Skocz do zawartości

Cahan

Moderator
  • Zawartość

    4021
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    132

Wszystko napisane przez Cahan

  1. Jak złapać dwóch bandytów w barze. Poradnik praktyczny.; Wredna szóstka na dzikim zachodzie; Diamond - o matko i córko, o bogowie rogaci... Dobra, obiecałam, że będę grzeczna. No i już się poznęcałam w Klubie Konesera Polskiego Fanfika . Gdybym napisała, że nie wiem, co tu się zadziało, to bym skłamała. Ja aż za dobrze wiem, co tu się stało, ale ciężko mi uwierzyć, że do tego doszło. Bo widzicie, celem tych konkursów literackich jest napisanie fanfika, który nie tylko spełnia warunki, w tym mieści się w widełkach słów, ale i wie jak te widełki wykorzystać. Diamond tego nie zrobił i na 24 stronach nie tylko nie wykorzystał nawet połowy limitu, ale... UPCHNĄŁ FABUŁĘ NA GRUBĄ KSIĄŻKĘ. Albo i na parę książek, bo poszczególne fragmenty wyglądają jakby przybyły z innych parafii. Autor chciał mieć ciastko i zjeść ciastko. A może mieć eklerki, ale też kisiel? I doprawił to wszystko chłodnikiem, bo czemu nie? Ale zacznijmy od formy, bo tu jest mniej do gadania. Jest po prostu zła. Dziwna składnia, dziwne zdania, czasem dosłownie niezrozumiałe akapity, które czytałam po kilka razy, bo nie trzymały się jakichkolwiek zasad gramatyki. Błędy zapisu dialogowego? Są! Interpunkcja? Jaka interpunkcja? Okej, widziałam dużo gorzej napisane rzeczy, serio. Jest justowanie, są półpauzy, są wcięcia. I inne błędy też mogły być gorsze. Ale to się naprawdę czytało ciężko. Język jest... Jest okropny. Pasowałby, gdyby to wszystko była randomowa komedia, licząca najwyżej dziesięć stron. W innym razie nie dość, że jest dziwny, to wygląda jak coś wyjętego z gimnazjum, zwłaszcza w dialogach. Autor chciał być zabawny. Nie był. Do tego masa powtórzeń i dziwacznych określeń. Rozumiem, że część pochodzi z serii Suna, ale "skrzydlaty osobnik" czy ciągłe "bohater" nie brzmią dobrze. Całość prezentuje się jakby ktoś zmiksował internetową pastę, bardzo randomową komedyjkę, normalne, opowiadanie, powieść przygodową typu Robinson Crusoe, a z każdej tych rzeczy wyciął fragmenty. Potem wyciął połowę akapitów. A jeszcze potem niektóre z tych, które zostały, przepuścił przez google translator. Jakieś pięć razy. I zastanawiałam się jak do tego doszło, że... Część tych kawałków jest okej. Jest lepiej napisana niż pozostałe. Tylko zwyczajnie do nich nie pasuje. I doszłam do wniosku, że prawdopodobniej to, co wyszłoby nawet, nawet było pisane o bardziej ludzkiej porze, trochę przeleżało na dysku i nie powstawało po nocach pod wpływem melisy. Najdziwniejsze jest to, że praca została oddana na długo przed terminem. Czyli był czas, by to przeczytać kilka razy. Dać temu przeleżeć i zrobić to, co zrobić należało. Czyli co? 1. Zdecydować się na jednolity styl i otagować to dobrze nawet i dla siebie. Jakie uczucia w czytelniku ma wzbudzać ta historia? 2. Określić ile jest przestrzeni na przedstawienie historii. Około 60 stron. W sam raz na jeden wątek główny i może ze dwa małe poboczne. Nie więcej. Z tego wszystkiego zostawiłabym początkową i końcową scenę w barze oraz może tę opowieść o tym miasteczku, w którym bandyci porwali tego smarkacza. Tylko napisałabym to porządnie. Ewentualnie iść drogą randomowej komedii, ale taki fanfik nie może być długi. Szybko, konkretnie i z jajem. Bo niektóre żarty byłyby naprawdę dobre, gdyby nie to, że podbudowa i opakowanie były fatalne. 3. Ustylizować to wszystko na opowieść. W ten sposób można łatwo zaoszczędzić na objętości i przedstawić długą opowieść na paru stronach, ale jednocześnie tak, że nie wygląda to dziwnie. 4. Przeczytać to kilka razy i zastanowić się, czy sobie nie zaprzeczasz. 5. Zmienić tytuł na taki, który nie spoileruje zakończenia. Fabuła nie pędzi, ona zaiwania jak Messerschmitt. Zaczyna się niewinnie, jakiś kuc opowiada historię w saloonie. I mówi o jakimś BOHATERZETM, o jego bardzo głupim backstory, które sprawdziłoby się w randomowej komedyjce. Ale niestety, bardzo szybko złudzenia się rozwiewają i odkrywamy, że to chyba tak na serio. BohaterTM zabija jakichś kolesi, którzy chcieli zgwałcić jakąś przypadkową babeczkę. I wtedy przyszli strażnicy, którzy zaoferowali mu łapówę za to, że on... pozwoli im zgwałcić tę kobietę. No i myślę sobie: no straszni debile. Nie mogliby, nie wiem, przejąć sprawy, poczekać aż BohaterTM sobie pójdzie i wtedy ją zgwałcić? Gwałcenie jest bardzo złe, podobnie jak korupcja, ale no... Dlatego źli strażnicy również zostali zabici. I wtedy na BohateraTM rzuciło się pół miasteczka, inni strażnicy, więc uciekł na statek, na który się załadował, tak, że nikt się nie skapnął i myślał, że przez cały rejs żodyn nie zauważy, że ktoś sika i robi kupę w ładowni. Potem jest sztorm i atak piratów. Załogę zabili, ale niestety Flaira odstawili na ląd. Co prawda nago, ale no... Te emocje, te wybuchy, a nie, czekaj, to trwało... DWIE I PÓŁ STRONY. Ale potem znalazł powóz i bezgłowego trupa, którego na szczęście ograbili bardzo niekompetentni bandyci (wszyscy w tym fanfiku tacy są) i nie zauważyli, że koleś ma 100 mln bitów w portfelu i bardzo wypasiony rewolwer oraz ciuchy. A potem trup wyznaczył kolesiowi nową drogę życia oraz mapę regionu. Z zaświatów, no bo skąd? Poszedł zjeść do baru, ale usłyszał strzały, a tam... BANDYCI NA NITROCYKLACH! Pif, paf i półtora zburzonego budynku później, ludzie się cieszą (dobra, to przesada, tam się wszystko dzieje naprawdę szybko), poza jednym gościem, który ma pretensje, że tak jakby Flair rozwalił mu dom. I w pierwszej chwili myślę sobie: no nareszcie. Nikt normalny nie piałby z zachwytu po tym jak bohater rozwalił kawał wiochy, bo gonił jakichś gości z workiem. Ale wtedy... . . . . Z RUIN DOMU GRUBEGO I WREDNEGO SOŁTYSA WYBIEGŁY DZIECI! CAŁE STADA DZIECI. BO TO PEDOFIL I HANDLARZ DZIEĆMI BYŁ. Ale luz, to nawet strony nie zajęło. Rodzice są wdzięczni, że widzą swoje dawno niewidziane pociechy, nikt o niczym nie wie... Ta mieścina ma pięć domów na krzyż, Diamond, pls. To wydarzenie umocniło we Flairze pragnienie zostania szeryfem i wyruszył na zdobycznym nitrocyklu, nie wiedząc od czego te guziczki i co znaczą te cyferki, ale hej, nie zabił się. I znalazł przydupasa. Któremu w kolejnym mieście dał bardzo dużo pieniędzy, więc go porwali. Sam kupił nowy nitrocykl typu "nie stać cię, ale podrzędny mechanik i tak go sprzedaje w ostatniej dziurze takiej jak ta". Dalej cała akcja z bandytami, na których w końcu zrzucił piryt i coś tam postrzelał, później do tego wrócę... A i fanfik się kończy, znowu jesteśmy w barze i okazuje się, że to była przykrywka, bo kiedy narrator gadał, to słuchacze się upijali, a pijani byli łatwiejsi. Do zamknięcia w pace. I to zakończenie byłoby spoko. Fajna klamra fabularna. Szkoda, że tytuł to zaspoilerował. I szkoda, że opowieść urwała się w takim miejscu. Tak trochę z czapy. A teraz pomówmy o bohaterach. Są głupi. Są bardzo głupi. A najgłupszy jest główny bohater, który jest pisany jakby był i tak mądrzejszy i sprytniejszy od wszystkich w okolicy. Ale nie jest, po prostu otaczający go ludzie mają inteligencję godną rozwielitki. No dobrze, przesadziłam. Najwyżej eugleny zielonej. Koleś mówi wszystkim, że jest bogaty, ma hajs przy sobie, stać go, a w sumie ten dzieciak, to jego yeeee... siostrzeniec. A potem jeszcze czekając na wymianę hajsu na jeńca... UCINA SOBIE DRZEMKĘ. Jakby miejscowi bandyci byli choć odrobinę bardziej kompetentni, to by go zabili we śnie, zabrali ten magiczny portfel Hermiony Granger i 100 000 000 bitów (co prawda 200 bitów to bardzo dużo, ale czesne w jakiejś podrzędnej szkole dla szeryfów wynosi te sto milionów ) i tyle by go widzieli. Ale oni gupi byli i pewnie nigdy w życiu na oczy złota nie widzieli. Mój drogi Diamondzie: 1. Szajka mieszka w okolicach miasteczka, koło której była kopalnia pirytu, który ktoś wziął za złoto. Takie wieści szybko się rozchodzą, więc raczej widzieli już wcześniej złoto głupców. 2. Ja wiem, że to Sunowo, ale... Dawno, dawno temu monety miały pokrycie w złocie. I często były złote. I nierzadko je podrabiano. Ale złoto jest dość miękkie, wiec ludzie mieli sposoby na wykrycie podróbek. Także bardzo bym się zdziwiła jakby ta banda dała się tak łatwo nabrać na piryt. Nawet jeśli on przyniósł dobrze oczyszczony urobek, to... Piryt naprawdę nie wygląda jak samorodek złota. 3. Szajka mogłaby się na to nabrać, ale nie mogłaby być miejscowa. A sądząc po ekonomii w tym opowiadaniu, to powinni widzieć mnóstwo złota. Całej biografii Flair Minta nawet nie skomentuję. Jeśli ktoś jest ciekaw, to niech sam to przeczyta. Ale trochę głupio, że koleś, który jest najlepszym strzelcem w fanfiku twierdzi, że sam nauczy się strzelać i łapać bandytów. I potrzebuje szkoły dla szeryfów, by nauczyć się pisać i czytać, bo ze szkoły go wywalili (i wcisnęli kit jego rodziców, że on już wszystko umie). Jak na analfabetę, to zadziwiająco sprawnie liczy kasę. Ci rodzice też mądrzy, że nie zauważyli, że ich syn jest niepiśmienny. Ale zdolny był, dozorcą kopalni został . Daję temu 3/10. 2 za formę, bo widziałam gorsze. 1 za wstęp i zakończenie. Strasznie zmęczyło mnie to opowiadanie. Potraktuj to jako lekcję i wyciągnij z niej wnioski. Pisz dalej, pisz dużo, ale na bogów, myśl przy tym. Okiełznaj swój wewnętrzny chaos, bo to nie pierwszy raz. Jasne, od czasu publikacji tego opowiadania minęło trochę czasu i możliwe, że problem już nie występuje. Ale jakoś w to nie wierzę. Jesteśmy zrodzeni z błędów, jesteśmy ludźmi przez błędy i jesteśmy zniszczeni przez błędy. Strzeż się starych błędów. Na bogów, strzeż się, Diamond. Wiedźmofika już przeczytałam, ale komentarz później. Razem z fanowskim podsumowaniem tego konkursu.
