-
Zawartość
4033 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
139
Wszystko napisane przez Cahan
-
From The Mouths Of Fillies [PL][Oneshot][Dramat]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Przez wykopki Suna postanowiłam sama to przeczytać. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że ten fanfik istnieje. Ale to może dlatego, że ostatni komentarz do niego pojawił się wcześniej niż ja na tym forum, a wtedy były inne, aktywne czasy, w których w ciągu jednego dnia się spadało z pierwszej strony tego działu, na którąś kolejną. I w sumie, jakbym miała coś o tym opowiadaniu powiedzieć, to byłoby to z grubsza to samo, co napisał kolega wyżej. Bardzo dobre tłumaczenie, błędów nie widać, przynajmniej podczas takiego rekreacyjnego czytania, w ogóle nie widać, że to nie jest polskie opowiadanie. A sam fanfik? Czuć, że jest stary. Ma w sobie taką nutę starofandomowej nostalgii, ale w dobrym stylu. Dalej broni się teraz i choć ma swoje wady, to dalej jest bardzo w porządku i średnio tu jest się do czego przyczepić. Jest smutny, ale nie jest absurdalnie smutny. Napisano go z perspektywy dziecka, które wszyscy dorośli oszukiwali i które jest niezbyt rozgarnięte - nie wiem w jakim wieku kucyki chodzą do szkoły, ale Dinky zachowuje się jakby miała maksymalnie trzy lata. Trochę też dziwię się, że Sparkler była w stanie trzymać fasadę spokoju przez większość czasu przed młodszą siostrą. No i przebieg tego raka był turboszybki. Leczenie i rozwój choroby nowotworowej jednak tak nie wygląda. Ale okej, może to jakiś magiczny, equestriański rak. No i względy fabularne. Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy bym poleciła tego fika. To takie solidne 7/10. Jest okej, ale fabularnie nie ma fajerwerków. Jest smutny, bo wielu ludzi doświadczyło bezpośrednio lub pośrednio choroby nowotworowej. A chyba każdemu z nas towarzyszy strach przed nią. I większość fików tego typu (swoją drogą, te tagi są złe) opiera się na czymś tego typu. Co nas smuci, czego się boimy, że nas dotknie w życiu i co nas emocjonalnie rusza, bazując na naszych pierwotnych instynktach. Jedne robią to źle, inne wyśmienicie, większość jest gdzieś pośrodku. I From The Mouths Of Fillies właśnie jest takie pośrodku. Proste, poprawne, ale jednocześnie dość tanie. Nie tanie w taki sposób, że to aż obraźliwe, tylko "złapaliście mnie, teraz mi smutno przez biologię, która karze mi być smutna, ale nic więcej". -
Co prawda czytałam to bardzo, bardzo dawno, ale pozwolę się odnieść do komentarza Diamonda. Cóż, możliwości jest parę. 1. Dobrze byłoby naukowcom dać nawet jakąś ochronę dla picu. Oni mają badać i fajnie by było gdyby przeżyli. 2. Gwardziści już są przeszkolonymi gwardzistami, a mają mierzyć się z niewiadomą, więc z czego ich mają dodatkowo szkolić przed samą misją? Że może trafią w próżnię, rozerwie ich czy trafią na coś czego nie widzieli? Domyślam się, że w takiej magicznej Equestrii oni już to mieli. 3. Księżniczki są potężne, są pewnie potencjalnie nieśmiertelne i... są znacznie ważniejsze niż banda jeleni, których wysłano z myślą "jak przeżyją to super, jak nie to trudno, pora na CSa". I akurat moim zdaniem to jest mocny atut, że tym razem księżniczki nie nadstawiają karków, kiedy nie jest to konieczne. One nie są od tego, są od politykowania i walk z arcywrogami, kiedy trzeba i nic innego już nie daje rady. Ja bym wolała nie wysłać księżniczek gdzieś, gdzie trudno powiedzieć, czy się wróci, czy się trafi, etc. Czasami takie zabiegi stosuje się dlatego, że celem nie jest wyjaśnianie, że ktoś zdradzi, coś odwali itd. i pokazywanie tego procesu, bo to z jakiegoś powodu nie jest ważne. Możliwe, że nigdy nie mieliśmy go dostać, może najwyżej jakieś pojedyncze retrospekcje czy coś? Opowiadanie jest nie tylko niedokończone, ale i dopiero napoczęte. Trudno powiedzieć jakie autor miał plany, nie zdziwiłabym się jakby sam już ich nie pamiętał. Dla mnie zawsze Mroczna Baśń była bardziej fanfikiem, w którym głównym bohaterem jest ciężki klimat niż cokolwiek innego.
-
Klub Konesera Polskiego Fanfika przedstawia kolejną odsłonę eventu komentarzowego. Możecie go znaleźć na Discordzie KKPF . Event obejmuje swoim zasięgiem forum MLPPolska, blog FGE i Wattapada. Polega na czytaniu i komentowaniu fanfików do MLP, za co zdobywa się punkty. 1. Deadline jest do końca 2023 roku. 2. Event obejmuje fanfiki do wszystkich marek spod szyldu MLP (czyli EqG też).Zasady są proste - czytacie fiki i je komentujecie oraz dyskutujecie pod nimi w miejscu ich publikacji, a potem wysyłacie na specjalny kanał eventowy linki do komentarzy. Event obejmuje forum MLPPolska, bloga For Glorious Equestria oraz Wattapada. Tak, możecie czytać i komentować fanfiki z treściami dla dorosłych (o ile macie ukończone 18 lat), ale wtedy linki do komentarzy mają trafić do mnie na PW na discordzie. 3. Wasze komentarze są punktowane. Zasady są proste jeden rozdział/fanfik = jeden komentarz. Ale możecie też dostać punkty pod dyskusję pod opowiadaniem, pod warunkiem, że nie jesteście jego autorem. Normalne komentarze dostają ocenę od 1 do 5. W przypadku wielorozdziałowców i serii, jeśli dostają jeden, zbiorczy komentarz, to przysługuje dodatkowy bonus w postaci +1 punkt za każdy rozdział. Komentarze dyskusyjne mogą dostać od 1 do 3 punktów. 4. Tym razem nie nagrodzimy jedynie pierwszego miejsca, ale całe podium. Tu pragnę podziękować Sunowi i Darth Evillowi za dołożenie swojego niemałego wkładu do puli nagród. I miejsce otrzyma komplet książek Fallout: Equestria (język angielski), figurkę Chrysalis z Guardians of Harmony oraz kredkowy/ołówkowy/markerowy rysunek ode mnie z jakimś prostym tłem (NSFW odpada) II miejsce dostanie figurki Celestii i Luny z Funko Minis oraz kredkowy/ołówkowy/markerowy rysunek ode mnie, raczej bez tła (NSFW dalej odpada) III miejsce otrzyma figurki Lyry i Bon Bon z Funko Minis oraz ołówkowy rysunek ode mnie, bez tła (no chyba nie sądziliście, że tym razem się zgodzę na NSFW) 5. Daję również linka do listy, która powstała przy okazji poprzedniego eventu. To lista godnych uwagi opowiadań, więc jeśli nie macie czegoś konkretnego na oku, to możecie skorzystać: https://docs.google.com/document/d/1LeebazYqkPuSKf3Pr9l5zJ4h9kuJmf9E-CMU4leRbCw/edit Powodzenia!
-
Wiadomość automatyczna Temat został zamknięty i przeniesiony do Forumowych Archiwów
-
Wiadomość automatyczna Temat został zamknięty i przeniesiony do Forumowych Archiwów
-
[Archiwa Forum] Nic, nie umiem! Wszystko robię po swojemu! Łowię arty...
temat napisał nowy post w Forumowe Archiwa
Wiadomość automatyczna Temat został zamknięty i przeniesiony do Forumowych Archiwów- 1 odpowiedź
-
- derpy hooves
- derpy
- (i 7 więcej)
-
Wiadomość automatyczna Temat został zamknięty i przeniesiony do Forumowych Archiwów
-
Wiadomość automatyczna Temat został zamknięty i przeniesiony do Forumowych Archiwów
-
Dobra, miejmy to już za sobą ._. Co prawda od dawna było wiadomo, że Diamond wygra ten konkurs, chyba że załapie się na dyskwalifikację, co się nie stało. Martwy Twórca; Diamond - A jak fanfik? Nie jest źle. Ba, nie licząc krótkiej formy, to chyba najlepsze, co Diamond kiedykolwiek napisał. Ale czy jest dobrze? No, nie do końca. Autor próbował mieć ciastko i zjeść ciasto. "Martwy Twórca" wygląda jak hybryda baśni i bardziej standardowego opowiadania. I to nie działa. No nie. Ale mogłoby zadziałać jako czysta baśń i jakby to skrócić o połowę, a za to poprawić formę. Fabuła i pomysł są całkiem dobre i pasują do baśniowej konwencji. Są też bardzo proste, to jeden prosty i krótki wątek. Te trzynaście stron to zdecydowanie za dużo, opowiadanie zwyczajnie nudzi i męczy. Nie rozumiem też roli postaci zegarmistrza. Jest zbędny w obecnej formie. Jasne, mogliby się spotkać i zamienić parę słów, ale co dalej? Może też to się wyda dziwne, ale zabrakło mi morału na koniec. Takie historie powinny mieć jakiś morał, może nie tyle wyrażony zupełnie wprost, ale jednak. Albo chociaż być niejednoznaczne i jakoś ukarać pysznego i aroganckiego Martwego Twórcę. Scena jak król nadaje mu imię jest zbędna, bo liczy się tylko fakt, że to imię w ogóle mu nadano. Niestety, ale baśń działa wtedy, kiedy forma jest bez zarzutu, a zdania piękne. A tu tak nie jest. Liczne błędy, mnóstwo niezgrabnych powtórzeń, czasami niezgrabne wyrażenia i źle dobrane słowa. Mimo wszystko, nie jest najgorzej. Większym problemem jest chaos. Często trudno się połapać, kto jest kim i kto właśnie mówi. Ogółem określiłabym tego fika mianem niewykorzystanego potencjału. Miała być uczta, wyszedł przydrożny bar. Ale jakby to poprawić, jakby wygładzić, podkręcić opisy, skrócić co trzeba, zwiększyć baśniowość (i tak jest potrzebna, ten fik wymaga sporego zawieszenia niewiary), może nieco zmienić fabułę, to byłoby to naprawdę dobre opowiadanie. A póki co? Daję 6/10. Po nagrody należy zgłosić się na PW. Gratki, Diamond!
