Skocz do zawartości

Madeleine

Brony
  • Zawartość

    294
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Wszystko napisane przez Madeleine

  1. Spróbuj coś spierniczyć - szybko przestaną ^^. Nie uwierzysz, ale ja dopiero teraz zwróciłam na to uwagę... Takiego auto-facepalma dawno nie zaliczyłam. Ale ja potrafię być durna, jak się postaram . (Co nie zmienia faktu, że i tak mnie to nie przekonuje.) I mniej banalny. Umknęło mi to w komentarzu, ale dla mnie tytuł nie zachęca do czytania. Podać Ci od razu mój numer konta? ^^
  2. Jakim cudem skomentowanie tego zajęło mi tak dużo czasu? Nie ogarniam siebie. Tym razem zacznę – tak jak autor – od końca, czyli od podsumowania: opowiadanie jest lekkie, przyjemne, czytało się je bardzo dobrze (TEN styl, który tak polubiłam w „Kucyku…”, choć nie aż tak wyeksponowany, przewija się i to widać, słychać i czuć). Fabuła dość prosta, niezbyt zaskakująca, ale czytelnik wkręca się coraz bardziej i do ostatniej strony czeka na rozwiązanie. Super. Budujesz napięcie, że szok. Zabieg „rozpoczęcia zakończeniem” – pokazanie skutków działań bohaterów w celu zachęty do czytania, a potem odsłanianie kolejnych etapów, jak do tego wszystkiego doszło. Bardzo coś takiego lubię. Pamiętam, że kiedyś tam, w czasach zamierzchłych, na którymś kanale dla dzieci (Cartoon Network? Tak to się pisze w ogóle?) leciał serial animowany „Ach ten Andy”. Główny bohater lubił robić ludziom kawały. Jego przedsięwzięcia kończyły się zwykle katastrofą – również dla niego. Każdy odcinek zaczynał się od pokazania zakończenia – a to Andy wisi na drzewie w samej bieliźnie, a to w dziewczęcych ciuchach ucieka przed rozwścieczonymi mieszkańcami, a to siedzi zamknięty w piwnicy… Dopiero później następowało powolne dochodzenie do tego, co się właściwie wydarzyło. Nie ma lepszego sposobu na przykucie uwagi odbiorcy. Na pewno jest to coś odróżniającego się od standardowego, nudnego jak flaki z olejem prologu spod znaku „Był piękny, słoneczny dzień”. Bohaterowie mi się podobali. Każda z postaci dostała fajny charakter. Na początku trochę mierzwił mnie język księżniczek (zbyt nowoczesny, kolokwialny), ale w końcu uznałam, że to komedia i mam się dobrze bawić, a nie irytować drobiazgami. W każdym razie władcy Rododendron i Ararak, syn Tataraka (masz plusa za te imiona) zostali odmalowani w sposób doskonały. Surowy i pedantyczny pierwszy oraz młodzieńczy i buńczuczny drugi – usadzenie ich koło siebie było świetnym pomysłem. Co do prowadzenia wątku i w ogóle pomysłu na fabułę, łącznie z tajemniczym PTOK-iem, zastrzeżeń nie mam. Po tytule domyśliłam się, że Luna uczulona jest na zawartość tajemniczej szkatuły… Same objawy owej alergii wydały mi się jednak przesadzone. Jeśli chodzi zaś o rozwiązanie zagadki, czyli czym jest PTOK… Rozczarowałam się okrutnie. Znaczy, ja wiedziałam, że to będzie coś, o czym nikt nie pomyśli i wcale nie będzie potężnie ani nic takiego, ale chyba wolałabym nie dowiedzieć się, niż dowiedzieć się czegoś takiego. Kiedy zaczynasz w taki sposób, w jaki zacząłeś i prowadzisz akcję w taki sposób, w jaki prowadziłeś, na każdym kroku pchając czytelnika do przodu i zapewniając go, że na końcu dostanie coś super… Cóż. Wówczas na końcu musi dostać coś super. Nie byłabym sobą, gdybym w Twoim opowiadaniu nie przyuważyła jakichś fajowskich cytatów . Twoja Luna jest zawsze spoko Proste, ale fajne. (A zresztą, jako Polaka mają prawo bawić mnie wulgaryzmy. Prawda?) Taaaak, taka kreacja Celestii i Luny moim zdaniem wyjątkowo pasuje do komedii. Zresztą, w Twoim opowiadaniu są pokazane jako typowe rodzeństwo i to się chwali. „Przynajmniej na jakiś czas” – dobrze powiedziane. Dokładnie mowa tu o czasie potrzebnym magom sąsiednich królestw do stwierdzenia, że w nazwę PTOK wkradła się literówka i naprawdę chodziło o BTOK-a (Bezużyteczny Twór Ogromu Kosmosu). Z rzeczy, które mi nie zagrały: Aż chciałoby się rzec: przypominam ci, kmiocie, że bez względu na zajmowane przez ciebie stanowisko zwracasz się do władczyni państwa, która jednym machnięciem rogu może cię przerobić w chaotyczny zbiór atomów. Ponadto kłóci mi się to z jego późniejszą reakcją, kiedy „małżeństwo odsunęło się, przepełnione szacunkiem do królewskiej siostry”. Gdzieś tam pojawiła się scena, w której w jednym akapicie bohaterowie stoją w „wąskim korytarzu”, a w następnej już w „hallu”. To nie są synonimy. To chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. Fanfik jest dobry, śmieszny, ale zakończenie pozostawia niedosyt. Madeleine
