłanią, cały ten dramat psychologiczny, niemal namacalne myśli innych postaci (nawet jeśli nie zostały przez nie wypowiedziane wprost)... Tu wszystko jest jawne i oczywiste, ale nie dla Sombry, który zatracił jasność umysłu. No i wszyscy bohaterowie drugoplanowi przedstawieni są dobrze, Seneszale oddają swój element, z jednym wyjątkiem, ale o tym później, a BDSM Cadance jest obrzydliwa i krindżowa, ale chyba taka właśnie miała być. Nawet trudno się dziwić, że opętany Sombra ją w końcu zabija, bo jako czytelniczka, sama miałam ochotę to zrobić. Ta lustrzana Cadance była jak Chrysalis. Używała wypaczonych sztuczek Chrysalis podkręconych na maxa i to nie tylko w walce, ale i manipulacji. Zabawne, że dopiero jej śmierć wyzwoliła element Pantofla. Szkoda, że akurat ten wątek nie dostał większego rozwinięcia, bo był spoko. A sądzę, że bez tego by się nie udało i Shining nie naprawiłby Cadance. Bo niby jak? Dając się gnoić? Toksycznego partnera się nie zmieni. Dobrze, ale zastanawia mnie najbardziej rozmowa z Flimem i Flamem - Sprawiedliwością. Bracia mówią Sombrze, że to niesprawiedliwe, że Celestia i Luna rządzą, ba poniekąd zachęcają go by coś z tym zrobił. I tu mam zagwozdkę - w pewnym sensie to niesprawiedliwe, ale w tym uniwersum zło nie jest zależne od woli złola, tylko jest opętaniem przez czarne szambo, co prowadzi do tego, że obwinianie Celestii i Luny nie ma sensu. Po drugie, raczej widzą stan Sombry lub przynajmniej o nim wiedzą. Więc na pewno zdają sobie sprawę czemu Sombra MUSI być odsunięty od władzy. Dlatego, co miało na celu ich gadanie? Czy to kwestia tego, że Sprawiedliwość jest ślepa, podobnie jak Wierność? Czy może oni wcale tego nie mówili, ale mocno wypaczony umysł Sombry zapamiętał co innego? Ciekawi mnie też tajemnicza postać, przemykająca w cieniu. Kiedy pojawia się po raz pierwszy, tekst zdaje się sugerować, że to Cadance, ale potem wydaje się, że jednak nie. No i kwestia komnaty z instrumentami, skąd się tam wzięła? I czy naprawdę się tam wzięła, czy Sombra ma halucynacje? No i ostatnia rzecz - razem z Shiningiem zebrali 5 elementów, a powinno ich być chyba 6, czyż nie? Bo nie wydaje mi się, by Flim i Flam liczyli się podwójnie. Pytanie, czy udałoby im się, gdyby Sombra nie uciekł... A jeśli nie to, kto był szóstką? Tajemnicza postać? W każdym razie podoba mi się zakończenie, w którym Sombra prawdopodobnie mógłby zostać uratowany, gdyby sam tego nie zniszczył, wiejąc. Tak blisko, a tak daleko. Interesujące są również implikacje wynikające z zakończenia. Czy w świecie "naszej" Celestii jest teraz dwóch Sombrów? Czy oryginalny nie żyje? Czy zawsze "nasz" Sombra był tym dobrym Sombrą, który tam trafił? I skąd ten głód serca, tego konkretnego serca? Czy to wszystko knowania jednej i tej samej mocy, która ma jakiś większy cel, do którego zmusza swoich nieświadomych hostów? Ciekawe. Mimo wszystko, mam wrażenie, że w tym wszystkim czegoś brakuje, jakiejś iskry. Mocniejszego walnięcia i gęstszego mroku. Nie wiem, czy to nie jest kwestia tego, że fanfik mi się nieco dłużył, więc niektóre rzeczy mogły zostać nieco rozciągnięte i rozwodnione. W każdym razie, dobra robota.
  2. Przeczytałam parę dni temu, czas na komcia. Zacznę od tego, że cieszę się, że KO wróciło po tak długiej przerwie i mam nadzieję, że kolejne rozdziały ukażą się w miarę szybko (choćbym musiała szantażować autora przez najbliższe parę lat). Mam też nadzieję, że to co dostaliśmy, to raczej kwestia tekstu pisanego głównie po to by przełamać pisarskiego bloka, ponieważ te 44 stron pozostawiło po sobie... jedno wielkie nic. Gdyby napisał to ktoś inny i gdyby była to przerwa w akcji w tekście, który ma jej naprawdę dużo, to myślę, że byłabym nawet zadowolona. Rzecz w tym, że to VIII rozdział KO, 44 strony SoLa, które nie prowadzą do niczego. Nie ma też za wiele humoru i ghatorryzmów, które by to podciągnęły na tyle, by dało się zapomnieć o wadach. A te są znaczne - nie jestem osobą, której przeszkadza to, że w Obsydiance akcja jest dość powolna, a tekst skupia się na postaciach i ich relacjach, ba uważam, że to naprawdę przyjemne. Tylko są jakieś granice. Fabuła w tym rozdziale stoi w miejscu. Jedyne nowe rzeczy, jakie dostaliśmy, to lekcje Obsidian, jej interakcje z Papillą, Fireboltem oraz z Joy, ale nawet one za wiele nie wnoszą - Siddy jest zacofana, ale nie może uwierzyć, że nie, czcigodnieojcuje i nie umie w interakcje społeczne. A i przyjaźń jest tu tak samo powierzchowna jak w serialu. I uważam, że dobrze, że nie ma jakiejś nagłej przemiany, a wszystkie zmiany są powolne i naturalne - np. to, że może zacznie więcej jeść, by zbudować mięśnie, by lepiej walczyć. Fajnie też wychodzą pewne rzeczy - Obsy walczy jak walczy, bo uczył ją gryf. Trochę dziwne, że Sombra nie załatwił jej nauczyciela-jednorożca, w końcu oczywiste, że gryf, nie może korzystać z telekinezy, więc nie nauczy jednorożki walczyć tak jak powinna. Z drugiej strony, może zamierzał zrobić to później lub... Obsidian ma braki w edukacji, ponieważ Sombra nie chciał by była za silna. Bał się, że młoda się zbuntuje i go zdetronizuje. Brzmi jak coś, co by zrobił dobry dyktator, który znęca się nad własnym dzieckiem. Obsy zastanawia się też nad swoją matką. I zastanawia mnie, czy to jakiś foreshadowing, czy scena, która nie ma głębszego znaczenia i po prostu jest częścią kreacji charakteru głównej bohaterki. Ciekawi mnie jak to się dalej rozwinie - czy zacznie szukać, drąży, czy w końcu odkryje coś, co sprawi, że zmieni zdanie o swoim czcigodnym ojcu? Kolejną ważniejszą sceną jest rozmowa Twilight z Fluttershy i podane przez Księżniczkę Dobroci informacje. Ba, po tej scenie liczyłam, że jeszcze w obrębie tego rozdziału dojdzie do spotkania Flutterki i Obsydianki, a sprawa skażonych zwierząt pchnie fabułę do przodu. Tak się jednak nie stało. Za to dostaliśmy sceny Firebolt-Proskenion i Ambrosia-Sebright, które określiłabym mianem "zapychacza najgorszego sortu" i znowu, może nie byłyby złe, gdybyśmy po prostu dostali więcej akcji. Ale tak, Firebolt i Proskenion dyskutują o Obsidian, którą jeden ma uczyć, a drugi zamienił z nią parę słów. Rozmowa brzmi trochę jak: - Fajna laska? - Nie wiem. I nic nie wnosi. Zupełnie nic. Może to, że ci dwaj znają się z widzenia i Proskenion jest tym irytującym typem przymusowego kolegi, który sam wpycha ci się do życia, ładuje punkty w przyjaźń, a przez specjalną umiejkę i wysoką charyzmę sprawia, że za bardzo nie masz jak z tego zwiać, a czasami to sam wątpisz w to, czy w ogóle chcesz zwiać z tej relacji. Mimo wszystko, biedny Firebolt, szkoda, że ta interakcja na tym etapie w sumie nic nie wnosi. Ale cały POV Ambrosii to: wujek dał jej 2 bilety, matka nie zdąży wrócić na czas, musi znaleźć towarzysza, nie ma kogo, bo wszyscy są zajęci lub zbyt wiejscy... Czy to doprowadzi do spotkania z Obsidian (mam nadzieję, że nie, bo wersja, w której Ambrosia zaprasza z własnej woli Siddy, której nie lubi i to w sumie z wzajemnością, byłaby naciągana jak gacie w rozmiarze XS na tyłek Kim Kardashian)? Chyba nie, chociaż niewykluczone, że to tylko podpucha. Ale podczas wielkiego obierania jabłek i kontemplacji chłopofilstwa, Ambrosia poznaje Sebę, córke króla Gallusa i królowej Silverstream, która dorabia u rodziny Apple, bo jej ojciec skąpi na kieszonkowe. Z jednej strony, to zabawne, że w tym świecie się potyka co krok o rodzinę królewską, a z drugiej... Akurat skąpy Gallus mnie rozbawił. Ale no, zakumplowały się. Spoko. Zaraz, o czym był ten fanfik? No właśnie. Naprawdę nie wiem, co chłopofilskie POVy Ambrosii wnoszą do fabuły. Póki co, to córka Applejack jest po prostu bohaterką drugo, jeśli nie trzecioplanową i sama historia nie wskazuje na to, by to się za bardzo miało zmienić. Bo historia niemal stoi w miejscu. A obieranie jabłek i wsadzanie kolejnych postaci, które... nie robią nic sprawia, że naprawdę nie wiem dokąd to czasami dąży, ba wygląda jak kolekcjonowanie Pokemonów, tzn. OCków, które... gdzieś sobie są i mają jakiś design i osobowość, no i mnóstwo komiszów (niektóre dopiero powstaną w ilościach hurtowych!), a które nie mają znaczenia dla fabuły czy budowania głównych postaci. Jeśli się mylę i Ambrosia, Proskenion, Firebolt, Sebix i ktokolwiek inny (może chociażby tamci Przebudzeni, hmm?) są ważni i spełniają inną rolę niż "są związani z X, który był w serialu), to udowodnij mi to w kolejnych rozdziałach. Jeśli te sceny były kluczowe, udowodnij mi to. Z przyjemnością doświadczę pokazu "jesteś gupia, Cahan, nie znasz się i nie dostrzegasz mojego kunsztu i geniuszu". W skrócie - pisz dalej, Gamoniu, pisz częściej, Gamoniu i rusz tę akcję do przodu. Podlej to radosnym szaleństwem, mniej się przejmuj, czy to poważne, sensowne i ułożone. Zastanowiłabym się też mocno nad pewnym ograniczeniem liczby bohaterów. Kiedy jest ich dużo, to część z nich siłą rzeczy jest tylko tłem. I sądzę, że szkodliwe jest nadmierne rozwijanie tła. Weźmy takiego "Wiedźmina" i drużyny krasnoludów. Z grupy Yarpena znamy w sumie... Tylko Yarpena, reszta jest tłem, tylko wymienionym. Podobnie jest z grupą Zoltana - znamy Zoltana i Schuttenbacha. Jeśli jakaś postać dostaje więcej czasu antenowego, to robi się to w jakimś konkretnym celu. Daję 6/10, stać Cię na więcej.