-
To wiek bardzo młody. Mózg rozwija się do 25 roku życia. I serio, potem patrzy się na młodszą wersję siebie, na swój światopogląd wówczas i człowiek łapie się za głowę jaki był głupi . Porównywalne uczucie ze spojrzeniem na to co się myślało i robiło we wczesnej podstawówce. Serio, widzisz swoją przeszłość i chcesz się zapaść pod ziemię od tego krindżu. Nie jest. Inkantacja jest po prostu dość słabym wierszykiem, a maszynka do mięsa to creme de la creme złego doboru słów. To mogłoby mieć moc i coś złowrogiego w sobie. Może jakby całość była stylizowana na baśń... Nie musisz wszędzie walić porównań. Ba, wsadzanie wszędzie porównań jest pretensjonalne. Zwłaszcza nietrafionych. Porównania muszą wstrzelić się w klimat i być w punkt. Podobnie jak mrok. Jak się przesadzi czy pójdzie w złą stronę, to powstaje efekt emo gimnazjalny i robi się to niezamierzenie śmieszne. A Sombra? Ma najzdrowsze podejście do Złodzieja i Handlarza. Nienawidzi obu. Lubi życie. Zrobił umowę dla życia i dla władzy. Sprzedał głównie cudze dusze. Najchętniej pozbyłby się szefa (w odróżnieniu od takiej jednej). Jego filozofia życiowa ma po prostu najwięcej sensu. Brzmi jak ktoś, kto ma dość tego całego szajsu, ale nie życia, tylko tych wszystkich WażnychNIeDoKońcaKucykówTM i ich dram. Nawet odniosłam wrażenie, że żałuje tego co zrobił. Jasne, to dlatego, że nie wyszło, ale i tak... Z nich wszystkich, paradoksalnie, Sombra ma chyba największe zastrzeżenia do handlowania cudzymi duszami. I tak, zrobił to, ale nie udaje, że to jest dobre i okej. Jest okropne. Na poziomie celownika z "Polacy są wszędzie." I tak, i nie. Próbowałeś o tym pisać, ale sposób w jaki to zrobiłeś, był tego zupełnym zaprzeczeniem. Dlatego, to bolało jeszcze bardziej. Powiem tak, to o czym piszesz jest mniej ważne niż to jak piszesz. Poczytaj fiki od Malvagio. Ale te z [dark]. Nie wszędzie musisz wpuszczać światło. Miejscem na humor byłyby tutaj, jeśli już, raczej jakieś retrospekcje, dialogi przypadkowych kuców, ale nie narrator. Chyba że jakaś scena jest tak absurdalna, że aż bohaterowie to widzą i się śmieją. Buntowniczy przeciwko czemu? Poza Złodziejem, którego nie lubi, bo ten stanowi potencjalne zagrożenie i czai się na jego duszę. I przeciwko Storm, z której zrobił nałożnicę, choć nic nie wiemy o jej życiu seksualnym. Nie była dla niego wystarczająca. Większość podróży Złodzieja i Storm jest o niczym. Można to streścić do dialogów o ich relacji i wolności wyboru. A Meadow i HSa po prostu łączy śmiesznie mało. On ma dosłownie zero powodów, by ona go obchodziła więcej niż zeszłoroczny śnieg. I jej to też powinno dotyczyć. Laska zachowuje się jakby facet był jej mężem i strzelił jej dwójkę źrebiąt, a potem się zwinął na przygodę życia, a nie jakby jej szef się zwolnił z pracy. Zachowała się jak piętnastolatka, która dostała kosza od pana od angielskiego w liceum. Tylko że zrobiła to wiele lat poźniej. I ten wątek w takiej formie jest okropny. Ich łączyło za mało. I co ma znaczyć "żeby zmądrzał"? Że ma się ustatkować i uznać, że ona taką super klaczą była, a on ją jednak loffciał? Śledztwo w ogóle nie jest rozwleczone. Jest wstęp i jest zakończenie. Nic więcej. Opisy tej służby brzmiały jak opisy typowych ludzi, którzy muszą udawać w robocie, że wcale nie chcą udusić szefa. Sztuczna mimika to norma przy pracy z ludźmi. Samo "zniszczyć kogoś" też jest wieloznaczne. Ale ten podmieniec nie mógłby być po prostu panią podmieńcową jak Ocellus? Nie byłoby to bardziej logiczne? Teraz to już po ptakach. Jeśli już, to za parę lat napisz nową wersję. Tnij, zmieniaj, masakruj. Nic mi to nie mówi, nie wiem z czego to wziąłeś i nie wiem, czy to znam. Wcisnąłeś Mistrza i Małgorzatę, Pana Twardowskiego i pewnie Fausta. Tak, obie simpią do kolesi, którzy mają je gdzieś i nawet tego nie ukrywają. Obie są żałosne, choć Storm jednak nieco mniej - ona mu przynajmniej zawdzięcza wzrok i długowieczność. U Storm to podpada pod syndrom sztokholmski. Zauważyłam, ale potraktowałam to wciąż jako element jego charakteru, który zatrzymał się na poziomie nastolatka i nigdy nie nauczył się patrzeć, zaślepiony wszystkim, ale nie tym, co ważne. Nie, nie jest to nużące. Szczególnie, że on wcale nie mógł wszystkiego. Był pyłem na wietrze, który patrzy na inne pyłki i myśli, że jest ważniejszy. Wciąż nie mógł wszystkiego kontrolować, nie naprawdę. Ale nie potrafił tego pojąć. I tym się HS różnił od Złodzieja, który poszukiwał piękna jako wartości. Ale też nie do końca, bo jego pięknem były słowa. Ale czy mógł kontrolować słowa innych? Czy mógł sprawić, by ewolucja nagięła się dla jego woli podobnie jak umysły i uczucia innych? Szczerze, bez gróźb i manipulacji. Marna mrówka, która miała zbyt wysokie mniemanie o sobie. 7/10 Wciąż konstrukcja fabularna ma swoje problemy. Dopiero po przebudowie paru wątków i poprawie klimatu byłaby szansa na walkę o więcej punktów. Kto wie... Może to odkryłam, a może i nie. To że o czymś nie piszę, to czasem znak, że uważam to tylko za nieistotne lub neutralne. Chwała Białej Pani
-
Dzień dobry! Witamy w programie analiza fanfików. Dzisiejszym tematem będzie: Jak dokonać sabotażu na własnym dziele... Dobra, co tu się właściwie wydarzyło? Po przeczytaniu tego opowiadania naprawdę zastanawiam się dlaczego, drogi autorze, podjąłeś niektóre decyzje. Co prawda czytałam posłowie (które dużo mi nie powiedziało), ale no... Ehhh... Przeczytaj ten tekst za jakieś pięć lat. Tak po prostu dla siebie. Po prostu czuć z niego, że autor był bardzo młody, miał mało doświadczenia życiowego (z pisarskim lepiej) i chciał napisać coś na miarę czegoś super głębokiego, ale mu nie wyszło. Handlarz Słów przypomina mi nieco opowiadania Niki. Jest dziwny, filozoficzny i ma eksperymentalną formę. Fanfiki Niki były wyborne, bo trafiały w punkt. Nie rzucały słów na wiatr. Handlarz Słów, o ironio, to robi. Leje wodę, gubi sens, leje troll wstawki, a narrator regularnie łamie czwartą ścianę i gada sobie z czytelnikiem żeby na pewno ten drugi nie mógł wstrzelić się w klimat. Objętość? Niewykorzystana. I najbardziej boli mnie to, że to mogło być dobre. Mogło trafić do tej samej szuflady, co dzieła Niki czy Malvagio. Nie mam większych zastrzeżeń do kwestii technicznych czy samej polszczyzny. Może nie licząc inkantacji. Dobór słów jest komiczny, ale spoko, teraz już wiem, że dusze summonuje się śpiewając między innymi o maszynce do mięsa. Ile tu nietrafionych słów, czy grafomańskich rozkmin oraz dziwnych trollwstawek, to głowa boli (ale za żart o papieżu, to szanuję). Jak choćby to porównanie: Oświetlone korytarze, pięknie zdobione ściany, a na nich wiszące niczym samobójcy obrazy. Za co? Ten fanfik nie ma tagu comedy. To jest komedia. Podobnie jak edgy Sombra, który jak chce się napić, to zmienia wodę w cykutę. Swoją droga, z nikim w tym ficzku się tak nie utożsamiałam jak z nim. Takie zabiegi rujnują klimat i sprawiają, że nie da się tego czytać na poważnie. Albo takie piękne zwracanie się do czytelnika i zabiegi literackie jak ten: Słowa mają moc, Kartofelku. Słowa są jak nici, z której zręczny rzemieślnik, artysta bądź ktoś, kto jest jednym i drugim, potrafi stworzyć piękny haft. Wykreować postaci i sceny, nadać im nastrój, stosując odpowiednią linię, odpowiedni splot nici i dobór barw, co pobudza emocję. Nie możesz wypowiedzieć ciszy, ale możesz ją poczuć. Możesz wyjąć słowa, które sprawią, że się ją poczuje. Bo słowa są nie tylko dźwiękiem i nie muszą zostać wypowiedziane, by zaistniały. Słowa są również obrazem, ale przede wszystkim są myślą i stojącą za nią ideą. Pisząc tworzymy coś więcej niż zlepek słów. Pobudzamy umysły, by wykreowały wrażenia. Wrażenia zapachów, smaków, dźwięków, dotyku i obrazu. Strachu, smutku, radości czy nawet miłości. Gramy na klawiszach naszych odbiorców, by to oni powołali naszą muzykę do życia, a jednocześnie sami jesteśmy własnymi odbiorcami. Dlatego tak ważne jest, by nie rujnować nastroju i klimatu oraz nie naciskać złych klawiszy. Udało Ci się jednocześnie uderzać z buta, przelatując obok i naciskać zbyt dużo, przez co zamiast muzyki powstał zwykły chaos. Następnym razem precyzyjnie ustal co chcesz przekazać i uprość to. Czasem mniej znaczy więcej. Np. tutaj: Jakby zostawić pierwszy i trzeci akapit, to byłoby super. Ale istnieje przekombinowany drugi i wszystko psuje. Rozwiązanie tych trzech problemów (troll wstawki, NarratorTM, Lanie