Skocz do zawartości

Grento YTP

Brony
  • Zawartość

    558
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    21

Grento YTP wygrał w ostatnim dniu 13 Październik

Grento YTP ma najbardziej lubianą zawartość!

12 obserwujących

O Grento YTP

  • Urodziny 02/09/1997

Kontakt

Informacje profilowe

  • Płeć
    Ogier
  • Miasto
    Krosno
  • Zainteresowania
    książki, gry, pisanie, sport
  • Ulubiona postać
    Nie ma :P

Ostatnio na profilu byli

7395 wyświetleń profilu

Grento YTP's Achievements

Koń

Koń (6/17)

296

Reputacja

  1. Spojlery Komedia, której nie można oddzielić o zawiłości dzisiejszej rzeczywistości. Opowiadanie dotyczy kwestii, które wielu ludzi może triggerować, gdyż dotyczy płciowości i ról społecznych klaczy i ogierów, a także aspektów językowych, które w oczywisty sposób nawiązują do toczącej się już od lat debaty nad feminatywami w Polsce. Niegdysiejsze żeńskie nazwy zawodów i pozycji społecznych zdążyły zaniknąć, a teraz znowu powracają. Tak! W drugiej RP używano tego więcej niż dzisiaj, ale kobiety nie chciały tych żeńskich końcówek, żeby nie odróżniać się od mężczyzn, by się z nimi zrównać. Teraz kobiety chcą wrócić do feminiatywów, żeby odróżnić się od mężczyzn... by się z nimi zrównać. Anyway, Big Mac idzie do baru i nie jest to początek kiepskiego kawału, ale naprawdę tam idzie. Dowiadujemy się, że ma ciężki dzień, po czym dosiada się przypadkiem do Soarina. Widzą Spike'a, który niesie jakieś tam bibeloty Rarity, co jest początkiem rozmowy na temat, powiedzmy; historycznej roli płci męskiej w Equestrii i jej umiejscowienia w hierarchii kucyków. Soarin jest przekonany, że jego płeć jest niedoceniona, że brakuje ogierów piastujących ważniejsze funkcje, że wręcz nagminnie umniejsza się osiągnięcia ogierów, aby nie wypadli oni lepiej pod jakimkolwiek względem od klacz. Big Mac na swoim przykładzie, początkowo sceptycznie nastawiony, powoli zaczyna się przekonywać do twierdzeń członka Wonderbolts. Podczas tych rozważań dołącza do nich stary podmieniec-filolog interesujący się equestriańskim. Od tego momentu rozpoczyna się właściwa część komedii, jaką jest słowotwórstwo i związane z tym gagi. Tworzone maskulinatywy brzmią zabawnie, również dialogi są fajnie napisane, bo czytając je, ma się w głowie głosy postaci nieświadomych swoich śmiesznych wypowiedzi. Ale również fajnie brzmiał Soarin, który uparcie powtarzał, że mają maretraiarchat, stary podmieniec również dobrze wypadł, będą uprzejmym staruszkiem, no i w końcu Big Mac, napisany jako przyziemny chłop ze wsi. Dobrze się to czytało. Polecam.
  2. UWAGA SPOJLERY. Fanfik przeczytałem już jakiś czas temu, musiałem go odświeżyć, aby przypomnieć sobie niektóre szczegóły. Jednak nawet bez tego utrwalił mi się w pamięci fakt, że Sun już w przeszłości napisał coś bardzo podobnego i była to Stajnia Discorda. Tutaj mamy właściwie ten sam schemat; otóż bracia Flim i Flam występują w reklamie i próbują podążać za utartym przez kołczów szlakiem wyciągania do potrzebujących pomocnej dłoni oraz ubogacania ich życia – czyli po prostu wciskają swojej babci garnki za dziesięciokrotność uczciwej ceny, a przynajmniej na takich wykreował ich serial. Tym razem owym „garnkiem” miałby być podmieniec haniebnie uprzedmiotowiony, sprowadzony do funkcji gadżetu o wielu zastosowaniach (a o tym aktywiści już nie mówią). Z reklamy dowiadujemy się, że dosłownie prezentowanym podmieńcem można dziurawić papier, zaostrzyć ołówek (wkładając go do dziurki od nosa, całe szczęście), zapalić światło, odtwarzać kasety (taki nośnik danych, np. muzyki, piszę to dla potomności) lub puszczać bańki mydlane. Cały humor polega właśnie na tym absurdzie, żartującym z tej rasy mlp, przypominającym pewne dowcipy i motywy dotyczące podmieńców – działa to wszystko dobrze w całej historii. Nie jest to opowieść długa, raczej krótka, jednak warto poświęcić jej moment, gdyż jest na tyle dobrze napisana, że z dużą dozą prawdopodobieństwa wywoła uśmiech na twarzy, a o to właśnie chodzi. Oczywiście mogłoby być lepiej. Na przykład moim zdaniem można by pokazać reakcje albo komentarze oglądających ten spot reklamowy, a tak to mamy właściwie samą reklamę i nic więcej (mogłaby choćby Kryśka się wkurzyć na takie przedstawienie jej rasy albo inna Ceśka wymyślić, jak najlepiej smażyć podmiencami naleśniczki; w końcu byłaby to zemsta za to, że te zjadły jej przysmak i wysadziły ją powietrze w innym fiku Suna). Pomysł wydaje się być już znany, a ilość gagów względem Stajni Discorda dość ograniczona. Fanfik rzeczywiście wygląda na napisany w dwa dni, choć autorowi ostatecznie zajęło to więcej czasu. Tak czy siak mogę polecić. Daję okejkę. Nawet błędów w tekście jest niewiele. Pozdrawiam
