Skocz do zawartości

Madeleine

Brony
  • Zawartość

    294
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Wszystko napisane przez Madeleine

  1. Cahan, to nie jest moja definicja, ja tylko cytuję ustawę . A oryginalnej Pokojówki nie czytałam w całości, więc nie wiem, ale chyba kojarzę fragment, o którym mówisz. Rzeczywiście niewiele tam zmieniłaś. Zastanawiałam się po prostu, gdzie przebiega granica między inspiracją a bezczelną kopiujwklejką. No i jeszcze brak konsekwencji tych wyżej, którzy karzą bardziej srogo to, co na zdrowy rozum zasługuje na mniejszą karę.
  2. Atak wściekłych feministek raczej mu nie grozi, przede wszystkim dlatego że na tym forum są sami faceci... Cahan i tak wszyscy zmieniają płeć, więc wszystko jedno. A poza tym kobiet nie ma w Internecie i koniec. A tak serio, też uważam, że w wielu rzeczach mężczyźni są lepsi od kobiet. Owszem, kobiety zazwyczaj piszą dla kobiet, przez co ich historie są "łzawe i mdłe", jak to określiła Cahan. No i nie można zaprzeczyć, że "Pięćdziesiąt twarzy Greya" oraz "Zmierzch" napisały kobiety (do tej pory wstydzę się, że należę do tego samego gatunku co te kobiety.) Czy można uogólniać, że kobiety piszą gorzej / lepiej? Nie powiedziałabym. Należy od gustu odbiorcy, od charakteru nadawcy... I od wielu innych rzeczy. Pozwolę sobie jednak na moment odejść od tego fascynującego tematu (fascynującego tym bardziej, że mam koleżankę, która ze swoim narzeczonym tworzy wręcz podręcznikowo stereotypową parę - ona jest racjonalną, zaradną kobietą, on nieco roztrzepanym, mało odpowiedzialnym, męskim i silnym facetem. Razem tworzą parę idealną, mają już zaklepaną datę ślubu, a ona dodatkowo pisze pracę dyplomową o różnicach w postrzeganiu świata przez obie płcie... Ale nieważne), by poruszyć nieco inny, a konkretnie: gdzie się kończy ponyfikacja, a zaczyna plagiat? Powyższe pytanie nasunęło mi się po pewnej sytuacji z dziale opowiadań. Było sobie opowiadanie pt. autorstwa użytkownika Queue. Napisałam w komentarzu, że opowiadanie (niezmiernie słabe, swoją drogą, ale to szczegół) to kojarzy mi się mocno z pewną creepypastą - pewne elementy są niemal identyczne i dlatego dla mnie to jest zwykła zrzynka, która nie powinna pretendować do miana twórczości literackiej i powinna być napiętnowana. Napisałam jednak, że różnice między oryginalną creepypastą a tym fikiem są i to znaczne - ba, nawet nadmieniłam, że oryginał jest o wiele lepszy pod względem formy. EFEKT: Sytuacja numer dwa: opowiadanie, czy też wiersz użytkownika waterpony. Autor napisał w pierwszym poście: Johnny w komentarzu zripostował: A to dlatego że autor zamienił w wierszu Mistrza Mickiewicza ledwie kilka wyrazów, pisząc na przykład zamiast "król" - "Celestia" (co samo w sobie jest pogwałceniem zasad tworzenia poezji, bo zdanie się rozjeżdża pod względem rytmu i moje serce krwawi, ale nieważne). Rozgorzała dyskusja, czym ten tekst jest i stanęło na tym, że: Szczerze mówiąc, jak to zobaczyłam, to uniosłam brwi bardzo, bardzo wysoko. Domyślam się, skąd wzięło się takie rozwiązanie sprawy - Dolar jest współautorem ponyfikacji XIII Księgi Pana Tadeusza (egzystuje toto w dziale zakazanym), w której pozamieniano jedynie parę wyrazów (rozwalając rytm... i rym... i wszystko inne... moje serce krwawi, kiedy patrzę na taką fuszerę i na nicki autorów, którzy tak spierdzielili sprawę), więc to oczywiste, że skoro sam tak zrobił i wtedy nie uznał tego za niestosowne, to i teraz nie ma powodu, żeby zdanie swoje zmieniać. Zresztą, Dolar może mieć jakąś swoją opinię, nie wszyscy muszą się z nią zgadzać. Żeby była jasność: ponyfikacja to przełożenie na realia kucyków czegoś, co nie jest związane z realiami kucyków. Żeby sponyfikować jakąś osobę ze zdjęcia, należy ją NARYSOWAĆ OD NOWA W POSTACI KUCYKA. Sprawa się komplikuje w przypadku, chociażby, tekstów piosenek czy opowiadań, bo autorzy błędnie sądzą, że zamiana słowa "człowiek" na "kucyk" sprawę załatwia i utwór jest już sponyfikowany. Do cholery, łamiecie prawo autorskie. Johnny zaczął już ten temat w swoim poście: Już pod tym mogę się podpisać obiema rękami, nogami, kopytami, racicami i wszystkim innym, co posiadam albo nie posiadam. Ponadto, żeby nie być gołosłowną, "wezmnę" i zacytuję MONDRĄ USTAWĘ. Uwaga, leci MONDRA USTAWA: Źródło. A teraz z polskiego na nasze, czyli uwaga, Madzia bawi się w wykładnię prawa: Powyższy fragment oznacza, co następuje: jeżeli dwie osoby wpadły na identyczny pomysł, żeby napisać opowiadanie, którego główną bohaterką jest dziewczyna bez nogi, która zakochała się w ślepym żołnierzu i ten żołnierz miał kota i wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a kot był persem, i jeżeli jedna osoba napisze o tym trzytomową sagę z opisami a'la Orzeszkowa, a druga osoba - półstronicowy wierszyk z częstochowskimi rymami, to ani jedna, ani druga nie popełniła plagiatu, bo przedmiotem prawa autorskiego nie są idee, czyli pomysły. To jest oczywiste, bo potem każdy by się procesował, gdyby ktoś inny napisał książkę w tym samym gatunku co inny twórca... Dalej: jeżeli jedna z powyższych osób napisze półstronicowy wierszyk o kulawym weteranie i ślepej dziewczynie (czy tam odwrotnie) oraz ich kocie persie, a druga osoba przepisze ten wiersz, zamieni słowo "kulawa dziewczyna" na "kulawa klaczka" i napisze, że to jest ponyfikacja, to według prawa to jest plagiat, ponieważ ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnym uznaje za przedmiot prawa autorskiego sposób wyrażenia, czyli FORMĘ. Forma identyczna z innym utworem oznacza PLAGIAT (według polskiego prawa). No, chyba tyle w temacie. Wiem, że nie ma co dramatyzować, bo jednak cały czas poruszamy się w temacie kolorowych koni, a to wszystko tylko zabawa... Ale ciekawi mnie, co ludzie o tym sądzą.
