Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Ares Prime

  1. Spałem ja sobie w najlepsze śniąc o pieknych klaczach, epickich karczemnych burdach, i o Beonarze gdy najpierw obudził mnie cudaczny zapach strawy. Wstałem, przetarłem ślepia i zacząłem niuchać za cudną strawą. Wybebeszacz nadal miałem w kopytach, a co się okazało że pojawił się zagubiony, nieco starszy uczestnik tej podróży, którego imienia niesety nie znałem. Widzę że jakąś tam altankę nam zbudował, a ja cham nie jestem co by się nie przywitać. Wstałem, karczychem strzeliłem i podeszłem tego gotującego kuca. - A witom kompana. - kiwnąłem głową. - Olo Bonecrusher się kłania. Toś ty ugotował tą zupinę? Pachnie smakownie, niczym zalewajka mojej babci, co to była największą kucharką w wioseczce mojej. - wyniuchałem cudny aromat dobiegajacy z kociołka z zupką.
  2. ''Hipisi do roboty!!!'' - tak brzmiał powszechny slogan powtarzany od czasu powstania Akademii Policyjnej w Wielkim Jabłku. Pamiętam jak kiedyś jak robiłem w oddziałach do walki z tłumem, to rozganialiśmy taki tłum. Aż miło wtedy było pałować uczestników po zadach... A teraz jak patrzyłem na tą klacz... cóż, no chyba jednak dziwnie wypadałobyć miłym. - Dzień dobry pani. - odpałem poważnie acz pogodnie. Wyglada na taką co boi się własnego cienia. - Nazywam się Barricade, jestem nowym komendantem policji w Ponyville, przyjechałem tutaj wczoraj w nocy. - heh, nieważne ile razy słyszałem ten tytuł to zawsze mnie szlag trafiał. Komendant na zadupiu to żaden komendant. - Hm... przepraszam, nie usłyszałem pani imienia. Nie widziałem jej wczoraj na przyjęciu powitalnym... a też miała różowe włosy. Hm, może lepiej z nią będzie rozmawiać na spokojnie, ale uważnie.
  3. No, pojadłem, pośmiołem się pogodołem, to tera czas komara ubić. Zwłaszcza jak tamci rozprawiaja o magii, a ja się na tym ni znom a ja nie lubię gadać po próżnicy i na tym na czym się nie znam. Toteż popakowałem swoje rzeczy, ująłem toporzysko w kopyta, co by było blisko, podsunąłem sobie torbę pod głowę i położyłem się wygodnie. Czas spać, i śnić. O bojach, przyjaciołach, pitce i wybitce. I oczywiście o stronach rodzinych, wiosce Rockbone.
  4. Obudzić się w miękkił, czystym i wygodnym łóżku było od czasu rozpoczęcia mojej wędrówki po świecie istnym luksusem. Do szczęścia brakowało jedynie piękności u boku, kiedy się obudziło. Derpy na ten przykład byłaby idealna. Z westechnieniem wstałem z łóżka, wykonałem poranną gimnastykę i zszedłem powoli na dół starając się nikogo nie obudzić. Pominę sobie teraz śniadanie i dyskusję, idę sprawdzić co z Timberem. Drogę znam także sam trafię do domu Fluttershy. Chyba już nie śpi o tej porze... oby Timber był grzeczny i nic nie nabroił.
  5. - Łeee tam.... - machnąłem kopytem na wypowiedź Onyksisa - No łokej, taki magiczny miecz czy tam topór to fajno sprawa, ale powidz... co jest bardziej epickie? Urżnięcie wrogowi łba magicznym orężem, czy utopienie go w oceanie piwa korzennego, albo w grzanym wińsku wiśniowym ha? - dodałem z rozmarzeniem. - No to by było dobre! BWHAHAHAHAHA! - zaśmiałem się serdecznie i poklepałem Terasure'a po plecach, co przy mojej sile zaowocowało tym że młody padł na glebę od jednego uderzenia. - ŁO jasny pierune, przepraszom Treasure Chest. - podniosłem kompana i usadowiłem go z powrotem na miejscu. - Nic ci czasem nie złamołem?