  3. SPOILER ALERT. Jak mnie tu długo nie było! Trochę mi się nazbierało tych rozdziałów. Na szczęście są króciutkie i uwinęłam się z tym szybko, więc teraz mogę wyłuszczyć stosowny komentarz. Powiem tak: ten fanfik to małe cudo (małe ze względu na objętość). Przy początkowych rozdziałach jeszcze momentami byłam sceptyczna (a bo wyciągnie coś z tego? A bo da radę? A czy to będzie ciekawe?), ale teraz przestałam. I tak – podobają mi się zwroty akcji. Baaardzo mi się podobają . Z rzeczy ogólnych, zanim zapomnę: nie pamiętam, czy pisałam to przy okazji pierwszej recenzji „Porzuconych” (pewnie tak), ale ujmuje mnie ta różnorodność wszystkiego. Co prawda im dalej, tym bardziej przechodzisz do standardowej narracji, ale widziałam, przewinęła się kronika. (Najlepszy rozdział, swoją drogą. Uwielbiam, kiedy zabierasz się za opisy miejsc i wydarzeń. Ale o tym później.) Jeszcze z rzeczy ogólnych: podoba mi się ta historia. Tak po prostu. Fabuła jest ciekawa i urzeka mnie, że „mieszasz” po obu stronach konfliktu, nie szczędząc nikogo. Lubię, kiedy nie mogę przewidzieć, co się za chwilę wydarzy, a tutaj mam to zapewnione aż nadto, bo u Porzuconych nigdy nie wiesz, kto jest twoim przyjacielem, a kto wręcz przeciwnie . No i ostatni rozdział, czyli dużo akcji i sam POMYSŁ. I jeszcze więcej z rzeczy ogólnych: rzadko spotyka się tak dobre opowiadanie, które miałoby tak krótkie rozdziały. Ten zabieg udał Ci się fenomenalnie. Czytelnik nie zdąży się znużyć, a wszystkie ważne wydarzenia dostanie na srebrnej tacy podane z bitą śmietaną. Dodatkowo dzielisz fabułę na drobniejsze epizody, co jest fajne, bo tym, co wiem na pewno o każdym z nich, jest fakt, że czymś mnie zaskoczy i nie zamknę Google Docs zawiedziona. Dobra, lecim po kolei. „Konsekwencje”. No i zaczynają się zwroty akcji, czyli rzuć czytelnikowi kawałek tekstu w taki sposób, żeby myślał, że wszystko wie, a potem udowodnij mu, jak bardzo się myli. Ładnie, ładnie. „Podziały”. No, tutaj się zaczęło w końcu robić ciekawie. Porzuceni nam się dzielą. Rozdzialik maluśki, ale dużo wnosi. Już rebelianci nie są tacy mocni. O tym pewnie też już pisałam, ale napiszę jeszcze raz: te nawiązania! Bruce Kick i Dark Momentum… Dla takich wstawek ludzie czytają FFy . „Preludium”. Nie no, uwielbiam. Jak normalnie nienawidzę kronik i wszelkich tego typu rzeczy, tak u Ciebie (i jeszcze u jednej osoby tu obecnej) mogłabym je czytać godzinami. W sumie im mniej w Twoich opowiadaniach dialogów, tym lepiej mi się je czyta. „W pałacu”. Tutaj otrzymaliśmy pięknie odrysowany portret Luny (bardzo mi się podoba w takiej wersji, jak również fakt, że większość zarzutów Dusta skupia się na Celestii, a nie na niej; fajnie, że zauważasz, że księżniczki są dwie i potrafią występować oddzielnie, a nie jako skumulowana forma pt. „Królewskie Siostry”). Zaznaczyłam tu sobie jeden fragment: Tak, uważam, że Luna mogłaby w ten sposób ukrócić swojej siostrze męki i pozbyć się wodza rebelii, i nie, Twoje wytłumaczenie, dlaczego tego nie zrobiła, absolutnie mnie nie przekonuje. Może prościej (i bezpieczniej) byłoby nie dawać Lunie takiej mocy? Wszakże sen to tylko sen – ułuda, fantazja… nie ma z rzeczywistością nic wspólnego i byłoby niepokojące, gdyby ktoś mógł uszkodzić komuś mózg w czasie, gdy ten śpi. Nawet jeśli tym kimś miałaby być sama Księżniczka Nocy. (Zresztą, w ten sposób Luna mogłaby się skutecznie rozprawiać z KAŻDYM wrogiem Korony. Każdym.) A tak poza tym: napięcie rośnie i pojawia się wątek listów… „Spisek w spisku”. No i proszę, znów nie wiadomo, komu ufać, a komu nie. Pięknie to pokazałeś, jak to prosto można kimś manipulować… Co do Amber Quilla, jedno ale: W tym momencie walnęłam się dłonią w czoło i powiedziałam: Quill, ty ciućmo. Jedynym twoim zadaniem było niedopuszczenie do tego, by Celestia dowiedziała się o listach od pewnych kucyków, a ty co zrobiłeś? Zaniosłeś wiadomości do KOTŁOWNI, ale ich NIE SPALIŁEŚ. Gdzie tu sens, hę? Niklas, jeśli nie wyjaśnisz tego w kolejnych rozdziałach, to ja Ci mówię, że to jest książkowy przykład Imperatywu Narratorskiego. I znowu – jedna osoba zajmowała się królewską pocztą? Jedna? Albo księżniczki są naiwne i łatwowierne, albo… są naiwne i łatwowierne. Nie ma innego wytłumaczenia. (Ale muszę przyznać, że rozdział super się zaczyna. Ucieczka Quilla – miodnie!) Z jednej strony podoba