  3. Dolcze, ty naprawdę jesteś masochistą . To co, następna edycja specjalna będzie na 100 tys. słów, żebyś mógł przeklinać jeszcze intensywniej? Gratuluję wszystkim uczestnikom, a szczególnie OneTwo, który napisał świetny tekst, ale kompletnie zje... znaczy, zepsuł formę. Tekst zasługuje bezwzględnie na najwyższe miejsca na podium... Tylko że nie da się go czytać. Znaczy, nie dało się, bo autor już przystąpił do poprawek. Oto dowód na to, że nawet najlepsza fabuła nie da rady sama unieść fanfika, kiedy jest on napisany nie po polsku, a po polskiemu! Patrzcie, autorzy i kurde wyciągajcie wnioski! Dziękuję za trzecie miejsce, WRESZCIE mam tę brązową odznakę! Tak na nią polowałam, żeby mieć komplet . W tym miejscu powinnam mieć ból tyłka, jak możesz wpływać na mnie, żebym wyrzekała się wolności do stosowania formy, która mi się podoba, jesteś okropny, to nie twoja sprawa, czy autor używa spolszczenia czy nazwy oryginalnej, nie jesteś bogiem... ... a nie, pomyliło mi się. Przecież nie mam nicku Malvagio! Dziękuję, gratuluję i pozdrawiam serdecznie! Madeleine
  4. Nudziło ci się tak bardzo, że wziąłeś się za przepisywanie creepypast? Ten tekst jest niemal identyczny w treści jak pewna znana stałym bywalcom stron ze strasznymi historiami opowieść pt. "Król zstąpił" (czy jakoś jak; linku nie podam, bo to nieładnie straszyć ludzi. To by było prawie tak jak powiedzieć, że kto chce, może sobie wpisać "jeff the killer" w Google Grafika - zachowanie absolutne naganne!). Tam też było forum, też były dziwaczne szyfry, przerażające wizje i końcówka również była taka sama. Ale wiesz co, autorze? Tamta marna creepypasta (bo creepypasty, nie czarujmy się, w większości są marne) była napisana o niebo lepiej niż twoje... coś. Tego tutaj nie powinno być. To mnie się zarzuca, że moje teksty nie mają nic wspólnego z kucykowym uniwersum... Ciekawe, co te osoby, swoją drogą, prawiące słusznie, powiedziałyby o twoim fiku. Opowiadanie ma na celu przestraszyć, ale nie umiesz tego robić. Nie ma tutaj klimatu, nie ma powoli rozwijającej się akcji, czytelnik nie może związać się z bohaterem, bo tekst jest za krótki. W oryginalnej creepypaście historia rozwijała się wolniej, a przerażające doświadczenia spływały na bohatera stopniowo, aż wreszcie osiągnęły apogeum. Kiedy czytałam po raz pierwszy "Króla...", naprawdę było mi nieswojo. Tutaj widzę tylko kiepską podróbę czegoś mimo wszystko fajnego (bo banie się jest fajne, nawet jeśli wykorzystuje się do tego kiepskie creepypasty). Kurczę, gdybym była mniej oblatana na forach typu Paranienormalne czy inne bzdety, być może zrobiłoby to na mnie jakieś wrażenie. Na pewno nie pozytywne, ale jakieś. Tutaj widzę jedynie... nie wiem co. Nawet nie inspirację, ale zerżnięcie. I trochę smutno. Kucykowe creepypasty, nie wiedzieć czemu, zwykle wypadają blado na tle "normalnych". Może więc lepiej ich nie pisać na siłę? Ale dzięki, że mi przypomniałeś te radosne czasy, kiedy zaczytywałam się w tego typu opowieściach - jak to było dawno, miałam jeszcze jedynkę z przodu przy wieku . Pozdrawiam, Sentymentalna Madeleine
  5. Okej. Nie zbiję - będę po prostu zajebiście złośliwa. No to lecim standardowo: Ten komentarz zawiera spoilery. Jeśli nie czytałeś jeszcze tekstu, to wyłącz przeglądarkę zanim przyjdzie ci do głowy kliknąć w rzucony przez autora link lepiej daruj sobie poniższą opinię. Mogę powiedzieć tak: co za piękna katastrofa! Musisz mi wybaczyć, ale nie jestem taka łaskawa jak Foley i tak kulturalna jak Alberich. To opowiadanie jest beznadziejne, a to, co znalazłam w dwóch pierwszych rozdziałach sugeruje, że niezależnie od tego, co pojawi się dalej, również będzie beznadziejne. Jest to typowe koślawe dzieło debiutanta, które wyróżnia się wyłącznie tym, że sprawia, iż czytelnikowi ciężko jest uwierzyć w jego dramatyczną wtórność i przewidywalność. Irwin w przypadku części komentarzy lubi snuć opowieści ze swojego życia. Ja też zarzucę taką anegdotką: kiedyś, kiedy byłam piękna i młoda mniej stara niż obecnie, nie czytałam fików w uniwersum MLP. Obecnie wydaje mi się, że znam ten świat od zawsze, ale tak nie jest - był moment, kiedy też byłam takim świeżaczkiem, który nie wiedział, co i jak, nie znał ludzi, nie udzielał się i generalnie rzecz ujmując, był koncertowo zielony. (Taaa, mnie też ciężko w to uwierzyć.) No i było tak: trafiłam sobie na fajny fandom, przeczytałam jeden czy dwa najbardziej popularne teksty (sorry, każdy zaczynał od "Cupcakes", KAŻDY. Jeśli mówi, że nie, kłamie) i, co oczywiste, przyszła mi ochota stworzyć coś własnego. Wymyśliłam więc sobie jakąś historyjkę, w której był sobie jakiś OC-ek, było Ponyville jako główne miejsce akcji, była - rzecz jasna! - przyjaźń z którąś z Mane 6, bo to jest element obowiązkowy... i było jeszcze wiele, wiele rzeczy, które są, mówiąc ogólnie, kiepskie i nie powinno się ich wsadzać w poważny fanfik, ale ktoś, kto nie zna twórczości Bronych, nie ma prawa tego wiedzieć. Różnica między mną a tobą, drogi autorze, polega na tym, że ja wiedziałam, iż pierwsze myśli nie zawsze są najlepsze (chyba że się rozwiązuje w ramach kolokwium zaliczeniowego test wielokrotnego wyboru; NIGDY nie zdarzyło mi się poprawić pierwszej odpowiedzi na poprawną. NIGDY), dlatego pomysł odrzuciłam i zaczęłam robić to, co powinien zrobić każdy, kto się przypałętał do jakiegoś fandomu z obrzeży internetów - czytałam. Czytałam wszystko, co mi wpadło w łapy, czytałam fiki i komentarze do nich... i wiesz co? Po kilkudziesięciu dotarło do mnie, jaką kaszaną byłoby to coś z początku mojej "kariery", gdybym to napisała. Pewnych rzeczy nie należy robić od razu. Uważam, że pisanie fików jest dość specyficzną aktywnością, bo zaczyna się od CZYTANIA. Czytania twórczości innych osób. Czy ja się za bardzo nie wymądrzam? Nieeee, jestem kobietą, wolno mi. (Jeśli jeszcze nie masz dziewczyny, to się przyzwyczajaj!) Co do samego tekstu... Dlaczego on jest bardzo, bardzo zły? Tragiczna wtórność, brak oryginalności level over 9000. W tym fiku jest WSZYSTKO, przed czym przestrzega się we wszelkich poradnikach typu: "Jak napisać dobre opowiadanie MLP w taki sposób, żeby nie przyszła jakaś złośliwa szuja alias Madeleine i nie wystawiła ci wrednego komentarza wypełnionego zjadliwymi uwagami". Widocznie za mało czytałeś, skoro napisałeś coś takiego. Ten tekst to tylko i wyłącznie twoje osobiste marzenia. Zaczynami wyliczankę: 1. Główny bohater trafia do Equestrii, bo tak. Wielu autorów przynajmniej zadaje sobie trochę trudu, by już na samym początku wyjaśnić, co się dokładnie stało. Oczywiście w prawie 100 procentach przypadków chodzi o śmierć / wypadek samochodowy / śpiączkę / cokolwiek innego głupiego i nierealnego, ale chociaż jest wytłumaczenie. Tutaj nawet tego nie ma. Ogier po prostu się budzi gdzie indziej... i nawet się specjalnie nie dziwi. I uwierz, mnie też nie dziwi, że on się nie dziwi. Wcale a wcale. 