  3. Przelaliśmy już 3031 zł na PAH. Do budżetu na drugą rundę wskoczyły dodatkowe 4 stówy, więc wynosi on obecnie 1919 zł. Przypominam, że w każdej chwili możecie dołączyć do sponsorów eventu. A także, że druga runda już trwa. Komciajcie! I zgłaszajcie swoje komentarze na kanale eventowym w Klubie Konesera Polskiego Fanfika!
  4. Deadline dobiegł końca już wczoraj. Zebraliśmy łącznie 2445 zł. Pierwsze przelewy trafiły już na konto PAH, reszta trafi w ciągu najbliższych kilku dni, o czym zostaniecie poinformowani. Po prostu muszę jeszcze wyliczyć, kto ile daje. Nagrody ode mnie i Kredke trafiają do Hoffmana, który uzbierał 850 zł. Chciałam też pogratulować Rykowi, który niemal pokonał mistrza komentarzy. Dosłownie zabrakło mu paru sztuk. Ale może jeszcze będzie miał ku temu okazję. Ponieważ jeszcze zostały nam pieniądze w budżecie (a może nawet i uda się go zwiększyć), a Polska Akcja Humanitarna przedłużyła termin zbiórki, to... Robimy drugą rundę eventu. Nowa tabela, te same zasady. Czas do 25 maja 2022 roku. I jeszcze jeden plot twist - do końca tego tygodnia możecie dodawać fanfiki do eventowej listy. Proszę o kontakt i działające linki na PW. Ten, kto uzbiera najwięcej w drugiej rundzie, również może liczyć na specjalną nagrodę ode mnie.
  5. I czas na ostatnie 3 opowiadania oraz na podsumowanie całej serii. "Kroniki Azumi: Nie Ma Ciemności" mnie wynudziły. Z prostego powodu - poza kwestią wyprawy do Zebrice i rozmową z duchem Vangi (o ile to była Vanga), to nic nowego tu za bardzo nie ma. Już to wszystko widzieliśmy w innych opowiadaniach, głównie w "Kronikach Diany". Bo tak jak wcześniej widzieliśmy to z perspektywy Diany, tak tu widzimy to jako Azumi. Która w tym fiku ma prawie 50 lat, sądząc po tym, że morze widziała ostatnim razem ćwierć wieku temu w Fearows, gdzie studiowała. Studiuje się zazwyczaj w wieku 18-26 lat, a wiemy, że nie wyleciała po pierwszym roku, bo przez parę lat kontynuowała swój romans. Studia trwają zazwyczaj 3-5 lat, czyli Azumi ma najprawdopodobniej 46-48 lat. Ale w "Apogeum" ma już 36, czyli należy do Wielkich Przedwiecznych, podobnie jak Maryla Rodowicz i Krzysztof Ibisz. Pomijając tę niekonsekwencję, "Nie Ma Ciemności" jest średnie. Forma jest jaka jest, ale nie jest najgorsza, ani nawet taka zła jak w paru innych opowiadaniach z serii. Najbardziej mnie boli, że jest mało nowej zawartości. Perspektywa Azumi nie jest zła, ale w tym wypadku po prostu nie wnosi nic nowego. Mimo wszystko, nie mogę pominąć jednej kwestii - "Nie Ma Ciemności" jest potrzebne i jest ważną częścią "Kronik Azumi", ale z niekoniecznie dobrego powodu - jest ważne, ponieważ "Kroniki Diany" nie są częścią "Kronik Azumi". I to jest mój zarzut tutaj. Mogłabym wręcz przekopiować mój komentarz do "Kronik Diany" i wyszłoby prawie na to samo. Ale "prawie" robi jakąś różnicę. Samo to, że Azumi w końcu postanowiła wrócić do domu coś zmienia w życiu tej postaci i niesie dla niej pewną nadzieję, podobnie jak tytuł (o ironio!). Ważny jest też powód czemu wróciła - przybył duch Vangi, która jest w zaświatach od jakiegoś czasu. I raczej nie żyje. Ale zastanawia mnie parę rzeczy - czy to na pewno była Vanga? A może Pretoria pod taką postacią? Albo to Glacial się bawi? Czemu Azumi musiała wrócić? Przecież już wiemy jak to się zakończy - potwierdzają to "Kroniki Diany" oraz "Apogeum". A może... A może wcale nie wiemy? Myślę, że wolałabym by tego opowiadania nie było. Ale spokojnie, wyjaśnię o co mi chodzi - sądzę, że na jego miejscu sprawdziłyby się "Kroniki Diany", a nowa zawartość mogłaby trafić do innych części serii. Albo Jako osobny fik. Może o samej podróży i jej trudach? "Kroniki Azumi: Apogeum" są dość problematycznym opowiadaniem. Mają duży potencjał, ale parę drobnostek mocno psuje efekt końcowy. To opowiadanie jest niejako podsumowaniem historii samej Azumi i jej życia oraz kwestii buntu przeciw bogom. "Apogeum" wyjaśnia jej historię rodzinną oraz to, co zaszło w Zebrice. Do tego dowiadujemy się jak przez ten czas wiodło się zebrom. Znaczy, już wcześniej mieliśmy pewien wgląd, ale teraz widzimy to z zewnątrz, z perspektywy głównej bohaterki. I wygląda na to, że zebry radzą sobie dobrze. Nie dość, że przetrwały, to jeszcze toczy się u nich w miarę normalne życie i potrafią odwrócić proces przemiany w wilkomorfa. To wszystko brzmi pięknie, zbyt pięknie, jakby dla tego świata była nadzieja. Dla Azumi też - odnalazła brata, siostrę, a także ojca. Oraz kochankę i bękarta swojego martwego narzeczonego. Kochankę polubiła, a z bękarta się nawet ucieszyła. Przyznaję, że Azumi jest tak dobrą, pozytywną, pełną nadziei i przebaczenia klaczą, że nijak nie jestem w stanie jej zrozumieć ani się z nią utożsamić. Ma 36 lat, ale... Jest w niej coś młodego i niewinnego, co zachowało się przez te wszystkie lata życia w koszmarze. Ja na jej miejscu bym wróciła do Equestrii tylko po to by radośnie zbezcześcić taki jeden grób. A niewiernego partnera tak przekląć, by przez wieczność w zaświatach musiał słuchać polskiego hip hopu i disco polo. Dowiadujemy się też o ścianie ciemności, którą przez ostatnie kilka lat powstrzymywała Altaria. I do tego momentu było okej i normalnie. Owszem, brakowało często opisów i rozwinięcia, ogółem mam wrażenie, że "Apogeum" byłoby lepsze jakby miało jakieś 60 czy 100 stron i bawiło się tempem akcji, klimatem oraz kreacją postaci. Bo, co się odwaliło z Dagonem, to ja nawet nie. Nie jestem pewna kim on miał tu być. Zwykłym złolem? Bohaterem tragicznym? Kimś, kto robił złe rzeczy z konieczności i dla większego dobra? Na początku koleś wydaje się spoko bratem, wszystko wygląda normalnie. Potem Azumi odkrywa, co się stało z Altarią - Dagon ładował w nią eliksir ze żmijoziela by tak była w stanie powstrzymywać ciemność. Ale Altaria umiera, więc Azumi ma ją zastąpić. I o rety, ale on jest chamem i ale on się zmienia podczas tej rozmowy. I nie chodzi mi o to, że to źle, tylko jak do tego doszło. I co robi Azumi. Zacznijmy od tego, że poświęcenie Altarii to lepszy pomysł niż poświęcenie wszystkich innych, w tym Altarii, a taka była alternatywa. Nie wiemy też jak na to wpadł i jak to się zaczęło. Druga sprawa - myślę, że lepiej by było jakby na początku poprosił o to Azumi na spokojnie, a gniew go opętał dopiero później. Bo miał powód do niego, oj miał. Z perspektywy wielu zebr, w tym jego, to, co się wydarzyło, to właśnie wina Azumi i jej buntu przeciw bogom. I można powiedzieć, że jest w tym sporo racji. Poza tym, jeśli ona tego nie zrobi... To wszyscy zginą. Nie tylko Dagon. Wszyscy. Ciężko mi uznać go za bohatera negatywnego. Raczej... źle napisanego. Tymczasem sama Azumi lekceważy problem, bo dla niej problemami są tu Altaria i jej własna skóra. Ma do tego prawo, szczególnie, że nie poczuwa się do winy za to wszystko, co się stało. Znaczy, za koniec świata. No i bycie ofiarą dla większego dobra to takie 2/10. Czy uważam, że to był jej obowiązek? Tak sądzę. Ale w tym momencie na miejscu Dagona też bym się wnerwiła i ją zaatakowała, bo poświęcić kuzynkę a poświęcić całe miasto (w tym kuzynkę), to jednak różnica. To pierwsze opłaca się tak jakby bardziej. Potem stało się wiele rzeczy, ale najważniejsze jest to, co zdarzyło się tuż przed śmiercią Altarii - jej ostatnie słowa. Ona coś wiedziała. To nie jest koniec, to jest nowy początek. A jak się spojrzy na scenę po napisach, to nasuwa się jeszcze jedna myśl time is convoluted in Lordran - stało się coś dziwnego. Coś z czasem i losem Azumi. Coś, co zmieni przyszłość. I sądzę, że odpowiedź na scenę po napisach kryje się w kolejnej odsłonie serii. "- Zawsze jest przyszłość, przeszłość i teraźniejszość. Czas jest względny. Przeszłość może się jeszcze nie wydarzyła, a przyszłość już dawno przeminęła" To skłania mnie ku tezie, że Azumi do Zebrice wezwała Pretoria. Jej zadaniem było pokonanie Dagona, który zagubił się w swoich dobrych chęciach (lubię myśleć, że pomysł ze żmijozielem wyszedł początkowo od Altarii) i próbował powstrzymać coś w sposób, który zaszedł za daleko. Ale ciemność musiała nadejść, bo z nią wiąże się odrodzenie - czy raczej pewien reset. Jeśli Azumi umrze lub poroni, Light nie zabije Esme. Do końca świata nigdy nie dojdzie. Życie za życie. Zebra zapłaci za grzechy. Formy już nawet nie komentuję. Ogółem - podobała mi się fabuła, zwłaszcza końcówka. To było naprawdę doskonałe zakończenie tej historii. Mocne, mroczne, smutne i enigmatyczne. Azumi i Applejack w końcu gdzieś dotarły, znalazły nadzieję i perspektywę szczęścia, tylko po to by zaraz potencjalnie to utracić... a może nigdy nie stracić, w pierwszej kolejności? Zarzuty mam głównie do długości i tego, że nie pozwala ona poczuć klimatu i nastroju, zwłaszcza wątek z Dagonem. I nie wiem, co tu powiedzieć, bo nie wiem, co