Kto by się spodziewał, że tu kiedyś napiszę. Nie proszę o radę. Bo rady na zaistniałą sytuację nie ma. Chcę zrzucić z siebie pewne brzemię, które dziś na mnie ciąży. Uprzedzam. Będzie długo.
Jak każdy wie, kto mnie tu zna mam konto także na mlpforums.com. Swego czasu poznałem tam kogoś. Zwała się ona Natasha i bardzo szybko stała się bardzo bliską mi osobą. Moją i mojego znajomego. Gdy rozmawiała z nami sprawiała wrażenie szczęśliwej, beztroskiej osoby, jej pozytywne nastawienie mnie zadziwiało. Przypominała niemalże Pinkie Pie swoim nastawieniem. Rozmawialiśmy na tematy bardzo losowe. Czasem były to "śmieszne" rozmowy, czasem na poważniejsze tematy, czasem oceniałem jej prace w Photoshopie. Kolega podobnie z tym, że on z nią jeszcze w Team Fortress 2 grał (w którym z tego co mówił radziła sobie za dobrze). Lecz niestety taka była tylko w internecie. Na żywo nie miała żadnej rodziny poza bratem (dosłownie), niestety nie wiem co ten stan rzeczy spowodowało, bo nie chciałem złych wspomnień z niej wyciągać. Do tego była przeraźliwie nieśmiała, do tego stopnia, że bała się nawet ludzkich spojrzeń. Tak naprawdę byliśmy pierwszymi osobami, z którymi od bardzo dawna nawiązała kontakt poza jej bratem.
Potem coś się stało. Przestała się logować przez ponad miesiąc. Wtedy też brat wszedł na jej konto licząc, że się dowie, co się stało (jak sam wyjaśnił popadła znowu w depresję i odmawiała rozmowy z kimkolwiek). To był pierwszy moment, gdy naprawdę bardzo o nią się martwiłem, wtedy też się dowiedziałem, że jej brat jest jedynym żyjącym członkiem jej rodziny. Ale tutaj już więcej nie mam do napisania, ja zostawiłem mu swoje konto na facebook'u, a kolega, który podobnie jak ona mieszka w Australii pozostawił mu swój numer telefonu na wypadek, gdyby pomoc była potrzebna. Na szczęście po jakimś czasie wszystko wróciło do normy i powróciła Natasha jaką ja i on pamiętaliśmy.
Wtedy też wydawałoby się, że jej sytuacja powoli, lecz się poprawia. Zaczęła z bratem wychodzić do ludzi. Nosiła maskę z jednego teledysku, który był jej ulubionym (zespołu Gorillaz bodajże, ale tutaj nie powiem, czy na pewno, bowiem sam miałem rozbieżny od niej gust), lecz nadal był to ogromny postęp po tym, gdy całe życie spędzała w domu. Brat bardzo dużo czasu jej poświęcał i naprawdę zasługuje na medal. Koledze nawet wysłała swoje prawdziwe zdjęcie, niestety ja go nie widziałem, także ze względu na strefy czasowe, które skutecznie mi ograniczały kontakt z nią, ale jeśli mu wierzyć to była ona naprawdę urocza. Wydawało się nam obu, że wszystko idzie ku dobremu i być może nawet za parę miesięcy uda się jej wyjść do ludzi bez ukrywania swojej twarzy i bardziej się na świat otworzyć.
Myliliśmy się.
Dziś jej brat znowu wszedł na jej konto. Nie przyniósł dobrych wieści. Wszedł na nie, by napisać, że... popełniła samobójstwo. W liście pożegnalnym stwierdziła, że życie, w którym dotrwanie do następnego dnia jest możliwe tylko dzięki lekom to parodia życia. Że nie ma szans na założenie rodziny, na przyjaciół. W tym samym liście wymieniła mnie i ciągle wspominanego przeze mnie kolegę także, że będzie za nami tęsknić i nam dziękuje. Potem brat także podziękował stwierdzając, że spełniliśmy jego jedyne marzenie, czyli byliśmy dla niej rodziną, której tak jej brakowało i przeprosił, że on nas zawiódł... nie wiem po prostu co powiedzieć, jestem poruszony, ale też zdołowany, cały we łzach, czuję się jakbym stracił siostrę, która była mi mimo odległości naprawdę bliska. Nie ma na to żadnej rady. Ale chciałem się wygadać. Cały czas proszę samego siebie, by to był tylko sen i bym się z niego wybudził... Ten świat jest czasem zbyt okrutny, osoby takie jak ona nie zasługują na taki smutny los... Przepraszam, jeśli jest coś tu chaotycznie opisane i, że w ogóle z takimi rzeczami tu przyszedłem, ale już nie wiedziałem, gdzie to napisać...