2. Gdzie się budzi? NO PRZECIEŻ TO OCZYWISTE. Ale masz plusa za to, że nic go w tym Lesie nie zaatakowało. 3. Dokąd idzie? NO PRZECIEŻ NIE DO MANEHATTANU! Kolejna sztampa. A najgorsze jest to, że od razu wie, w którą stronę ma iść, bo... bo... ekhm, słońce? Że niby pamięta mapę z czasów, kiedy oglądał serial? Może tak, może nie. Szkoda, że muszę się tego domyślać. To nie ja powinnam snuć teorie spiskowe! 4. Magia i ty, czyli zrób to sam. Bo to takie naturalne, że bohater od tak umie używać magii... 5. ... o chodzeniu i języku nie wspominając. Napisałam "nie wspominając"? Okej, tego się trzymajmy. Spuśćmy zasłonę milczenia. 6. Idzie, idzie i natrafia na... No przecież to jasne, na kogo natrafia. Najpierw Pinkie, a potem... 7. Nauka magii u Twilight. Błagam. Serio? 8. IMPREEEEEZA! 9. Zamieszkanie u księżniczki w zamku. Nawet się nie zdenerwowałam, kiedy doszłam do tego fragmentu. Wydało mi się to naturalnym następstwem zdarzeń, tak po prawdzie. Tylko się smutno uśmiechnęłam, że miałam rację. 10. Kocham Fluttershy. Bo to niedopuszczalne, żeby zamieniony w kucyka Brony nie kochał którejś z Mane 6. Swoją drogą, zastanawiam się, co by było, gdyby takiego przemienionego przerzuciło gdzie indziej niż do Lasu Everfree... Popylałby 500 kilometrów na piechotę, bo akcja koniecznie musi toczyć się w Ponyville? I czemu nigdy żaden tego typu bohater nie obudził się na drzewie / w krzakach / na środku oceanu / pod ziemią (no dobra, to było dość makabryczne, ale czemu nie?) / na dachu budynku / gdziekolwiek indziej? Zalecam to również. Jeśli masz zamiar iść schematem, to odpuść sobie, z tego nic nie będzie. Jeśli nie wiesz, o jaki schemat chodzi, odpuść i idź czytać cudzą twórczość w ilościach hurtowych. W sumie to ostatnie zalecam tak ogólnie, z dobrego serca. Pozdrawiam; ten komentarz nie miał być taki wredny, wybacz. Madeleine
  6. No i co my tu mamy? Nowy rozdział! Fajnie! A więc tak. Przede wszystkim, podoba mi się to, że nawiązujesz w tekście do tego, co znajduje się w komentarzach. To jest naprawdę fajne i cieszę się, morda mi się śmieje, jak to widzę. Widać, że lekko zmieniasz historię na bieżąco, żeby była bardziej wiarygodna. Super. Podobał mi się również fragment, kiedy Fire Sky odkrywa książki, które napisze dopiero w przyszłości - całkiem nieźle wyszły ci emocje, trochę lakonicznie opisane, ale nareszcie widziałam tam jakieś przemyślenia głównego bohatera, jakieś refleksje. No i bardzo fajny pomysł z tymi książkami-z-przyszłości, zawsze lubiłam ten motyw. Przyznam, że kompletnie nie pojmuję tego wątku z córkami, Rarity, Obsydią... Po prostu nie ogarniam. Na początku pojawia się rozmowa Twi z Rarity w prawdziwej rzeczywistości i Twilight jest zdziwiona, że Rare ma dziecko z Fire Skyem. Kojarzę jednak, że w poprzednim rozdziale Rarity głośno o tym mówi... wtedy, kiedy wysyła te komunikaty do innego wymiaru. A nawet jeśli nie mówi, to kurde, jest tam ze swoim dzieckiem i czeka całymi dniami na powrót ogiera, to chyba OCZYWISTE, że nie siedzi tam, bo nie ma co robić w domu, tylko dlatego że gościu wisi jej kasę Fire zrobił jej dziecko. Nie podobał mi się fragment z Fluttershy. Jest dość... bezsensowny. Chodzi o ten moment, kiedy Rainbow Dash zostaje wykorzystana w charakterze "obiektu treningowego". Przede wszystkim - ona jest NIEWIDOMA. Czy naprawdę sądzisz, że niewidomy pegaz jest w stanie tak szybko latać, albo inaczej - czy naprawdę uważasz, że przez te wszystkie lata, kiedy Dash była wykorzystywana jako uciekająca piłeczka ślepa pegaz była w stanie nie zabić się na marmurowych kolumnach? Motyw z traktowaniem niepełnosprawnej przyjaciółki przedmiotowo jest ciekawy, ale wykonanie woła o pomstę do nieba. No i te aluzje do seksu, to masowanie zadu i takie tam... Już bez przesady. Chyba podstawówkę masz już za sobą? Ogólnie jednak zaczynam się wciągać i czekam na kolejny rozdział - przede wszystkim po to, by przekonać się, co z tą Obsydią, która WIE, ale Fire NIE WIE, czemu ona WIE... Liczę na to, że i ja się czegoś w końcu DOWIEM Pozdrawiam! Madeleine
  7. Muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało. W sumie ubolewam nad tym, że poezja w fandomie tak cienko przędzie. Sama za nią nie przepadam, ale kurczę, klecenie rymów jest formą sztuki, którą warto promować, bo jednak trzeba mieć talent, umiejętności i pomyślunek, żeby zrobić to tak, by miało ręce i nogi, a w przypadku braku kończyn - chociaż rytm i fabułę. Tutaj ewidentnie mamy do czynienia z dziełem, który odznacza się wszystkimi należnymi poezji przymiotami. Autor przede wszystkim bardzo dobrze operuje słowem. Nie wszystko było idealnie, czasami rytm się nieco rozjeżdżał i tak, jak zauważył Dolar - miejscami rymy były nieco, jak by to eufemistycznie ująć, wydumane. Niekiedy musiałam się mocno skupić, żeby zrozumieć, co autor miał na myśli, bo zdanie było podzielone w specyficzny sposób (ach, te przerzutnie, ratują rytm, ale i tak są solą w oku recytujących, dlatego ich nie lubię; jednak tutaj jest ich, dzięki bogom, niewiele)... jednak ogólnie - jest bardzo, bardzo dobrze. Jestem osobą, która z poezją trochę się w swoim życiu babrała (nie wiem sama, czy się chwalę czy żalę), więc umiem rozpoznać, kiedy autor ma predyspozycje do tego typu aktywności. Ty masz. Zdecydowanie. Rymy są w znakomitej większości przypadków kunsztowne i nieoczywiste i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że gdyby tekst doszlifować - czytałoby się to równie dobrze co tradycyjny trzynastozgłoskowiec. Brawo. Fabuła, umówmy się, to w tym dziele rzecz drugorzędna. W ogóle w poezji tym, co wysuwa się na pierwszy plan, jest forma, bo rzuca się od razu w oczy... Nieważne. Dążę do tego, że tak czy siak podoba mi się niezmiernie, że w tym wierszydle jakaś fabuła występuje - mamy dobrze opowiedzianą historię z bohaterką, która jest dość rzadko spotykana w fikach. Doskonale się to czytało - liczne opisy były barwne, można było wszystko łatwo sobie wyobrazić, potem dochodziliśmy powolutku do dość dramatycznych wydarzeń... No i ładne podsumowanie całości. Nie no, wykonałeś kawał dobrej roboty, możesz być z siebie dumny. Gdyby nie fakt, że poezja cieszy się taką małą popularnością, namawiałabym cię do pisania więcej tego typu tekstów, bo masz do tego talent. Jednak nie chciałabym, żeby dobre utwory wisiały bez komentarzy, więc może tym razem spróbujesz prozy? Pozdrawiam serdecznie, Madeleine
  8. Już od roku truję autorom tyłek na tym forum <3.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [2 więcej]
    2. Dolar84

      Dolar84

      Święto Lasu. Tudzież Boru.

    3. Madeleine

      Madeleine

      Pierwszy i ostatni, no chyba że znowu za rok. Albo dwa, żeby nie było zbyt często <3.

