Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Crystal W milczeniu obserwowała reakcje obu dziewczyn, będąc ciekawą ich odpowiedzi. A właściwie powinna pomyśleć, że odpowiedzi jednej z nich. Adelia na co dzień była już cicha i zasmarkana, ale przy swojej zawszańskiej przyjaciółce stawała się zupełnie wyciszona. Wszystko opierała na zawszance, dając się jej wręcz swoiście prowadzić za rączkę. Przynajmniej w pewnym sensie, bo dostrzegła, że cicha nigdziarka mimo wszystko dawała pewne reakcje, które wykazywały jej chęć do przejęcia inicjatywy. Było to niezwykle intrygujące, przynajmniej do czasu, aż zawszanka nie udzieliła odpowiedzi jakiej oczekiwała. Słysząc o Dyrektorze, Crystal zmarszczyła delikatnie brwi. Dyrektor nikomu nie pomagał to pewne, ale jednocześnie wszystko wskazywało, że jeszcze przed chwilą prosiła właśnie go o pomoc. To było dość dziwne, przecież na Polanie jeszcze słyszała jak określała go epitetami takimi jak "zamaskowany potwór". Co więc przez ten czas, tak nagle się zmieniło? Grała na zwłokę, to oczywiste. Myślała, że uwierzy w te bzdury? Poza tym nie była głupia. Mogłaby wierzyć, że faktycznie zawszanka ukradła te buty, gdyby nie fakt, że tak długo myślała nad odpowiedzią. To było oczywiste, że kogoś chroniła. Nagle poczuła jak coś zimnego przylega do jej kostek, a potem otacza całej jej ciało. To była oczywiście Annabelle, która tylko przytuliła się do swojej pani. Jej głowa pojawiła się tuż przy głowie Dziekan Zła, a potem ze strony węża można było usłyszeć głośny śmiech. - Patrz... Jaka cnotka niewiniątko - syknęła z nieukrywaną drwiną. - Dałaś jej szansssssę powrotu, mogła wsssskazać każdego ksssssięcia Akademii Dobra, nawet takiego, którego nienawidzi, a zamiast tego tłumaczy się kradzieżą, czy zawszanie rodzą się tępi? Na dodatek sssssądzi, że ktoś uwierzy w to, że Dyrektor jej pomaga - syczała śmiejąc się, ale Crystal nic jej nie odpowiedziała, skupiając się nadal na dwóch uczennicach. - To nieco komplikuje sytuacje - Postanowiła udawać, że uwierzyła w tę zręczną wymówkę zawszanki, ale też celowo nie napominała o Dyrektorze. - Wydaj mi więc księcia, którego okradłaś lub jeśli czujesz wyrzuty sumienia, że go okradłaś, któregokolwiek innego - Wzruszyła ramionami. - Umowa się dopełni, gdy dasz mi jakiegoś zawszanina - nagle się lekko uśmiechnęła. - Skoro nikogo nie było, możesz sama wypowiedzieć imię danego księcia, oszczędzisz wtedy niewinnej Adelii wyrzutów sumienia - zrobiła krok naprzód. - Nie przejmuj się, będzie bolało może góra rok, ale potem zapomnisz o tym nieszczęśniku, ciesząc się rodziną i przyjaciółką na co dzień - znów lekko zmarszczyła brwi, patrząc teraz na nigdziarkę. - Adelia chyba mnie nie lubi - powiedziała lekko mrużąc przy tym oczy, a zaraz potem wzdychając. - Więc może ją wyręczę. Pewnie ci nie mówiła, ale na jednej z moich lekcji mogła usłyszeć, że wiedźmy słyszą życzenia innych, a jednocześnie czasem mogą je spełniać, niczym dżiny - zmrużyła ponownie oczy. - W Akademii nie znajdziesz potężniejszej wiedźmy niż ja, a cena jaką chcę, wydaje się być niewielka przy tym czego zwykle chcą inne wiedźmy - magle lekko się cofnęła. - Mogę dać wam chwilę byście się naradziły, ale daje wam na to pięć minut, a potem oferta minie. Możesz oczywiście pomyśleć o wróżkach chrzestnych, ale ich magia zwykle jest ograniczona, co widać na przykładzie Kopciuszka, poza tym wszyscy uważają Dyrektora za dobrego, więc żadna nie wystąpi przeciw niemu i jego decyzją, a wiedźmy to inna sprawa. My łamiemy wszelkie zasady i nasza magia jest dużo potężniejsza - chytrze się uśmiechnęła, ponownie patrząc na obie dziewczyny. - A może uważasz, że Dyrektor was zabierze do domu skoro tak wam pomaga? Chociaż to byłoby wbrew logice, najpierw zadaje sobie sporo trudu by was sprowadzić, a teraz ma was odsyłać? Ponadto na polanie strasznie go obrażałaś i teraz od tak pomógł ci zobaczyć Adelie? A może ty wcale nie chcesz już zobaczyć domu? - uśmiechnęła się niczym demoniczny sukkub. - W końcu Akademia Dobra jest taka niesamowita, nawet jeden książę się tobą interesuje - znów wróciła wspomnieniami do wydarzeń na Polanie i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. - Tak właściwie wszyscy byli na ciebie wściekli i nazwali wiedźmą, a on jeden stanął w twojej obronie, narażając własne życie i zdrowie. To on prawda? Był wtedy z wami i to jego buty, prawda? Musi mu zależeć na tobie lub Adelii, ale sądzę, że chodzi o ciebie, skoro tak unikasz tematu zawszanina, który wam pomagał, ale czy jest ważniejszy nawet od twojej rodziny i biednej Adelii? - wykrzywiła usta w udawanym smutku. - Nie czujesz się zdradzona Adelio? Bo mam wrażenie, że ktoś odbiera ci przyjaciółkę - powiedziała tak bardzo ponurym tonem, niemal uderzającym w serce.
  2. Crystal Nie spodziewała się żadnych trudności. Każda droga ucieczki była obecnie zablokowana. Nikt nie byłby na tyle głupi, by bez broni atakować ogromnego węża, a jeśli nawet spróbują to interweniuje nim Annabelle zje obie. Atak na nią byłby jeszcze głupszy. Oczywiście pamiętała, co zawszanka zrobiła podczas obiadu, ale jeśli spróbowałby to ponowić, szybko by się przekonała jak wielki błąd popełniła. Słysząc jak ruda dziewczyna mówi, że pójdą, uśmiechnęła się chytrze. Czyli zawszanie potrafili czasem myśleć? Kto by pomyślał. Nagle jednak otworzyła szeroko oczy, widząc jak księżniczka sięga za kamień i rzuca nim w Annabelle. Pupilka dziekan syknęła wściekle, gdy kamień uderzył ją w głowę. Wąż próbował instynktownie zaatakować uciekające dziewczyny. Crystal, widząc jak obie uciekają, szybko zaatakowała zaklęciem obezwładniającym, którego również uniknęły. Obie z Annabelle ruszyły w pogoń za dziewczynami. Szybko dorwały uciekinierki, gdy te dobiegły do ślepego zaułku. - Chcecie ratunku? - syknęła drwiąco Annabelle. - Ja wam pokaże ratunek - Pokazała pokaźne kły. - Rzuciłaś we mnie kamieniem, czy wiesz jak to potwornie boli? - syknęła, zbliżając pysk tak blisko Elisabeth, że mogła dotknąć go nosem. Crystal nic nie robiła, tylko wpatrywała się w to zimnym wzrokiem. - Najpierw ten kretyn rzuca we mnie nożem, a teraz to?! Żądam rekompenssssssaty - syknęła teraz do dziekan. - Pozwól mi ją ugryźć lub urwać jedną rękę i połknąć. Nic nie powiem, że mi na to pozwoliłaś. Ssssssama ssssssię na to sssssskazała, przychodząc tu - Znów obróciła się do zawszanki i z wielką szybkością zaczęła pędzić w kierunku jej ręki z otwartą paszczą. - Stój, Annabelle - powiedziała, takim tonem, że wąż natychmiast się zatrzymał. - Jeszcze dzisiejszego wieczoru, obie wrócą do domu i do swoich rodzin - Co?! - wrzasnął zdezorientowany wąż. - Co ty mówisz?! - Zamknij się! - krzyknęła przez zaciśnięte zęby, a pupilka dziekan się cofnęła, gdy jej pani ruszyła w kierunku obu dziewczyn. - Cały tydzień nie spałam. Jestem zmęczona i mam już dosyć tych podchodów, a zawszanka nie zrezygnuje, w końcu widać jak obie są sobie bliskie - Uniosła zimny pozbawiony emocji wzrok, na obie dziewczyny. - Nie chce was tu więcej widzieć, rozumiecie? - syknęła wściekle, na chwilę się odwracając, a potem na jej twarzy pojawiło się coś niespodziewanego, a był to smutek. - Wkrótce zniknę z Akademii, wszyscy to wiedzą - warga kobiety lekko zadrżała. - Chce jednak do tego czasu zobaczyć jak zło jeszcze jeden ostatni raz wygrywa - Annabelle wpatrywała się w to zszokowana, jakby nigdy nie widziała swojej pani w takim stanie. - Obie jeszcze dziś wrócicie do domu, znowu zobaczycie swoich bliskich i nigdy tu nie wrócicie, ale coś za coś - ciężko westchnęła. - Dziś Akademia Dobra i Zła straci po jednej uczennicy, ale to nadal nie zwiększa naszych szans w zwycięstwie - Chwilę milczała, patrząc na obie dziewczyny. - Wydacie mi ucznia, który pomagał wam w ucieczce pierwszej nocy - zmrużyła lekko oczy. - Nie próbujcie mnie oszukać, wiem, że był tu z wami jakiś książę. Wydajcie mi go, a jeszcze dziś wrócicie do domu, ale musicie wydać go obie - zmrużyła jeszcze bardziej oczy. - Udowodnicie tym samym, że wasza przyjaźń jest ważniejsza niż wszystko inne. Akademia Dobra straci jeszcze jednego ucznia, bo ten natychmiast nie zda za tak poważne złamanie regulaminu. W jego przypadku nie będzie ulg, w końcu się tu wychował i znał nasz świat, nie jak wy. Jego rodzina nigdy go nie zobaczy i nikt o nim więcej nie usłyszy, ale co was to przecież obchodzi? W końcu nie chciałyście tu być i nienawidzicie tego miejsca jak i ludzi z tego świata, więc co was obchodzi los jednego zawszanina. Więc jak będzie? - spytała, patrząc na obie niezwykle przenikliwie.
  3. Crystal Ten tydzień, nie był przyjemny dla Dziekan Zła. Jak wcześniej powiedziała Lady Lesso, zaczaiła się pod komnatą, w której była Adelia, czekając na jej przyjaciółkę. Niestety, mimo czuwania całą noc, nic się nie stało. W myślach się przeklinała przez stracony czas, który mogła wykorzystać znacznie lepiej. Mimo to nie poddawała się i spróbowała ponownie następnego wieczoru z takim samym efektem. Po czwartej nocy czuwania zaczynały pojawiać się pierwsze skutki zarwanych nocy. Nie była w stanie się skupić na tworzeniu własnych mikstur. Myliła receptury i składniki, niemal zasypiając nad własnymi wywarami. Annabelle nawet raz podjęła temat jej stanu, ale widząc wściekły wzrok kobiety zrezygnowała z dalszej rozmowy. Podczas lekcji z nigdziarzami musiała pić eliksir wzmacniający, co i tak nie zdołało ukryć jej ziewania co jakiś czas. Spostrzegła oczywiście, że niektórzy nigdziarze tacy jak Elvira, Raver czy Judith, najwyraźniej dostrzegali jej zmęczenie. Mimo to, żadne nadal nie miało odwagi spytać o jej stan. Chociaż Raver bardziej skupiał się ostatnio na rozmowach z Annabelle, zupełnie jakby uznawał ją za ciekawszą towarzyszkę rozmów od reszty nigdziarzy w szkole. Po kolejnych bezowocnych nocach, mówiła sobie, że odpuszcza, bo najwyraźniej Czytelniczka się poddała i zaakceptowała los swój i Adelii. Crystal była jednak zbyt uparta, by tak po prostu odpuścić. Szóstej nocy potrzebowała pomocy kruków, by te ją budziły, gdy przyśnie. Była tak wściekła, że miała ochotę udusić obie Czytelniczki. Na lekcjach, nie dało się oczywiście nic wykryć w oczach Adelii. Ta dziewczyna albo tak dobrze grała nieświadomość albo naprawdę zupełnie nic nie wiedziała. Po całym tygodniu czekania czuła jak pod jej oczami tworzyły się worki. Nienawidziła takich defektów na swoim ciele. Była wiedźmą, ale mimo wszystko o siebie dbała. Obiecała sobie, że to ostatnia próba i nawet przez upartą naturę, nie zmieni zdania. Musiała w końcu odpocząć, a skoro Czytelniczki nie było od tygodnia i nic nie wskazywało, że się pojawi, musiała się poddać, to jedyne wyjaśnienie. Po raz kolejny nic się nie działo, nie licząc uciekających z piskiem szczurów przed czołgającą się po korytarzach przerośniętą bardziej niż zwykle Annabelle, którą na wszelki wypadek zabrała do pomocy. Jednak nie widząc żadnych śladów zawszanki, zaczęła powoli odchodzić, przeklinając się w myślach nad tym ile czasu tu zmarnowała. Zrobiła ledwie krok, aż czegoś nie usłyszała. To nie mogła być Annabelle ani szczury. Ktoś tu właśnie szedł, prosto do tej komnaty. W jednej chwili się rozbudziła i znów skryła, czekając na odpowiednią chwilę. Usłyszała rozmowę obu dziewczyn, aż w końcu uznała, że nadszedł czas. - Niby dokąd? - spytała nagle wyłaniając się z ciemności z bardzo krzywym uśmiechem. Najpierw spojrzała na kryjącą się za plecami zawszanki Adelie, a potem na Elisabeth. - Dawno się nie widziałyśmy - mówiła, patrząc na rudą dziewczynę. - Elisabeth, prawda? - spytała przechylając głowę na bok. - Pamiętam jak mnie zaatakowałaś na Polanie, co było wyjątkowo głupie... - Nim cokolwiek dalej powiedziała przerwał jej drugi głos, dobiegający zza pleców obu dziewczyn. - Niemożliwe, przyszła jak mówiłaś - syknęła większa niż zwykle pięciometrowa Annabelle, szorując podbrzuszem w kierunku dziewczyn. - Zawszanka w Akademii Zła? Tego w moich czassssssach jeszcze nie było - Pokazała pokaźne kły strasznie się śliniąc przy tym. - Taka tłuściutka i ssssssmaczna - syczała cały czas, patrząc na Elisabeth. - Chodź do mnie zaprzyjaźnimy sssssię - syknęła do zawszanki. - Macie wybór - mruknęła nagle Crystal. - Pójdziecie za mną grzecznie do mojego gabinetu lub zostawię was z Annabelle, sam na sam - Powoli zaczęła odchodzić. - Zossssstańcie ze mną - syczała do dziewczyn. - Jestem taka ssssssamotna i głodna, a szczury ssssssą takie nudne
  4. Thomas Zastanawiał go fakt, że nadal nie słyszał trzaśnięcia drzwi. Być może już wyszła bezszelestnie, a on stał jak kołek zupełnie sam. Powinien to sprawdzić, nim ktokolwiek znowu tu przyjdzie. Mimo to nie potrafił tego zrobić, bo nadal czuł okropne upokorzenie. Mógł doznawać najgorszych ran, ale żadna nie była tak straszna jak to. Ciało było zupełnie jak sparaliżowane. Czego niby miał się spodziewać? Miała go przytulić lub poklepać po głowie, mówiąc nie przejmuj się? W tym zamku nikogo nic nie obchodziło kto ile bólu przeżył w życiu. Zresztą nawet poza nim nikogo to nie obchodziło. Był tylko on i jego upiór przeciw całemu temu cholernemu światu. Chciał się już odwrócić, kończąc tym samym te żałosną farsę, ale wtedy też to poczuł. Elvira nie opuściła łazienki. Nie brzydziła się nim i jego życiem. Nic nie powiedziała, nic, co miałoby go zranić. Poczuł dotyk jej palców na swoich plecach. Nigdy czegoś takiego nie czuł, ale to było naprawdę przyjemne, zupełnie inne od tego, co czuł na co dzień. Po jego plecach przebiegał bardzo przyjemny dreszcz. Musiał naprawdę się postarać, by nie zdradzić po sobie żadnych emocji. Mimo to patrzył kątem oka na twarz ślicznej nigdziarki, chcąc zrozumieć jaki ma w tym cel. Nagle dotarły do niego jej słowa. Zaraz potem opuściła łazienkę i tym samym zostawiła go samego. Chłopak jeszcze chwilę za nią patrzył. Nie potrafił zrozumieć dlaczego, ale to co stało się przed chwilą było bardzo przyjemne. Chciał by trwało to dłużej, ale wiedział, że Elvira ma racje. Powoli sięgnął po górną część mundurka i ją włożył, a potem wyszedł. Wciąż grzmiało mu w uszach "widzimy się na śniadaniu". Nie brzydziła się tym co ujrzała i nadal chciała go widzieć, ale nadal nie rozumiał, czemu tak bardzo cieszył się tym faktem? Crystal - Owocnego wieczoru, Lesso - rzuciła do nauczycielki, nim zamknęła drzwi. Sama nadal pisała list, podczas gdy Annabelle wpatrywała się w nią zaintrygowana. - Myślałam, że jej nie znosssssisz - syknęła nie kryjąc przy tym swojej ciekawości. - Gdybym jej nie znosiła, w ogóle nie traciłabym czasu na rozmowy z nią - powiedziała krótko. Niektóre relacje ludzkie są skomplikowane i nie każdy potrafi je zrozumieć. Po Annabelle nie spodziewała się żeby to zrozumiała. - Czemu w ogóle odpisssssujesz tym zawszanom? - Znów syknęła. - Ludzie mylnie interpretują wiele rzeczy. Rodzice Elviry uważają, że skoro urodziła się w zawszańskiej rodzinie i jest śliczna, to jest zawszanką. Tak jak mnie mylnie oceniano, gdy wysłano mnie do szkoły dla czarodziejek. Pewnych rzeczy nie sposób zmienić, a oni powinni to zrozumieć zamiast się oszukiwać - Zaadresowany list wsunęła w dziób kruka, który miał dostarczyć wiadomość. Treść listu była niezbyt długa Drodzy Państwo Bardzo dziękuje za zainteresowanie Elvirą. Niestety tylko Dyrektor decyduje o tym kto może opuścić Akademię. Z przykrością muszę poinformować, że jest zbyt zajęty ochroną Baśniarza, by samemu móc odpowiedzieć dlatego go wyręczam. Mimo waszych obaw zapewniam was, że Elvira jest niezwykle obiecującą uczennicą, która sama dokonała wyboru. Na dodatek po niedługim czasie kontaktu z nią jestem przekonana, że nawet gdybyśmy przystali na wasze prośby, dziewczyna znów uciekłaby z domu. Uczyłaby się na własną rękę, tylko po to aby osiągnąć cel, a widząc jej zdolności jestem przekonana, że byłaby do tego zdolna. Próby zrobienia z niej zawszanki są jak oszukiwanie samego siebie. Wiem z własnego doświadczenia jak to się kończy. Z poważaniem Dziekan Zła, Crystal
  5. Thomas Słuchał słów Elviry w milczeniu. Zwykle uważał, że ma racje, ale nie w tym wypadku. Ludzie z tego cholernego miasteczka mieli go już dawno dosyć. Sam nie wiedział ile razy już słuchał o tym jak bardzo chcieli żeby w końcu zdechł lub zniknął. Tortury, którym go poddawano były wręcz radosną zabawą dla jego katów. W końcu pojawił się Dyrektor i spełnił marzenie mieszkańców, pozbywając się odmieńca. Może już nikt o nim nie pamiętał lub czasem wspomniał w czasie jakiejś pijackiej zabawy. Mówiąc szczerze niewiele go to obecnie obchodziło. Wtedy było inaczej, bo wszystko wiązało się tylko z jego przetrwaniem, a teraz musiał przetrwać tutaj. Nie wiedział dlaczego, ale gdy Elvira zaczęła mówić o sobie w sukience i księciu, który się do niej wdzięczy, poczuł nieprzyjemne ukłucie. Samo wyobrażenie sobie wyperfumowanego lalusia trzymającego ją za dłoń i walczącego o jej względy, sprawiało, że zaciskał wściekle pięść, ukrywając ją wcześniej żeby nigdziarka przypadkiem tego nie dostrzegła. Nie potrafił zrozumieć tych nieznanych sobie emocji, ale wiedział, że bardzo mu się nie podobały. W końcu jak wielu nigdziarzy się tak zachowywało? Z zamyślenia wyrwało go, gdy nagle złapała jego rękę. Czując jej palce na swojej skórze, poczuł niezrozumiałe dla siebie ciarki. Nie potrafił nawet skupić się na niczym innym niż jej dotyk. Dopiero ostatnia wzmianka o zmarłych wyrwała go z tego dziwnego transu. Czy za tym słowem kryło się coś ważnego? Czemu jej ton się zmienił gdy to mówiła? Zaraz jednak skupił się na jej odpowiedzi na jego prośbę. Złudna nadzieja mówiła mu, że wykona bez słowa chociaż tę jedną prośbę, którą do niej skierował. Czego jednak miał się spodziewać? Nie raz już pokazała, że nie szanuje wielu rzeczy. Widać to było choćby dziś, gdy podniosła jego zdjęcie, spokojnie na nie patrząc, chociaż wiedziała, że tego nie chciał. Teraz niby dała mu wybór i mógł powiedzieć żeby wyszła. Naprawdę tego pragnął, ale coś mu nie pozwalało. Coś w nim cieszyło się jej bliskością oraz obecnością, chociaż tego nie okazywał. Zmrużył lekko oczy nic nie mówiąc i powoli zdjął górną część mundurka. Chłopak miał na klatce piersiowej ślady zeschniętej krwi z ręki i kilka zadrapań, nic ponadto. Również nie był też źle zbudowany, bo ciągła praca fizyczna, by przetrwać pozwoliła mu trochę wyrzeźbić ciało. Wszystko wyglądało niemal normalnie. Przynajmniej tak było, aż nie podszedł do umywalki, a Elvira mogła wtedy zobaczyć jego plecy. Były tam liczne blizny, ślady i poparzenia. Łatwo było się domyślić, że ktoś musiał go traktować batem, tępymi narzędziami czy dotykać nagrzanym metalem. Thomas nawet na nią już nie patrzył ani nie uraczył ją żadnym słowem, tylko stał odwrócony, patrząc w ścianę przed sobą i ścierając krew z klatki piersiowej oraz brzucha. Miał wrażenie, że czuł się teraz strasznie upokorzony, bardziej niż kiedykolwiek. Zapewne dawniej by płakał, ale teraz już nawet nie wiedział jak to robić. Czekał tylko, aż usłyszy dźwięk zamykających się drzwi od toalety, sygnalizujący wyjście nigdziarki. Nie był to przecież widok, który ktoś chciałby podziwiać. Crystal Reakcja Lady Lesso wbrew pozorom bardzo jej się spodobała. Lubiła szczerość w rozmowie, a nie fałszywe nic nie warte słowa. Jej wybuch sprawił nawet, że ta rozmowa stała się bardziej interesująca. Różniły się i miały inne wizje, ale rozumiała nauczycielkę. Gdy tu przybyła była do niej nawet podobna. Miała wiele pomysłów, chciała pomagać przyszłym nigdziarzom, oferować pomoc. Jednak jakby się nie starała wyniki były zawsze takie same. Jej uczniowie umierali w najgłupsze możliwe sposoby, a dobro pyszniło się swoimi zwycięstwami. Miała nawet kiedyś uczennice, którą bardzo lubiła. Była wyjątkowo uzdolniona. Pisały nawet jakiś czas do siebie listy po tym jak skończyła Akademię. Pewnego dnia listy jednak przestały przychodzić, a tydzień później przeczytała baśń, która skończyła się nabiciem jej uczennicy na pal. Czas leciał, a ona zaczynała tracić swój zapał, odgradzając się przy tym od innych. Wróciła na ziemię, słysząc o listach do jednej z nigdziarek, którą już całkiem polubiła, pierwszy raz od wielu lat. Mówiąc szczerze, to był pierwszy rok od bardzo dawna, gdy do jej klasy trafiło kilkoro nigdziarzy, których zaczynała lubić. Zwykle był jeden góra dwóch takich uczniów. Powoli chwyciła listy w palce. - To smutne, gdy rodzice nie chcą zaakceptować decyzji swoich dzieci - mruknęła bardziej do siebie. - Mimo to zasługują na jakąś odpowiedź - Nim nauczycielka wyszła, kobieta jeszcze na nią spojrzała. - Wbrew temu, co myślisz o mnie, droga Lesso, lubię cię - powiedziała wyciągając papier i pióro. - Przypominasz mi mnie, gdy pierwszy raz tu przybyłam. Mam nadzieje, że gdy pewnego dnia spełnisz swój cel, nie zapomnisz o tym kim jesteś i co chciałaś zrobić - Na chwilę zmrużyła oczy. - Możesz odejść - powiedziała na koniec, zaczynając pisać.
