Skocz do zawartości

Arkane Whisper

Brony
  • Zawartość

    864
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Arkane Whisper

  1. Muszę przyznać, iż mam mieszane uczucia co do końcówki tego opowiadania. Otóż, wiem, że chyba jest to możliwe, ale trudno mi wyobrazić sobie taką sytuację, a przez to wczuć się w nią. Owe zakończenie sprawiło, że zadałem sobie pytanie: czy taka sytuacja może mieć miejsce w rzeczywistości? Jeśli tak (a tak zakładam), to tego nie rozumiem, znaczy takiego zachowania (nie będę pisał jakiego, aby nie psuć nikomu przyjemności z czytania)... ale ja wielu ludzkich zachowań emocjonalnych nie rozumiem Opowiadanie czytałem w wersji konkursowej, a teraz tylko zerknąłem czy coś się zmieniło. W każdym razie, jest ono ciekawe, koncepcja interesująca, a samo wykonanie dobre (zdanie osoby, której techniczna strona opowiadań jest zwykle dziwna, bierzecie to pod uwagę ). Jedna tylko uwaga... właściwie to dwie. Dialogi są w formie wypunktowania. Nie wiem, czy to tak ma być, ale dla mnie nieco dziwnie to wygląda, aczkolwiek nie przeszkadza. Po drugie, lepiej by wyglądało, jakbyś wyjustowała tekst. Czytelniej, moim skromnym zdaniem. Polecam i czekam na kolejne opowiadania
  2. Wybaczcie, iż nie odpisywałem, ale zajęty byłem. Masz słuszność, Phoenix13, nie umiem zbytnio tłumaczyć własnych myśli Z tym prawdopodobieństwem także masz rację, po przemyśleniu sprawy przyznaję, mój błąd. Ale liczy się nie tylko długość hasła, lecz także ilość możliwych wartości, jakie przyjąć mogą poszczególne elementy ciągu. W przypadku binarnego ciągu, jedynie dwie. Argon39, odsyłam do prawa wielkich liczb, jeśli chodzi o loterię. Tam jest odpowiedź na twoje twierdzenie dotyczące loterii, a nie chce mi się ponownie tego pisać. Natomiast co do superpozycji i fali prawdopodobieństwa, to MordoTyMoja ma rację. Szansa jest niezerowa, ale nieskończenie mała. Szansa dla drobiny pyłu jest nieskończenie mała, a co dopiero dla człowieka tudzież jeszcze większego obiektu.
  3. "The Last Unicorn", bajka mojego dzieciństwa (jedna z wielu, oczywiście). Ile razy ja to oglądałem, to nawet nie zliczę, a piosenki w dalszym ciągu znam prawie na pamięć; a przynajmniej melodie wszelkie zanucić potrafię. Eh, ta nostalgia Chyba wiem, co dzisiaj będę oglądał wieczorem
  4. Panowie. Każde losowanie osobno, owszem, posiada dokładnie taką samą szanse na wynik 0, jak i 1 (będę się posługiwał nimi, nie zaś 1/2, -1/2, ponieważ jestem przyzwyczajony do bitów ), jednakże biorąc pod uwagę całościową liczbę losowań, szansa na uzyskanie pośród nich konkretnego wyniku wzrasta, w miarę losowania. Czyli: Jeżeli mamy 10 losowań, to w każdym losowaniu z osobna istnieje 50% szans na uzyskanie 0 lub 1, ale jeśli chcemy uzyskać konkretny wynik (załóżmy, iż 1), to w dziesięciu losowaniach istnieje większa szansa wystąpienia przynajmniej raz 1, niż w jednym losowaniu. Rozumiecie? Odnosząc się do mojego przykładu. Poszukiwałem ciągu 5-elementowego, złożonego z 0 i 1 (nieważne jak zorganizowanych), pośród 1 000 losowań. Każde losowanie 5 cyfr, miało 50% (tak po prawdzie to mniej, z racji ilości kombinacji 5-elementowego ciągu. 50% występuje jedynie w przypadku dwóch możliwych wyników, ale to takie uproszczenie, mam nadzieję, że nie macie mi go za złe ) szans, że wylosowany zostanie poszukiwany ciąg, lecz 200 losowań (po pięć cyfr każde), daje większą szanse wylosowania poszukiwanego ciągu, niż pojedyncze losowanie. Inaczej, pośród tego tysiąca wylosowanych cyfr, istnieje szansa wyższa niż 50% znalezienia poszukiwanego ciągu cyfr. To się odnosi także do loterii. Im więcej razy bierzemy w niej udział, podstawiając (załóżmy) zawsze te same cyfry, tym bardziej rośnie prawdopodobieństwo trafienia. Oczywiście prawdopodobieństwo będzie niskie, jako że na starcie mieliśmy małe szanse trafić (biorąc