Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Ares Prime

  1. Korciło mnie strasznie aby zapytać o jej przeszłość, ale zwyciężyła chęć pozbycia się koszmarów powracających co noc. - Chciałbym teraz... jeśli masz oczywiście czas Księżniczko.
  2. - Od nowa? Ja? - spytałem z lekkim powiątpieniem. - Naprawdę sądzisz że dla kogoś takiego jak ja znajdzie się gdziekolwiek miejsce? Dotąd nieważne gdzie się pojawiłem to albo przede mną uciekano z krzykiem, albo złorzeczono i rzucano kamieniami. Poza tym... odkąd się przebudziłem i zacząłem ''żyć na nowo'', co noc nękają mnie koszmary. Sama widziałaś jakie, księżniczko. Czy.. umiała byś coś na nie poradzić?
  3. - Applebloom. - powiedziałem poważnie. -Nigdy więcej nie przyjmuj liścików od obcych. Nigdy. To po pierwsze. Po drugie - gdzie ten pan cię spotkał, w którym miejscu dał ci ten list? Mówił coś konkretnego? Skup się proszę i przypomnij sobie. To jest naprawdę ważne. Bardzo mi pomożesz jeśli udzielisz odpowiedzi. Poczekam chwilkę aż młoda coś odpowie, a potem... hm, zaryzykuję i pokażę jej ten włos. - Słuchaj... masz może pomysł do kogo mógłby należeć ten różowy włos pachnący amoniakiem?
  4. - I za to cię szanuję księżniczko - za szczerość. - rzekłem do księżniczki z lekkim ukłonem. - Dzięki za wszystko, zwłaszcza za twoją dobroć. Jesteś dużo lepsza od swojej siostry. I tak... pewnie czegoś bym sobie życzył. Po pierwsze mojego trójzębu - to jedyna rzecz jaką posiadam i jaka mi pozostała.. z poprzedniego życia. I macie tu gdzieś jakiś staw? Mam ochotę nawodnić się, że tak powiem. Z góry dziękuję.
  5. - Cóż... mam nadzieję że byłem dostatecznie grzeczny? - spytałem Luny kiedy tylko Celestia opuściła salę tronową. - Przynajmniej się starałem. To gdzie mnie teraz wysyłacie? Nie chcę zostawać w Canterlocie, to miejsce nie jest już moim domem. Nie wiem nawet czy gdziekolwiek w Equestrii jest miejsce które mógłbym tak nazwać.
  6. - Bydlę ze szczękami zdolnymi przegryźć dorosłego kuca jak kruche ciastko, wielkie szpony, ogromna siła fizyczna, prawdopodobnie jest jadowity. A to tylko kilka broni z jego arsenału. Nie wiem, mógł się zmienić tak samo jak ja kiedy byliśmy w zamrożeni. Wiem że gdzieś jest i żyje. - westchnałem i spojrzałem ponownie na księżniczki. - Widzę że was nie przekonam. Dobra.. niech wam będzie. Zrobimy po waszemu. Mam jeden warunek jednak - nie ważcie się posyłać do walki przeciw Prototypowi żadnych żołnierzy. Oni nie dadzą mu rady, a po tym jak widziałem ich skuteczność w walce... będą dla niego tylko przekąską. Jak już coś - to wezwijcie mnie. Jedynie o to was proszę.
  7. - Z całym księżniczko szacunkiem, ale nie. Nie będę maskotką na pokaz ani tym bardziej nie będę znosił krzywych spojrzeń i obelg waszych dworzan. Perspektywa siedzenia w pałacu i bycia ewenementem na pokaz wcale mi nie odpowiadała. - Słuchaj...pani... poprostu oddaj mi mój trójząb, a nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Odejdę stąd tropiąc Prototyp i każdy będzie zadowolony.