  6. - ŁO TO TO! - zawołałem głośno słysząc wypowiedź Treasure'a - No jokbym słyszał tych obszczymówów tawernianych, co to chrzczą piwsko wodą, albo sikają strudonym podróżnym do napiktu, taka ich mać, bodej im kuśki uschły za takie przekręty! A jo chcę ten kufelek odnaleźć, i jużem go 2 lata szukoł! I nie spocznę jak go nie znajdę. O ni! Jak Olo Bonecrusher zwany ''Niezrównanym'' oraz ''Łamignatem'' daje słowo, to go dotyrzymuje! Choćby świat się miał rozpierdzielić i usrać, to Olo słowa dotrzymie! A co!
  7. - Ależ ni ma sprawy panien....e ten no... znaczy Clover. - odparłem jowialnie podchodząc do towarzyszki i ukłoniłem się nisko, nawet jak na swój nikczemy wzrost. - To miło spotkać magika co to nie jest arogancki, a grzeczny i uprzejmy. Olo Bonecrusher do twych usług! - oznajmiłem. - Rad jestem żeśmy w jednej drużynie. I wtedy mój bandzioch dopomniał się o jedzenie. Głośnio mi zaburcoło w żołądku, toteż usiadłem na zadzie, wyjąłem z torby żarełko i zacząłem pałaszować. Wtedy to odezwał się Treasure Chest. No z mordy to on dość porzędnie wygląda, taki trochę dzieciakowaty. Widać źółć tego świata jeszcze go nie doświadczyła za bardzo. - Ha... gadatliwyś Treasure Chest. I za skarbami widzę też gonisz, a z gęby tyż dobrze ci patrzy. - odparłem zażerajac się prowiantem. - A powiedz no mi... ty słyszał co o Beonarze, haw?
  8. Zaraz zaraz... Wpadłbyś? Przyszedłbyś kiedyś? Ona przeszła do mnie na per TY? Klepnęła mnie po ramieniu? Spoufala się? Nie trzeba być chędożonym geniuszem żeby to stwierdzić jednoznacznie - ona się we mnie zabujała. Albo mocno zauroczyła. Cóż, ma się tą swoją przystojno-wredną mordę, ale jestem tu dopiero 1 dzień a już co najmniej 3 klacze na mnie lecą... - Jak znajdę chwilę czasu... to wpadnę, czemu nie. - odparłem na odchodne. - Do widzenia. I ten wzrok źrebiąt... one były zainteresowane? Ehe, dobre sobie. Dziwne jest to miasto... bardzo dziwne. Patrzą na ciebie z poszanowaniem i się uśmiechają, a za twoimi plecami wybijają ci okna i rzucają w ciebie doniczkami. Trzeba będzie uważać na przyszłość. Z tą myślą wzbiłem się w górę, i resztę swojego obchodu postanowiłem wykonać z powietrza dodatkowo analizując topografię terenu i nakreślając w myślach położenie obiektów. Tu z góry zawsze wszytsko wygląda inaczej. Hm... widzę że w mieście są dwa drzewa mieszkalne, jedno stoi w centrum, drugie zaś przy lesie Everfree. Hm... polecę do tego położonego bliżej tej tajemniczej puszczy. Ciekawe kto tam mieszka?
  9. - A gdzie ja tam panienko jakiś ''Pan''. - machnąłem kopytem. - Jo nie jestem panem niczego poza swym cudnym losem. Toteż kak cię proszę, ni mów mi pan bom się stary czuję, jak mój dziadzio Bernard Bonecrucher, co kiedyś mógł za jednym razem wychlać całą bekę piwa i ustać na nogach, a teraz to jeno 6 kufelków i staruszek już usypia. - Tu westchnąłem ze skutkiem bom swego dziadzia lubił i szanowoł. - Wystarczy poprostu Olo, panienko. A wiesz... czasem poprostu trza wrogowi i ignorantowi w łeb przypieprzyć, no naprawdę czasem innej drogi ni ma.
  10. - Co? Że ja brutal? - zdziwołem się na wypowiedź Clover. - Ależ panieneczko najsłodsza, jo bym klaczy ni skrzydził w życiu, chyba żeby to była mojo teściowo to co innego. Tyle że jo ni jezdem jeszcze żonaty. HAHAHA! Następnie zwróciłem się do ogierów. - Ha, a widzę że panowie to zawodowi łowcy skarbów, kak się zowie! - odparłem. - Bo widzita jo tyż szukom pewnego skarba, bo po co bym się pchoł o tej porze w Góry Wiecznego Śniegu? Toż teraz tam jajca można se osmrozić o tej porze roku, ale cel jest niezwykle szczytny powiadam wam.