w zasadzie chciałeś osiągnąć. Ale jedno jest pewne - akcja toczyła się za szybko, co odbiło się głównie na postaciach i relacjach między nimi. "Wężowe Ziele" rozpoczyna część 2 "Kronik Azumi" i jest oczywistym prequelem. Ale hola, hola. Prequel, który nie ma tagu [prequel] (inne mają) i jest częścią drugą? Czy to znaczy, że to się dopiero wydarzy i może potoczy inną drogą, czy to faktycznie jest prequel? A może i tak, i nie? Forma jest najsłabszą częścią. Oraz dialogi. Często czegoś w nich brakuje, zdarza się, że brzmią sztucznie. A jak z całą resztą? Uważam, że ta część jest niezwykle ważna z punktu widzenia lore. Zecora została przyłapana na swoim romansie i wysłana do Wielkiej Lechii (rządził tam król Sanyaya?), żeby się nie wydało, że zaszła. I żeby coś z nią zrobić, bo przyszłym szamankom nie wolno romansować, zawierać głębokich przyjaźni i zdecydowanie nie wolno zachodzić w ciążę. Ups. Nie wiemy czemu akurat do Wielkiej Lechii i czemu Vanga nie skonsultowała tego najpierw z Leną (która jest alikornem i nową nauczycielką Zecory), ale tak wyszło. W każdym razie, życie osobiste, życiem osobistym. Jest okej, dobrze wiedzieć więcej i spojrzeć z tej perspektywy na zachowanie postaci podczas innych opowiadań z serii, ale nie dlatego tu jesteśmy Jesteśmy po NAJGŁĘBSZE LORE. A tu się dzieje. Bo podczas inicjacji przy pomocy eliksiru ze żmijoziela młoda Zecora spotyka Glacial. I Glacial jest tu zupełnie inna niż później. Przypominam, że Glacial jest istotą odpowiedzialną za Koszmar. Zmanipulowała Lighta i robiła inne rzeczy. Tymczasem... Ona ostrzega przed tym Zecorę i wydaje się być jej przyjaciółką. W wizjach pojawiają się też Lily i Azumi. Chyba wiem już czemu Vanga bała się żmijoziela. Żmijoziele otwiera umysł, ale czasami użytkownicy kontaktują się z czymś złym i podstępnym. Bo czy Glacial nie jest właśnie tym? Koszmarem i pasożytem, który manipuluje swoją ofiarą by doprowadzić do tragicznych wydarzeń wiele lat później? I trzeba przyznać, że robi wiele by zdobyć jej zaufanie. Te ligorny są wyjątkowo niepokojące. I jakie są ich relacje z bogami? I teraz zastanawia mnie kim jest Lena i po czyjej stoi stronie? Czy była świadoma zagrożeń? Czy Vanga wiedziała o tym, ca ta zrobi Zecorze? Czy chciała by doszło do spotkania z Glacial. Jest w tym wszystkim nieświadomą ofiarą, perfidną manipulantką czy po prostu coś poszło bardzo nie tak? To wszystko robi się coraz bardziej pokręcone. I tylko kolejne opowiadania mogą przynieść nam odpowiedzi. Cieszę się, że event forumowy mógł zapoczątkować tę serię. Jest ciekawa, jest oryginalna i ma w sobie dużą dozę tajemnicy. I wyjątkowo dobrą fabułę, niestety, ale czasem pogrzebaną pod problemami z formą, a także gorszymi fragmentami tekstu. Są tu opowiadania bardzo dobre, dobre, średnie i raczej słabe. Przez formę i problemy z tempem akcji oraz pewną niezgrabność w niektórych dialogach, całą serię oceniam na 6/10. To są wszystko sprawy, które dałoby się naprawić korektą i prereadingiem. I wtedy ocena mogłaby skoczyć do 8 czy nawet 9. Bo potencjał jest i to spory. Czekam na więcej.
  6. "Przepowiednia" za mną i nie wiem, co o niej myśleć. Bo podobało mi się, naprawdę mi się podobało. Ale mimo wszystko to opowiadanie ma sporo wad. Zwłaszcza w kwestii formy. W skrócie: powtórzenia, zbite bloki tekstu wielkie jak budownictwo PRL, mieszanie czasów, Zekora, błędy zapisu dialogowego, problemy z wielkością liter i inne. Dobra korekta by to naprawiła. A to główny i największy zarzut do "Przepowiedni". A jakie są pozostałe? Tekst jest nieco za krótki i nieco za chaotyczny, przydałoby się jakoś inaczej oddzielić od siebie te przeskoki między scenami. Nie jest to aż tak widoczne jak w wielu innych Twoich fanfikach, tu jest to dość mały problem, ale istnieje. Mimo że zgadzam się z @Hoffman, że "Przepowiednia" może być niezrozumiała jako samodzielne opowiadanie, to nie uważam tego za wadę. Ba, nawet to, że jest na początku serii mi się podoba. To trochę jak z grami From Software, w których dostajesz na początku jakieś dziwne lore i na tym etapie nie wiesz o co chodzi, ale jak czytasz dalej i poskładasz to do kupy, to jest ekstra. Dlatego sądzę, że jako część serii jak najbardziej tak. Enigmatyczność na plus. Ale jakby to był twór oderwany od pozostałych tekstów, to już raczej nie. A co jest dobre? Cała reszta. Jest klimat, który nieco niszczy forma, ale nie aż tak by go zaorać. Już sam wstęp wystarczy żeby chwycić. Jest historia, która może wydawać się nieco dziwna, przynajmniej dopóki nie dotrzemy do końca (tekst ma 4 strony, czyli długo nam to nie zajmie), ale kiedy ją zrozumiemy, to staje się naprawdę fajna i ciekawa. Podobnie jak postać Vangi, która podąża za wolą bogów, nawet jeśli zna ich konsekwencje. Pra Matka zna swoje miejsce w szeregu i rozumie czym jest przyszłość. Że jest czymś, z czym nie można walczyć... ani zdradzić. Trzeba ją zaakceptować, bo tym są wizje zesłane przez bogów, czyż nie? Sama perspektywa do czego doprowadzi (albo i nie - ale o tym za chwilę) z pozoru nieistotna decyzja Azumi, młodej, zakochanej klaczy, która po prostu chce wieść normalne, szczęśliwe życie... Mrok. Ale czy na pewno decyzja Azumi ma aż takie znaczenie? Czy do wydarzeń na Wzgórzu Ognia doszło z jej winy, pośrednio lub bezpośrednio, czy może to tylko część wizji, ponieważ jej losy były z nimi jakoś splecione? Czy wiemy, czy nigdy by do nich nie doszło gdyby tego nie zrobiła? Sądzę, że nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Poza bogami. A oni zdradzają tyle, ile chcą. Bo przecież... To nie było ostrzeżenie. To nie dar, to przekleństwo i błogosławieństwo w jednym. Bo ile możesz zrobić, szczególnie, kiedy to cudzy los? Mimo wszystko, wierzę, że bogowie pokazali, że Azumi odrzucając ich ścieżkę, sama skazała się na cierpienie. Choć pewnie też i na radość. Świat nie jest prosty. I choć z początku zastanawiałam się po co tu tyle jej losów po apokalipsie, to doszłam do wniosku, że właśnie dlatego. Bo ona skrzywdzi głównie siebie. Ciekawe jest też to, że Zebrice poradziło sobie z plagą dużo lepiej niż Equestria. Naprawdę dobre opowiadanie, tylko na miłość Bogini, zatrudnij korektora. Jeśli chodzi o "Noc Koszmaru", to nie sposób nie odnieść się do jej poprzedniej wersji, czyli "Jesiennego Koszmaru". Na początku moje odczucia były złe. I to podwójnie złe. Pamiętasz te wszystkie zarzuty odnośnie formy? Te, które dotyczą też chociażby "Przepowiedni". Tu też są. I to jeszcze gorsze. No i cała pierwsza scena jest skopiowana z "Jesiennego", więc jak to zobaczyłam to miałam takie "o nie". Ale na szczęście, cała reszta jest nowa. Cała fabuła jest nowa. I jest milion razy lepsza. Jest całkiem dobra, wręcz przyjemnie prosta. Łączy Samhain 2018 z serialowością i wiemy już, że koszmar nie był do końca koszmarem. W dużej mierze tak, ale nie w pełni. Trochę dziwi mnie pojawienie się Luny poza snem. Mimo wszystko Luna jest księżniczką i to taką w miarę poważną, a nie jak Twilight, która nadal pracuje w bibliotece i nie dostała zamku. Trochę mało prawdopodobne by zjawiła się by osobiście powitać jakąś młodą zebrę, zachęcać ją do wyjścia z piwnicy i poznania przyjaciół. No i nieco skisłam przy tym, że wyskoczyła przez okno. Uważam, że lepiej by było gdyby to dalej był sen, tylko Luna go przerwała projekcją czegoś normalniejszego i spokojniejszego. Nieco też bawi mnie też Twilight, która pomaga Azumi w podrywie. Ale nie bawi, bo jest złe, ba, to nawet do Twi pasuje. Po prostu jest uroczo zabawne. Generalnie - zmiany zdecydowanie na plus, ale matko, za tę formę to należy się karne żarcie lukrecji, marcepanu i seitanów z posypką z tofu. "Siedem Pieczęci" też ma mnóstwo błędów. Nawet większości tej samej maści, choć znajdzie się parę nowych. Chociażby rzeczowych - co za magiczne USG oni mają w tej Equestrii, że widzą na nim takie rzeczy? I to na tym etapie ciąży? Końska ciąża trwa 11 miesięcy, zostało im jeszcze 6 do rozwiązania, a to znaczy, że Azumi jest w 5 miesiącu. Znaczy, lekarz może coś tam widzi, ale nasza zakochana parka? Zepsuty telewizor. I czemu zebry i kuce to różne podgatunki, a nie gatunki? I jeden z moich ulubieńców "Zecora jednak nie dawała im nawet cienia szansy na ożenek.". Ona po prostu wiedziała, że Three Weed nie może się ożenić, bo Light Wright jest ogierem. Ogółem tam jest wiele dziwnych rzeczy - chrześcijańskie kucyki (choć w sumie, czemu nie?), liczą na to, że ślubu udzieli im Celestia (trochę dziwne, jest główną władczynią Equestrii i na pewno ma dużo ważniejszych obowiązków). Swoją drogą - pamiętam, że czytałam kiedyś to opowiadanie, bo pamiętam fabułę. Nie jest zła, nawet ma okej konstrukcję, choć forma strasznie tu wszystko niszczy. No i czasami brakuje opisów. Zwłaszcza na koniec i podczas rozmowy z sennym demonem. Ale nie powiedziałabym by Light Wright był dobrym kucem. Powiedziałabym wręcz, że był idiotą. Zaufał jakiemuś sennemu demonowi by uratować ukochaną, zamiast z nią szczerze o tym porozmawiać (swoją drogą, na jej miejscu, to jakbym się dowiedziała, że doktorek zataił takie informacje przede mną, ale podzielił się nimi z moim partnerem, to dokonałabym na doktorku opóźnionej aborcji). Poza tym, Three Weed dało się uratować, aborcją właśnie. Normalny ogier postąpiłby tak: 1. Powiedział ukochanej o tym czego dowiedział się od lekarza. 