wody i pseudogłębokiego bełkotu) wyeliminowałoby większość wad tego opowiadania. Ale czy wszystkie? Nie, ale to już w dużej mierze kwestia gustu, mojego światopoglądu i wieku. Bez urazy, ale wiele postaci brzmiało tu jak edgy nastoletni gimnazjaliści, którzy właśnie przeżywają fazę rozczarowania światem i nie potrafią dostrzec jak bardzo jest on zniuansowany. I że cudze wartości są niekoniecznie gorsze/lepsze, tylko po prostu inne. Chyba że tak miało być, ale nie sądzę. Dlaczego? Ze względu na głównego bohatera. Mój problem z postacią Rafaela Namelessa (poza tym idiotycznym imieniem) jest taki, że nigdy nie trafił na nikogo dość wyszczekanego. Np. podczas rozmowy z dziedziczką stwierdził, że to podejrzane, że nikt nie mówi o jej matce. Nie, to nie jest podejrzane. Czemu? Bo jej od dawna nie ma, co, codziennie mają o niej gadać? Większość kuców powinna na niego, za przeproszeniem, patrzyć jak na głupio mądrego cwaniaczka, przynajmniej dopóki nie zaczną się czary. Wchodzenie z nim w układy też wydaje się mało rozsądne. Do tego koleś jest po prostu dupkiem. Nie mówię tu o Meadow, ona po prostu była idiotką, która dostała to, na co zasłużyła, ale no, jego stosunek do Storm i różnych randomów... Auć. Do tego jego punkt widzenia jest jedynym właściwym i słusznym, i tylko istoty takie jak Przeklęty czy Złodziej mogą tu dyskutować. Ale gupi ten Sombra, że ceni życie Serio, to byłoby okej, gdyby nie to, że zbyt wiele kucyków zapomina języka w gębie, łapią się na jego sztuczki i przytakują mu wtedy, kiedy serio nie mają powodu. Nieco zmieniło się to przy kucu na stacji, przy którym zupełnie się wyłożył. No i strażnicy posiadłości, którzy nie kupili jego głupiej śpiewki. I to było okej, ale... Koniec końców Handlarz musi postawić na swoim. I zadziwiająco chętnie korzysta z magii, kiedy brakuje mu słów. Cóż za hipokryta. Wracając do fabuły, mamy tu parę wątków, z czego wiele bym wywaliła, a inne bym rozwinęła. Powiem tak: Handlarz Słów byłby sto razy lepszym fanfikiem jakby skupiał się na śledztwie Wonderfula i je rozwinął, a wywalił sceny jak Storm robi żarcie Złodziejowi i z nim podróżuje. Backstory Rafaela i Meadow też nie porywa. Ciężko traktować jako wielką tragedię porzucenie (!) i zdradę (!) laski, do której nigdy nic nie czuł, której nigdy nie robił nadziei i która była tylko durną, zakochaną w szefie pracownicą, która przeżywała przez resztę życia, że szef rzucił robotę, wyjechał w Bieszczady i nie czuje potrzeby życia z nią. Do tego stopnia, że dosłownie zawarła umowę z diabłem i sprzedała swoją duszę, by on zmądrzał. Tzn. wrócił do niej na nadgarstkach, mówił, że kocha ją, swoją nudną robotę i marzy tylko o spłodzeniu stada źrebaczków. Kupiłabym to, gdyby Meadow miała piętnaście lat, ale w przypadku dojrzałej klaczy, to jest to po prostu śmieszne. Wątek w rezydencji mógłby być fajny, co prawda domyśliłam się szybko kim jest panienka, ale no... Zakończenie miało potencjał, ale... Zabrakło śledztwa. Co to za wątek kryminalny, w którym nie ma treści procesu? Jest tylko rozwiązanie? I trochę, głównie czczych, rozmów pomiędzy. Inna sprawa, że sekrety panienki też nie były aż tak znaczące, bo no... No stawka zbyt wysoka nie była. I w tym kontekście, też zastanawiam się... Dlaczego to tu w ogóle jest? Jakby z Handlarza Słów zrobić ze trzy różne fanfiki - fanfik o śledztwie u Wonderfulów, fanfik o ziggerze i przeszłości, fanfik o rozliczeniu, to byłoby to dużo lepsze. A tak? Przemieszane z poplątaniem, potraktowane pomacoszemu i połączone często na ślinę i taśmę. Bo czemu to właśnie ta postać została sędzią? Po co im był śmiertelny sędzia? Jeśli chodzi o bohaterów, to moim numerem jeden jest tu Sombra, który może nie jest zbyt kanoniczny, ale po prostu czułam się tu trochę jak on, jeśli chodzi o stosunek do innych postaci i całego świata. Storm też była okej, choć nie wiem do czego prowadził jej wątek i jej toksyczna miłość do Lucyfera (bo to pewnie było jego prawdziwe imię czy inny Samael). Czarodziej i jego córkosyn okej. Biedny zigger, który rzucił niechcący ciekawsze lore w swoich ostatnich słowach, niż reszta fanfika. Meadow jest głupia, Rafael to morderca i hipokryta. Przeklęty istnieje. A Złodziej Dusz? Na pewno nie gra fair, skoro można mu sprzedać cudzą duszę, a i jego bale są naciągane jak stare gacie, jeśli chodzi o ich cenę. Przypominał mi Pana Lusterko z Wiedźmina 3. Przeklęty, przerażający byt nie z tego świata. Okrutny, zły, wypaczony i będący jednocześnie edgy gimnazjalistą. Mimo wszystko uważam, że on i Rafael są siebie warci. Były bibliotekarz stał się bytem na miarę swojego adwersarza. To dwie strony tej samej monety. Królowie pychy, arogancji i hipokryzji. Dwa okrutne typy, od których lepiej się trzymać z daleka. Niech tylko Biała Pani ich dorwie. Ale wiesz co? Polubiłam w zakończeniu to, że Handlarz nie tylko przegrał, ale i jeszcze to jak Złodziej zrobił jego i Meadow z wywiązaniem się z umowy. Aż poczułam do Lucka pewną sympatię, bo to akurat było wyborne. Choć nie mógł ich po prostu niszczyć bez umów? Nie przeszkadzało mu to z postronnymi. Handlarz Słów mógłby być fikiem dobrym, a nawet bardzo dobrym. Ten potencjał jest. Niestety, ale oceniam go na 5/10. Przez auosabotaż oraz przez rozwodnioną i niedopracowaną treść. Bo czasem tu są dobre sceny, są pomysły. Tajemnicze i nawalające się demoniczne kucyki? Ten makabryczny bal? Pewnie. Sekrety? Zagadki? Zbrodnie! Pewnie. Ale błagam, naucz się budować klimat i rozwój wydarzeń. I naucz się upraszczać rzeczy, a jednocześnie dostrzegać różne niuanse. Bo takie rzeczy strasznie rażą, szczególnie przy czymś, co miało być ambitne (i nazywa się Handlarz Słów). Cahan I Jadowita
-
Ok, boomer Zawsze nowe kreskówki zastępowały stare. Nowe filmy zastępują stare. Brzmisz jak pokolenie moich rodziców, które narzekało, że się ogląda jakiegoś Scooby'ego Doo, Bena 10 czy Toma i Jerry'ego, a nie Misia Kolargola czy innego Reksia. Świat się zmienia, to co jest atrakcyjne dla dzieci też. Dla dzieciaka niekoniecznie atrakcyjne będą jakieś starocie z czasów, kiedy prawie nikt nie miał telefonów komórkowych, a komputery to były jakieś wielkie pudła. Współcześni rodzice też niekoniecznie są fanami nadmiernej przemocy i dość okrutnego slapsticku. Nie mówiąc o eksponowaniu cycków, tyłków i tym czerwonym z Krowy i Kurczaka. W ostatnich latach powstało nawet więcej dobrych kreskówek niż kiedyś. Jasne, dalej powstają też ścierwa, ale jednak twórcy częściej stawiają na ciągłość fabularną i inteligentny humor niż kiedyś. Animacja komputerowa pozwala też na lepsze sceny akcji i mniejszy recykling animacji. Swoją drogą - czasem dobrze jest obejrzeć sobie różne bajki z dzieciństwa. Niektórych się serio nie da oglądać. I jeszcze jedno - czy jeśli w kreskówce jest para hetero, to czy to znaczy, że intensywnie jest promowany heteroseksualizm? Bo ten, fajnie, że lesbijki, geje, biseksualni, transpłciowi, interpłciowi (ci to w ogóle, wiesz w ogóle co to oznacza :D?) i aseksualni zostali według ciebie IDEOLOGIĄ. Co to za okropieństwo, że społeczeństwo już nie udaje, że ci ludzie nie istnieją. Jeszcze, tfu, jakieś dzieciaki na wózku pokazują, zamiast w domu chować, no co za okropieństwo... Ich wyniki finansowe mówią co innego Powiem więcej, akurat Disney miał więcej problemów i protestów przez skasowanie serialu z gejami i lesbijkami. I nawet się przyznał, że to może jednak był błąd. Przy okazji był to jeden z najlepszych seriali animowanych w historii seriali animowanych. Czyli walczysz z chochołem, którego nie widziałeś i który nie istnieje? I całe zgorszenie o niewinny żart z okresu - który mógł być niezwiązany z menstruacją, tylko opierać się na dwuznaczności. Wiesz, okres nastroju, ten czas, itd.
-
proszę W spoilerze na końcu masz listę tagów. Oczywiście, nikt nie zabrania korzystania z tagów autorskich. I jeszcze jedno - tagi wpisuj w tytule tematu, a nie w "tagi".
-
Witaj na forum. Nie chcę psuć Ci nastroju, ale przeczytaj swoją nazwę użyszkodnika . Baw się dobrze i nie zapominaj o korzystaniu z przecinków, bo widzę, że masz z tym problem i przez to Twoje wypowiedzi są nieco chaotyczne. I "żecz" się pisze przez RZ. A "w cale" pisze się "wcale". Polecam sprawdzać pisownię w google, jeśli nie masz pewności i nieco przysiąść nad swoimi postami (i edycjami profilu) profilu przed wysłaniem.
-
Ogloszenia i informacje dotyczace fanfikow.