  6. Thomas To co powiedziała Elvira trochę go zastanawiało. Czy naprawdę człowiekowi było wiecznie mało? Nigdy tak tego nie postrzegał. Widząc czasem szczęśliwe rodziny, zastanawiał się jak to jest. Nikt mu od bardzo dawna nie powiedział, że jest z niego dumny, nie mówiąc o przytuleniu. Jedyne co znał, to ból w postaci bolesnych kar oraz samotność. Dawniej chciał po prostu mieć miejsce, które nazwie domem, potem uznał to za nierealne. Wystarczała mu sama wolność, bo nauczył się przetrwania w tym niegościnnym świecie. Nie potrzebował już nikogo i mógł sobie radzić sam. Tymczasem zamknęli go w tej przeklętej Akademii i zabrali ostatnią rzecz, której pragnął. Potem skupił się na odpowiedzi Elviry na jego kolejne pytanie. Właściwie, nie spodziewał się niczego innego. Przywykł już do tego, że ludzie mają gdzieś, czy wszystko z nim dobrze. W końcu wielu miało nadzieje, że zdechnie po ich ostrych karach. Nie było możliwości, by ktoś okazał troskę, tym bardziej w takim miejscu. Dlatego nie rozumiał skąd ta ochota u Elviry by mu pomóc. Sama widziała w nim tylko przyszłego sługę, nic ponadto. Jeśli ten scenariusz się sprawdzi pewnie będzie trzymała go w klatce i karmiła resztkami. Nie bardzo podobała mu się ta perspektywa przyszłości. Nic nie zdążył powiedzieć, bo już dotarli do łazienki. Nie bardzo zwrócił uwagę na zapalające się świece, czy, że w pomieszczeniu było cieplej. Miał tylko nadzieje, że nagle nie wejdzie tu Christian. Normalnie się go nie bał, obecnie jednak był osłabiony i jeszcze ta rana... Nie było wątpliwości, że gdyby ich teraz złapał, wykorzystałby tę okazje aby się zemścić. Bez protestów ruszył za Elvirą i zgodnie z jej prośbą wyciągnął rękę do umywalki. Oczywiście nie oczekiwał, że dziewczyna zacznie mu czyścić ranę. Odkręcił wodę, czując jak zimny płyn spływa po jego kończynie, ale nie było widać emocji na jego twarzy, wszystko robił z kamienną twarzą. Po wszystkim zaczął obmywać ją mydłem. Mimo, że rana krwawiła, to jakoś go to nie martwiło. Nie był to w końcu pierwszy raz gdy był ranny. - Miewałem gorsze rany - mruknął, przemywając obecną z nieco znużonym głosem. - Wszyscy chcą żebym zdechł, a ja jestem jak cholerny karaluch, co nie potrafi oddać im tej przyjemności - wyciągnął rękę z pod wody lekko się jej przyglądając. - Ludzie są znacznie gorsi niż te upiory - lekko poruszył ramieniem, chcąc sprawdzić, czy może ruszać ręką, to był błąd, bo poczuł ból, ale mimo to tego nie okazał. - Tak długo z nimi przebywałem - przymknął oczy na niewielką chwilę. - Nie oczekuje, że to zrozumiesz, bo mnie nikt nie rozumie - Chwycił dół koszuli, chcąc ją zdjąć żeby sprawdzić czy nie ma innych ran i przy okazji zmyć krew, która dostała się za nią. Zatrzymał się w połowie czynności, czując niespodziewane skrępowanie. - Czy mogłabyś... - Coś zmieniło się w jego głosie, bo można było w nim zauważyć niespodziewane zakłopotanie. Chwilę się zbierał w sobie żeby dokończyć. - ...na chwilę się odwrócić? - To nie tak, że się jej wstydził. Po prostu nie lubił, gdy ktoś widział jego blizny na plecach. Bestia widział, bo nie był w stanie go zatrzymać. Christian był zbyt zapłakany, by je zobaczyć. Jej z jakiegoś niezrozumiałego mu powodu tym bardziej nie chciał ich pokazywać . Crystal Mówiąc szczerze miała już dosyć tej formalnej rozmowy i miała nadzieje, że wszystko sobie wyjaśniły. Chciała wrócić do swoich spraw i pożegnać nauczycielkę jak najszybciej. Oczywiście nie było to możliwe. Kiedy w końcu zgodziła się na te rozmowę, Lady Lesso musiała ją denerwować do ostatniej chwili. Chyba nigdy jeszcze nie spotkała nikogo tak irytującego jak ona. Z drugiej strony była jedyną osobą w tej akademii, z którą mogła porozmawiać niemal na równi. Inni nauczyciele Akademii Zła byli zwykle kompletnymi pół mózgami. No może nie licząc Sadera, ale on bardziej skłaniał się ku dobru i rozmowy z nim zawsze były dziwne i pełne zagadek. Oczywiście nauczycielka Klątw i Pułapek nie mogła sobie darować kilku komentarzy na temat swoich osiągnięć jak i sprawy związanej z jednym z nigdziarzy. Raver faktycznie był zdolnym młodym człowiekiem, ale stawianie go nad innych? Mówiąc szczerze miała wrażenie, że gdy dostanie baśń, zginie w głupi sposób. Nie miała zbyt wiele wiary w przyszłe życie tego chłopca po Akademii. - Wilki powinny wręczyć zgodnie z założeniem rzeczy do nauki dla Adelii - mówiła, nie patrząc na nauczycielkę, a w okno. - Widać było to uchybienie - Nagle jednak odwróciła się do Lady Lesso z chytrym uśmiechem. - Jeśli tak lubisz wykonywać ich obowiązki mogę ci załatwić siatkę na włosy byś mogła również wydawać biednym głodnym uczniom obiady - Zrobiła kilka kroków po klasie. - Co do kolejnych spraw... - lekko się skrzywiła. - Ja się nie chwalę, że musiałam oglądać tyłek Christiana, którego prawdopodobnie nigdy nie mył. Musiałam mimo to uratować mu życie po buziakach z wywerną - wzruszyła lekko ramionami. - Staram się nauczyć uczniów, by polegali na sobie. Jeśli odważą się przyjść po pomoc otrzymają ją, ale nie dostaną ode mnie pocieszenia za głupotę, bo za nią się płaci - Jeszcze bardziej się skrzywiła. - Muszą się nauczyć unikać pomyłek takich jak ta na obiedzie, bo co zrobią potem? Wyruszą szukać chwały, któryś zrani się w paluszek i zacznie płakać, krzycząc przy tym Lady Lesso pomóż mi i co wtedy zrobisz? Rzucisz wszystko i pobiegniesz za nim do Puszczy, bo zrobił sobie kuku? A co do Ravera... - Na jej twarzy pojawiła się wyraźna wrogość. - Lubię go - syknęła Annabelle, a Crystal spojrzała na nią pytająco. - Czuję z nim jakąś więź, której nie potrafię wyjaśnić, ale go lubię - Crystal znów spojrzała na nauczycielkę Klątw i Pułapek, decydując się tego nie komentować. - Uważam, że ma potencjał, ale jest pyszałkowaty i wyjątkowo irytujący. Dostrzegłam tu znacznie ciekawszych uczniów niż on, ale mam zamiar wprowadzić dodatkowe lekcje talentów, myślałam o tym już przed twoją propozycja. A jeśli to nie pomoże i znów będzie sprawiał problemy, to osobiście zrobię z nim porządek. Niewiele mnie obchodzi jego przeszłość - Jej ton jasno sugerował, że nie ma zamiaru się w nią wgłębiać. - Gdyby mnie czyjaś obchodziła, prędzej spytałabym choćby ciebie o imię
  7. Thomas Niewiele już brakowało, by je sięgnąć, wystarczyło, że tylko bardziej wyciągnąłby palce. Nie chciał mimo wszystko, by to zobaczyła. To było jego życie jak i prywatna sprawa. Nikt nie miał prawa się tym interesować, nikt, poza nim. Czuł już niemal dotyk zdjęcia, ale w ostatniej chwili stało się to czego chciał uniknąć. Elvira pochwyciła je przed nim. Mimo, że czuł do niej dziwne nieznane sobie emocje, nie miał zamiaru jej na to pozwolić. Starał się podnieść, by wyrwać jej zdjęcie z palców, ale jego ciało mu na to nie pozwoliło. Czuł jak bardzo jego kości i mięśnie są obolałe, nie mówiąc o tej cholernej ranie. Zmarszczył wściekle brwi i oczekiwał, na to, co zrobi nigdziarka. Mogła nawet z niego kpić, nic go to nie obchodziło. Niczyje zdanie nie miało znaczenia. Słysząc jej komentarz, lekko się skrzywił. Skąd niby do cholery miał wiedzieć, że tu będzie? Czy on wyglądał według niej na wieszcza? Gdyby wiedział, to wcale by tu nie przychodził i poczekał do jutra. Nikt nie miał w końcu wiedzieć, co wyprawia po nocach. Zastanawiało go, co zrobi z tą wiedzą. Będzie próbować go w jakiś sposób szantażować? Nagle otworzył szeroko oczy, widząc jak ta koło niego kuca. Miał wrażenie, że bliska obecność nigdziarki lekko przyśpieszyła bicie jego serca, ale to było bez sensu, musiało mu się tylko tak wydawać. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo musiał teraz słuchać jak ta go poucza. Za kogo ona się uważała, że tak go traktowała? Powinien coś zrobić, coś powiedzieć, więc czemu tego nie robił? Chyba już lepsze były tortury Bestii niż słuchanie tego przemądrzania i kpienia z niego. Dopiero, gdy powiedziała by pokazał ranną rękę, spojrzał na jej twarz. W świetle pochodni, wyglądała niczym niezwykle urodziwa nimfa. Ta poważna mina i blada cera, w tym świetle tworzyły coś niebezpiecznie pięknego. Pokazał ranną rękę nic przy tym nie mówiąc i próbując w ten sposób skupić się na czym innym. Nagle poczuł w drugiej ręce jak ta mu coś wkłada. To było zdjęcie jego rodziców, te samo, które wcześniej podniosła. Nie rozumiał czemu go nie zabrała i nie próbowała go nim szantażować czy coś, przecież mogła to zrobić. Na dodatek chciała mu pomóc. Nie zabrać do dziekan, która, by mu pewnie drugi raz nie odpuściła. Spojrzał na jej delikatną dłoń i opuścił głowę, powoli sam wstając. Nie miał zamiaru upadać tak nisko żeby jeszcze pomagała mu wstać. Poza tym nie był pewny czy dałaby radę mu pomóc, patrząc jak drobna była. Spojrzał na dziewczynę, idąc teraz tuż za nią, a przy okazji trzymając dłonią miejsce, które się rozcięło. - Nie musisz tego robić - burknął lekko pod nosem. - To tylko słaba rana, nie pierwsza w moim życiu - znów spojrzał na krwawiącą rękę. - Wiesz jak to jest mieć wszystko, a potem nic? - spytał lekko się naburmuszony, aż nie westchnął. - W każdym razie ja nie bardzo pamiętam - uniósł dłoń do kamienia i go wyciągnął. - Mam tylko jego. Jesteśmy takimi samymi wyrzutkami, dlatego tak się staram by udowodnić, że jestem godzien tej mocy - powiedział już niemal przy łazience, a chwilę później znów spojrzał na dziewczynę. - Dlaczego mi pomagasz? Crystal Gdy Lady Lesso mówiła, Crystal powoli wstała od biurka, wyglądała jakby zupełnie ignorowała, to co do niej mówi druga nauczycielka. Podeszła do jednej z szafek, na której spoczywała klatka z kilkoma piszczącymi szczurami. Chwyciła jednego z nich za ogon, kiedy ten piszczał coraz głośniej i strasznie się wyrywał jakby wiedział co go zaraz będzie czekać. Powoli podeszła do terrarium Annabelle, która już wystawiła głowę, czekając na swój obiad. Szczur wpadł do terrarium, piszcząc przy tym jeszcze głośniej. Wpatrywał się jakby z błaganiem na Lady Lesso, ale dosłowną chwilę później wąż go chwycił w paszczę, a piszczenie równie szybko dobiegło końca. Końcówka ogona szczura jeszcze wystawała z jej pyska, aż go nie wciągnęła jak makaron. - Tłuściutki - mruczała, szczęśliwe Annabelle. - Interesujące, zwierzęta czasem stają się lepszymi rozmówcami niż inni ludzie - powiedziała do nauczycielki, gdy ta skończyła. - Ostrzegałam Klarysę ostatnim razem, ale chyba mi nie dowierzała do końca - wzruszyła ramionami. - Postawiłam kilka kruków, by patrolowały korytarze, ale jeśli naprawdę tu były, to te Czytelniczki są sprytniejsze niż myślałam - Przyłożyła palce pod brodę. - Zastanawiające, że ktoś przekracza pierwszy raz most połowiczny, a Dyrektor nadal ma to gdzieś - Bo jesssst sssstarym ossssssłem - warknęła wściekle Annabelle, Crystal ją jednak zignorowała. - Główną winę ponosi Klarysa, która nie potrafi upilnować swoich uczniów - powiedziała niemal pusto. - To prawda, że nie możemy ich ukarać bez dowodu - Zaczęła się nad tym głębiej zastanawiać. - Może gdyby ich przyjaźń się zepsuła, wtedy by zaprzestały tych żałosnych prób - Jej palec zalśnił i stworzyła trójwymiarową mapę Akademii Zła. - Skoro przychodzi po Adelie, trzeba zaczaić się pod jej komnatą nocą, tak by o niczym żadna nie wiedziała - spojrzała ponuro na drugą nauczycielkę. - Zrobię to osobiście. Co do kolejnych spraw - Znów spojrzała na Lady Lesso. - Christian potrzebuje tych swoich zabawek do ćwiczeń talentu, mimo to nie zaprzeczę, że sam dla siebie stanowi z nimi zagrożenie - Ten bydlak nimi we mnie rzucał - syknęła wściekle Annabelle. - Kolejny powód, by mu je odebrać - uśmiechnęła się. - Dam mu do ćwiczeń jakieś tępe, którymi nie zrani siebie i innych. Masz jakieś zastrzeżenia do tego wszystkiego? - lekko przechyliła głowę na bok, czekając na ewentualne uwagi.