mi się motyw, że coś tak małego, jak brak odzewu Celestii, urosło do rangi problemu na skalę kraju. Z drugiej jednak… czy to nie nazbyt błahe? „Starcie w Fillydelphii”. No i tu dochodzimy do, po pierwsze, kolejnego pięknego zwrotu akcji (na końcu rozdziału), a po drugie, do wydarzeń, od których włosy dęba stają. Dzieciaki, co? Nie no, coś genialnego. W tych pomysłach przechodzisz samego siebie. Nawet nie wiesz, jaką przyjemność mi sprawiłeś tym banalnym szczególikiem. Uwielbiam kalkowanie prawideł świata ludzi na świat kolorowych taboretów i urzekło mnie odniesienie do naszego swojskiego systemu patriarchalnego. Kwestia dyskusyjna, kwestia gustu, ale ja radośnie wyszczerzyłam zęby. Też chciałabym wiedzieć . Podsumowując: bardzo, bardzo dobry fik. Świetnie wyważony i trzyma w napięciu. Z jednej strony żałuję, że tak go zaniedbałam, ale z drugiej miałam tę przewagę, że trochę mi się tego dobra nawarstwiło i nie odczułam Twoich perfidnych cliffhangerów . To co, do zobaczenia za sześć rozdziałów? (No dobra, postaram się regularniej. A może nie? ) Madeleine
  4. Szukaj, a znajdziesz . Maud Pie nie jest moją ulubioną postacią, ale ten fanfik jest wspaniały. Przezabawny! Główni bohaterowie zostali odrysowani w sposób nienaganny, mogę powiedzieć nawet, że są zdrowo przegięci i stali się karykaturalni - idealnie to do nich pasuje. Postawienie Big Maka na drodze Maud Pie jest posunięciem zakrawającym o geniusz. Jak można było nie wpaść na coś tak prostego? Nie oglądałam odcinka z siostrą Pinkie, ale widziałam scenę, kiedy recytuje w bibliotece swoją kamienną poezję - to wystarczy, żeby wyrobić sobie o niej zdanie . Osobiście najbardziej rozśmieszyła mnie scena opisywania skalnego przyjaciela. "Jest mały i szary" - "była pewna, że opisała go w sposób drobiazgowy i niebudzący wątpliwości" Również ubolewam, że nie dane mi było zapoznać się z twórczością Big Macintosha (ta Pinkie Pie wszystko potrafi zepsuć!). Na pewno byłaby... pasjonująca. Słowem: bardzo dobre tłumaczenie i równie dobry wybór fika.
  5. Wyprosiłam ocenę techniczną - YAY! (Nie miałam pojęcia, że pdfy w niektórych przeglądarkach się rozmazują. Dobrze wiedzieć.) A skoro już tu jesteś i skoro już weszłam w błagalny ton - poraaaadnik?
  6. Poulsena nie ma na podium - zgodnie z obietnicą, załamuję się. O nie, to znaczy, że Decaded może wcale nie wstawić tutaj magicznego linka do oceny technicznej? Mam się załamać jeszcze raz?
  7. Ach, Irwin! A więc do tego piłeś w wiadomości. Człowiek dwa dni nie czyta komentarzy i już nie wie, co w trawie piszczy. A właśnie, że przyrównywać będę, bo z tymże mi się "Pielgrzym" kojarzy. Krótka opowiastka przekazująca uniwersalne wartości i oddziałująca emocjonalnie na czytelnika. Ja to w pracy Malvagio znajduję. I widzę w niej również sens. Oto kucy... ach, pieprzyć to: oto CZŁOWIEK spotyka na swojej drodze Białą Panią, która staje się jego przewodnikiem w wyprawie poświęconej poszukiwaniu sensu życia. Po drodze ów człowiek natyka się na osoby biesiadujące przy stole. Bawi się z nimi i cudownie spędza czas, a kiedy wraca do czekającej na niego Pani, okazuje się, że stracił całe życie na błahostkach. Różnica między "Pielgrzymem" a biblijnymi przypowieściami polega na tym, że "Pielgrzym" nie umoralnia, nie mówi jednoznacznie, że takie zachowanie jest złe. Ejże! Każdy ma prawo mieć własne zdanie. Sądzę, że "głębię" opowiadaniu, obrazowi czy utworowi nadają odczucia, jakie się z nimi wiążą. To kwestia mocno subiektywna. Nie nie wydaje mi się, by Malvagio chciał nas czegoś nauczyć tym fikiem... Osobiście nie czuję się pouczona. Powiedzmy, że ujął w słowa to, co każdy z nas wie i z czym się w jakiś tam sposób liczy. Ona go raczej nie odmładza . A tak w ogóle, pogrzebałam, pogrzebałam i wygrzebałam ten fik na FGE (jakim cudem? JAKIM CUDEM?). Niektóre opinie są interesujące . Tak napisał Tost i ja się z nim zgadzam. Ale był też komentarz, że symbolika nachalna, motywy oklepane, zakończenie przewidywalne i brak jakiejkolwiek innowacji. Cóż, dla mnie to jest tylko potwierdzenie, że "Pielgrzym" naprawdę ma zadatki na przypowieść . Madeleine PS. Komentarz Malvagio pod tamtym postem na FGE: A mnie przyrównano dwa razy . Za to naprawdę powinnam Cię znielubić, Malvagio. EDIT. Oczywiście zapomniałam o jednym. Za wszystkich się nie wypowiem, ale ja ją lubię za to, w jaki sposób wyśmiewa nasze narodowe wady i za genialny, przesycony ironią styl.