    4. Dolar84

      Dolar84

      Po czym Made nas zaskoczy nowym statusem za tydzień... :D

  9. Właśnie o tym mówię. Przesada. Głoszenie non stop, że "jestem taki biedny i nikt się mną nie interesuje" uważam za ból plota. Sążnisty. Dla mnie te prośby są do siebie podobne - w przypadku pre-readingu prosisz tak naprawdę o to, by ktoś tekst przeczytał i napisał ci, co o nim sądzi, co można poprawić itd... Co oznacza, że tak naprawdę tak czy siak prosi cię o opinię. Czym taka opinia różni się od zwykłego komentarza w temacie z opublikowanym już tekstem? Ej, ja też chcę osobistego hejtera! :(
  10. W ostatnim ET Poulsen zamieścił artykuł o tym, co go wkurwia w fandomie... A to może ja też napiszę, co mnie wkurwia, żeby ten temat pociągnąć? Jak wiadomo, Polacy to naród, który narzeka. Na drogi. Na służbę zdrowia. Na polityków. Na to, że sąsiadka ma ładniejszy trawnik. Jak wiadomo, Polacy są narodem, który ze swoim narzekaniem nic nie zrobi. Nie złoży skargi na to, że chodniki są nieodśnieżone. Nie pójdzie na wybory, choćby po to, by swój brak poparcia zamanifestować oddaniem nieważnego głosu. Nie zmieni lekarza, chociaż ten, u którego się leczy, to konował. Nie skosi własnego trawnika, żeby wyglądał schludniej i nie zapyta sąsiadki, jakiego nawozu ta używa, że jej ogródek wygląda tak cholernie dobrze. Wśród ludzi tworzących takie zachowanie uaktywnia się pod nazwą "niemamkomentarzyzm". "Nikt nie komentuje moich fanfików. Ale dlaczego nikt ich nie komentuje? Czemu nie jestem sławny? Pies z kulawą nogą się nie zainteresował! Tak bardzo chciałbym mieć komentarze! Dlaczego X, Y i Z mają masę komentarzy dwa dni po opublikowaniu fika, a ja żadnego? To niesprawiedliwe!" Ujawnię teraz straszną prawdę. Ludzi to gówno obchodzi. Nie ty jeden jesteś w tej sytuacji. Jest masa tekstów, które są świetne, a komentarzy nie mają. Bo ktoś inny miał szczęście i dostał opinię zamiast niego, bo inne fiki są popularne, bo to, bo tamto. Takie jest życie. I teraz tak. Jeśli przeszkadza ci ten stan rzeczy, zrób coś z tym, a nie piernicz o niesprawiedliwości świata. On jest niesprawiedliwy po to, żebyś ty mógł ruszyć dupę i coś z tą niesprawiedliwością zrobić. A więc. Nie masz komentarzy, tak? Zależy ci na tym, żeby jakiś twój tekst je dostał, tak? - otwórz buzię. Nie, nie po to, by jojczeć - po to, by poprosić kogoś, żeby tekst przeczytał i wystawił krótką opinię. Zależy ci na komentarzu konkretnej osoby? Napisz do niej. PW nie gryzie. Wiesz, co się może stać najgorszego? Ta osoba ci odmówi. Aaaaa, tragedia! Świat się wali, Boże, a nawet borze, śmierć, zniszczenie, apokalipsa! Tylko że nie. W takim przypadku, uwaga, podpowiadam - piszesz do kolejnej osoby z taką samą prośbą. Trudne, nie? Mogę powiedzieć, że tym sposobem zostałam bardzo skutecznie złapana a sidła "Ścieżek Donikąd", których sama bym chyba nie przeczytała, a które są genialne i cholera, Johnny, piszże kolejny rozdział. - pre-readera sobie znajdź. Albo w temacie do tego przeznaczonym, albo też pisz po ludziach. To naprawdę nie jest trudne. - proś o pomoc znajomych. Jeśli mają internety i korzystają z nich nie tylko do oglądania kotów, niech się wypowiedzą. Że co, że niby opinia kolegów jest niemiarodajna, ty tak nie chcesz, ty chcesz atencji od nieznajomych, bo na to zasługujesz? Nie gardź żadnym komentarzem, bo każdy jest cenny. I przy okazji może zachęcić kogoś spoza grona znajomych do skomentowania. - nie znasz nikogo na forum... Okej, każdy tak zaczynał. Pokręć się trochę, pokomentuj parę tekstów, poczytaj... Nie ma nic złego w napomknięciu we własnym komentarzu, że też coś piszesz i byłoby ci miło, gdybyś otrzymał komentarz zwrotny. Sama tego nie stosuję, bo nie lubię, ale system wymiany jest dobry i nie, nie ma nic uwłaczającego w uprzejmej prośbie o komentarz, zrozum to, do cholery. - reklamuj. Wstaw sobie te twoje czytadła do sygnatury czy coś, chociaż i tak nikt sygnatur nie czyta, co potwierdzi Scyfer. (On: - (...) to tak jak w moim fanfiku. Ja: (wielkie oczy) To ty coś piszesz? On: (facepalm) Mam to w sygnaturze. Czemu nikt nie czyta sygnatur?!) A jeśli już musisz jojczeć - bo każdy czasem musi - rób to w gronie przyjaciół, wśród rodziny, narzekaj matce, siostrze, teściowi, załóż sobie dzienniczek niesprawiedliwości wszechświata i z nim śpij... Ale nie rób tego publicznie. Proszę. Tako rzekłam ja, tak jedna nic nie znacząca. Pozdrawiam, bo ja zawsze pozdrawiam, Made
  11. A ja uprzedzę Ylthin i napiszę pierwsza. Powiem tak - w tym opowiadaniu ciężko doszukać się pozytywów, bo jest słabe. Na jego kiepskość wpływa m.in. fakt, że w życiu nie czytałam tak przewidywalnego tekstu. Są opowiadania, w których to nie przeszkadza, jednak tutaj wszystko jest tak wtórne, że aż bezsensowne. O stronie technicznej się nie wypowiem, może Ylthin to zrobi, bo jest sporo do poprawienia w kwestii przecinków i tego, jak tekst powinien wyglądać. Historia jest wyrwana z kontekstu, nijaka, wszystko jest oczywiste od pierwszych zdań. Najgorsze jest jednak to, że styl jest bardzo przeciętny i że ewidentnie nie radzisz sobie z opisami - jest takie opowiadanie, "Ostatni Element" Hoffmana. Tam też jest wątek z walką - biorą w niej udział Twi, Trixie i Spike. Opisane jest to jednak o niebo lepiej. Inny przykład - dynamiczne sceny walk w twórczości Draquesa. Sztandarowy przykład to fenomenalne "Save Me". Poczytaj, zobacz, jakiego słownictwa oni używają, jak malują sceny, jak pchają akcję. Widać, że jest to pierwszy fanfik i nie ma w tym nic złego. Niestety, widać też że bardzo mało czytasz i to już jest naganne. Samo opowiadanie zdecydowanie nie jest tragiczne, ale jest tak przeciętne i nijakie, jak to tylko możliwe. I tak, zgadzam się z Ylthin, lepiej się nie podstawiać i nie prosić o taryfę ulgową już na starcie, to nie wygląda dobrze. Pozdrawiam i zachęcam przede wszystkim do czytania, a potem do pisania (w takiej właśnie kolejności). Madeleine