2. Poszedł z nią do innego lekarza. 3. Podjęliby decyzję o ewentualnej terminacji ciąży. Aborcja nie jest lekkim tematem, jest bardzko kontrowersyjna, ale jednak tu mamy sytuację, w której chodzi o ratowanie życia matki. Dlatego zastanawia mnie, czy Light nie zrobił tego, ponieważ wtedy posypałby mu się cały związek. Bez źrebaka nie byłoby ślubu, a Zecora mogłaby go dalej nie znosić. W sumie trudno jej się dziwić, koleś okazał się mordercą, zwabił swoją ex, z którą utrzymywał przyjacielskie stosunki i ją poświęcił w mrocznym rytuale na cześć jakiegoś demona. No co mogło pójść nie tak... Myślę, że jakby to nie tylko skorygować, ale i porządnie rozwinąć, to wyszłoby lepiej - pociągnąć ten wątek, może niech okaże się, że faktycznie, w tym momencie cały związek idzie do odstawki, życie mu się wali, czas się kończy, bo Three Weed idzie zaraz do kolejnego lekarza... A ten demon go dręczy i zaburza mu świadomość i ogląd sytuacji? Końcówka jest dobra. Ładna, klimatyczna. Lubię też powrót księgi, którą znamy z "Kręgu". Dobrze też wiedzieć, kto odpowiada za koniec świata. Choć sądzę, że bez Lighta potwór znalazłby sobie innego wykonawcę rytuału. Myślę też, że chciałabym dostać więcej slice of life i dowiedzieć się czemu dokładnie Zecora go nie lubiła. Poza tym, że zrobił jej krewniaczce nieślubne dziecko. "Czerwona Wstęga" również nie jest pozbawiona błędów, ale jest ich tu zdecydowanie mniej. Zresztą, znowu mamy do czynienia z naprawdę dobrym opowiadaniem. I również kiedyś czytałam to opowiadanie lub jego fragmenty. Nie pamiętam spotkania Zecory z Glacial, chociażby. Ogółem chciałabym się dowiedzieć więcej o Glacial i w ogóle poznać więcej lore. Czemu demonica jest związana z zebrami, czy ma problem z linią Zecory czy to jakaś sprawa z przeszłości. W ogóle wszystko ładnie łączy się w jedną całość. Cała seria ma formę, w której przeplata się przeszłość, teraźniejszość, notatki i opowieść, etc. I to działa. Jest tajemniczo, ale to jedna całość. Nie pamiętam, czy czytałam to w takiej wersji, czy nie, ale... Jestem naprawdę zainteresowana tym, co się tu dzieje, jako całością. Aż chciałoby się dowiedzieć, co będzie dalej i czy może dla tego świata jakimś cudem ostała się iskierka nadziei? Mamy tu niezły, posępny klimat i całkiem przyjemne, ładne opisy, ciekawą historię. Bardzo podobało mi się to, że Luna wie, co zrobił Light Wright, ale uznaje, że jego egzekucja już niczego nie zmieni, a żywy się przydaje. To, że nadzieja żyjących została zgaszona w taki, a nie inny sposób. Również narada wojenna, w ramach której pojawia się czysty pragmatyzm - musimy zostawić najsłabszych, bo to nasza jedyna nadzieja. Czuć desperację, kiedy trio z naszego kwartetu decyduje się udać na północ (czy to crossover z Twoją inną serią?). Mamy też więcej Applejack i choć nie lubię za bardzo jej wątku, to jest prowadzony naprawdę nieźle. Szczególnie scena z umierającą Granny Smith. Była moc. Light Wright dalej nie powala inteligencją - nie zabił RD jak miał okazję. Ani za pierwszym, ani za drugim razem. Duży błąd, szczególnie jak na doświadczonego łowcę. W ogóle zastanawiam się, co by się stało, gdyby powiedział Zecorze o Glacial zamiast zabijać Esme. Jak potoczyłaby się wtedy cała historia. Z rzeczy, które mi się nie podobało: określanie dorosłych klaczy mianem "klaczek". To trochę jak mówienie "dziewczynki" na dorosłe kobiety. "Czerwona Wstęga" to moim zdaniem póki co najlepsza odsłona serii, zaraz obok "Przepowiedni".
  7. Część z tych fanfików już niewątpliwie czytałam. Chociażby "Krąg", który widnieje jako fik konkursowy w moich notatkach na dysku. Mimo wszystko uznałam, że czas przeczytać i skomciać całość. Widzę, że od czasu tamtego konkursu nic się nie zmieniło. No, prawie - teraz tekst jest już wyjustowany. I zniknęła "koszalina". Błędy jak były, tak są. Zarówno w zapisie dialogowym jak i narracji - mieszanie czasów. Do tego problem z małymi i wielkimi literami. Do tego literówki i poprzekręcane słowa. I nie wiem czemu rozmowa z Vangą po spotkaniu z Pretorią jest kursywą. Sam tekst wydaje się być niedostatecznie rozwinięty, mam wrażenie, że niektóre sceny gnają, a do tego między nimi są pewne przeskoki. Brakuje flow i budowania klimatu. Widzisz, niektóre teksty są jak masełko - gładkie i płynne, podążasz za nimi, niezależnie od tego o czym są i co akurat robią z klimatem. To cecha, którą bardzo cenię i zawsze drażni mnie, gdy jej nie ma. Teksty są jak rzeka - mogą być bystre, szybkie i zdradliwe, a mogą i spokojnie meandrować przez równinę. Ale rzeka jest ciągłością, nawet jeśli na jej drodze pojawi się wodospad. I nawet kiedy robisz przeskoki na linii czasowej czy między POVami, to wciąż są odnogi tej samej rzeki. Do czego zmierzam? Że czasami parę niezgrabnych zdań, brzydkie powtórzenie czy brak paru słów działają jak tama albo inne ludzkie wynalazki, które zaburzają prąd i cały ekosystem. Również bohaterom brakuje większego rozróżnienia - mówią dość podobnie, a dialogi to przecież świetne miejsce by samym stylem wypowiedzi wskazywać czytelnikom kto jest kim. W samym serialu dobrze to widzieć - każda bohaterka z głównej szóstki buduje zdania w inny sposób, korzysta z innego słownictwa, itd. Mimo że ludzie potrafią doskonale się maskować, to osobiście uważam, że w stylu wypowiedzi zawsze przebija przynajmniej cząstka prawdziwego ja. Nie jest to łatwe, jeśli ma wyjść naturalnie (Mane 6 popadają w ostrą przesadę), ale jest to coś na co warto zwrócić uwagę. Lubię samą historię. Zecorę, jej rodzinę, motyw kamienia i księgi. Tu jest naprawdę dużo fajnego lore i fabuły, tylko... To piękna rzeka, na której ktoś postawił przeszkody, przez co nie może swobodnie płynąć. Myślę też, że bez nawiązań do Wielkiej Lechii, "Gwiezdnych Wojen" i "Króla Lwa" byłoby lepiej. Ogółem - spoko opowieść i bohaterowie, ale opakowaniu, które za bardzo nie pozwala się nim nacieszyć. Bo nawet jak pojawiają się ładne fragmenty, to niedługo później coś je psuje. Za najlepsze uznaję rozmowę z Pretorią i ostatni akapit. Oraz moment, w którym Azumi pokazuje ten kamień. To był dobry moment. Reszta komciów, kiedy wrócę z treningu. Cahan, Pasiasty Koń Zagłady
  8. Hmmm... Nie pamiętam tego opowiadania. Może jednak nie przyjęłam go na tamten konkurs? A może przyjęłam, ale zapomniałam. W sumie to możliwe. Forma jest zła, tekst zwyczajnie słaby. I tego, to komedia. Zaginione znaki interpunkcyjne, dziwne, bardzo niezręczne i czasami tak jakby nie po polsku zdania oraz nieprawidłowy zapis dialogowy. Dialogi też wydają się dość nienaturalne. Niektóre wyglądają jak bezpośrednie kalki z angielskiego (Zginęła przez hipotermię niedaleko miasta White Reach). Polak powiedziałby coś w stylu "Zamarzła na śmierć niedaleko White Reach." czy "Umarła z wychłodzenia". Hipotermia to termin medyczny i wątpię by Księżniczka Luna użyła takiego słowa. Ona jest oficjalna, poważna i powinna brzmieć iście królewsko (widać, że próbujesz to osiągnąć), ale nie wydaje mi się by w taki sposób. Zresztą, nawet lekarz powiedziałby, że ktoś "Umarł z powodu hipotermii" czy "Przyczyną zgonu była hipotermia". Takich dziwnych zwrotów i słów było więcej. Czasami i w narracji. Powiem coś kontrowersyjnego: nawet jeśli czasem SJP uzna, że coś jest poprawne, to niekoniecznie jest zgrabne i ładne. No i sam tekst wydaje się być pisany na szybko oraz dość chaotyczny. Cóż, nawet podobał mi się plot twist i zakończenie na końcu. Tylko niestety, ale forma zabiła klimat i całą podbudowę do tego momentu. Kolejny fanfik, któremu przydałoby się zdecydowanie więcej słów i korekta. Ogółem fabuła jest dość absurdalna i przypomina mi czasy, kiedy w szkole podstawowej kazano nam napisać kontynuację "Katarynki". W mojej wersji dziewczynkę operował pijany doktor Juan Miguel, przez co pacjentka nie przeżyła. Jej matka go za to zamordowała, a potem popełniła samobójstwo, żodyn nie przeżył. A czemu o tym wspominam? Bo sama treść tego snu/wizji wydała mi się podobnie absurdalna, ale to niekoniecznie źle, jeśli to faktycznie był sen, a nie wizja. Ba, sądzę, że tak było. Sądzę wręcz, że jeśli do tej poważnej części napchać więcej patosu i majestatu, to efekt końcowy byłby naprawdę przyjemny. No i wydłużyć oraz popracować nad porządkiem.
