Gravity śniło się coś dziwnego. Zapewne jakiś koszmar bo lekko się wierciła.
Sen:
Klacz wróciła z zakupów do domu Whita. Część rzeczy była porozbijana i porozrzucana po podłodze. Niektóre meble były przewrócone, a wszędzie była woda. Gravity rozglądała się po pomieszczeniach, bo dopiero co weszła do środka. Przeraziło ją co działo się tam pod jej nieobecność. Wzięła z kuchni najostrzejszy nóż jaki znalazła na wypadek włamywacza. Szukała Whita. Zajęło jej to trochę czasu, bo mógł być wszędzie. W końcu znalazła go w sypialni. Siedział nieprzyjemny pod ścianą z głową zawieszoną w dół jakby ktoś nim rzucił z całej siły. Klacz podbiegła do niego. Spojrzała na jego pyszczek. Widać, że parę razy oberwał i to nie tylko tam ale na całym ciele. Jedno ze skrzydeł miał złamane, a czoła spływała mu krew, i prawie nie oddychał.
"I co teraz?" - zapytał ktoś za jej plecami i zaśmiał się. Od razu rozpoznała kim jest. Był to owy alicorn, który tak ich dręczy.
- Jak śmiesz... - mruknęła i odwróciła się gwałtownie. - TY POTWORZE! JAK ŚMIAŁEŚ GO SKRZYWDZIĆ?! - krzyknęła. W tym momencie zrobiła coś bez opamiętania. Podbiegła do kuca, a on najwyraźniej się tego nie spodziewał. Gravity przewróciła go i wbiła mu nóż w serce z całej siły. Dźgnęła go tak parę razy, aż przestał oddychać. Umarł. Wszędzie była krew...
Nagle Gravity obudziła się cała zdyszana, ale zadowolona z siebie. Był już ranek. Klacz była już w trochę lepszym humorze, a to przez ten sen.. Zaśmiała się cicho tak, żeby nie obudzić Whita, który wciąż spał obok.
- Niech wie, że ze mną nie będzie tak łatwo. - szepnęła do siebie. Wstała, pocałowała delikatnie Whita w policzek i zeszła na dół zrobić śniadanie.