  12. SPOILER ALERT! Odkopię sobie. Bo co? Bo mogę! Bardzo mi się ten tekst podoba. Mogę zacytować Hoffmana - jest to dzieło „bardzo ładne”, „nie za długie i nie za krótkie”. Co mi się najbardziej podobało? A, machnę sobie komentarz w formie wyliczanki, bo… też mogę! - pomysł; być może faktycznie jest oklepany, bo cóż - mamy tutaj do czynienia z niezbyt wyszukaną historią miłosną. On bardzo kocha ją, ona bardzo kocha jego, ale nie mogą być razem, bo on biedny, ona z dobrego domu i mezalians jak się patrzy. Tego typu utwory tworzone były na przełomie wieków, obecnie są bardziej znane z banalnych harlequinów niż poważnej literatury… ale zawsze cieszyły się powodzeniem (choć może niekoniecznie na forum, na którym 90% użytkowników stanowią dorośli mężczyźni zainteresowani militariami ). Tutaj ta wyświechtana koncepcja absolutnie nie razi. Miał być krótki, emocjonalny tekst i jest. Bardzo ładnie; - forma; tutaj należy się autorowi suta pochwała - bardzo mi ta forma przypadła do gustu. O ile sam pomysł sprawiał, że tekst był oklepany i nudny, o tyle forma sprawiła, że nagle przestał być taki oczywisty. Brak dialogów, „pamiętnikarski” styl zakrawający na coś podobnego do listów do ukochanej daje wrażenie nie twórczości, którą chce się pokazać światu, ale czegoś osobistego, intymnego. Nienawidzę powieści epistolarnych, tutaj natomiast mamy jeden wielki list do ukochanej i powinnam się krzywić z niesmakiem i niechęcią… ale tutaj to pasuje. I bardzo, bardzo dobrze zostało zrobione; - postaci, świat przedstawiony, wydarzenia; tutaj najlepiej poznajemy oczywiście głównego bohatera - ogiera, któremu złamano serce, ponieważ nie mógł ożenić się z ukochaną klaczą. Niesprawiedliwe, ale prawdziwe… i bardzo życiowe. Narracja pierwszoosobowa była oczywistym wyborem (mamy do czynienia z listem bądź pamiętnikiem!) i świetnie się ją czyta w takim wykonaniu. Dobrze, że opowieść snuta jest przez ogiera - chyba gdyby bohaterką była klacz, łatwo byłoby przegiąć z emocjami i sprawić, że opowiadanie trąciłoby banałem, a tak - jest idealnie. Czuć emocje, ale nie ma ich tak dużo, że aż się robi niedobrze. W ogóle wątek romantyczny poprowadzony bez zarzutów. Do świata nie mam zastrzeżeń - dostajemy wszystko, co mamy dostać, orientujemy się, o co chodzi i zostajemy gładko poprowadzeni przez meandry fabuły. Nie dziwię się wcale, że tekst zdobył miejsce na podium - złożyły się na to forma IDEALNIE współgrająca z tematem, główny konflikt, a także… - powtarzające się zdanie oraz zakończenie; trzeba to przyznać głośno - znowu mamy tu do czynienia z czymś banalnym, czyli powtórzeniem pojedynczego zdania, które w zamierzeniu miało zaciekawić czytelnika, co też będzie dalej, jak do tego doszło, że on to pióro i to zdjęcie trzyma… Wykorzystałeś jednak ten zabieg perfekcyjnie, tak, jak trzeba było (i tak samo jak podział na dni tygodnia, to również dodało uroku; uważam w ogóle, że ten fanfik nie byłby w połowie tak dobry, gdyby był napisany… normalnie, wiesz, z dialogami i w ogóle. Tak jest świetnie). Sama końcówka… no, przewidywalna, ale co z tego? Taka miała być! Tanie romansidło? Być może, ale są emocje, jest wzruszająco, jest forma pamiętnika, jest intymność… Czego chcieć więcej? Dla miłośników romansów to prawdziwa gratka. Bardzo ładne zdanie. W ogóle fik godny polecenia. Pozdrawiam ciepło! Madeleine
  13. SPOILERY SĄŻNISTE. Ten tekst jest bardzo, bardzo dziwny. Może zacznę od tego, że nie mogłam w pierwszej chwili uwierzyć, że autorem jest Malvagio. Nie chodzi o to, że tekst jest zły, wręcz przeciwnie, podobał mi się (kiedy już… przywykłam, ale o tym później). Zwyczajnie jakoś nie pasowało mi to dzieło do tej konkretnej osoby. Na jego miejscu przed oczami miałam innego fandomowego twórcę, a konkretnie Nicza… skojarzył mi się random w jego wykonaniu. No ale nieważne. A więc tak. Ogólny pomysł nie przypadł mi do gustu. Wydał mi się wymuszony - bo konkurs przewidywał herbatniki, to będziemy szukać herbatników. Trochę wydało mi się to bez sensu, ale w sumie w moim własnym tekście rzeczonego herbatnika tak po prawdzie wcale nie było, więc nie mnie to oceniać. Jeśli jednak przymknąć oko na tego herbatnika (który mógłby być równie dobrze melonem albo podpaskami Always Na Noc Ze Skrzydełkami), to sam tekst czytało się doskonale. Styl. Właśnie ten element sprawił, że się dziwiłam. I to mocno. Jakiś taki inny od tego, do którego się przyzwyczaiłam, ale nie zły, po prostu odmienny. Ciekawy, intrygujący, z fajnymi spostrzeżeniami, po prostu… randomowy. Jeśli chodzi o oś fabularną - poszukiwania ciastek zakończone w Piekle przypadły mi do gustu. Malvagio chyba specjalnie napisał tekst, który przy każdej stronie miał za zadanie coraz bardziej konfundować czytelnika - „dobra, to jest zryte kompletnie, co jeszcze bardziej zrytego ten człowiek wymyśli?”. Nie przeszkadzało mi to ani trochę. Główny bohater. Nie no, tutaj miałam z kolei przed oczami Cheese Sandwicha. I nieważne, że twój ogier ma brodę i generalnie z kochankiem Pinkaminy Sandwichem nie miał nic wspólnego - widzę tego urwipołcia i już. Fajnego huncwota stworzyłeś, muszę ci przyznać. Chaotyczny, nierozgarnięty, charakterem podobny do Pinkie - trochę jej męska wersja, ale taka bardziej wysublimowana. Wszelkie jego refleksje i ogólny „nieład myślowy” były urocze i parę razy serdecznie się roześmiała, a wiele - szeroko uśmiechnęłam. Właściwie ten jeden bohater fabułę napędza, ciągnie, pcha do przodu i on jest jej najmocniejszym punktem. Zakończenie. Nic specjalnego, można było się go domyślić… prawie tak samo, gdyby klacz rzuciła na koniec pobłażliwie: „Tak, tak, Tartar, oczywiście mój drogi… Następnym razem weź pół dawki”. Jedno z tych dwóch zakończeń było absolutnym pewnikiem - w sumie cieszę się, że wybrałeś swoją wersję, jest trochę mniej oklepane… chociaż nie tak śmieszne jak reszta tekstu. Ogólnie dobra komedia, warto przeczytać, żeby zobaczyć, jak Mal radzi sobie z randomem (radzi sobie… jak z każdym tagiem do tej pory) i żeby zapoznać się z czymś niecodziennym. Pozdrawiam serdecznie, Madeleine
  14. Pora zaspamić Dolarowe poletko niezobowiązującymi opowiadankami pisanymi na działowe konkursy świąteczne! (On i tak ma teraz na głowie inne rzeczy, a nawet, ekhm, ekhm, RZECZY, więc nie zwróci uwagi.) Teczka [slice of Life] [One-Shot] [Comedy] Liczba stron: 12 Liczba słów: >5000 Opis: Wigilia za pasem, wszyscy dawno rozjechali się do domów, a Spitfire wciąż tkwi w Akademii, szukając zaginionej teczki z Niezwykle Ważnymi Dokumentami. Wszelkie komentarze mile widziane .
  15. Tekst z XIII edycji Dolarowego Konkursu Literackiego. W tej wersji jest to, czego brakowało w tamtej... jakieś dodatkowe 1500 słów. (Dolcze, limity słów to zło. Hm, czy ja już tego nie mówiłam jakieś... pięć miliardów razy? A, to powiem jeszcze raz: Dolcze, limity słów to ZŁE ZŁO.) Sok pomidorowy [sad] [slice of Life] [Confession] [One-Shot] Opis: W pubie Iron Horse zjawia się gość, dla którego rozmowa z barmanem staje się okazją do osobistej spowiedzi. Liczba słów: >3000. Liczba stron: 7 Wszelkie komentarze mile widziane .
  16. Krótkie, radosne (mam nadzieję), lekko komediowe opowiadanko z działowego konkursu. Zamówienie [One-Shot] [slice of Life] Opis: Po wyjątkowo zapracowanym przedświątecznym okresie jedyne, o czym marzy Bon Bon, to spędzić Święta Zjednoczenia we względnym spokoju... co, rzecz jasna, nie jest jej dane. Liczba stron: 15 Liczba słów: >6000 Wszelkie komentarze mile widziane .