pod uwagę liczbę możliwych kombinacji), więc potrzeba by naprawdę wielu (bardzo wielu) losowań aby osiągnąć je w granicach blisko 50% chociażby. Po drugie natomiast, prawdopodobieństwo nigdy nie osiągnie 100%, może jedynie się do nich zbliżyć. Statystyka się kłania, Panowie Poza tym, prawo wielkich liczb (twierdzenie matematyczne, podkreślmy), które mówi, iż przy dostatecznie dużej liczbie prób (w naszym przypadku losowań), prawdopodobieństwo wystąpienia konkretnego zdarzenia losowego (w naszym przypadku konkretnego ciągu binarnego), jest dowolnie bliskie 100%. Oczywiście nie brzmi ono dokładnie tak, ponieważ piszę z pamięci, lecz sens został zachowany. Twierdzenie matematyczne, więc matematyka stoi po mojej stronie, Panowie Odniosę się jeszcze do wypowiedzi Argona39. Otóż, dobrze to scharakteryzowałeś, jednakże chciałbym tylko dorzucić, iż nazywa się to superpozycją cząstki. Przed dokonaniem pomiaru cząstka znajduje się jednocześnie we wszystkich możliwych stanach. Dokonanie pomiaru "wymusza" na cząstce przyjęcie konkretnego stanu (załamanie funkcji falowej), lecz po pomiarze, cząstka, powiedzmy, "powraca" do superpozycji, dzięki czemu następny pomiar może dać ten sam, lub inny wynik. Istnieją wzory, dzięki którym można obliczać prawdopodobieństwo zaobserwowania konkretnych stanów cząstki, więc można starać się przewidzieć wynik obserwacji. Wiem, że to bardzo ogólne wyjaśnienie, ale oddaje sens. Jak to gdzieś czytałem: w fizyce kwantowej nic nie jest pewne, są jedynie prawdopodobieństwa Nawiązując do powyższego, kiedy kładę się spać, istnieje 99,(9)% szansa, że następnego dnia obudzę się w tym samym łóżku (biorąc pod uwagę, oczywiście, jedynie możliwość samoistnego przemieszczenia się kwantowego, że tak to nazwę), ale pewności nie mam Co do szyfrowania natomiast. Zawsze jednakże, jak można zauważyć, istnieje niezerowa szansa uzyskania ustalonego przez nas ciągu. Im więcej losowań natomiast, tym większe prawdopodobieństwo. Ja ustaliłem krótki ciąg, ponieważ to miał być prosty test, ale przy wyraźnie mniejszej liczbie losowań jednocześnie. Zwyczajnie mniejsza skala. Ale jak piszesz, kombinacja ciągu ma równie istotne znaczenie. Cały czas przemieszczamy się w czasie do przodu. Stojąc w miejscu, śpiąc, siedząc, pisząc tę wypowiedź. Podróż w czasie do przodu to żadne wielkie osiągnięcie Wiem, że nie o to chodziło, ale... Co do zbaczania z tematu, to tylko zauważyłem. Nie żeby mi się dyskusja nie podobała, wręcz przeciwnie, uważam ją za wielce interesująca. Poza tym, jakby nie była zgodna z tematem, to uważam, iż Uszatka by nas stąd wyrzuciła
  5. Dziękuję za opinię o nim i cieszy mnie, iż Ci się podoba Jeśli chodzi o zakończenie, to ja mam tendencję to tworzenia otwartych zakończeń (aczkolwiek nie zawsze), aby czytelnik sam mógł dopowiedzieć sobie resztę, na podstawie tego, co się wydarzyło. To dlatego zapewne, że ja uwielbiam takie zakończenia. Później mogę długo rozważać, cóż też dalej mogłoby się dziać, a poza tym, takie zakończenia są bardziej tajemnicze, a ja uwielbiam klimaty grozy i tajemnicy Co do dalszej części "Dziwnych przypadków Doktora Whoovesa" (chyba tak nazwę tę serię), to mogę jedynie obiecać Ci, iż postaram się
  6. Być może niefortunnie się wyraziłem. Słowo "złożoność", zapewne bardziej by pasowało, aczkolwiek... sposobu zorganizowania ciągu. Tak, to brzmi najlepiej Chodziło mi o to, że jeśli masz stworzyć ciąg, powiedzmy pięcio-cyfrowy (binarny, z czego niekoniecznie obydwa elementy kodu muszą występować), to możesz zrobić to w sposób bardzo prosty (jak, przykładowo, same jedynki), albo bardziej złożony. Im dłuższy kod natomiast, tym bardziej złożony sposób organizacji 0 i 1 możesz wprowadzić. Akuratnie ciąg naprzemiennych 0 i 1, który najrzadziej się powtarzał (w moim "eksperymencie") nie był spowodowany złożonością