  3. A więc udało mi się stworzyć bohaterkę, która budzi sympatię; najs. Nawet udało mi się pobić Letycjusza, a to już coś. To było dawno temu, ale akurat pamiętam fakt tego, że starałem się poskromić jakoś język stalkerów, którzy, w mojej opinii, powinni używać zwrotów brudnych, a może wręcz rynsztokowych. Pisząc tę historię, miałem wrażenie, że wszystkie te opisy, sceny i ogólnie tekst okaże się być zbyt lakoniczny. Przesadziłem. Ulegałem złudnemu wrażeniu, że jak akcja pójdzie szybko do przodu, to nie będzie dobrze świadczyć o mojej historii. Jeszcze tłumaczyłem sobie to faktem, że to wszystko przecież ma nas zakorzenić w tym świecie, dać czas na pobycie w tym uniwersum bez żadnych rozpraszaczy i popędzania. Po części miałem rację, ale chyba nie zrobiłem tego tak dobrze, jak powinienem. Powody tego po części wymieniasz; to wszystko wydaje się być zbyt rozwlekłe. A np. taki Hemingway pokazał, że w jednym zdaniu można zawrzeć więcej niż w kilku moich akapitach. To cenna umiejętność. Ale do dziś mam tę obawę, że po prostu przez przesadną zwięzłość ucierpi na tym tempo akcji. Jako ciekawostkę dodam, że pierwotnie to Rainbow Dash miała być główną bohaterką. Wydaje się to być oczywiste, bo jej charakter pasuje do kogoś, kto mógłby chcieć przeżywać niebezpieczne sytuacje i wręcz jak Daring Do przemierzać opuszczone podziemia pełne pułapek i potworów. Po namyśle zdecydowałem się na Fluttershy, przez fakt tego, że dużo trudniej byłoby się jej przystosować do Zony i co mogłoby być ciekawsze do obserwowania. To nie do końca prawda. Zwierzchnictwo sprawował tam Sunburst, więc nie było mowy o demokracji. Właściwie nie ma czegoś takiego jak demokracja w Zonie, ten ustrój nie sprawdziłby się w takich warunkach przez to, że praktycznie przez cały czas panuje tam stan wojenny pomiędzy różnych frakcjami i między Zoną a ludźmi. No i Czyste Niebo jak i reszta frakcji nie są ugrupowaniami militarnymi, co najwyżej paramilitarnymi. Pod tym względem przoduje Powinność, która w grach wprost jest opisywana jako organizacja paramilitarna. Wolność w tym wypadku to ugrupowanie anarchistyczne, Czyste Niebo właściwie pozostawało z boku tego wszystkiego, bo to byli przede wszystkim naukowy, którzy badali Zonę. Wyjątkiem są Wojskowi, bo to po prostu wojsko na terenie Zony. W tym przypadku objęcie tych obowiązków przez Fluttershy może być naciągane, choć w drugiej strony z tego, co pamiętam, co istniały przesłanki za tym, że mogłaby się tego podjąć. Wszystko to zostało wymienione przez obecnych w scenie stalkerów i było to podsumowaniem jej ostatnich osiągnięć i umiejętności. W ostateczności wszystko sprowadza się do Sunbursta, który ma decydujący głos, oraz do woli samej protagonistki. Być może nie chciała zawieść swojej drużyny albo pomyślała, że to dobra okazja do tego, aby oderwać się do niedawnych incydentów. Tutaj nie jestem pewien; daję pewne pole swobody tym postacią, staram się ich nie hamować. Mogłyby, ale co by wtedy jadły? Choć wątek o tym, że pijawki tak naprawdę nie są takie złe, nie to końca się klei. Przecież mutanty same w sobie są już skażone, więc żarcie innych mutantów nie powinno stanowić problemu. No ale może ma to jakiś sens, nie jestem pewien. Tak czy siak, pijawki żyją w taki sposób, jakby były typowymi drapieżnymi zwierzętami, więc nie ma co wybrzydzać, kiedy mają okazję najeść się człowiekiem. To jest niemalże zrzynka z Dead Space 2, tak zwanego tripoda. Jego wątek miał być rozwinięty, ale fik tak się rozdymał, że już nie miałem siły i ochoty do tego wracać. Nawet ja uznałem, że tego wszystkiego jest już po prostu za dużo. Więc zostawiłem to w sferze teorii spiskowych. Z tego, co pamiętam, to oni wbiegli przez otwartą bramę do obozu Czystego Nieba. Chyba nie było opisu, gdzie pędzą przed siebie na pałę przez bagna. Ale mogę się