  8. Thomas Maszerując korytarzem, wspominał to co się stało rano. Nie do końca pamiętał jak to było zeszłej nocy. Próbował zmusić upiora do zaakceptowania jego władzy. Upiór oczywiście się bronił, co skończyło się kilkoma próbami walki o dominacje. Każde kolejne starcie go coraz bardziej osłabiało. Nie wiedział właściwie kiedy odpłynął. Co najlepsze nie obudził się w korytarzu, w którym zmagał się z własnym upiorem. Znalazł się w miejscu, którego zupełnie się nie spodziewał. Otworzył ciężko oczy, leżąc na ławce, a światło, które padało z okien niemal go oślepiało. Dopiero po pewnej chwili zdołał do niego przywyknąć. Wtedy właśnie spostrzegł, że nie jest sam. Leżał właśnie w sali lekcyjnej dziekan Crystal, która mieszała coś w tych swoich miksturach. - Czy długo... - Nie dokończył, bo nawet mówienie sprawiało mu trudności. Nie mówiąc, że jego głos był strasznie zachrypnięty. Kobieta odwróciła się do niego i obserwowała przez pewną chwilę. - Całą noc – mruknęła, powoli do niego podchodząc, gdy Thomas w tym czasie próbował wstać. - Nie ruszaj się - warknęła i podciągnęła rękaw chłopaka, by odsłonić jego ramię, a zaraz potem wykonała zastrzyk. - Przeciążyłeś organizm do granic możliwości - mówiła marszcząc brwi. - Masz szczęście, że wilki cię znalazły i do mnie sprowadziły. Nie mam pojęcia jakby się to skończyło gdybyś został tam sam - Powoli wróciła do swojego biurka coś pisząc. - Możesz mówić, ale jeszcze chwilę unikaj ruchu - Co mi pani wstrzyknęła? - Jego głos nadal był lekko ochrypły. - Coś na wzmocnienie, niewdzięczniku - burknęła odkładając notatki i patrząc teraz na nigdziarza. - Zresztą to ja tu zadaje pytania – warknęła wyraźnie zirytowana. - Co do cholery chciałeś zrobić? Próbowałeś się zabić? - Próbowałem, tego, co mi pani radziła - powiedział ponuro. - Nie doradzałam ci samobójstwa - warknęła jeszcze bardziej wściekle niż poprzednio. - Próbowałem zapanować nad upiorem jak pisali w książce, którą mi pani doradziła - Nagle kobieta wydawała się lekko uspokoić. - To prawda, to ci radziłam - Zaczęła chwilę chodzić po klasie. - Cieszy mnie fakt, że tak się przykładasz do mojego przedmiotu. Zwykle nigdziarze bardzo późno pojmują jego wagę - Znów spojrzała na nigdziarza, marszcząc brwi. - Nikt nie da rady zapanować nad upiorem w jedną noc - Lekko westchnęła. - To skrajna głupota. Na przyszłość staraj się bardziej rozdzielać takie próby - Nagle znów zmarszczyła lekko brwi. - Przyszedł mi do głowy dzięki tobie pewien pomysł - Powoli podeszła do jednej z szafek i zaczęła wyciągać różne buteleczki z eliksirami. - Ja nie mogłam chodzić do Akademii, tak jak wy. Zamiast tego trafiłam do durnej szkoły czarów - Lekko się skrzywiła na samo wspomnienie o tym. - Były tam mimo wszystko czasem dobre pomysły, jak nagradzanie uczniów za przykładanie się do zajęć. Mimo, że dajemy wam miejsca w kwalifikacji, które dosłownie decydują o waszym losie, to często jest to zbyt mało. Więc może to was dziś na lekcji trochę bardziej zmotywuje - Wskazała dłonią na rozłożone buteleczki. - Możesz wybrać sobie jedną w ramach nagrody za twoje poświecenie - Naprawdę? - spytał niepewnie. - Bo zaraz zmienię zdanie - warknęła. - Masz do wyboru eliksir wzrostu, który pomaga rosnąć rośliną, eliksir leczenia, na każdą ranę poza złamaniami, eliksir ciszy, który potrafi na godzinę odebrać każdemu głos, eliksir koncentracji, pomaga przez dzień skupić się w pełni na nauce i eliksir niewidzialności, dający godzinną niewidzialność. Możesz wybrać tylko jeden, a resztę zdobędą uczniowie na zajęciach - Thomas patrzył chwilę po buteleczkach, aż sięgnął po te, która miała pomagać rosnąć rośliną. Kobieta uniosła jedną brew na ten widok. - Nietypowy wybór - Mam do pani jeszcze jedną prośbę - Kobieta znów skupiła wzrok na nigdziarzu. No właśnie... Tak został zawiązany układ z dziekan. Przez niemal cały wolny dziś czas, Thomas zasypywał ziarnami warzyw i owoców wyznaczony teren. Dziekan udzieliła mu zgody na wykorzystanie niewielkiej ilości terenu na jego hodowle roślin. Obiecała też pomóc w jego pilnowaniu, by nikt mu nie zniszczył upraw. W zamian miał jej dostarczać część zbiorów. Zaczął więc obsiewać teren i polewać miksturą, która działała niemal natychmiast, pozwalając wyrosnąć pierwszym warzywom i owocom. Potem zaczął tworzyć zagrodę wokół własnej uprawy. Na szczęście znał się trochę na stolarce. Zgodnie z obietnicą, jego upraw pilnowały kruki dziekan. Cieszyła go myśl, że teraz nie będzie miał problemów z posiłkami. Nie był co prawda jakimś smakoszem warzyw i owoców, ale i tak były lepsze niż to co w nich wciskali w Akademii. Dzień zleciał mu bardzo szybko na wszystkich tych czynnościach i nim się spostrzegł nadszedł wieczór. Czekał spokojnie, aż Navin oraz Christian zasną. Co ciekawe ten drugi cały dzień był jak na siebie dziwnie wyciszony. Dobrze, że zanim nie przepadał, bo jeszcze zacząłby się o niego martwić. Gdy tylko zasnęli, ponownie opuścił pokój. Tym razem postanowił zostać na swoim piętrze. Wolał już nie denerwować dziekan i w razie potrzeby doczołgać się do łóżka. Będąc już wystarczająco daleko i mając pewność, że współlokatorzy go nie usłyszą, znów przyzwał upiora. Przy tej próbie, Thomas nie próżnował i od razu wziął się do rzeczy. Niestety kolejne próby znów kończyły się licznymi porażkami. Nie był w stanie utrzymać się na upiorze dłużej niż pięć minut. Upiór wykorzystywał tylko okazje i znikał w kamieniu, nie chcąc się słuchać chłopaka. Nie był pewny, która już była to porażka, ale nim ponownie przystąpił do kolejnej próby nagle usłyszał czyjś głos. Nie był pewny czy ma omamy przez zmęczenie, czy ona naprawdę tu była. Szybko podniósł się do pozycji siedzącej, starając się ukryć zmęczenie. - Nic niezwykłego - Próbował ukryć wszelkie emocje mówiąc, a przy tym przyjąć swoją neutralną postawę. - Powinnaś wrócić do komnaty, bo nie wyśpisz się na zajęcia i Raver znów będzie triumfował Powoli wstał z ziemi i ponownie przyzwał już wyraźnie wściekłego upiora. Thomas nagle zdał sobie sprawę, co właśnie zrobił. Chciał zatrzymać potwora nim ten zaatakuje Elvire, ale ku jego zdziwieniu, upiór nie reagował na nigdziarkę tylko się w nią wpatrywał z zaciekawieniem. Nigdziarz patrzył to chwilę na upiora, a dziewczynę, aż w końcu zdecydował się ponownie spróbować i nie myśleć o tym czemu upiór jej nie atakuje. Może był już najedzony. Nie trwało jednak dłużej niż dwie minuty nim chłopakowi pociemniało przed oczami. Koń znów zniknął, a Thomas spadł zahaczając ramieniem o ostry kamień, gdy spadał. Z jego ręki zaczęła spływać krew, ale to nie wszystko. W momencie upadku z jego kieszeni coś wypadło, a było to zdjęcie pięknej młodej kobiety i jakiegoś mężczyzny. Nigdziarz trzymał się chwilę za ramię, zaciskając zęby, aż nie spostrzegł zdjęcia na ziemi. Puścił swoje ramię mimo bólu. Nie zważał na zmęczenie tylko zaczął się czołgać, by sięgnąć zdjęcie, zupełnie jakby nie chciał żeby Elvira je zobaczyła. Crystal Spodziewała się tej wizyty. Nie było tajemnicą, że Lady Lesso bardzo pragnie jej stanowiska. Kobieta nie pozostawała ślepa również na jej niechęć. Wiedziała, że młoda nauczycielka Klątw i Pułapek przy każdej możliwej okazji robiła wszystko, by tylko pokazać, że byłaby lepszym dziekanem. Oczywiście Crystal nie miała zamiaru tak łatwo oddać swojego stanowiska. Kruki będące na jej drzwiach poinformowały ją o przybyciu Lady Lesso nim ta jeszcze weszła do jej gabinetu. Oczywiście kazała jej chwilę zaczekać nim pozwoliła wejść. Nie miało to żadnego szczególnego celu, a tylko miała ochotę jeszcze chwilę pobawić się jej nerwami. W końcu, gdy ją zaprosiła do gabinetu spojrzała na nauczycielkę z neutralnym wyrazem twarzy. Nim jednak cokolwiek powiedziała zrobiła to Annabelle. - Czy mogę ją zjeść? - spytała patrząc na wiedźmę. - Nie lubię jej, a to przy okazji rozwiążę jej liczne problemy - pokazała pokaźne kły. - Może później, Annabelle - lekko zachichotała, patrząc na nigdziarską nauczycielkę. – Wybacz, słabo ją nakarmiałam - chytrze się uśmiechnęła. - Usiądź proszę - pokazała jej wolne miejsce. - Może się czegoś napijesz? A może ciastko? - uniosła jedną brew, nadal się uśmiechając. - Robisz teraz za rzecznika innych nauczycieli? Dlaczego osobiście nie przyszli złożyć tych skarg? - lekko przechyliła głowę. - Przecież bym ich nie zjadła - zaczęła znów chichotać. - A może tak naprawdę nie ma żadnych skarg, a ty przyszłaś, bo tak bardzo brak ci mojego towarzystwa? - uśmiechnęła się niewinnie.
  9. Alan Widząc stan Elisabeth, zaczynałem żałować, że w ogóle poruszyłem ten temat i nie dałem za wygraną. Mogłem przecież zachować te domysły dla siebie. Najważniejsze, że była tu z nami. Może nie cała i zdrowa, ale była żywa, co liczyło się najbardziej. A ja zamiast ją wspierać to jeszcze poddawałem wątpliwościom jej słowa. Czasem powinienem ugryźć się w język lub pomyśleć dwa razy zanim coś powiem. Miałem wrażenie, że w takich chwilach wypadam na kompletnego kretyna. Nawet nie spostrzegłem z tego wszystkiego jak wszyscy inni uczniowie zdążyli już zniknąć, a my zostaliśmy sami. Słuchałem jednak dalej słów Elisabeth. Czy to naprawdę było możliwe, że Dyrektor ją uratował? Wtedy gdy byliśmy tam ostatnim razem też przyglądała się wieży. Czemu Dyrektor miałby obserwować Elisabeth? Kolejne pytania, a odpowiedzi żadnych. Najbardziej zaczynało mnie boleć, że Elisabeth była teraz wypytywana również przez Stephanie i Aidana. Widziałem jak była zmęczona, a przeze mnie wszystko tylko się pogorszyło. Opuściłem lekko wzrok, słysząc teraz słowa Stephanie. Uniosłem go dopiero, słysząc jak Elisabeth mówi, że mam racje. Nie czułem samozadowolenia, słysząc, że ona i Adelia były w niebezpieczeństwie. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś jej groził nożem. Chociaż w to akurat mogłem, to było typowe dla nigdziarzy. Wiedziałem, że tak to się skończy. Powinienem tam przy niej być. Gdybym wtedy nie wpadł na profesora... Przypomniałem sobie o tym nagle, jak i o tym co mówił wczoraj. Czy powinienem im powiedzieć? Nie, to nie miało teraz znaczenia. Mieliśmy większe problemy niż zagadki profesora. Uniosłem wzrok, słysząc podziękowania Elisabeth i nagle poczułem jak chwyta moją dłoń. Nie wiedziałem dlaczego, ale czując jej dotyk było mi znowu naprawdę przyjemnie. Miała mimo to racje, nie mieliśmy już czasu dalej rozmawiać, lekcje się zaraz zaczynały. Nie byłem pewny, czy po tym wszystkim zdołam się na nich skupić. Wpatrywałem się jeszcze chwilę na odchodzącą słabą Elisabeth, aż Aidan mnie nie wyrwał z transu, mówiąc, że musimy się śpieszyć.
  10. Alan Zauważyłem niemal natychmiast, że Elisabeth unika mojego spojrzenia, czy mogło to być spowodowane poczuciem winy? Poczułem jej dłoń na swoich palcach. Nie była tak delikatna jak u innych księżniczek, które do tej pory spotkałem, ale nadal kobieca. Opuściłem lekko wzrok, gdy odrzuciła z jakiegoś powodu moją rękę. Nie trwało długo nim znów uniosłem wzrok. Słysząc, że nie została pocięta głęboko, czułem ulgę, ale nie podobał mi się fakt, że nie chciała nikomu pokazać rany, nawet Stephanie. Byłbym spokojniejszy, gdyby chociaż ona mogła to potwierdzić. Potem wymijanie się z całej rozmowy, by tylko uniknąć tego tematu. Tam z pewnością stało się coś strasznego o czym nie chciała mówić. Jej historia może i na pierwszy rzut oka wydawała się racjonalna, ale coś mi tu nie pasowało. - Mówisz, że zaatakował cię nigdziarz z nożem? - spytałem przez zaciśnięte zęby, wyobrażając sobie przerażoną Elisabeth, gdy sama musi walczyć z tym potworem. Adelia na pewno nie była w stanie pokonać strachu. Powinienem tam być i ją chronić. - Potem Dyrektor wysłał gargulce, by was rozdzielić? - Znów spytałem nad tym wszystkim rozmyślając. - Dyrektor nie interweniował ani nie pokazywał się od wielu lat. Wszystko spycha na nauczycieli, samemu siedząc przy Baśniarzu - mruknąłem, analizując w głowie każde słowo. - Wnioski można więc wyciągnąć różne z tego wszystkiego - Uniosłem wzrok patrząc teraz bezpośrednio na Elisabeth. - Zobaczył was nauczyciel, ale nie Dyrektor. Gdyby jednak tak było, to na pewno sam by was rozdzielił, a ciebie nie zaprowadził do komnaty tylko do dziekan Dovey - Przyłożyłem palec do brody bardziej nad tym myśląc. - Bardziej więc prawdopodobna wydaje się twoja wersja, ale czemu Dyrektor interweniował? Nigdziarz miał nóż, to prawda, ale nie pierwszy raz dochodziłoby do tego typu walk, a Dyrektor nigdy nie reagował. Możliwość więc jest taka, że jedno z was niemal nie zginęło i Dyrektor musiał interweniować. Wychodzi więc, że twoje rany są niezwykle poważne, a ty nie chcesz nam o tym powiedzieć - Zmarszczyłem lekko brwi. - Albo to życie nigdziarza lub Adelii jakimś cudem było zagrożone. Kolejną sprawą jest to, że gargulce zabijają, a ten przyprowadził ciebie jak nigdy nic do naszej Akademii - Mrugnąłem będąc coraz bardziej zaskoczonym tym wszystkim. - Wybacz Elisabeth, ale wiele w tym wszystkim nieścisłości
  11. Alan Noc była dla mnie bardzo bezsenna, bo wciąż miałem przed oczami obraz zakradającej się do komnaty Elisabeth. Nie wiedziałem dlaczego, ale miałem bardzo złe przeczucia. Co prawda, nie dostrzegłem jak dokładnie wyglądała, ale miałem wrażenie, że stało się coś niedobrego. Gdy w końcu udawało mi się zasnąć, zaraz wybudzałem się zlany potem, słysząc wołanie Elisabeth w Akademii Zła, a ja nic nie mogłem zrobić. Sen zamiast dawać mi wypocząć tylko pogarszał mój stan. Zupełnie nie rozumiałem, co się ze mną działo. Najpewniej była to po prostu troska, w końcu kto zachowywałby się inaczej, wiedząc, że samotna dziewczyna błąka się w tak niebezpiecznym miejscu? Nim znów spróbowałem zasnąć, usłyszałem brzęczenie wróżek, które wleciały nagle do pokoju, nie budząc przy tym Aidana i Hectora i kładąc mi pod łóżkiem kufer. Zaraz potem wyleciały, a ja mrugnąłem zaskoczony, patrząc na kufer i kopertę na nim. Chwilę myślałem skąd to się wzięło, aż sobie przypomniałem. Szybko wyskoczyłem spod kołdry i sięgnąłem po kopertę. Kochany syneczku Bardzo się cieszę słysząc, że zarówno ty jak i Sophie dajecie sobie radę w Akademii, w co nie wątpiliśmy ani przez chwilę. Mamy nadzieje, że dbasz o swoją kuzynkę, sam wiesz jaka jest delikatna. Jej rodzice przyjechali dwa dni po waszym wyjeździe. Możesz jej to przekazać. W każdym razie twoja ciocia nie wyglądała na zachwyconą, myślą, że nie pożegnała córki, a pocieszanie ze strony twojego wujka tylko pogarszało sprawę. Tego akurat może lepiej jej nie mów. Ma już i tak wystarczająco stresów. Wracając do reszty twojego listu, zgodnie z twoim życzeniem nic nie powiedziałam twojemu tacie, chociaż był bardzo dociekliwy. Bardzo mnie cieszy, że zainteresowałeś się jedną z uczennic Akademii. Musi być to niezwykła i piękna dziewczyna o dobrym sercu, skoro zrobiła na tobie takie wrażenie. Nie mogę się doczekać, aż ją poznamy. Jestem pewna, że tata będzie zachwycony, gdy dowie się o tym, że w końcu się kimś zainteresowałeś. Mimo wszystko, nadal nie rozumiem, jaka księżniczka mogłaby chcieć nosić tego typu strój. Synku obawiam się, że przed tobą jeszcze daleka droga, by zrozumieć nasze subtelne gusta. Mimo to zgodnie z twoim życzeniem nie myślałam o tym za wiele, tylko dałam wszystko o co prosiłeś. Pozdrawiam i całuje Mama Czytając każde słowo listu, reagowałem z różnymi emocjami. Mama zawsze wszystko źle rozumiała. To nie było tak, że chciałem zdobyć względy Elisabeth, czy, że znalazłem wymarzoną księżniczkę. Chciałem jej tylko pomóc, typowa rzecz. Jeśli chodziło o wujostwo... Nigdy nie lubiłem taty Sophie. Wiem, że to był jej tata, ale uważałem go za niepewnego człowieka. Miałem wrażenie, że wiele jej smutków jest z jego powodu. Nigdy nie rozumiałem, co ciocia w nim tyle lat widziała. Źle się poczułem, gdy mama wspomniała bym dbał o Sophie. Znów zrobiło mi się głupio, gdy nie było mnie przy niej wtedy na Polanie, kiedy mnie potrzebowała. Obiecałem sobie, że jeszcze to naprawię. Otworzyłem na chwilę kufer, zerkając, czy mama na pewno dała to o co prosiłem i nic więcej. Wszystko wyglądało w porządku i nie widziałem potrzeby, by wyrzucać złożone rzeczy z kufra i składać je ponownie żeby tylko się upewnić. Chwilę zastanawiałem się jak powinienem zaznaczyć, że to dla Elisabeth. W końcu postanowiłem napisać prosty liścik, który łatwo miał wskazać odbiorcę. Zamknąłem kufer i wyszedłem po cichu z pokoju. Uniknąłem patroli wróżek i położyłem kufer przed komnatą Elisabeth. Miałem tylko nadzieje, że nie będzie zła i naszyjnik jej się spodoba. Chciałem tylko by miała coś, dzięki czemu mnie czasem wspomni, tak na pamiątkę. Chociaż zapewne, gdy ucieknie nie będzie chciała nas również wspominać, by nie myśleć o świecie, który niemal zabrał jej wszystko. Kilka godzin później Aidan i Hector poszli na śniadanie. Wyraźnie niezadowoleni, że nie mogłem im towarzyszyć. Niestety nie mieliśmy na to wpływu. Musiałem przeczekać swoją karę, chociaż też nie byłem zachwycony. Czekałem znużony na moment, gdy będę mógł już wyjść. Zjadłem śniadanie sprowadzone przez wróżki, czekając, aż znów zobaczę Elisabeth. Byłem ciekawy jej reakcji na ten podarunek jak i tego jak się czuje po swojej samotnej eskapadzie. Miałem tylko nadzieje, że wszystko y niej dobrze. Upragniona chwila dłużyła się tak strasznie, ale w końcu nadeszła i mogłem opuścić pokój by dołączyć do innych. Sophie Tym razem na szczęście nie musiała wstawać obudzona przez współlokatorkę. Usiadła na łóżku i zaczęła wyciągać wszystkie swoje perfumy i kremy, by przygotować się przed lekcją. Oczywiście nie mogło zabraknąć przy tym starannego rozczesywania włosów. Intensywnie pryskała się również perfumami. Tym razem o zapachu białych róż, które rosły w krainie, z której pochodziła. Chociaż nic nie powiedziała, to wciąż myślała o tym, co zaszło wczoraj. Czytelniczka nie wyglądała najlepiej, ale nic najwyraźniej nikomu nie chciała mówić. Mimo, że wiedziała o jej ucieczce nic nie powiedziała Stephanie. Te dwie były blisko, więc wcześniej czy później to sobie wyjaśnią. Po zakończonych długich przygotowaniach opuściła komnatę z jedną ze współlokatorek gdyż ruda dziewczyna nadal miała szlaban. Zaraz po wyjściu pod drzwiami dostrzegła kufer, który najwyraźniej był prezentem dla którejś z nich. Dziewczyna lekko przełknęła ślinę, nie mogąc uwierzyć. Znała się przecież z Edwardem zaledwie jeden dzień, czy to możliwe, że mógł to dla niej zrobić? Nikt jej jeszcze nie dał czegoś takiego poza rodziną. Z pomocą Stephanie wniosła go do komnaty, a zaraz potem szybko otworzyła. Widok, który tam zastała szybko odebrał jej nadzieje. Podarek nie był dla niej, była co do tego pewna. Dotknęła delikatnie jedną z bluz. Znała te stroje, była pewna, że takie same nosiły dziewczyny mieszkające w królestwie, z którego pochodziła. Córki zwykłych mieszczan, lubiące wspinaczki i zabawy w lesie, nosiły takie właśnie stroje. Czy to możliwe? Chciała już zajrzeć głębiej, gdy nagle Stephanie ją przegoniła, pokazując kartkę. Chwilę później opuściła komnatę nic nie mówiąc. To był Alan. Nie było wątpliwości, że jej kuzyn dał te rzeczy. Mimo, że był to nietypowy prezent, to mimo wszystko, prezent. Nie było wątpliwości, on się zakochał. Przy śniadaniu zajęła miejsce obok Edwarda i Constantine i reszty tych lepszych zawszan. Nie potrafiła nawet skupić się na tym, co mówią przy stole, gdy sama mieszała widelcem w sałatce nic nie jedząc. Wkrótce stanie się zbędna i nie będzie miała się gdzie udać. Jaka by mogła z tego wyjść baśń? Księżniczka, która utraciła wszystko? Alan Szybko odnalazłem w tłumie zawszan Stephanie i Aidana. Oboje opowiadali mi o tym, co działo się, gdy mnie nie było. Czyli właściwie o niczym szczególnym. Martwił mnie również brak Elisabeth, której nadal tu nie było. Czy coś mogło się stać? Na szczęście nie miałem dużo czasu na zmartwienia. Ujrzałem ją owiniętą bluzą, którą jej podarowałem i idącą w naszym kierunku. Nie do końca o tym myślałem. Sądziłem, że wykorzysta te stroje do nocnych ucieczek, ale nie tak, na co dzień. Miałem nadzieje, że nie sprawi jej to kłopotów. Podeszła do nas dość słabym i nietypowym jak na nią krokiem, co szybko dostrzegłem. Słysząc jej cześć chciałem odpowiedzieć, ale nie dała mi tego zrobić. Jak domyśliła się, że paczka jest ode mnie? No tak... To przecież nie było skomplikowane. Opuściłem głowę zarumieniony, czując na sobie spojrzenie Aidana. Mimo wszystko ucieszyło mnie, że bluza jest ciepła, tak jak planowałem. Dopiero, gdy wspomniała o sukience uniosłem głowę. Mamo! Wrzasnąłem w myślach, ledwo powstrzymując się, by nie zrobić tego na głos. Powinienem był tam zajrzeć, przecież to było tak oczywiste. Celowo schowała ją na samym dnie, bo wiedziała, że nie będę miał ochoty wyrzucić wszystkiego z kufra, czułem się zażenowany, aż nie usłyszałem krzyku Aidana i spojrzałem również na ręce Elisabeth. Stephanie miała racje, któryś z tych przeklętych bydlaków ranił ją nożem, nie było wątpliwości. Bardziej jednak zmartwiłem się widząc jak ta trzyma rękę na brzuchu. Zacisnąłem pięści w gniewie i wyszedłem przed szereg. - Możesz nas ze sobą nie zabierać, ale chociaż pozwól sobie pomóc - mówiłem przez zaciśnięte zęby, aż w końcu ciężko nie westchnąłem. - Mocno? - spytałem pokazując palcem na jej brzuch. - Jeśli się nas wstydzisz, pokaż to chociaż, Stephanie - Spojrzałem na dziewczynę niedaleko, a potem znów na Elisabeth. - Ktoś musi to zobaczyć. Jeśli coś tam się wdało, nie pomożesz sobie ani swojej przyjaciółce, a nie sadzę byś chciała prosić nauczycieli o pomoc i zdradzić przy okazji, co robiłaś - Patrzyłem teraz bezpośrednio na nią, kładąc delikatnie dłoń na jej ramieniu. - Jesteśmy z tobą, ale nie pomożemy ci jeśli nam nie zaufasz. Więc jak będzie, pokażesz nam lub Stephanie, co ukrywasz?