  8. Zaprzysiężony Wróg zawsze na posterunku . Sam Mały Fanfik jako przedsięwzięcie zasługuje według mnie na ogromny szacunek. Przyjemne, lekkie i nieobwarowane takimi warunkami jak tutejszy konkurs literacki. No i daje duże możliwości, jeśli chodzi o temat - naprawdę szerokie . Ten limit od początku nie był potrzebny, ale z drugiej strony - gdyby pięćdziesiąt osób (a takie przecież były chlubne początki) przestało kilkudziesięciostronicowe elaboraty, to i tak nikt by tego nie przeczytał, nie mówiąc o komentowaniu, a Kredke by tylko nerwicy dostał (ale on lubi czytać, więc pewnie czerpałby z tego również jakąś masochistyczną przyjemność). Baśń nosi tytuł "Dwunastu podróżnych" i jest jednym z mniej znanych utworów Hansa Christiana Andersena. Z tego, co patrzyłam w Googlu, samodzielnie nie występuje, a tylko w zbiorach dla dzieci. Co śmieszniejsze, na mojej książce, prezencie świątecznym sprzed miliona lat, poza lakonicznym tytułem "Baśnie" nie ma nawet roku wydania. Skąd moi kochani rodzice ją wytrzasnęli, nie wiem, ale miejsce było na pewno podejrzane . A tak nawiasem mówiąc, zawsze wolałam baśnie braci Grimm. Mroczniejsze, krwawe i ten klimat! Do tej pory wracam do "Titeliturego" albo "Białego węża"... W latach pacholęcych uwielbiałam też "Tornister, czapeczkę i róg", "Jednooczkę, Dwuoczkę, Trójoczkę", a z kolei baśń "Sześciu zawsze sobie radę da" z bohaterem, który był tak szybki, że - aby się spowolnić - musiał odpinać sobie nogę i nieść ją pod pachą (!) zawsze mnie rozśmieszała i wprawiała w przyjemny, lekko schizofreniczny nastrój . Ale się melancholijnie zrobiło... Przez Ciebie czuję się stara... Bądź przeklęty, mój Śmiertelny Wrogu. Po stokroć przeklęty! ... idę czytać "Białego węża". PS. Pamiętam jeszcze baśń, w której księżniczka wraz z kilkoma (kilkunastoma?) innymi dziewczętami przebrała się za mężczyznę i była poddawana różnym próbom, żeby ktoś tam mógł się przekonać, czy naprawdę jest takiej płci, jaką deklaruje. Jedna z prób polegała na tym, by ustawić po obu stronach komnaty dwa rzędy kołowrotków, a kobiety puścić środkiem - jeżeli nie zerkną ani razu na boki, to znaczy, że to mężczyźni, bo kobiety "w naturalny sposób ciągnie do kądzieli" . Ach, gdyby Kazimiera Szczuka dorwała się do tej baśni, jej twórcy nawet z grobu by się oberwało .
  9. Gdybym miała porównywać to opowiadanie do „Pielgrzyma” (bez drugiego członu, bo z tą wersją się osłuchałam, bo taką wolę, bo tak mi zostało, nie poprawię, tra la la la), wybrałabym to drugie. Ponieważ jednak wiem, że większość autorów nie lubi, jak porównuje się dwie ich prace, postaram się skomentować ten tekst w sposób całkowicie samodzielny. Powiem tak: bardzo piękny kawał prozy. Znów udowodniłeś, że potrafisz tworzyć oniryczny, baśniowy klimat, który oplata czytelnika jak pajęcza nić. Pomysł oceniam na plus, nawet bardzo na plus – oto, jak powinny umierać alikorny. Sposób dostojny, elegancki i taki… odpowiedni. Ze wszystkich żyjących istot, to właśnie one powinny mieć wybór, czy podążyć za Białą Panią, czy zostać na ziemskim padole. Kolejny niezaprzeczalny plus – zdanie „Rozbrzmiało uderzenie”. Coś wspaniałego. Podkręca klimat, spina tekst… Mam w szafce książkę z baśniami – jedna z nich opowiada o tym, jak dwanaście miesięcy przyjechało do miasta celebrować Nowy Rok. Podróżnych zatrzymano na granicy i wpuszczano do miasta w miesięcznych odstępach, a każde takie pozwolenie kończyło się zdaniem, że Luty czy tam Lipiec wszedł do miasta. Z czymś takim skojarzyło mi się właśnie „Dwanaście uderzeń”. Bardzo miłe skojarzenie. Lubię tę baśń. Kurczę, pasowałby mi do tego tekstu czas teraźniejszy, oj, pasował. Szczególnie ta część, kiedy przybywa Biała Pani. Ale to chyba tylko ja mam takie zachcianki. Niespecjalnie podpasowała mi kompozycja. Sławne siedem stron, hę? Niestety, przez przydługi wstęp opisujący ostatnie chwile przed Nowym Rokiem i emocje Celestii z tym związane (bardzo dobry, swoją drogą), niewiele miejsca zostało na akcję właściwą, czyli z uderzeniami zegara. Od pewnego momentu strasznie to gna i mam przez to wrażenie, że postać Pani nie została ukazana w pełni, tak jak na to zasługuje (czyli tak jak w „Pielgrzymie” ^^). Podsumowując: brawa za pomysł, za atmosferę i generalnie za całokształt, bo Twoje fiki zawsze są przynajmniej dobre. Gratuluję udanego dzieła, ale pozwolisz, że sercem pozostanę jednak przy „Pielgrzymie” i tamtej Pani. Madeleine