  2. Wiesz co? Wątpię, bym obczaiła inne, nie dlatego, że Ci nie wierzę, tylko po prostu nie lubię anthro, westernu i steampunku. Nawet po lekturze "Dyliżansu" dostrzegam co fani tych fanfików w nich widzą.Ale ufam Ci, że to faktycznie może być słabsza odsłona serii i chyba wiem dlaczego - wspomniałeś, że lepiej działają te o backstory. To to ma sens, to faktycznie powinno lepiej się sprawdzić w takiej formule niż coś, co w praktyce jest komedią, której cały żart spalono na początku, a i dalej nie poprowadzono go najlepiej, za to rozwleczono do naprawdę sporych rozdziałów. Tu po prostu nie ma ciekawych informacji, a to opowiadanie powinna przecież ciągnąć akcja! Ale dobrze, czas skończyć z Sunem, bo przeczytałam resztę jego tekstów konkursowych i mam dobre wieści. Podeszły mi znacznie bardziej niż "Dyliżans", nie powiem, by mnie zachwyciły, ale przekroczyły moje oczekiwania zważywszy na to do czego są to spin offy. I zgrzyty, poza formą, wynikały przede wszystkim z wad materiału źródłowego. Można więc pochwalić autora, że oddał go w miarę wiernie, a jednocześnie dodał coś od siebie i nawet poprawił (szczególnie mówię o Spółkując z wrogiem). Dwa ficzki stalkerowe (Stalker: Equestria Girls: Najemnicy [jakieś tagi] Poszukiwania, Stalker Equestria Girls: Najemnicy [jakieś tagi] Pogoń; autor Sun; spin offy do S.T.A.L.K.E.R.: Equestria Girls - Spełniacz Życzeń) ocenię tak jakby razem, bo są tak naprawdę jednym i tym samym opowiadaniem, tylko podzielonym na dwie części. Jakbym oceniała ten konkurs, to ucięłabym za to punkty, bo samodzielnie są niekompletne. Ale świat jest ten sam, formuła i wady też. Zacznijmy od tego, że nie czytałam fika Grento, ani nie grałam w S.T.A.L.K.E.R.y (tak to się odmienia?), więc na początku czułam się bardzo zagubiona, dzięki czemu odkryłam wiki do tej serii gier i sobie trochę poczytałam, by bardziej jarzyć o czym ja w ogóle czytam. Zaznaczę, że nie będę marudzić i komentować na sam świat Stalkera i logikę tego świata, bo wiem, że to bez sensu, szczególnie w przypadku opowiadania, które jest spin offem do opowiadania, które jest crossoverem z niezbyt mądrą grą. Ale przyznam, że to czasami drażniło. No bo po kiego grzyba oni się pchają do tej zonie i w niej siedzą? Jakim cudem dalej tam znajdują itemki, skoro to wszystko przeczesane (i ten fanfik jest tego świadomy) i czemu jeszcze tych mobków nie wybili? Tylko no, tak jak w przypadku Fallouta, tak i tu widać, że miało być jak w grze, a w grę ma się dobrze grać, a mechaniki być przyjemne. Ale wraz z wiki dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy ... A tak serio, to to, że pewne rzeczy dosłownie wyglądają jakby autor pisał to z odpalonym opisem na wiki na zasadzie "przepiszę podręcznik do mojej prezki na zajęcia". I tę formę ekspozycji było czuć, bo brzmiała sztucznie. Jakieś potwory o dziwnych nazwach, ale bez jakiegoś dobrego subtelnego wprowadzenia czytelnika czym one są, jak wyglądają i w ogóle. No, tego zabrakło. Jasne, wiadomo, że nie chcę serii chamskich opisów każdego potworka na dzień dobry, ale były okazje, by przemycić tę wiedzę w jakiś subtelny sposób, który nie raziłby nawet znawców opowiadania matki i gier. Bo zarówno mamy narratorkę, która może coś wspominać czy o czymś myśleć, jak i młodego, któremu można wyjaśnić jak się sprawy mają. Tylko błagam, nie opisem z wiki. W ogóle z tymi opisami to ciekawa sprawa, bo w wielu aspektach ich brakowało (otoczenie przez większość czasu, potworki, postacie), a w innych były bardzo szczegółowe - budynki, sprawy techniczne, broń... Jeśli chodzi o postacie, to wszystkie były spoko. Ale Wilk to self insert jak nic . Nie przeszkadza mi to jakby co. Całą główną drużynę da się lubić, są spoko. Choć chyba Gwiazdka i Sikorka najbardziej skradły mą sympatię. Nie oceniam tych kanonicznych w kontekście kanoniczności, bo kiedy ostatnio widzieliśmy Lunę, Scoot, Rainbow czy Apple Bloom (trochę skisłam, że zrobiłeś z niej prostytutkę, aż żałuję, że nie pociągnąłeś tego wątku dalej, bo chciałabym posłuchać jak Lun... Gwiazdka ją ochrzania), to było na długo przed wydarzeniami w fiku. O Rumble'u i jego bracie czy jarającej z drzewami nie wspominając. Nie ucieszyło mnie zbytnio spotkanie z Deliktywą, ona jest w fiku matce? Ale ja po prostu mam alergię na tę OCkę. MImo wszystko... w tym Stalkerze była okej. Za to dialogi wypadają już gorzej. Nie są złe, ale czasami wydają się sztuczne. Pełne ekspozycji na siłę, czy paru słów za dużo, które są jakby skierowane do czytelnika, a nie do innych bohaterów. No i Gaduła. Gaduła nie jest zły jako postać per se, ale w dialogach czasami wypada jak taki NPC z drużyny RPG, który jest zaprogramowany, by zawsze musiał walnąć anegdotkę z życia. W każdej sytuacji, co pięć sekund. Tempo akcji oceniam zdecydowanie na plus. Czytało się to naprawdę fajnie, lekko i nie nudziło. A i fabuła mnie wciągnęła. W sumie osobiście rozwinęłabym to o parę scen - rozmowa z Apple Bloom, powrót do Skadowska i dokładne info od kolesia. Za to chyba usunęłabym starcie z pijawami. Początkowo jak nie mogli znaleźć wszystkich, to liczyłam, że one jeszcze wrócą i coś zrobią? Szczególnie, że mają potencjał na bycie naprawdę paskudnymi, wrednymi stworami i dobrą, horrorową sekwencję, a nie 2 minuty nawalanki. W ogóle napięcie i uczucie zagrożenia czasami szwankowały, choć jednocześnie nie było poczucia, że bohaterowie są nieśmiertelni, mimo że leczą się jak w grze komputerowej i tak naprawdę, to dziwne, że jeszcze żyją. Chciałabym też wiedzieć, co z tym lasem, do którego nie wolno wchodzić. Ale może to ma związek z fikiem Grento? Ale mam problem z podziałem. W "Poszukiwaniach" brakuje jakiejś konkluzji. Fanfik po prostu urywa się w dość meh momencie. I nie jest to oneshot, to jest po prostu rozdział wielorozdziałowca. Ot, mają 2 misje główne: znaleźć Celestię i Scootaloo oraz poboczne. Wykonują poboczne, dostają jakieś info i idą dalej, brak większego progresu, brak konkluzji. Oneshot jako samodzielne opowiadanie lub część serii powinien coś przekazać bez wsparcia innych historii. I tego tu nie ma. A potem dostajemy "Pogoń", Rumble chce ksywkę, a jeszcze nie ma i za chwilę ją dostaje, rozmowy, trochę backstory i zakończenie questa Scootaloo. W międzyczasie walki i w sumie niewiele więcej. Naprawdę, fajnie byłoby zobaczyć rozwinięcie. W ogóle myślę, że z tego byłby bardzo spoko wielorozdziałowiec, który z chęcią bym czytała. W każdym razie, zakończenie było akurat takie sobie. Scoot się znalazła, ale nie chce wracać do domu, bo Rainbow Dash to jej siostra, ją wychowują ciotki, które chcą tylko hajs od rodziców młodej, a starzy w tym czasie balują po świecie jako gwiazdy kanałów przyrodniczych. Pada tu bardzo absurdalny dialog o aborcji, ale Gwiazdka odpuszcza i przystaje na plan Wilka z podłożeniem trupa. Misja udana, obiekt nie żyje... Czemu mnie to drażni? 1. Scoot jest bardzo, bardzo młoda i okej, jej rodzice nie należą do zaangażowanych i najbardziej kochających, ale ciotki jednak jako tako o nią dbały i się nie znęcały. I studia czy nawet warsztat motocyklowy brzmią znacznie lepiej niż zona, w której prawdopodobnie dziewczyna nie przeżyje następnego roku. Nie wiem, czy na miejscu Luny uwierzyłabym zbuntowanej nastolatce, zapatrzoną w Rainbow jak w obrazek. Bo mimo wszystko, opis tych ciotek nie brzmiał tak źle. I nie zdziwiłabym się jakby Scoot wróciła do domu, obgadała sprawy z rodziną, poszła na terapię, przejrzała na oczy i doszła do wniosku, że ta zona to jednak głupota była. 2. Pół zony wie, że jest taka jedna i wygląda właśnie tak i nazywa się Scootaloo - choćby i przez poszukiwania Gwiazdki. Na miejscu Szakala bym była wściekła, jakbym odkryła, że dziwnym trafem martwa Scootaloo biega sobie w barwach Wolności. Forma jest jak na Suna kiepska. To nie znaczy, że jest fatalna-fatalna, ale dostrzegłam naprawdę sporo błędów różnej maści. Jakieś znaki, literówki, urwane słowa, dziwne zdania, zła odmiana... Myślę, że jakby autor przeczytał to ze dwa razy, to większość wyłapałby samodzielnie. W każdym razie, "Poszukiwaniom" dałabym 6/10, "Pościgowi" też 6/10. Jakby nie były osobno, tylko razem to 7/10 (gdzie 2 punkty odjęłam za formę). Dobre ficzki, ale niech to dostanie korektę. A morał jest taki: dzieci, nie uciekajcie z domu, bo skończycie jako trupy, anarchiści (którzy będą trupami) lub prostytutki. Spółkując z wrogiem; Kryształowe Oblężenie; Sun - tytuł naprawdę wskazuje na clopa. KO częściowo czytałam, więc tym razem przynajmniej wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Nie znam za to "Kto handluje, ten żyje". A jak to oceniam? Bardzo spoko. Też wydawało mi się nieco niekompletne, jakby w całej tej przygodzie czegoś zabrakło albo była ona rozdziałem wielorozdziałowca. Ale przypominało mi to trochę literaturę o II wojnie światowej. I to bardziej niż KO. Z KO też miało pewne rzeczy, ale bardzo ograniczyło ten poziom braku logiki i oderwania od wszystkiego. Choć kwestia alkoholu mnie rozwaliła i odniosłam wrażenie, że autor też się skapnął, że to NIE MA SENSU. Bo kaj żyli ci Equestrianie, że nie wiedzieli, że sombryjczycy piją na potęgę? Pod kamieniem czy na wojnie i pod okupacją?! Chyba to pierwsze. Ale, postaci są okej, fabuła jest okej, podoba mi się jak jest przeprowadzony cały proces, bohaterowie też spoko. Nie jestem pewna ku czemu służył wątek z grupą Misia, bo chyba niczego nie wniósł do tego konkretnego opowiadania, ale ucieszyła mnie jego śmierć. W każdym razie uważam, że to naprawdę dobry spin off do KO, który jednocześnie nie gubi ducha oryginału, ale też jest od niego zwyczajnie dużo lepszy. Spoko fanfik. Forma lepsza niż w stalkerowych, ale do ideału jej jednak trochę brakuje. Dałabym temu 6/10. Moje opinie odnośnie dwóch ostatnich fanfików pojawią się w swoim czasie (czyli wkrótce).