  8. - Nienawiść do tego potwora. Nie do was. Choć cię nie lubię, to jeszcze daleko mi do nienawiści do ciebie, Celestio. - odparłem niezrażony. - Nie ufacie mi? Wasza sprawa. Ja jedynie chcę położyć kres istnieniu Prototypu. Żeby nikogo więcej nie zabił. Bądź co bądź jestem...byłem Strażnikiem Otchłani. Przysięgałem bronić bezpieczeństwa mieszkańców Equestrii przed tymi których uwięziono w Otchłani. I na pamięć innych Strazników - zrobię to.
  9. - Zaraz... chyba się przesłyszałem.. - nie uwierzyłem w to co usłyszałem. - Wy chcecie ze mną wytropić Prototyp X? Życie wam nie miłe? Znudziła się wam nieśmiertelność?
  10. - Ja umarłem już dawno dla tego świata. Jedyne co mnie trzyma jeszcze przy życiu to chęć zabicia tego potwora. Wolę zginąć próbując go zabić, niż żyć po tym wszytskim czego byłem świadkiem. - podszedłem do jednego z okien, widziałem całą panoramę Centerlotu. - To miasto było chyba kiedyś moim domem... możliwe że miałem tu kiedyś rodzinę... Zaraz - współpracować? Niby jak?
  11. - Nie sztuką jest uderzyć atakiem telepatycznym, czy magicznym lub poprostu kogoś uśpić czarem. - prychnąłem. - Waszą bronią jest magia. Moją me własne ciało i umiejętności. To ja najwięcej razy walczyłem z tym potworem. Znam jego zachowania i jego ruchy. Wiem gdzie uderzać aby zabić. X jest wytrzymaly na każdy atak, ale możliwy do zabicia. A moja postać jedynie uczyniła mnie silniejszym. I tylko ja mogę znaleść tą bestię.
  12. - Nie wiem co tam się stało... ostatnie co pamiętam to tony lodu spadające na mnie, oraz ten... dziwny świecący na zielono wir wodny. Obaj wpadliśmy do niego. Poczułem wtedy że woda wlewa mi się do płuc, jak wielkie ciśnienie miadży mi kości ale to po chwili ucichło. Poczułem... że się zmieniam. A potem była ciemność, pustka i mrok która trwała przez 100 lat. Obudziłem się na plaży, wyrzucony przez morze. Gdy zorientowałem się co się ze mną stało byłem bliski samobójstwa. Stałem się potworem. Odmieńcem. Już miałem to zakończyć gdy coś wyczułem. Nie wiem jak, ale wyczułem że Prototyp X żyje. I wydostał się tak jak ja. Ja.. ja w jakiś sposób potrafię go wyczuć, wytropić. Przez ostatnie 4 tygodnie podążałem jego tropem, poznając swoje nowe zdolności, i będąc potworem dla innych. Rzucano za mną kamieniami i pluto, ale nie zważałem na to. Ten przeklęty potwór odebrał mi wszytsko - życie, przyjaciół, marzenia, i stare ciało. Została mi już jedynie zemsta, i wymierzeniu sprawiedliwości. Ja muszę zabić tego potwora. I nic mnie nie zatrzyma - ani Wy księżniczki, ani cała armia.
  13. - Bestia zwana Prototypem X. Stwór przy którym smok to potulny szczeniaczek. Żyjąca machina do zabijana której jedynym celem jest niszczenie i mordowanie. Trzymaliśmy tego potwora latami w Otchłani. Aż któregoś wieczora zdołał wydostać się ze swojej celi. Nie wiem jakim cudem tego dokonał. Ale gdy jak się uwolnił zaczął szaleć po całym więzieniu zabijajac każdego na swojej drodze. Do dziś słyszę jego ryki i rechot będącym śmiechem, widzę jak masakruje moich przyjaciół krórzy próbują go zatrzymać. Ta maskarka trwała całą noc. Potem stwór zdołał uciec z więzienia. Przeżyło nas tylko siedmioro w tym i ja. Przestrzegając przysięgi postanowiliśmy wytropić i zabić tego potwora zeby nigdy więcej nikomu nie zagroził. Tropiliśmy go tygodniami kierując się na północ, a po drodze mijaliśmy ślady śmierci i zniszczenia jakie zostawiał po sobie. Wreszcie dopadliśmy drania na lodowym pustkowiu, przy oceanie. Tam rozpoczeliśmy ostatni bój. Kolejno gineli inni moi bracia dotkliwie raniąc potwora. Aż wreszcie zostałem tylko ja. Nie pamiętam ile walczyliśmy, ale wreszcie zdołałem go pokonać, i gdy już miałem zadać mu ostateczny cios... lód pod nami załamał się i obaj wpadliśmy do lodowatej mroźnej wody.
