Jonatan, siedział w spokoju na dachu rezydencji. Deszcz nie był dla niego niczym nieprzyjemnym, dodawał mu sił. Zawszę lubił gdy podczas wykonywania pracy, która od pięciu lat nie była jego głównym zajęciem, padało. Mógł wtedy mówić że nawet niebiosa rozpaczają nad losem osoby która zaraz odejdzie. Jego wygląd, poza delikatnie wydłużonymi włosami, obecnie rozpuszczonymi, pozostawał taki sam od pięciu lat. Westchnął cicho, i zszedł na dół. Wszedł do rezydencji, a upewniwszy się że nikogo nie ma w pobliżu, osuszył się. Ruszył do salonu. Teraz już tylko czekał aż Elizabeth się obudzi.