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Po ostatnich perturbacjach z forum odkryłam, że niektóre linki poznikały lub nie działają. Niektóre rzeczy zostały już naprawione, lecz prosiłabym was o zgłaszanie do mnie na PW jeśli coś nie działa (w szczególności linki do fanfików). Możecie też pisać w temacie z takim opowiadaniem. Pragnę również powiedzieć, że [Kompilacja tematów] Ważne, wcześniej przypięte tematy [Szukam fanfika/Spis prereaderów/Poradniki i tak dalej] doczekała się aktualizacji, a uszkodzone linki zostały naprawione. Niestety, Lista fanfików obecnie nie działa, wiemy o problemie i staramy się go rozwiązać. Cały czas pracujemy nad rozwojem i aktywnością działu opowiadań. Wiem, że to, co się działo w związku z problemami z forum mogło zadziałać na wielu z nas demotywująco. Ale liczę na to, drodzy użytkownicy, że będzie już tylko lepiej. I pamiętajcie - to wy napędzacie aktywność. -
[Poradnik] Poradnik stylizacji tekstu i zapisu słowa pisanego
temat napisał nowy post w Archiwum fanfików
Link do poradnika nie działa. Archiwizuję. -
Zepsuta zabawka [NZ] [PL] [Adventure] [Romans] [Sad] [Human] [Angst]
temat napisał nowy post w Archiwum fanfików
Temat przeniesiony do archiwum - linki do opowiadania nie działają. -
[Konkurs]Konkurs Gigant "Spin-off Ultimate Edition"
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Zapomniana historia; Wiedźma; Brodacz - "Wiedźma" jest bliska memu czarnemu sercu, więc tym razem dużo łatwiej mi o porównanie spin offu do opowiadania matki. Muszę powiedzieć, że ten fanfik został moim ulubieńcem w tym konkursie. Jest świetny. Może nie pod względem formy, która mocno kuleje, ale treści. Ze wszystkich nadesłanych tekstów ten najlepiej wykorzystał limit słów i to, co można w nim zrobić. Czy zrobił to idealnie? Nie, myślę, że byłby lepszy jakby dostał odrobinę więcej miejsca, szczególnie pod koniec, gdy widać, że autor musiał się sprężać. Ale to zamknięta, samodzielna opowieść, która się broni, która jest ciekawa i nie zgubiła po drodze puenty. Zwroty fabularne mają sens i zazwyczaj mają jakiś twist - spodziewasz się czegoś i trochę masz rację, a trochę się mylisz. Miło. Gdyby ktoś mi powiedział, że to jakiś niewykorzystany przez Zodiaka rozdział "Wiedźmy", który zalegał mu na dysku od niemal dekady, to bym uwierzyła. Najlepiej podrobiony Zodiak jakiego widziałam. Najbardziej wiedźmowaty wiedźmofik ze wszystkich jakie czytałam. Widać, że autor czuje ten świat i ma zadatki na świetnego pisarza. Bo tak naprawdę, gdyby "Zapomnianą historię" poddać korekcie, to oceniłabym ją na 9/10. Jakby ją poddać korekcie i rozwinąć, to zasłużyłaby na 10/10. Niestety, na dzień dobry widać brak justowania i poprawnego zapisu dialogowego. Za to są półpauzy, wiec przynajmniej tyle. Powtórzenia, błędy interpunkcyjne, składniowe, nieprawidłowa odmiana przez przypadki, a także mieszanie czasów w narracji. Nie jest najgorzej, a korekta nie musiałaby tego poprawiać, korzystając z tłumacza w odróżnieniu od niektórych tekstów nadesłanych na ten konkurs. Gdyby nie to, że w niektórych dialogach naprawdę ciężko skapnąć się kto, co powiedział, to dałabym formie 3/5. Ale tak dam 2/5. Treść jest ciekawa. Ładnie prowadzi czytelnika rok po kroku, od razu chwyta sympatycznymi postaciami oraz tajemnicą. Zaczynasz to czytać i... zupełnie nie wiesz czego się spodziewać, ale w takim dobrym sensie. A potem lecą wskazówki, coraz więcej wskazówek. Początkowo tempo akcji jest w punkt. Zmienia się to w momencie, w którym lady Mirage wraca do miasta. Osobiście wycięłabym atak na kupca, wątek kłusowników i trollicę, by zyskać więcej miejsca na wątek główny. Żeby nie było - scena z trollicą była przezabawna, a wątek pana syrenka nienajgorszy, ale się nie do końca mieściły. Dlatego chyba lepiej wypadłoby gdyby od początku próbowano zrobić z niego kogoś, kogo Eura i Jogał podejrzewają. Z drugiej strony, na to też mogłoby zabraknąć miejsca. Fabuła jest naprawdę spoko. Jest ciekawa, nawet jak się robi nieco przewidywalna, to nie aż tak przewidywalna. To taki sympatyczny fanfik, który ma jakąś niezłą intrygę, ale mimo wszystko jest prosty. Autor też to wie i nie marnuje czasu czytelnika. Daję okejkę. Dla opisów nieco zabrakło miejsca i gdzieniegdzie mi ich brakowało. Ale mimo wszystko tekst miał swój klimat i był to klimat oryginalnej "Wiedźmy". Jednak prawdziwą perłę w koronie stanowią bohaterowie i ich interakcje wraz z dialogami. Złoto i prawdziwa przyjemność. Polubiłam główną trójkę i przeora. Jeśli czegoś żałuję, to to, że na 20 000 słów inni nie mieli większego pola do popisu. Ale scena, w której wiedźma i mnich trafiają razem do łóżka, modlą się i dbają o swoje zdrowie psychiczne... 10/10. Uwielbiam to, bawiłam się wyśmienicie. Fanfik komfortu. Przyczepiłabym się za to do niektórych szczegółów dotyczących działania broni i pancerza. Myślę, że skórzana lamelka mniej ciągnęłaby w wodzie ku dnu niż ciuchy. Nie nasiąka aż tak, a do tego przylega dość ciasno do ciała. No i lekkie to. Interesujące jest to, że Eura walczy flambergiem lub produktem flambergopodobnym (ale porównanie do noża do chleba sprawiło, że skisłam) i nie wiem ile ona ma siły, ale rozciąć tym kolczą jednym cięciem , a potem jeszcze kucyka prawie na pół, to tak nie za bardzo. Ja rozumiem, że Eura jest silna i szybka, ale z jej bronią najlepiej byłoby kolesia w kolczudze: a) zwyczajnie obić b) wybrać miejsce nieosłonięte kolczą c) pchnięcia, zwłaszcza w słabsze miejsca zbroi tego typu Czy flamberg w ogóle rozciąłby kolczugę? Uszkodził pewnie tak, ale raczej nie rozciął. Rzuciła mi się w oko jedna potencjalna dziura fabularna - Eura ma srebrny medalion i srebrny miecz. Czemu one nie działają akurat na nią? Jasne, kopytojeść jest w coś owinięta, ale medalion? Dotyka ich przez ubranie, które jest prawdziwym ubraniem? Nawet przypadkiem nie ruszyła tego? Koniec końców dałabym temu opowiadaniu 6/10. Duży minus za formę. Autorze, jeśli to czytasz, to pisz dalej. Wbiaj na Discorda Klubu Konesera Polskiego Fanfika, znajdź sobie korektę i czytelników. Zasługujesz. Jak oceniam cały konkurs? Zadziwiająco dużo tekstów (choć większość zapewnił Sun). Poziom niestety ciągnięty w dół przez formę. Dużo problemów związanych z gospodarowaniem dostępnym limitem słów. A także z nadaniem tekstom "tego czegoś". Często brakowało puenty, celu, poczucia, że autor próbował coś przekazać. Jakbym to ja oceniała ten konkurs, to wyniki wyglądałyby tak: 1. Odprawa na skraju nowego jutra; Mordecz 7/10 2. Zapomniana historia; Brodacz 6/10 3. Poszukiwania/Pościg (to tak naprawdę jeden fanfik!); Sun 6/10 każde 4. Spółkując z wrogiem; Sun 6/10 5. Dyliżans; Sun 5/10 6. Jak złapać dwóch bandytów w barze. Poradnik praktyczny.; Diamond 3/10 A czemu tak? Bo dla mnie treść >>> forma. Co z tego, że opakowanie jest piękne, jeśli zawartość #nikogo? Wszystkim konkursowiczom życzę powodzenia w pisaniu fanfików, dużo czytelników, komentarzy i ocen od naszego sprawiedliwego, wielkiego i świątobliwego jury^^ Cahan I Jadowita -
[Konkurs]Konkurs Gigant "Spin-off Ultimate Edition"
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Jak złapać dwóch bandytów w barze. Poradnik praktyczny.; Wredna szóstka na dzikim zachodzie; Diamond - o matko i córko, o bogowie rogaci... Dobra, obiecałam, że będę grzeczna. No i już się poznęcałam w Klubie Konesera Polskiego Fanfika . Gdybym napisała, że nie wiem, co tu się zadziało, to bym skłamała. Ja aż za dobrze wiem, co tu się stało, ale ciężko mi uwierzyć, że do tego doszło. Bo widzicie, celem tych konkursów literackich jest napisanie fanfika, który nie tylko spełnia warunki, w tym mieści się w widełkach słów, ale i wie jak te widełki wykorzystać. Diamond tego nie zrobił i na 24 stronach nie tylko nie wykorzystał nawet połowy limitu, ale... UPCHNĄŁ FABUŁĘ NA GRUBĄ KSIĄŻKĘ. Albo i na parę książek, bo poszczególne fragmenty wyglądają jakby przybyły z innych parafii. Autor chciał mieć ciastko i zjeść ciastko. A może mieć eklerki, ale też kisiel? I doprawił to wszystko chłodnikiem, bo czemu nie? Ale zacznijmy od formy, bo tu jest mniej do gadania. Jest po prostu zła. Dziwna składnia, dziwne zdania, czasem dosłownie niezrozumiałe akapity, które czytałam po kilka razy, bo nie trzymały się jakichkolwiek zasad gramatyki. Błędy zapisu dialogowego? Są! Interpunkcja? Jaka interpunkcja? Okej, widziałam dużo gorzej napisane rzeczy, serio. Jest justowanie, są półpauzy, są wcięcia. I inne błędy też mogły być gorsze. Ale to się naprawdę czytało ciężko. Język jest... Jest okropny. Pasowałby, gdyby to wszystko była randomowa komedia, licząca najwyżej dziesięć stron. W innym razie nie dość, że jest dziwny, to wygląda jak coś wyjętego z gimnazjum, zwłaszcza w dialogach. Autor chciał być zabawny. Nie był. Do tego masa powtórzeń i dziwacznych określeń. Rozumiem, że część pochodzi z serii Suna, ale "skrzydlaty osobnik" czy ciągłe "bohater" nie brzmią dobrze. Całość prezentuje się jakby ktoś zmiksował internetową pastę, bardzo randomową komedyjkę, normalne, opowiadanie, powieść przygodową typu Robinson Crusoe, a z każdej tych rzeczy wyciął fragmenty. Potem wyciął połowę akapitów. A jeszcze potem niektóre z tych, które zostały, przepuścił przez google translator. Jakieś pięć razy. I zastanawiałam się jak do tego doszło, że... Część tych kawałków jest okej. Jest lepiej napisana niż pozostałe. Tylko zwyczajnie do nich nie pasuje. I doszłam do wniosku, że prawdopodobniej to, co wyszłoby nawet, nawet było pisane o bardziej ludzkiej porze, trochę przeleżało na dysku i nie powstawało po nocach pod wpływem melisy. Najdziwniejsze jest to, że praca została oddana na długo przed terminem. Czyli był czas, by to przeczytać kilka razy. Dać temu przeleżeć i zrobić to, co zrobić należało. Czyli co? 1. Zdecydować się na jednolity styl i otagować to dobrze nawet i dla siebie. Jakie uczucia w czytelniku ma wzbudzać ta historia? 