  10. Ludzie zaczęli recenzować fiki na konkurs literacki? Panie, świat się kończy! Baffling, mogę stwierdzić, że zgadzam się ze znakomitą większością Twoich opinii, ale: Uważam, że nazwanie "Rutyny" opowiadaniem "okołoclopowym" czy choćby użycie tego słowa w tym samym zdaniu co tytuł utworu jest mocno krzywdzące - dla mnie to piękny erotyk i pierwszorzędny przykład tego, jak należy zabierać się do opisywania scen miłosnych. Nie ma w tym przesady, jest za to lekkość i wzajemna miłość dwóch istot, a chyba o to chodzi? Podczas czytania robi się ciepło na sercu. I mówi to osoba, która również za romansami nie przepada. Lol, to samo mu powiedziałam . Komedia pierwszorzędna, ale ja tu żadnego darka nie widzę. Ja też nie mam pojęcia, z czym to crossover i w sumie nie chcę wiedzieć. Bohaterów nie kojarzę, nie rozpoznaję motywów... Ale szczerze mówiąc, wcale mi to nie wadzi. Dla mnie tekst jest świetny - przez całą lekturę zastanawiałam się, czym Fistach mnie zaskoczy i przy końcówce uśmiechnęłam się radośnie, bo spełnił moje oczekiwania. Naprawdę miło się to czytało, chociaż ten tytuł jest, według mnie, jakiś dziwny. Zapewniam Cię, że w tym tekście nie ma żadnego drugiego dnia. A już miałam nadzieję, że nikt nie zauważy... A tak serio - całkowicie się zgadzam. Przykro mi, że nie potrafiłam zrobić tego lepiej. Do odważnych świat należy . No to z listy Dziwnych Rzeczy, Które Zamierzam Kiedyś Zastosować W Opowiadaniu Ku Zgrozie Wszystkich Czytających ostała mi się jeszcze narracja drugoosobowa. Niech który spróbuje. Własną piersią obronię! Dziękuję w imieniu swoim i wszystkich autorów za super recenzje, dzięki takim jak Ty świat jest lepszym miejscem ^^ (I Scyferowi również dziękuję, bo tak się składa, że z jego opinią na temat "Rutyny" zgadzam się w 100 procentach. Jak Poulsen nie stanie na podium, to się załamię.) Pozdrawiam, Madeleine
  11. Muszę mniej chwalić, bo Ci się jeszcze, biedactwo, na zdrowiu odbije, a przecież tego nie chcemy! Madzie się cieszą ^^
  12. Niczyja culpa. Po to tu jesteśmy, żeby sobie nawzajem pomagać. (Taaak, mentalnie żyję w nieistniejącym świecie, gdzie ludzie potrafią być wobec siebie bezinteresowni, odczepcie się.) To jest bardzo dziwne, że nasz zawsze czujny szeryf jeszcze tego nie zrobił. Może jest chory?
  13. Moja reakcja na nowy rozdział „Kucyka…” – YAY! Weszłam w dokument z nastawieniem, że mój dzień stanie się lepszy. Co otrzymaliśmy tym razem? Dalszą część świetnego stylu i prześmiesznych spostrzeżeń, kolejne genialne gagi, tym razem z Celestyną w roli głównej, trochę nawiązań do różnych fajnych rzeczy… Mogę z wielką radością powiedzieć, że trzymasz poziom, a nawet – pod względem technicznym – jest lepiej. Nie no, uwielbiam to opowiadanie. Po pierwszej czy tam drugiej części myślałam jeszcze – no, udało mu się, no, wcelował się, ale teraz już wiem – Ty po prostu masz zajebisty talent. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wyłapała tego, co najlepsze, a co mnie kompletnie rozwaliło: Uwielbiam Twoją Celestię. Kocham ją. Dzieci, powyżej mamy przykład, jak poprawnie należy karykaturować postać. Patrzcie i uczcie się. Nie mogę przestać się szczerzyć w momentach, kiedy w zamierzeniu poważną scenę (np. podniosłe rozmyślania członka bractwa, trudna rozmowa Celestii z chorą Luną) przerywasz wstawkami, które w przepiękny i efektowny sposób rozwalają atmosferę, dając czytelnikowi do zrozumienia, że jednak nie dasz jego przeponie odpoczynku. Prastare przynajmniej od dwóch-trzech lat słowa, Luna zwinięta niczym burrito czy „cholerny kleik” – może niektórych to zirytuje, ale dla mnie jest świetne, zabawne i w ogóle podoba mi się bardzo, bardzo. Tak strasznie ubolewam, że nie było detektywa! Chcę go! Chcę go, słyszysz? Gdzie on jest? Dalej się leczy po tych lodach? Pozostaje mi tylko w dobrym humorze czekać na prorokowany przez Discorda koniec świata. Nawiązując do początku: mój dzień stał się lepszy. Dziękuję. Madeleine
  14. TU SOM SPOILERY. DZIABĄĄĄĄĄĄG, ale dlaczego wkleiłeś nowy fragment w istniejący już dokuuuuuuuuument? Jako istota, która nie potrafi zapamiętać numeru telefonu własnej matki, a już na pewno nie strony, na której skończyła czytać ostatnio, BŁAGAM o osobny link do każdej nowej części. Przechodząc do fabuły: No i sprawa się wyjaśniła - panna znalazła sobie innego. To było bardzo do przewidzenia i w sumie dziwię się, że sam zainteresowany poczuł się tym tak zdumiony (i że doszedł do tego dopiero po pokazaniu mu dowodu zbrodni). Według mnie Star dobrze zrobiła, pokazując Redze zdjęcie, bo cóż - gdyby nie dowiedział się od niej, dowiedziałby się od kogoś innego. W końcu świat jest mniejszy, niż komukolwiek kiedykolwiek mogłoby się wydawać. W każdym razie bardzo podoba mi się kierunek, w którym idzie ta historia - cieszę się, że w stonowanym Slice of Life'ie coś się zaczyna dziać. Historia drgnęła, coś się pozmieniało, Rega przenosi się do przyjaciół (chociaż to jest nieco naciągane, no bo co ma niby zrobić ze swoim mieszkaniem? Kto za nie zapłaci, jak on będzie pomieszkiwał kątem u Star i Cardo? Będzie płacił podwójnie, bo do rachunków kolegów