ciągu, lecz jego długością. Była to jedyna kombinacja 10 elementów, jakiej szukałem, natomiast gdyby przyjąć 5-elementową kombinację naprzemienną, to występowała średnio około 6 razy. Wynika zatem, iż większe znaczenie ma długość ciągu, ale jego sposób organizacji, także (10-elementowy ciąg samych 0 lub 1 występował częściej, niż naprzemienny). Wręcz przeciwnie. Z tego co ja wiem, zmierzenie spinu cząstki w stanie splątanym ustala wartość obydwu cząstek jedynie na czas trwania tegoż mierzenia. Następne mierzenie tej samej cząstki da wynik ten sam lub inny. Cząstki same się "odzmierzają", kiedy przestajemy je obserwować. Dlatego też, jak pisałem, wiadomość można odczytać tylko raz, ponieważ następna próba zmieni stan cząstek. To sprawia, iż wszelkie próby przechwycenia przez osobę trzecią wiadomości byłyby od razu wykrywane. Wystarczyłoby porównać to, co zostało wysłane, z tym, co otrzymał odbiorca. Oczywiście ta cała komunikacja kwantowa, to czysta teoria, aczkolwiek stwarzająca ciekawe możliwości O tachionach w dalszym ciągu się nie wypowiadam, ale czy my przypadkiem nie zbaczamy z tematu dyskusji?
  7. Fakt, ale fizyka kwantowa jest pasjonująca Co do teleportowania, raczej jestem sceptyczny. A przynajmniej w skali człowieka, ponieważ w skali cząstek jest to bardziej prawdopodobne. Problem Twojego pomysłu, polega na prawie wielkich liczb. Przeprowadziłem prosty test: na tysiąc losowań 0 i 1, ustaliłem kilka możliwych kombinacji tychże, a następnie przeszukałem ciąg. Powtórzyłem ów "eksperyment" trzykrotnie i oto wyniki: ciąg pięciu 1 pod rząd powtarzał się od 8 do 13 razy, w każdym losowaniu; ciąg dziesięciu przemiennych 0 i 1 (0/1/0/1/...) powtórzył się maksymalnie dwukrotnie, ale w jednym losowaniu, ani razu. Inne ciągi występowały średnio około 4 do 8 razy. To było jedynie 1 000 wartości losowych. Zakładając, iż urządzenie odbiorcze odczytywałoby wartość spinu zaledwie co sekundę, uzyskujemy 86 400 wartości losowych na dobę, w których może się zawierać, choć nie musi, wysłana przez nadawcę, konkretna wiadomość. Szansa, iż w tej liczbie powtórzy się ustalone "hasło", rozpoczynające wiadomość, jest dosyć spora. Oczywiście, to zależy od długości i stopnia skomplikowania hasła, lecz szansy nie da się zmniejszyć całkowicie do zera. Aczkolwiek, zawsze to jakiś pomysł I owszem, fakt badania wpływa na cząstki w stanie splątanym, ponieważ każdy odczyt ich stanu powoduje zmiany w ich stanie; ale o tym już pisałem. Na tachionach się nie znam, ale ich istnienie chyba nie jest potwierdzone. Zaintrygowałeś mnie nimi jednakże, więc w wolnej chwili o nich poczytam
  8. Opublikowałem kilka nowych opowiadań, w których miałem coś pozmieniać, ale ostatecznie skończyło się na poprawianiu błędów jedynie. Postanowiłem je zamieścić takimi, jakimi są, a być może kiedyś nad nimi przysiądę i dopracuję. Wszystko to spowodowane jest brakiem czasu i faktem, iż póki co, nie mogę je w zadowalający mnie sposób poprawić (przykładowo: zakończenie jednego miałem zmienić, ale ostatecznie nic co wymyślę, mi nie pasuje). Linki do Wszystkich opowiadań ponadto wstawiłem na jedną listę, do której jest dostęp z forum, z pierwszego postu. Mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciwko temu. Nowych opowiadań jest dziesięć. Do tej pory jakoś nie miałem okazji ich opublikować. Przy okazji, dorzuciłem także podkład muzyczny do niektórych opowiadań. Wiem, iż nieco spóźnione to działanie, ale lepiej późno niż wcale
  9. Zaglądam sobie do działu, i od razu nostalgia mnie chwyta. "Silent Ponyville", pierwsze opowiadanie o kucykach jakie czytałem (włącznie z "Cupcakes", ale to dlatego, iż jedno nawiązuje do drugiego), i to ono właśnie na dobre wciągnęło mnie do fandomu. Przyznaję rację koledze wyżej, eh wspomnienia Jednakże I część była najlepsza, moim skromnym zdaniem.