2. Określić ile jest przestrzeni na przedstawienie historii. Około 60 stron. W sam raz na jeden wątek główny i może ze dwa małe poboczne. Nie więcej. Z tego wszystkiego zostawiłabym początkową i końcową scenę w barze oraz może tę opowieść o tym miasteczku, w którym bandyci porwali tego smarkacza. Tylko napisałabym to porządnie. Ewentualnie iść drogą randomowej komedii, ale taki fanfik nie może być długi. Szybko, konkretnie i z jajem. Bo niektóre żarty byłyby naprawdę dobre, gdyby nie to, że podbudowa i opakowanie były fatalne. 3. Ustylizować to wszystko na opowieść. W ten sposób można łatwo zaoszczędzić na objętości i przedstawić długą opowieść na paru stronach, ale jednocześnie tak, że nie wygląda to dziwnie. 4. Przeczytać to kilka razy i zastanowić się, czy sobie nie zaprzeczasz. 5. Zmienić tytuł na taki, który nie spoileruje zakończenia. Fabuła nie pędzi, ona zaiwania jak Messerschmitt. Zaczyna się niewinnie, jakiś kuc opowiada historię w saloonie. I mówi o jakimś BOHATERZETM, o jego bardzo głupim backstory, które sprawdziłoby się w randomowej komedyjce. Ale niestety, bardzo szybko złudzenia się rozwiewają i odkrywamy, że to chyba tak na serio. BohaterTM zabija jakichś kolesi, którzy chcieli zgwałcić jakąś przypadkową babeczkę. I wtedy przyszli strażnicy, którzy zaoferowali mu łapówę za to, że on... pozwoli im zgwałcić tę kobietę. No i myślę sobie: no straszni debile. Nie mogliby, nie wiem, przejąć sprawy, poczekać aż BohaterTM sobie pójdzie i wtedy ją zgwałcić? Gwałcenie jest bardzo złe, podobnie jak korupcja, ale no... Dlatego źli strażnicy również zostali zabici. I wtedy na BohateraTM rzuciło się pół miasteczka, inni strażnicy, więc uciekł na statek, na który się załadował, tak, że nikt się nie skapnął i myślał, że przez cały rejs żodyn nie zauważy, że ktoś sika i robi kupę w ładowni. Potem jest sztorm i atak piratów. Załogę zabili, ale niestety Flaira odstawili na ląd. Co prawda nago, ale no... Te emocje, te wybuchy, a nie, czekaj, to trwało... DWIE I PÓŁ STRONY. Ale potem znalazł powóz i bezgłowego trupa, którego na szczęście ograbili bardzo niekompetentni bandyci (wszyscy w tym fanfiku tacy są) i nie zauważyli, że koleś ma 100 mln bitów w portfelu i bardzo wypasiony rewolwer oraz ciuchy. A potem trup wyznaczył kolesiowi nową drogę życia oraz mapę regionu. Z zaświatów, no bo skąd? Poszedł zjeść do baru, ale usłyszał strzały, a tam... BANDYCI NA NITROCYKLACH! Pif, paf i półtora zburzonego budynku później, ludzie się cieszą (dobra, to przesada, tam się wszystko dzieje naprawdę szybko), poza jednym gościem, który ma pretensje, że tak jakby Flair rozwalił mu dom. I w pierwszej chwili myślę sobie: no nareszcie. Nikt normalny nie piałby z zachwytu po tym jak bohater rozwalił kawał wiochy, bo gonił jakichś gości z workiem. Ale wtedy... . . . . Z RUIN DOMU GRUBEGO I WREDNEGO SOŁTYSA WYBIEGŁY DZIECI! CAŁE STADA DZIECI. BO TO PEDOFIL I HANDLARZ DZIEĆMI BYŁ. Ale luz, to nawet strony nie zajęło. Rodzice są wdzięczni, że widzą swoje dawno niewidziane pociechy, nikt o niczym nie wie... Ta mieścina ma pięć domów na krzyż, Diamond, pls. To wydarzenie umocniło we Flairze pragnienie zostania szeryfem i wyruszył na zdobycznym nitrocyklu, nie wiedząc od czego te guziczki i co znaczą te cyferki, ale hej, nie zabił się. I znalazł przydupasa. Któremu w kolejnym mieście dał bardzo dużo pieniędzy, więc go porwali. Sam kupił nowy nitrocykl typu "nie stać cię, ale podrzędny mechanik i tak go sprzedaje w ostatniej dziurze takiej jak ta". Dalej cała akcja z bandytami, na których w końcu zrzucił piryt i coś tam postrzelał, później do tego wrócę... A i fanfik się kończy, znowu jesteśmy w barze i okazuje się, że to była przykrywka, bo kiedy narrator gadał, to słuchacze się upijali, a pijani byli łatwiejsi. Do zamknięcia w pace. I to zakończenie byłoby spoko. Fajna klamra fabularna. Szkoda, że tytuł to zaspoilerował. I szkoda, że opowieść urwała się w takim miejscu. Tak trochę z czapy. A teraz pomówmy o bohaterach. Są głupi. Są bardzo głupi. A najgłupszy jest główny bohater, który jest pisany jakby był i tak mądrzejszy i sprytniejszy od wszystkich w okolicy. Ale nie jest, po prostu otaczający go ludzie mają inteligencję godną rozwielitki. No dobrze, przesadziłam. Najwyżej eugleny zielonej. Koleś mówi wszystkim, że jest bogaty, ma hajs przy sobie, stać go, a w sumie ten dzieciak, to jego yeeee... siostrzeniec. A potem jeszcze czekając na wymianę hajsu na jeńca... UCINA SOBIE DRZEMKĘ. Jakby miejscowi bandyci byli choć odrobinę bardziej kompetentni, to by go zabili we śnie, zabrali ten magiczny portfel Hermiony Granger i 100 000 000 bitów (co prawda 200 bitów to bardzo dużo, ale czesne w jakiejś podrzędnej szkole dla szeryfów wynosi te sto milionów ) i tyle by go widzieli. Ale oni gupi byli i pewnie nigdy w życiu na oczy złota nie widzieli. Mój drogi Diamondzie: 1. Szajka mieszka w okolicach miasteczka, koło której była kopalnia pirytu, który ktoś wziął za złoto. Takie wieści szybko się rozchodzą, więc raczej widzieli już wcześniej złoto głupców. 2. Ja wiem, że to Sunowo, ale... Dawno, dawno temu monety miały pokrycie w złocie. I często były złote. I nierzadko je podrabiano. Ale złoto jest dość miękkie, wiec ludzie mieli sposoby na wykrycie podróbek. Także bardzo bym się zdziwiła jakby ta banda dała się tak łatwo nabrać na piryt. Nawet jeśli on przyniósł dobrze oczyszczony urobek, to... Piryt naprawdę nie wygląda jak samorodek złota. 3. Szajka mogłaby się na to nabrać, ale nie mogłaby być miejscowa. A sądząc po ekonomii w tym opowiadaniu, to powinni widzieć mnóstwo złota. Całej biografii Flair Minta nawet nie skomentuję. Jeśli ktoś jest ciekaw, to niech sam to przeczyta. Ale trochę głupio, że koleś, który jest najlepszym strzelcem w fanfiku twierdzi, że sam nauczy się strzelać i łapać bandytów. I potrzebuje szkoły dla szeryfów, by nauczyć się pisać i czytać, bo ze szkoły go wywalili (i wcisnęli kit jego rodziców, że on już wszystko umie). Jak na analfabetę, to zadziwiająco sprawnie liczy kasę. Ci rodzice też mądrzy, że nie zauważyli, że ich syn jest niepiśmienny. Ale zdolny był, dozorcą kopalni został . Daję temu 3/10. 2 za formę, bo widziałam gorsze. 1 za wstęp i zakończenie. Strasznie zmęczyło mnie to opowiadanie. Potraktuj to jako lekcję i wyciągnij z niej wnioski. Pisz dalej, pisz dużo, ale na bogów, myśl przy tym. Okiełznaj swój wewnętrzny chaos, bo to nie pierwszy raz. Jasne, od czasu publikacji tego opowiadania minęło trochę czasu i możliwe, że problem już nie występuje. Ale jakoś w to nie wierzę. Jesteśmy zrodzeni z błędów, jesteśmy ludźmi przez błędy i jesteśmy zniszczeni przez błędy. Strzeż się starych błędów. Na bogów, strzeż się, Diamond. Wiedźmofika już przeczytałam, ale komentarz później. Razem z fanowskim podsumowaniem tego konkursu. -
[Konkurs]Konkurs Gigant "Spin-off Ultimate Edition"
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Wiesz co? Wątpię, bym obczaiła inne, nie dlatego, że Ci nie wierzę, tylko po prostu nie lubię anthro, westernu i steampunku. Nawet po lekturze "Dyliżansu" dostrzegam co fani tych fanfików w nich widzą.Ale ufam Ci, że to faktycznie może być słabsza odsłona serii i chyba wiem dlaczego - wspomniałeś, że lepiej działają te o backstory. To to ma sens, to faktycznie powinno lepiej się sprawdzić w takiej formule niż coś, co w praktyce jest komedią, której cały żart spalono na początku, a i dalej nie poprowadzono go najlepiej, za to rozwleczono do naprawdę sporych rozdziałów. Tu po prostu nie ma ciekawych informacji, a to opowiadanie powinna przecież ciągnąć akcja! Ale dobrze, czas skończyć z Sunem, bo przeczytałam resztę jego tekstów konkursowych i mam dobre wieści. Podeszły mi znacznie bardziej niż "Dyliżans", nie powiem, by mnie zachwyciły, ale przekroczyły moje oczekiwania zważywszy na to do czego są to spin offy. I zgrzyty, poza formą, wynikały przede wszystkim z wad materiału źródłowego. Można więc pochwalić autora, że oddał go w miarę wiernie, a jednocześnie dodał coś od siebie i nawet poprawił (szczególnie mówię o Spółkując z wrogiem). Dwa ficzki stalkerowe (Stalker: Equestria Girls: Najemnicy [jakieś tagi] Poszukiwania, Stalker Equestria Girls: Najemnicy [jakieś tagi] Pogoń; autor Sun; spin offy do S.T.A.L.K.E.R.: Equestria Girls - Spełniacz Życzeń) ocenię tak jakby razem, bo są tak naprawdę jednym i tym samym opowiadaniem, tylko podzielonym na dwie części. Jakbym oceniała ten konkurs, to ucięłabym za to punkty, bo samodzielnie są niekompletne. Ale świat jest ten sam, formuła i wady też. Zacznijmy od tego, że nie czytałam fika Grento, ani nie grałam w