chyba się dołoży? No, chyba że "jakiś czas" to zaledwie parę dni), a lowelas dostał, co w założeniu miał dostać. Reakcja Regi - wspaniała. Samiec Alfa z niego wyszedł (i pies ogrodnika przy okazji - dziewczę z nim ZERWAŁO, a ten wali jej nowego chłopaka po mordzie i wgniata go w chodnik? Nieładnie, oj, nieładnie. Ktoś się tu będzie smażył w piekle). Główny bohater jest naprawdę uroczy (nawet kiedy łamie żebra dopiero co napotkanym na ulicy kucykom) i ładnie odrysowałeś jego charakter. Polubiłam go. Jego przyjaciół, którzy proponują mu mieszkanie z nimi oraz nazywają "totalnym idiotą" i "głupim ćwokiem" - takoż. Nawet Pan Lowelas przypadł mi do gustu, mam nadzieję, że wniesie jakąś skargę na policję, co by trochę pchnąć wątek... Ale nieważne (to się pisze razem, zapamiętaj, Madziu, RAZEM), co mu zrobisz, na pewno to przeczytam ^^. Z rzeczy technicznych: z przykrością stwierdzam, że ten rozdział (tak to roboczo nazwijmy) czytało mi się gorzej niż poprzedni. Dużo tu pierdółkowatych błędów, nie oszukujmy się. Literówki, przecinki, zły zapis dialogów (didaskalia małą, kiedy powinny być wielką, mała litera po kropce (!), oczywiście brak półpauz), czasem jakieś udziwnione formy ("w stopniu sprawiającym, że..." - kto tak mówi, autorze, kto tak mówi? Imiesłowy w mowie potocznej brzmią jak Rarity w odcinku "Simple Ways" - nienaturalnie i ŚMISZNIE), czasem cudzysłowy angielskie wkradły Ci się w zapis. Nie wiem, czy ktoś ten tekst poprawiał, ale wydaje mi się, że nie. To wygląda raczej tak, jakby autor miał spore pojęcie o tym, co robi, ale niewystarczające umiejętności, żeby tekst wygładzić do "stopnia sprawiającego"( ), że czytelnik z zadowoleniem pokiwa głową. A, mógłbyś też usunąć tag One-Shot z tematu, bo wprowadza ludzi w błąd (edytujesz pierwszy post w temacie, klikasz Użyj pełnego edytora, a potem zmieniasz tagi w oknie Temat). Pozdrawiam, Madeleine
  15. Mało oryginalne, ale cóż. Dopasowanie tagów było istnym koszmarem. Nie mam pojęcia, czy są dobre. Śmiem wręcz twierdzić, że nie. Jeśli zostanę zdyskwalifikowana, to przynajmniej ze świadomością, że słusznie . (Ale nie uciekłam się do, jak to był łaskaw stwierdzić Dolar, przekrętów i tagu [One-Shot] nie ma. Nawet ja czasem potrafię bez kombinowania.) Opowiadanie to swego rodzaju eksperyment literacki, a jego tytuł nie ma ABSOLUTNIE nic wspólnego z treścią, lecz z… myślę, że szanowne jury domyśli się po wejściu w dokument. Liczba słów: coś koło 1400 (jednak nie mam wbudowanej miarki). Brudnopis [Post-Apo] [sad] [Mature] PS. Jeżeli „Pszczoły” niektórzy uznali za grafomańskie, to wolę nie wiedzieć, co pomyśleliby o TYM. PPS. Dzięki bogom za pdf! Format Google totalnie rozwalił mi formatowanie. Frustracja poziom over 9000 -.- PPPS. Poulsen, to, co napisałeś, jest po prostu śliczne.
  16. Z tego, co wiem, Alberich ma ambitny zamiar "zasypywania autorów komentarzami" w trakcie przebijania się przez niekończącą się listę nominowanych fików . Eee. Eeeeeee. Eeeeeeeeeeeeeeeee. CZO?! Tobie się, bester, chyba owady pomyliły. Aż żałuję, że jak jeszcze można było nominować, nie podrzuciłam Wam "Światła pośród mroku". Fanfik świetny, ale przeklinalibyście mnie do końca świata (Alberich wie, o czym mówię).
  17. Cześć, jestem tu nowa, to moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyro… Cholera, to nie przejdzie. Szanowni Państwo! Z wielką radością przedstawiam Wam opowiadanie pt. Księga Wzorów [One-Shot] [Normal] [Comedy] Tekst miał być wysłany na edycję MMF „Pierwszy dzień rządów księżniczki Twilight Sparkle” (tę samą, z której pochodzi znakomita i przezabawna „Twilight Sparkle vs. Imigracja” autorstwa Malvagio. Niestety, nie mogę Wam polecić tego fika, bo Malvagio to mój Śmiertelny Wróg i moim obowiązkiem jest go nienawidzić). Pierwotnie miał być króciutki i nie przekraczać czterech stron, ale się, ekhm… rozrósł. Żeby tradycji stało się zadość: Opis: Pierwszego dnia rządów Twilight otrzymuje od Celestii kilka zadań. Ma zapoznać się ze strukturą pałacu, odpowiedzieć na korespondencję... i przy okazji zapanować nad ruchem słońca i księżyca. Za błyskawiczny pre-reading i korektę dziękuję Irwinowi. (Nie zmienia to faktu, że całą odpowiedzialność za wszelkie pozostałe w dokumencie błędy ponoszę ja – NIE DRĘCZYĆ CHŁOPAKA!). Zapraszam do lektury. Madeleine PS. Na początku w opowiadaniu obowiązywał podział na Słońce i słońce oraz Księżyc i księżyc. Ostatecznie ujednoliciłam pisownię i zmieniłam wszędzie na małe litery, bo w pewnym momencie sama zaczęłam się w tym gubić. PPS. Zdaję sobie sprawę z niekonsekwencji w zapisie myśli bohaterów. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że napisanie początku i końca dzieliło kilka miesięcy przerwy i trochę pozapominałam (a na poprawienie jestem zbyt leniwa).
