Ok... A więc tak...
Odcinek poświęcony Lunie. Tak, dokładnie. To ona była główną postacią w tym odcinku. Jest to wydarzenie bezprecedensowe już na samym starcie czyniąc ten odcinek wyjątkowym na tle innych, zapewniającym murowane miejsce na liście ulubionych odcinków Lunarych oraz oczywiście powodujący niekontrolowane cieszenie mord... twarzy u połowy fanów serialu( nie chwaląc się również mnie). Nieźle co? A to dopiero początek.
Na początek Luna. Nareszcie została pokazana jej historia, jej życie. Nie była tylko dodatkiem do fabuły, tylko ona była jej rdzeniem. Twórcy poniekąd pokazali ją podczas codziennych zajęć( łóżko w kształcie półksiężyca zapewne z Ikei), jednak bardziej skupili się na rozbudowie jej roli jako Dreamwalkera( lubię to określenie). Co tu dużo gadać pokazała dziewczyna klasę z tym przenikaniem do snów, łączeniem ich, walką i całą resztą. Jedyne co mnie trochę raziło to to, że za każdym razem kiedy pojawia się walka to jednorożce praktycznie jedynie manipulują energią albo strzelają laserami. I tak od końca 2 sezonu. Poważnie, skoro twórcy już chcą pokazywać w serialu walkę to niech ją trochę urozmaicą. Ale wracając do Luny - odcinek pokazał, że szczerze żałuje tego co zrobiła przed tysiąca laty. Do tego stopnia, że postanowiła przeżywać bolesne za każdym razem kiedy śpi - cóż cierpienie mentalne potrafi być niezła próbą charakteru, choć stworzenie potężnej istoty mającej je zadawać było odrobinę nierozważne. Luna ma w sobie coś z emo. Cała jej postać jest przesycona jakimś tragizmem i cierpieniem za dawne winy. Niestety, paradoksalnie to co czyniło te postać poniekąd tak ciekawą była jej tajemniczość, która z każdym odcinkiem z jej udziałem gaśnie. Dotyczy to zresztą nie tylko jej. Zwieńczeniem całości był sen Luny - to była naprawdę urocza scena. Możemy się tylko domyślać, że wyśnionym przez nie miejscem był księżyc.
Teraz Mane Six. Żadnej rewelacji się nie doczekaliśmy. Zarówno sny jak i koszmary poszczególnych bohaterek były idealnie wpisane w ich charaktery( swoja drogą koszmar Rainbow Dash, który uważam za jedną z najstraszliwszych scen w serialu, idealnie obrazuje postępujący w fandomie rozłam na fanów starej cukierkowości i nowej akcji). Oczywiście to one w końcu uratowały cała sytuacje, bo jakże by inaczej. Niby nieźle, ale jednak wolałbym zobaczyć jak Luna ratuje im ich kolorowe tyłki. Nie wiem co jeszcze mógłbym powiedzieć na ich temat.
Bardziej interesującym aspektem odcinka były backgroundy. Od setnego odcinka nastąpił swego rodzaju przełom, który objawia się większym udziałem postaci z tła w tworzeniu fabuły. Pojawiły się znane i lubiane postacie min. Derpy, której pojawienie się gburscy, polaczkowi fani okrzyknęli robieniem odcinka pod fandom i staczaniem się serialu na dno.
Możesz pominąć te część tekstu.
Zazwyczaj obchodzę takie opinie szerokim łukiem jak swoisty ekstrement, ale tym razem postanowiłem wyrazić swoją opinię. Po pierwsze - nie mogę nie zgodzić się, że dawne odcinki miały mniej akcji i były spokojniejsze. Jednakże można to tłumaczyć ewolucją samych bohaterek - w Equestrii pojawiło się więcej zagrożeń( bo w końcu widzowie płakaliby, ze serial jest nudny, gdyby ich nie było), a kto inny może ich powstrzymać jeśli nie Mane Six. Masa ludzi twierdzi, że odcinki robione są pod fandom. Ciekawi mnie dlaczego Ha$bro miałoby interesować się uwagą jakiejś bandy nerdów. Wiece o co w tym serialu chodzi naprawdę:
Dokładnie. Jak niby broniacy mieliby wspomóc portfele twórców? Zabawki przecież nabywali już wcześniej. Twórcy są świadomi, że serial musi się rozwijać, ewoluować. Gdyby nadal był taki jak w sezonach 1 i 2 ludzie zaczęli by narzekać, że jest nudny. Widać to choćby w opiniach pod odcinkami o mniejszej ilości akcji. innymi słowy i tak źle i tak niedobrze. Serial najwidoczniej nieuchronnie zmierza w dół. Ale broniacy i dzieci i tak oglądają. Następnym czynnikiem, który mógł zmniejszyć atrakcyjność serialu jest zanik jego tajemniczości. Uniwersum znacznie się rozwinęło pozostawiając bronym mniej miejsca do snucia swoich często durnych teorii.
To my jesteśmy fandomem kucyków, czy jakiegoś starego anime?
Polaki zawsze znajdą powód do narzekania. Mówienie, że kiedyś było lepiej to jeden z licznych sposobów na radzenie sobie z nieodpowiadajacą człowiekowi rzeczywistością. Pewnie jeszcze powiecie, że za komuny było lepiej...
Już koniec.
Mocnym aspektem odcinka były również wszelkiej ilości zabawne sceny. Kiedy Big Macintosh przemienił się w księżniczkę to złapałem się za głowę i nie puściłem dopóki nie zaczęły lecieć napisy końcowe. Do tego dochodzi masa nawiązań do wcześniejszych odcinków.
Reasumując: Odcinek świetny. Postać Luny jak zwykle była świetna, pojawiły się nowej aspekty jej osobowości, oraz moce, potęga randomowych scen i motywów z wcześniejszych epizodów, a także spory współczynnik epickości sprawia, że gdyby twórcą zechciało się podzielić odcinek na dwie części spokojnie nadawałby się na finał sezonu.