  10. Zakładając jednakże, iż potrafilibyśmy nadawać wartość spinu elektronowi, zgodny z naszą wolą, natrafimy na kolejny problem. Otóż, załóżmy: Osoba nadająca wiadomość, posiada urządzenie, dzięki któremu nadaje konkretny spin cząstce. Osoba odbierająca wiadomość, posiada urządzenie w każdym momencie sprawdzające spin drugiej cząstki. Dane przysyłane są kodem binarnym, co wydaje się logiczne. Powiedzmy, iż o wybranej godzinie, powiedzmy 14:00, nadawca wyśle wiadomość do odbiorcy. Tamten sprawdzi odczyty urządzenia swojego o godzinie 14:12 (załóżmy), i odczyta ciąg zero-jedynek od północy, aż do tej chwili (zakładając, iż urządzenie oddziela dane, odczytane w konkretnych dniach od siebie nawzajem), nie wiedząc, czy są to losowe wartości spinu, powstałe w momencie pomiaru czy też nadawca wysłał mu jakąś wiadomość. Pamiętajmy, iż wiadomość da się odczytać tylko raz, ponieważ czyn ten powoduje zmiany w stanie splątanym. Otóż, odbiorca, poza odczytaniem stanu "swojej" cząstki, musi jeszcze wiedzieć, że nadawano wiadomość, a tę informacje może otrzymać jedynie drogą komunikacji konwencjonalnej, która nie może odbywać się szybciej od światła. Drugi przypadek, założenia te same: Obydwie osoby umawiają się, iż o godzinie 14:00 będą przy urządzeniach komunikacyjnych. Tzn. urządzenie sprawdzające spin drugiej cząstki, nie sprawdza go na bieżąco, lecz na żądanie użytkownika. Co za tym idzie, w dalszym ciągu informacja o fakcie wysyłania komunikatu musi dotrzeć do drugiego użytkownika drogą komunikacji konwencjonalnej (którą to umówili się na ustaloną godzinę). Pozostaje zatem pytanie, czy taka komunikacja miałaby sens? Otóż, owszem, ponieważ informacja nie może zostać przechwycona przez osoby trzecie. Jedynym, co mogą one wykryć, to informacja, iż wysłano przy pomocy cząstek splątanych wiadomość z punktu A do punktu B, czyli informacje, które zostały zawarte drogą komunikacji konwencjonalnej. To oznacza, iż wiadomości wysyłanych przez stan splątany, nie trzeba by szyfrować (aczkolwiek pamiętajmy, iż każde zabezpieczenie stworzone przez człowieka, człowiek może złamać). Jeszcze coś. Zakładając, iż cząstki w stanie splątanym stanowią jedną całość, i tak należy je rozpatrywać (podkreślam, jest to moje założenie), to informacja nie jest przesyłana szybciej od światła, a jedynie "generowana" w drugiej części stanu splątanego. Są one jedną całością, więc nic między sobą nie przesyłają, natomiast zmiana jednej z ich części, wpływa na drugą. Poza tym, rzekomo cząstki w stanie splątanym komunikują się ze sobą nie natychmiastowo, lecz z drobnym, prawie niezauważalnym opóźnieniem, co sugeruje, iż tempo ich komunikacji jest wielokrotnie szybsze od światła, ale nie nieskończone. W przypadku poprzedniego założenia (jednej całości), zmiana spinu jednej części całości, wpływa na drugą z niewielkim opóźnieniem, zależnym od odległości... Dobra, wychodzi na to, iż także się komunikują ze sobą Podobno próba sztucznej zmiany stanu jednej z cząstek w stanie splątanym, powoduje zerwanie tego stanu. Czy to jest prawda? Gdzieś to przeczytałem, ale nie mam pewności.