  18. A więc to jest ten wychwalany "Pielgrzym"! Co więcej, wychwalany słusznie. Coś pięknego. Tagi są dobrane bardzo dobrze - faktycznie czyta się to jak przypowieść. Po trosze skojarzyło mi się to z mitologią (woda uciekająca spod warg), po trosze z Biblią... Po kilku Twoich opowiadaniach, które miałam szczęście przeczytać, mogę powiedzieć z całą stanowczością - genialnie budujesz klimat. Jesteś w tym świetny. Nawet nie chodzi o to, że czytelnik nie może się oderwać... Po prostu czuć w tym fiku wszystko, co autor chciał w nim zawrzeć. Dostojność, spokój i mądrość bijące od Pani powaliły mnie na kolana - świetna postać, którą w sumie można interpretować na wiele sposobów. Dla każdego biała dama będzie kimś innym, dla każdego kimś wyjątkowym i każdy będzie miał rację. Biesiadowanie przy stole to piękna metafora życia poświęconego pogoni za hedonistycznymi przyjemnościami. W pierwszej chwili chciałam napisać "życia zmarnowanego", ale w sumie nie ma tutaj żadnej nagany. Każdy żyje, jak chce. To, jak wykorzystasz czas, zależy tylko i wyłącznie od ciebie i nikt nie ma prawa się wtrącać w decyzje innych. Czuję tak samo . Dzięki takiemu wyodrębnieniu postać Pani wydaje się iluzoryczna, niecielesna, nieistniejąca... Angielski zapis dialogowy jakoś tak, nie wiem, zmiękcza wypowiedzi. W tym tekście pasuje to idealnie. To oczywiste, że przyłączam się do głosowania na [Epic]. Za pomysł, za piękne wykonanie, za postać Pani i klimat jak ze snu. Madeleine
  19. No tak - nikomu coś podobnego nigdy nie przyszło do głowy, przyszła Madzia i zaczęła kombinować . Dobra, znajdę ten drugi tag, który będzie normalny. Nie wiem jak, ale znajdę. (Aczkolwiek nazywanie takiego postępowania "przekrętem" jest niesprawiedliwe. A jeśli ktoś wpadłby na pomysł napisania wielorozdziałowca? Musiałby to przecież jakoś oznaczyć. [One-Shot] to to samo, tylko w drugą stronę. Wielorozdziałowiec na 1500 słów, czyli pomysł z serii: "JA nie dam rady? Potrzymaj mi piwo!" . ... trzeba to kiedyś zrobić.)
  20. Tag dowolny = którykolwiek tag z listy = [One-Shot]? Tak sobie luźno przemyśliwam na wypadek, gdyby ktoś desperacko szukał luk w regulaminie, bo - na ten przykład - za cholerę nie ma drugiego tagu...
  21. Drugi Mój Mały Fanfik, edycja I, grudzień 2013 . Wiesz, co jest śmieszne? Otóż, ktoś nominował tego fika do Oskarów (nie, nie, to jeszcze nie jest ta śmieszna część... Cholera, źle to zabrzmiało. Chyba cię właśnie obraziłam. E nie, zaraz, przecież jestem twoim Śmiertelnym Wrogiem, więc mogę!). Nie skojarzyłam początkowo tytułu, myślę sobie - hm, trzeba przeczytać. Przeszukałam pół Internetu, przemaglowałam Google, sprawdziłam forum - cisza, sprawdziłam dział Fanfiki na FGE - posucha, nie sprawdziłam MLP Fiction, bo nie ogarniam tej strony. W chwili desperacji zajrzałam nawet do Krótkiego Metrażu... Zaczęłam podejrzewać, że to opowiadanie nie istnieje. O MMF, oczywiście, nie pomyślałam. Najlepsze jest to, że na tę edycję też miałam wysłać tekst, ale nie zmieściłam się w limicie stron (bo wtedy jeszcze był i miał się dobrze), więc dokończyłam go dopiero teraz . I tak, faktycznie komentowałam twoje dzieło. Nawet sobie pod nim dyskutowaliśmy . Żeby się nie powtarzać, podsumuję jedynie, że bardzo fajna, lekka komedyjka, przepiękna rola Celestii (uwielbiam ją w takiej wersji i zgadzam się z Dolarem - wzorowy polityk!) i ogólnie dobrze napisane. Ale to przecież sam doskonale wiesz. Pozdrawiam ciepło, Madeleine Gdzie można nabyć bilety i czy można przynieść własne napoje?