  9. Przyznaję, że w pierwszej chwili miałam wątpliwości, czy czytałam to opowiadania, bo skoro czytałam, to powinnam napisać do niego komentarz, nie? Otóż, prawdopodobnie oceniałam "Kroniki Diany" w ramach konkursu literackiego do eventu Samhain (który nie miał wiele wspólnego z Samhain, to była nazwa robocza, która się przyjęła, a powstała ze względu na wyznawaną przeze mnie wiarę). Ale cóż, uznałam, że powtórna lektura mi nie zaszkodzi, z ciekawości uznałam, że odszukam notatki z tego konkursu i choć niestety nie mam w nich tytułu fika, to sądząc po tym, że moja opinia o tekście jest taka sama jak wtedy, to chyba mamy do czynienia z tym samym opowiadaniem. Zresztą, konkursy rządzą się swoimi prawami, więc ciekawe jak tekst sobie radzi teraz, kiedy nie pamiętam jakie były limity itd. Z ważnych kwestii: znajdź sobie korektorów i prereaderów. Serio. Oczywiście, na konkursy nie wolno, ale już po nich czy poza nimi? Zapis dialogowy pozostawia wiele do życzenia - problemy z interpunkcją, małymi i dużymi literami, brakiem półpauz. Do tego powtórzenia i trochę błędów innej maści. A i narracyjny misz-masz, o którym wspominał Hoffman. Czasem zdarzają się też niezręczne zdania. Obróbka przez osoby trzecie dużo by tu zmieniła. I powiedziałabym, że większości z Twoich tekstów by się to przydało. Bo są okej, ale dobra szpachla mogłaby mocno podnieść im ocenę. Problematyczny jest też podział na akapity - czasami te bloki są naprawdę niefortunnie zbite. Myślę też, że tekst przydałoby się wydłużyć poza konkursem. Szczególnie to widać w scenie śmierci Luny. Ta umiera, od razu słychać bestię. Ogółem parę zdań i jeden dodatkowy akapit dodałyby tu fajnego klimatu. Ogółem opisy mogłyby być dłuższe i bardziej rozwinięte. Sekcje będące opowieścią - wstęp czy list Light Wrighta wypadają lepiej. Są jakieś takie gładsze, nie mają za dużo, ani za mało słów. Dobre tempo, pozwalające poczuć emocje oraz klimat. W sumie jak patrzę na Twoją twórczość, to w ogóle taka forma wychodzi ci lepiej, naturalniej. Na upartego mogłabym się przyczepić, że ten list brzmi nieco dziwnie - w końcu on opisuje coś, co wydarzyło się niedawno i zwraca się do kogoś, kto raczej o tym wszystkim wie. Przecież Luna dychała jeszcze parę minut nim Three Weed to odczytała. A brzmi to jakby pisał to dla kogoś, kto znajdzie to wiele lat później, ale z drugiej strony... Myślę, że mógł być na tyle zdesperowany i nie wierzył, że wróci, że nie pisał tego tylko dla swojej ukochanej. Pisał to również dla siebie i dla każdej istoty, która to przeczyta. Ponura perspektywa, nie ma co. Samą Dianę jakoś bardziej lubię teraz, kiedy bardziej ogarniam D.E.F.S multiverse i lepiej się orientuję, co to za jedna. Ogółem, zdążyłam się z nią oswoić. I tak, wiem, że jest wprowadzenie na samym początku. Bardzo ładne, zresztą. Po prostu takie dziwne miksy nawet jak są dobre, to zazwyczaj wymagają nieco czasu by je przetrawić i zaakceptować. Nawet te luźne, humorystyczne akcenty są nawet przyjemne. Za to znowu, tak jak w przypadku "Obecności" czasami drażni mnie tempo akcji, które bywa za szybkie. Nie tak jak tam. To jest raczej poziom "szybko na konkurs, a i limit" niż "od 1 do 100 w pół sekundy". Mimo wszystko jest to zauważalne. Najzabawniejsze jest to, że trafiają się sekcje z genialnymi, klimatycznymi opisami. I z dobrym tempem. Dotyczy to części po spotkaniu Diany i Three Weed, wizyty w miasteczku, rozmowy przy grobach oraz spotkania z Pretorią. Zwłaszcza spotkanie z Pretorią wypada zacnie. A także takie smaczki jak to, że Diana miała zamiar z tego świata uciec i więcej tu nie wracać. Niestety, ale zakończenie jest chaotyczne i przerushowane. Porządny prereading i korekta by to pewnie naprawiły, ale cóż, bywa. Jakie są moje odczucia końcowe? Mieszane. Lubię fabułę, historię i postacie. Klimat czasami bardzo lubię, a czasami forma i tempo go zwyczajnie zabijają. Żarty są okej i nie psują całości. I okej, mogę nie lubić zbytnio przyjaźni Three Weed z Beastjack, bo uważam to za nieco zbyt naiwny wątek, ale to raczej rzecz gustu niż obiektywna wada. Podsumowując - myślę, że podtrzymałabym ocenę, którą wystawiłam lata temu na konkursie literackim. To było 5/10. I żeby nie było, po rozwinięciu oraz korekcie pewnie mogłabym spokojnie dać 8/10.
  10. Jeśli można się zakochać w fanfiku, to właśnie to, co stało się ze mną podczas lektury "Ostatniego Argumentu". Dawno niczym się tak nie jarałam. Może to kombinacja tego, że to politicial fantasy z walką i religią. Może kwestia tego ile tu jest lore, światotworzenia i tajemnic do odkrycia. I cholera, z jednej strony chciałabym podyskutować tu o pewnych sekretach, ale z drugiej trochę mi głupio, ze względu na to, że rozmowy z autorem naprowadziły mnie na rożne tropy (a czasami pewne rzeczy wyjaśniły). Nie będę więc zaczynać i poczekam aż zacznie ktoś inny. Postaram się też nie wykorzystywać zdobytej przewagi i nie psuć innym niespodzianek :D. Co jeszcze tu mamy, co jest takie cudowne? Bohaterowie i humor. Wraca Ira Auranti w pełnej krasie i jest jedną z ważniejszych postaci. Do tego intrygująca fabuła i niezły klimat. Aż się ma wrażenie, że było warto czytać wszystkie te podręcznikowe rozdziały KH, tylko po to by więcej wyciągnąć z "Ostatniego Argumentu". A jest grubo, oj jest. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić (a mam), to do stylu. Typowy Verlax, czytałam prolog i rozdział 1 przed korektą i niektórych rzeczy się nie odzobaczy. Ale jestem niemal w 100% pewna, że teraz, po ingerencji Gandzi, jest przynajmniej znośnie. I szczerze? Wolę kiedy forma niedomaga niż kiedy robi to treść. Bo treść może formę zrekompensować, ale w drugą stronę, to już nie działa. I rozpisuję się o tym, ponieważ treść "Ostatniego Argumentu" jest tak dobra, że uznawałabym go za pretendenta do fika roku 2022 nawet jakby Verlax w ogóle tego nie poprawiał. Ba, sądzę, że możliwe, że to będzie jeden z najlepszych fików w ogóle. W Prologu poznajemy Hevrę Auranti, syna Iry, który miał dziwne sny o swoim ojcu i o Chórze Cieni. Dowiadujemy się też jak Hevre postrzega swojego rodzica, który ojcem jest takim raczej 5/10, a księciem 2/10. Ale hej, nie za to go kochamy^^. Poza tym dowiadujemy się o czym mniej więcej będzie "Ostatni Argument" (czyżby?) - mieszkańcy C'tis, jaszczury z dominium Piżmaka, zbuntowali się przeciwko władzy Nieśmiertelnych (cokolwiek dokładnie to znaczy) i Luna zebrała milionową armię całego cywilizowanego świata by spuścić im łomot. W Prologu przybywa pod mury i ich straszy. A i jest tam Kairos. I tajemnicza istota, siedząca w samym mieście. W Rozdziale 1 dowiadujemy się więcej. Mieszkańcom C'tis kończy się czas na ewakuację, który dała im Luna. Wojska Nieśmiertelnych mają ogromne problemy logistyczne (i to jest coś, co bardzo szanuję, bo większość autorów o tym zapomina) oraz... kulturowe. Ira jest Irą i zachowuje się jakby nie szanował nawet Luny oraz wiedział coś więcej. Coś grubego. I planował coś więcej. Czyżby moja teoria o gryfim wybrańcu, który nie jest gryfem? Do tego sporo Cairean, Luny i Muirisa. Oraz jaszczurek. Jeśli chodzi o spiskowców, to zlewali mi się ze sobą i pamiętam tylko, że jeden się wabił Imhotep. Znaczy, ciekawi mnie jakie dokładnie mają asy w rękawie, że uznają, że mają szansę wygrać tę walkę. I w ogóle walczyć z Nieśmiertelnymi. Zważywszy na to, że co ci mogą, kiedy chcą, to musi być to albo głupota, albo coś, co zmienia rozkład kart - jak chociażby własny, nieznany Nieśmiertelny. Albo czyjś aspekt. Ale za to polubiłam szefową hydromantów. Azenteh wydała się naprawdę sympatyczna i osobiście nie wierzę by szkoła wody została zniszczona. Z prostego powodu - hydromanci mogą po prostu przepuścić najeźdźców i tyle. Walka nie jest w ich interesie, dopóki nie zostaną zmuszeni. Rozdział 1 rodzi też pewne implikacje - chociażby Nieśmiertelni i ich emocje. Z jednej strony sugeruje, że Nieśmiertelni ich nie mają, ale z drugiej... Nie sądzę by to była zupełnie prawda. Sądzę, że po prostu odczuwają je inaczej, a Muiris nie może ich czytać z innego powodu. Jest też kwestia konfliktu Luny z Kairosem i stosunku do tego innych Nieśmiertelnych. Co tam się dzieje, dlaczego i czemu C'tis za to zapłaci? Wybaczcie, że tak słabo rozdzieliłam Prolog i Rozdział 1, ale szczerze mówiąc, to zlewają mi się ze sobą. Zazwyczaj tak mam, kiedy nie komentuję czegoś na bieżąco. Pamiętam historię i wydarzenia, ale ciężko mi jest je rozgraniczyć i podzielić na rozdziały. I już tu rodzą się pytania: 1. Po co Lunie ta armia? Przecież mogłaby sprawę rozwiązać sama. Znaczy, jest pewne wyjaśnienie fabularne, ale zastanawiają mnie jego implikacje - oni nie chcą C'tis zupełnie zniszczyć, tylko chcą stłumić rebelię i by wszystko wróciło do normy. Ale... Czy Luna nie może tego zrobić sama? 2. Co będzie z sobekiem Asimem? Gość jest za często wspominany by nic nie robił. 