  14. - Nie żyją. Wszyscy już nie żyją... zgineli... - skrzywiłem się z bólu i klapnąłem na zad. Poczułem... poczułem jak kilka łez pociekło mi z oczu na podłoge.
  15. - Pomordowano tam wszytstkich Strażników, oraz więźniów którzy tam byli uwięzieni. A wy nawet nie zainteresowaiście się co mogło to spowodować? - spytałem nadal wściekły. - Sądziłaś że jak teoretycznie zgineli wszyscy, to sprawę można było zamieść pod dywanik? A jak widać nie wszyscy zgineli - dumnie wypiąłem pierś. - Prócz mnie przetrwało jeszcze kilku Strażników.
  16. - CO?! TO NIEWAŻNE?! ZAPOMNIELIŚCIE?! - dosłownie ryknąłem z wściekłości. - Zapomnieliście o wszytskich których tam zamordowano!? Zapomniałaś o wszytskich strażnikach którzy tam polegli bo byli ci wierni i wypełniali swój obowiązek?! POPROSTU ZAPOMNIELIŚCIE?! TY plugawisz pamięć wszystkich Strażników tymi słowami! JAK ŚMIESZ!
  17. Ło psia jucha, zabolało. Trza się mieć na baczności bo to widać jeden z takich co umie się bić, a nie pierwszy lepszy wagabunga. Dobyłem zatem swoje toporzysko, starając się szybko ustawić tak aby przeciwnik z buzdyganem był miedzy mną a kusznikiem - to powinno znacznie utrudnić mu celowanie oraz dobry strzał. - HA! I z czym ty do łogiera podchodzisz! Między nogami tyż mosz takiego małego sprzęciora?! - zadrwiłem z wroga na widok jego broni, specjalnie aby go wyprowadzić z równowagi. - TO jest topór kaj sie patrzy! Po czym zamachnałem się wykonując szeroki, mocny zamaszystny atak celując w klatkę piersiową, lub nogi przeciwnika. Korzystając z impetu staram się nie poprzestawać na jednym ciosie, i od razu próbuję zadać następny jednocześnie starając się zapędzić wroga bliżej ukrytego w krzakach kusznika.
  18. - Nie można to otworzyć parasola w dupie, choć i nad tym bym dyskutował. - zaśmiałem się ale od razu odkaszlnałem i spoważniałem. - Przepraszam, obiecałem że nie będzie bez bluzgów, choć strasznie mnie korci. Ale może jak już gadamy to się przedstawię. Jestem Sea Charger, Strażnik Otchłani. Ostatni żyjący pragnę domówić. - rzekłem gorzko i poważnie. - Tak, ostatni raz wydziałem cię ponad 100 lat temu. Pamiętam jak przez mgłę dzień w którym TY pasowałaś nową kompanię Strażników Otchłani. Wśród nich byłem i ja. To było jeśli dobrze liczę... jakieś 120 lata temu.
  19. - Za to ty nic się nie zmieniłaś. Ta sama fryzura, ton głosu, spojrzenie... Naprawdę mnie nie pamiętasz Celestio? Ha, wcale nie jestem zdziwiony. A o Otchłani i Strażnikach też zapomniałaś?
  20. Czyli on jest tu obcy. Ciekawe kim jest ten fagas? Amoniak... amoniak... tego używa się w rolnictwie i chłodnictwie. W wysokim stężeniu jest śmiertelny a to jest dość mocny wyczuwalny zapach. Cholera... Odsunąłem się od krzesła, rozwinąłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze lecąc w kierunku miasta. Wypatrywałem chłodni, ewentyalnie miejsc w których mogą być duże lodówki. Jednocześnie wypatrywałem Applebloom - muszę zadać jej jeszcze kilka pytań.