  12. Christian W takich sytuacjach mówią, że przed oczami powinno przelecieć całe życie. W wypadku Christiana działało to zupełnie inaczej. Był przerażony tak bardzo, że nad niczym nie był w stanie myśleć. Wiedział, że już po nim, a on zginął najbardziej gównianą śmiercią jaka tylko jest możliwa. Jutro rano wszyscy nigdziarze znajdą mokrą plamę, zastanawiając się kto to jest, ale szybko się dowiedzą. Niedługo potem będą również wiedzieć, że został zabity przez cholerną księżniczkę. Tyle razy groził komuś nożem i napadał, że nie wiedział jak to jest, a teraz mógł postawić się na miejscu swoich ofiar. Żałował, że tak wielu rzeczy nie zdążył jeszcze zrobić. Teraz, nie miało to już znaczenia. Nie był gotowy na śmierć, ale czy ktokolwiek jest? Widział już jak blisko jest ziemia i czekał na nieuniknione. Poczuł ból, ale nie taki jak się spodziewał. Coś zaciskało mu się w okolicy ramion, a on nadal nie otwierał oczu, czując jak płyną mu z nich łzy, a z nosa cieknie katar. W końcu zdecydował się przełamać strach, a zrobił to w momencie, gdy gargulec wyrzucił go na balkon, z którego niedawno spadł. Nie mógł w to po prostu uwierzyć. Nadal żył, on nadal żył! Obmacał delikatnie swoje ciało, chcąc się upewnić, a chwilę później skulił na ziemi lekko chlipiąc. Cieszył się, że nikogo tu teraz nie ma. Nie miał pojęcia gdzie jest ta cholerna zawszanka i wiedźma, ale nic go to nie obchodziło. Liczyło się, że to nadal nie jest jego koniec. Pierwszy raz w życiu bał się o własne życie. Otoczył rękami kolana kołysząc się niczym dziecko, aż czegoś nie poczuł. Podniósł dłoń i spostrzegł, że nadal trzymał w dłoni zakrwawiony nóż, który nagle odrzucił ze strachem daleko od siebie. Był cały roztrzęsiony, nadal będąc w szoku po tym wszystkim. Dopiero po dobrej chwili znów zdołał wstać, zostawiając nóż za sobą. Miał po prostu dość, chciał tylko wrócić już do komnaty i o tym nie myśleć. Sophie Pierwszy raz czuła, że jej dzieło staje się naprawdę udane. Za każdym razem, gdy tworzyła wszyscy chwalili jej talent, ale ona nigdy nie była zachwycona. Jej emocje, które wciąż skrywała, sprawiały, że obrazy nie były tak rzeczywiste jak chciała. Potrafiła zawsze dostrzec więcej niż inni i widziała, że jej obrazom zawsze było daleko do doskonałości. Tym razem było inaczej, bo w końcu dostrzegała to czego tak bardzo chciała. Nie potrafiła zrozumieć, co było sekretem udanej twórczości, w końcu nie robiła niczego inaczej niż zwykle. Nim zdołała w pełni ukończyć swe dzieło, drzwi do komnaty stanęły otworem. Widząc, kto stoi w drzwiach, Sophie ledwo zdołała powstrzymać głośne piśnięcie. Czytelniczka nigdy nie wyglądała wytwornie, ale to, co zrobiły jej te potwory... Czegoś takiego, nie życzyłaby najgorszemu wrogowi. Usłyszała przywitanie współlokatorki, ale sama nie potrafiła nic powiedzieć, nadal będąc w szoku. Szok dopadł ją do tego stopnia, że dopiero po chwili przypomniała sobie o obrazie, który szybko schowała, mając nadzieje, że go nie widziała. Gdy się odwróciła, Czytelniczki już nie było, a sama usłyszała tylko dźwięk zamykających się drzwi łazienki. Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna to zignorować, czy może spróbować porozmawiać z nią. Wtedy też powrócił jej obraz Alana, idącego na dno i jej wstrzymującej się z ratunkiem. Obiecała sobie, że nigdy więcej. Powoli ruszyła w kierunku drzwi i lekko w nie zapukała. - Wiem, że mnie nie lubisz - mruknęła lekko pod nosem, by zaraz zebrać się w sobie i zacząć mówić normalnie. - Posłuchaj, nie mam zamiaru dociekać, co tam się stało, ale nie powinnaś ignorować własnego stanu - Przełknęła lekko ślinę. - Mogłaś złapać jakiegoś wirusa lub coś znacznie gorszego - Na chwilę zamilkła, zbierając odwagę. - Dla dobra nas wszystkich, gdybyś potrzebowała pomocy, to powiedz. Mam jakieś lekarstwa, może pomogą gdyby było to... - Nie dokończyła, bo usłyszała jak dziewczyna krzyczy, że sama da sobie radę. Sophie kiwnęła delikatnie głową, odchodząc od drzwi. Nie potrafiła przymuszać, czy zachęcać ludzi do czegokolwiek. Nie mogła w końcu wyważyć drzwi i kazać jej sobie pomóc. Mogła co prawda obudzić Stephanie i jej wszystko powiedzieć, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Odeszła i powoli położyła się do łóżka, starając się nie myśleć o tym, co właśnie zobaczyła. Alan Słysząc odpowiedź profesora, nie byłem pewny, czy on ze mnie nie kpi. Zrozumiałbym jeszcze karę, czy odesłanie do pokoju. Jednak on mi mówił, że wydarzenia miały iść własnym rytmem? Elisabeth była tam sama, otoczona potworami. Nawet, jeśli była o wiele silniejsza niż się wydaje, to sama nie mogła zrobić wszystkiego. Mogłem mylić się też co do Adelii, ale nawet jeśli, to ona jej nie pomoże. Dziewczyna była za delikatna i strachliwa, by jej pomóc. Elisabeth nie mogła sobie poradzić sama w tym miejscu. Co będzie, gdy ją znajdą martwą? Przecież nigdy sobie tego nie wybaczę. Powinienem tam być i jej pomóc, tymczasem traciłem tu czas. Zdębiałem, słysząc pytanie profesora. W pierwszej chwili chciałem nawet spytać, czy on jest poważny. Był wieszczem, to mógł wiedzieć, co tam się dzieje, a mimo to nic nie robił. No właśnie... Nagle do mnie dotarło, że profesor jest wieszczem. Może wiedział coś o czym ja nie wiedziałem. Musiałem się uspokoić i nie dawać ponosić emocjom. Chwyciłem ramię profesora i zacząłem go prowadzić, zgodnie z jego życzeniem. Nie wiedziałem dlaczego tam idziemy, ale postanowiłem nie zadawać pytań. Dotarliśmy do korytarza, który miał prowadzić do holu i wtedy zamarłem, Elisabeth tu była i wyglądała na wyczerpaną. Chciałem już do niej biec, lecz nagle poczułem jak profesor mnie zatrzymuje. Dlaczego nie pozwalał mi z nią porozmawiać? Wtedy usłyszałem jego słowa. Czy w ten sposób chciał mi pokazać własne życie? Mógł widzieć wiele rzeczy, ale zawsze pozostawał widzem jak ja teraz? Gdy profesor odszedł, przez chwilę zastanawiałem się, czy nie pobiec za Elisabeth mimo jego niedawnej prośby, ale być może nie bez powodu kazał mi zrobić właśnie tak. Zrobiłem więc o co prosił, czując do siebie gniew, przez niewiedzę związaną z jej obecnym stanem. Wróciłem do swojej komnaty, a następnie położyłem się do łóżka, nie budząc przy tym Aidana i Hectora. Wciąż widziałem obraz przemykającej się Elisabeth, który nie pozwalał mi zasnąć. Ponownie jej się nie udało i musiała tu wrócić. Zapewne nie będzie chciała powiedzieć nam jutro, co zaszło. Tak bardzo chciałem wiedzieć, czy nic się jej nie stało, nie licząc tego, że znów była zapewne na siebie zła. Wiem, że to, co myślę jest samolubne, ale cieszyłem się myślą, że znów będę mógł ją mimo wszystko zobaczyć. Thomas W czasie trwania wszystkich tych wydarzeń, chłopak dawał z siebie wszystko, by zapanować nad upiorem. Udawało mu się nawet kilka razy utrzymać na koniu. Jego obecny rekord wynosił około pięć minut. Końcowy efekt jednak zawsze był taki sam. Upiór wracał do konsystencji cienia, a nigdziarz wtedy boleśnie z niego spadał. Jego nigdziarska koszula zniszczyła się głównie na barku ale również w okolicy klatki piersiowej lekko ją przy tym odsłaniając. Ponadto z jego ramienia skapywała krew, gdy boleśnie upadł nim na jeden z ostrych kamieni. Nie mówiąc o sińcach i krwawiących nadgarstkach. Ponadto z każdą chwilą był coraz słabszy i bardziej blady. W końcu nie zdołał już nawet przywołać upiora, a obraz przed oczami, zaczął mu się rozmazywać, nie mówiąc o zawrotach głowy. Chodził chwilę w kółko, aż w końcu blady i rozdygotany upadł, opierając się o ścianę i zasypiając. Nie wiedząc nawet jak wiele z siebie dał, co kosztowało go zdrowie.
  13. Christian Widząc strach na twarzy tej całej Adelii, szerzej się uśmiechnął. Nadal pamiętał, jak ta odebrała mu pierwsze miejsce na lekcji pielęgnacji brzydoty. Nie wierzył w to aby to był teatrzyk jej i Ravera, jak wszystkim wmawiano. Jednak skoro ta jęczy dusza, tak urządziła tego frajera, to tylko wskazywało jaki z niego leszcz. Navin naprawdę bał się tego siusiumajtka, co dał się tak załatwić takiej panience? Natomiast, ta niby zawszanka to zupełnie inna sprawa. Wręcz widział ten ogień w jej oczach. Szkoda, że nie miała urody, bo chętnie, by się z nią nieco zabawił. Mówiąc szczerze widział już ładniejsze córki rolników niż to coś. Jaki książę miałby zainteresować się takim babskiem? Na dodatek te rude włosy i piegi. Dziewczyna wręcz odpychała samą sobą. Chciał już obie pogonić, uznając, że za długo czeka na odpowiedź. Właśnie wtedy też się uśmiechnął, słysząc jak ta butna dziewczyna ukrywa gniew w głosie. - Dobrze, więc mo... - Nie dokończył, czując ogromny ból w okolicy krocza. Nie był w stanie nawet powstrzymać łez, gdy opadł na kolana. Jego głos był bardzo cichy i piskliwy, gdy wyrzucał z siebie najbardziej ordynarne przekleństwa jakie tylko znał. Mimo, że ból, który teraz odczuwał był ogromny, to wściekłość była jeszcze silniejsza. Tym razem nie miał zamiaru, by jakaś zasmarkana zawszanka go upokorzyła. Wstał jak najszybciej, widząc, że obie mu uciekają. Ignorował ból, który doskwierał mu w kroczu, chcąc tylko wypaproszyć tę rudą wiedźmę. Nie dbał już o konsekwencje tego czynu. Wiedział, że jak ją dorwie będzie ciął długo i powoli, aż się wykrwawi. W ostatniej chwili dorwał obie na balkonie, gdy najwyraźniej próbowały uciec z Akademii. - Drugi raz tego samego dnia, nie pozwolę sobie na upokorzenie przez zasmarkaną zawszankę - Chyba chciał brzmieć groźnie, ale przez jego piskliwy głos (spowodowany najpewniej niedawnym uderzeniem w krocze) brzmiał niczym małe dziecko. Oczywiście to nie sprawiało, że był mniej groźny i nie dał czasu, by obie dziewczyny zaczęły się z niego śmiać. Spojrzał czerwonymi przez niedawno wyciśnięte łzy oczami na nie i zaraz skupił się tylko na rudej, uznając Adelie za zerowe zagrożenie, zwłaszcza widząc jej strach. Zamachnął się nożem na zawszankę, ale celował prosto w jej gardło z zamiarem zabicia jej natychmiast. Dziewczyna choć zbladła była jednak zwinna i odskoczyła przed atakiem, nabijając się przy tym na krawędź balkonu i niemal z niego spadając. Najwyraźniej chciała wykorzystać sytuacje i go rozbroić, a przynajmniej tak pomyślał, gdy próbowała mu wytrącić nóż. Było to jednak głupie, bo Christian w porę się zamachnął godząc ja w brzuch, nie głęboko, ale zostawiając na nim szramę. Widząc to uśmiechnął się i ponownie zamachnął się nożem, tym razem trafiając w jej ręce, gdy próbowała się osłonić. Nie spodziewał się chwilę później nagłego ataku z jej strony. Zaszarżowała na niego łapiąc go za nigdziarską koszulę i zaczęła się z nim szarpać. Christian próbował ją odepchnąć, lecz nagle stracił równowagę i wypadł poza krawędź balkonu, wydając za sobą piskliwy krzyk. Alan Omijanie kolejnych patroli nie było łatwe. Raz niemal zostałem złapany, gdy jedna z wróżek przeleciała dosłownie koło mojej twarzy. Nadal nie byłem pewny jak to możliwe, że mnie nie dostrzegła. Czułem, że byłem już blisko i nic nie mogło mnie zatrzymać. Skoro pokonałem już tak daleką drogę, to reszta też mi się uda. Mimo to nadal pozostawałem ostrożny. Wtedy też usłyszałem czyjeś kroki i znów się schowałem. Byłem pewny, że to któryś z nauczycieli patrolował korytarze nocą z wróżkami i szybko się okazało, że miałem racje. Był to profesor Sader, co przyjąłem z ulgą. Nauczyciel był ślepy i byłem pewny, że łatwo go wyminę, jeśli tylko będę odpowiednio ostrożny. Miałem racje, bo szybko po cichu go minąłem, biegnąć w stronę przejścia, aż nagle nie zatrzymałem się jak wryty. Przez chwilę miałem nadzieje, że się przesłyszałem. Przecież nawet jeśli jakimś cudem mnie usłyszał, co wydawało się niemożliwe, nie mógł wiedzieć, że to byłem właśnie ja. Nadal miałem przewagę odległości i mogłem uciec. Chciałem nawet to zrobić, a przynajmniej do czasu, aż nie usłyszałem o magii... Dlaczego akurat teraz? Nie mogłem jej tak zostawić. Jeśli jednak powiadomi panią dziekan, mogą odkryć kolejną ucieczkę i wszystko zepsuje. - Proszę... - powiedziałem niemal z rozpaczą, idąc w kierunku nauczyciela. - Obiecuje, że zaraz wrócę i to się nie powtórzy, ale muszę tam być - jęknąłem niemal załamany. - To jest sprawa życia i śmierci - Nie chciałem wydać Elisabeth i nie miałem zamiaru tego nadal robić. Miałem mimo to nadzieje, że zdołam go przekonać. Thomas Nic nie wiedział o starciu Christiana z Adelią i jej zawszańską przyjaciółką, a nawet gdyby, to pewnie nic by go to nie obchodziło. Miał własne sprawy. Zaraz po znalezieniu się w bezpiecznym miejscu wypuścił swojego upiornego konia, mając pewność, że tu nikogo on nie zaatakuje. Nie łatwo było minąć wilki, ale nie tylko one strzegły korytarza. Widział jak co jakiś czas latały tu także kruki dziekan Crystal. Możliwe, że wzmocniła straże po ostatniej próbie ucieczki. Teraz to nie miało znaczenia. Upiór chodząc po terenie Akademii zdawał się odzyskiwać siły, a jego ciało było jakby wyraźniejsze. Chwilę spacerowali wspólnie niczym dobrzy przyjaciele, aż chłopak nagle nie stanął. - Jesteś mój - powiedział twardo Thomas, podchodząc do rumaka. - Masz więc wypełniać moją wolę - Koń nie wydawał się zachwycony tymi słowami, ale gdy patrzył w oczy nigdziarza zaczynał się cofać. Thomas lekko go pogłaskał i usiadł na jego grzbiecie. Koń chwilę nic nie robił, ale niespodziewanie część jego ciała stała się widmowa i chłopak spadł. Nigdziarz zmarszczył lekko brwi i przypomniał sobie o dzieleniu się własną energią z upiorem. Ponowił więc próbę, siadając i tym razem dzieląc się swoją energią. Pierwsza przejażdżka na stworze szła mu bardzo dobrze, zupełnie jakby dosiadał zwykłego zwierzaka. Zaraz jednak zaczął widzieć ciemność przed oczami, a potem zakręciło mu się w głowie. Cały zupełnie zbladł ciężko oddychając, a chwilę później wszystko się skończyło. Nagle ocknął się na ziemi, zmęczony niczym po maratonie. Nawet nie pamiętał jak się tu znalazł. Najwyraźniej oddał zbyt wiele energii. Zmartwił go widok braku konia. Przestraszył się już, że jego towarzysz uciekł, ale ten tylko wrócił do kamienia. No tak, skoro nadal żył właściciel kamienia, to upiór nie mógł być wolny. Być może powinien zrezygnować by bardziej nie ucierpieć, ale to nie był jego styl. Ponownie wypuścił konia z kamienia i nie zważając na zmęczenie znów zaczął wszystko od nowa. Nawet jeśli przy tym zdechnie miał to gdzieś. Wiedział, że nikt by zanim nie płakał, a jego życie i tak wielkiego znaczenia nie miało.