mylić. Ta scena ogólnie miała strzaskać morale bohaterów i czytelników, epatować zapowiedzią czegoś bardzo złego. Well, częściowo już odpowiedziałem na to w poprzednim komentarzu. To jest mimo wszystko crossover, więc... no trzeba jakoś to połączyć. Fakt, że i w jednej franczyzie mamy las (czerwony) i w drugiej (Everfree), a do tego to, że oba miejsca kojarzą się z ogromnym niebezpieczeństwem, dały mi do myślenia i po prostu połączyłem te nazwy w jedną. Co do drugiej części, to, no cóż, ponownie, jest to crossover. Ale nie zamierzam się tym usprawiedliwiać. EG bazuje na zachodniej mentalności, a Stalker na wschodniej, można powiedzieć, że na swoim przeciwieństwach, dlatego mamy tutaj taką dziwną mieszankę. W pewnym momencie trzeba chyba wybrać, w stronę czego to wszystko podąrzy. Pomyślałem wówczas, że zwolnienie tempa akcji będzie dobre po finale pierwszego arku historii, ale wydaje mi się, że mogło to być zrobione lepiej, nie musiało to być koniecznie takie zamulające. Hm, no cóż, z tego, pamiętam, miało to przedstawić nam postać Deliktywy w akcji i jeszcze parę innych pobocznych, w tym Menganska. No i były jeszcze te zwyrole z Grzechu, które zostały zainspirowane prawdziwymi seryjnymi mordercami (tymi gówniarzami, którzy zatłukli kilkanaście osób młotkiem w Ukrainie, można bez problemu znaleźć filmik, ale jest dość drastyczny, bo to autentyczne nagranie okrutnego morderstwa). To jakoś inaczej przebiegło. Chłop przed randką wyszedł na spacer z psem. Wtem minęła go trupiarka, z której spadła płachta, odsłaniając dziesiątki zwłok. Kierowcy właściwie wykazali się miłosierdziem, bo mogli go z miejsca zabić, aby nie było świadków. No ale zgarnęli go i zawieźli do Zony. Chłopak ewidentnie był w złym miejscu, o złym czasie. Fluttershy motywowało parę rzeczy; chęć odnalezienia, spotkania się z bratem i sprowadzenia go z powrotem, aby wszyscy mogli w końcu być razem. Nie będę ukrywać, że dla mnie samo to powinno być legitną motywacją, aby nawet zaryzykować życiem, bo to przecież najbliższa rodzina. Drugi powód, to odnalezienie chłopaka, w którym się zakochała, słabsza motywacja moim zdaniem, ale wciąż jakaś, na pewno rozbudza silne emocje, no i dodałbym do tego jeszcze chęć sprawdzenia się przez Fluttershy, chęć zmiany i rzucenia sobie wyzwania, aby wyjść z tej, jakże uwielbianej przez kołczów, strefy komfortu. Ona robi to też dla siebie, aby zmienić coś w sobie. Chciała postawić się swoim słabościom i zapanować nad strachem. Ale to prawda, że zostawienie rodziców nie było niczym dobry, ale inaczej się nie dało i ona o tym wszystkim wiedziała. Chyba wiedziałem. A co do jej pamięci, to nie widziała tego psa od kilku lat. Psy rasy husky mają dosyć charakterystyczny wygląd i raczej tylko właściciele byliby w stanie rozpoznać swojego pupila już z daleka.
  4. Dziękuję za tę serię komentarzy. Skorzystam z wolnego czasu, aby po odpowiadać na wszystko, na co będę mógł. Cieszy mnie to, ponieważ, sam początek opowieści był najbardziej zmienną częścią tego dzieła. Nie jestem pewien, ile wersji powstało, ale sporo. Natomiast im dalej w las, tym coraz ciężej było mi to poprawiać. W pierwsze kolejności postawiłem sobie za cel skończenie tego projektu, gdybym tego nie uczynił, gryzłoby mnie to do końca życia (prawdopodobnie). Mając zamkniętą opowieść, mogąc mówić o jakieś całości, mógłbym powiedzieć sobie: „Udało się! Zrobiłem to!”. Jest to też o tyle ważne, że to pierwsze takie dzieło, które udało mi się dokończyć, a więc jest to też świadectwo mojej wytrwałość i rzetelności. No i stanowi też raport z moich umiejętności i pisarstwa ogólnie, to jest ważny punktem wyjścia dla pisarza, który chce się doskonalić. Co do długości rozdziałów, nie pamiętam, czemu wybrałem taką ich długość. Powiem szczerze, że czytanie takich kawałków nie jest dla mnie obecnie zbyt wygodne. Teraz wiele rzeczy zrobiłbym inaczej i to chyba będzie motyw przewodnie mojej odpowiedzi. Podchodziłem poważnie do tego dzieła, na tyle, ile mogłem, mając wtedy z 20 lat. Okładka miała przede wszystkim przyciągnąć czytelników, a było to o tyle ważne, że potrzebowałem jak największej ilości komentatorów, od których mógłbym zebrać feedback. Udało się tak 6/10, ponieważ marzyło mi się więcej komentarzy, ale nawet wtedy to już nie