1. Jestem jedynaczką i przywykłam radzić sobie sama z moim wolnym czasem. To, co sprawia mi najwięcej frajdy to rzeczy dla których potrzeba skupienia i ciszy. Czytanie, śpiewanie, rysowanie, granie w gry, wielogodzinne wewnętrzne monologi. Gdy byłam mała potrafiłam godzinami siedzieć sama i wyobrażać sobie jakieś barwne fantastyczne historie-nie było kasy na kino, nie było kompa i nie było internetu, ale umiałam to sobie zastąpić. To wszystko z czasem uświadomiło mnie jak niewielu ludzi jest w stanie wytrzymać z samym sobą - więc jak chcą, żeby ktoś inny wytrzymał z nimi. Wielu nie potrafi samych siebie zająć czymś ciekawym- więc dlaczego spodziewają się, że komuś innemu wydadzą się interesujący? I w końcu, wiele osób nie poświęca żadnej uwagi patrzeniu wstecz na siebie i swoje zachowanie, na analizowanie swoich reakcji i zmian w poglądach- jest to coś czemu poświęciłam w życiu wiele wiele cichych godzin i niesamowicie mi to pomogło w kontrolowaniu i ukierunkowaniu mojego rozwoju. Bez tego, do pewnego momentu nie byłam nawet świadoma swoich intencji, źródeł reakcji, nie miałam w sobie zdolności do wyciągania nauki z każdej myśli. Kiedy się to naprawi, nie można już nigdy nudzić się z samym sobą. ^^
2. Jestem w sporym stopniu socjopatką i każdy kto mnie zna dłużej na różnych płaszczyznach powinien to potwierdzić. Powodów jest kilka i bardzo różnych. Po pierwsze negatywny wpływ środowiska. Od zawsze miałam skrajnie przerąbane w miejscu, gdzie mieszkam. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem, albo atakowali i psychicznie i fizycznie. Wiele z tych rzeczy wynikało z negatywnych stereotypów na temat mojego pochodzenia itp. Miałam dwie opcje: dopasować się do nich i stać się tym małym potworkiem jakiego oczekiwało społeczeństwo lub iść dalej swoją drogą i udowodnić wszystkim, że się mylą. Tą walkę ze społeczeństwem wygrałam w pięknym stylu, ale wymagało to tej socjopatycznej tendencji do absolutnego nie przejmowania się opiniami, wyzbyciem się poczucia wstydu tam, gdzie ludzie chcieli je wywołać i nauczenie się obracania tych działań przeciwko nim z podniesioną głową. Równocześnie wiele występowałam i musiałam oswoić się ze sceną tak, by być w stanie wyjść przed jakikolwiek tłum, zrobić swoje najlepiej jak umiem i dumnie zejść ze sceny. Inna sprawa, że próbowano mnie wychowywać w rodzinie zarażonej częściowo kulturowymi muzułmańskimi bredniami, dlatego też łamanie tradycji weszło mi w krew i nie mam przed tym żadnych oporów, jeśli uznam jakąś zasadę za niemądrą. Z tych wszystkich powodów jestem teraz tą kontrowersyjną postacią, która zawsze mówi to, co uważa za słuszne nawet jeśli oznacza to, że wszyscy na sali będą szczerze chcieli mnie pobić. Praktycznie nie tęsknię nawet za ludźmi, których naprawdę lubię. Ciężko jest mi nawiązać przyjaźnie, bo mało kto nie czuje się przy mnie źle czy niepewnie i ja mało kogo jestem w stanie szanować w 50% chociażby. Również kontakty z ludźmi sa dla mnie wielkim wyzwaniem, bo to, co dla mnie jest najgrzeczniejszą wypowiedzią pod słońcem często ludzi obraża i nawet, gdy się nad tym zastanawiam nie umiem wyobrazić sobie jak mogłabym grzeczniej sformułować zdanie. Wszelkie oficjalne formy grzecznościowe, to dla mnie koszmar. Nie rozumiem ich. Dlatego niewiele jest osób z którymi umiem się dobrze dogadać i zwykle one też są dość... dziwne. Ale w pozytywnym sensie. ^^
3. Introwersja to coś, co tworzy się w nas już podczas życia płodowego. Oznacza, że potrzebujemy bardzo małej ilości bodźców do poprawnego funkcojonowania i łatwo jest "przeciążyć mózg" - zacznie się męczyć. To cecha charakterystyczna dla mnie. Być może powodem jest to, że moja matka głodowała podczas ciąży i tylko cudem nie urodziłam się martwa także nigdy nie byłam zbyt ruchliwa. Nie lubię szumu, tłumu, hałasu, dyskotek, imprez. Prawie wszyscy moi dobrzy przyjaciele to introwertycy, którzy nie dręczą mnie co 5 minut, nie domagają się bycia przy nich fizycznie, łażenia na imprezy. Spotykamy się kilka razy w roku i to nam wystarczy. Równocześnie przez internet rozmawiam codziennie z kilkoma osobami i zajmuje to sporą część mojego dnia, jednak taki rodzaj interakcji nie jest męczący- mogę zrobić sobie przerwę kiedy chcę, moge się spokojnie zastanowić co napisać, mogę robić coś przy okazji i nikt się nie obrazi, że "nie szanuję rozmówcy" bo czymś się rozpraszam. Idealnie!
4. Jestem chyba jedyną osobą jaką znam, która nigdy nie jojczyła ani głośno ani we własnych myślach, że jest sama i kiedy to ja w końcu znajdę swoją miłość. Nigdy nie było mi to potrzebne do szczęścia i jestem pewna, że właśnie dojście do takiego stanu najlepiej przygotowuje nas na poważny związek. Trzeba najpierw nauczyć się być emocjonalnie samowystarczalnym, by potem nie stać się niczyją pijawką. Nawet teraz, gdy z kimś jestem mogę być w tym związku na odległość właśnie dlatego, że nie potrzebuję mojego partnera 24/7. Chodzę sama na spotkania, gdzie jest kilka par i nie czuję się źle. Mogę sobie robić co chcę w ciągu dnia i dopiero wieczorkiem przysiąść z nim do spokojnej rozmowy. Nawet, gdy mieszkamy razem każde z nas ma czas dla siebie i nie musi martwić się, że zaniedba to drugą osobę. Myślę, ze takie podejście wywala masę toksyczności i frustracji z jakiegokolwiek związku, dlatego paradoksalnie bycie z natury samotnikiem jest tu bardzo zdrowe i nijak nie szkodzi sile uczucia.
No, sporo tego, więc chyba wystarczy, chociaż mogłabym jeszcze pisac i pisać w nieskończoność. Na koniec dodam tylko ten fragment:
There is pleasure in the pathless woods, there is rapture in the lonely shore, there is society where none intrudes, by the deep sea, and music in its roar; I love not Man the less, but Nature more. — George Byron