  14. Alan To był długi dzień, bardzo długi. Nie spodziewałem się, że tak wiele wydarzy się podczas lekcji przetrwania. Nadal pamiętałem jak Sophie patrzyła na mnie załamana, gdy dowiedzieliśmy się, że nie będziemy w jednej grupie. Szybko się okazało, że jej smutek minął, gdy do jej grupy wybrano Edwarda. Nadal nie byłem do końca pewny jej słabości do niego, ale nie mieszałem się. Niedługo potem okazało się, że trafiłem do grupy nie tylko z Elisabeth, ale i z dwójką ludzi, których bardzo polubiłem. Nie był to jednak koniec niespodzianek. W naszej grupie ze strony nigdziarzy znalazł się chłopak, którego już poznałem. Teraz wiedziałem, że ma na imię Raver i jak się szybko okazało inni nigdziarze z grupy również za nim nie przepadali. Thomas, bo tak nazywał się kolejny nigdziarz. Cały czas patrzył na niego wrogo, a przynajmniej do czasu, aż Aidan, nie zwrócił się wściekle w kierunku nietypowo pięknej nigdziarki. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że ten nigdziarz czuje coś więcej do niej. Musiałem stanąć pomiędzy nim, a Aidanem i doszło do starcia. Nie doceniłem tego chłopaka. Miał bardzo dużo siły i gdyby nie interwencja nauczycieli, nie wiem jak długo, by trwało starcie między nami. Elvira, bo tak miała na imię ta nigdziarka. Patrzyła na to wszystko z zimnym uśmiechem. Nawet Raver wyglądał na zachwyconego tym wszystkim. W czasie naszej utarczki dostrzegłem coś na szyi Thomasa, co dobrze znałem. Te kamienie wydobywano w naszej okolicy, dawno temu i podobno służyły do czarnej magii. Dlaczego więc ktoś kto tym się parał wybrał walkę siłową? Przerwałem wtedy te wywody, widząc ostatnią nigdziarkę w naszej grupie, której widok ucieszył Elisabeth. Czyli się stało, Adelia była z nami ku niezadowoleniu Aidana. Nie tylko dlatego nad tym myślałem. Niedługo później doszło do kolejnej nieprzyjemnej sytuacji. Miła delikatna Aria, przyjaciółka Juliana okazała się mieć siostrę w tamtej Akademii, o której najwyraźniej nie wiedziała. Szybko się okazało, że nie tylko ona. Ten potwór nie był zachwycony tą świadomością. Nawet w grupie nie łatwo było ją zatrzymać, aż zabrały ją wilki. Wolałem nie myśleć w jakiej kondycji psychicznej jest teraz ta biedna dziewczyna. Wszystko inne nie licząc kilku zaczepek przebiegało już spokojnie do końca dnia. Aidan i Hector wiedzieli już, co planuje i choć mnie przekonywali bym tego nie robił, to ja musiałem to zrobić, zwłaszcza po tym, co widziałem. Elisabeth była tam sama i mimo, że ufała, Adelii i jeśli nawet się, co do niej nie myliła, to same sobie nie poradzą z tymi potworami. Moi współlokatorzy już spali, a ja nie dbając o karę wyszedłem z komnaty bezszelestnie. Musiałem dostać się do portalu, by znaleźć się na moście. Elisabeth go przekroczyła ja też mogłem. Minąłem pierwszy patrol wróżek. Miałem wrażenie, że jest ich więcej niż ostatnio. Czy mogło to być spowodowane naszymi karami? Miałem teraz szczerą nadzieje, że się uda. Musiałem się śpieszyć, zwłaszcza jeśli Elisabeth jest już na miejscu. Sophie Czytelniczki znów nie było mimo kary. Miała teraz wybór, wydać ją lub pozwolić odejść. Zdecydowała się na to drugie, nie budząc też drugiej współlokatorki. Tym razem, nie dlatego, że chciała się jej pozbyć. Nadal nie przepadała za warunkami w jakich obecnie musiała mieszkać, ale częściowo rozumiała tę dziewczynę. Gdyby sama nigdy już miała nie zobaczyć mamy, to pękłoby jej serce. Przeszkadzanie jej nawet w dobrych intencjach odebrałaby wrogo i tak samo byłoby w tym wypadku. Pozwoliła więc jej odejść, nawet jeśli ta cała Stephanie się dowie i ją rano ochrzani, że jej nie obudziła, ale była na to gotowa. Już nie mogła zasnąć, choć zdarzało się to rzadko, bo wciąż myślała o dzisiejszym dniu. Zaraz po tym jak trafiła na Polanę, czuła jak słońce doprowadza ją niemal do omdlenia. Constantine dostrzegła, że coś jest nie tak i próbowała pomóc. Mimo to, Sophie musiała się ukryć w cieniu, bo nie była do tego przyzwyczajona. Została tylko na chwilę sama i to wystarczyło. Tęskniłaś za mną maleńka? Znała ten głos, bo odbijał jej się w uszach cały dzień. To znowu był on, ten sam okropny nigdziarz, który gnębił ją na Polanie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze będziemy w jednej grupie, a wtedy będziemy mogli się lepiej poznać. Co ty na to? Chciała krzyczeć, ale głos nie dobył się z jej ust i wtedy usłyszała kolejny głos. To był Edward, który zagroził, że pozbawi go języka, jeśli jeszcze raz się odezwie. Nigdziarz się skrzywił i obiecał, że poderżnie mu gardło, gdy zostanie jego nemezis, ale Edward się tym nie przejmował tylko podparł ją ramieniem, by nie zemdlała. Niedługo potem znów się rozdzielili. Pierwsza informacja niemal zwaliła Sophie z nóg. Nie będą mogli być w grupie z rodziną? To oznaczało, że jej nadzieja, że Alan jej pomoże właśnie zgasła. Słuchała z przerażeniem o powstałych grupach mając nadzieje, że obrzydliwy nigdziarz nie jest w jej. Zaraz potem pisnęła. Widok strasznego potwora spokrewnionego z Arią sprawił, że zamarła. Nigdy nie widziała czegoś tak strasznego. Nie wyobrażała sobie, co musiała czuć teraz ta zawszanka. Gdyby ona dowiedziała się, że ma w rodzinie taką bestie, chyba by się załamała. Nie rozumiała, co myślał sobie jej ojciec, by zrobić coś takiego. Niedługo potem wybrano jej grupę. Trafiła się w niej Monica, która chyba ją trochę polubiła. Był tam również Ambrosius, waleczny książę z Piaszczystych Wydm. Ich królestwa za sobą nie przepadały, wiedziała o tym, ale ona nie mieszała się w tę niechęć i całkiem lubiła tego księcia. Dopiero ostatnia osoba ją zszokowała... Stała teraz boso nad rozstawionymi sztalugami i płótnem, mimo późnej godziny, malując. Wiedziała, że to jedyny sposób by zebrać myśli. Chciała odtworzyć obraz, który widziała na dole, ten, który przedstawiał ich dawną władczynie. Jej emocje jednak kierowały się własnymi prawami. Gdy spostrzegła, co powstaje na płótnie, spłonęła czerwonym rumieńcem. Odwróciła wzrok, by sprawdzić, czy Stephanie tego nie widzi. Na szczęście spała. Mimo to, nadal chciała dokończyć ten obraz i tak też robiła, może zdąży go w porę schować. Crystal - Wiesz, że syn Śnieżki jest w Akademii Dobra? - mruknęła kobieta, również nie śpiąc tylko mieszając eliksiry. - Żałuje, że Śnieżka, nie wymierzyła jej więksssszej kary - warknął wąż, patrząc z terrarium na kobietę. - Osssssszukała mnie - znów syknął zdegustowany. – Mówiła, że jessssssteśmy przyjaciółkami, a potem mnie zdradziła - Zło nie ma przyjaciół - odparła kobieta, takim tonem jakby to było oczywiste. - Jak długo? - Trzy lata po jej śmierci byłam bez domu, nim cię sssssspotkałam - syknął wąż. – Wtedy, gdy cię ujrzałam, wiedziałam, że znalazłam kogoś, kto może mi pomóc. Te oczy pełne jadu i brak sssssstrachu, choć sssssszłaś na śmierć. Nie mogłam tego tak zosssssstawić - Dziękuje - mruknęła kobieta bez większych emocji, ale zdecydowanie szczerze. - Ty wiesssssssz o mnie wiele, a ja o tobie niemal nic - Na te słowa, kobieta się uśmiechnęła dosyć nieprzyjemnie. - Kiedyś też nie wiedziałam - Zaczęła patrzeć w horyzont za oknem. - Potem sobie pomogłam odzyskać wspomnienia. Jestem córką zawszan, znaczy tak o sobie mówili, ale nie byli zachwyceni, że mają córkę, więc mnie porzucili w tym mieście. Uznali, że skoro ludzie się mną zajmą to nie ma w tym nic złego - Chcessssz, zemssssty? - spytała Annabelle - Bezcelowe - Wzruszyła ramionami. - Nie wiem, co z nimi, mam ważniejsze zmartwienia - To dlatego jessssssteś za tą dziewczyną, prawda? - Kobieta nic nie odpowiedziała. - Mówię ci, że coś jest w tym Raverze, dosssssstrzegam to - Myślałam nad twoją propozycją, Annabelle – Wiedziała, że to nie jest jej prawdziwe imię, ale nie łatwo pozbyć się starych przyzwyczajeń. - Muszę to jednak rozważyć. Zwrócenie głosu to jedno, ale odczarowanie całkowite... To wielki zakres magii i nie wiem jak Dyrektor na to zareaguje - Dyrektor to przeklęty zawsssssszanin - warknął wąż. - Akademia potrzebuje kogoś lepssssszego. Pomyśl o tym Cryssssstal, czy gdy złamiesssssz jego zaklęcie, nie udowodnisssssz jednocześnie, że jessssssteś potężniejsssssza niż on? Zło potrzebuje kogoś takiego jak ty - Nie mam zamiaru wszczynać rebelii - warknęła z lekką irytacją kobieta, - Nie wiem po czyjej stronie jest Dyrektor, ale nie chce jego miejsca - No tak - szepnął wąż. - Pragniessssssz wiedzy, a czy nie pokażesz jak potężna jessssssteś łamiąc to zaklęcie? - Crystal zmarszczyła lekko brwi, wyraźnie nad tym rozważając. Thomas i Christian Pierwszy z nigdziarzy przeglądał książkę, którą dziś wypożyczył, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o swoim pupilku, tak jak radziła dziekan. Przez zaległości w czytaniu tekst szedł mu topornie. Nadal nie mógł przy tym uwierzyć z kim jest w grupie. Gdy na początku usłyszał o Raverze zagryzł zęby, ale, gdy chwilę później wspomnieli o Elvirze, znów poczuł te dziwne uczucie. Nie potrafił zrozumieć tego przypływu gniewu, który go naszedł, gdy zaatakował tamtego zawszanina, w chwili, gdy ją obraził. A potem ten cholerny księżulek. Widział jej uśmiech w czasie starcia z nim, ona już wie, że ma go w garści i teraz będzie próbowała to wykorzystać, wiedział to. Pytanie brzmiało tylko, w jaki sposób. Najgorsze było, że Raver wytyczał własne teorie. Czuł, że jak tak dalej pójdzie, to w końcu złamie mu szczękę i wtedy może oduczy się mieszać w nieswoje sprawy. Tekst, mimo, że szedł topornie, to wiedział coraz więcej. Kamień, który nosił, czarnoksiężnicy określają kamieniem duszy. Nazwa ta, nie jest bez powodu. Używają ich by więzić w nich duszę nieszczęśnika, aż jej nie wykorzystają. Gdy dusza odpowie na jakieś pytania lub wskaże drogę odchodzi wolna. Zabijać nie może, bo nie ma prawa ingerować w życie żywej istoty. Jak już uwolni się duszę, kamień staje się bezużyteczny dla czarnoksiężnika i przeważnie się ich pozbywają, gdyż duszę w jednym kamieniu można więzić tylko raz. Teraz więc, Thomas rozumiał, dlaczego tamten wyrzucił kamień jak nic nie warty szmelc. Stał się dla niego bezużyteczny. Obecnie zwykle czarnoksiężnicy więżą w nich upiory lęku, bo te mogą zostać w nich na stałe. Tak właśnie zwał się towarzysz Thomasa. Wiele lat temu było zagadką skąd się biorą, ale z całą pewnością budziły niechęć zawszan i nigdziarzy. Istoty atakowały każdego, kto wszedł na ich teren, niezależnie czy dobrego czy złego, zrzucając przy tym wizje najgorszych lęków, a ofiary zwykle kończyły z wiecznym urazem psychicznym. Po wielu badaniach okazało się, że mimo przypominania koni, te stwory nie mają z tymi zwierzętami niemal nic wspólnego. Ludzie za to sami je stworzyli. Co ciekawe, rozmnażają się bezpłciowo. W miejscach gdzie doszło do strasznych zbrodni, a ofiary umierały w okrutny sposób, nie zaznając spokoju, rodzą się te stworzenia. Są awatarami bólu i rozpaczy ofiar krwawych wydarzeń. Zwykle żyją w niewielkich stadach, trzymając się rejonu gdzie się zrodziły. Nienawidzą światła słonecznego, które je osłabia i odstrasza, ale nie zabija. Nadal nie znaleziono dokładnego sposobu uśmiercenia bestii. Czarnoksiężnicy nauczyli się je pętać w kamieniach dusz, zmuszając do spełniania własnych zachcianek. Oczywiście bestie nie łatwo zmusić do posłuszeństwa, bo ta chce być wolna, ale jeśli ktoś jest potężnym czarnoksiężnikiem lub ma wiele silnej woli może je zmusić do współpracy. Teraz to rozumiał, to jego wola sprawiała, że bestia go nie atakowała, był dla niej za silny. Według książki żywiły się lękiem, ale nie tylko, bo też bólem i cierpieniem. To miała na myśli dziekan Crystal. Akademia jest pełna bólu i cierpienia, którym bestia mogła się najeść. Według kolejnych informacji, dzieląc się z nią własną energią mógł sprawić, że bestia stanie się materialna, na tyle, by mógł na niej jeździć niczym na koniu. Musiał jednak z tym uważać, potwór był łapczywy i chciał być wolny. Tak więc będzie starał się zabrać całą jego energię i uciec. Teraz wiedział, co chce zrobić. Spojrzał na śpiących Christiana i Navina. Tu nie mógł go uwolnić, bo się na nich rzuci z głodu. Musiał opuścić Akademie i wyjść na zewnątrz, żeby próbować. Powoli wstał z łóżka, jeszcze raz patrząc na pogrążonych w śnie współlokatorów i chwilę później opuścił komnatę. Na chwilę jeszcze stanął na korytarzu, rozglądając się, bo miał wrażenie, że coś słyszał. Nikogo jednak nie widział, niewiele nad tym myślał i ruszył dalej. Czego Thomas nie wiedział to, to, że Christian udawał sen. Gdy tylko Thomas wyszedł, ten się chytrze uśmiechnął i wstał. Wiedział niemal od początku, że pewnie wyrwie się w nocy w tajemnicy na randkę z Elvirą, a gdy ich zobaczy będzie mógł oboje szantażować, zemsta jest słodka. Chwilę odczekał po jego wyjściu i sam również szybko wyszedł, ale równie szybko zatrzymał się zszokowany, ale równie szybko chytrze się uśmiechnął. - Co my tu mamy? - spytał oblizując wargi. W dłoni lekko kręcił nożem, patrząc na Lisę i Adelie. - Zawszanka w naszym zamku? - Znów się uśmiechnął, zbliżając palec do policzka Elisabeth, ale szybko go cofnął. - Mam pomysł jak możemy to rozwiązać. Chętnie bym się pobawił tu z zawszanką, ale ty mi się nie podobasz. Wyglądasz jak mokra wiewiórka - lekko zachichotał. - Mogę zapomnieć, że was tu widziałem, ale chce coś w zamian. Widzisz... W waszej Akademii jest tak śliczna blada zawszanka o ciemnych włosach, lubię takie - Znów oblizał lekko wargę. - Wystaw mi ją żebym trochę się pobawił tą jej delikatną twarzyczką, a was puszczę i na dodatek nie pogorszę twojej i koleżanki twarzy, o ile to w ogóle możliwe - ponownie się roześmiał. - To jak, umowa? - krzywo się uśmiechnął.
  15. Thomas Niewiele obchodziło chłopaka, co ma do powiedzenia Walburga i Kim. Nie był bystry jak Elvira, czy Raver, ale potrafił dostrzegać pewne rzeczy. Widział jak pewność siebie dziewczyny została z jakiegoś powodu zaburzona. Walburga tego nie widziała, bo jej własna pycha przysłaniała jej wszystko. Jeśli chodziło o Kim... to ta dziewczyna była dla niego zagadką i wolał jej unikać. Z jakiegoś powodu czuł, że trzeba było na nią uważać. Dopiero słowa Elviry zwróciły jego uwagę. Za każdym razem, gdy nazywała go sługą krzywił się. Tym razem w odpowiedzi krzywo się uśmiechnął, patrząc jak odchodzi w swoją stronę. Sam powoli również odszedł, szukając przy tym łazienki gdzie będzie mógł spokojnie umyć głowę. Miał szczęście, bo znalazł wolną. Christian najpewniej nawet nie zwracał uwagi, na to co miał na głowie, patrząc na jego dotychczasową higienę. Jeśli chodziło o Navina, to nie był do końca pewny jak czuje się po lekcji. Włożył w końcu głowę pod zimną wodę, próbując zmyć cały brud. Mówiąc szczerze, woda nawet nie wydawała mu się zimna. Zwłaszcza po tym, co czuł, gdy Lavalle dotykał jego głowy. Pierwszy raz w życiu poczuł tak siarczyste zimno. Ponadto męczyły go słowa Ravera... Nie był zakochany w Elvirze, a ona nie była w nim, przecież to pewne. Dlaczego więc reagował tak na wszystko, co z nią związane? Czemu próbował ją podbudować, zamiast po prostu odejść? Nikt nigdy go nie interesował, aż do teraz. To nie mogło być zauroczenie ani nic w tym stylu. Może po prostu polubił jej styl? To by miało sporo sensu. Podniósł mokrą głowę, patrząc w lustro jak jego włosy choć mokre wracają do naturalnej barwy. Przynajmniej na obecnej lekcji jakiś czas nie zobaczy jej ani Ravera i będzie mógł sobie spokojnie poukładać wszystko w głowie. Crystal - To bardzo ryzykowne - mówiła, patrząc na bulgoczący w kotle wywar i coś zapisując w notatniku. Wąż przyglądał się swojej właścicielce, leżąc niczym posąg. - Najchętniej wypróbowałabym to na kimś innym, ale musisz zrozumieć, nie mam innego mogryfa. Niestety szczury nimi nie są, a Dziekan Dovey nie użyczy mi żadnego do badań. Stanęłam w martwym punkcie - Lekko westchnęła. - Jesteś mi potrzebna - Powoli sięgnęła po drewnianą łyżkę, którą zanurzyła w wywarze. Zaraz potem ją podniosła i spojrzała na Annabelle, nabierając odrobinę mikstury. - Szansę, że tego nie przeżyjesz wynoszą dwadzieścia procent. Jeśli coś pójdzie nie tak, natychmiast zacznę procedurę ratunkową - Wąż wystawił lekko język, nie reagując w żaden inny sposób. - Wiele ci zawdzięczam i być może choć trochę spłacę ten dług - Otworzyła terrarium zbliżając łyżkę do paszczy węża. - No... otwórz buźkę, dla mamusi - Gad nie wyglądał, na chętnego by to zrobić. Crystal zmarszczyła lekko brwi, postanawiając użyć podstępu. Wolną ręką podniosła szczura, na którego widok, wąż otworzył paszczę. Wtedy właśnie wlała zawartość łyżki w pysk gada. Kobieta szybko stanęła z notatnikiem, oczekując na reakcje Annabelle. Wąż chwilę nic nie robił, aż zaczął nagle syczeć z bólu, a potem miotać się wściekle w terrarium, jakby dostał jakiegoś ataku. - Próba nieudana... - warknęła kobieta, szybko obracając się po mikstury, które miały ocalić jej pupilkę. - Crysssssstal... - Usłyszała nagle kobieta, przenikliwy syczący głos za sobą, na co się odwróciła zszokowana. Annabelle charczała i kaszlała, ale powiedziała jej imię, na pewno się nie przesłyszała. -...Ja znowu mówię... - Kobieta wpatrywała się w to nadal nie mogąc uwierzyć. - Próba zakończona sukcesem - W jej głosie słychać było szok, gdy próbowała coś napisać w notatniku, ale długopis wyleciał z jej dłoni z powodu całego roztrzęsienia. Naprawdę zdołała tego dokonać. Czyli najwyraźniej miała racje. Magia Dyrektora podczas mogryfikacji musiała poddawać umysł ludzki stagnacji. Dwie części umysłu walczyły o władzę, ta zwierzęca i ludzka. Dyrektor nie mógł całkiem wymazać dawnego życia z mogryfa, więc usypiał ludzki umysł. Dzięki temu mogryf miał łatwiej adaptować się we własnym ciele. Powoli się schyliła, sięgając po długopis i zapisując swoje odkrycie. Tak wiele mogła teraz osiągnąć i dowiedzieć się. Wiedziała cały ten czas, po prostu wiedziała, że to jeszcze nie koniec i nadal mogła wiele osiągnąć, a to był dowód. Nagle uniosła wzrok na węża, która cały czas na nią patrzył - Musimy sobie wiele wyjaśnić - powiedziała już swoim typowo zimnym tonem. - Owssssszem mussssssimy - syczała Annabelle
  16. Alan Groźba jaką była możliwość nie zdania przez Elisabeth mnie przytłaczała. Nie chciałem wierzyć by tak się to mogło skończyć. Mimo to, gdzieś wewnątrz czułem pewien rodzaj lęku, przypominając sobie słowa Hectora. Co jeśli stało się najgorsze? Czy Elisabeth zostanie zabrana natychmiast, czy też może dadzą jej się chociaż pożegnać? Mimo posiadania wielu informacji o Akademii, nadal nie wiedziałem, co spotyka tych, którzy nie zdawali. Czy Dyrektor każdego takiego ucznia w jakiś sposób wymazywał? Czy nigdziarza i zawszanina czekał taki sam los, gdy oboje nie zdawali? Jeśli jednak stało się najgorsze, nie chciałem się poddawać. W takim wypadku musiałem znaleźć jakąś drogę do wieży Dyrektora i spróbować go w jakiś sposób przekonać do zmiany zdania. Być może byłbym w stanie tego dokonać. Nie trwało długo nim dobiegłem na miejsce. Zawszanki właśnie opuszczały klasę. Nie dostrzegłem tu Sophie, ale nie wątpiłem akurat w nią. Teraz najbardziej martwiłem się losem Elisabeth, która obecnie była moim priorytetem. Do moich uszu dochodziły przytłumione głosy księżniczek. Nie było to niczym dziwnym, bo pewnie zastanawiały się, co tu robi samotny przepocony książę. Nigdzie nadal nie widziałem rudowłosej dziewczyny, co zaczynało mnie coraz bardziej martwić. Przynajmniej do czasu, aż usłyszałem znajomy głos i szybko się obróciłem. Nadal byłem w szoku, nie tylko widząc całą i zdrową Elisabeth, ale też informacją o jej pierwszym miejscu. To nie było tak, że uważałem ją za gorszą od kogokolwiek. Po prostu to było dla mnie zupełnie niespodziewane. Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć nagle pojawił się Aidan. Nawet nie spostrzegłem, że ruszył za mną. Byłem mu naprawdę wdzięczny za to, że był tu ze mną. Zaraz znów spojrzałem na Elisabeth, delikatnie się przy tym do niej uśmiechając. - Gratuluje, Elisabeth - wydukałem w końcu, zbierając się w sobie, aż nie zwróciłem uwagi na swój wygląd. - Przepraszam, że przyszedłem w takim stanie. Ja... - Zastanawiałem się, co powinienem powiedzieć, czując się trochę zakłopotany. Nie byłem pewny, czy gdybym powiedział prawdę, to czy Elisabeth nie uznałaby, że w nią wątpię i nie wierzę w jej możliwości. Nigdy tak nie było i nie będzie, ale to zmartwienie mnie po prostu przytłaczało. - Zabłądziłem w korytarzach, a Aidan najpewniej chciał mi powiedzieć, że biegnę w złym kierunku - Spojrzałem na współlokatora, mając nadzieje, że w razie potrzeby potwierdzi moją wersje. - Teraz to i tak nie ma znaczenia. Chyba nie zdążę wziąć prysznica przed lekcją - lekko westchnąłem. - Teraz czeka nas przetrwanie w baśniach. Z tego co wiem, to jedyna lekcja jaka odbywa się wspólnie z nigdziarzami - Delikatnie się skrzywiłem. - Podzielą nas na jakieś grupy. Przy odrobinie szczęścia będziemy w jednej - Słabo się uśmiechnąłem do reszty, aż nagle nie spoważniałem, patrząc znów bezpośrednio na Elisabeth. Wiedziałem dobrze z kim ona chciała być w grupie, ale nie chciałem o tym mówić przy Aidanie i Stephanie, by nie rozdrapywać świeżych ran. - Po obiedzie już chyba wiesz, że z nimi nie ma żartów. Lepiej na nich uważać - Dodałem niezwykle twardym tonem, patrząc na dziewczynę. Sophie Niedługo po rozdzieleniu z Constantine, dziewczyna ruszyła samotnie do komnaty. Nadal nie mogła uwierzyć, że jej współlokatorka zajęła pierwsze miejsce. W pewnym momencie doszła do wniosku, że nauczycielka nie powiedziała tego na głos, ale dała jej też takie właśnie miejsce na zachętę. Miała pewnie nadzieje, że zdoła tak przekonać tę dziewczynę, by dalej nad sobą pracowała. Taktyka dobra, choć nie była pewna, czy w tym przypadku się sprawdzi. Ruda Czytelniczka nienawidziła tego miejsca i niemal wszystkiego, co miało z tym związek, co nie raz zresztą otwarcie wyrażała. Wszystkie lekcje nic ją nie obchodziły. Jedyne o czym myślała, to ucieczka. Nie rozumiała, dlaczego w takim wypadku tak wiele czasu spędzała z jej kuzynem. Widziała jak Alan na nią patrzy. To nie był wzrok, którym zwykle patrzył na inne dziewczyny. Prawda była taka, że zaczynała się trochę bać. Jeśli oboje zaliczą Akademię, a Czytelniczka nie ucieknie i zakochają się w sobie. Wtedy ta dziewczyna stanie się jej królową. Nadal pamiętała jej wybuch gniewu w galerii. Jeśli naprawdę zasiadłaby na tronie obok Alana, to najpewniej nakłoniłaby go z czasem, by ją wygnał. Ta myśl przerażała Sophie, bo wtedy straciłaby wszystko i nie miałaby gdzie się udać. Ojciec zapowiedział w końcu, że nie odda jej majątku, chyba, że znajdzie męża, który będzie potrafił nim lepiej zarządzać niż ona. Szybko odetchnęła wchodząc do komnaty. O czym ona w ogóle myślała? Przecież to wszystko było niemożliwe. Wujek, by nigdy nie pozwolił Alanowi poślubić prostej dziewczyny Jej współlokatorek nie było w środku. Mówiąc szczerze cieszyła się z tego powodu. Pewnie naśmiewałaby się z niej jak to chowa parasolkę niczym skarb. Niestety niektórzy nie potrafili zrozumieć, że czasem zwykłe rzeczy mogą być cenniejsze niż złoto i diamenty. Nie miała zamiaru im tego tłumaczyć. Powoli zamknęła kufer, do którego wcześniej włożyła parasolkę i wyszła. Czasem bała się ją zostawiać, nie będąc pewną czy jej współlokatorki kiedyś nieświadomie, nie zrobią jej jakiegoś kawału związanego z jej cenną parasolką. Zaczęła kierować się na kolejną lekcje, której się szczerze obawiała. Towarzystwo nigdziarzy od czasu obiadu wystarczało jej na całe życie. Miała tylko nadzieje, że nie wyląduje z tamtym obrzydliwym chłopakiem w grupie. Wiedziała z kim w niej chciała być, ale na to raczej były małe szansę przy tylu uczniach. Mimo to liczyła, że uda jej się porozmawiać z Edwardem choć jedną krótką chwilę jeszcze przed lekcją. Wyrwała się z licznych rozmyślań, słysząc czyjeś chlipanie. Nie była do końca pewna do kogo należało, ale chciała się upewnić. Nie potrafiła od tak po prostu tego zignorować. Szybko odkryła, że źródłem tego dźwięku był nie kto inny jak Monica. Coraz bardziej współczuła tej dziewczynie, nawet nie wyobrażała sobie, co musi przeżywać. Nim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Monica już próbowała odejść. Mimo, że mogła ją zignorować, by każda mogła iść w swoją stronę, nie potrafiła tego zrobić. Po prostu nie mogłaby spojrzeć w lustro, robiąc coś takiego. To nie była jej sprawa, ale zostawienie tak tej dziewczyny było jak kopanie leżącego. - Piękne prawda? - spytała nim zawszanka zdołała odejść. - Akademia zawsze jest wspaniała i każdy marzy by tu trafić. Wyrwać się z codziennego nudnego życia i dostać swoją szansę - Lekko westchnęła. - Szkoda, że dopiero na miejscu przekonujemy się jak to wygląda naprawdę - Powoli podeszła w kierunku dziewczyny wyciągając chustkę i przecierając jej policzki. - Porażki przydarzają się każdemu - mówiła dalej pocierając policzki zawszanki. - Nie mamy jednak prawa się poddawać. Czy Czytelniczka dziś nie udowodniła, że każdy może sobie poradzić? - mówiła dalej nie czekając na odpowiedzi ze strony dziewczyny. - Łzy nie pomogą wygrać, a tylko ciężka praca - spojrzała głęboko w oczy zawszanace. - Jesteś ładną i obytą dziewczyną, Monico, ale brakuje ci pewności siebie, to właśnie jest twoją słabością - Przestała nagle pocierać policzki dziewczyny i złapała ją za dłonie. - Po zajęciach spotkajmy się na polanie - Uśmiechnęła się do dziewczyny. Nie był to wredny czy oszukańczy uśmiech, a prawdziwie szczery. - Teraz musimy pójść na zajęcia, bo obie będziemy miały kłopoty - powiedziała chwytając zawszankę za dłoń i prowadząc za sobą do innych.