były te czasy fandomowe, gdy nawet średnie opowiadania zdobywały uwagę i uznanie. Przez te wszystkie lata powychodziło też wiele innych świetnych fików napisanych przez utalentowanych ludzi, więc poprzeczka była zawieszona wysoko. Podejrzewam, że gdyby Stalker trafił na forum w przedziale czasowym 2010 – 2015 (w takiej formie, jaka widnieje dzisiaj na forum) to mógłby stać się jednym z tych kultowych. Okładka nawiązuje do jednej z grafik ze Stalkera, to właściwie wzorowanie tego, co na niej jest: Właściwie zależało mi na tym, aby po tego fika mógł sięgnąć każdy, nawet ten, kto nie zna uniwersum stalkera. Jednak jest prawdą to, że fik ten miał też zainteresować tych, którzy znają i lubią klimaty wschodniego post-apo, dlatego są tam nawiązania, nazwy własne wzięte bezpośrednio z gry. Ogólnie zadanie polegające na połączeniu świata stalkera z mlp i to jeszcze EG było wyjątkowo karkołomne. To coś, z czym musi się mierzyć pisarz myślący o crossoverze. Każdy świat ma swojej unikalne prawa, klimat itd. i sztuka polega na tym, aby wyekstraktować z jednego i drugiego to, co najlepsze i połączyć to w taki sposób, aby nie przeczyło sobie nawzajem i tworzyło spójną całość. Moim zdaniem trzeba w pierwszej kolejności szukać wspólnych mianowników. Ale to brzmi tak w teorii, którą piszę dzisiaj. Wtedy nie myślałem o tym w ten sposób, no i chciałem stworzyć coś podobnego do Fallout Equestria, ale jednocześnie coś innego. Już w pierwszym filmie EG Fluttershy wiedziała, kim tak naprawdę jest Twilight (ta z portalu), dlatego założyłem, że zna też podstawy działania Equestrii. Wiemy też, że Sunset w późniejszym czasie aktywnie korespondowała z księżniczką Przyjaźni, więc mogła zdawać relacje też z jej przygotowań do objęcia tronu po królewskich siostrach. Co do ksywek, to wyjaśniłem to w ostatniej odpowiedzi. Samiutki początek został zainspirowany intrem do... JOJO Bizarre Adventure Diamond is Unbreakable. Właściwie nie ma tam nic z tego, co pojawia się w samym anime, jednak gdy go zobaczyłem, to pomyślałem: „Cholera, chcę klimatyczne, mroczne wprowadzenie, które zada czytelnikowi lekki mindfuck już na samym początku”. Ciekawostką jest to, że śnieżące jak ekran telewizora niebo zostało zaczerpnięte z serii Animatrix. Nie oglądałem, ale w komentarzach ktoś wspomniał o tym wszystkim. Nawiązuje to też ładnie do jednej z cutscenek z Czystego Nieba, a właściwie do samej końcówki, gdzie też było śnieżenie telewizorów.
  5. Oto kolejny rozdział, tym razem jeden. Za dwa tygodnie planuję udostępnić rozdział 18. Odcinek 17: Wino w świetle Księżyca Pozdrawiam!
  6. POSZUKIWANI AUTORZY! Piszesz opowiadania, wiersze lub inne teksty? Marzysz o tym, aby podzielić się nimi ze światem? Koło Naukowe Edytorów Uniwersytetu Rzeszowskiego ogłasza nabór tekstów. Najlepsze z nich zostaną wydane. Chętne osoby proszę o przesłanie swoich tekstów na PW. Jeszcze parę uwag: * muszą to być opowiadania oryginalne, czyli żadnych fanfików, żadnych treści mogących być uznanych za plagiat (oczywiście można się inspirować) * dobrze by było, aby to były opowiadania gotowe albo w zaawansowanej fazie tworzenia. Istnieje również możliwość zgłoszenia, że coś się pisze na bieżąco, ale większy fragment materiału musicie mieć gotowy już do deadline'u * tak naprawdę mogą to być teksty o dowolnej tematyce, każdy gatunek dozwolony (ale patrz punkt niżej) * treści pornograficzne lub gore/wyjątkowo drastyczna brutalność są wykluczone * jeżeli chodzi o przemoc, przekleństwa, kontrowersje, treści erotyczne (ale nie porno, co nie jest tym samym, przypominam) to nie została określona konkretna granica, co nie jest, a co już jest przesadą. Zdaję się tutaj na Wasze wyczucie * jeżeli chodzi o wiersze, to najlepiej, aby był to ich zbiór w liczbie kilkunastu, a zwłaszcza kilkudziesięciu * miło widziane są teksty związane tematycznie z Podkarpaciem, a konkretnie Rzeszowem, ale to nie jest wymóg. Termin przesyłania do 02.04.2023. Wszystkie teksty zostaną zebrane przeze mnie, przejrzane i przesłane dalej na forum edytorów. Tam zapadnie demokratycznie ostateczna decyzja o podjęciu pracy edytorskich i wydawniczych. Pozdrawiam!
  7. Polecam wszystkim przeczytać Wredną szóstkę oraz Czterech folowców i kucyka autorstwa Suna. Obie serie czyta się dobrze.