3. Co kryje się w Mrocznej Wieży? 4. Czemu armią dowodzi tylko Luna? Czemu nie Sayoshant albo Luna i ktoś jeszcze? Znaczy, rozumiem, że Czarna Armia jest jej i ona jest taką wypalaczką herezji, ale i tak... To nie jej dominium, a armia jest ze wszystkich dominiów. To daje do myślenia. 5. O co chodzi w konflikcie z Kairosem? 6. Kim jest tajemnicza przeciwniczka? Na pewno zna Lunę z przeszłości. Luna się jej boi. I czegoś jeszcze... Nie jestem też pewna, czy to na starcie z nią trenowała Caireann przez 50 lat. Czy jest coś jeszcze. Ale sądząc po opisach... Myślę, że ktoś z Fomorian przeżył. I że na Lunę czeka Balor (może w KH Balor była kobietą, kto wie). Tylko co by robiła w C'tis? Ale końcówka rozdziału 1 brzmiała jakby Luna zmagała się ze sobą. Czyżby foreshadowing Nightmare Moon? 7. Co i skąd wie Ira? I czy aby na pewno jest narzędziem Kairosa? Tyle pytań, tak mało rozdziałów. Klimat był okej - może "Ostatni Argument" nie ma pięknych opisów, ale ma wystarczające, dobrze czuć poszczególne lokacje i pustynię. Niektórzy bohaterowie wybijali się bardziej, inni mniej, ale nie miałam uczucia niedosytu. Humor i dialogi w punkt. Do tego mamy ciekawe zabiegi literackie - zabawę z formatowaniem, która pasuje. I wprowadza uczucie niepokoju. Coś jest bardzo nie tak, coś śmierdzi i to czuć. Pozostaje czekać jak to wszystko się rozwinie i dokąd nas poprowadzi. Czy koło historii ponownie zostanie wprawione w ruch, a władza Nieśmiertelnych upadnie? Wątpię by to się stało podczas akcji OA, ale sądzę, że to właśnie on może zapoczątkować lawinę. Oddaję głos na EPIC.
  11. Podbijamy stawkę! Kto najwięcej hajsów komentarzami uzbiera, ten otrzyma pół księżniczki i rękę królestwa specjalne nagrody ode mnie i Kredke.
  12. Został tydzień do zakończenia charytatywnego eventu komentarzowego. Więc zajrzyjcie do działu, wejdźcie do Klubu Konesera Polskiego Fanfika i bierzcie udział.

    UWAGA: osoba, która dostarczy swoimi komentarzami najwięcej kasy, dostanie w prezencie coś ekstra ode mnie i Kredke.

  13. "Powrót do Equestrii" to pod wieloma względami to samo po raz drugi. Ale tym razem bez bloku autobiograficznego (w końcu to kontynuacja). Dalej dzieje się coś dziwnego z wielkimi literami (ten problem dotknął całej serii, więc nie będę już o nim więcej wspominać, bo mi się nie chce). Styl jest tu już nieco lepszy - zdania są ładniejsze i mniej poszarpane. Z uwag do formy, to poza używaniem dywizów zamiast półpauzy/pauzy, to zauważyłam, że zapisujesz różne "Twoja", "Ciebie" wielką literą. To dialog, nie email do wykładowcy czy list, więc piszemy to z małej. Zapis dialogowy też ma trochę błędów, ale drobnych i tragedii nie ma. Główna bolączka to konstrukcja, fabuła i tempo akcji. W pierwszym akapicie dowiadujemy się, że kiedyś tam Darth zobaczył w Londynie laskę 10/10. A potem zaczął się z nią spotykać i ona jego, naszego niewinnego kwiatuszka, chciała zdemoralizować, zabrać mu mydło i pozbawić życia w czystości! A tak serio, czułam się mocno niekomfortowo przy scenie zapowiadającej cimcirimci, bo fabuła do tego momentu rozwijała się prędko jak w clopie. Ale to przecież dział ogólny, więc było wiadome, że nie dojdzie do żadnych zbereźności. Takie rzeczy tylko po ślubie i w dziale MLS. Ale nie, ona ukradła mu figurki (i w tym momencie autentycznie skisłam), zniknęła, okazała się być Sunset Shimmer. Więc Darth zadzwonił po Dianę i pojechali do przeszłości do Equestrii na wyprawę życia. Koniec. To wszystko na czterech stronach, podczas których bardzo dziwna akcja pędzi jak Pendolino. Czyli przez większość czasu, bo zdarza się przestój - a to aktualizacja z życia Dartha, a to historia jego związku z Dorotą. Ale znowu nie dostaliśmy tych relacji, tylko streszczenie, a potem scenę kajdankową. I to wszystko donikąd nie prowadzi. Nie wiemy czemu figurka, dokąd pojechał z Dianą (choć domyślam się, że to będzie w innym fiku), ale no, "Powrót do Equestrii" nie broni się jako samodzielne opowiadanie. Ani jako część serii. Jako dodatek też za bardzo się nie broni. Wszystko jest przyrushowane, ciężko więc mieć jakiekolwiek podejście do bohaterów, bo tak naprawdę nie dostali pola do popisu. Zastanawia mnie też, czemu opis Doroty jest taki powierzchowny. Wygląd i że ma trudny charakter. To brzmi jakby była czysto obiektem pożądania, a nie osobą. I jak to czytałam, to uderzyło mnie, że z Dianą w "Obecności" było podobnie. Nie wydaje mi się by to było celowe, tylko wyniknęło raczej z pewnej niezręczności w pisaniu opisów, które są w sumie jedynym, co dostajemy o tych postaciach jako o kobietach. Pewnie dlatego, że po prostu łatwiej opisać wygląd i jakąś jedną cechę charakteru. Ale tak sobie myślę, że plus za to, że wyglądają jak normalne dziewczyny, a nie jakieś potwory z kolorową skórą, włosami i tatuażem z CM na portkach/pośladkach. Ale naprawdę jestem ciekawa co ona chce zrobić z tymi figurkami, jak i dlaczego! To pytanie dołącza do takich klasyków jak "czy Lenin był grzybem", "czemu elektronika nie działa/działa" i "kaj się podział złoty pociąg". Wyszło jakbyś próbował napisać randomową komedyjkę. Tylko zabrakło tu w zasadzie fabuły. Są słabo powiązane ze sobą scenki, niektóre akapity określiłabym wręcz zbędnymi i akcja nigdzie w sumie nie prowadzi. Czy raczej - nie na tyle, by to było zamknięte opowiadanie. I tak jak krótkie formy są raczej dobrym ćwiczeniem, tak wpakowywanie do nich czegoś, co może miałoby ręce i nogi jakby było 10 razy dłuższe już nie. "Chip: Poniedziałek" to moim zdaniem kolejna randomowa komedyjka, która ma parę elementów solidnej randomowej komedyjki i generalnie dałoby się z tego wyrzeźbić niezły i sensowny fanfik. To na co w takim razie cierpi? Ma koszmarną konstrukcję. Najpierw dowiadujemy się, że główny bohater był na targach mechatroniki i po targach nocował u Angeli od świecącego na niebiesko kota (wiem, że to błąd, ale i tak co się pośmieję, to moje) i królików. Nauczona doświadczeniem uznałam, że ta Angela to musi być któraś z księżniczek. Albo jej kot. Koty raczej nie świecą. Tylko no... Angela w ogóle nie wraca. Chyba że jednak była Luną wyżerającą ludziom zawartość lodówki. Jeśli tak, to należałoby te wątki połączyć, jeśli nie, to w ogóle wyciąć Angelę i targi. Szczególnie, że tu nocuje u koleżanki na chacie, tu siedzi u siebie i budzą go nocne odgłosy? Po co, dlaczego? Ale no, tuli Lunę z lodówki, robi jej foty (trochę dziwna reakcja jego i Luny - ja bym zabiła za ruszanie mojego żarcia, ale to ja) (za tulenie też bym zabiła). Budzi się nazajutrz, odkrywa, że to jednak nie był sen. I chciałby opowiedzieć o nim Dairinn (kto to jest?). Ogółem trochę słabo wsadzać postaci, które nic nie wnoszą. To ok, że nasz bohater ma swój świat, znajomych, życie i w ogóle, tylko czemu to nie ma żadnego wpływu na fabułę? Ani nawet na jego kreację za bardzo nie ma. W każdym razie, na oceanie wyrosła sfera, mamy TCB i połączenie z Equestrią. Jeup, taka nieco niepołączona z resztą ta puenta. Ale! Styl jest dużo lepszy niż w poprzednich opowiadaniach z serii, żarty też są całkiem okej i choć trochę to bez sensu, to czytało się nawet przyjemnie. Dobra, ale jak to ewentualnie naprawić? 1A. Wywalić pierwszy akapit 1B. Zamiast pierwszego akapitu zabrać czytelnika na te targi i do tej Angeli, może w dodatku niech dzieje się tam coś dziwnego i niepokojącego, a ten kot serio się świeci, ponieważ to wszystko sen, a Luna zakradła się do niego by przeszpiegować ludzi 2. Ale jak szpieguje, to robi się głodna, więc wyżera żarcie z lodówki 3. Dodać jakąś reakcję podczas nocnego spotkania 4. Karteczka o pierożkach jest zabawna i urocza, ale niezbyt pasuje do fabuły, może niech ona mu to powie? I niech nie będzie żadnych zdjęć, żadnego dowodu poza brakującymi pierożkami. 