S.T.A.L.K.E.R.y (tak to się odmienia?), więc na początku czułam się bardzo zagubiona, dzięki czemu odkryłam wiki do tej serii gier i sobie trochę poczytałam, by bardziej jarzyć o czym ja w ogóle czytam. Zaznaczę, że nie będę marudzić i komentować na sam świat Stalkera i logikę tego świata, bo wiem, że to bez sensu, szczególnie w przypadku opowiadania, które jest spin offem do opowiadania, które jest crossoverem z niezbyt mądrą grą. Ale przyznam, że to czasami drażniło. No bo po kiego grzyba oni się pchają do tej zonie i w niej siedzą? Jakim cudem dalej tam znajdują itemki, skoro to wszystko przeczesane (i ten fanfik jest tego świadomy) i czemu jeszcze tych mobków nie wybili? Tylko no, tak jak w przypadku Fallouta, tak i tu widać, że miało być jak w grze, a w grę ma się dobrze grać, a mechaniki być przyjemne. Ale wraz z wiki dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy ... A tak serio, to to, że pewne rzeczy dosłownie wyglądają jakby autor pisał to z odpalonym opisem na wiki na zasadzie "przepiszę podręcznik do mojej prezki na zajęcia". I tę formę ekspozycji było czuć, bo brzmiała sztucznie. Jakieś potwory o dziwnych nazwach, ale bez jakiegoś dobrego subtelnego wprowadzenia czytelnika czym one są, jak wyglądają i w ogóle. No, tego zabrakło. Jasne, wiadomo, że nie chcę serii chamskich opisów każdego potworka na dzień dobry, ale były okazje, by przemycić tę wiedzę w jakiś subtelny sposób, który nie raziłby nawet znawców opowiadania matki i gier. Bo zarówno mamy narratorkę, która może coś wspominać czy o czymś myśleć, jak i młodego, któremu można wyjaśnić jak się sprawy mają. Tylko błagam, nie opisem z wiki. W ogóle z tymi opisami to ciekawa sprawa, bo w wielu aspektach ich brakowało (otoczenie przez większość czasu, potworki, postacie), a w innych były bardzo szczegółowe - budynki, sprawy techniczne, broń... Jeśli chodzi o postacie, to wszystkie były spoko. Ale Wilk to self insert jak nic . Nie przeszkadza mi to jakby co. Całą główną drużynę da się lubić, są spoko. Choć chyba Gwiazdka i Sikorka najbardziej skradły mą sympatię. Nie oceniam tych kanonicznych w kontekście kanoniczności, bo kiedy ostatnio widzieliśmy Lunę, Scoot, Rainbow czy Apple Bloom (trochę skisłam, że zrobiłeś z niej prostytutkę, aż żałuję, że nie pociągnąłeś tego wątku dalej, bo chciałabym posłuchać jak Lun... Gwiazdka ją ochrzania), to było na długo przed wydarzeniami w fiku. O Rumble'u i jego bracie czy jarającej z drzewami nie wspominając. Nie ucieszyło mnie zbytnio spotkanie z Deliktywą, ona jest w fiku matce? Ale ja po prostu mam alergię na tę OCkę. MImo wszystko... w tym Stalkerze była okej. Za to dialogi wypadają już gorzej. Nie są złe, ale czasami wydają się sztuczne. Pełne ekspozycji na siłę, czy paru słów za dużo, które są jakby skierowane do czytelnika, a nie do innych bohaterów. No i Gaduła. Gaduła nie jest zły jako postać per se, ale w dialogach czasami wypada jak taki NPC z drużyny RPG, który jest zaprogramowany, by zawsze musiał walnąć anegdotkę z życia. W każdej sytuacji, co pięć sekund. Tempo akcji oceniam zdecydowanie na plus. Czytało się to naprawdę fajnie, lekko i nie nudziło. A i fabuła mnie wciągnęła. W sumie osobiście rozwinęłabym to o parę scen - rozmowa z Apple Bloom, powrót do Skadowska i dokładne info od kolesia. Za to chyba usunęłabym starcie z pijawami. Początkowo jak nie mogli znaleźć wszystkich, to liczyłam, że one jeszcze wrócą i coś zrobią? Szczególnie, że mają potencjał na bycie naprawdę paskudnymi, wrednymi stworami i dobrą, horrorową sekwencję, a nie 2 minuty nawalanki. W ogóle napięcie i uczucie zagrożenia czasami szwankowały, choć jednocześnie nie było poczucia, że bohaterowie są nieśmiertelni, mimo że leczą się jak w grze komputerowej i tak naprawdę, to dziwne, że jeszcze żyją. Chciałabym też wiedzieć, co z tym lasem, do którego nie wolno wchodzić. Ale może to ma związek z fikiem Grento? Ale mam problem z podziałem. W "Poszukiwaniach" brakuje jakiejś konkluzji. Fanfik po prostu urywa się w dość meh momencie. I nie jest to oneshot, to jest po prostu rozdział wielorozdziałowca. Ot, mają 2 misje główne: znaleźć Celestię i Scootaloo oraz poboczne. Wykonują poboczne, dostają jakieś info i idą dalej, brak większego progresu, brak konkluzji. Oneshot jako samodzielne opowiadanie lub część serii powinien coś przekazać bez wsparcia innych historii. I tego tu nie ma. A potem dostajemy "Pogoń", Rumble chce ksywkę, a jeszcze nie ma i za chwilę ją dostaje, rozmowy, trochę backstory i zakończenie questa Scootaloo. W międzyczasie walki i w sumie niewiele więcej. Naprawdę, fajnie byłoby zobaczyć rozwinięcie. W ogóle myślę, że z tego byłby bardzo spoko wielorozdziałowiec, który z chęcią bym czytała. W każdym razie, zakończenie było akurat takie sobie. Scoot się znalazła, ale nie chce wracać do domu, bo Rainbow Dash to jej siostra, ją wychowują ciotki, które chcą tylko hajs od rodziców młodej, a starzy w tym czasie balują po świecie jako gwiazdy kanałów przyrodniczych. Pada tu bardzo absurdalny dialog o aborcji, ale Gwiazdka odpuszcza i przystaje na plan Wilka z podłożeniem trupa. Misja udana, obiekt nie żyje... Czemu mnie to drażni? 1. Scoot jest bardzo, bardzo młoda i okej, jej rodzice nie należą do zaangażowanych i najbardziej kochających, ale ciotki jednak jako tako o nią dbały i się nie znęcały. I studia czy nawet warsztat motocyklowy brzmią znacznie lepiej niż zona, w której prawdopodobnie dziewczyna nie przeżyje następnego roku. Nie wiem, czy na miejscu Luny uwierzyłabym zbuntowanej nastolatce, zapatrzoną w Rainbow jak w obrazek. Bo mimo wszystko, opis tych ciotek nie brzmiał tak źle. I nie zdziwiłabym się jakby Scoot wróciła do domu, obgadała sprawy z rodziną, poszła na terapię, przejrzała na oczy i doszła do wniosku, że ta zona to jednak głupota była. 2. Pół zony wie, że jest taka jedna i wygląda właśnie tak i nazywa się Scootaloo - choćby i przez poszukiwania Gwiazdki. Na miejscu Szakala bym była wściekła, jakbym odkryła, że dziwnym trafem martwa Scootaloo biega sobie w barwach Wolności. Forma jest jak na Suna kiepska. To nie znaczy, że jest fatalna-fatalna, ale dostrzegłam naprawdę sporo błędów różnej maści. Jakieś znaki, literówki, urwane słowa, dziwne zdania, zła odmiana... Myślę, że jakby autor przeczytał to ze dwa razy, to większość wyłapałby samodzielnie. W każdym razie, "Poszukiwaniom" dałabym 6/10, "Pościgowi" też 6/10. Jakby nie były osobno, tylko razem to 7/10 (gdzie 2 punkty odjęłam za formę). Dobre ficzki, ale niech to dostanie korektę. A morał jest taki: dzieci, nie uciekajcie z domu, bo skończycie jako trupy, anarchiści (którzy będą trupami) lub prostytutki. Spółkując z wrogiem; Kryształowe Oblężenie; Sun - tytuł naprawdę wskazuje na clopa. KO częściowo czytałam, więc tym razem przynajmniej wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Nie znam za to "Kto handluje, ten żyje". A jak to oceniam? Bardzo spoko. Też wydawało mi się nieco niekompletne, jakby w całej tej przygodzie czegoś zabrakło albo była ona rozdziałem wielorozdziałowca. Ale przypominało mi to trochę literaturę o II wojnie światowej. I to bardziej niż KO. Z KO też miało pewne rzeczy, ale bardzo ograniczyło ten poziom braku logiki i oderwania od wszystkiego. Choć kwestia alkoholu mnie rozwaliła i odniosłam wrażenie, że autor też się skapnął, że to NIE MA SENSU. Bo kaj żyli ci Equestrianie, że nie wiedzieli, że sombryjczycy piją na potęgę? Pod kamieniem czy na wojnie i pod okupacją?! Chyba to pierwsze. Ale, postaci są okej, fabuła jest okej, podoba mi się jak jest przeprowadzony cały proces, bohaterowie też spoko. Nie jestem pewna ku czemu służył wątek z grupą Misia, bo chyba niczego nie wniósł do tego konkretnego opowiadania, ale ucieszyła mnie jego śmierć. W każdym razie uważam, że to naprawdę dobry spin off do KO, który jednocześnie nie gubi ducha oryginału, ale też jest od niego zwyczajnie dużo lepszy. Spoko fanfik. Forma lepsza niż w stalkerowych, ale do ideału jej jednak trochę brakuje. Dałabym temu 6/10. Moje opinie odnośnie dwóch ostatnich fanfików pojawią się w swoim czasie (czyli wkrótce). -
[Konkurs]Konkurs Gigant "Spin-off Ultimate Edition"