  3. Ponieważ minął prawie rok, a opowiadania konkursowe nie doczekały się ocen, komentarzy, ani publikacji poza konkursem... Zdecydowałam się je przeczytać i niewiążąco ocenić. Niewiążąco, ponieważ nie sędziuję w tym konkursie, więc wszystko, co tu napiszę potraktujcie jako przemyślenia koleżanki po piórze. Odprawa na skraju nowego jutra; Opowieści Żałobnego Miasta; Mordecz - zacznę od tego, że nie czytałam fika matki, ale po tym tekście zastanawiam się, czy tego nie zrobić, choć moje uczucia są mieszane. Postawmy sprawę jasno: podobało mi się, fabuła i sam świat wydają się interesujące, ale styl autora jest bardzo specyficzny i męczący. Część z zebrzą urzędniczką czytało się świetnie, ale sam wstęp? Dziwny język, przekombinowane zdania i humor, który częściej pudłował niż trafiał. Ale jak już trafiał, to w punkt. Fanfik ma tag [comedy], ale szczerze mówiąc nie był zbyt komediowy. Raczej określiłabym to jako slice of life. Nie wiem czym jest to Żałobne Miasto, poza tym, że najwyraźniej jak się tam trafi, to jest się martwym dla świata i chyba zarządzają nim zebry, których cywilizacja najwyraźniej dawno przewyższyła tę należącą do kucyków. Z jakiegoś powodu ma też chyba jakąś umowę z Equestrią i stanowi swego rodzaju ściek, do którego trafiają polityczni i inni uchodźcy. Przed czym dokładnie? Trudno powiedzieć, ale mam wrażenie, że Kucykoziemia w mordeczwersum jest trochę jak Oceania z Roku 1984. Tylko zamiast partii masz szlachtę i wiarę w Celestię. Aż chciałoby się więcej dowiedzieć o świecie. Sam bohater o mało kucykowym imieniu (podobnie jak inne postaci) w ogóle mnie nie zainteresował. Jest tylko nudnym narzędziem, które zapoznaje czytelnika z otoczeniem. I wydaje mi się, że to dobry fanfik zapoznawczy. Forma jest całkiem okej, choć niektóre zdania nie były zbyt poprawne, a i przyłapałam autora na paru błędach zapisu dialogowego. Jakbym miała ocenić całość, to dałabym "Odprawie na skraju nowego jutra" solidne 7/10. Jest okej, jest napisane całkiem kompetentnie, ale żarty często były nietrafione, a i fabuła szczególnie nie porwała. To po prostu kawałek intrygującego świata, z którym się płynie, ale niekoniecznie coś sprawdzającego się jako samodzielny fanfik. Czy daje radę pod tym względem? Owszem, ale nie jest wybitne. Dyliżans; Wredna szóstka na dzikim zachodzie; Sun - nie przypominam sobie, bym wcześniej czytała cokolwiek z tej serii, bo zarówno anthro jak i dziki zachód zbytnio do mnie nie przemawiają, ale nie wydaje mi się, bym coś zyskała, znając resztę serii. "Dyliżans" ma 51 stron, nie ma za to tagu [comedy] i jedyne co mi się tu nasuwa, to pytanie: DLACZEGO?! Zacznijmy od tego, że cały dowcip jest zaspoilerowany zarówno w opisie opowiadania jak i we wstępie do niego. Wstęp i zakończenie są stylizowane na narratora, który opowiada historię, która zdarzyła się kiedyś na dzikim zachodzie. Problem w tym, że skoro ten narrator powiedział nam to już na pierwszych stronach... to po co cała reszta? Moim zdaniem fanfik byłby lepszy, gdyby te fragmenty wywalić i zmienić opis na mniej spoilerujący, a całą sytuację na mniej oczywistą niż "goście wzięli napad za atrakcję turystyczną". Okej, ale co z resztą? Wydaje mi się, że "Dyliżans" bardziej sprawdziłby się w formie kreskówki, a nie tekstu, bo humor opiera się w dużej mierze na slapsticku. Czytanie jak komuś coś wybucha na twarz jest mniej śmieszne niż oglądanie tego. Bohaterki są zdecydowanie ooc w stosunku do serialowych odpowiedników, ale to jest okej. Odróżniają się od siebie, ale jest jedno ALE. Mam wrażenie, że jest ich zwyczajnie za dużo. Cały początek wydawał się napisany na siłę, by pokazać, że to są Twilight, Rarity, Rainbow, Pinkie, Background Pony i Fluttershy. Tylko to brzmiało strasznie nienaturalnie. Podobnie jak parę innych dialogów, będących ekspozycją. Sama fabuła, która kręci się wokół jednego pomysłu, który nie jest w stanie jej pociągnąć przez 51 stron jest momentami głupia. Jak chociażby to, że bandytki nie wiedzą co zrobić i wydają się być całą sytuacją wręcz przestraszne. Przecież to krwiożercze bandytki, które zabiły bez problemu parę kuców, więc czemu mają problem z zabiciem turystów, zgarnięciem fantów i przejściem nad tym do porządku dziennego? Niby Twilight na końcu mówi coś o wyrzutach sumienia, ale wyglądało to bardziej jakbyś próbował na siłę uzasadnić to, co piszesz. Bardziej by mnie przekonało jakby postanowiły zrobić to dla zabawy oraz sławy i tyle. Brakowało mi też trochę opisów i klimatów. Nie miałam poczucia, że to western, miałam wrażenie, że tam nie ma żadnej prerii, tylko jakaś pustynia, po której Gucio i Cezar chodzą przez 5 odcinków. Są bohaterowie, jest powóz i poza tym nie ma nic. Forma jest nienajgorsza, ale jest sporo literówek, urwanych słów, zdań, porzuconych słów itd. Daję temu 5/10. Byłoby więcej jakby tekst bardziej wiedział czym chce być. Bo to nie jest tak, że sam pomysł był zły. Po prostu tempa i sposób jego realizacji nie wyszedł. "Dyliżans" to przykład bardzo przeciągniętego żartu, który został spalony już na starcie. Może i nie ma tagu [comedy], ale ewidentnie próbował komedią być. I to się mogło udać, ale w zmienionej, okrojonej formie. Ciąg dalszy nastąpi^^
  4. Rozdział XII był świetny. Poruszył nowy wątek, wprowadził żonę Bronze Fista, zebrę Nahilę, pojawiły się też najmłodsze alikorny w Irydusze, ale te w sumie nic tu nie zrobiły. Ale przede wszystkim lubię ten rozdział jako intrygę, z jednej strony zamkniętą, a z drugiej połączoną ze wszystkim. To jest po prostu tak zgrabnie skomponowane. Począwszy od tego, że Nahila rozmawiała wcześniej z Grace i wygadała się Anemone o byczku, co dało czas tej drugiej, by skapnąć się, co jest na rzeczy. Jej plan mógłby nie wypalić, gdyby krowa spotkała się z nią jako pierwsza. No i cała umowa z Forlorn. W sumie z tego wszystkiego, to rozmowa Morrowinda i Forlon była najciekawsza. Trudno powiedzieć, co z tego kazała jej powiedzieć Anemone, ale wydaje mi się, że większość. Jasne, Forlorn sporo zaimprowizowała i przynajmniej jej emocje były szczere, ale nie można traktować każdej jej wypowiedzi jako prawdy. 1. Anemone w zasadzie nie oszukała Selene. 2. To nie Anemone schrzaniła obietnicę daną Forlorn Hope, o czym ta druga doskonale wie. 3. Mimo wszystko wątpię, by Anemone sobie radośnie pobiła Forlorn AŻ TAK. Chyba że zaatakowana. Forlorn jest niestabilna psychicznie, ale nie głupia czy naiwna, więc musi sobie zdawać sprawę przynajmniej z punktu 2. Jej reakcja na rewelacje o ślubie też wydawała się szczera. Zbyt prawdziwa, jak na kogoś, kto wierzył szczerze, że to serio robota Anemone. Szczególnie, że raczej wiedziała, że ta stoi za drzwiami i słucha. I okej, od początku wydawało mi się jasne, że tego nie zrobili grogaryci. Grogarytom byłoby cholernie ciężko dostać się do pałacu, choćby dlatego, że nie są kucykami, więc nie daliby rady się tam dostać. Nie w ówczesnej stolicy. Zastanawiające jest jednak to, że Forlorn podejrzewała, że to mogli być oni. Gdzie ona wtedy była? Czy nie powinna być zaproszona na miejscu? I jeśli to pytanie pochodziło od Anemone... Wiemy, że ta nie wierzyła w grogarytów, ale raczej też nie widziała KTO. Czemu miałaby pytać, jeśli to ona? I w takim razie, kto? Cóż, kandydatów jest dwóch. Helios i Silver Horn. Helios mógłby chcieć się po prostu pozbyć swojej despotycznej i rąbniętej matki, bo ewidentnie miał już dość jej rządów. Rodzice Selene, Forlorn, Emeralda i bliźniaków mogli zginąć przez przypadek. Albo by coś ukryć. Lub wprost przeciwnie, zasiać podejrzenia. Bo mimo wszystko, wątpię, by to był Helios. Są dużo lepsze sposoby na zabicie własnej matki niż zamach. Pewniejsze. W takim razie kto? I tu odpowiedź nasuwa się sama, a rozdział XIII zdaje się ją potwierdzać. Silver Horn. Już wcześniej wiedzieliśmy, że coś knuje, nie jest wcale taki lojalny wobec Heliosa i jest kimś ważnym w innej frakcji. Czy jest jej szefem? Być może. Na potrzeby tego posta tak załóżmy. Śmiertelnym kucykom jest raczej ciężko tak po prostu sprzątnąć alikorna, ale innym alikornom... Dla kogoś takiego najbardziej opłaca się nie tylko zabić parę sztuk, ale sprawić, że