  11. Arkane Whisper

    [Zabawa] Sweetie Belle czaruje.

    Ja także przyznam, iż Featherweight bardziej pasuje jako odbiorca tegoż urządzenia. Niech się chłopak realizuje w przyszłym zawodzie
  12. Dzieła sztuki to nie jest coś, na czym się znam lub w czym się orientuję, aczkolwiek w średniowieczu, w księgach przyrodniczych, opisywano smoki jako istniejące faktycznie stworzenia. O ile sobie dobrze przypominam, oczywiście. Smoki często występowały w herbach (przykładowo, stanowi symbol Walii), a herby można uznać za dzieła sztuki. U nas, w Polsce, też były smoki w herbach, o ile się orientuję, to przykładowo Księstwo Czerskie miało takowy herb, a obecnie można wymienić powiat warszawski. Co do jednorożca natomiast, to jego wyobrażenie jako konia z jednym rogiem jest błędne, gdyż była to hybryda konia i jelenia z ogonem lwa, i oczywiście rogiem. Były nawet bardziej skrajne wyobrażenia, jak np. nogi słonia miałby mieć, ale trochę głupio by wyglądał moim zdaniem. Piszę to dlatego, iż wiele osób (tak wynika z moich obserwacji) wyobraża go sobie właśnie jako konia z rogiem na czole.
  13. Ależ, drogi kolego, nie ma potrzeby przepraszać, doprawdy. Fraszka to jeno była Dziękuję Ci za rozwinięcie myśli, jednakowoż w dalszym ciągu głosisz te same oczywistości, które ująłeś w poprzedniej swojej wypowiedzi. Doprawdy, nie potrafię sobie wyobrazić, jak ktokolwiek mógłby inaczej widzieć rozwój naukowy, niż tak, jak Ty go opisałeś; a wykonałeś to, całkiem zgrabnie i przejrzyście. Ze swojej strony natomiast, ponownie odsyłam do moich wypowiedzi. Zwłaszcza do dwóch ostatnich akapitów drugiego postu, gdzie rozwinąłem, dość niejasną (prawdopodobnie), pierwotną myśl. Co do Azji, to nie przetrzymała jednakże, w owym czasie, konkurencji ze strony Europy (tak jak i Bliski Wschód), aczkolwiek, rozwój naukowy poszczególnych regionów świata, stanowi temat na osobną, ciekawą dyskusję Jeśli zaś chodzi o Twoją wypowiedź, Skrzywiona, to jest to podejście wyjątkowo sensowne. Chwalić człowieka powinno się za to, co faktycznie zrobił.
  14. Cóż, Skrzywiona. Przeczytałem artykuł, który podałaś, i skomentuję go w ten sposób. Nigdy nie interesowały mnie nazwiska stojące za produkcjami, lecz czy dany tytuł jest dobrą grą (czy mi się podoba). Jeśli tak, to nie obchodzi mnie kto go zrobił, ważne, iż produkcja jest z mojego punktu widzenia dobra. Jeśli nie, też nie obchodzi mnie kto go zrobił, ponieważ i tak w niego nie zagram. Jednakże nigdy nie przypisywałem zasług za tytuły, które moim zdaniem były świetne, jednej osobie (bądź niewielkiej grupie osób), szumnie eksponowanej wszędzie gdzie się dało, lecz całemu studiu, gdyż to ono pracowało nad tytułem, nie ta jedna osoba. Rozumiem jednakże znaczenie "mitu wielkiego autora", jakie może on mieć dla wielu ludzi. Na mnie to jednakowoż nie działa. Szanowny Mordoklapow. Mówisz poważnie? Każdy od czasu do czasu lubi stwierdzić oczywistą oczywistość, ale twoja wypowiedź jest pozbawiona sensu, gdyż w cytowanym przez Ciebie fragmencie mojego postu, jest to napisane Ponadto, pomysł bez możliwości realizacji, pozostaje jedynie niepotwierdzonym pomysłem. Pomijając już fakt, iż dopracowanie (rozwinięcie) przez "resztę", może być istotniejsze, niż sama pierwotna koncepcja. Początkowy pomysł nie jest stałym, niezmiennym twierdzeniem, lecz rozwija się w miarę postępów w badaniach. Badaniach, które nie przeprowadza jedna osoba, lecz cały zespół, i to on odpowiada za spójne wyniki, potwierdzające lub obalające założenie pierwotne. Co nie umniejsza w niczym pomysłodawcy, który aktywnie bierze udział w badaniach, na każdym ich etapie. Mi chodzi jedynie o to, iż o zespole owego pomysłodawcy, zwykle się zapomina, kiedy idzie o nagrody i gratulacje. Poza tym, podkreślam moje słowa "choć nie zawsze", znajdujące się w nawiasie. Niekiedy jest to w pełni uzasadnione (nagradzanie tylko jednej osoby), ale przy nagrodach nobla powinny być chociażby wzmianki, typu: za osiągnięcie tego i tego, przy pomocy zespołu naukowego takiego a takiego. Jeśli to w ten sposób funkcjonuję, to przyznaję się do błędu, moja mea culpa, ale jeśli nie, to uważam, iż tak właśnie powinno być. Akurat trudno wymieniać wszystkich ludzi z nazwiska, ale powinna być informacja o jego zespole badawczym.