  11. Psia krew... ileż to już miesięcy jo wędruję za Beonar, a tu ni widu ni słychu o tymże przecudownym i przepiknym artefakcie. Ale ja nie zamarowałem się poddawać. O nie. Ja żem jest Olo ''Łamignat'' Bonecrusher, z zacnego klanu Bonecrusherów. A my się nigdym nie podajemy! Ni ważne czy to wojna, czy burda weselna czy konkurs w puszczaniu bąków. A zwłaszcza że tu chodzi o Beonar! Cudny dar łod wszelakich bóstw świata, kufel co to potrofi napełnić się każdym trunkiem, i to w ilościach łoceanicznych! To dlatego go szukom. I bede szukoł aż znojdę. A teraz usłyszałem że ten kufelek znajduje się w Górach Wiecznego śniegu, na Północy. Noż psia jucha, jak to ni będzie prawda to Olo się wkurzy jak cholera. W tej chwili siedziołem wraz z innymi kucami, Ogierami i jedną klaczą co to siedzi z nosem w książce. Witać że to gołowąsy. Hy, no ale nie należy ocenioć innych po wyglądzie ni? Wsparłem się na swoim wiernym Wybebeszaczu, potężnym toporzysku co to potrafi rozroąbać łeb jak sosnowy pieniek, i ozjamiłem gromko, jowialnie i grzecznie. - A pywnie że wolno spytać kumie. - odparłem do kuca zwanego Treasure Chest - Jo żem jest Olo Bonecrusher, z klanu Bonecrusherów. Przez wrogów zawny żem Łamignatem, a przez niektóre klacze ''Niezrównanym'' - tu uśmiechnąłem się szeroko do klaczy Clover Scapm -. Jo kieruję się na Północ, w kierunku Gór Wiecznego Śniegu. Co umim? A no umim robić toporem, lać po mordzie i do mordy, śpiwoć piosenki, a przeda wszyskiem wędrować w zacnym towarzystwie.
  12. - No... to dobranoc Fluttershy. Do jutra Timber... - westchnąłem, po czym oddaliłem się od chatki pegazicy. Mam nadzieję że będzie mu tam dobrze przez noc. Wiedziałem że będzie miał dobrą opiekę, ale mimo wszytsko żal było mi się z nim rozstawać. No, na mnie chyba też już pora. - Teraz to najchętniej powaliłbym się na łóżku i zasnął snem sprawiedliwego. - odparłem do smoka. - Nogi mi mało w zad nie wejdą, cały dzień łaziłem po mieście, mam dość na dziś. Wskakuj mi na grzbiet Spike, wracajmy do biblioteki. Po czym czekam aż smoczek na mnie wsiadzie, i pójdę za jego wskazówkami do biblioteki.
  13. - Bardzo ładnie, macie wyczucie. - odparłem. Grały całkiem nieźle jak na dzieciaki, przynajmniej się nie jąkały. A potem jak się do mnie nie rzuciły, to mnie zamurowało po całości. Kompletnie nie wiedziałem co im odpowiedzieć, z dziećmi prawie wcale nie miałem żadnego kontaktu jeśli nie liczyć zgarnianych rzadko łobziaków jakich sporo było w Manehattanie i odpowadznie ich do domów. Te dzieciaki... były poprostu miłe i grzeczne. Ale to ich zachowanie, no nie wiedziałem co robić. - Ale ten.. ja tylko słyszałem gdzieś tam..heh... nie znam szczegółów naprawdę... - próbowałem lekko zdjąć białą klaczkę ale ta trzymała się mojej nogi jak pijawka. Wreszcie spojrzałem na Cheerilee błagalnym wzrokiem w stylu ''Ratuj...''