pozostałe wybiją się nawzajem. I Crescent, i Anemone nie były przekonane do oficjalnej wersji z grogarytami. Stawiam, że sprawców nigdy nie złapano, były to kucyki, które wzięły broń zdobytą na grogarytach. No bo czemu Oblivion miałby o tym kłamać? Przecież wcześniej się przyznali. Nic na tym nie zyskiwał. Szczególnie, że Skyrim nie był zbyt bystrym bykiem. Nie dowiedział się, że Anemone nie kupi tak po prostu krokodyli, a krokodyle nie prowadzą szczególnie osiadłego trybu życia, by nagle polować tylko w jednym miejscu na całej rzece. No i cały jego plan, by walnął jakby Anemone wróciła z Bronze Fistem, a ani on, ani Grace nie mogli wiedzieć, że nie wróci. No i czemu alikornia władczyni miałaby osobiście eskortować poddaną? Ale łapię, Elsweyr był zdesperowany. No i podejrzewam, że w rzeczywistości mógł zastawić więcej pułapek na Anemone niż goście pod domem. Możliwe, że całe Polemistopolis (czy jak mu tam) to przynęta. Tego dowiemy się w kolejnych odcinkach... Swoją drogą - Nahila wydaje się być wyjątkowo niewinną i sympatyczną postacią. I kimś, kto ma pewność siebie zmiażdżoną przez toksyczną rodzinę i otoczenie. Ale nie jest przy tym durna i wkurzająca. Rozdział XIII kontynuuje wątki z Irydusze i rozwija postacie bliźniąt. I powiem tak - Peaceful to taka lepsza wersja Selene, a Dusty Storm to lepszy Emerald Heart. Jakie te smarkacze wydają się ogarnięte na tle starszego rodzeństwa. Robią co do nich należy, wiedzą, kiedy jest, a kiedy nie jest czas na kłótnie i na zadawanie pytań. Ale nie to jest ważne. Istotna jest rozmowa Anemone z Crescent Dawn, a następnie Selene. I Silver Horn. Zacznijmy od tego, że nie do końca pojmuję, co próbuje uzyskać Crescent Dawn. Jej gra jest... dziwna. Już samo odniesienie do dwóch poprzednich rozmów z matką... Okej, łapię, Anemone jest trudną osobą do dzielenia życia. Ale trudno ją obwiniać o to jak potoczyły się sprawy ożenku Heliosa. To, że nie dostał Selene, okej, to jej wina. Ale Forlorn? Crescent, przecież ty sama starałaś się, by jej nie dostał. I co miała zrobić Anemone jako naczelniczka rodu po akcji, którą wywinęła Winter Guilt? Udawać, że nic się nie stało? Powiedzieć "w sumie to oszukaliście, więc za karę damy wam gorszą klacz, nara"? Pozostawiła króla i królową z problemami? A to nie wina ich księżniczki? To raczej chyba przemawia przez nią gorycz, że nie została od razu zaangażowana w grogarycki problem w Irydusze. I że dla naczelniczki rodu jest "zbędna". Ogółem, popieram tu Anemone, że Crescent po prostu robi sceny, bo jej ucierpiała duma. Po prostu sytuacja wymaga szybkiej reakcji, a Forlorn była lepsza do zadania. Crescent chce większej władzy i sprawczości. Dla samej władzy czy ma inny cel? Trudno powiedzieć, mimo wszystko, postawiła matkę w wyjątkowo trudnej sytuacji. Problem w tym, że Selene jako zastępstwo, nawet tymczasowe, jest niebezpieczna. Jakbym była Heliosem potraktowałabym to jako zielone światło do skrytobójstwa Anemone. Nie dlatego, że coś odwali, ale jeśli Anemone zginie, to mają przewalone. Selene jest zwyczajnie niekompetentna. Czy nie ma ryzyka, że po śmierci naczelniczki, pierwsze co zrobi, to poleci się hajtnąć z Helioskiem i zaorze cały ród? I jak poradzi sobie w razie W z problemami natury militarnej. Selene to administratorka i to ponoć niezła. Jest na tyle miła i uprzejma, by nie wywołać skandalu dyplomatycznego, ale czy umie poradzić sobie z wrogami? Zarówno z lwami jak i lisami? Nie sądzę. To ktoś, komu powierzyłabym sprawy finansowe, budowlane i kontrolę nad służbą w majątku, ale nic więcej. Rzecz w tym, że alternatywy nie są wiele lepsze. Oczywiście, Anemone widzi w tej roli bliźniaki i z tego co dostaliśmy... Wydają się najlepsze, szczególnie jako duet. Emerald jest żołnierzem, może i dowódcą, ale przy tym jest bystry jak woda w klozecie. Już Forlorn mogłaby być lepsza, gdyby nie wybuchowość i zbytnia otwartość w wyrażaniu emocji i myśli. Ciekawe jest natomiast to, że Anemone nie skreśla starszej trójki, tylko uważa, że potrzebują czasu. No i rozmowa z Selene... Stan w jakim znajduje się Selene chyba najlepiej pokazuje dlaczego nie nadaje się do tej roli. Płacze za ukochanym, którego nie widziała na oczy od kilkunastu lat. Który się nawet nie pokazał jak przyjechała. Proszę, ona jest dorosłą klaczą i zgaduję, że jest po trzydziestce, a zachowuje się jak nastolatka. Ale rzecz w tym, iż władza jest brudna. Władza sprawia, że musisz robić paskudne rzeczy, bo to jest jedyny wybór. A wstrzymanie się od tego wyboru jest jeszcze gorsze.I albo przyjmujesz ten brud z konieczności i z obrzydzeniem, albo zaczynasz to lubić. Tymczasem nasza niedoszła panna młoda... Nie wydaje mi się, by należała do któregokolwiek z tych typów. Ale mimo wszystko, w tym rozdziale nabrałam do niej choć trochę szacunku. Tym, że się postawiła i dała swoje warunki. I nie są one wcale takie głupie. Selene ma też dość rozsądku, że wie, że nie jest idealna do tej roli. No i kwestia przyjęcia Winter do Irydusze... To dobra myśl. Po pierwsze, Helios nie ma innego nadającego się dziedzica, więc mieliby zakładniczkę. Ta gościna mogłaby też pomóc nawiązać przyjazne stosunki ze stolicą. A i Winter, nie widząc konkurencji do tronu w alikornach z Irydusze faktycznie mogłaby być wdzięczna. Czy dowie się o ich słabościach? Też. Ale jest też szansa, że jako królowa przystałaby na prośby płynące z Irydusze, chociażby odnośnie mieszania się krwi czy na stosunek do nie-kuców. Bardziej bałabym się o to, że coś jej się stanie. I jak zareaguje Forlorn. No i Silver Horn, zdradzający Anemone plany Heliosa. Pytanie, czy na jego życzenie. Ale mą uwagę zwróciło to jak Anemone określiła go wcześniej w rozmowie z Crescent. Czy ona też go podejrzewa jako dwulicową żmiję? A jeśli tak, to czy wie jak bardzo... Ze spraw fabularnych to na razie chyba wszystko. Jeśli chodzi o formę... Rozdział XIII wygląda jakby nie miał korekty, serio coś tam poszło nie tak. W obu rozdziałach niektóre opisy są dziwne i niezgrabne, często drażniące.
  5. To ten no... Wypada w końcu ruszyć obrośnięty tłuszczem i leniwy zad, by skomciać tego fika, którego przeczytałam po raz kolejny. Encounter jest o Rarity, ale nie o serialowej Rarity, tylko o naszej Rarity, która robi mi korekty . I cóż, Rar z tego uniwersum w ogóle nie przypomina tej prawdziwej, co zapewnia opowiadaniu niezamierzony efekt komediowy dla wszystkich znajomych Tej, Która Włada Półpauzą. Pojawia się też Rarity z Mane 6, żeby było jeszcze więcej Rarity, a ten komentarz stał się dziwniejszy . No dobra, ale jak to opowiadanie radzi sobie jako osobny twór i fanfik powiązany z "Avatarem", a nie laurka dla ludzi z polskiego fandomu? Jest okej. Myślę, że bardziej lubię je jako część serii niż jako samodzielne TCB. Bo jest dziwne, nie powiem, że nie, ale jednak rozwija świat, w którym jest osadzone. Pokazuje poniekąd początki zderzenia Ziemi z Equestrią, co się wtedy działo i że Darth nie był w tym wszystkim odosobniony. Dalej brakuje nam wielu odpowiedzi, ale to dobrze, bo to nie jest na to miejsce i czas. Mimo wszystko, w "Obecności" "Encounter" chyba najbardziej wiąże się z "Avatarem" i nadaje serii więcej powiązań oraz jakiś kierunek, w pewien sposób łącząc pozostałe opowiadania ze sobą. Ciekawi mnie też, co takiego Luna powiedziała Frezji po equestriańsku. Jest w tym jakaś tajemnica, która sprawia, że wszystko wydaje się ciekawsze. Bo wygląda na to, że kuce kryją przed ludźmi wiele sekretów. W ogóle trudno powiedzieć nawet jaka jest dokładnie rola avatarów, przecież ludzka Rarity (która pewnie jest avatarką tej drugiej Rarity ) nie miała o tym pojęcia i chyba nic nie robiła... I patrząc na stan świata z "ISS Celestia" czy nawet "Avatara" coś tu mocno nie gra. Zastanawiające jest też to jak kuce zniszczyły Karolinie jej poprzednią karierę i czemu Luna jej się ukazała. Czy to był sen, skoro tej samej nocy została dostrzeżona przez wszystkich avatarów? Tekst jest dość lekki i zabawny, ma trochę zbędnych scen, których cel jest chyba czysto komediowy, ale mi to nie przeszkadzało, bo fik ma odpowiednią długość. Jest okej, polecam szczególnie fanom Rarity .