  17. Thomas i Christian Spoglądał jak jego nóż leciał w kierunku węża, nie był to jednak długi lot. Christian tak jak przewidywano był zbyt oszołomiony by trafić w Annabelle. Ostrze upadło nawet nie pokonując połowy drogi do gada. Zwierze nie poświęciło temu uwagi, dalej czołgając swe przerośnięte cielsko w tylko sobie znanym kierunku, tak jak kruk będący za nią. Nigdziarz leżący pod ścianą warknął coś pod nosem, że pewnego dnia zetnie łeb tego gada, a potem próbował się pozbierać, nie zwracając przy tym uwagi na innych przybyłych nigdziarzy. Łatwiej było powiedzieć niż zrobić, gdyż jego ciało było strasznie obolałe. Miał nawet wrażenie, że przez chwilę czuł smak krwi w ustach, gdy uderzył o ścianę. W końcu udało mu się podnieść mimo trudu jak przy tym odczuwał. Najwyraźniej Annabelle miała wpojone by zbyt mocno nie krzywdzić uczniów. Wskazywało to również na wielki intelekt zwierzęcia. Thomas krzywiąc się, przyglądał się temu jak Christian wstaje, aż nie zwrócił uwagi na coś innego, mianowicie na to co powiedział Raver. Zmarszczył lekko brwi i spojrzał na Elvirę. Miał nawet w pierwszej chwili ochotę złamać coś nigdziarzowi, ale pamiętał słowa nigdziarki. Miał się nie mieszać. Mimo to postanowił nie pozostawiać tego bez żadnego słowa. - Chyba nie dasz się wciągnąć w jego gierki? - burknął, za przechodzącą obok nigdziarką, a zaraz potem spojrzał na Ravera. - Robisz dokładnie to czego chce - Zmarszczył lekko brwi. - Przecież nawet ja nie mając twojego rozumu, potrafię dostrzec, że stara się każdego skłócić - Zdawał się nie zwracać uwagi, że po raz pierwszy wylewa taki potok słów. - Wie, że mu zagrażasz i dlatego zrobi wszystko by to zmienić. Choćby skłóci cię z każdym kto może ci pomóc. Najpierw ja, a potem pewnie będą one - Spojrzał przelotnie na Walburgę i Kim, ale jeszcze nie skończył. - Skoro chcesz sobie z nim sama poradzić, to nie dawaj mu się wciągać w takie gierki - mówiąc to zrównał się z Elvirą. - Przecież to nieprawda, czyż nie? Bo jeśli nią nie jest, to zachowując się jak teraz tylko potwierdzasz jego racje - Ruszył krok dalej, by równie szybko znów się zatrzymać i ponownie spojrzeć na Elvirę. - Chyba, że wolisz sobie poszukać innego sługusa, bo jestem zbyt niewygodny. Przemyśl sobie lepiej to wszystko, a ja idę zmyć ten syf z głowy - Dodał na koniec i powoli ruszył, ale na tyle wolno żeby Elvira miała szansę mu odpowiedzieć, jeśli tylko zechce. Crystal Wpatrywanie się w obecny ranking zabiło wystarczająco czasu, by kobieta mogła doczekać się dostawy. Annabelle swoim łbem uderzyła z dużą siłą o drzwi, samej dzięki temu otwierając je na oścież, a zaraz za nią wszedł kruk dziekan. Pierwsze ze zwierząt postawiło pakunek tuż obok stóp kobiety, a następnie Annabelle ułożyła głowę na jej kolanach. Kobieta zaczęła lekko ją głaskać niczym psa po głowie, gdy kruk w tym czasie postawił drugą paczkę chwilę później znikając i jak zwykle zostawiając po sobie tylko pióra. Kobieta ponownie spojrzała na gada, który zaczął się powoli zmniejszać, aż w końcu osiągnął dawny rozmiar. Podniosła go i wsadziła na powrót do terrarium. Wąż wysuwał język i chował, patrząc na kobietę, która powoli otwierała swoje pakunki pełne dziwnych wywarów i ziół. - Wiesz co jest najgorsze, moja droga? - spytała patrzącego na nią wciąż węża. Kobieta oczywiście nie oczekiwała odpowiedzi, ale mówiła dalej, podnosząc składniki. - Gdy nasza ambicja zapędza nas w kozi róg - odparła, idąc na tył pomieszczenia, gdzie znajdowały się jakieś drzwi. Powoli pociągnęła za klamkę, a w środku znajdował się kociołek na ogniu, do którego zaczęła wrzucać część otrzymanych składników. - Wiele lat temu przyszłam tu, nie potrafiąc przekroczyć obecnego poziomu. Miałam nadzieje, że w akademii znów bardziej się rozwinę, ale niemal nic się nie zmieniło. No może poza tym, że teraz muszę uczyć przyszłych nigdziarzy - Dodała z wyraźną niechęcią. - Można by rzecz, że to całkiem sporo, ale moja ambicja sięga dalej. Mam nadzieje, że teraz uda mi się przekroczyć pewien jej próg, a to wszystko może mi się udać dzięki tobie - Wąż w żaden sposób nie reagował, ale można było odnieść wrażenie, że słucha i rozumie. - Wiele lat temu, gdy nasze losy się zetknęły, miałam co do ciebie pewne podejrzenia, moja słodka Annabelle. Być może wkrótce się przekonamy, czy słuszne - mówiła mieszając przy tym wywar w kotle.
  18. Alan Mimo tego, że dobiegliśmy na końcu, nie pamiętałem, kiedy bawiłem się tak dobrze jak podczas tego biegu. Nawet zapomniałem o rankingu i ocenach, gdy pokonywałem kolejne metry z Damienem, czując po prostu coś niesamowitego. Czy tak właśnie wyglądała zabawa? Dawniej nie miałem okazji czegoś takiego uświadczyć, a przynajmniej nie w taki sposób. Spostrzegłem twarz wyraźnie niezadowolonego księcia i w pierwszej chwili nie byłem pewny czy jakoś go być może nieświadomie nie uraziłem. Może w chwili, gdy mu pomogłem zraniłem jego dumę... Czy mógł poczuć się z tego powodu gorszy? Wszystko się wyjaśniło, gdy zaczął mówić, na co lekko się uśmiechnąłem. Nim zdążyłem coś powiedzieć do rozmowy wtrącił się Julian, który ponownie pokazywał, że nie był jak typowy snobistyczny książę. Czułem nawet pewien rodzaj radości, widząc, że nie byłem jedynym tego typu księciem. - Julian ma racje - powiedziałem spokojnie w kierunku Damiena, lekko przy tym wzruszając ramionami. - Poza tym, chętnie następnym razem spróbuje wspólnej wspinaczki - Uśmiechnąłem się do księcia. Nic więcej nie miałem okazji powiedziedzieć, bo zaraz zaczął mówić profesor. Słuchając uwag nauczyciela spostrzegłem, że zwykle radosny Kato był teraz jakiś nadąsany, zupełnie jak nie on i równie szybko spojrzałem lekko oburzony na Edwarda. Zastanawiałem się, co takiego mu powiedział, że tak zdenerwował chłopaka. Coraz bardziej nie rozumiałem, co Sophie w nim widziała. To prawda, że ją uratował, za co byłem mu wdzięczny, ale nie byłem już pewny, co on sam o niej myśli. Przede wszystkim była moją kuzynką i nie chciałem, by miała złamane serce. Zachowanie Abraxasa mnie wcale nie zdziwiło, to było w jego stylu. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że już nie słyszę profesora, a gdy spojrzałem w jego stronę, ten właśnie szedł w naszym kierunku. Nie byłem do końca pewny, co o tym myśleć. Nadmieni jak ja i Julian słabo wypadliśmy, mimo bycia rodowitymi książętami? A może chodziło o coś innego? Szybko się okazało, że się myliłem, bo nauczyciel, nie tylko okazał się nie być oburzony naszą pozycją, ale jeszcze nas pochwalił. Coraz bardziej zaczynałem lubić profesora Daramisa. Niedługo potem zaczął się czas oceniania. Nie zdziwiłem się, widząc jak Ambrosius zajmuje pierwsze miejsce, a zaraz zanim Leon. Nadal za nim nie przepadałem i nie sądziłem by to się zmieniło, ale był tym razem lepszy i nie mogłem temu zaprzeczyć. Widząc komu przypadła trójka, uśmiechnąłem się szczerze do Aidana, chcąc mu w ten sposób pogratulować. Byłem naprawdę zadowolony tym jak pokazał, że może pokonać mnie czy Eryka, mimo, że nie urodził się na królewskim dworze. Zdziwiłem się jednak, gdy zobaczyłem jak mi przypada piąte miejsce, czego się zupełnie nie spodziewałem. Julian znalazł się zaraz za mną, ale miałem wrażenie, że bardziej zasługiwał na piąte miejsce niż ja. Edward był następny, być może za to co powiedział Kato, który był za nim. Pierwszy raz jednak widziałem, by Abraxas tak słabo wypadł. Miałem nadzieje, że nie wyżyje się za to na Odionie będącym za nim. Jedenasty był Damien, na co lekko się uśmiechnąłem do księcia, a jednocześnie byłem zmartwiony wiedząc już komu przypadło dwunaste miejsce. Spoglądałem na Hectora z niepewną miną, pamiętając jego reakcje na niedawne ostatnie miejsce. Niestety moje przeczucia mnie nie myliły. Hector cały czas mówił o tym jak to będzie mogryfem. Zastanawiałem się jak mogę mu wyjaśnić, by nie brał tak tego do siebie, że to nadal pierwszy dzień i ma czas na poprawę. Przynajmniej do chwili, gdy mnie zamurowało, na to co powiedział dalej. Gdy tylko profesor obwieścił koniec lekcji, nagle znów zacząłem biec, tak szybko jakbym jeszcze tego niedawno nie robił, ale nie w kierunku pryszniców, a klasy księżniczek. Musiałem po prostu się upewnić i niewiele mnie teraz obchodziło w jakim byłem stanie. Elisabeth musiała zaliczyć, cały czas sobie to mówiłem, pokonując kolejne metry.
  19. Sophie Po swojej odpowiedzi przez cały czas starała się wyczytać coś z twarzy nauczycielki. Choć próbowała tego nie pokazywać, dziewczyna strasznie się stresowała. Powodem nie tylko było to jak nauczycielka zaczęła oceniać inne uczennice, ale też to, że w ostatnim czasie nie wypadała najlepiej w rankingu, a teraz chciała to naprawić. Poczuła szok, gdy spostrzegła na twarzy nauczycielki pojawiający się uśmiech, a potem poczuła jak ta przełożyła jej kosmyk włosów za ucho. W trakcie każdej z tych czynności rosła w niej nadzieja, że być może zdołała sobie poradzić. Wszelkich wątpliwości pozbawiła ją dopiero wypowiedź kobiety, zwłaszcza, gdy usłyszała to jak ją ponownie nazwała. Znów powróciło jej wspomnienie jak to mama zawsze tak się do niej zwracała, gdy była dzieckiem. Na niewielką chwilę można było dostrzec jak tłumi w sobie łzy. Wspomnienia dawnych lat zniknęły zaraz po tym jak usłyszała imię Letycja, które szybko skojarzyła. Śnieżka, tak nazwała ją Emeralda w czasie lekcji dobrych uczynków. Ponownie poczuła się porównywana do popularnej baśniowej księżniczki. Niby to nic złego, w końcu Śnieżka była niezwykle piękna i znana. Sophie również podziwiała mamę Edwarda. Mimo to nie chciała być cieniem baśniowej księżniczki. Pragnęła własnej baśni, by znano ją jako ją, a nie kogoś kim nigdy nie będzie. Teraz pewnie wszyscy zaczną myśleć, że ze wszystkich sił stara się do niej upodobnić. Zwłaszcza po tym, co stało się na lekcji komunikacji ze zwierzętami. To nie było prawdą. Naprawdę polubiła Edwarda, a on zarzekał się, że nie patrzy na nią jak na swoją mamę. Jej rozmyślenia nad tym skończyły się w chwili, gdy usłyszała Emeraldę, która była wyraźnie niezadowolona. Nie do końca jednak rozumiała, co chciała przekazać Constantine. Przez myślenie o Śnieżce i jej podobieństwie do siebie, nie zwróciła większej uwagi, na to, co mówiła nauczycielka o jej potknięciu. Starała się już o tym nie myśleć, a tylko skupić się na dalszej części lekcji. Nauczycielka nie zmieniła swojego nastawienia, mimo tego, że jeszcze przed chwilą była niezwykle pogodna, teraz znów stała się wymagająca. To tylko przekonywało Sophie, że musiała sobie dobrze poradzić, skoro nauczycielka w jej wypadku nie wykazała żadnych nerwów. Lucinda, która była jedną z groźniejszych konkurentek, nie zdołała odpowiedzieć na pytanie w sprawie nietypowego malowania ust, co trochę zdziwiło Sophie. Vivienne ponownie pokazała, że nie ma zamiaru zostać z tyłu. Sophie teraz już nawet nie była pewna, czy ponownie nie będzie za nią. Chociaż wiedziała, że to nie było miłe, to poczuła się przyjemnie, widząc potknięcie Emeraldy. Nie mogła przecież walczyć z własną naturą, a prawda była zawsze taka, że Sophie nigdy do końca święta nie będzie. Mimo, że współczuła jej na obiedzie, nie zmieniało to tego ile razy dziewczyna ją atakowała, czasem nawet bardzo boleśnie raniąc. W pewnym momencie zauważyła, że zostały już tylko jej współlokatorki. Była ciekawa, czy choć trochę zdołała przemówić Czytelnicze do rozumu. Mimo, że się różniły i raczej nigdy się nie polubią, to nie chciała by ciężka praca księżniczki Magdalene poszła na marne, a nawet Stephanie, za którą nie przepadała. Po prostu zawsze była zdania, że trzeba uszanować czyjś poświęcony czas, a ona mogła to zrobić jedynie nie zajmując ostatniego miejsca. Oczywiście zatkało księżniczkę w momencie, gdy ruda dziewczyna otworzyła usta. Sposób jej wypowiedzi był Sophie zupełnie obcy, brzmiał tak plebejsko i dziwnie. Mimo to wydawała się wiedzieć, co nieco na temat własnej urody. Słysząc uwagę o piegach czy strachu na wróble musiała się naprawdę wysilić, by powstrzymać chichot. Nie wiedziała jednak jak zareagować, gdy Czytelniczka zwróciła się w jej kierunku. Czy nazwała ją księżniczką, bo próbowała w jakiś nieznany jej sposób ją znieważyć, czy może nie miała tego na celu? Była zupełnie zmieszana, gdy dziewczyna skończyła mówić. Nie była nawet w stanie zwrócić uwagi na wypowiedź drugiej współlokatorki. Dopiero gdy nauczycielka wróciła na podwyższenie, dziewczyna doszła do siebie, znów spoglądała na kobietę i uważnie jej słuchając. Nie widziała potrzeby, by korzystać z zamkowej garderoby, sama miała pełno strojów w kufrach, które były do niej odpowiednio dopasowane. Czekała już tylko na to, aż zostaną ocenione. Szok pojawił się u niej szybciej niż się spodziewała. Nie była pierwsza, nie była to również Vivienne, czy Lucina, a ktoś kogo by się nie spodziewała. Czytelniczka pokonała je wszystkie, w co nie mogła uwierzyć. Dopiero uwaga Constantine wyrwała ją z szoku. Nie mogła zaprzeczyć, że sama miała wrażenie że wypadła od niej lepiej. Vivienne też wydawała się lepsza. Jak mogły przegrać z dziką dziewczyną z małego miasteczka? Odpowiedź i wyjaśnienie szybko nadeszły ze strony nauczycielki. Zmarszczyła lekko brwi, gdy jej słuchała, ale zaraz pojawiło się również zrozumienie. W końcu mimo języka, którego używała podczas wypowiedzi trzeba było przyznać, że Czytelniczka potrafiła naprawdę sporo powiedzieć o swoim typie urody, chociaż sama nadal czuła, że było to trochę niesprawiedliwe. Dopiero, gdy siedząca obok zawszanka złapała ją za dłoń, dostrzegła swoją dwójkę i lekko się uśmiechnęła do dziewczyny. Vivienne była trzecia, co było dla niej wyraźnym szokiem, którego zawszanka nie potrafiła ukryć. Gdy Constatine dostała czwarte miejsce, siedząca obok Sophie na chwilkę złapała ją za obie dłonie i ciepło się do niej uśmiechnęła. Co ciekawe druga współlokatorka, nie była ostatnia, a Monica, której coraz bardziej było szkoda księżniczce. Gdy wróżki obwieściły koniec lekcji, Sophie zabrała swoją torbę i powoli wyszła, zdając sobie przy tym nagle sprawę jaka lekcja ją teraz czeka. Bała się, że będzie w grupie z tym strasznym nigdziarzem z obiadu. Miała nadzieje, że w jej grupie będzie ktoś kto jej pomoże jakby do czegoś doszło, chociażby Alan. Nie mogła wykorzystywać przecież ciągle Edwarda, który i tak wiele dla niej zrobił. Spojrzała nagle na swoją parasolkę i idącą obok Constantine. - Muszę ją zanieść przed następną lekcją - powiedziała wyjątkowo niespokojnie do księżniczki obok. - Nie chce by się zniszczyła - Choć wiedziała, że to słuszne, to nie chciała tego robić. Jej skóra była bardzo delikatna i już na obiedzie odczuła jak słońce jej szkodzi, a teraz będzie musiała wytrzymać całą lekcje i nie była pewna czy przez to nie zasłabnie.