  14. Kurde... nawet najlepsi negocjatorzy policyjni nie sprawiają że tłum tak szybko się zamyka i słucha, jak ta nauczycielka. To się nazywa wzbudzać posłuch u innych. Nawet jeśli to tylko dzieci. - Obiecałem, więc słowa dotrzymałem. Taka moja zasada. - odparłem do Cheerilee. A potem wyrósł las kopytek i zaczęły się pytania... w wykonaniu Apple Bloom i jej koleżanek. Znaczkowa Liga? Ach... nie widzę u nich Uroczych Znakczków. Wnioskuję że założyły coś w rodzaju klubu wsparcia aby odnaleźć swoje CM. W Manehattanie już słyszałem tą nazwę, gdzieś na ulicy. Ale na ostatnie pytanie to aż mi wyskoczyła żyłka na czole z nerwów. Mimo to starałem się zachować spokój. - Nie. Nie chodzę z panną Cheerilee. - powiedziałem spokojnie, stanowczo i definitywnie. - Po prostu jej pomogłem. To tyle. Ale dzięki dziewczynki że zgłosiłyście się na ochotniczki aby powiedzieć kawałek swojej roli. Śmiało, nie wstydźcie się, zamieniam się w słuch. Swoją drogą, to coś słyszałem w Manehattanie o Znaczkowej Lidze.
  15. Chłopak? O ty mała cwaniaro... hehehe, to dobre. Nah, Cheerilee nie jest w moim typie poprostu. Cholercia, uspokoiła klasę jednym gestem? A pamiętam jak w szkole to nauczyciel ganiał nas z linijką, i za nic nie mógł uspokoić mnie i moich kolegów z klasy jak żeśmy zaczęli rozrabiać. Piękne czasy to były. Apple Bloom widzę ma swoje koleżanki. I niech mi pióra ze skrzydeł wypadną jeśli ta mała jednorożka obok niej nie jest młodszą siostrą Rarity. A ta pomarańczowa klaczka pegaza? Raczej nie podobna jest do Rainbow Dash. Nie, na bank nie jest z nią spokrewniona. Rozejrzałem się chwilę po całej klasie, no istna słodycz. Zupełnie nie przypomnała rozwydrzonej, hałaśliwej bandy bachorów które kiedyś odwiedziłem na stażu. Aż boli to wspominać... - Dzień dobry, ja wpadłem tylko na chwilę. - powiedziałem i wyciągnąłem z kieszeni nową kłódkę i klucz do niej. - Proszę, to nowa kłódka o którą mnie pani prosiła. Położyłem kłódkę i kluczyk na biurku nauczycielki. Raz jeszcze spojrzałem na całą klasę. - Więc... jak wam idą przygotowania do przedstawienia dzieciaki? - spytałem ot tak.
  16. Ares Prime

    Zapisy do Maniego

    Świat – Equestria Imię i Nazwisko: Sea Charger Przydomek/Ksywka: Opcjonalne - Łowca z Głębi, Mutant, Rybi pysk, Charger Pochodzenie: Urodził się w Canterlocie, tam też mieszkała jego rodzina, którą niesety niemal zapomniał. Wiadomo jednak że jej członkowie żyją nadal. Przynajmniej tak przeczuwa SC. Wiek: biologicznie – 30, chronologicznie 130. Profesja: dawniej strażnik więzienia, obecnie samozwańczy łowca potworów. Wygląd: Urodził się jako kuc ziemski, ale obecnie jest tzw ‘’hippocapusem’’ czyli sea-pony. Od głowy do połowy ciała, ma formę ziemskiego kuca i sierść, zaś od pasa w dół rybio-gadzi ogon na którym porusza się częściowo pełznąć, częściowo chodząc. Jego sierść jest srebrzysto niebieska, podobnie jak grzywa. Oczy są wściekle żółte. Jego CM jest trójząb. Charakter: Chłodny, egoistyczny i niemiły. Tak najłatwiej go opisać. Nic dla niego się nieliczy prócz pogoni za celem. Nie zna litości dla wrogów, potrafi zabić bez wahania. Miewa jednak często przebłyski dobrego serca, i pogody ducha. Ma gdzieś to że inni wytykają go palcami, albo się go boją ze względu na jego wygląd. Jak on to mówi – lepiej wzbudzać strach, niż śmiech na Sali. Specjalne uzdolnienia: Jako seapony posiada zdolność oddychania pod wodą. Jest znakomitym pływakiem, a dzięki wieloletniej służbie strażniczej potrafi świetnie walczyć. Potrafi też znakomicie tropić zarówno