  6. Cahan

    Najgorszy serial HBO

    Okej, co prawda tego nie oglądałam, ale czas wyjaśnić sobie parę rzeczy. 1. "Velma" nie jest nową wersją "Scooby Doo". Tak samo jak jakiś horror z Kubusiem Puchatkiem nie jest nową wersją "Kubusia Puchatka", tylko produktem dla dorosłych, żerujących na nostalgii i specjalnie wywracającym do góry nogami oryginalny produkt. Wiecie, ma być dorosły i szokować. 2. "Velma" nie jest też żadnym efektem poprawności politycznej, to po prostu chamski skok na kasę. W najgorszym razie ludzie będą to oglądać z ciekawości i nienawiści, nabijając oglądalność, twórcy zarobią i będą szczęśliwi... I to im się udało. Bo serio, pies z kulawą nogą, by się tym tworem w ogóle zainteresował jakby była to kolejna kreskówka "Scooby Doo" dla dzieci i bohaterowie wyglądaliby tak jak zawsze. 3. Z tego co niektórzy mówią, wynika, że "Velma" jako samodzielny produkt jest na poziomie innych kiepskich seriali animowanych dla dorosłych typu "Paradise PD" - chamskie, obleśne żarty o kupie, seksie, rzyganiu, itd. Tylko tym razem nie śmieją się z Murzyna, Azjaty czy macania lasek po tyłku, tylko między innymi białego faceta o słabo rozwiniętych gonadach. Jedno i drugie jest moim zdaniem żenujące i nieśmieszne. A jeśli ktoś uważa, że pierwsze jest ok, a drugie to złe lewactwo, woke i wszystko co najgorsze... to uważam, iż jest zwyczajnym hipokrytą. 4. Mały pro tip: jeśli nie chcecie, by powstawały takie bazujące na kontrowersji raczki... nie oglądajcie ich, nie dawajcie im atencji w social mediach. Jak ludzie nie będą o nich gadać i ich oglądać, to ich nie będzie.
  7. Disney to nie osoba, to wielkie korpo, którym zarządza ileś osób. To typowe hamerykańskie korpo, które próbuje złapać kilka srok za ogon, ale jednocześnie się żadnej nie narazić. I tak masz inkluzywne "Star Warsy" czy czarną Arielkę, a zaraz obok wycina się czarnoskórą postać z plakatów SW na rynku chińskim, bo w Chinach jednak nie przepadają za czarnymi, a pieniądze muszą się zgadzać. Tak samo jak nie przeszkadza im lizanie zadka Kubusiowi Xi Jinpingowi i kręcić nową "Mulan" (typowo pod rynek chiński) tuż koło OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH i możliwe, że korzystając z ich pracy. "The Owl House" uwalono, bo było zbyt odważne, ale teraz Disney zaczyna się rozmyślać, bo okazało się, że marka jest darzona powszechnym uwielbieniem. Przypominam, że jak Disney wprowadza gdzieś postaci LGBT, to często cenzuruje to w dubbingach czy uwala marketing takich filmów, szczególnie tam, gdzie nie przysporzy mu to popularności. Disney od dawna boi się nowych, ambitniejszych projektów. Wszystko musi być sprawdzone, bezpieczne, a najlepiej nową wersją jakiejś klasyki. Bo ciężko jednocześnie zarabiać na amerykańskich konserwach, środowiskach LGBT, Chinach i Afroamerykaninach. Choćby dlatego, że te grupy niekoniecznie się lubią i wyznają bardzo sprzeczne wartości.
  8. Te aktorskie wersje to chamski skok na kasę, lecz przy okazaji one potrafią się mocno różnić fabularnie. Nikt nie odbiera starych wersji. A jest czarna, bo wtedy o filmie będzie głośniej, lepiej się sprzeda i czarna społeczność ruszy do kina. Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Rowling ma sporo wrogów po lewej stronie mocy, ale jednak wciąż Harry Potter jest silną marką. Ale nikt jej szczególnie nie musi cenzurować. Ludzie się z nią nie zgadzają i się od niej odcinają. Taka dola celebryty, że niektórzy cię nie lubią. Tylko te klasyki, które zawierają kontrowersyjne treści, a niektóre są... mocno kontrowersyjne, inne na wyrost. Dziecko jak najbardziej może je obejrzeć, wystarczy, że włączy mu je rodzic. A komunikat trwa jakieś 5 sekund. I Disney ma w rzyci czyjeś uczucia, Disney chce tylko czyjąś kasę. A to dobry sposób, by mieć ciastko i zjeść ciastko - BLM się nie przyczepią, Chińczycy się nie przyczepią, a kasa za stare filmy dalej leci. Ale jednak mamy XXI wiek, czasy się zmieniły i jakoś czarnoskórzy czy Azjaci nie są zadowoleni z tego, że robi się z nich śmiesznych półidiotów i niewolników. Tak jak widziałam Polaków, którym nie podoba się, że wspomniana przez Ciebie Rowling w swojej książce (kryminał pisany pod innym pseudnimem) dała postać Polki o imieniu LECHSINKA, która jest sprzątaczką, słabo mówi po angielsku i ma SLAVIC EYES (cokolwiek to znaczy, ale z opisu brzmiała raczej jak biała, blondwłosa i niebieskooka Chinka czy Mongołka niż Polka). Także no, czy to takie dziwne, że różne kultury nie lubią jak przedstawia się je w stereotypowy czy wręcz nieprawdziwy sposób? Mimo wszystko, Moana i Rya przeszły, a odpowiednio nie spodobały się ludom Polinezji i mieszkańcom południowowschodniej Azji. A weź pod uwagę, że jako Polak, który jeszcze pewnie ogląda te animacje w polskiej wersji językowej możesz nie łapać wielu rzeczy. I tego jak wielkie kulturowe faux pas pojawiały się w licznych filmach Disneya.
  9. A może to jest tak, że Ty ich nie rozumiesz i masz jakiś wyimaginowany problem? To tak jakby modne się zrobiły nagle bułki grahamki, ale Ty, który nie lubisz bułek grahamek jako jedyny widziałbyś, że świat zszedł na psy, a nędzni ignoranci kupują grahamki zamiast kajzerek. Bo tego, też oglądam The Owl House i podobnie jak kolega wyżej, nie dostrzegłam tam żadnych seksów, sama niewinna, romantyczna relacja dwóch nastolatek. I też jedna queer romantyczna relacja dwóch dorosłych osób. Przerażające, dwa całusy, rumieńce i trzymanie się za łapki^^ Jeśli jest tak jak mówisz i zebrałbyś za to warna, to serio zastanów się, czy to z Twoim światopoglądem nie jest coś nie tak. I czy nie jest np. niezgodny z nauką lub przepełniony nienawiścią. A wiesz co robią twórcy? TO CO SIĘ SPRZEDAJE. Czasem też przenoszą do twórczości swoje fantazje i doświadczenia.
  10. Ile współczesnych kreskówek amerykańskich w ogóle widziałeś? Bo ja sporo. 1. Bardzo słaby styl graficzny - to kwestia gustu. Często upraszcza się niektóre rzeczy, by płynność animacji była lepsza, szczególnie, to już nie są czasy, kiedy robiło się ostry recykling scen, postaci, itd. Do tego dochodzi kwestia nostalgii. Ale nie powiedziałabym, by chociaż by "The Owl House", "Hilda", "Cuphead Show", "Arcane", "Castlevania" czy "Dragon Prince" miałyby się tu czego wstydzić. 2. Eeee... Nie? Zależy oczywiście od tego dla jakiej grupy wiekowej jest dana kreskówka, ale to zawsze tak było, że bajeczki dla najmłodszych nierzadko trwały 5-10 minut. 3. Nie wszystko musi mieć morał. Jako pokolenie lat 90 powiedziałabym, że większość kreskówek jakie oglądałam w dzieciństwie nie miała żadnych morałów. A i chciwość w umiarkowanym zakresie niekoniecznie jest zła. Powiedziałabym, że współczesne kreskówki często mają dojrzalsze podejście do poważnych i realnych problemów. 4. ...jakie kreskówki Ty oglądasz? I jakie kreskówki oglądałeś kiedyś? Bo w ciągu ostatniej dekady pojawiły się seriale animowane o najlepszych, najbardziej złożonych fabułach, ciągnących się przez parę sezonów. Jasne, wtopy też są, ale kiedyś wcale nie było inaczej. 5. Część z tych dzieci jest lesbijkami i gejami, choć niekoniecznie jeszcze o tym wie. Część ma rodziców, wujków, ciotki czy zna ludzi, którzy nimi są. Co jest nieodpowiedniego dla dzieci w czymś takim? Przecież te seriale nie pokazują, że "BO WIECIE, SEGZ". O nie, tacy ludzie istnieją, nikomu nie szkodzą, weźmy udawajmy, że nie, bo dzieci to takie głupie są, na pewno nie zrozumieją 6. Przykłady. Jedyne usuwanie jakie widziałam, to "Infinity Train", które zostało usunięte na życzenie autora, a nie z powodu cancel culture. Na takim Disney+ masz te różne "problematyczne" stare produkcje, tylko na początku wyświetla się komunikat, że zawierają treści takie a takie, więc nic strasznego. 7. Czasami przyczyna jest taka, że oryginał był po prostu beznadziejną reklamą zabawek, w której wszystkie postacie były odlane z jednej formy jak w przypadku "She Ry". I tu nowa wersja jest zupełnie różna od starej, ale przy okazji jest znacznie, znacznie lepsza. Jeśli myślisz o "Velmie", to brawo, odkryłeś tani skok na kasę, który leci na kontrowersji i na tym, że laska od scenariusza i głównej roli napisała self insert fanfika. Ale takie zmiany designów postaci, ich ras itd. też są stare jak przemysł filmowy. Widać to nawet w przypadku naszych drogich klaczy z Mane6. 8. JAKIE SERIALE TY OGLĄDASZ? Bo ja oglądałam takie, w których były i niesamowite akcje, i genialne sceny walk. Trupy, mrok i wszystko. 9. To naprawdę brzmi jakbyś obejrzał "Velmę" i oceniał cały przemysł filmowy na podstawie jednego gniota, zupełnie ignorując całą resztę. 10. Nie da się rozbawić wszystkich. Może po prostu oglądasz złe seriale?