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Ponieważ minął prawie rok, a opowiadania konkursowe nie doczekały się ocen, komentarzy, ani publikacji poza konkursem... Zdecydowałam się je przeczytać i niewiążąco ocenić. Niewiążąco, ponieważ nie sędziuję w tym konkursie, więc wszystko, co tu napiszę potraktujcie jako przemyślenia koleżanki po piórze. Odprawa na skraju nowego jutra; Opowieści Żałobnego Miasta; Mordecz - zacznę od tego, że nie czytałam fika matki, ale po tym tekście zastanawiam się, czy tego nie zrobić, choć moje uczucia są mieszane. Postawmy sprawę jasno: podobało mi się, fabuła i sam świat wydają się interesujące, ale styl autora jest bardzo specyficzny i męczący. Część z zebrzą urzędniczką czytało się świetnie, ale sam wstęp? Dziwny język, przekombinowane zdania i humor, który częściej pudłował niż trafiał. Ale jak już trafiał, to w punkt. Fanfik ma tag [comedy], ale szczerze mówiąc nie był zbyt komediowy. Raczej określiłabym to jako slice of life. Nie wiem czym jest to Żałobne Miasto, poza tym, że najwyraźniej jak się tam trafi, to jest się martwym dla świata i chyba zarządzają nim zebry, których cywilizacja najwyraźniej dawno przewyższyła tę należącą do kucyków. Z jakiegoś powodu ma też chyba jakąś umowę z Equestrią i stanowi swego rodzaju ściek, do którego trafiają polityczni i inni uchodźcy. Przed czym dokładnie? Trudno powiedzieć, ale mam wrażenie, że Kucykoziemia w mordeczwersum jest trochę jak Oceania z Roku 1984. Tylko zamiast partii masz szlachtę i wiarę w Celestię. Aż chciałoby się więcej dowiedzieć o świecie. Sam bohater o mało kucykowym imieniu (podobnie jak inne postaci) w ogóle mnie nie zainteresował. Jest tylko nudnym narzędziem, które zapoznaje czytelnika z otoczeniem. I wydaje mi się, że to dobry fanfik zapoznawczy. Forma jest całkiem okej, choć niektóre zdania nie były zbyt poprawne, a i przyłapałam autora na paru błędach zapisu dialogowego. Jakbym miała ocenić całość, to dałabym "Odprawie na skraju nowego jutra" solidne 7/10. Jest okej, jest napisane całkiem kompetentnie, ale żarty często były nietrafione, a i fabuła szczególnie nie porwała. To po prostu kawałek intrygującego świata, z którym się płynie, ale niekoniecznie coś sprawdzającego się jako samodzielny fanfik. Czy daje radę pod tym względem? Owszem, ale nie jest wybitne. Dyliżans; Wredna szóstka na dzikim zachodzie; Sun - nie przypominam sobie, bym wcześniej czytała cokolwiek z tej serii, bo zarówno anthro jak i dziki zachód zbytnio do mnie nie przemawiają, ale nie wydaje mi się, bym coś zyskała, znając resztę serii. "Dyliżans" ma 51 stron, nie ma za to tagu [comedy] i jedyne co mi się tu nasuwa, to pytanie: DLACZEGO?! Zacznijmy od tego, że cały dowcip jest zaspoilerowany zarówno w opisie opowiadania jak i we wstępie do niego. Wstęp i zakończenie są stylizowane na narratora, który opowiada historię, która zdarzyła się kiedyś na dzikim zachodzie. Problem w tym, że skoro ten narrator powiedział nam to już na pierwszych stronach... to po co cała reszta? Moim zdaniem fanfik byłby lepszy, gdyby te fragmenty wywalić i zmienić opis na mniej spoilerujący, a całą sytuację na mniej oczywistą niż "goście wzięli napad za atrakcję turystyczną". Okej, ale co z resztą? Wydaje mi się, że "Dyliżans" bardziej sprawdziłby się w formie kreskówki, a nie tekstu, bo humor opiera się w dużej mierze na slapsticku. Czytanie jak komuś coś wybucha na twarz jest mniej śmieszne niż oglądanie tego. Bohaterki są zdecydowanie ooc w stosunku do serialowych odpowiedników, ale to jest okej. Odróżniają się od siebie, ale jest jedno ALE. Mam wrażenie, że jest ich zwyczajnie za dużo. Cały początek wydawał się napisany na siłę, by pokazać, że to są Twilight, Rarity, Rainbow, Pinkie, Background Pony i Fluttershy. Tylko to brzmiało strasznie nienaturalnie. Podobnie jak parę innych dialogów, będących ekspozycją. Sama fabuła, która kręci się wokół jednego pomysłu, który nie jest w stanie jej pociągnąć przez 51 stron jest momentami głupia. Jak chociażby to, że bandytki nie wiedzą co zrobić i wydają się być całą sytuacją wręcz przestraszne. Przecież to krwiożercze bandytki, które zabiły bez problemu parę kuców, więc czemu mają problem z zabiciem turystów, zgarnięciem fantów i przejściem nad tym do porządku dziennego? Niby Twilight na końcu mówi coś o wyrzutach sumienia, ale wyglądało to bardziej jakbyś próbował na siłę uzasadnić to, co piszesz. Bardziej by mnie przekonało jakby postanowiły zrobić to dla zabawy oraz sławy i tyle. Brakowało mi też trochę opisów i klimatów. Nie miałam poczucia, że to western, miałam wrażenie, że tam nie ma żadnej prerii, tylko jakaś pustynia, po której Gucio i Cezar chodzą przez 5 odcinków. Są bohaterowie, jest powóz i poza tym nie ma nic. Forma jest nienajgorsza, ale jest sporo literówek, urwanych słów, zdań, porzuconych słów itd. Daję temu 5/10. Byłoby więcej jakby tekst bardziej wiedział czym chce być. Bo to nie jest tak, że sam pomysł był zły. Po prostu tempa i sposób jego realizacji nie wyszedł. "Dyliżans" to przykład bardzo przeciągniętego żartu, który został spalony już na starcie. Może i nie ma tagu [comedy], ale ewidentnie próbował komedią być. I to się mogło udać, ale w zmienionej, okrojonej formie. Ciąg dalszy nastąpi^^ -
Trucizna w naszych żyłach [NZ][Political][Slice of life][Dark]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Rozdział XII był świetny. Poruszył nowy wątek, wprowadził żonę Bronze Fista, zebrę Nahilę, pojawiły się też najmłodsze alikorny w Irydusze, ale te w sumie nic tu nie zrobiły. Ale przede wszystkim lubię ten rozdział jako intrygę, z jednej strony zamkniętą, a z drugiej połączoną ze wszystkim. To jest po prostu tak zgrabnie skomponowane. Począwszy od tego, że Nahila rozmawiała wcześniej z Grace i wygadała się Anemone o byczku, co dało czas tej drugiej, by skapnąć się, co jest na rzeczy. Jej plan mógłby nie wypalić, gdyby krowa spotkała się z nią jako pierwsza. No i cała umowa z Forlorn. W sumie z tego wszystkiego, to rozmowa Morrowinda i Forlon była najciekawsza. Trudno powiedzieć, co z tego kazała jej powiedzieć Anemone, ale wydaje mi się, że większość. Jasne, Forlorn sporo zaimprowizowała i przynajmniej jej emocje były szczere, ale nie można traktować każdej jej wypowiedzi jako prawdy. 1. Anemone w zasadzie nie oszukała Selene. 2. To nie Anemone schrzaniła obietnicę daną Forlorn Hope, o czym ta druga doskonale wie. 3. Mimo wszystko wątpię, by Anemone sobie radośnie pobiła Forlorn AŻ TAK. Chyba że zaatakowana. Forlorn jest niestabilna psychicznie, ale nie głupia czy naiwna, więc musi sobie zdawać sprawę przynajmniej z punktu 2. Jej reakcja na rewelacje o ślubie też wydawała się szczera. Zbyt prawdziwa, jak na kogoś, kto wierzył szczerze, że to serio robota Anemone. Szczególnie, że raczej wiedziała, że ta stoi za drzwiami i słucha. I okej, od początku wydawało mi się jasne, że tego nie zrobili grogaryci. Grogarytom byłoby cholernie ciężko dostać się do pałacu, choćby dlatego, że nie są kucykami, więc nie daliby rady się tam dostać. Nie w ówczesnej stolicy. Zastanawiające jest jednak to, że Forlorn podejrzewała, że to mogli być oni. Gdzie ona wtedy była? Czy nie powinna być zaproszona na miejscu? I jeśli to pytanie pochodziło od Anemone... Wiemy, że ta nie wierzyła w grogarytów, ale raczej też nie widziała KTO. Czemu miałaby pytać, jeśli to ona? I w takim razie, kto? Cóż, kandydatów jest dwóch. Helios i Silver Horn. Helios mógłby chcieć się po prostu pozbyć swojej despotycznej i rąbniętej matki, bo ewidentnie miał już dość jej rządów. Rodzice Selene, Forlorn, Emeralda i bliźniaków mogli zginąć przez przypadek. Albo by coś ukryć. Lub wprost przeciwnie, zasiać podejrzenia. Bo mimo wszystko, wątpię, by to był Helios. Są dużo lepsze sposoby na zabicie własnej matki niż zamach. Pewniejsze. W takim razie kto? I tu odpowiedź nasuwa się sama, a rozdział XIII zdaje się ją potwierdzać. Silver Horn. Już wcześniej wiedzieliśmy, że coś knuje, nie jest wcale taki lojalny wobec Heliosa i jest kimś ważnym w innej frakcji. Czy jest jej szefem? Być może. Na potrzeby tego posta tak załóżmy. Śmiertelnym kucykom jest raczej ciężko tak po prostu sprzątnąć alikorna, ale innym alikornom... Dla kogoś takiego najbardziej opłaca się nie tylko zabić parę sztuk, ale sprawić, że pozostałe wybiją się nawzajem. I Crescent, i Anemone nie były przekonane do oficjalnej wersji z grogarytami. Stawiam, że sprawców nigdy nie złapano, były to kucyki, które wzięły broń zdobytą na grogarytach. No bo czemu Oblivion miałby o tym kłamać? Przecież wcześniej się przyznali. Nic na tym nie zyskiwał. Szczególnie, że Skyrim nie był zbyt bystrym bykiem. Nie dowiedział się, że Anemone nie kupi tak po prostu krokodyli, a krokodyle nie prowadzą szczególnie osiadłego trybu życia, by nagle polować tylko w jednym miejscu na całej rzece. No i cały jego plan, by walnął jakby Anemone wróciła z Bronze Fistem, a ani on, ani Grace nie mogli wiedzieć, że nie wróci. No i czemu alikornia władczyni miałaby osobiście eskortować poddaną? Ale łapię, Elsweyr był zdesperowany. No i podejrzewam, że w rzeczywistości mógł zastawić więcej pułapek na Anemone niż goście pod domem. Możliwe, że całe Polemistopolis (czy jak mu tam) to przynęta. Tego dowiemy się w kolejnych odcinkach... Swoją drogą - Nahila wydaje się być wyjątkowo niewinną i sympatyczną postacią. I kimś, kto ma pewność siebie zmiażdżoną przez toksyczną rodzinę i otoczenie. Ale nie jest przy tym durna i wkurzająca. Rozdział XIII kontynuuje wątki z Irydusze i rozwija postacie bliźniąt. I powiem tak - Peaceful to taka lepsza wersja Selene, a Dusty Storm to lepszy Emerald Heart. Jakie te smarkacze wydają się ogarnięte na tle starszego rodzeństwa. Robią co do nich należy, wiedzą, kiedy jest, a kiedy nie jest czas na kłótnie i na zadawanie pytań. Ale nie to jest ważne. Istotna jest rozmowa Anemone z Crescent Dawn, a następnie Selene. I Silver Horn. Zacznijmy od tego, że nie do końca pojmuję, co próbuje uzyskać Crescent Dawn. Jej gra jest... dziwna. Już samo odniesienie do dwóch poprzednich rozmów z matką... Okej, łapię, Anemone jest trudną osobą do dzielenia życia. Ale trudno ją obwiniać o to jak potoczyły się sprawy ożenku Heliosa. To, że nie dostał Selene, okej, to jej wina. Ale Forlorn? Crescent, przecież ty sama starałaś się, by jej nie dostał. I co miała