na lądzie jak i pod wodą. Może żyć na lądzie maksymalnie do 5 dni bez żadnych szkód, potem zaczyna gwałtownie słabnąć, bo jemu woda jest niezbędna do przeżycia. Na jego uzbrojenie składa się bojowy trójząb, oraz dość specyficzna zbroja – nie jest bowiem wykonana z metalu czy skóry, ale z symbiotycznego koralu – ma tą właściwość że pobiera substancje odżywcze z organizmu SC i tym samym potrafi zwiększać swoją gęstość i twardość. Kiedy SC nie odżywia się regularnie, jego zbroja traci na wytrzymałości. Zbroja ta przypomina opancerzenie gwardzistów Canterlotu, tyle że zrobiona jest z czarno-srebrnergo koralu. Historia: Ok. 100 lat temu, Sea Charger był jednym ze strażników w specjalnym więzieniu dla najniebezpieczniejszych kryminalistów w Equestrii. Więzienie to mieściło się nad zatoką nad morzem i było silnie strzeżonym obiektem , nosiło nazwę Otchłani. SC lubił swoją robotę, bo wierzył że jego przeznaczeniem było pilnować tych szumowin zagrażających porządnym obywatelom Equestrii. I wszytsko było okej. Aż do czasu gdy do więzienia przetransportowano groźną i tajemniczą istotę o nazwie Prototyp X. To był potwó. Bardzo groźny potwór. Pewnego dnia zdołał wydostać się ze swojej celi, i rozpoczą masakrę zarówno strażników, jak i współwięźniów. SC był jednym z niewielu którym udało się wtedy przeżyć, i wkrótce po tym ruszył z pozostałą grupą ocalałych za Prototypem w celu zabicia bestii. Wytropili wreszcie monstrum na dalekiej północy, gdzie ponownie się z nim starli. W zaciekłej batalii przeżył tylko ranny SC i potwór. W chwili gdy strażnik miał już zabić potwora lód pod nimi się załamał i obaj wpadli do wody, spadając na dno magicznego leja który przemienił kuca ziemnego w hybrydę dwóch organizmów – Hippocampusa, kuca morskiego. Potem jednak przygniotły ich tony lodu i obaj zostali zamrożenie w wielkiej bryle lodu. Sto lat później… SC ocknąłe się na jednej z plaż Equestrii, mało co pamiętając ze swojego dawnego życia. Pamiętał jednak straszliwą rzeź jaką dokonał Prototyp X, jego walkę z nim i swoją przemianę. Jakiś czas zajęło mu przyzwyczajenie się i poznanie swojej nowej formy, a potem ruszył na polowanie. Miał cel – zabić Prototyp X za wszelką cenę! Nie mógł pozwolić aby ta bestia chodziła dłużej po ziemi. Czuł że on też przeżył, wiedział to doskonale. Wiedział też co dziwne… gdzie się kierował. Potrafił go wyczuć i wytropić coś słabo. Tak rozpoczęło się to polowanie. A teraz… ślady Prototypa X wiodą do Canterlotu. Talizman: Jego trójząb, broń którą nosił kiedy jeszcze był normalnym kucem. To dla SC bardzo ważna rzecz. Cel: Ma tylko jeden cel – Zabić Prototyp X. Bez względu na cenę i koszty.
  17. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    - Pani, Twilight... - westchnąłem z prawdziwą ulgą, i lekko się zatoczyłem. Ciśnienie spadało. - Ale się o was bałem... nawet sobie... nie wyobrażacie. - wydyszałem, i sam klapnąłem na zad. Poczułem się jakoś tak... dziwnie zmęczony. Może przez tą teleportację i ten cały bieg. Ostatnie wydarzenia też nie były relaksujące. - Nic wam się nie stało? Wszytsko dobrze?
  18. Gdyby wystawiano mandaty za pzekraczenie prędkości w powietrzu to bym na bank zarobił lekkim kopytem ze 100 bitów. Heh, ma dziewczyna parę w skrzydłach nie ma co. Może kiedyś pościgam się z tą Rainbow Dash. Może. Teraz mam co innego na głowie, a mianowicie robotę. Wylądowałem tuż przed szkołą, i po chwili wachania zdecydowałem się na moment przerwać lekcję wychowawczą nauczycielce i wejść do środka, uprzednio pukając do drzwi.