  17. O kurczę. Powiem tak: przeczytałam twój tekst. Przeczytałam tekst "Schematyczne Fanfiction". Zrozumiałam różnicę między humorem wymuszonym i niewymuszonym, między opowiadaniem będącym jednym wielkim nieskładnym bełtem i opowiadaniem o wyważonym humorze z elementami dobrze wkomponowanego w całość randomu. Twój tekst zalicza się, oczywiście, do drugiej kategorii. Czytało mi się to wyśmienicie; bardzo lubię twój styl, co mogę stwierdzić po przeczytaniu tych dwóch tekstów od ciebie, które do tej pory przeczytałam. Bardzo dobrze "manewrujesz" warsztatowo - zachowujesz harmonię między dialogami, didaskaliami i opisami... wszystko jest na swoim miejscu, nie ma dłużyzn, a całość pochłania się w trymiga. I wiesz co? To było naprawdę zabawne! Uśmiałam się jak głupia - misiek komunista, renifer z grzybami i Daring Do pijąca wódkę, bo co innego jej zostało... no i kapitaliści. I rakietowy silos. Nie no, coś pięknego. Powiem ci, że na początku nie byłam przekonana, myślałam, że to jedna z tych durnych randomowych komedii, których nie cierpię, że wszystko tu będzie chaotyczne i będziesz starał się wrzucić do tego tekstu tyle "śmiesznotek" i "zabawnych" rzeczy, że mi się żyć odechce... ale nie. To jest dobre, odpowiednio wyważone, poukładane, logiczne, jedno wynika z drugiego... Styl dodaje uroku, a bohaterowie są bardzo autentyczni w swoich reakcjach. Ich język to absolutne cudo, szczególnie bluzgi Daring Do, dokładnie tak ją sobie wyobrażam! No i jeszcze ten zalatujący z rosyjska niedźwiedź! Tak, tak, tak! Każda postać ma charakter i to idealnie oddany... No i pomysł z dostarczaniem prezentów przez Daring i jeszcze scena z Mikołajem, który jest pijany... Mogłabym cytować z tego tekstu i cytować i pewnie ten komentarz byłby długi jak stąd do Paryża. "Czemu sań nie prowadzi Mikołaj? Bo jest pijany. Wcześniej jakoś mu to nie przeszkadzało" Mała perełka. Świetna komedia i bardzo, bardzo dobre postaci i w ogóle wszystko. Brawo. Pozdrawiam, Ubawiona Made
  18. O matko, to ciągłe jojczenie co poniektórych "nie mam komentarzy, nie mam komentarzy, czemu nikt nie komentuje" jest nawet nie irytujące. Określiłabym to innym słowem, zaczynającym się na w i kończącym się na kurwiające. Nie ma to nie ma, pogódź się z tym, reklamuj, proś o atencję, znajdź sobie znajomych, którzy skomentują albo pre-readerów (tak, to jest możliwe, wbrew pozorom), którzy potem wystawią krótką opinię... ale nie narzekaj, jak bardzo cię los skrzywdził. To jest naprawdę... poniżej poziomu. I tutaj dochodzimy do konkluzji, że żeby napisać dobre opowiadanie, trzeba mieć talent, a żeby napisać złe... też trzeba mieć talent. Nie, to opowiadanie nie umywa się do przykładów podanych przez Pillstera. "Czarny Polak z Ponyville" podobał mi się średnio, bo było w nim trochę za dużo - jak na mój gust - randomu wziętego z tyłka, ale mimo wszystko Cahan napisała coś, co było w miarę poukładane, co miało jakiś cel, co trafnie wyśmiewało pewne rzeczy. Do "Najbardziej sztampowego fanfika na świecie" toto się nawet nie umywa, dla mnie to opowiadanie jest absolutnym majstersztykiem, jeśli chodzi o tego typu teksty i porównywanie "Schematycznego fanfiction" do "Najbardziej sztampowego..." ze świetną historią, doskonałym bohaterem i rozpisaną z pomyślunkiem akcją jest dla mnie nieporozumieniem. Nie uśmiechnęłam się ani razu podczas lektury. W miejscach, które miały wywołać u mnie salwy śmiechu, krzywiłam się z niesmakiem. Musiałam wyglądać pocieszne, czytając to - wykrzywiona jak po zjedzeniu cytryny. Pewnie po zapoznaniu się z tym komentarzem napiszesz odpowiedź, jak bardzo o taką reakcję ci chodziło - a guzik prawda. Chciałeś napisać coś tak randomowego, żeby wszyscy się śmiali i chwalili, jak bardzo to jest randomowe i jak bardzo jesteś zdystansowany do swojej twórczości i w ogóle och i ach. Ale nie wyszło, ten tekst jest bezsensowną papką bez ładu i składu, niemającą nic wspólnego z twórczością literacką. Ale podobały mi się te subtelne nawiązania i do literatury w ogóle i do twórczości fandomowej. Całkiem ładne i na swój sposób urocze, bo nie waliły po oczach jak żarówy. Cała reszta - do chrzanu i jeśli ja kiedykolwiek wpadnę na pomysł, żeby napisać coś takiego wyłącznie z frustracji... to chyba z mostu skoczę, że coś takiego mi w ogóle do głowy przyszło. Pozdrawiam! Madeleine Tak Bardzo Nie Znająca Się Na Dobrym Randomie
  19. Rozdział jest naprawdę zacny. Nie mogę powiedzieć, że podobał mi się jakoś wybitnie albo że zbliżył się do poziomu Najlepszego Rozdziału Do Tej Pory (nie pamiętam, czy pisałam tak pod poprzednim czy jeszcze wcześniej), ale czytało się to wyśmienicie i wciągnęło niczym bagno (cytując Pewnego Pana Którego Nick Ścina Krew W Nieopierzonych Debiutantach Nieogarniających Tagów Obowiązkowych). Rozdział całkiem długi jak na twoje standardy i cóż, od razu przyjemniej się zagłębić w coś, co nie jest kwitem z pralni. Bardzo podobała mi się akcja - podzielenie tego na kilka części (domyślam się, że dwie, skoro tutaj mamy do czynienia z trzema bohaterkami) było naprawdę dobrym pomysłem. Mamy tutaj opisane jedne wydarzenia z perspektywy kilku postaci, uwielbiam ten zabieg! Szczególnie kiedy jest zrobiony tak... dobrze. Rarity - jak zawsze uwodzicielska, wdzięczna, a tutaj na dodatek troskliwa, dbająca o rodzinę i przy okazji nie bezbronna. Fluttershy - najbardziej nijaka, ale nie tylko tutaj, tylko tak ogólnie, więc to nie twoja wina, że część z nią przypadła mi do gustu najmniej. Mogę jednak powiedzieć, że spotkanie z Zecorą to jeden z najlepszych momentów rozdziału - po pierwsze, te dwie bohaterki idealnie się uzupełniają, po drugie, podoba mi się koncept z wilkami i okiełznaniem ich przez znającą się na magii zebr Zecorę. No i jesteś jednym z niewielu, którzy potrafią rymować tak, żeby nie brzmiało debilnie. Wypowiedzi Zecory u ciebie wyglądają profesjonalnie, tak jakby były wyjęte z serialu. Super. Z innych fajnych rzeczy - ci, którzy do tej pory stali "przeciw" bohaterom nagle im pomagają. Zdezorientowanie Rarity, kiedy dociera do niej, że musi zaufać Diamentowych Psom, swoim niegdysiejszym oprawcom i porywaczom oraz zdumienie Flutter, że patykowilki (bogowie, ta nazwa tak bardzo, tak bardzo się tłumaczom nie udała) nie są wyłącznie bestiami - doskonale ujęte. Najlepszy fragment, jak wspomniałam wcześniej - albo i nie - to część z Pinkie Pie. Normalnie nie lubię robienia z niej "dziecka" - wkładania jej w usta pacholęcego szczebiotu, czynienia jej rozmyślań infantylnymi... ale tutaj to pasuje ogromnie! Fenomenalnie to zrobiłeś - "Nie powinna była jeść tego ciasta, pani Cake powiedziała, że będzie tego żałować, to na pewno przez nią" - no cudne po prostu! Nie wyobrażam sobie tej postaci w tym opowiadaniu opisanej w inny sposób! Słodka, niewinna, dziecinna Pinkie, tak różna od swoich przyjaciółek! Roześmiałam się przy opisie piwnicy u Rarity. Serio, panele i piękny umeblowany pokój? W piwnicy? Ja wiem, że ludzie mieszkają pod poziomem gruntu, ale kurde, w piwnicy trzyma się ogórki, a nie ozdobne mebelki i piękną boazerię... Wilgoć, u diabła! Grzyb! Ja nie wiem, nie wiem. Ale i tak rozdział jest doskonały i czekam na kolejną trójkę. Pozdrawiam! Madeleine