5. Jakiś dłuższy czas, kiedy koleś zastanawia się, czy mu to się przyśniło, ludzie heheszkują, wszystko wskazuje, że jednak tak. 6. Sfera. Myślę, że tak byłoby lepiej. I nadal mogłoby być raczej komediowe. Choć mogłoby też nie. "ISS Celestia", co tu się zadziało? W końcu coś, co nie wygląda jak randomowa, poskładana z paru nie do końca dopasowanych scen i przyrushowana komedyjka. Styl jest dobry, klimat jest, TCB pełną gębą. Wstęp jest dość posępny i filozoficzny, przypominał mi niektóre fragmenty "Diuny". Narracja? Brzmi naprawdę dostojnie. Ogółem, czuć moc. Są drobne potknięcia, powtórzenia itd., ale ogółem jest wow, szczególnie jak spojrzy się na resztę serii. Niesamowity przeskok jakościowy. Potem mamy zarys historii świata i tego co się stało i jest spoko. Mamy formę opowieści, w której majestatyczny narrator opowiada historię jakby przemawiał do przyszłych pokoleń. I jest super. Choć rozbawiła mnie ta klitka. Ta klitka jest dwa razy większa od mojej klitki ;-;. Byłam uprzedzona, że pojawiam się w tym fanfiku, ale przeżyłam szok, kiedy odkryłam, że to ja jestem majestatyczną narratorką. I trochę skisłam - bo tego, ja nie jestem zbyt majestatyczna. Przez większość czasu. I nie jestem pomocnicą Dolara, ja mam tu przywilej łowiecki! (+ czasami Dolcze mnie karmi) Cahan to też mój nick jeszcze przedfandomowy i używany przeze mnie poza nim. Ja po prostu bardzo nie lubię mojego imienia. No i nie mam w zwyczaju tulić ludzi. Nie lubię kontaktu fizycznego. Btw. ludzkość z tego opowiadania jest zgubiona Ale wchodząc na poważniejsze tory i nie chichrając z lepszej wersji mnie, akcja toczy się dalej, bohaterowie trafiają na statek i lecą w kosmos, by ludzkość miała szanse na przetrwanie. I szczerze? Ta część fanfika jest gorsza, ale wciąż nie jest zła. Na pewno brakuje trochę informacji kim są Zbyszek i Sebastian. Dolar trochę też. Znaczy, wiemy, że Cahan była jego minionem i się znali, ale trochę mało. Ogółem przydałoby się nieco lepiej przedstawić chłopaków, bo są za bardzo w cieniu. W całej tej części brakuje też nieco napięcia i emocji, akcja jest za szybka - szczególnie w części notatki o samym locie i przed lotem. Ale mówię "nieco", bo wciąż jest dobrze. Pojawia się Diana i tu znowu czegoś brakuje - ciszy, emocji, spokoju. Sprzeczności. Lęku i wściekłości. Straty i niedowierzania. Mówiąc dosadnie - uważam, że opisy są tu za skąpe. Samą Dianę może też dałoby się wprowadzić lepiej - weszła i publiczność zamurowało. Diana prowadzi wręcz monolog i nie chodzi o to, że to złe, że wyjaśnia rzeczy i w ogóle. Ale po prostu wszyscy zniknęli. Myślę też, że kwestia innych światów wypadła sztucznie, po prostu zabrakło wyjaśnienia i wprowadzenia. Nawet nie musiałoby być długie. Parę zdań, dzięki którym klimat by zyskał. Dalej poziom znowu rośnie i taki zostaje aż do końca. "ISS Celestia" jest trochę jak takie klasyczne TCB z początków fandomu. Ale dobre klasyczne TCB z tamtych czasów. Jest nostalgiczne, klimatyczne i zwyczajnie dobre. Jestem ciekawa jak dokładnie przebiegał proces ponyfikacji, co się działo w biurach, czemu ludzkość kryje się po krzakach - znaczy, to brzmiało jakby był przymus, ale Cahan uznała, że któraś z księżniczek chciała im dać szansę. A to już brzmiało jakby całe połączenie się działo niezależnie od kuców, a te nawet jakoś na ludzkość nie naciskały w sprawie przemiany w taborety. Po prostu, ciekawi mnie cały proces i to, co było pomiędzy. I lore tego uniwersum. Dobra robota. Jedno z lepszych poważnych (i niepoważnych TCB) jakie miałam przyjemność czytać. Drobne potknięcia w formie nie psują przyjemności z lektury.
  14. To tak, nadrabiam kupkę wstydu, bo jest event i odnalazłam zaginioną motywację. "Obecność" to dziwny fik i niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Ogółem, czytając go czułam się jakbym nagle przedawkowała melisę, ale nie tak trochę, tylko jakbym nagle odczuła całe 2 litry. Sam tekst napisany jest... znośnie. Takich grubszych błędów trochę jest, ale to głównie drobnostki i kwestia braku lub nadmiaru wielkich liter. Tam kaj być powinny, to ich nie było, a tam kaj nie miały prawa się znaleźć, to się pojawiły. Ale tego, zostawiłam komentarze w docsie. Ze stylem jest coś nie tak i to tu jest moja główna uwaga - czasami ciężko ogarnąć, co się dzieje, a sam tekst wydaje się być... poszarpany. Szczególnie na początku to strasznie raziło. Było tam dużo bardzo krótkich i prostych zdań, które czasami wydawały się niedokończone. Strasznie wybijało to z rytmu, niestety. Ale szczerze? Zważywszy na to, że od lat siedzisz w UK, to mnie to nie dziwi. Bo podobne problemy widuję regularnie u ludzi, którzy za często korzystają z języka angielskiego. Choć na ogół tworzą tasiemce, a nie szarpaną wieprzowinę . A sama treść... Bogowie rogaci, co tu się odwaliło, to ja nawet nie... A tak poważnie - na początku wszystko wskazywało na to, że dostaliśmy opowiadanie autobiograficzne, mocno skupione na postaci inspirowanej autorem lub po prostu na nim. I wiecie co? Okej, nie mam z tym problemu, tylko zastanawiałam się - dlaczego? Bo na tym etapie historii nie było to zbyt interesujące, szczególnie, że ta ma raptem pięć stron, a to dość mało i raczej nie wymaga aż takiego przedstawienia głównego bohatera. Znaczy, taki blok ekspozycyjny na ogół średnio sprawdza się nawet w wielorozdziałowcu, ale tam taki zabieg byłby bardziej zrozumiały. Ale self insert nawet okej - nie budził chęci natychmiastowego uduszenia go (a to wielki sukces), nie odwalał smętnych emo żali, ani nie malował się na super herosa, co to nie on... Tylko dalej nie do końca rozumiem czemu dostaliśmy całe jego backstory. Chodziło o plot twist? Szok? A może ten tekst, to miał być [Random]? Bo naprawdę, to, co dostaliśmy to rozwinięcie z 0 do 100 w pół sekundy. I tak w jednej chwili Darth Evill smali cholewki do Diany, niby po cichu, ale już randkują, więc widać, że dobrze mu idzie. Okej, trochę na tym etapie było to moim zdaniem nieco niezręcznie napisane, ale hej, w sumie nie wiem jak to jest, nigdy nie szłam w konkury do żadnej panny. Ale dobra, Diana przejmuje inicjatywę i miałam takie "jesteśmy w dziale ogólnym, nie będzie seksów, ale dokąd to właściwie zmierza?". Idą do niego na chatę i w tym momencie z szafy wychodzi magiczna babcia okazuje się, że Diana ma męża i dziecko. Poczułam się jakbym oglądała meksykańską telenowelę, takie to było nagłe i dziwne. A potem okazało się, że Diana to Pinkie Pie (no przecież, imię w końcu tak jakby znajome). Mamy platoniczne tulenie, zdecydowanie za krótką wymianę zdań między bohaterami i niezbyt satysfakcjonujące zakończenie. Po prostu fanfik jest za krótki. Zdecydowanie za krótki i moim zdaniem lepiej sprawdziłby się jakby był parę razy dłuższy, pokazał nam znajomość Dartha i Diany (zamiast ją streszczać), przedstawił bohaterów w akcji, szczerą rozmowę na koniec wydłużył na parę stron i doprowadził ją dokądś. Bo ja powodu odwiedzin Pinkie w ogóle tu nie kupuję. Pokazała mu, że magia przyjaźni istnieje, lecąc z nim w ślinę i chadzając na randki. Ktoś złośliwy (ale na pewno nie ja, co to, to nie...), powiedziałby, że chyba magię friendzone'u. Ja wiem, że to Pinkie i ona jest nieco bezmyślna, dziwna oraz chaotyczna, ale to było takie... Masz męża i dziecko, nie mogłaś z nim chodzić na kręgle i grać w multi, a nie się całować i randkować? On też jakoś wyjątkowo spokojnie i na luzie do tego podszedł. I to jest mój główny zarzut. Naprawdę nie ogarniam, co tam się wydarzyło. Ani czemu. Ale czy było tak źle? Nie no, główny bohater napisany nawet okej (nie licząc tego jak na luzie podszedł do tego, że jego obiekt westchnień jest kucykiem, mężatką z dzieckiem i go uwiódł by pokazać mu magię przyjaźni). Plus też za dystans do siebie. Opisy nie były też najgorsze, ale styl je nieco zabił. Ogółem to wydłużenie tego tekstu minimum pięć razy, by pewnie rozwiązało wiele problemów. Bo fanfik wygląda jak sklejka różnych elementów i scen. Ale brakuje gładkości i połączenia. No i coś, o czym wielu pisarzy zapomina: nie mów, pokaż. Daj się wykazać postaciom i światu w akcji, zamiast coś bezpośrednio tłumaczyć. Zostaw czasami jakieś drobne i mniej drobne niedopowiedzenia, bo tajemnica jest tym, co jara ludzi. W sumie ciekawi mnie jak wyglądałby remake "Obecności". Reszta fików w następnym odcinku "Cahan masakruje komentuje".
  15. Cahan

    Witajcie

    Forum nic zbytnio nie ożywi, bo czasy świetności fór internetowych minęły dawno temu i ludzie siedzą gdzie indziej. Ale zapewniam, że dział fanfikowy jest nadal w miarę aktywny i żyje. Jako jeden z niewielu. Także zachęcam do zagłębienia się i ożywienia go jeszcze bardziej. Problemem są tylko same tematy (MLPPolska cierpi od jakiegoś czasu na problem techniczny, który uniemożliwia wejście w temat, jeśli w jego nazwie są polskie znaki - obchodzi się to, klikając datę ostatniego komentarza do tego tematu. Przerzucać strony już forum pozwala.) Witamy, tak w ogóle.