  11. Hej, pierożki! Jeśli zastanawiacie się, co z tym konkursem, to długo zwlekałam z odpowiedzią, a to z różnych przyczyn. Po pierwsze forum nie domagało przez ostatnie miesiące, ale przede wszystkim wydarzyło się coś, co w zasadzie uwaliło konkurs. Jego organizator, czyli discordowy serwer Krakozja, po prostu przestał istnieć ze względu na konflikty wewnątrz ekipy. Przez ten czas próbowałam ustalić, co dalej (i z kim), ale sytuacja się zmieniała i nie byłam w stanie dać Wam ostatecznej odpowiedzi. Teraz sądzę, że mogę ją dać, bo wiem, że są ludzie, którzy zaczęli pisać i nie jest fair zostawianie ich bez wyjaśnień. Nie jest też do końca fair, to co się teraz z tym konkursem stanie. A stanie się to, że go przejmę, jako konkurs organizowany przez dział opowiadań forum MLPPolska i samodzielnie ocenię wszystkie prace oraz je nagrodzę, tylko że nagrody będą inne. Nie zmieni się temat, ale nieco zmienią się zasady. Potraktujcie to jako świeży start, a poniżej zapraszam do zapoznania się z nowym regulaminem konkursu. 1. Temat konkursu brzmi "Magia i Para". Interpretacja tematu jest dowolna, ale prace muszą być związane z naszymi drogimi kucykami. 2. Opowiadania konkursowe należy zamieszczać w tym temacie w formie linka do google docs (ustawione jako "tylko wyświetlanie") do dnia 01.04.2023, do godziny 23:59. 3. Prace muszą mieć długość 1000-6000 słów. Akceptowane są czcionki Times New Roman i Arial, rozmiar 11. 4. Teksty muszą być napisane samodzielnie, bez pomocy osób trzecich. Prereading i korekta są zakazane, podobnie jak wprowadzanie jakichkolwiek zmian po wysłaniu pracy a przed uzyskaniem wyników konkursu. 5. Zakazane są fanfiki podpadające pod gore, grimdark i clop. Nie przyjmuję również anthro i humanizacji. 6. Prace łamiące regulamin podlegają dyskwalifikacji, ale wciąż mogą zostać przeczytane i ocenione, po prostu poza rankingiem. 7. Trzy najlepsze prace otrzymają nagrody. I miejsce - obrazek kredkami lub ołówkiem z prostym tłem, do 2 postaci, portret lub fullbody i możliwość wskazania mi do przeczytania oraz skomentowania jednego wybranego opowiadania (zastrzegam sobie możliwość odmowy, jeśli tekst zawiera treści +18) II miejsce - obrazek kredkami lub ołówkiem bez tła (1 postać) i możliwość wskazania mi do przeczytania oraz skomentowania jednego wybranego opowiadania (zastrzegam sobie możliwość odmowy, jeśli tekst zawiera treści +18) III miejsce - portret kredkami lub ołówkiem albo możliwość wskazania mi do przeczytania oraz skomentowania jednego wybranego opowiadania (zastrzegam sobie możliwość odmowy, jeśli tekst zawiera treści +18) Niech wygra najlepszy! Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało
  12. Okej, przez problemy z forum nie zrobiłam tego wcześniej, ale w końcu przeczytałam i oceniłam opowiadanie autorstwa @Nepaxor Powiem szczerze, że wygląda jak coś, co mogłoby się znaleźć w oficjalnej książeczce dla dzieci. Takiej, w której jest dużo obrazków i mało tekstu. Bardzo prostego tekstu. Niestety, ale nie mam już trzech lat, więc te 11 stron ogromną czcionką mnie zwyczajnie wymęczyło, szczególnie, że styl nie jest najlepszy, a to za sprawą miliona powtórzeń i ubogiego słownictwa. Pojawiają się też zwyczajne błędy lub nieścisłości. Chociażby bohaterowie idą do "Brighthouse" czy "Misti". Zapis dialogowy nie zawsze jest idealny, ale jest w miarę okej. Generalnie nie jest to opowiadanie napisane najgorzej pod tym względem, że zaznaczyłabym tam wszystko na czerwono, po prostu forma jest bez polotu. Jest tak prosta, powtarzalna i wszystko ze wszystkim się tak miesza ze względu na brak próby budowania jakiegoś klimatu, oddania emocji czy postaci. Mamy półpauzy, mamy justowanie... Za stronę techniczną dam temu 3/5. Teraz czas poznęcać się nad całą resztą . Zacznę od tego, że to pierwszy fanfik do G5 jaki w ogóle czytałam i mam wrażenie, że pasuje bardzo do tego, co dostaliśmy w oficjalnych materiałach. Czy to dobrze... No nie do końca. G5 jest ewidentnie skierowane do młodszych dzieci, a nie do fandomowych starych dziadów i bab :D. Historia jest prosta, skoro Luna nie żyje, a magia wróciła, to nikt nie pilnuje Tantabusa. Mane5, Misty i Opaline współpracują, by pozbyć się koszmarów, rozwiązują problem w 2 sekundy, koniec. Dosłownie, nie ma tu nic więcej, wszystko jest tak proste i szybkie jak to tylko możliwe. Nie ma żadnego napięcia, tekst nie intryguje, a bohaterowie zlewają się ze sobą nawzajem, bo są tylko paroma rzuconymi na wiatr imionami. Widzę za to, że próbowałeś budować nieco opisów i może nie wyszły najlepsze, ale nie są też najgorsze. Przynajmniej są. Dlatego tutaj dam temu 2/5. Po prostu nie ma w tym polotu, a prosty pomysł został zrealizowany w sposób tak prosty, że aż nudny. Opowiadanie otrzymuje ode mnie ocenę końcową 5/10. Jest po prostu nieciekawym średniakiem. Wygląda jak coś, co zostało napisane na zasadzie "nie mam za bardzo pomysłu, ale chcę się spróbować w konkursie, a czas się kończy" i wiesz co? Szanuję to podejście. Jest okej jako treningowy tekst. Na przyszłość popracuj nad zasobem słownictwa, poczytaj i pokomentuj dużo innych fanfików, książek, pisz więcej i staraj się podejść do tego krytycznie, a będzie dobrze. A jeśli chodzi o sam pomysł - baw się dobrze i spróbuj to poczuć. Dziękuję za udział i życzę dalszych sukcesów, bo każde podjęcie się wyzwania już samo w sobie nim jest^^
  13. To znowu ja, postrach działu opowiadań, wasza umiłowana moderatorka. Forum wróciło do żywych, więc skorzystam i skomciam. Zacznijmy od rozdziału X, w którym mamy więcej Heliosa i Sundance oraz tłumaczenia Winter Guilt. Trzeba przyznać, że jej rodzice zachowali się wyjątkowo wyrozumiale choć widać też czemu Winter jest jaka jest - nikt jej tej polityki nie uczy i nie tłumaczy. Helios i Sundance są fatalnymi graczami, z czego ten pierwszy myśli, że jest mądry. Ogółem każdy tu myśli, że on jest cwany, a pozostali są głupi podczas gdy... są siebie warci. Winter i Dreaming są ewidentnie nieświadomi swojej przeszłości, tego, co dokładnie się stało na pierwszym ślubie ojca, ani tego jak wyglądały rządy ich babki oraz cała sprawa z Anemone. W dodatku para królewska ewidentnie nie myśli poważnie o Winter Guilt jako o potencjalnej królowej. Nie przygotowują jej do niczego i się dziwią, że dziewczyna odwala. No jak ma nie odwalać, skoro jej interakcje z rodziną to poziom "źle się ubierasz". Zresztą, wiemy że rodzina ma problemy związane z wielopokoleniowym kazirodztwem. Sundance i Dreaming je ewidentnie mają (choć u Sundance to może być bardziej kwestia tych wszystkich ciąż), sądzę, że Helios też, ale lepiej to ukrywa przed światem. Ale Winter? Winter wydaje się zupełnie zdrowa. Jest też młoda i nie ma męża. Czy nie lepiej byłoby wydać ją za młodszego brata Emerald Hearta? W ten sposób wpłynęłaby świeża krew, zażegnaliby konflikt o władzę w obrębie rodziny i uspokoiliby niektóre pretensje Anemone - że Helios ma już jedną żonę, a druga nawet nie zostałaby królową, tylko taką maszynką do rodzenia zdrowego potomstwa. Czy Helios i Sundance chcą czy nie, będą musieli przyznać, że Dreaming nie nadaje się do ewentualnego przejęcia korony i lepiej, by to nie wyszło dopiero po ich śmierci. Ale wtedy musieliby coś zrobić. A polityka Heliosa jest... Jest fatalna. I widać to mocno podczas kłótni z Sundance. Dla Heliosa Sundance jest głupia i ślepa, bo nie rozumie jego punktu widzenia. Ale jak może go zrozumieć, skoro go dobrze nie przedstawił i postanowił przed wszystkimi (w tym własną rodziną) ukryć prawdę. Helios zachowuje się jakby wszystkie jego problemy wynikały z rządów królowej Daybreaker i że to na pewno dlatego Anemone go nie lubi. Tymczasem, co zrobił Helios? Czy przeprosił za błędy matki? Czy naprawił stosunki z minotaurami i zebrami? Czy przyznał się do trudnej przeszłości, pokazując, że tak, ona istnieje, ale to przeszłość, czas zbudować przyszłość. Nie. Zmienił stolicę, a kopyto do niekuców wyciągnęła Anemone. A na domiar złego poślubił i pokrył własną siostrę, bo to miało ustabilizować jego nowe rządy. Heliosku, ale czy to aby nie ty mordowałeś tamte zebry z imieniem mamusi na ustach? Na pewno mogłeś to zrobić inaczej. Krótko mówiąc: błąd na błędzie. Nawet nie wyszedł do Anemone przed ślubem, tylko się kitrał pływając w tajemniczej białej cieczy w jakimś grobowcu. Nie, tak się nie pokazuje, że się zmieniło. Helios przez te wszystkie lata chował głowę w piasek i liczył, że w ten sposób burza go ominie. I sądzę, że nie wiemy jeszcze wielu rzeczy, bo Helios o nich po prostu nie mówi. Ale łatwiej udawać, że Anemone nie lubi ich przez starą królową, a nie dlatego, że sami dają jej bardzo dużo argumentów przeciwko sobie. Są słabi. Są niekompetentni. Nawet jeśli mają niezłe pomysły - pałace sprawiedliwości, to nie potrafią pokazać władzy. Anemone upokorzyła Sundance, bo Sundance jej na to pozwoliła (okej, to jest nieco victim blaming, ale Sundance to królowa i jako królowa powinna umieć sobie radzić z takimi Anemone). Ale to Helios wystawił siostro-żonę na pierwszą linię, by świeciła oczami za jego przewiny. Siostro-żonę, której wcześniej nie powiedział o co chodzi. Jeśli chcą być parą królewską, to muszą władać. Swoją drogą - Daybreaker to ciekawa królowa, szczególnie, że pierwszą królową z tego rodu była Celestia. Ciekawe jak to się ma do serialu. Rozdział XI przenosi nas... o dziwo nie do Irydusze, ani nawet nie po drodze do Irydusze. Okazało się, że Anemone obawiała się pogoni i szykuje się teraz do wojny. Co prawda twierdzi, że nie zamierza jej zaczynać, ale Crescent chyba do końca jej nie wierzy. Czytelnik też nie. Ale bardziej ciekawe są inne powody niechęci Anemone do Heliosa: brak zgody na zniesienie zakazu związków między alikornami a niealikornami oraz zupełna bierność w stosunku uregulowania stosunków z zebrami i minotaurami. I jestem w stanie zrozumieć, czemu te rzeczy tak wkurzają Anemone. Po pierwsze, alikornów jest już zwyczajnie za mało, po drugie drzewo genealogiczne, po trzecie, to ona ogarnęła te stosunki pokojowe i sprzątała burdel po Daybreaker. No i jeszcze kwestia osobistych niechęci i czegoś więcej. Zastanawia mnie fragment o wyciągnięciu konsekwencji wobec Winter. Czego naprawdę oczekuje Anemone? Muszę też poruszyć koszmar Forlorn Hope, z którego wynika, że Anemone nie chciała komuś oddać Selene, co oznaczało jej śmierć. Komu? Może Heliosowi za żonę? Tylko czemu nie oddanie Selene oznaczało jej śmierć? I co takiego zrobiła Daybreaker? Anemone brzmi jak ktoś, kto rozumie wagę sytuacji, ale postanowił poświęcić jednego kucyka, by pokazać, że nie da się zaszantażować i w jakimś sensie ochronić pozostałych. Trudno powiedzieć, co o tym myśleć, szczególnie, że to sen, więc ta rozmowa mogła się nawet nigdy nie wydarzyć. Albo Forlorn coś kiedyś źle podsłuchała i jej mózg dopisał sobie resztę. Ale teraz się zastanawiam... Czy za atakiem na ślubie stała Anemone, a celem była Daybreaker? Niby winę zrzucono na grogarytów, ale to głównie Anemone była przeciwko tej szmacie. Wiemy też, że Helios też szykuje się do wojny z Anemone, choć raczej wolałby jej uniknąć - obie strony dysponują na tyle zbliżonymi siłami, by zwycięzca konfliktu odniósł pyrrusowe zwycięstwo, wychodząc z niego zbyt osłabionym, by rządzić. I chce ją zabić. By jego rodzina była bezpieczna. Ładne zamknięcie rozdziału.