  15. Wydaje mi się, iż najpoważniejszą różnicą jest to, że dawniej odkryć mogła dokonać jedna osoba, co najwyżej wraz ze swoim asystentem, współpracownikiem tudzież uczniem. Obecnie natomiast odkryć dokonują zwykle całe zespoły naukowców, nieraz międzynarodowe, liczące sobie bardzo duże niekiedy ilości ludzi (nie tylko naukowców, lecz także techników i całą resztę osób z zaplecza naukowego). Z tego powodu uważam, że otrzymywanie nagrody nobla przez jedną osobę (choć nie zawsze), będącą "twarzą" projektu (często pomysłodawcą, a prawdziwą pracę wykonywali inni), jest trochę niesprawiedliwe, biorąc pod uwagę, jak wielu ludzi pracowało, aby on mógł uzyskać takie wyniki. Powyższa różnica jest o tyle logiczna, że w dzisiejszych czasach komunikacja jest znacznie ułatwiona, co wpływa na współpracę pomiędzy zespołami z różnych krajów czy kontynentów lub chociaż na szybką wymianę poglądów i hipotez. Ponadto wiele pomniejszych odkryć, które dokonują poszczególne grupy naukowców, przedkłada się na większy projekt, realizowany wspólnie. Tutaj dochodzimy do trzeciej kwestii. Ułatwienia w komunikacji, pozwalają unikać "odkrywania" tego samego... odkrycia (z braku lepszego słowa), przez zespoły z różnych części świata, co oszczędza czas, i pozwala skupić się na innych problemach. Jak coś jeszcze przyjdzie mi do głowy, to napiszę. Zdaje mi się, iż kiedyś czytałem na ten temat jakiś artykuł.
  16. Widzę, iż w większości się zgadzamy. Nigdy nie twierdziłem, iż są to książki, które można by cytować, to byłaby przesada. Cytować należy naukowe źródła. Zgadzam się także, iż w naukowych dysputach, powinno się opierać na naukowych, rzetelnych artykułach. Co do nagłówków, to one mnie także... bardziej bawią niż irytują, ale one to raczej w czasopismach i w internecie występują, w książkach raczej nie. Na koniec. Takie książki nie są kierowane do naukowców, lecz laików. To dla nich mają stanowić inspirację. A że ogólne, to tym lepiej, ponieważ, jak piszesz: "A do większej wiedzy trzeba niestety przysiąść i kminić". Nie każdy ma do tego chęci tudzież możliwości (aczkolwiek te ostatnie zwykle z lenistwa, nie zaś faktycznej... niemocy).