zrobić Anemone jako naczelniczka rodu po akcji, którą wywinęła Winter Guilt? Udawać, że nic się nie stało? Powiedzieć "w sumie to oszukaliście, więc za karę damy wam gorszą klacz, nara"? Pozostawiła króla i królową z problemami? A to nie wina ich księżniczki? To raczej chyba przemawia przez nią gorycz, że nie została od razu zaangażowana w grogarycki problem w Irydusze. I że dla naczelniczki rodu jest "zbędna". Ogółem, popieram tu Anemone, że Crescent po prostu robi sceny, bo jej ucierpiała duma. Po prostu sytuacja wymaga szybkiej reakcji, a Forlorn była lepsza do zadania. Crescent chce większej władzy i sprawczości. Dla samej władzy czy ma inny cel? Trudno powiedzieć, mimo wszystko, postawiła matkę w wyjątkowo trudnej sytuacji. Problem w tym, że Selene jako zastępstwo, nawet tymczasowe, jest niebezpieczna. Jakbym była Heliosem potraktowałabym to jako zielone światło do skrytobójstwa Anemone. Nie dlatego, że coś odwali, ale jeśli Anemone zginie, to mają przewalone. Selene jest zwyczajnie niekompetentna. Czy nie ma ryzyka, że po śmierci naczelniczki, pierwsze co zrobi, to poleci się hajtnąć z Helioskiem i zaorze cały ród? I jak poradzi sobie w razie W z problemami natury militarnej. Selene to administratorka i to ponoć niezła. Jest na tyle miła i uprzejma, by nie wywołać skandalu dyplomatycznego, ale czy umie poradzić sobie z wrogami? Zarówno z lwami jak i lisami? Nie sądzę. To ktoś, komu powierzyłabym sprawy finansowe, budowlane i kontrolę nad służbą w majątku, ale nic więcej. Rzecz w tym, że alternatywy nie są wiele lepsze. Oczywiście, Anemone widzi w tej roli bliźniaki i z tego co dostaliśmy... Wydają się najlepsze, szczególnie jako duet. Emerald jest żołnierzem, może i dowódcą, ale przy tym jest bystry jak woda w klozecie. Już Forlorn mogłaby być lepsza, gdyby nie wybuchowość i zbytnia otwartość w wyrażaniu emocji i myśli. Ciekawe jest natomiast to, że Anemone nie skreśla starszej trójki, tylko uważa, że potrzebują czasu. No i rozmowa z Selene... Stan w jakim znajduje się Selene chyba najlepiej pokazuje dlaczego nie nadaje się do tej roli. Płacze za ukochanym, którego nie widziała na oczy od kilkunastu lat. Który się nawet nie pokazał jak przyjechała. Proszę, ona jest dorosłą klaczą i zgaduję, że jest po trzydziestce, a zachowuje się jak nastolatka. Ale rzecz w tym, iż władza jest brudna. Władza sprawia, że musisz robić paskudne rzeczy, bo to jest jedyny wybór. A wstrzymanie się od tego wyboru jest jeszcze gorsze.I albo przyjmujesz ten brud z konieczności i z obrzydzeniem, albo zaczynasz to lubić. Tymczasem nasza niedoszła panna młoda... Nie wydaje mi się, by należała do któregokolwiek z tych typów. Ale mimo wszystko, w tym rozdziale nabrałam do niej choć trochę szacunku. Tym, że się postawiła i dała swoje warunki. I nie są one wcale takie głupie. Selene ma też dość rozsądku, że wie, że nie jest idealna do tej roli. No i kwestia przyjęcia Winter do Irydusze... To dobra myśl. Po pierwsze, Helios nie ma innego nadającego się dziedzica, więc mieliby zakładniczkę. Ta gościna mogłaby też pomóc nawiązać przyjazne stosunki ze stolicą. A i Winter, nie widząc konkurencji do tronu w alikornach z Irydusze faktycznie mogłaby być wdzięczna. Czy dowie się o ich słabościach? Też. Ale jest też szansa, że jako królowa przystałaby na prośby płynące z Irydusze, chociażby odnośnie mieszania się krwi czy na stosunek do nie-kuców. Bardziej bałabym się o to, że coś jej się stanie. I jak zareaguje Forlorn. No i Silver Horn, zdradzający Anemone plany Heliosa. Pytanie, czy na jego życzenie. Ale mą uwagę zwróciło to jak Anemone określiła go wcześniej w rozmowie z Crescent. Czy ona też go podejrzewa jako dwulicową żmiję? A jeśli tak, to czy wie jak bardzo... Ze spraw fabularnych to na razie chyba wszystko. Jeśli chodzi o formę... Rozdział XIII wygląda jakby nie miał korekty, serio coś tam poszło nie tak. W obu rozdziałach niektóre opisy są dziwne i niezgrabne, często drażniące.- 28 odpowiedzi
-
- 2
-
- [nz]
- [political]
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
tcb Obecność [Seria][NZ][Slice of Life][Human][TCB][Spin Off]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
To ten no... Wypada w końcu ruszyć obrośnięty tłuszczem i leniwy zad, by skomciać tego fika, którego przeczytałam po raz kolejny. Encounter jest o Rarity, ale nie o serialowej Rarity, tylko o naszej Rarity, która robi mi korekty . I cóż, Rar z tego uniwersum w ogóle nie przypomina tej prawdziwej, co zapewnia opowiadaniu niezamierzony efekt komediowy dla wszystkich znajomych Tej, Która Włada Półpauzą. Pojawia się też Rarity z Mane 6, żeby było jeszcze więcej Rarity, a ten komentarz stał się dziwniejszy . No dobra, ale jak to opowiadanie radzi sobie jako osobny twór i fanfik powiązany z "Avatarem", a nie laurka dla ludzi z polskiego fandomu? Jest okej. Myślę, że bardziej lubię je jako część serii niż jako samodzielne TCB. Bo jest dziwne, nie powiem, że nie, ale jednak rozwija świat, w którym jest osadzone. Pokazuje poniekąd początki zderzenia Ziemi z Equestrią, co się wtedy działo i że Darth nie był w tym wszystkim odosobniony. Dalej brakuje nam wielu odpowiedzi, ale to dobrze, bo to nie jest na to miejsce i czas. Mimo wszystko, w "Obecności" "Encounter" chyba najbardziej wiąże się z "Avatarem" i nadaje serii więcej powiązań oraz jakiś kierunek, w pewien sposób łącząc pozostałe opowiadania ze sobą. Ciekawi mnie też, co takiego Luna powiedziała Frezji po equestriańsku. Jest w tym jakaś tajemnica, która sprawia, że wszystko wydaje się ciekawsze. Bo wygląda na to, że kuce kryją przed ludźmi wiele sekretów. W ogóle trudno powiedzieć nawet jaka jest dokładnie rola avatarów, przecież ludzka Rarity (która pewnie jest avatarką tej drugiej Rarity ) nie miała o tym pojęcia i chyba nic nie robiła... I patrząc na stan świata z "ISS Celestia" czy nawet "Avatara" coś tu mocno nie gra. Zastanawiające jest też to jak kuce zniszczyły Karolinie jej poprzednią karierę i czemu Luna jej się ukazała. Czy to był sen, skoro tej samej nocy została dostrzeżona przez wszystkich avatarów? Tekst jest dość lekki i zabawny, ma trochę zbędnych scen, których cel jest chyba czysto komediowy, ale mi to nie przeszkadzało, bo fik ma odpowiednią długość. Jest okej, polecam szczególnie fanom Rarity .- 17 odpowiedzi
-
- 1
-
- oneshot
- slice of life
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Okej, co prawda tego nie oglądałam, ale czas wyjaśnić sobie parę rzeczy. 1. "Velma" nie jest nową wersją "Scooby Doo". Tak samo jak jakiś horror z Kubusiem Puchatkiem nie jest nową wersją "Kubusia Puchatka", tylko produktem dla dorosłych, żerujących na nostalgii i specjalnie wywracającym do góry nogami oryginalny produkt. Wiecie, ma być dorosły i szokować. 2. "Velma" nie jest też żadnym efektem poprawności politycznej, to po prostu chamski skok na kasę. W najgorszym razie ludzie będą to oglądać z ciekawości i nienawiści, nabijając oglądalność, twórcy zarobią i będą szczęśliwi... I to im się udało. Bo serio, pies z kulawą nogą, by się tym tworem w ogóle zainteresował jakby była to kolejna kreskówka "Scooby Doo" dla dzieci i bohaterowie wyglądaliby tak jak zawsze. 3. Z tego co niektórzy mówią, wynika, że "Velma" jako samodzielny produkt jest na poziomie innych kiepskich seriali animowanych dla dorosłych typu "Paradise PD" - chamskie, obleśne żarty o kupie, seksie, rzyganiu, itd. Tylko tym razem nie śmieją się z Murzyna, Azjaty czy macania lasek po tyłku, tylko między innymi białego faceta o słabo rozwiniętych gonadach. Jedno i drugie jest moim zdaniem żenujące i nieśmieszne. A jeśli ktoś uważa, że pierwsze jest ok, a drugie to złe lewactwo, woke i wszystko co najgorsze... to uważam, iż jest zwyczajnym hipokrytą. 4. Mały pro tip: jeśli nie chcecie, by powstawały takie bazujące na kontrowersji raczki... nie oglądajcie ich, nie dawajcie im atencji w social mediach. Jak ludzie nie będą o nich gadać i ich oglądać, to ich nie będzie.
-
Disney to nie osoba, to wielkie korpo, którym zarządza ileś osób. To typowe hamerykańskie korpo, które próbuje złapać kilka srok za ogon, ale jednocześnie się żadnej nie narazić. I tak masz inkluzywne "Star Warsy" czy czarną Arielkę, a zaraz obok wycina się czarnoskórą postać z plakatów SW na rynku chińskim, bo w Chinach jednak nie przepadają za czarnymi, a pieniądze muszą się zgadzać. Tak samo jak nie przeszkadza im lizanie zadka Kubusiowi Xi Jinpingowi i kręcić nową "Mulan" (typowo pod rynek chiński) tuż koło OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH i możliwe, że korzystając z ich pracy. "The Owl House" uwalono, bo było zbyt odważne, ale teraz Disney zaczyna się rozmyślać, bo okazało się, że marka jest darzona powszechnym uwielbieniem. Przypominam, że jak Disney wprowadza gdzieś postaci LGBT, to często cenzuruje to w dubbingach czy uwala marketing takich filmów, szczególnie tam, gdzie nie przysporzy mu to popularności. Disney od dawna boi się nowych, ambitniejszych projektów. Wszystko musi być sprawdzone, bezpieczne, a najlepiej nową wersją jakiejś klasyki. Bo ciężko jednocześnie zarabiać na amerykańskich konserwach, środowiskach LGBT, Chinach i Afroamerykaninach. Choćby dlatego, że te grupy niekoniecznie się lubią i wyznają bardzo sprzeczne wartości.