  14. Cahan

    Smoczy Książę (Dragon Prince)

    Potwierdzam, rozkręca się. Pierwsze 2 odcinki były fatalne, ale im dalej w las, tym lepiej.
  15. Dziękuję za komentarz I tu się mylisz. Nie cała i nie takie. Dla reszty to też nie było przyjemne doświadczenie, ale nie odbiło się aż tak mocno. Night Shadow po pierwsze była za młoda, a po drugie jest kwestia wizji i tortur. To, co ją tam spotkało, było prawdopodobnie gorsze, niż to co uświadczyli inni. Jav przeżywa stratę wieloletniego partnera. Random ma traumę sprzed 13 lat (obecnie), z czasów pierwszej wyprawy do Alikorngard. Podobnie jak Night, był wtedy za młody, a także... Alikorngard to nie jest coś, z czym mogą wygrać śmiertelne kucyki. Nawet nieśmiertelne kucyki tego nie zrobiły przez tysiąclecia. To miejsce nie bez powodu zostało zapomniane. Czysto technicznie ona nie uciekała od ślubu czy od polityki. Ona raczej uciekała od miejsca, które zostało jej w tym wszystkim przeznaczone. Zgodnie z prawem Królestwa Nocy to Night Shadow jest dziedziczką Darkness Sworda, a nie Dark Mane. NS chciała być królową, ale nie królową-małżonką. Nie pionkiem, z którego zdaniem nikt się nie liczy. Bo w jej mniemaniu jej się to po prostu należy. Do tego doszła kwestia obawy o własna skórę i o to, co się z nią stanie, kiedy jej ojciec najedzie Królestwo Słońca. Później priorytety jej się zmieniały i wciąż zmieniają. Można powiedzieć, że Nacht Schatten szuka swojego miejsca w świecie, do którego do końca nie pasuje, nie chcąc przyjąć narzuconej jej roli społecznej, a po Alikorngard nawet nie mogąc jej do końca przyjąć. Jeśli wróci do domu, wkopie Łowców i wróci do bycia pionkiem (choć po spotkaniu z Nieumarłym Królem i całą resztą tego tałatajstwa, to nie jest to już aż tak okropna perspektywa). Jeśli zostanie z Łowcami... Ona jest nieśmiertelnym alikornem, oni nie. O ile coś jej nie zabije, to przeżyje wszystkich i co dalej? Przejmie schedę po Bastardzie? Ruszy w podróż po świecie? Może nawet dorobiłaby się jakiegoś majątku, na godne życie, ale miałaby pod górkę z racji płci, a do tego kwestia urodzenia. By gdzieś zajść, musiałaby prawdopodobnie wyjść za mąż za kogoś dość nisko urodzonego, dla kogo alikorni kundel to z jakiegoś powodu atrakcyjna partia. Klasztor? Zawsze można. Walka o koronę? Z czym do kuców? Sunshine Arrow przynajmniej miała armię.
  16. To tak... Miał wyjść IX 2/2, ale zamiast tego wyszedł IX 2/3, ponieważ inaczej rozdział byłby zwyczajnie za długi. Cały "Jej boski blask" tak naprawdę mógłby być osobnym, krótkim wielorozdziałowcem i dlatego wychodzi w częściach, a nie jako osobne rozdziały, bo to w dużej mierze historia poboczna, która rozwija świat i bohaterów, ale niekoniecznie dokłada wiele do głównej fabuły. Obawiam się też, że 3/3 będzie najdłuższą częścią tego odcinka CN. Ogółem jak na tekst, który powstał do soundtracku z gry komputerowej i to na totalnym bloku pisarskim, to mocno się to rozwinęło. Ale zrobię wszystko co w mojej mocy, by ten etap został ukończony jeszcze w tym roku. I fajnie byłoby też wydać X, która będzie pierwszym rozdziałem Cienia Nocy pozbawionym pewnej postaci. Tymczasem łapcie: Rozdział IX 2/3 Tymczasem żebrzę o komcie i zachęcam do snucia teorii, co się tam właściwie odwala
  17. Cahan

    Cześć jestem nowy

    Cześć! Witamy w naszym antycznym gronie Jakie fanfiki lubisz najbardziej?
  18. Miałam skomentować rozdział VIII jakiś czas temu, bo przeczytałam go jakoś zaraz po jego premierze na FGE, ale tak jakoś wyszło, że po czasie, to chce się mniej, zwlekałam, zwlekałam aż wyszedł IX. VIII rozdział jest krótki i pozornie niewiele z niego wynika. Emerald Heart powiedział reszcie spiskowców co ustalił z Forlorn Hope, a Winter Guilt uznała, że jeśli naćpie Forlorn przed walką, to może Emerald nie tylko wygra, ale i ona coś ugra dla siebie. Ta część była okej, choć ze strony Winter było to bardzo, bardzo głupie. Ale to w końcu nastolatka/młoda dorosła, więc raczej nie należy po niej oczekiwać rozsądku i doświadczenia. Szczególnie, że przy niektórych dorosłych i całkiem starych alikornach wypada nawet dojrzale. Ogółem cała związana z tym intryga jest ciekawa i dobrze napędza akcję. Ale bardziej zaciekawił mnie tu Dreaming Light i jego rozmowa z Selene. Ogółem Dreaming Light bardzo urósł w mych oczach jako postać w ciągu tych dwóch rozdziałów. I nie wiem czemu, ale przywodzi mi na myśl Miquellę z Elden Ring . Koleś jest całkiem niezłym politykiem i kimś, kto za parę lat (jeśli przeżyje) mógłby świetnie ciągnąć za sznurki. Jest też inteligentny i niewątpliwie utalentowany. Ale po pierwsze - dowiedzieliśmy się w końcu czym jest tytułowa "trucizna w naszych żyłach" - to kazirodcza linia genetyczna umierających i zdegenerowanych alikornów, które potrzebują na to odtrutki. Odtrutką są niespokrewnione alikorny, które zwiększyłyby genetyczną różnorodność i uchroniły potomstwo od chorób. Dość zabawne, że Dreaming Light powiedział to tak bezpośrednio. Ale ciekawe jest coś jeszcze. Implikacja, że reszta jego rodziny wcale nie jest wiele zdrowsza od niego. Oczywiście, Sundance zaliczyła serię poronień oraz możliwe, że urodzeń źrebiąt tak niedoskonałych, że pozbyto się ich zaraz po porodzie i nie wygląda najlepiej. Z Winter Guilt na pierwszy rzut oka jest wszystko w porządku, ale czyżby to były pozory? "Spójrz na nas. Na moją matkę, moją siostrę i na mnie. Czy my wyglądamy tak dobrze jak wy?" Po rozdziale IX jestem za to wręcz pewna, że z Heliosem jest coś bardzo nie tak. Dreaming ma rację, oni umierają. Umierają, wiedzą o tym i chcą odrodzić się jako silna dynastia. Kolejną rzeczą jest wspomnienie ojca i dziadka Anemone. Dziadek Anemone poprzedzał pierwszą królową z dynastii Heliosa. Z kolejnego rozdziału wiemy, że tą królową była Celestia. Co się z nią stało? I z całą resztą? Nie wiemy. Nie wiem też, na ile ten fanfik to AU. Ale mniejsza z serialem. Skoro dziadek Anemone poprzedzał pierwszą królową, to znaczy, że był ówczesnym władcą alikornów. Władza jest tu dziedziczna, a jednak Anemone nie została królową. Czyżby dlatego tak nie lubiła pary królewskiej? Co się stało, Anemone jest z bocznej linii i nie jest częścią dynastii, ponieważ jej ojciec się zbuntował? A może władza jej rodu została obalona i na tronie zasiadła Celestia? I czy w tym fanfiku występuje Luna? Przechodząc już zupełnie do rozdziału IX, to muszę powiedzieć, że uwielbiam Anemone i jej złośliwości. I bawi mnie jak bierna i pokorna jest Sundance, która umie się tylko wyżywać na jakichś niewinnych idiotkach. Nie do końca kupuję pretekstu jaki wymyśliły młodsze klacze, by się oddalić, wydaje się bardzo niegodny ich pozycji. Lubię też to, że Anemone nie do końca zachowuje się tak jak przystało na jej wiek i pozycję i wszyscy o tym wiedzą. Swoją drogą - ciekawi mnie ile lat ma Crescent Dawn, a także w jakim wieku alikorny na ogół łączą się w pary i płodzą potomstwo. Może i są nieśmiertelne, ale chyba dobrze jest mieć jakiś nie za duży zapas źrebiąt... Dostajemy też bardzo ciekawą scenę z Silver Hornem. I myślałam, że to będzie ostateczne WOW w tym rozdziale - po pierwsze sztandar z grobowca. Alikorny kiedyś nie były monarchami. Ba, wygląda na to, że ich historia była bardzo skomplikowana i władzę sobie w końcu wywalczyły. Ale nikt nie zna tej historii. Po drugie - dlaczego wszyscy próbują zapomnieć o starej królowej? Sundance zachowuje się jakby to miało rozsierdzić Anemone i dlatego zastąpiła ich matkę Celestią. Ale skoro rodzina ukrywa prawdę przed Dreaming Lightem, to nie wydaje mi się, że chodzi tylko o to. Ba, jestem pewna, że chodzi przede wszystkim o coś innego. Swoją drogą - Silver Horn też jest ważniejszy niż wygląda. Na naszej szachownicy robi się coraz gęściej. No i Helios. Piękny, obojętny i spokojny Helios, który ma heterochromię i robi dziwne rzeczy w basenie, w pogrzebanym i zapomnianym grobowcu. Czyżby walczył z trucizną w swoich żyłach? A może robi coś jeszcze... Cóż, cokolwiek to jest, to raczej nie bez powodu aż tak bardzo się z tym kryje. I obawiam się, że to też ma związek z jego matką. Po tej rozmowie sądzę, że on wcale nie kocha Selene. Być może nigdy jej nie kochał. Jest dla niego maszynką do płodzenia, niczym więcej. A nawet jeśli zastąpi ją Forlorn Hope? Trochę szkoda, bo ma podły charakter, ale trudno. Po prostu Helios raczej nie znęca się nad swoimi pionkami. Unika konfliktów i próbuje zachować spokój. Muszę pochwalić opis jego ubioru, a także powiązania pomiędzy jego strojem, a odzieniem Sundance. Bardzo mi się podobała ta cała symbolika i wyjaśnienie. Interesujący jest też jego pogląd na władzę jego i siostry. Szczególnie zważywszy na to jak ona to widzi oraz jak bardzo król jest nieobecny. No i otrzymaliśmy rozstrzygnięcie całej intrygi trucicielskiej, gry w kręcioła i tego kto zostanie panną młodą. Tego się nie spodziewałam. Uważałam, że to wielce prawdopodobne, że Winter wpadnie, ale nie, że tak szybko i że Anemone dogada się z Sundance, zabierze obie kandydatki na żonę i wróci do domu. Naprawdę, bardzo podobała mi się fabuła w tym rozdziale. Ogółem zarówno VIII jak i IX czytało się przyjemnie. Styl mógłby być lepszy, a opisów nieco więcej, ale jest dobrze.