  20. Thomas i Christian Widok pierwszego miejsca u Czytelniczki, na początku był szokiem, ale gdy widziało się, co zrobiła, nie można było zaprzeczyć, że na nie zasłużyła. Zupełnie inną sprawą było drugie miejsce, które zupełnie nie powinno trafić do tego leszcza, tak uważał Christian. Durna nora pełna robali? I co w tym obrzydliwego? Miał naprawdę wielką ochotę zgarnąć to robactwo i wrzucić je w gacie tego nigdziarza. Nadal pamiętał, co mówił Navin, a to tylko jeszcze bardziej wzmacniało irytacje. Byle frajer, który wylazł z lasu i puszył się jak nie wiadomo kto. Chłopak zacisnął dłoń w pięść, zauważając jak profesor kieruje się teraz do niego i nigdziarki obok. Uśmiechnął się delikatnie, słysząc słowa skierowane do siebie ze strony nauczyciela, a potem widok trójki nad swoją głową jeszcze bardziej poprawił mu nastrój. Nie było to złe miejsce, najlepsze jakie zdobył tego dnia, ale nie był też zadowolony. Uważał, że był lepszy od Ravera pod każdym względem. Nadal mimo to był zdania, że obecny nauczyciel był najlepszy ze wszystkich, których do tej pory mieli. Jako jedyny potrafił zobaczyć kto jest prawdziwym nigdziarzem i nie potrzebował do tego durnej magii. Zmrużył oczy, słysząc, co profesor mówił do nigdziarki obok. Zdobycie informacji o tym czym była mogło być korzystne, istniał jednak problem. Zdobywanie tego typu informacji nigdy nie należało do jego specjalności. Musiał to jeszcze dokładnie przemyśleć. Zaczął z zaciekawieniem rozglądać się po klasie, by zobaczyć miejsca innych. Spostrzegł jak udawana nigdziarka zajmuje dziesiąte miejsce i lekko się skrzywił. Miał naprawdę nadzieje, że zajmie ostatnie miejsce. Mimo wszystko i tak nie mógł się powstrzymać, by nie pokazać jej kilku nieprzyjemnych gestów. Chociażby za ich pomocą pokazał jak kiedyś zostanie bezużytecznym śmierdzącym kotem. Nic jednak nie mogło tak go uradować jak paskudna piętnastka nad głową Thomasa. Widok niemal idealny za wszystkie upokorzenia jakich doznał z jego strony. Nie ukrywał prób nabijania się z nigdziarza poprzez śmiech czy obraźliwe gesty. Sam Thomas zdawał się nie bardzo zwracać uwagę na swoje miejsce. Najwyraźniej nie miał zdolności by pogarszać wygląd, czy mimo to miał się czym przejmować? Ta lekcja i tak w jego uznaniu nie miała żadnej wartości na przyszłe życie. Z drugiej strony już raz sprawił, że czyjś wygląd się znacznie pogorszył, a obserwując zachowanie Christiana miał wrażenie, że wkrótce się to powtórzy. Wtedy też spojrzał Lavalle'a, który dość nietypowo się rozgadał. Przez całą lekcje nigdziarz miał niewiele do powiedzenia, ale teraz było inaczej. Słuchając go spoglądał na Adelie. Thomas czuł, że ten miał zdecydowaną racje. Gniew, który ukazała Czytelniczka był jak najbardziej prawdziwy. Nie raz w końcu sam to widział i mógł dzięki temu bez problemu zauważyć, kiedy ktoś tylko udaje to uczucie. Jeśli nauczyciel tego nie dostrzegał musiał być kompletnie ślepy. Pytanie brzmiało, czy niewinna zasmarkana dziewczynka była tylko udawana z jej strony, czy może naprawdę sama nie wiedziała jaka jest naprawdę. Chciał nawet coś odpowiedzieć nigdziarzowi, ale ten zdążył już odejść. W końcu sam chwycił własną torbę i również ruszył ku wyjściu z klasy, chcąc skorzystać z prysznica, by zmyć bajzel z głowy przed kolejną lekcją. Stanął w drzwiach, widząc dość nietypowy widok. Po korytarzu poruszał się wąż dziekan, tylko jakby znacznie większy. Teraz miał ze cztery metry, a w paszczy trzymał jakąś paczuszkę. Strasznie się ślinił zostawiając resztki jadu na podłodze, co z pewnością było cenne dla alchemika. Nie to jednak było najciekawsze. Thomas gdy tak przypatrywał się oczom gada miał wrażenie, że widzi w nich gniew, który kierował na każdą mijającą klasę. Zaraz za Thomasem stanął Christian, który na początku chciał przepchnąć się przez nigdziarza, ale również stanął jak zamurowany. Dostrzegł jednak coś jeszcze poza wężem, poruszającego się za nim kruka dziekan. W dziobie również trzymał jakąś znacznie mniejszą paczkę i chyba miał złamane skrzydło, bo było nietypowo wygięte. Nagle pomyślał, że to idealna szansa na zemstę. Dziekan dwukrotnie go dziś upokorzyła. Zabranie paczki przerośniętemu gadowi było głupie, ale, co mógł mu zrobić ptak ze złamanym skrzydłem? Przepchnął się nagle obok Thomasa i podbiegł w kierunku ptaka, wyrywając mu paczkę z dzioba i kopiąc go przy okazji, gdy ten próbował się bronić. Christian nie mógł nacieszyć się zdobyczą, bo Annabelle, która nawet na niego nie spoglądała grzmotnęła go z dużą siłą ogonem, sprawiając, że nigdziarz wylądował na ścianie zamroczony, strasznie przy tym jęcząc. Kruk znów przechwycił paczkę, zostawiając Christiana, podczas gdy Thomas kręcił głową, zastanawiając się przy tym ile głupot musi zrobić ten kretyn, by dostać w końcu nauczkę. Spostrzegł jak Christian sięga po nóż i lekko zmarszczył brwi, widząc jak ten celuje w węża. - Przeklęte bydle - mówił słabo, wyraźnie zamroczonym głosem, próbując wycelować w tył gada. Crystal Siedziała spokojnie przy biurku, pijąc herbatę. Był to chyba jedyny spokojny moment tego dnia. Oczekiwała na powrót swojego ptaszka i Annabelle, bo te miały jej dostarczyć kilka składników alchemicznych. Akademia, choć bogata w wiele rzeczy, nie miała wszystkiego. Sama nie mogła opuszczać jej murów, chyba, że Dyrektor by pozwolił. Właśnie dlatego musiała w tym celu używać pomocników. Zamiast składników pojawiło się jednak coś innego. Dopiła spokojnie herbatę patrząc na ranking uczniów po pierwszym dniu. https://docs.google.com/document/d/1gPIRgHkBfF5Z_iHinwUwtuHk-JUfpLxSSRE5pupUwfY/edit Pierwsze miejsce, nie bardzo ją zadowalało. Raver nie był beztalenciem na pewno nie, ale wolałaby na pierwszym miejscu zobaczyć kogoś innego. Chociażby Elvire, która teraz zajmowała trzecie miejsce. Bardzo jej się podobała ta dziewczyna. Żałowała, że sama nie była tak zimna jak ona, gdy była w jej wieku. Z drugiej strony, pierwszego zabójstwa dokonała będąc niemal w jej wieku. Była wtedy taka głupia, uroki młodości. Judith, która też była jej faworytką i zajmowała aktualnie drugie miejsce, ponownie za Raverem. Znów spojrzała na pierwsze miejsce i zmarszczyła brwi. Niewiele mogła o nim powiedzieć, poza tym, że miał tupet, bo jako jedyny miał odwagę do niej przyjść po przedstawieniu, które zrobiła na korytarzu. Zwykle, gdy dawała taki pokaz, uczniowie nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Zastanawiała się w co próbował pogrywać ten chłopak i co właściwie chciał udowodnić. Wyniki innych uczniów nie były dla niej zaskoczeniem, ale i tak nie mogła sobie darować uśmiechu. Adelia z Lasu za Światem, nie tylko zdołała zaliczyć, ale pokonała jeszcze dwoje innych nigdziarzy. Nigdy nie powinna była wątpić w Dyrektora. W czasie obiadu to zrozumiała, ale pierwszy też raz widziała tak intrygującą Czytelniczkę. Obecna grupa nigdziarzy zapowiadała się naprawdę ciekawie.
  21. Sophie Zagłębianie się w wyobraźni i poszukiwanie własnego rodzaju urody pochłaniały więcej czasu niż Sophie mogła przypuszczać. Z całego obecnego zamyślenia, wyrwała ją informacja o zbliżającym się końcu czasu. To wystarczyło, by Sophie znów całą swoją uwagę skupiła na książce. Nie mogła tym razem wypaść nisko, wiedziała to dobrze. Kim w końcu będzie jeśli wiecznie będzie zajmować miejsca poniżej swojego statusu? Kilkakrotnie wracała do informacji o urodzie chłodnej zimy, starając się wpoić sobie jak najwięcej informacji, a jej myśli krążyły wokół wyobrażeń swojego wyglądu w podanych barwach. Nim się jednak obejrzała padło pierwsze imię zawszanki, którą okazała się Nerysa. Uniosła wzrok znad książki, będąc ciekawą tego jak jej pójdzie. Nie zauważyła w odpowiedzi zawszanki żadnych nieprawidłowości, była raczej normalna i zawierała chyba wszystkie informacje jakie były podane, ale nie była też do końca pewna, gdyż nie sprawdzała tego typu urody. Dostrzegła, że nauczycielka chyba nie do końca takiej odpowiedzi oczekiwała. Niestety obserwacja kolejnych wypytywanych zawszanek przynosiła dziewczynie coraz więcej niepewności. Nauczycielka była bardzo wymagająca, nawet bardziej niż ci, których poznała w zamku. Mimo, że Sophie starała się z całych sił przekonać samą siebie, że będzie dobrze i nie powinna się martwić, czuła jak jej dłonie się lekko trzęsą. Ponownie poczuła również pewien rodzaj współczucia dla Monici. Widać było, że się starała na każdej dotychczasowej lekcji, a mimo to jej nie wychodziło. Wszystkie tu były swoimi rywalkami, w końcu wyniki wpływały na ich los. Mimo to, Sophie nie była, aż tak zimna i nieczuła, by nie zwrócić uwagi na zapłakane oczy dziewczyny, które widziała kolejny raz. Musiała naprawdę tym wszystkim się stresować. Zdziwiło ją również to, że księżniczka Magdalene sobie nie poradziła. Tajniki urody nie były jej w końcu obce, bo sama potrafiła niesamowicie zmienić wygląd Czytelniczki. Nie mówiąc o tym, że wychowała się na dworze królewskim, a mimo to nawet ona nie zachwyciła nauczycielki. Dayla trochę uspokoiła nerwy Sophie, przynajmniej do czasu, aż nauczycielka nie zadała jej pytania, które całkowicie zmieszało dziewczynę. Aria, która była zaraz po niej, również nie wyszła najlepiej z tego wszystkiego. Zaczęła się coraz bardziej zastanawiać jak wiele uczennic zdoła zadowolić wymagającą nauczycielkę, aż nie spostrzegła, że ta teraz kieruje się w ich stronę. Spoglądała jak wybierała do odpowiedzi Constantine, miała nadzieje, że zawszanka zdoła sobie poradzić, przy okazji sama czuła nerwy świadomością, że zaraz będzie najpewniej jej kolej. Poczuła niespodziewaną ulgę, widząc jak dziewczyna obok radzi sobie całkiem dobrze z opisem swojego typu urody. Oczywiście na tym nie można było poprzestać, bo jeszcze nadeszło kolejne pytanie. Sophie zauważyła oczywiście nerwy, które prześladowały Constatntine, gdy udzielała odpowiedzi. Nie dziwiła się jej, zwłaszcza po tym, co do tej pory zobaczyły. Zbyt wiele czasu nie miała, by nad tym rozmyślać, bo nagle padło jej imię. Początkowo nie wiedziała jak zareagować, bo to jak określiła ją nauczycielka skojarzyło jej się z mamą, tak wiele czasu minęło odkąd słyszała to określenie. Nie mogła jednak nad tym długo rozmyślać, bo nauczycielka oczekiwała odpowiedzi, zacisnęła mocniej dłoń na swojej parasolce, jakby chciała, by ta dodała jej otuchy. Na niewielką chwilę zamknęła oczy, chcąc się skoncentrować, aż w końcu zaczęła mówić. - Rozważałam różne zimne typy urody, które mogłyby do mnie pasować - powiedziała wyjątkowo spokojnie, nie ukazując wcześniejszych nerwów. - Czysta zima wydawała się na początku do mnie pasować, aż nie dostrzegłam problemu związanego ze swoją barwą oczu, więc musiałam wykluczyć ten typ - Na chwilę przerwała, by złapać oddech i zaraz kontynuowała dalej. - Głęboką zimę wykluczyłam natychmiast, to nie jest typ mojej karnacji. Została więc ostatnia opcja, którą była chłodna zima, wydająca się najbardziej do mnie pasować. Osoby o tym typie urody mają chłodną delikatną cerę, podobnie jak ja. Włosy czarnej barwy też utwierdziły mnie w przekonaniu do tego typu urody - przerzuciła je delikatnie jakby chciała to podkreślić. - Nie mówiąc o oczach, bo zostało wyraźnie zaznaczone, że ciemne oczy występują w tym typie urody. Pasującymi do mnie barwami powinna być biel, którą czasem nosze, zwykle na ważnych przyjęciach. Czerń jest kolejną barwą, która miałaby do mnie pasować, ale sama nie przepadam za tym kolorem na sukniach i staram się go unikać. Czasem zdarza mi się nosić suknie w szarej barwie, ale też raczej rzadko to robię - Ponownie na chwilę zamilkła aby złapać oddech. - Morska zieleń jest natomiast kolejnym kolorem, którego nie chciałabym na sobie ujrzeć. Pozostają ostatnie kolory. Granat jest moim zdaniem piękną barwą. Nie można jednak moim zdaniem nosić go zbyt często, bo z pięknego stanie się nudny. Jeśli chodzi o fiolet zdarza się, że pojawiam się w sukniach o tej barwie, ale raczej rzadko to robię i pozostaje już tylko róż. Moim zdaniem jest to typowa i nazbyt powszechna barwa u damy. Nie uważam by róż był brzydki, po prostu jest zbyt powszechny - Zamknęła na sekundę oczy, zastanawiając się nad czymś, aż nie zaczęła kontynuować nadal swoim wyniosłym i pewnym siebie tonem, jak przystało na prawdziwą księżniczkę. - Powiem szczerze, że przeżyłam szok, widząc, że moja ukochana barwa do mnie nie pasuje. Zawsze odkąd pamiętam nosiłam żółte suknie, które uwielbiałam, poczułam więc smutek, mając teraz świadomość, że to nie mój kolor, aż nie dostrzegłam, że cytrynowa żółć nadal pasuje do mojego typu urody i to w takich barwach zwykle się pokazuje - Lekko się uśmiechnęła, aż nie zaczęła mówić dalej. - Teraz napomnę o makijażu - Potrzebowała chwili na zebranie myśli. - Powiem otwarcie, sama nie stosuje go wiele. Uważam, że mój typ urody nie potrzebuje przesadnych jego ilości, które mogłyby wszystko bardziej zepsuć niż poprawić. Mimo to według informacji, które przeczytałam, proponowane są mi barwy takie jak srebro, które miałoby podkreślić moje oczy, czy błękit, a nawet granat jak w przypadku sukni oraz fiolet. Wyobrażałam sobie siebie w tych barwach, będąc na początku pozytywnie nastawioną do nich, zwłaszcza, jeśli chodzi o srebro i błękit do podkreślenia oczu. Ostatecznie uznałam, że bez tego typu dodatków wyglądam lepiej. No i pozostały barwy na usta w postaci czerwieni i fioletu. Nie maluje ust na fioletowo. Nie chce tak ich podkreślać, wybieram zdecydowanie czerwień. Jeśli chodzi o pani pytanie, to moim zdaniem prawda jest taka, że wszelkie zbyt jasne i ciepłe kolory, nie pasują do chłodnej zimy. Mówiąc najprościej, chłodna zima łączy się lepiej z ciemnymi kolorami, dzięki nim wyglądając zdrowo i wyraziście w przeciwieństwie do chłodnego lata, które często jest mylone z chłodną zimą i to właśnie mu pasują jasne i zarazem ciepłe barwy - dodała niezwykle spokojnie, nadal nie ukazując przy tym nerwów, nie licząc mocno zaciskających się dłoni na parasolce. Alan Nadal nie byłem do końca zachwycony ponownym biegiem, starałem się mimo to o tym nie myśleć. Podobnie jak cała reszta zdjąłem marynarkę i położyłem torbę, by zaraz zacząć lekko rozciągać mięśnie. Nagle spostrzegłem uśmiechającego się Aidana i również odwzajemniłem uśmiech. Gdy wspomniał o tym, że szybko biega, przypomniałem sobie jak pierwszy raz ćwiczyliśmy razem walkę mieczem i faktycznie wykazał tam sporą szybkość oraz zwinność. Miał również racje, że prawdziwi książęta w tym ja mieli sporo tego typu ćwiczeń, gdyż musieliśmy dbać o formę. Przypomniało mi się nawet jak mój instruktor zabrał mnie na biegi po lesie. Ojciec nie był tym na początku zachwycony, chciał bym się trzymał wyznaczonego placu, dopiero po wielu próbach przekonania zgodził się na to. Wtedy czułem się naprawdę wolny, jakbym nie był księciem i nie miał żadnych obowiązków, a byłem tylko ja oraz droga przede mną i wolność. Chciałem nawet coś odpowiedzieć Aidanowi, nim jednak zdążyłem profesor zaczął mówić, Słysząc o kolejnym pomyśle lekko zmarszczyłem brwi. Nie do końca byłem przekonany czy będzie on dla nas korzystny. Gdy w końcu nauczyciel podzielił się swoim pomysłem, nie byłem pewny jak zareagować. To nie tak, że miałem coś przeciw bieganiu w parze, bardziej obawiałem się na kogo w tych parach trafię. Chociażby nie uśmiechało mi się towarzystwo Ambrosiusa w czasie tego zadania. Szybko moja niepewność, co do tego pomysłu całkiem zanikła, gdy usłyszałem jak będą łączone pary. Zastanawiałem się, z kim do grupy trafię. Odpowiedź nadeszła szybciej niż sądziłem. Ujrzałem jak w moją stronę idzie książę Damien, w którego niedawno stanąłem obronie. Mówiąc szczerze nadal zbyt wiele o nim nie wiedziałem, bo tylko raz z nim rozmawiałem. Wydawał się bardzo miły. Uścisnąłem z nim dłoń na powitanie i lekko się uśmiechnąłem, słysząc go. - Więc wspólnie będziemy biegli powoli - Lekko wzruszyłem ramieniem. Zaraz potem zająłem miejsce z księciem, czekając na sygnał do startu. Zdziwił mnie fakt jak Eryk zachował się w stosunku do Aidana, do tej pory wydawał się uważać go za gorszego. Być może źle go oceniłem. Obserwowałem kolejne grupy, aż w końcu pojawił się sygnał do biegu i ruszyłem wspólnie z Damienem. Najpierw mieliśmy pobiec przez Główny Hol. Niestety problemy pojawiły się już na samym początku. Mimo, że starałem się biec jak najwolniej, Damien nie był w stanie dotrzymać mi tępa. Musiałem jeszcze bardziej zwolnić, by nie zostawić go z tyłu. W tym czasie wyminął nas już Ambrosius z Leonem a zaraz potem Aidan z Erykiem. Ten pierwszy z drugiej pary się na chwilę na nas obejrzał, rzucając nam smutne spojrzenie, ale pobiegł dalej poganiany przez Eryka. Widziałem po minie towarzyszącego mi księcia, że nie był z siebie zadowolony. Poklepałem go lekko po ramieniu, mówiąc by się nie przejmował i wróciliśmy dalej do biegu. W końcu dotarliśmy do Głównego Holu gdzie czekała kolejna niemiła niespodzianka. Damien się potknął niemal upadając, w ostatniej chwili zdołałem go przed tym uchronić, a w tym czasie zdołał nas wyminąć Kato i Edward. Mój towarzysz mruknął coś jakby przepraszam, ja odparłem by się nie przejmował i biegliśmy dalej. Zdołaliśmy dotrzeć w końcu w okolice Leśnego Tunelu, wtedy Damien zaczął ciężko oddychać i trzymać się za żebro. Widziałem jak zaciska zęby starając się biec dalej, ale ja już widziałem, że męczyła go kolka. Zaraz potem dogonił nas Abraxas i Odion. Duży chłopak wyglądał na zmęczonego i strasznie się pocił, mimo to biegł dalej. Niedługo za nimi spostrzegłem Juliana i Hectora, którzy powoli nas doganiali. Książę pomagał wyraźnie wyczerpanemu Hectorowi, który opierał się na jego ramieniu, ale się nie poddawali. Widząc ich razem doznałem inspiracji i nagle sam złapałem za ramię Damiena, opierając je no swoim karku. Książę był tym wyraźnie zdziwiony, ale się nie opierał i znów zaczęliśmy biec wspólnie. W tym czasie linię mety przekroczył już Ambrosius i Leon jako pierwsi, a za nimi byli Aidan i Eryk, potem Edward i Kato, a czwarty dobiegł Abraxas i Odion. Teraz nasza czwórka walczyła o przedostatnie miejsce. Mimo tego, że żadne z nas nie było sobie wrogie, wszyscy dawaliśmy z siebie ile tylko mogliśmy. Pomimo, że byliśmy spoceni, a ubrania lepiły się do naszych ciał, nie zważaliśmy na to, chcąc dobiec do mety. W końcu się nam udało, ale nasze starcie zakończyło się wspólnym remisem. Cała nasza czwórka przebiegła linie mety w tym samym czasie. Uśmiechnąłem się lekko do Damiena, mówiąc mu, że to był dobry wyścig.