  21. - Hej, hej.. spokojnie Fluttershy. - rzekłem zaskoczony taką reakcją klaczy. - Boisz się czegoś? Coś nie tak? Em...ten.. to może ja już sobie pójdę.. to na razie. Sam się lekko cofnąłem w kierunku drzwi. - Chodź Timber, idziemy na mały spacer. - rzekłem do wilka po czym ruszyłem z zamiarem wyjścia z domu płochliwej klaczy.
  22. Kartka? Ciekawe co tu jest? Podniosłem i otworzyłem aby przeczytać jej zawartość. Na kartce była tylko jedna linijka tekstu: Jutro przesłuchanie. Niczego nie zatajaj. Och z pewnością nic nie zataję. Wygarnę wszytko jak leci i to bardzo chętnie. Jutro dopiero przesłuchanie... wrrr niech szlag trafi to chodzące słońce. Dobra, to ja już wolę przespać ten czas. Zwinąłem się w kłębek na pryczy i powoli starałem się zasnąć. Zaśnięcie nie było łatwe, długi czas leżałem, a sen nie przychodził. Kiedy wreszcie przyszedł, podarował mi kolejną porcję niechcianych wspomnień. Koszmary ponownie wróciły. Przebudziłem się zlany zimnym potem. Z okienka mojej celi dochodziły już pierwsze promienie słońca. Eh... znów to samo. Koszmary nawiedzajace mnie co noc od kiedy znów się przebudziłem, i stałem się takim jakim jestem. Potworem. Odmieńcem. Oby Prototyp X też miał takie koszmary - życzę mu tego z całego serca. Marzę o dniu kiedy wreszcie zatopię swój trójząv w jego czarnym jak mrok sercu. Wraz z promieniami słońca przyszła ci do głowy jeszcze jedna myśl - przesłuchanie. Zastanawiałeś się kiedy po ciebie przyjdą, i będziesz mógł wygarnąć Celestii, co o tym wszystkim myślę...Właśnie! Dość tego czekania. - Ej! Klawisze? Długo tu jeszcze będę siedział i się suszył? Jaśnie oświecona Celestia ma tu przyjść. Co, już zapomniała o przesłuchaniu? - zawołałem do potencjalnych strażników. Odpowiedziała mi głucha cisza. Najwyraźniej nikogo nie było. Czekałem tak jeszcze kilka minut, i już miałem się znowu położyć, kiedy poczułem czyjąś obecność. Z cieni ponownie uformował się granatowy dym, a przedemną ponownie pojawiła się Księżniczka Luna. - Oh... witam. To ty Luno? - zdziwiłem się nieco. - A gdzie Celestia? Brzydzi się zejść do lochów? - Tak to ja - odpowiedziała i skinęła głową na powitanie - za kilka minut zejdzie do ciebie oddział straży. Mają cię odeskortować do sali tronowej, gdzie zostaniesz przesłuchany. Przeze mnie i Celestie. Udało mi się to wynegocjować. Mam nadzieję, że nie będziesz na nią bluzgał. Obiecałam, że powstrzymasz swój język i niczego przed nią nie zataisz. - Bez bluzgów? - skrzywiłem się. - Eh... a już myślałem że będę miał dobry poranek. No dobra. A równie dobrze to mógłbym pójść sam do sali tronowej. Bez urazy, ale ta wsza straż pałacowa jest guzik warta. Nie szkoda wam złota na ich żołd? W Otchłani to byli prawdziwi strażnicy... - nagle zamilkłem, przypominając sobie czasu kiedy sam byłem takim strażnikiem. - Straż jest w sumie tylko na pokaz - zgodziła się Luna - mało kiedy ktoś nas atakuje. Ale to bez znaczenia, po prostu staraj się zachowywać znośnie. Obiecaj mi to. - Obiecuję. - kiwnąłem głową, i przyłożyłem kopyto do serca. - Księżniczko. Ty