  19. No hej, bambaryłki! Co prawda fandom podobno umarł czy coś, ale na szczęście mamy tu trochę nekromantów! Od tego tygodnia wracamy do klubowych spotkań na kanale #klub_konesera. Wszystkie zaczynają się o godzinie 20:00 w soboty i niedziele. HARMONOGRAM: 13-14 sierpnia Wspólne pisanie - potrzebujesz motywacji, pomocy i towarzystwa? Jesteśmy tu dla ciebie! 20-21 sierpnia Warsztaty dla początkujących i zaawansowanych - poćwicz pisanie, pobaw się i zmierz z innymi! 27-28 sierpnia Trucizna w naszych żyłach - omówienie fanfika i dyskusja. Pamiętaj, by przeczytać przed spotkaniem! Link do fanfika: https://www.fge.com.pl/2021/11/fanfik-trucizna-w-naszych-zyach.html 3-4 września Pokaż się! - zareklamuj własną twórczość, zasięgnij rad i konsultacji 10-11 września Zostań magikiem google docsa - warsztaty na głosowym Link do KKPF
  20. VII rozdział, to głównie dialogi, co ma swoje wady i zalety. Na pewno dzieje się tu całkiem sporo i czyta się to szybko, ale czasami brakowało mi jakichś opisów - klimat został gdzieś zagubiony. A i same wypowiedzi bohaterów wydawały się nieco nie na miejscu... jak chociażby rozmowa Anemone i Crescent Dawn... " Dopiero teraz klacz zaczęła ze smakiem połykać winogrona. – Kochana, nie jedz tak łapczywie, bo się zadławisz – ostrzegła ją matka, po czym wróciła do dyktowania. Chyba wykrakała, bo Crescent Dawn pochłaniała winogrona tak łakomie, że w pewnym momencie rzeczywiście zaczęła się krztusić. – Co się dzieje, kochanie?! Anemone znalazła się tuż przy niej z dzbankiem pełnym wody. – Masz, wypij wszystko! Zaczęła ją poić, aż klacz nie opróżniła naczynia w całości." No, to "kochanie" i "kochana" brzmi dziwnie w miejscu publicznym, zważywszy na to kim są nasze bohaterki i gdzie są. Podczas tej sceny nie czuć też zbytnio dynamizmu, jest statyczna, mimo że postać się krztusi (albo raczej udaje, że się krztusi). Swoją drogą - krztuszącej się osobie nie daje się bezmyślnie wody, chyba że chce się ją zabić . I tego typu drobne zgrzyty towarzyszyły mi przez cały rozdział. Jakoś... wypowiedzi postaci nieco kłóciły się z tym, co zostało przedstawione wcześniej. A fabularnie? Uważam, że precedens Anemone nie jest żadną podróbką, tylko Crescent wykorzystała ten argument jako dźwignię do szantażowania matki i jej działań. Czemu to robi, trudno powiedzieć. Aż tak lubi Selene i jest na tyle naiwna, że dała się przekonać, że to małżeństwo, to wielka miłość i pomysł 10/10? W każdym razie, Emerald zaszantażował Forlorn, a także wszedł jej na ambicję i będą walczyć, a Anemone została zmuszona się na to zgodzić. Coraz bardziej ciekawią mnie motywacje różnych postaci - konflikt rodowy Anemone i Heliosa, a także konflikt Anemone i Forlorn Hope. Dowiadujemy się, że przynajmniej jednym z motywów kierujących Forlorn Hope jest wyniesienie się z domu Anemone. Nawet poprzez małżeństwo z ogierem, którego ma głęboko w rzyci. Ale jakoś popieram jej stronę - faszerowanie jej uspokajaczami, olewanie... Mam wrażenie, że nawet jej rodzeństwo przez te wszystkie lata tak naprawdę miało ją gdzieś. A w tym wszystkim gdzieś tam jeszcze jest sobie Helios, wielki nieobecny. I podejrzewam, że Forlorn Hope trafiła w sedno - nowa żona jest mu potrzebna tylko do rodzenia źrebiąt, a która klacz nią zostanie, to już go zbytnio nie obchodzi. Cokolwiek się stanie i którakolwiek jego ślubną małżonką zostanie, będzie to ciekawe widowisko.
  21. Dobra, czas skomciać rozdział drugi... Nie powiedziałabym, by jakoś szczególnie pchnął fabułę do przodu i dalej opowiadanie się zbytnio nie rozkręciło i średnio wiadomo o czym właściwie będzie. Dostaliśmy za to nieco backstory i dowiedzieliśmy się, co się mniej więcej działo w świecie anthro wilków (moim zdaniem nic specjalnie ciekawego) i że Darth oraz Twilight mieli romans. Na tym etapie fanfika wydaje się to mało potrzebne, ale to przecież dopiero początek, więc wszystko przed nami i być może się to zmieni. Ale szczerze mówiąc, ta retrospekcja jest moim zdaniem najsłabszym punktem rozdziału. Z drugiej strony, to dobrze, że dostajemy jakieś backstory, zważywszy na to, że główny bohater skacze w czasie i przestrzeni przy pomocy magicznego samochodu. A cała reszta? Lepiej, znacznie lepiej i wciąż jedzie to mocno klasycznym, nostalgicznym, porządnym TCB. Podróż przez miasto, pościg, krótki POV pary policjantów (podobały mi się dialogi między nimi, były zabawne). Swoją drogą - czy policjantka Karolina i Karolina z biura to jedna Karolina? Niewiele się dowiedzieliśmy, ale najbardziej mnie zastanawia ostatnia scena - Darth zachował się jak idiota podczas rozmowy z pracownicą biura i ciężko mi w zasadzie powiedzieć, co on robi i co chce osiągnąć. Podejrzewam, że nawet on sam tego nie wie. Mimo wszystko, rozdział kończy się w dobrym miejscu - mamy obietnicę, że teraz zacznie się dziać, wyjaśniać i robić ciekawiej.
  22. Sparky Sparkeroni z G5
  23. Cahan

    WITAJCIE wszyscy

    Witaj na forum! Zanim przejdę do pytań, to mam parę uwag. 1. Postaraj się korzystać z interpunkcji, ponieważ Twoje wypowiedzi się naprawdę ciężko czyta. 2. Kiedy zaczyna się temat, to dobrze napisać coś o sobie, by był jakiś punkt zaczepienia. I teraz pytanie: Co to znaczy, że długo się nie widzieliśmy? Już wcześniej miałaś konto na forum? A jeśli tak, to co się z nim stało?
  24. Liczyłam, że ktoś inny skomcia pierwszy, ale cóż, szkoda, że tak bez odzewu, bez atencji. Póki co fanfik ma tylko jeden rozdział i to liczący zaledwie pięć stron, więc nie ma tu jakoś szczególnie dużo do komentowania. Po prostu ciężko coś wyrokować na tak wczesnym etapie, szczególnie, że to zaledwie wstęp, który zarysował nam nieco świat i bohaterów. Czy lubię to co dostaliśmy? Trudno powiedzieć, tak naprawdę. Póki co moje nastawienie jest neutralnie pozytywne. Znaczy... Po prostu jest okej i powiedziałabym, że trochę zalatuje takim klasycznym TCB z zamierzchłych czasów. Ale tym dobrym TCB. I to jest fajne, bo TCB jako gatunek nigdy nie dostało tyle miłości i dobrych fanfików ile powinno. Miło też widzieć takie trochę bardziej nostalgiczne fanfiki i to pomimo różnych nowości. Szczególnie, że póki co nie widzę czerwonych flag, które kazałyby uciekać od tego fanfika - nie wygląda to, że zapowiada się jakiś przerysowany konflikt FOLu i POZu, w którym wszyscy byliby niezwykle niesympatyczni, niespełna rozumu i obrzydliwi. Jakich nowości? Cóż, bohater wraca do Polski po latach podróży międzywymiarowych i odkrywa, że trochę się tu zmieniło. Nawet bardzo, bo jego miasto wygląda jak po jakiejś apokalipsie i spotyka tylko jakiegoś źrebaka, z którym wyrusza na misję, bo chciałby dowiedzieć się, co tu się odjaniepawliło no i chyba tak czy siak nie ma nic lepszego do roboty. Innowacją jest też to, że wcześniej przez parę lat był furrasem, ale w świecie piesełów pozostawił Sunset. No i znał już wcześniej również Pinkie i Twilight. To dość interesujące, że jednocześnie mamy postać, która ma za sobą lata doświadczenia z kucami, a jednocześnie cała sytuacja jest dla niej nowa i nie wie na czym stoi. Jest też Zaphyra, która jest świadomym, przenośnym i wielofunkcyjnym komputerem. Ogółem... Całkiem dziwny mix sci fi, autorskiego multiversum i TCB. I to wszystko pachnie nostalgią. Te 5 stron ma swój, całkiem przyjemny klimat, jest też pewna tajemniczość i chciałabym wiedzieć, co będzie dalej. Mimo wszystko, trochę mało. O formie się nawet nie wypowiadam, bo ja to patroszyłam. Jest w porządku. Jedyne czego mi brakuje, to ciągu dalszego.
×
×
  • Utwórz nowe...