  19. - No.. um.. sam nie wiem. - odparłem spoglądając to na Timbera to na Fluttershy. Chyba faktycznie lepiej mu będzie u kogoś kto zna się na zwierzętach , niż w bibliotece u Twilight. Szkoda mi było się z nim rozstawać, ale chyba tu będzie miał lepsze warunki, a i Spike chyba będzie spokojniejszy. - No... no dobrze. - odparłem w końcu. - Niech Timber zostanie u ciebie Fluttershy. Zaufam ci. - zakończyłem z uśmiechem. Następnie zwróciłem sie do wilczego brata, - Timber, dziś zostaniesz tutaj na noc, u pani Fluttershy. - oznajmiłem spokojne i ciepło wilkowi. - Tu będziesz miał spokój, i Spike nie będzie ci wchodził w drogę. Bądź w miarę grzeczny i postaraj się nie zjeść nikogo jak mnie nie będzie. Zgoda?
  20. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    Przez moment byłem tak skołowany że nie wiedziałem gdzie jest góra, a gdzie dół. A przecież nawet najgorszy pegazi lotnik potrafi z łatwością to określić. Dlatego też nie cierpiałem teleportacji, nie ważne w jakiej postaci. To jest poprostu... dziwnie i strasznie mieszające w głowie. Gdy wreszcie wróciła mi jasność widzenia i myślenia, pierwsze co ujrzałem to park i dom. Tan dom był... no niemal jak z bajki. Nie znam się na dekorowaniu wnętrz i strojeniu ale widać że ktoś musiał mieć nielichy gust. Tylko... czemu uważałem że to miejsce jest mi znajome i jakby... bliskie? I wtedy usłyszałem głos M. Spostrzegłem też że nie ma obok mnie Luny i Twilight! Natychmiast się otrząsnąłem z tej zadumy i ruszyłem w kierunku podanym przez M. Gniew był wymieszany w równych proporcjach ze strachem o życie ksieżniczki oraz Twilght. Pędziłem najszybciej jak tylko mogłem, w nadzieji że nie popełniłem błędu ufając temu głosowi. Biegiem, do biblioteki!
  21. - Ta, dzięki wzajemnie. - odparłem na do widzenia. Okej, pora wracać na obchód. Miałem już kłódkę i kluczyk do niej, a godzina młoda więc polecę teraz do szkoły i oddam to Cheerilee. Rozwinąłem skrzydła, i wzbiłem się w powietrze lecąc w kierunku szkoły podstawowej.
  22. Ares Prime

    Szczegółowe zapisy do mnie

    Kilka drobnych zmian w karcie postaci dodałem.
  23. Ares Prime

    Szczegółowe zapisy do mnie

    1. Imię - Olo Bonecrusher ps. ''Łamignat'' 2. Kuc ziemny. 3.Wygląd - Niski, wręcz nieco kurduplowaty kuc ziemny o ciemnobrązowej maści. Niższy od przeciętnego kuca ziemnego, ale za to jest wręcz niesamowicie nabity mięśniami twardymi jak skała. Jest niższy niż przeciętna klacz, ale dużo silniejszy niż nie jeden ogier. Nosi długa brodę rudą zaplecioną w kilkanaście warkoczyków (każdy symbolizuje pokonanego w walce na śmierć i życie wroga). Wszytskie jego zęby są złote i sztuczne - poprostu stracił je w wyniku awanturniczego żywota, ale za to jeden kwadratowy u dolnej szczęki, wystaje mu zawsze. Olo jest z niego bardzo dumny i nosi go niczym medal ( niepytaj czemu ), to jego jedyny naturalny i pozostały mu ząb.. Jego grzywa jest zawsze postawiona na irokeza, a ogon też nosi zapleciony w warkocz. Jego kopyta są podkute mocnymi, żelaznymi podkowami służącymi mu jako kastety. Dodatkowo na każdej , na ich spodzie są wygrawerowane imię : OLO BONECRUSHER – dzięki temu jak przywali w kogoś to odciśnie się na ciele w postaci siniaków. Poza tym zawsze towarzyszy mu ostry korzenny zapach. 