    W następnej kolejności biorę się za Świt królestw od Tankisty.

    Pozdrawiam.

  8. Kolejne opowiadanie konkursowe. Nie wiem, jakie były szczegółowe wymogi, ale i tak będę oceniać ten utwór z perspektywy kogoś, kto nie dba o wymagania konkursu. Samą historię mogę uznać za nieco mdłą fabularnie opowieść... drogi? z dość dużą dawką światotworzenia i częstych dygresji. Ujrzymy tutaj Azteków wyglądających jak koty, którzy, niczym w kreskówce Galactik Football, korzystają z fluxa, aby wywijać szalone akrobacje na murawie. No i nie zabrakło elementów Quidditcha z Harry'ego Pottera; w końcu pierścienie zobowiązują. Mamy tu do czynienia z alternatywną wersją spotkania Rarity oraz księcia Blueblooda, kiedy ten okazuje się być szlachetnym, mądrym, odważnym... łaknącym wiedzy i przygód gentlestallionem. No i wciąż jest przystojny, wiadomo. Opowiada on lady Rarity o swojej podróży do niezbadanych części dżungli w odległej krainie za oceanem. Książę zbiera swoją drużynę i wyrusza do Końliwii, tam odwiedza starego przyjaciela w kapitanacie, a następnie szuka obskurnej karczmy, gdzie znajduje kucoperza zdolnego do poprowadzenia go przez nieprzyjazny teren. Cała czwórka (książę, Yriel jak, Darkwing kucoperz, Zefar zebra) wyrusza w puszczę. Po drodze spotykają muchołówkę, która atakuje Blueblooda. Po czternastu dniach docierają do niewielkiej chatki, a wkrótce po tym spotykają przedstawicieli plemienia Jaguara. Dzięki magicznemu naszyjnikowi są w stanie porozumieć się z tubylcami i dają się zaprowadzić do ich wioski, która ostatecznie okazuje się być wspaniałym miastem, z pałacem wykutym w jaskini. Udają się na rozmowę z wodzem i jego synem, ta kończy się pozytywnie dla naszych bohaterów. Następnie dowiadujemy się o bardzo ważnej części życia jaguarów; grze w Gałę. Spokojnie, chodzi tu tylko o starą, dobrą piłkę nożną, z lekkimi modyfikacjami. Okazuje się, że jaguary rozwiązują swoje spory poprzez grę w piłkę. Według legend sam Wielki Jaguar miał zesłać im ten sposób załatwiania problemów. Zwyczaj ten się przyjął i odtąd dzikie ludy kierowały się słowem swojego boga. Pod sam koniec zostaje nam przedstawiony mecz. Podczas niego zawodnicy dostają dziwne power upy, które jednoznacznie kojarzą mi się z kreskówką Galactik Football (flux i te sprawy). No i w sumie to tyle. Zabrakło mi w tej opowieści... jakiś kłopotów. Wszystko przebiega bezproblemowo. Jedynym przeciwnikiem na drodze naszej drużyny była kupa zielska, którą Blueblood zasiekał szablą. Brakuje temu wszystkiemu napięcia. Myślicie, że scena z podmianą posążka w Indiana Jonesie byłaby tak samo ciekawa, gdyby tytułowy bohater wszedłby do świątyni, wziął, co trzeba i wyszedł jakby nigdy nic? Zmarnowanym potencjałem była wrogo nastawiona szamanka, której rola w tym wszystkim jest bez znaczenia. Ona mogła być tym elementem, którzy popchnąłby historię w ciekawsze rejony. Ja wiem, że prawdopodobnie w tym konkursie chodziło przede wszystkim o zademonstrowanie obcej kultury, bez walki, bez jakiś większych intryg, ale co stałoby na przeszkodzie, aby wykorzystać te wątki do tego, aby pokazać mroczniejszą stronę tego całego ludu? Mogłoby to odsłonić znacznie więcej prawdy o jaguarach. No dobrze, ale jak wypada cała kultura kotowatych mieszkańców dżungli? Jest to mieszanka znanych nam już elementów. Widać bardzo wyraźne inspiracje kulturą Ameryki Łacińskiej (w końcu nawet wojowników Azteków nazywano jaguarami). A gra w Gałę? Cóż, to z kolei pasuje do kultury nie tak odległych państw Ameryki Południowej (zwłaszcza Brazylii). Tam piłka nożna jest traktowana o wiele poważniej niż u nas, do tego stopnia, że kibole są w stanie wkroczyć na boisko i POĆWIARTOWAĆ sędziego, a jego głowę nabić na pal (jest zarejestrowany taki przypadek, ale z uwagi na nsfw kontent nie podam źródeł). W tamtych krajach piłka nożna to poważne gówno. Wobec tego zabrakło mi oryginalności w przedstawionej kulturze, gdyż zabrakło tam bardziej niespotykanych elementów albo interesującego połączenia już istniejących. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że wymyślenie kultury od zera to coś, czego jeden człowiek właściwie nie jest w stanie dokonać, więc te znane nam elementy pojawią się tak czy siak. Na koniec dodam, że w fanfiku tym było sporo wtrąceń i dygresji, raz mniej, raz bardziej ciekawych, postać Blueblooda była trochę zbyt idealna (przegięcie w drugą stronę), Yriel to typowy jak, Darkwing nie wyróżniał się zbytnio, Zefar podobnie. Myślę, że powyższe opowiadanie można uznać za średniaka z niewykorzystanym potencjałem, w najlepszym wypadku. Mimo wszystko wymogi konkursu potrafią ograniczyć autora.