  20. O, kolejny rozdział. Cudownie, nadrobiłam sobie od razu dwa i o wiele lepiej mi się będzie komentować, bo dłuższy tekst zawsze komentuje się nieco lepiej. A więc tak - podoba mi się bardzo, że starasz się tuszować albo naprawiać błędy fabularne, które ci wymieniłam w poprzednim komentarzu. Wyjaśniłeś, jak to się stało, że Twilight mieszka w tej nieszczęsnej bibliotece - wytłumaczenie to jest... dziwaczne, ale ważne, że jest. Okazuje się, że szanowna jednorożko-pegazka wcale nie jest w tej alternatywnej rzeczywistości aż tak ważną personą, jak mogłoby się wydawać. Jeśli chodzi o inne wątki: oj, ależ ty mieszasz z tymi relacjami rodzinnymi! To jest jakaś masakra, gubię się w tym. Główny bohater już teraz jest ojcem połowy źrebiąt w mieście, a przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Podoba mi się, że ma z Rarity synka na boku - Obsydiana kojarzę chyba z innej opowieści... taaaak, coś o Manehattanie i o Rarity (czemu już tego nie piszesz?). To całkiem fajny pomysł. I znowu - kurczę, naprawdę zaczyna do mnie przemawiać to lawirowanie między historiami osadzonymi w jednym uniwersum. Masz swój świat i przynajmniej konsekwentnie się go trzymasz, a jak już czytelnik się do niego przyzwyczai, to naprawdę nie jest tak źle. Taaak, Ten Fanfik to naprawdę Zmora Fikcji, gratuluję dystansu, przynajmniej się do tego przyznajesz . Najważniejsze, że kolejne już nie są takie złe. Mamy jeszcze wątek z Obsydią, która jest "córką" Rarity i Fire Skya, a tak naprawdę to podróżniczka w czasie... oj, matko, nie ogarniam tego. Naprawdę nie wiem, po co jest ten wątek i mam nadzieję, że będzie odgrywał jakąś rolę w tym wszystkim, bo znów mam wrażenie, że pakujesz mnóstwo do jednego worka i bełtasz w tym bez ładu i składu (i potem powstają takie z tyłka wzięte wątki o niczym istotnym, które zabijają radość z lektury). Mamy również wyzwanie Tenderhoofa... Nie potrafię rozgryźć, dlaczego on zaproponował akurat Zawody Żelaznego Kucyka - po pierwsze, to osoba, którą się wyzywa na pojedynek, ma prawo wybrać dziedzinę, a po drugie - nawet jeśli Tenderhoof miał wybierać, nie mogę sobie wyobrazić, że wybrał coś tak związanego z aktywnością fizyczną, skoro i ty kreujesz go na takiego lalusia i narcyza... Chyba nie ma u ciebie zbyt dobrej kondycji? Sam chce przegrać czy jak? Może AJ mu się jednak nie podoba? (I wiesz co... pojedynkowanie się o klacz. Nie, o OŻENEK Z KLACZĄ. Naprawdę zalatuje mi to średniowieczem! Ja podpowiem: AJ też ma coś do powiedzenia. A nie, zapomniałam, ją wiąże drobny druczek na nierozerwalnej umowie podpisanej przez jej ojca .) Dalej: wątek z Fluttershy. O, to mi się akurat podobało. W sensie, zmieniona historia jej znaczka, to, co się w twoim alternatywnym świecie stało z Rainbow Dash... To są fajne bohaterki, nieźle ci wyszły. Podoba mi się, jak Flutter się zachowuje, że jest taką, nie przebierając w słowach, twardą suką. Kompletnie jednak nie rozumiem idei "treningu w jeden dzień"... Jak ona chce zrobić z niego siłacza w tak krótkim czasie? Tylko go zmęczy i wcale tych zawodów nie wygra. Skoro i tak ma dobrą kondycję, jak przyznała sama Flutteshy, to jedyne, co powinien zrobić Sky, to wyspać się, najeść, następnego dnia tuż przez zawodami rozgrzać i... ruszyć do rywalizacji. Z zakwasami będzie mu się gorzej pojedynkować. No i na koniec - pomysł z taśmą z "innego wymiaru". Fajny, nie powiem. Podobała mi się ta scena, kiedy Tamta Twilight wyjaśnia Tej Twilight, co się wydarzyło i prosi, by zaopiekować się Fire Skyem i odesłać go do domu. Aczkolwiek relacje między Tamtą AJ i Tamt Rarity znów są... dziwaczne. One wszystkie tam mają dzieci z Fire Skyem, heh. On jest u ciebie niemal jak Lord Voldemort z fandomie Potterowskim - różnica polega na tym, że twój ma ogólnie masę dzieci, a Lord Voldemort ma masę córek. Ale jestem dobrej myśli. Fajnie, że nie porzuciłeś tego opowiadania, co ci się zdarza, z tego co widziałam. Pisz dalej, przyznaję, że mnie nawet wciągnęło... a za urwanie w tym momencie należy ci się pręgierz. Tak nie można! Pozdrawiam, Madeleine
  21. Eeeee... To już? To jest całe opowiadanie? Tych kilka akapitów? A więc tak: - zbyt lakoniczne, brak opisów, wszystko dzieje się zdecydowanie zbyt szybko; - pomysł jest zalążkiem na dobry Slice of Life, ale zdecydowanie brakuje ci warsztatu i w ogóle wszystkiego; - konkluzja, czyli dlaczego Pinkie nie mogła zasnąć, jest nieciekawa i banalna; - Pinkie Pie poszła sobie w środku nocy do biblioteki. W środku nocy. Przez miasto sobie spacerowała. No błagam, ja na jej miejscu wybudziłabym się już całkowicie, chyba że Ponyville jest tak bezpieczne, że można o drugiej sobie popylać ciemnymi uliczkami bez cienia strachu... - kolejne sposoby wykorzystywane przez Pinkie Pie, żeby zasnąć - to mogło być opisane lepiej, lepiej, lepiej... i wszystko już było, wszystko jest takie oklepane! - warsztat... brakuje ci go zdecydowanie; - pozytywem jest to, co powiedział Dolar: mogę się z tym zgodzić. Nie ma aż tak źle, a to ma związek z kolejnym punktem, a konkretnie: - dobrze, że wybrałeś sobie lekką, niezobowiązującą tematykę, którą trudno schrzanić. Gdybyś próbował napisać coś górnolotnego albo o ciężkim, przytłaczającym klimacie... no, tego. Może po prostu na razie nie próbuj. Trening czyni mistrza, jak to mówią. Na początek radzę poćwiczyć opisy... a raczej wyrobić sobie nawyk ich wplatania do tekstu. Masz tworzyć historię, a nie pisać streszczenie - pamiętaj o tym następnym razem. Pozdrawiam! Madeleine
  22. Kojarzę to opowiadanie, czytałam je już wcześniej, zanim przeszło rewitalizację. Pamiętam, że wtedy nie przypadło mi do gustu... teraz też mogłoby być lepsze, ale mogę powiedzieć, co się poprawiło: - z tego co kojarzę, tamto było o wiele bardziej lakoniczne, tutaj natomiast tempo nieco zwolniło i czyta się to lepiej; - jest to przyjemny Slice of Life; nie wiem, jak bardzo ingerowałeś w treść, ale tamta wersja, czytana przeze mnie wieki temu, wydawała mi się nudniejsza, a to czyta się całkiem płynnie. Jeśli zmieniłeś jedynie formę, to muszę przyznać, że tekst zyskuje za kolejnym czytaniem (albo po prostu za pierwszym razem czytałam, nie wiem, w środku nocy albo cuś); - relacje między bohaterami - podoba mi się taka rodzinna wizja; co prawda samo zjednoczenie familii mogło być opisane lepiej, bo w tej formie to wygląda tak, że jedna ckliwa przemowa wnuczki AJ pogodziła członków rodziny, którzy oddalali się od siebie przez lata... - zakończenie jest bardzo, wybitnie cukierkowe i baśniowe. Wszystko skończyło się happy endem i każdy jest super szczęśliwy w kochającej się, wielkiej rodzinie Apple'ów; niby okej, ale gdyby to trochę rozwinął przy końcówce, ten róż nie byłby aż tak skondensowany i nie waliłby tak po oczach; - sama idea, żeby główną bohaterką uczynić AJ oraz jej wnuczkę - tak, kupuję taką wersję rodziny, w sensie tę przewijającą się przez cały tekst. Kochają się, owszem, szanują, ale już trochę o sobie zapomnieli, niektórzy są zżyci, inni mniej, bracia się rozjechali, siostry powychodziły za mąż... to jest bardzo normalne, codzienne i tak się dzieje naprawdę w rodzinie. Może dlatego końcówka wydała mi się przesłodzona. W każdym razie: kolejne opowiadanie z twojego uniwersum i chyba jedno z bardziej udanych. Nie jest to wybitny tekst który zaprząta pamięć czytelnika przez tygodnie po lekturze, ale jako niezobowiązujący SoL sprawdza się całkiem nieźle. Pozdrawiam! Madeleine PS Cholera, to dziwne, ale naprawdę po przeczytaniu sceny opisującej śmierć AJ i jej męża zaczęłam się zastanawiać, jak ja bym zareagowała, gdybym się obudziła pewnego dnia i odkryła, że obok mnie leży nieboszczyk...