  22. Bo NORMALNI ludzie nie zwracają uwagi na takie bzdurki . Ależ zapraszam! Po minucie uciekniesz stamtąd z płaczem .
  23. Wróg numer 1 melduje się na rozkaz! Patrzcie go, jak się zabezpieczył . Hmm, w sumie dziwne, bo mnie zakończenie wydało się oczywiste. Gwoli ścisłości - "oczywiste" nie w sensie "banalne". Po prostu TO rozwiązanie naturalnie przyszło mi do głowy przy pierwszym czytaniu dawno, dawno temu, w czasach zamierzchłych, kiedy do szkoły jeździło się na dinozaurach (matko, kiedy to było, zimą? Jak ten czas leci). Opowiadanie jest dobre i mocne. Czytelnik od początku jest przygotowywany na to, co ma nastąpić na końcu, a końcówka... no, spełnia oczekiwania. Idealnie komponuje się w treścią i tłumaczy wszystko - emocje kłębiące się w Cadence, jej sytuację, nawet zachowanie służącej... Świetny, klimatyczny tekst, który dzięki swojej małej objętości przejmuje do głębi. Ach, jakże mnie denerwuje maniera "zmiany narracji". Narracja trzecioosobowa, wbrew pozorom, dzieli się na kilka rodzajów - jednym z nich jest narracja "wszechwiedząca", kiedy narrator jest "z zewnątrz", innym - narracja, jak ja to nazywam, "od bohatera", czyli "oczami postaci", ale w trzeciej osobie. Przez trzy strony wyraźnie piszesz z punktu widzenia Cadence (bo księżniczka ocenia służącą, zastanawia się, jak ta ma na imię, nie umie stwierdzić, czy "jej słowa są rezultatem wygranej czy przegranej walki" - swoją drogą, śliczny cytat), a potem nagle, przy scenie z obejmowaniem, jak królik z kapelusza wyskakuje refleksja Arietty, że "może dać władczyni jedynie ciepło i bliskość, bo nic nie ukoi jej bólu". A, i jeszcze tekst nie jest wyjustowany, a z dwojga złego wolę już "alicornkę" niż "makijażownię" (takie słowo chyba nie istnieje). Czepiam się, hę? Już taka natura wrogów numer 1 . Tak serio - bardzo nastrojowy, smutny fik. PS. Bardziej spodobał mi się od "Pościgu", bo tutaj jest więcej łopatologii, którą lubię i mniej przegadania. Pozdrawiam! Madeleine PS. Sprawdziłam tę edycję. To było w październiku zeszłego roku. Masakra.
  24. Hmm, Dramatyczny Konflikt, mówisz? W sumie nie taki zły pomysł. Ale najpierw musiałabym się porządnie schlać, bo tylko w stanie niepierwszej świeżości moje Gesty są prawdziwie Przerysowane Czekaj, czekaj, gdzieś tam miałam butelkę aroniówki... Pegazice są złe, a szyny, TFU, pegazki też są złe. Pegazicę przynajmniej można przyrównać do kozicy, a taką pegazkę? W ogóle gdybyś był pastelowym taboretem ze skrzydłami płci żeńskiej, to chciałbyś, żeby na Ciebie wołali "pegazka"? Trochę empatii, człowieku. A krótkie formy są super. Też je lubię. Szybkie w pisaniu, wyraziste w czytaniu Jak ten Twój "Pościg". Wybacz, że go nie skomentuję tam, gdzie powinnam, ale nie lubię takich, ekhm, wieloznaczności (powiedziała Madeleine, jakby to wyjaśniało, dlaczego pisze tutaj). Niby fajne, ale nie umiem tego odnieść do niczego konkretnego, a ja wolę, jak mi się wszystko wyłuszcza jak chłop krowie na rowie i nie muszę doszukiwać się drugich den, bo wychodzę z założenia, że tego miałam wystarczająco na maturze (widzisz, ja nawet aroniówki nie potrzebuję, żeby nie ogarniać rzeczywistości). Chociaż muszę przyznać, że świetnie tworzysz nastrój. Madeleine PS. W ramach budowania wzajemnej nienawiści... (Uwaga, polecą ostre bluzgi, dzieci prosimy o odejście od radioodbiorników.) JESTEŚ GÓPI! (Chyba naprawdę pójdę po tę aroniówkę.)
  25. ... bo nie mogłam odmówić sobie przyjemności skomentowania w tym temacie ^^ Po pierwsze, Malvagio – jaki rywal, żaden rywal! MMF to nie konkurs, żeby ktoś tam przegrał (tak, wiem, że postronny obserwator ostatniej edycji mógłby unieść w tym miejscu brwi w geście bezbrzeżnego zdziwienia, ale o tym sza; poza tym, nawet jeśli ktokolwiek poczuł się przegrany, to zapewniam Cię, że ja bynajmniej wygrana się nie czułam). Opowiadanie przeczytałam na FGE i podobało mi się bardzo. Przede wszystkim atmosfera w tym tekście to coś wspaniałego. Tak gęsta, że można ją kroić nożem, duszna, ciężka... Według mnie zdecydowanie bardziej pasuje tag Dark, bo podczas lektury czytelnikowi naprawdę zasycha w gardle. Patrzy na te zapisane strony, które są jedynie ciągami literek, a jednocześnie widzi to wszystko aż nazbyt wyraźnie. Świetnie dobrane słownictwo oddające istotę treści. Pomysł na Apokalipsę bardzo dobry i oryginalny... ale najlepsze są dla mnie postaci. Coś pięknego. Cadence jako ponury herold złych wiadomości, któremu szaleństwo niemal odebrało zmysły, Celestia podnosząca słońce i księżyc, chociaż już nie ma dla kogo, tylko dlatego że to jej obowiązek – wspaniałe, mroczne i niepokojące... a co lepsze, całkiem kanoniczne . Mocne cytaty z tekstu: Bije z tych słów spokój osoby ogarniętej totalnym obłędem. Wspaniały, skłaniający do przemyśleń fik, w którym nastrój beznadziei bezbłędnie udziela się czytelnikowi. (Ale faktycznie dość krótkie.) Pozdrawiam, Madeleine PS. Alikornki, pegazice i jednorożki są złe.
×
×
  • Utwórz nowe...