  16. Szykuje się GOTY... A nie, czekajcie. Szykuje się kolejna robiona od szablonu, nudna i drewniana gierka dla dzieci, w którą grają tylko te nieszczęśliwe dzieci, których rodzice przestrzegają oznaczeń PEGI. Problemem tych gier jest to, że są robione dla dzieci, a nie dla wszystkich grup wiekowych, w tym dzieci, a to wbrew pozorom duża różnica.
  17. Witajcie! Jak pewnie wiecie, za naszą wschodnią granicą trwa wojna. Szalony dyktator zaatakował Ukrainę, ale dzielny prezydent stawia mu opór. Niewinni ludzie umierają. Inni zostają z niczym. Trzeba im pomóc. Tu wkracza drużyna fanfika - razem z gronem sponsorów zebraliśmy pulę 4550 zł do wykorzystania. A co to ma wspólnego z fanfikami? Widzicie, każdy zgłoszony w Klubie Konesera Polskiego Fanfika komentarz do opowiadania, które znajdziecie na stworzonej przez nas liście, to określona kwota, która wpadnie na konto Polskiej Akcji Humanitarnej na rzecz pomocy dla Ukrainy. https://www.siepomaga.pl/pah-ukraina Lista fanfików: https://docs.google.com/document/d/1LeebazYqkPuSKf3Pr9l5zJ4h9kuJmf9E-CMU4leRbCw/edit# Zrobiliśmy ją, bo forum ma problemy techniczne. Staraliśmy się wybrać dzieła wysokiej jakości, interesujące lub takie, których autorzy są wciąż aktywni, więc nie pogardzą feedbackiem. Regulamin: 1. Event trwa do 27 marca. 2. Pula do wykorzystania wynosi obecnie 4550 zł. Jeśli opłata na Ukrainę za komentarze przekroczy pulę, to sponsorzy nie mają obowiązku do zabawy więcej dopłacać. Jeśli pula nie zostanie osiągnięta, to mogą wpłacić mniej, co potwierdzą dowodem wpłaty tutaj lub u mnie na PW. 3. Komentarze wyceniam i spisuję ja. Należy je zgłaszać, linkując je na eventowym kanale (jeśli bardzo nie lubicie discorda, to w ostateczności możecie tutaj). Na kanale niżej możecie się pytać o poszczególne fiki z listy. Eventem są objęte wszystkie tytuły znajdujące się na liście, ale, ale! Jeśli jakiś fik na liście ma np. link tylko do MLPPolska, a jest też na FGE i tam go skomentujecie, to też się liczy. 4. Cennik: 10 zł za zwykły komentarz do oneshota lub pojedynczego rozdziału wielorozdziałowca 30 zł za komentarz do całego wielorozdziałowca lub serii, jeśli ktoś nie chce komentować rozdziałami +5-10 zł bonus do zdobycia za jakość komentarza (nie dotyczy postów w dyskusji) 5 zł za każdy komentarz w dyskusji pod fanfikiem 5. Komentowanie własnych opowiadań się nie liczy. 6. Komentarz musi wskazywać na to, że ktoś to faktycznie przeczytał. Link do kanału eventowego w KKPF: https://discord.com/channels/265502437585059841/947916671635587112 I zaproszenie na serwer: https://discord.gg/KSVKaWjFjs Sława!
  18. Dziękuję za piękny komentarz Długo zastanawiałam się, co na niego odpisać. Zwłaszcza odnośnie pewnych kwestii. Chociażby Manetenebrasa. I uznałam, że tego nie zrobię, a przynajmniej nie przed ukończeniem całego fanfika. Bo co z tego, że mam tę historię ułożoną w głowie i mogłabym wyłożyć wszystkie karty na stół? Obawiam się, że gdyby wszystko stało się jasne i oczywiste, tekst by na tym stracił (i nie dlatego, że uważam własne lore za słabe czy coś - po prostu nieznane ma swój urok). Jestem ciekawa, co dokładnie pozostawiło uczucie niedosytu? Choć tu też uważam, że lekki niedosyt nie jest zły. Kiedy przez ostatnie lata poznawałam gry z gatunku soulslike doszłam do wniosku, że pewien niedosyt oraz niepewność nadają im uroku. Hordy graczy, którzy chcieliby czegoś jeszcze, kolejnych strzępków informacji i w ogóle więcej. Tylko czy więcej, nie znaczyłoby mimo wszystko mniej? Zawsze uważałam, że traktowanie Night Shadow jako postaci z założenia pozytywnej jest błędem - szczególnie, że od samego początku jej motywy były zwyczajnie samolubne. Podobnie jak całej reszty. Niektórzy popełniają okropne czyny w pełni świadomie, inni z głupoty. Niektórym sprawia to przyjemność, dla reszty to przykra konieczność. Czy liczą się chęci, efekt czy możliwości, to już pozostawiam do oceny czytelnikom. Zresztą, od tego jest system POV, który niedługo powróci w całej swej okazałości (w rozdziale X, IX 2/2 wciąż należy do smarkatego czarnego konia). Możliwe, że wychodzi to, że nie lubię pisać scen walki (za to uwielbiam bitwy) i uważam, że są generalnie nudne, a nie chciałam też pisać czegoś, co może byłoby piękne, dłuższe i bardziej zabawne w kontekście sytuacji, w której nikomu do śmiechu być nie powinno. Dlatego uznałam, że skończę na krótkim i prostackim mordobiciu. Przyznaję, że mój wielki idol Pan Andrzej mnie tu inspirował. Chociaż większość rozdziału IX 1/2 powstała pod zupełnym przymusem podczas mojej pisarskiej blokady. Przy pierwszej scenie, to się nawet nie zastanawiałam, co piszę. Właściwa zabawa, to się tu jeszcze za bardzo nie zaczęła. Choć ostrzegam, że będą to głównie dialogi i dywagacje natury filozoficznej. Bo pomysł na ten rozdział narodził się tak naprawdę dawno temu, kiedy usłyszałam ten kawałek: https://www.youtube.com/watch?v=yWutKKVctn8 (Ogółem polecam odsłuchać sobie pełny soundtrack z "Vigil: The Longest Night". Jest przegenialny i świetny do pisania. Grę również polecam.) Ale w sumie to czasami mam wrażenie, że najlepiej piszę, kiedy robię to zupełnie bezmyślnie i pozwalam się prowadzić łapkom. A potem do tego dorobić całą resztę.
  19. Nowy rozdział Cienia Nocy już jest dostępny!

    Forum działa jak działa, więc daję tu link, przez który wejdziecie do tematu:

     

  20. Nowy rozdział! Czy raczej jego część. Wchodzimy też w część II fanfika. Rozdział IX 1/2 [R]
  21. Zawsze możesz wykupić, obejrzeć wszystko, co masz do obejrzenia i zrezygnować. Najtańszy pakiet kosztuje 29 zł i jest dość kiepski, ale na kucyki powinien starczyć. + przez miesiąc zdążysz obejrzeć wszystko, co cię tam potencjalnie interesuje. A jest tam trochę fajnych filmów i seriali. Ogółem ze wszystkich serwisów tego typu, które są dostępne w Polsce, Netflix jednak wygrywa ofertą i jakością. Szczególnie polecam seriale animowane Netflixa, które są bardzo dobre. Bo te aktorskie nadają się głównie do oglądania dla beki i gry w netflixowe bingo zrobionej na odwal poprawności politycznej. No i jest dużo świetnych filmów, tu oferta jest dynamiczna i się mocno zmienia. Generalnie - zakup na miesiąc wychodzi moim zdaniem całkiem tanio i korzystnie. Odchodzi płacenie za każdy film z osobna czy szukanie po sieci jakiejś nielegalnej wersji kręconej w kinie kalkulatorem i zawierającą tonę wirusów i wyskakujące okienka z nagimi paniami. Serial Netflixa na pewno obczaję, ale ta seria youtubowa wygląda ekstremalnie źle. Wygląda gorzej niż te wszystkie "cal artowe" kreskówki, na które ludzie pomstują, razem wzięte. Wygląda gorzej niż Pony Life. Toporna kreska, prostacko dobrane kolory i jeśli animacja wygląda tak jak na jednym krótkim materiale, to "o borze zielony, o rusałko leśna, stojąca przy drodze do Bytomia". Powiedziałabym, że dawno nie widziałam czegoś jednocześnie tak bez polotu i robionego na odwal, ale "Świnka Peppa" i jej podróby istnieją. I różne youtubowe animacje dla dzieci.
  22. Ale Smolder jest smoczycą i pochodzi z kultury, w której rządzi prawo silniejszego i łomotu, więc to też trochę inaczej. Chyba że wszystkie smoczyce to jakaś ukryta reprezentacja LGBT . U nich po prostu takich rzeczy jak sukienki, makijaż czy poduszki nawet nie było. Więc Smolder wyłamuje się ze swojej tradycyjnej roli społecznej, tak jak np. kobieta, która lubi wbijać w zbroję i tłuc ludzi halabardą. Ogółem o smoczej kulturze chyba najwięcej mówi ich opowieść wigilijna.
  23. Eeee... Co. Bez urazy, ale nie. Póki co nie znamy za dobrze Zipp, a posiadanie tradycyjnie męskich zainteresowań, bycie silną i cool babką nie oznacza wcale takiej drogi. Równie dobrze może się okazać, że Zipp lubi sukienki i biżuterię. I to moim zdaniem byłoby ciekawsze niż bezmyślne powielanie archetypów "niech ta silna chłopczyca będzie tak męska, że pluje na róż i sukienki, a i niech będzie homo, bo lesbijki to babochłopy". Wychowywał się razem z Sunny. IMO ona jest dla niego jak siostra. A czemu został szeryfem - trzeba za coś żyć. No i marzenia z młodości, a dorosłe życie...
  24. I znalazłam się w gronie 3% graczy, którzy ukończyli NG+ w Eldest Souls. Czy było warto? W sumie to nie wiem, ale wielki plus za to, że poza zmianą numerków, to NG+ dodaje nowe ataki. Recenzję Eldest Souls możecie przeczytać w 50 numerze Equestria Times.

  25. Wchodzisz w link do linktree, tam jest taka zakładka "poprzednie numery google drive od 44" i tam będzie.
×
×
  • Utwórz nowe...