  9. Nigdy nie byłem fanem biur adaptacyjnych, ale postanowiłem udać się w tę, mimo wszystko, nostalgiczną podróż; w końcu całe to subuniwersum rozpalało wielu bronych i cieszyło się dużym zainteresowaniem. Wobec tego, chyba każdy słyszał hasła takie jak FOL, konwertyci lub biała rura. Cała seria utrzymuje ten sam klimat, ten sam humor i obraca się wokół piątki głównych bohaterów (plus Celestia oraz Luna, którym poświęcone są oddzielne opowiadania). Opowiadania przedstawiają mniej więcej równy poziom, za wyjątkiem jednego opowiadania, które mógłbym uznać w najlepszym razie za poprawne/trochę nudne. Zaczynamy od znanego mi już wcześniej W słusznej sprawie, które na kąciku lektorskim czytaliśmy z podziałem na role. Mamy opis piątki rebeliantów przygotowujących się do następnej akcji, w wyniku której zamierzają zniszczyć portal bądź jedno z biur adaptacyjnych (szczerze, to zapomniałem, ale to akurat mało ważne w tej chwili). Mamy tu fajnie opisany plan, ładnie zarysowane relacje między postaciami i lekki, humorystyczny klimat. Umieściłbym to opowiadanie na szóstym miejscu (6/7). To również krótki wstęp, który wprowadza nas w klimat całego świata i robi to przystępnie. Kolejnym opowiadaniem jest Cukierek albo kulka, które również odgrywano na kąciku lektorskim. FOL planuje porwać dyrektora jednego z biur adaptacyjnych i gwizdnąć pojazd potrzebny do jego przewiezienia. Całość ujawnia jeszcze więcej humoru. Mamy fajną scenę między pracownikiem biura oraz klaczą jadącą z nim wozem, który później zostanie pożyczony przez Kłapoucha i jego ludzkich kompanów. Podobały mi się rozmowy między folowcami a tłustym dyrektorem. Pokazuje nam to dobrych terrorystów, którzy są na tyle łaskawi, że potrafią zostawić nóż związanym zakładnikom. Cukierek albo kulka to bardzo podobne opowiadanie do poprzedniego, tylko że lepsze. (5/7). Nocna herbatka odrywa nas nieco od komediowego klimatu. Ta część skupia się na rozmowie pomiędzy Luną a jednym z folowców, z której rodzi się starcie racji zwolenniczki konwersji oraz jej przeciwnika, o zabarwieniu filozoficzno-polityczno-społecznym. Dzięki temu możemy poznać bliżej sposób myślenia rebeliantów. Spotkanie przebiega (w miarę) kulturalnie, debatujący kontrują swoje argumenty i potrafią nawet przyznać przeciwnej stronie rację. Ciekawe opowiadanko. Podoba mi się pomysł, że Luna pragnie zinfiltrować sen folowca bardziej po to, aby ZROZUMIEĆ poczynania jej wrogów, niż wykorzystać zebrane informacje w celu zniszczenia komórek buntowników. Szkoda tylko, że nie znalazło to potem odbicia w kolejnych przygodach FOL-u. Fajne opowiadanko, daję mu trzecie miejsce (3/7). Do tej pory tendencja była wzrostowa. Niestety tym razem się to zmieni, ale na krótko. Nocny salon piękności to moim zdaniem najmniej ciekawe opowiadanie. W sumie nie mam jakoś wiele do skomentowania. Przewijającym się tu motywem jest napadanie na konwertytów, którzy zdradzili swój gatunek i golenie ich z całej sierści (również depilacja tych bardziej newralgicznych miejsc i użycie sprayu, w celu wymalowania na ciałach porwanych głosu sprzeciwu wobec biur adaptacyjnych). Mieliśmy również sytuację, podczas której folowcy pomylili domy i związali tych, co nie trzeba. Nie porwało mnie to zbytnio. Ostatnie miejsce (7/7) Wesołych świąt to kolejna, nieco różniąca się od całości serii historia. Pokazuje z różnych perspektyw przygotowania do świąt naszych bohaterów. Czuć tu najbardziej solowy klimat. Śledzimy spotkania rodzinne, odwiedziny w sklepie, aby kupić coś siostrzenicom (albo bratanicom, nie pamiętam), wspólne kolędowanie, a to wszystko przy przeskakującej co chwilę perspektywie od bohatera do bohatera. Najciekawszy był wątek Kłapoucha albo Stara; jedynego kuca w FOL-u. Już na początku możemy dowiedzieć się więcej o jego motywacjach. Potem, gdy już zasiada do stołu wraz ze swoim przyjacielem, poznajemy jego historię i kolejne powody, dla których FOL zdecydował się na walkę z konwergencją. Można tu wyczuć dość wyraźne aluzje do sytuacji imigracyjnej w naszym rzeczywistym świecie. Zjawisko napływu