  23. Mogę odkopać? Mogę, mogę, mogę? Zniknij z forum na dwa tygodnie - nie dość, że odkopią ci fika starego jak świat, to na dodatek twój nick pojawi się w pewnej dyskusji średnio dwa razy na post. No proszę, proszę. A, to ja też się wypowiem, bo czemu nie? 1. Zabawne jest to, że w kontekście twórczości Mala zawsze pojawia się obok niego moja skromna osoba. I jeszcze śmieszniejsze jest, że moja skromna osoba występuje w tym kontekście zawsze jako, hm... przeciwwaga? Dziwne i osobliwe. 2. Twórczość Malvagia zasługuje na pochwały, bo jest dobra. 3. Mordeczu, twojego podejścia do komentowania i recenzowania nie rozumiem, nie rozumiałam i nie będę rozumiem. Nie mam pojęcia, co tobą kieruje, że "z zasady nie wypisujesz pozytywów opowiadań", uważam za smutne to, co robisz, ale skoro chcesz, to nikt nie ma prawda ci zabronić. Uważam, że każdy ma prawo do wyrażania swej opinii w taki sposób, w jaki chce... niezależnie od tego, jak ta opinia wygląda. Może się to komuś nie podobać, może uznać Mordecza za osobę niewiarygodną jako recenzenta (sama zresztą uważam, że szanowny Mordecz robi WSZYSTKO, żeby za niewiarygodnego uchodzić, duh!), ale zabronić mu podobnego procederu - nie (ach, ta pieprzona demokracja i jakieś wolności-srości!). 4. Kraina Hipokryzji . 5. Mordecz boi się, że jak teraz zawsze zachowywać się jak człowiek, to ludzie przestaną zwracać na niego uwagę . Kurczę, pierwsza próba i już taka gównoburza! 6. A ja wiem, kto powinien ruszyć tyłek i się w temacie wypowiedzieć, ale ten ktoś tyłka nie ruszy, bo się nie angażuje i w ogóle jest na nie, a ja jestem złośliwą prukwą, że o tym wspominam, ale przecież to forum to i tak jedno wielkie Kółko Wzajemnej Adoracji . Pozdrawiam serdecznie! I ja Mordecza lubię, mimo że jest upierdliwy i z uporem maniaka nie pisze o pozytywach opowiadań chyba że są to opowiadania Malvagia . Madeleine PS A tak serio, czemu nikt nie zwracał wcześniej uwagi, kiedy Mordecz pisał pozytywne słowa na temat jakiegoś fika? Bo przecież mu się zdarzyło... tak?
  24. Autor wie już, co sądzę o tym tekście, więc chciałam jedynie zasygnalizować, że przeczytałam, że polecam, że zachęcam i w ogóle jestem na tak. Irwin już w sumie wypisał, co jest w tym dziele najlepsze - opisy, spotęgowanie emocji... dla mnie osobistym faworytem jest scena pierwsza - czyli bohater budzący się rano w okropnym bólem głowy i siermiężnym kacem nie tyleż fizycznym, co moralnym. To chyba podobało mi się najbardziej - że kac tutaj nie jest czymś oczywistym, że Malowi dało się okrasić ten tekst sporą dawką dramatyzmu (na swoją modłę, że tak to ujmę). Wiedziałam, że nie napisze na konkurs o kacu-mordercy komedii. Nie myliłam się - to nie byłby Mal, nieprawdaż? Autor komedie pisać umie, ale teksty o ciężkim, przytłaczającym klimacie wychodzą mu równie dobrze (chociaż nie mogę powiedzieć tego na pewno, bo tych pierwszych Mal dostarcza w detalu, a tych drugich w hurcie). Bohater okazał się ostatnią świnią, która postąpiła niesłusz... albo nie. Właściwie to nie wiadomo, jak postąpiła - czy to, co zrobił ogier, było słuszne czy nie. Dla niego może tak... w pierwszej chwili. Ale gdyby był tak święcie przekonany, nie musiałby leczyć psychicznego kaca. Jednak wyrzuty sumienia potrafią pływać i nie utoną w żadnym alkoholu. Perfekcyjne ostatnie zdanie. Idealne. Dobry tekst, który z pewnością zasłużył na miejsce na podium. A z takich banalnych rzeczy - jak zawsze dopracowany, bezbłędny i dobrze wykonany. Jak zawsze świetnie sformatowany i kurde, niechże się inni uczą, jak powinien wyglądać tekst do czytania na monitorze, bo niektórym sprawia to trudność, nie wiedzieć czemu. Kolejne udane dzieło Mala, które czytałam z przyjemnością. Pozdrawiam! Madeleine
  25. Szczęście i tyle. A żeby nieco rozwinąć temat - świat wykreowany na potrzeby "Save Me" jest naprawdę doskonały. Tak, jak napisał Kredke - tutaj wszystko jest na swoim miejscu, ponadto jest to uniwersum w pewien sposób innowacyjne, bo kucyki i ludzie żyją w nim obok siebie od wieków w pokoju (większym bądź mniejszym, ale jednak) i jest to fajna odmiana od tego, "czym karmi nas na co dzień fandom", że bezczelnie zacytuję Pewnego Pana Z Tego Forum (ale i tak cię uwielbiam! ). Nie wiem, co dokładnie wpłynęło na popularność tego konkretnego tekstu, ale wiem na pewno, co spowodowało, że jest dobry: warsztat i styl, który ci się znacznie poprawił - "Save Me" doskonale się czyta; świat przedstawiony, o czym już napisałam; wreszcie mój konik - bohaterowie, którzy są perfekcyjni w swojej odmienności, zgryźliwości, czasem samotności, a czasem wręcz przeciwnie... zresztą, wiesz to wszystko, bo pisałam o tym chyba przy okazji każdego komentarza pod tym opowiadaniem. No i narracja. Twoja narracja pierwszoosobowa to najlepsza pierwszoosobówka, jaką dane mi było czytać. Sama nie piszę tak fanfików i cóż, w sumie powinnam ci podziękować za lekcję warsztatu, bo naprawdę można się tego od ciebie nauczyć. Ale najpierw trzeba stworzyć bohatera będącego własną kalką... co ci się chyba udało. Jeśli chodzi o "One Last Day"... taaaak, klimat jest, ulubieni bohaterowie są, zakończenie idealnie podsumowujące całość - odhaczone... Nie jestem jednak pewna co do tego tekstu. Niby wszystko na swoim miejscu, a jednak nie czytało mi się tego tak dobrze jak poprzedniego dodatku oraz oryginalnego "Save Me". Miłe sceny rodzajowe, końcówka bardzo dobra, a jednak tym razem bohater mnie irytował. Bo on bywa irytujący, wiesz? I tak, kiedy przeczytałam fragment o tym, że "Maks, powinieneś wyjść do ludzi", pokiwałam energicznie głową i dodałam: "tak, do cholery ciężkiej i jasnej promienistej, powinieneś". Maksa z "Save Me" lubiłam, tutaj wydał mi się przesadzony. Jakiś taki... przegięty, żeby był bardziej Maksem niż był. No i te jego rozważania o tym, "jak bardzo nienawidzi ludzi i dlaczego"... Nie kupuję tego. To nie są powody. To nie są dobre powody. O ile w "Save Me" wierzyłam w to, to tutaj miałam wrażenie, że Maks jojczy i ma ból dupy. I to taki solidny. Nie wiarygodne psychologicznie mazgajstwo, żeby usprawiedliwić swój izolacjonizm. (Taaaa, użyłam tego jakże trudnego słowa wyłącznie dlatego że pojawiło się ono na moim dzisiejszym egzaminie, lol, jaka jestem intelektualnie wysoka!) Lubię "Save Me". Zasłużyłeś na Epic. Nie pisz więcej dodatków. Pozdrawiam serdecznie! Madeleine
×
×
  • Utwórz nowe...