  17. Czuję się w obowiązku stanąć w obronie książek popularnonaukowych. Nie rozumiem, dlaczego czytanie tego typu książek ma wpływać negatywnie na umysł człowieka tudzież stan jego wiedzy. Ja rozumiem w pełni, iż nie są to pozycje z których powinno się uczyć, ale czytanie ich na pewno nie wpłynie negatywnie, a wręcz przeciwnie, na człowieka, jego wiedzę oraz umysł. Książki popularnonaukowe są dokładnie tym, na co wskazuje ich kategoria: mają popularyzować naukę, nie nauczać. Ich zadaniem jest zainteresować człowieka, aby sam poszperał i poczytał dokładniej o tym, o czym one go informują. Ponadto mają także na celu zobrazować przeciętnemu zjadaczowi chleba problemy, przed jakimi obecnie stoi nauka, a także jej osiągnięcia, bez wgłębiania się w szczegóły (matematykę, której przeciętny człowiek i tak nie zrozumie). Nie zrozumcie mnie źle. Jeszcze raz podkreślam, nie są to książki z których powinno się uczyć, ale stanowią całkiem zgrabny dodatek, który warto poczytać w wolnej chwili. Uczyć się powinno z książek do nauki przeznaczonych, które mają na celu przekazywać konkretną wiedzę, wraz z wszelkimi jej (matematycznymi) konsekwencjami, że tak powiem. Przykładowo (pomijając książki, które wygrałem w konkursach, ponieważ darowanemu koniowi...), przed rokiem dokonałem zakupu "Kwantowy Wszechświat..." (B. Cox, J. Forshaw). Denerwowały mnie w tej pozycji niektóre uproszczenia, ale ogólnie przyznaję, iż jest to przyjemna książka "do poduszki", i z tą samą myślą zamierzam zakupić także "Teoretyczne minimum..." (L. Susskind, G. Hrabovsky). Ponadto prenumeruję "Świat Nauki" i wcale nie uważam, iż czytanie tego typu książek i czasopism wyniszczająco wpływa na mój umysł. Ja rozumiem, iż: ludzie czytający cokolwiek, czują się lepsi od innych, nic nieczytających; ludzie czytający książki popularnonaukowe, czują się lepsi od tych poprzednich; zaś ludzie czytający książki naukowe, czują się lepsi od tych czytających popularnonaukowe; ale to jest chore moim zdaniem (aczkolwiek pierwszy przypadek może mieć sporo racji, ludzie czytający mają prawo czuć się lepszymi od nieczytających, zwłaszcza, jeśli tamci powoli, acz nieubłaganie zatracają zdolności czytania. Znam ja takich). Więc, jeśli szanowni KochamChemie oraz Mordoklapow zaliczacie się do tego beznadziejnego ciągu arogancji i leczycie własne kompleksy, to zwracam honor, ale w przeciwnym wypadku Was zwyczajnie nie rozumiem (nie jest moim zamiarem Was obrazić, ten tekst jest półżartem... to tak, jakby to nie było jasne). Przy okazji, zakładając, iż faktycznie rozumiecie wszystko to, co wymieniacie, to chylę przed Wami czoła, gdyż zapewne wiecie więcej niż ja, a przynajmniej w tych dziedzinach (nie twierdzę, że nie wiem o czym Wy w ogóle mówicie, bo aż tak źle to ze mną nie jest, a całki miałem w małym palcu jeszcze trzy lata temu). Ja tam osobiście mam obsesję na punkcie informatyki, zwłaszcza programowania, a po studiach magisterskich także kryptografii, ale o niej jeszcze wiele muszę się nauczyć Jednakże powyższe dywagacje są niezwiązane z tematem, który traktuje o metodach nauki, a nie źródłach. Co do nauczania, przyznam jeszcze, iż muzyka może pomagać. Mnie raczej nie pomagała, ale nie przeszkadzała również, co nie zmienia faktu, że uczyłem się w ciszy. Robienie notatek także jest dobrym pomysłem. Raz nauczyłem się na egzamin pisząc ściągi, z których ostatecznie korzystać nie musiałem Ogólnie mogę policzyć na palcach jednej ręki sytuacje, w których korzystałem ze ściąg przez ostatnich kilka lat, ponieważ moje poczucie honoru nie pozwalałoby mi spokojnie spać z myślą, że zaliczyłem ściągą, nie zaś wiedzą (ogólnie odczuwałem pogardę do osób ściągających, w tym siebie, w tych paru wypadkach). Co nie zmienia faktu, że zawsze ściągę pod ręką miałem, ale to dlatego, że poprawiała morale, no i przygotowywanie ich pomagało mi w nauce Co do samej nauki, pozytywne nastawienie, to połowa sukcesu na egzaminach/maturach. Reszta to wiedza i w niewielkim lub wielkim, w zależności od przedmiotu, stopniu lanie wody A tak przy okazji, Cahan, to samo było u mnie. Zero nauki czy jakiegokolwiek przygotowywania się do matury i zdana bez problemu. Inna sprawa, że nie miałem na niej przedmiotów ścisłych. Wystarczył mi egzamin zawodowy. Ale się rozpisałem...
  18. Arkane Whisper

    [Zabawa] Sweetie Belle czaruje.