skucykowanych ludzi do Equestrii jest przedstawione w negatywnym świetle; do tego stopnia, że Kłapouch postanowił rzucić swoją karierę uniwersytecką i przyłączyć się do działalności wywrotowej. Całość mi się podobała, czwarte miejsce (4/7). Przechodzimy teraz do wisienki na torcie, a właściwie dwóch wisienek. Następnym opowiadaniem jest Wizyta w urzędzie. FOL planuje rozwalić serwerownie jednego z urzędów biur adaptacyjnych. Po długich przygotowaniach wkraczają do środka pod przebraniem techników, mających naprawić wywołane przez nich usterki. Całość się udaje (ledwo, ale jednak), mimo wszystko podczas całej akcji mogliśmy doświadczyć masy zabawnych sytuacji. Powinny one trafić do czytelnika, tym bardziej że, pomimo przerysowania, są z życia wzięte. Każdy na pewnym etapie swojego życia będzie musiał zmierzyć się z zawszoną biurokracją, której świątynią jest tytułowy urząd. Tak więc mamy błądzenie od pokoju do pokoju, których numeracja nie ma sensu. Kiedy cały fortel się wydaje, a folowcy barykadują się w pokoju, urzędasy debatują nad tym, czy dać terrorystom zażądany przez nich megafon. Problemem w tej sytuacji jest fakt, że trzeba wypełnić formularz przekazania megafonu. Bardzo podobały mi się sytuacje z zebrzą urzędniczką. Zaśmiałem się w momencie, gdy opowiadała o unijnym wymogu wymiany atramentu w długopisach, gdyż poprzedni miał niewłaściwy odcień granatowego. W sumie nie wiem, czy ta część powinna znaleźć się na pierwszym czy drugim miejscu, biorąc pod uwagę Wizytę dyplomatyczną. Myślę, że jednak Wizyta w urzędzie jest niewiele lepsza, tak więc pierwsze miejsce (1/7). No i ostatnie, jak na dzień dzisiejszy, opowiadanie. Warto również wspomnieć, że dwa ostatnie są znacznie dłuższe od pozostałych, ale w tym przypadku to dobra wiadomość. Wizyta dyplomatyczna koncentruje się na postaci białej rury Celestii. Na początku mamy przedstawione absurdy harmonogramu, którym kieruje się władczyni Equestrii. Przeglądamy również wraz z królewskimi siostrami przekrój prasy codziennej. Następnie Celestia zostaje zaproszona na obrady europarlamentu, więc, po krótkich roszadach w jej grafiku, udaje się na spotkanie z Unią. Od razu po przybyciu spotyka się z tym samym problemem co folowcy w poprzednim opowiadaniu. Alicorn krąży od punktu informacyjnego do punktu informacyjnego, aż wreszcie odnajduje pomarańczową salę. Ten fragment był powtórzeniem tego, czego doświadczyliśmy ostatnim razem. Właśnie to zdecydowało o tym, że Wizyta w urzędzie była odrobinę lepsza. Gdy Celestia zasiada do obrad, widzimy, jak mało skuteczna jest organizacja całego przedsięwzięcia. Gdy wreszcie zabiera głos, jej uwagi zostają zignorowane, a wszystko przeradza się w kłótnie na sali pomarańczowej. Po tym wyczerpującym doświadczeniu docieramy do najciekawszej części w całej tej serii; rozmowy Celestii z Januszem Korwin-Mikkem (pamiętajcie, w przypadku tego polityka nie odmieniamy członu Korwin. Wspominam o tym, bo nawet w telewizji ciągle się mylą). Księżniczka wymienia swoje poglądy z kontrowersyjnym europosłem. Podczas tej scenki nie mogłem przestać się uśmiechać, bo po prostu słyszałem głos pana Janusza w swojej głowie i wszystkie te utarte już hasła na temat dupokracji czy złodziejskich podatków. Bardzo fajny pomysł. Już samo zestawienie tych postaci brzmi absurdalnie, ale o to właśnie chodzi. Daję drugie miejsce, bo mimo wszystko spotkanie z Korwin-Mikkem nie zajmuje aż tyle miejsca na przestrzeni tej historii (2/7). No i to byłoby na tyle. Szkoda, że już od dłuższego czasu nie dostaliśmy niczego nowego. Ale kto wie; może wkrótce się to zmieni. Szkoda byłoby urywać tę serię w momencie, gdy tak się poprawiła.
  10. Okej, co tu dużo pisać. Fanfika powraca, od razu z dwoma rozdziałami. Zapraszam do czytania: Rozdział 15: Instytut Rozdział 16: Bordowa Cesarzowa