  22. Thomas i Christian Po tym jak zapewnił nigdziarce swoistą transformacje, Christian oparł się na ławce, czekając na koniec lekcji. Tym razem był właściwie pewny swojego pierwszego miejsca. W końcu zrobił coś naprawdę niesamowitego. Nie tylko sprawił, że włosy tej zołzy nadawały się dla prawdziwej wiedźmy, to na dodatek były tak straszne, że przeciętny zawszanin na jej widok nocą robiłby w gacie. Akademia była problemem, bo nie podobał mu się sposób w jaki nauczyciele uczyli zła. Niby w czym choćby te talenty miały pomagać w byciu złym? Czy gadanie tej Lesso jak powinien wyglądać złoczyńca. Właściwie chociaż to była pierwsza lekcja, która mu się podobała, to nadal nie było to czego oczekiwał odkąd tu trafił. Zdziwił się jednak, słysząc głos tej małomównej wiedźmy. Tak na dobrą sprawę, nie spodziewał się, że zacznie mówić. Podejrzewał nieco, że nie jest człowiekiem, ale gdy to potwierdziła lekko zmarszczył brwi. Nie bardzo znał się na stworach zamieszkujących Puszczę, dlatego nie był w stanie stwierdzić czym ona właściwie jest. Poczuł mimo to niepewność, gdy wiedźma wpatrywała mu się w oczy, a w jej własnych dostrzegł swoje. Jedno pytanie teraz chodziło mu po głowie; czym ona do cholery była? Nawet chciał coś powiedzieć, zbierając w sobie resztki odwagi, ale nie zdążył tego zrobić, bo podobnie jak u innych nigdziarzy jego uwaga skupiła się na miejscu, z którego docierał krzyk. Chwilę wcześniej Thomas rozglądał się po klasie, gdyż nie zostało mu już nic innego do roboty po tym jak on i Lavalle skończyli zadanie. Jego wzrok skupiał się głównie na Elvirze. Nie potrafił z jakiegoś powodu oderwać spojrzenia od jej gładkiej bladej skóry, niesamowitych błękitnych oczu jak i pięknych włosów. Zmrużył delikatnie oczy, widząc jak druga wiedźma wylewa na nie krew. Bardziej jednak martwił go fakt, że nie poczuł nawet obrzydzenia na ten widok, a chyba powinien, mimo, że w życiu widział mnóstwo krwi. Włosy, które się od niej kleiły do pięknych już raczej nie należały. W tym wypadku tak tego nie postrzegał i potrzebował sporo siły woli by odwrócić wzrok od nigdziarki. Spojrzenie skierował na chwilę ku ławce Christiana. Musiał przyznać, że wiedźma, która się do niego dosiadła zapewniła mu ciekawą fryzurę. Pojawiło się jednak zaskoczenie, gdy spostrzegł jak teraz wygląda siedząca z nim nigdziarka. Mówiąc szczerze, nie spodziewał się, że jego współlokator potrafi zrobić coś dobrze, w tym jednak wypadku nie mógł zaprzeczyć, że to co zrobił wygląda prawdziwie nigdziarsko. Dłuższe skupienie nad tym dobiegło końca, gdy jego uwagę odwrócił krzyk z tyłu klasy. Był kompletnie zaskoczony tym, co teraz widział. Nie był nawet pewny czy patrzy na tę samą osobę, którą widział zaledwie kilka chwil temu. Jak miał niby zresztą uwierzyć, że mała zasmarkana Czytelniczka pokazała taki temperament o jaki nikt jej nie podejrzewał? Z niedowierzaniem patrzył co wyczyniała z fryzurą i twarzą Ravera. Nigdy za nim nie przepadał, a mimo to nie sądził by ten był osobą, która pozwala każdemu na takie rzeczy. Włosy podobnie jak twarz tego nigdziarza z każdą chwilą przypominały coraz gorszy koszmar. Nagle zdał sobie sprawę, że już ktoś podejrzewał Czytelniczkę o złą naturę, ale dziekan za tę teorię została znieważona przez resztę klasy. Teraz zaczynał się zastanawiać czy ta kobieta mogła mieć racje. Nie zdziwił się nawet, gdy profesor przyznał jej pierwsze miejsce. Podobnie zareagował Christian, który chyba pierwszy raz nic nawet nie komentował ani się krzywo nie uśmiechał. Po prostu patrzył jak skamieniały, nie mogąc uwierzyć w to co teraz widzi. Zapomniał nawet o tym jakie on zapewnił dzieło nigdziarce obok, bo to co widział teraz biło jego umiejętności na głowę. Mógłby wiele zrozumieć, ale jakim niby cudem zrobiła to ta Czytelniczka? Zaczął się nawet zastanawiać czy czymś się nie zatruł przez co oczy płatają mu teraz figla. Dopiero obwieszczenie profesora sprowadziło go na ziemie, na co lekko mrugnął. - Coś tam słyszałem jak ludzie gadali, że dziekan za rozróbę na obiedzie wini te całą Adelie - Ciężko było powiedzieć czy mówi do Alisy, bo nawet na nią nie patrzył tylko dalej na Czytelniczkę. - Wtedy myślałem, że to takie pieprzenie z jej strony, a teraz nie wiem, co właściwie myśleć - mówił nadal wyraźnie zszokowany, co jak na niego było wyjątkowo nietypowe.
  23. Sophie Natychmiast spostrzegła jak niedawny chichot Constantine, sprawił, że księżniczka była jeszcze bardziej urocza niż zwykle. Rozumiała jednak dlaczego starała się tego nie okazywać. W końcu sama starała się na co dzień zachować spokój i opanowanie, bo tak była uczona. Zaraz jej uwagę zwróciło co innego, a były to słowa, które zawszanka mówiła. Nic dziwnego, że nigdy nie widziała nikogo o podobnej urodzie do niej. Nigdy nie poznała do tej pory córki czarownicy. Pomimo, że jej mama jak każda kobieta w rodzie, miała zdolności magiczne, to nigdy nie kierowała się tą drogą, więc zapewne dlatego ona urodziła się z naturalnymi barwami. Nie ukrywała również lekkiego zawodu, gdy Constantine nie dokończyła historii o swojej siostrze. Sophie zanim zaczęła również ponownie zaglądać do książki, spojrzała jeszcze kątem oka na zawszankę. - Chciałabym kiedyś poznać resztę tej historii, tak jak zobaczyć twoją krainę - powiedziała cicho, zanurzając chwilę później nos w książce. Nie kłamała w tej sprawie, albowiem nigdy nie widziała nic poza swoją krainą. Zawsze uważała Śnieżne Wzgórza za klejnot całej Puszczy, teraz jednak rozumiała jak bardzo nie miała racji. Tak wiele krain, których nigdy nie pozwolono jej oglądać, a przy tym tyle inspiracji. Naprawdę chciała pewnego dnia to wszystko zobaczyć, a przynajmniej do czasu, aż sobie coś uświadomiła, a przy tym lekko skrzywiła. Wiedziała albowiem, że z Akademią czy bez jej życie było niemal zawsze częścią czyjegoś planu. Jeśli Alan nie wróci z Akademii, ona zajmie tron jako przyszła władczyni, przeciągając tym samym wieczną tradycje czego zresztą od początku pragnął jej ojciec. Natomiast jeśli tego nie zrobi będzie nikim, a jej przyszłość pozostanie niepewna. Prawda była oczywista, jej jedyna nadzieja była w tronie. Alan mógł być dobrym kuzynem, ale gdy założy rodzinę ona stanie się dla niego zapomniana. Starała się skupić ponownie na lekcji, nie chcąc o tym myśleć. Mówiąc szczerze, nie spodziewała się takich kolorów, pasujących do siebie. Biel zdarzało jej się czasem nosić, zwykle na wykwintnych kolacjach wujostwa ubierała się w śnieżno białe suknie. Czerni nie znosiła, kojarzyła się jej z chorobą, smutkiem czy nawet śmiercią. W jej garderobie próżno było znaleźć tego typu suknie. Natomiast jeśli chodziło o szary... to miała kilka sukni w tej barwie, ale raczej niewiele, ten kolor wydawał jej się po prostu nudny. Morska zieleń? Zdecydowanie koszmar, nawet wolała sobie nie wyobrażać siebie w czymś takim. Granat był ciekawą perspektywą na jakieś wyjątkowo ważne okazje, które nie miały być szalonymi przyjęciami, więc i takich sukni kilka miała. Fiolet był dla niej bardzo sporadyczny. To nie tak, że go nie lubiła, po prostu jakoś nie czuła tej barwy. No i róż... wydawał jej się zbyt prosty i przewidywalny. Wychodziło więc, że biel najbardziej jej odpowiadała z tych barw, które tu proponowano. Zaniepokoiło ją, że nic nie widziała o swojej ukochanej żółci. Nagle zdębiała, bo odnalazła swoją barwę, ale wśród tych, które jej odradzano. Sukienki żółte do niej nie pasowały, co było bolesnym ciosem, który mówił przy okazji jakim bezguściem musiała być. Na szczęście szybko znalazła coś, co natychmiast ją uspokoiło. Cytrynowa żółć nadal do niej pasowała, na co odetchnęła z ulgą. Teraz jej wzrok skierował się na tekst o podkreślaniu urody. Srebro wydawało się ciekawe do podkreślania oczu, mogłaby w nim wyglądać pięknie na balu. Niesamowity błękit też kusił. Granat i śliwka... nie bardzo jej pasowały. Mogła zrozumieć granat jako suknie, ale na pewno nie do podkreślenia oczu. Jeśli chodziło o usta... to zdecydowanie wybrałaby czerwień, zupełnie sobie siebie nie wyobrażała w fiolecie na ustach, aż ją ciarki przeszły na samą myśl. Spojrzała na postać, która była przykładem jej urody i lekko zmarszczyła brwi. Emeralda nie miała racji, nie była Śnieżką, tylko Sophie ze Śnieżnych Wzgórz teraz i zawsze tak będzie. - Ciekawe - uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na Constantine. - Masz unikać barw, które mi są dane - lekko wzruszyła ramionami, znów spoglądając do książki. - Nie lubię jednak czerni, więc raczej nie będę jej nosić, a nad bielą pomyślę. Mimo wszystko zawsze kochałam żółć - powiedziała, rozglądając się po sali i zauważając piękny cytrynowo żółty materiał. Wyobrażając sobie siebie w sukni o takiej barwie na balu z upiętymi w kok włosami podkreślonymi lekko czarną kredką oczami oraz niesamowicie czerwonymi ustami. Zaraz też oczami wyobraźni ujrzała jego, czekającego na nią księcia, który chwyta delikatnie ją za dłoń. Tajemniczy książę z jej wyobraźni, znów okazał się Edwardem, na co szybko pokręciła głową i wbiła twarz w książkę by ukryć rumieniec, który pojawił się na jej twarzy. Alan Widząc zupełnie inne niż do tej pory spojrzenia skierowane ku mnie, lekko mnie zatkało. Nie spodziewałem się zupełnie takiej reakcji. Najbardziej mimo to zaskoczyło mnie zachowanie profesora, po którym właściwie nic nie byłem w stanie określić. Zaczynałem się nawet zastanawiać czy jakoś go nie uraziłem, zwłaszcza gdy zaczął patrzeć w okno. Poczułem jak Aidan mnie lekko szturcha i domyślałem się, co ma na myśli, ale nie mogłem już cofnąć tego co powiedziałem i chciałem jednocześnie wiedzieć. Wtedy też profesor się odwrócił i powiedział to czego powinienem się spodziewać. Akademia nie miała ocen, o nie, ona zaważała na naszym życiu, dosłownie. Każdy kto ją ukończy będzie miał z góry ustalone życie, gdy tylko Baśniarz sobie o nim przypomni. Nie mówiąc o mogryfach czy tych, którzy nie zdali, a ich los pozostawał nieznany. Moi rodzice może mogliby się postarać by zabrać z Akademii mnie oraz Sophie, ale tego nie zrobią, wierząc, że oboje sprowadzimy im baśnie, a nasze królestwo dzięki nam stanie się sławne. Mówiąc szczerze, o ile na początku chciałem stąd odejść, tak teraz tego nie chciałem. Poznałem prawdziwych przyjaciół, których nigdy nie miałem i nie chciałem ich zostawiać. Ponadto miałem misje ważniejszą teraz niż ukończenie Akademii, musiałem pomóc Elisabeth wrócić do domu, a słysząc, że gdy to wszystko się skończy znów wszystko wróci do normy, poczułem lekki smutek. Nie chciałem zapominać o swoich przyjaciołach, a nie byłem pewny jak na nich zareagowaliby moi rodzice. Szybko wyrwałem się ze swojego potoku myśli, słysząc o wyścigu. Znowu? Pomyślałem zrezygnowany, pamiętając ostatni bieg.
  24. Thomas i Christian Po zakończonym zabiegu z włosami nigdziarza, Thomas spojrzał na swoje śmierdzące wciąż dłonie. Mimo, że niewiele go obchodził wygląd innych, sam nie czuł się dobrze z tym jak zmienił włosy sąsiada z ławki. Lavalle nie był jego kolegą ani nawet znajomym, mimo to psucie czyjegoś wyglądu bez powodu mu się nie uśmiechało. Nie kupował tego co mówił profesor, bo co miał niby wygląd do potęgi? To było głupie. Nic już jednak nie powiedział, czekając teraz na to aż nigdziarz mu się odwdzięczy i zajmie się jego włosami. Zauważył jak ten się waha, nie rozumiał jednak dlaczego. Żaden z nich nie miał wyjścia, musieli w końcu wykonać tę błazenadę, w innym wypadku mogli mieć spore problemy. Wtedy też dotarły do niego słowa jakie wypowiedział Lavalle. Ponownie chodziło o jego moc? Nie był pewny czy zdoła nad nią zapanować? Dziekan powinna z nim o tym porozmawiać i dać mu wskazówki. Z drugiej strony nic jej o tym nie powiedział, a on tego za niego nie zrobi. Nie była to jego sprawa, więc nie miał zamiaru się mieszać - Przeżyłem nie jedną ostrą zimę - powiedział bez emocji nim ten zaczął, co nie było kłamstwem. Pamiętał jak panowały ostre mrozy, a on otulał się starym obrzydliwym kocem, siedząc przy słabym ogniu, rozpalonym na resztkach drewna, które znalazł. Przestał o tym myśleć, czując olej wylany na głowę. Myśl o tym jak teraz wyglądał, sprawiła, że mimowolnie się skrzywił i pierwszy raz tego dnia marzył aby jakaś lekcja już dobiegła końca. Zaraz też poczuł inne uczucie niż odrazę, a był to ból. Mimo, że tego nie okazywał, zupełnie jak teraz. Chociaż nic po sobie nie dał poznać oczywistym było, że Thomas czuł teraz ból. Mimo to, jeśli ktoś poczuje go tyle samo co on w ciągu niemal całego życia zaczyna po prostu uważać go za naturalną część życia. W końcu ból kojarzył się też ludziom z rzeczami pięknymi. Kobiety czuły ból, gdy rodziły, a nadal chciały to robić, a ten ból dawał im potem radość. Gdy człowiek podejmuje się wysiłku, czując ból, wie, że podjął się go właściwie. Wszystko to było częścią życia, co Thomas już dawno zrozumiał. Nie trwało długo, gdy przestał go czuć podobnie jak i dłonie Lavalle'a. Spojrzał na swoje odbicie w jednej z buteleczek, marszcząc przy tym brwi, widząc swoje włosy, które przypominały teraz niemal sople. Spojrzał niewielką chwilę później na nigdziarza, nie będąc pewnym czy mu się przesłyszało, ale w odpowiedzi wzruszył lekko ramionami. - Zawsze mogło być gorzej - odparł niedługą chwilę później, opierając się przy tym twardo o oparcie krzesła, a następnie kierując niepostrzeżenie wzrok na Elvire, nie wiedział dlaczego, ale zastanawiało go czy nie zacznie się nim teraz brzydzić. - Co ty odwalasz?! - warknął Christian nim wiedźma zdążyła go przycisnąć do ławki. Zupełnie nie spodziewał się tego ataku od tej wariatki, przez co nawet nie był w stanie się bronić. Czuł jak wylewa mu coś na głowę i to cholernie śmierdziało, zupełnie jak gnijący trup lub coś w tym guście. Nie to jednak było najgorsze, a to, co wyrabiała dalej. Wcierała wszystko mu to tak mocno, że miał wrażenie, że zaraz jego skóra mu zejdzie z czaszki. Próbował się uwolnić od wiedźmy, ale ta starannie go skrępowała. W końcu go uwolniła, a on mógł zobaczyć jej obrzydliwe dzieło w odbiciu. Chłopak nigdy nie dbał o higienę i niewiele go obchodziło jak wygląda, ale mimo to był wściekły na to jak go potraktowała, ale nie na to najbardziej. Słysząc jak to coś wspomina o jego matce, przez chwilę wyglądało jakby miał ochotę ukręcić jej łeb. Zaraz jednak się uspokoił przy okazji podciągając rękawy. Naprawdę chciał się zemścić, ale nie teraz, gdyż miał ochotę zaliczyć tę lekcje. - Mam w głowie setki pomysłów - warknął, chwytając, co dziwne delikatnie włosy wiedźmy. - Mam teraz pewną myśl - powiedział wyraźnie zamyślony, sięgając po jedną z butelek i wylewając na włosy wiedźmy coś kleistego, co było podpisane, jako szlam. - Jakiś czas temu koło mojej wioski mieszkała ciekawa babka - mówił, skręcając przy tym włosy wiedźmy, sprawiając, że te zaczynały przypominać jakby plemienną fryzurę, a szlam je odpowiednio sklejał. - Wszyscy się jej bali, nawet my, ale dobrze się z nią handlowało, kupowała wszelkie śmieci, bo bawiła się w jakieś voodoo - Zaczął się lekko śmiać, na samo wspomnienie o tym i zarzucił skręcone włosy, sprawiając, że te opadły lekko na twarz wiedźmy. - Jeden z naszych, kiedyś chciał pokazać jak to się jej nie boi, poszedł do niej, a potem go już nie widzieliśmy - Znów zaczął rechotać. - Znaczy znaleźliśmy go jakiś czas później, a właściwie jego skurczoną głowę do rozmiaru szpilki wiszącą na jej drzwiach, wysuszoną ze zszytymi ustami oraz oczami - Teraz na dłoń wylał sobie czymś czerwonym, co było podpisane jako krew jelenia. Chlapnął tym z dłoni we splątane przypominające bardziej teraz dredy włosy Alisy, na tyle obficie, że ta krew zaczęła z nich skapywać, wyglądała teraz zupełnie jakby kogoś zabiła. - Przypominasz ją trochę - Uśmiechnął się drapieżnie. - Cóż mi ona nie przeszkadzała, ale chłopaki się wkurzyli, więc gdy spała wdarli się do niej i poderżnęli gardło, a chatę spalili - mówił dalej, umieszczając w jakimś ciemnym oleju niewielkie kości zwierząt, które po zabarwieniu na czarno wplątywał jej we włosy, a gdy już to zrobił, chwycił jeszcze stare pajęczyny, które również jej wplątał, Alisa przypominała teraz, dziką plemienną wiedźmę. - Lepiej się pilnuj, bo w życiu różnie bywa - Zmarszczył lekko brwi jakby mu czegoś jeszcze brakowało i chwilę później postawił na szczycie jej głowy jakąś czaszkę, prawdopodobnie psa lub czegoś o podobnej wielkości i kształcie. Najciekawszą jednak sprawą było to, że nie zniszczył włosów wiedźmy, a sprawił, że ta wyglądała upiornie, zupełnie jakby mogła zabić wyglądem. - Sądzę, że skończyłem, chociaż wsadziłbym ci jeszcze kość w nos, ale mowa była tylko o włosach, szkoda - Chytrze się uśmiechnął i usiadł, nadal się gotując wewnątrz i planując swoją zemstę. Mógł już teraz to zrobić na tej lekcji, ale nie bardzo miał ochotę na niską ocenę przez tą wiedźmę, a zniszczenie włosów to była zdecydowanie za słaba zemsta za to upokorzenie, które mu zapewniła. Kolejna sprawa była taka, że nie dokończył tej historii, bo nim wiedźma zginęła przeklęła jego kumpli, sprawiając, że stali się bezmózgimi zombie, które teraz błąkają się bez celu po lesie, ale tego wiedzieć nie musiała.
  25. Sophie Dziewczyna, wróciła wraz z Constantine na miejsce, wybierając przy okazji trochę srebrnych dodatków, które miały podkreślić jej urodę. Niedługo po tym, jak nauczycielka kazała otworzyć książki, Sophie jakiś czas obserwowała różne typy urody, szukając tego właściwego dla siebie. Wiedziała już, że ma zimny typ, tylko jaki dokładnie? Tego nadal nie była do końca pewna. Zaczęła więc czytać o każdym typie urody, zbliżonym do swojego by siebie dopasować do odpowiedniego. Czysta zima? Zapowiadała się ciekawie, zwłaszcza w kwestii czerni włosów. Nie miała jednak niebieskich czy zielonych oczu, te pierwsze odziedziczył Alan, nie ona. Głęboka zima? Nie musiała nawet długo myśleć, w końcu nie miała ciemnej karnacji. Wykluczając te dwie opcje została ostatnia, chłodna zima i to właśnie ta wydawała się do niej najbardziej pasować. Miała delikatną chłodną cerę, włosy też wydawały się dopasowywać w ten typ i tutaj, co prawda nic nie pisano o czarnych oczach, ale w jako jedynym tego typie urody napisano, że występuje ciemny typ, więc kolejna wskazówka pasująca do niej tylko wszystko potwierdzała. Zaczęła przeglądać dział z dodatkami, aż nagle usłyszała Constantine. - Jestem chłodną zimą - powiedziała na głos z niekrytym entuzjazmem, a kiedy zrozumiała jak wyglądała jej reakcja, na jej twarzy pojawił się rumieniec. - Wybacz, księżniczko Constantine, ale nigdy nie znałam tak dokładnie swojego typu urody. Wiedziałam, że jest zimny, ale nic ponadto - Gdy skończyła mówić, zaczęła przyglądać się koleżance. - Mówiąc szczerze, zdziwiłaś mnie, również byłam pewna, że masz ciepły typ urody - Przyłożyła lekko palec wskazujący pod brodę. - Nie wiem czy ci pomogę, bo uważam, że masz wspaniałą urodę, ale w królestwie z którego pochodzę takiego typu nie widziałam - znów zaczęła się zastanawiać, patrząc przy tym zarówno na dziewczynę i do książki. - Nie jestem pewna, ale mam wrażenie, że trochę przypominasz mi typ zgaszonego lata - powiedziała z wyraźną zadumą patrząc teraz bezpośrednio na księżniczkę. Alan Z chwilą gdy profesor zaczął mówić o swoim przedmiocie, starałem się skupić teraz na nim. Słysząc, że lekcje nie będą polegały na doborze dezodorantów, środków do włosów czy ubrań, poczułem jak spada mi kamień z serca. Na wieść, że lekcje będą bardziej polegały na utrzymaniu formy fizycznej, uśmiechnąłem się. Tego typu ćwiczenia nie były dla mnie tajemniczą, bo sam musiałem odbywać liczne treningi by unieść ciężar swego miecza, a potem jeszcze nim walczyć. Jedynie te gorące źródła oraz sauna nie należały do rzeczy, za którymi przepadałem. Pochodziłem z zimnych rejonów Puszczy i po dziesięciu minutach zwykle miałem dość takich rozrywek. Lekko się zarumieniłem, słysząc kolejną część naszego przedmiotu. Oczarowywanie dam? Nie wiedziałem dlaczego, ale z jakiegoś powodu znów pomyślałem o Elisabeth i lekko przełknąłem ślinę. Skup się, powtarzałem sobie. Ona chciała wrócić do domu, nie interesowała się mną bardziej niż Aidanem i tak powinno zostać, musiałem to zapamiętać. Spojrzałem na Eryka, słysząc jego pytanie i poczułem się zakłopotany, na samą myśl, że Elisabeth widziała mnie niedawno w takim stanie czyli lepkiego i śmierdzącego. Zaraz potem uświadomiłem sobie, że mnie też coś męczyło i uniosłem rękę, a gdy profesor na mnie spojrzał otworzyłem usta. - Chciałem się dowiedzieć, profesorze. Czy Etykieta Rycerska i Pielęgnacja Męskości, będą nas obowiązywały przez cały okres Akademii? Czy może tylko w tym roku i powinniśmy z tego powodu, wziąć się ciężko do pracy, wiedząc, że to nie żarty - Miałem tylko nadzieje, że nie zabrzmiałem niegrzecznie, ale naprawdę mnie to ciekawiło i dlatego chciałem wiedzieć.
×
×
  • Utwórz nowe...