byłaś dla mnie dobra, więc i ja będę dobry dla ciebie. Dziękuję. Luna spojrzała na mnie lekko zdziwiona, a potem lekko się uśmiechnęła. - A więc do zobaczenia na przesłuchaniu - powiedziała i zniknęła. Czekałem teraz aż ci pajace przyjdą po mnie. Cierpliwie. Jakieś pięć minut później usłyszałem stukot kilku par kopyt na schodach. Nie czekałem długo, strażnicy podeszli do mej celi, otworzyli drzwi, rozkuli i następnie kazali wstać i ruszyć za nimi. - Co? Żadnych uwag? Obelg? Gróźb? - parsknąłem rozcierając kopyta i strzelając karkiem. Wyprostowałem się i okazało się że jestem wyższy niż oni. - Czuję się zawiedziony pajace. - odparłem z wrednym uśmieszkiem i ruszyłem za nimi. Strażnicy posłali mi zabójcze spojrzenia ale nic nie powiedzieli. Poprowadzili przez labirynt korytarzy aż w końcu trafiliśmy przed drzwi sali tronowej. - Tylko bez obelg w stronę księżniczek odmieńcu - ostrzegł dowódca. - Nazwij minie tak raz jeszcze kutasie, a wbiję ci dolną szczękę prosto w mózg. Gwarantuję że tego nie przeżyjesz. - powiedziałem do dowódcy z wyjątkowo poważną mnią i spojrzeniem. Nie żartowałem, mówiłem całkowicie poważnie. Strażnik nic już nie powiedział, tylko otworzył przedemną drzwi. Sala tronowa było pysznie urządzona, pełna złotych wykończeń i pięknych witraży. Ale nie to przyciągnęło mą uwagę. Na środku sali przy tronie stała Celestia i Luna. Nie uszło mi, że poza waszą trójką sala była pusta, ale teraz ważniejsza była Solarna księżniczka. Podszedłem bliżej nich. Luna i Celestia... dwie siostry. Tak podobne a jednak tak różne. Nie miałem zadowolonej miny stojąc przed Celestią. Wcale. - No witam Celestio... - przywitałem się ''uprzejmie''.
  23. Przyciągnąłem do siebie tacę z posiłkiem. No... pysznie pachnie, ale osobiscie to wolę je jeść na surowo. Już miałem zabrać się do jedzenia gdy usłyszałem ten komentarz. Zlałem go totalnie, i zabrałem się do jedzenia. Mocne zęby i nowy układ trawienny pozwalały mi jeść rybie mięso. Ości, łuski, kości i chrząstki - potrafiłem to strawić. Cholera, nie posolili. To ma być obsługa? Wodę wypiłem za to chciwie i z wdziecznością. Około połowy, zaś drugą połową polałem sobie głowę, grzywę i skrzela za uszami. OOoohh... ale ulga.
  24. Oho.. jaśnie oświecona pierdzielencja jej wysokość mości Celestia. Aż się nie mogę doczekać tej rozmowy. Jak czyraka na tyłku. Zaczekałem więc aż poselstwo się zbliży. Wtedy pogadamy.
  25. Tak więc... zostałem sam. Ponownie. Bez wody, jedzenia i w samotności. Ale nie siedziałem bezczynnie - miałem strasznie złe przeczucia. Prototyp X nadal był na wolności i nikt nie miał pojęcia do czego to monstrum jest zdolne. Nie pamiętam bardzo jego wyglądu, ale możliwości - owszem. Nawet najgorszy drapieżnik na świecie zabija z głodu, w obronie młodych i własnego życia. Ale nie zabija z przyjemności. Prototyp X był inny - jemu sprawiało radość pozbawianie kogoś życia. Rozkoszował się śmiercią i zabijaniem. X...X...X...X... dopadnę cie bestio. Choćby na krańcu świata. I nic mnie nie zatrzyma.
×
×
  • Utwórz nowe...