  11. Przeczytałem ostatni fik z serii Wredna Szóstka. Nie powiem, jest dobrze, choć wciąż nie jest to ten sam poziom niektórych poprzednich opowiadań. Myślę, że pod względem jakościowym porównałbym go do Spadającej gwiazdy, na którą zdążyłem już nieco ponarzekać. Wciąż mam wrażenie, że autor nie miał konkretniejszego pomysłu na poprowadzenie historii. Jednakże jest to tyle lepiej, że nie uświadczymy tu fillerów. Znajdą się również sceny, które powiedzą nam więcej o AJ, a może nawet rzucą nowe światło na jej przyszłe występki. Podobały mi się jej relacje z młodszą siostrą, z innymi miejscowymi, podobało mi się to, jak się odnosiła do swoich pracowników oraz jak potrafiła dowodzić całą wspólnota. Opowiadanie jest zwięzłe, fabuła toczy się w sposób logiczny, poszczególne wydarzenia przebiegają jak po sznurku i łączą się ze sobą, zmierzając do finału. To poprawnie wykonana robota; solidna, rzemieślnicza robota... której niestety brakuje duszy. Albo jak powiedziałby Mickiewicz: kościół bez Boga. Mam wrażenie, że wiele scen było nienatchnionych. Najbardziej rzuciło mi się to w oczy podczas walki z pożarem oraz finału. Ot tak po prostu wygasili pożar, który rozgorzał w wyniku podpalenia. Przy okazji już w momencie, gdy się o nim dowiadujemy, to chyba można się domyśleć, czyja to była sprawka. Chyba liczyłem na jakiś zwrot akcji, ale w tym tekście niczego takiego nie ma. No i ten finał, gdy Applejack niczym jakiś pojebana łajza i łebek idzie natłuc kapitanowi stacjonującemu w okolicznym forcie. Przychodzi pod bramę, pierdoli coś o tym, że mu strażnik nie powiedział dzień dobry (pomimo tego, że to ona przecież przychodzi go kogoś ze sprawą) idzie dalej, pyskuje kapitanowi i następnie wywala go przez okno. Potem parę razy pif paf, chodu od osłony do osłony i proszę bardzo: mamy jakiegoś ziemniaczanego ciecia, który akurat się nawinął. Bierzemy go na zakładnika i zmierzamy do wyjścia. No i w sumie tyle. AJ ucieka, bo zabiła paru żołnierzy, a następnie zręcznie umyka pościgowi. Udaje jej się nawet załatwić łowcę nagród. Trochę śmierdzi to wszystko mary suenizmem. Farmerka, podkreślam - farmerka - jest w stanie odeprzeć atak połowy garnizonu. Zrozumiałbym, gdyby jednego wykończyła z zaskoczenia, potem drugiego, a nawet trzeciego, ale w momencie, gdy rozpoczęła się strzelanina, to już nie powinna mieć szans. A nawet gdyby udało jej się przetrwać, to ktoś, kto żyje z zabijania innych, jak mniemam, groźnych zbiegów, powinien wykończyć kogoś takiego jak AJ, mimo wszystko normalną kobietę. Dobrze, że przynajmniej walki na pięści są pokazane w wiarygodny sposób. Mam jeszcze dwa problemy z tym fikiem. Pierwszym jest bezmyślność głównej bohaterki. Idzie do garnizonu, aby dowalić kapitanowi. Idzie niczym terminator, nie zważając na możliwe konsekwencje. Coś takiego nie mogło się zakończyć dobrze, czego można było się łatwo domyślić. No i potem jeszcze to odgrażanie się, że zabije wszystkich, jak tylko znowu jej się narażą... yeah, sure, whatever you say, AJ. Nie pamiętam, czy to był jej kuzyn Brass, ale dobrze jej powiedział, że takie zachowanie sprowadzi tylko więcej nieszczęścia. Głupia również była ta cała wrzawa o nitrocykle. Wow, jeżdżą o piątej rano i wszystkich budzą, pomimo tego, że wszyscy już powinni być na nogach od godziny. To jest w końcu farma, a do tego są w trakcie sezonu na jabłka. Roboty nie brakuje, a ktoś taki nie powinien mieć problemów ze wstawaniem o tak wczesnej porze. No i to narzekanie, że kawaleria nitrocyklów to tylko strata czasu. To mnie drażniło, bo pokazywało ignorancję okolicznych mieszkańców. Drugi problem, to wyraźnie odczuwalne, przynajmniej moim zdaniem, faworyzowanie jednej ze stron konfliktu (południowcy vs jankesi). Od razu powiem, że nie obchodzi mnie ten cały spór między północą a południem w USA. Mam to gdzieś, nigdy się tym nie interesowałem i raczej nigdy się nie zainteresuje. Wprawdzie wiem, że obecnie wpływ na kulturę masową w naszym kraju mają jankesi, ale wpływ ten nie wikła się w moje poglądy polityczne. Mówiąc krócej: nie jestem uprzedzony w żaden sposób do obu stron. Natomiast tekst ukazuje dość dosadnie podłość, chamstwo, zbydlęcenie jankeskich żołnierzy. Nie ma tam ani jednej pozytywnej postaci, choćby światełka w tunelu. Sam są sami zboczeńcy, chyba nawet pedofile i łajzy. Drażni mnie ten kontrast, bo fałszuje rzeczywistość i sprzedaje bajeczkę o świętości najbliższych sąsiadów i krewnych. Ostatnio czytany przeze mnie Przewóz Stasiuka pokazuje, że nawet okupanci mogą okazać się dużo lepsi i w sumie nawet całkiem w porządku, w porównaniu do zezwierzęconej partyzantki. Trzeba pamiętać, że na front w znacznej większości wysyłani są normalni ludzie, często nawet idą na tę wojnę niechętnie. Także podsumowując, myślę, że opowiadanie jest spoko, ale ma swoje mankamenty. Postawiłby je na równi ze Spadającą gwiazdą. Pozdrawiam.
×
×
  • Utwórz nowe...