    Pinkamena Diane Pie. Dla znajomych, Pinkie Pie
  19. Dokładnie to, co powyżej. Mój sposób, to chodzenie w trakcie uczenia było, ale bez czytania na głos. Nie wkuwać na pamięć, ponieważ jest to pozbawione sensu działanie, tylko zrozumieć tekst, który się czyta, należy. Lepiej po swojemu wypowiedzieć się na dany temat, niż recytować z pamięci definicje i regułki, których i tak nie potrafisz zrozumieć lub rozwinąć. Taki sposób sprawdzał się w moim przypadku przez całe studia i wcześniej też, oczywiście, tylko kiedy mi się chciało uczyć
  20. Patrząc na sprawę z punktu widzenia "rozkminy", to Spike zapewne okaże się zaginionym, ostatnim przedstawicielem smoczego rodu królewskiego, którego przed zagładą ocaliła Celestia, kiedy jeszcze był jajkiem zaledwie, aby pewnego dnia odzyskał należną mu władzę. Kiedy to nastąpi, z wdzięczności wobec kucyków, obieca Equestrii wieczną przyjaźń i smoczą pomoc. Aha, jeszcze coś. Celestia będzie wiedziała, iż nadszedł czas, po tym, jak Spike przeobrazi się w smokokorna, wypełniając tym swoje przeznaczenie
  21. O ile wiem, teoretyczny konflikt ma się odbywać pomiędzy ludźmi, a kucami. Nie ludźmi, a całą Equestrią. Tak więc w kwestii smoków itp., itd., sprawa jest niejasna. Mogą pomagać jednym i drugim, w zależności kto zaoferuje więcej, a i znajdzie się kilka istot w Equestrii, które chętnie ludziom by pomogły, w zamian za kawałek tortu. Kwestia magii. Może i silniejsza od technologii, ale to zależy jedynie od stopnia zaawansowania tej ostatniej. Poza tym, magia jest domeną jednostek, technologia zaś, mas. Nec Hercules contra plures, Panie i Panowie P.S. Tekst o ludzkiej słabości, względem pastelowych kucyków... bezcenny
  22. Dodałem trzeci rozdział. Chciałbym na wstępie przeprosić za długi okres pisania, ale pojawiło się trochę spraw... krótko mówiąc, życie się o mnie upomniało Rozdział krótszy od poprzedniego, a że pisany był w dość sporych odstępach czasu, to mogą; choć mam nadzieję, że nie występują; zaistnieć nieścisłości, chociaż przeglądałem tekst kilka razy. Zresztą, wszyscy wiedzą jak to z tym przeglądaniem własnych tekstów jest. Czasem i po 10 podejściach nie wychwycisz wszystkich błędów. W każdym razie, mam nadzieję, że trzyma klimat poprzednich rozdziałów. Następny powinien pojawić się względnie szybko, bo w większości jest gotowy; tzn. mam niezwiązane ze sobą, pocięte fragmenty tegoż, które muszę połączyć w spójną całość (ja i mój sposób pisania ). Następny rozdział, ci z Was, którzy czytali pierwszą, konkursową wersję "Wiedzy", będą kojarzyć. Przechodzimy w nim do sedna tagu "grimdark" w opowiadaniu Życzę miłego czytania, i jak zawsze liczę na komentarze.
  23. Jest wielu ludzi, którzy święcie w istnienie magii wierzą. Dlatego też, wyślemy naszych "magów", przeciwko kucykom, i zobaczymy na ile nasza magia jest skuteczna A tak na bardziej poważnie (na tyle, na ile w takim temacie można być poważnym), skoro już sobie tak gdybamy. Skąd wiadomo czy coś, co my bez problemu możemy wytworzyć, nie będzie negować działania magii kucyków? Powiedzmy pole magnetyczne lub elektrostatyczne, które to działają niczym bariera ochronna przed magią, a których nie ma w Equestrii (podkreślam, człowiek może je sztucznie tam wytworzyć). Skąd wiemy, czy zwykły telefon komórkowy z jego promieniowaniem elektromagnetycznym nie negowałby lub utrudniał wykorzystywanie magii? Otóż, nie wiemy. A czego nie wiemy, możemy jedynie zakładać. A skoro możemy jedynie zakładać, to zwolennicy obydwu stron będą zakładali coraz to bardziej wymyślne metody działań ludzi i kucyków, choćby najbardziej nieprawdopodobne, z tym, że w przypadku ludzi musimy się opierać na tym co wiemy, a wiemy całkiem sporo, natomiast w przypadku kucyków wiemy całkiem mało, więc łatwiej gdybać, zaś trudniej opierać się na "potwierdzonej" (głupio to brzmi w stosunku do świata z bajki, ale oddaje sens mojego toku myślenia) wiedzy. No, ale jak wszyscy wiemy: Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko mało prawdopodobne
×
×
  • Utwórz nowe...