4. Historia postaci - Olo pochodzi z wioski Rockbone w zachodnich górach. Tamtejsze kuce żyły normalnie, w wiosce przypominającej Ponyville. Osadą przewodził klan Bonecrusherów – silnych ziemskich kucyków, ceniących siłę i rodzinną jedność. Olo był jednym z wielu synów wodza klanu, takim bardziej narwanym. Z początku jak każdy kucyk z osady, pracował w kopalni. Potem mając już dość wdychania pyłu i kurzu, zrezygnował z tej roboty. Jakiś czas siedział bezczynnie, aż do miasta nie przyjechała karawana kupców z eskortą. Wiadomo – podróżni chcieli sprzedać towary, i odpocząć. Ich eskorta zaczeła hulać w gospodzie, przymilać się do lokalnych klacz, zwłaszcza do przyjaciółki Ola. Młodemu aż krew zawrzała, i zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, wywiązała się bójka. W efekcie cała eskorta kupców, skończyła z powybijanymi zębami i połamanymi kośćmi. Tak też otrzymał swój CM. Ojciec Ola, chcąc załagodzić spór, kazał synowi za karę udać się z kupcami i robić za całą eskortę. Z czasem to zajęcie zaczęło mu się podobać – zawsze mógł komuś obić pysk, poznać nowe miejsca i kuce, dobrze zjeść i wypić. Wędrował tu i tam, zatrudniając się jako ochroniarz, czy silnoręki do wynajęcia. Był w tym bardzo skuteczny. Pewnego dnia usłyszał o nim organizator turnieju ŻELAZNEJ PODKOWY, w którym ja silniejsze ogiery w Equestrii wlaczyły ze sobą o tytuł najsilenjeszego ogiera w królestwie. Olo od razu zgodził się walczyć dla niego za opłatą i dla sławy. Było bardzo ciężko, stracił kilka zębów, złamał sobie kilka kości ale został mistrzem. Pas mistrzowski zawiózł do domu, a sam wyruszył w wyprawę wakacyjną, która trwa już kilka lat. W trakcie jej trwania usłyszał opowieści o magicznym bukłaku zwanym BEONAR z którego wylewa się każdy trunek jaki możesz sobie tylko wymarzyć, i to w nieograniczonych ilościach. Olo zatem postanowił go odnaleźć. Nie mógł przepuścić picia piwa korzennego co dziennie do końca życia, w ogromnych ilościach. 5. CM i zdolności z nim powiązane Jego CM przedstawia podkowę na tle dwóch złamanych kości. Symbolizuję to niesamowitą siłę i wytrwałość Ola w walce, oraz niezłomnej woli i dumie jaką posiada. ​6. Umiejętności (w czym postać jest dobra) Główną cechą Ola jest jego niesamowita siła fizyczna. Potrafi unieść rzeczy niemal 5 krotnie cięższe niż on sam. Jest silniejszy nawet od Big Macintosha. Z rozbudowaną muskulaturą wiąże sie też duża wytrzymałość i kondycja. Olo jest też zaprawionym w bojach wojownikiem, potrafi walczyć zarówno wręcz jak i za pomocą swojego opusiecznego topora. Nie męczy się łatwo. 7. Wszelkie inne informacje, o których warto, żebym wiedział (punkt opcjonalny). Olo jest rubaszny i niemal zawsze pogodny. Ale jak się zdenerwuje to nie ma zmiłuj czy przyjaciel czy wróg - albo dostaniesz od niego w pysk, albo po łbie. Jest też niepoprawym optymistą, wielkim żarłokiem, ochlajpusem i nie grzeszy kulturą osobistą. Nie pozwala się obrażać, ani wyzywać sowich przyjaciół. Jednak nie jest wybitnym uczonym, i czasem nie rozumie jak się mówi do niego bardzo uczenie. Wtedy się denereuja, a w gniewie to on bywa nieobliczalny. Nie zna też strachu. Dosłownie - nawet smokowi potrafi napluć w pysk i sięśmiać, a przez takie zachownie często ściąga na siebie i innych kłopoty. Uwielbia głośne pijatyki, balangi, imprezy, wesela, kocha piosenki biesiadne i sam często śpiewa. Tylko żeby jeszcze śpiewać potrafił.... Olo jest też łasnym na złoto i klejnoty kucem. Ale nie kradnie cudzych pieniędzy przenigdy - wolni na nie zapracować. 8.Ekwipunek - Odusieczny topór o nazwie ''Wybebeszacz'' Bardzo ostry i mocny. - Skórzana zbroja, wzmacniana stalowymi płytkami. Wytrzymała na uszkodzenia - Torba podróżna - 50 monet, bukłak z winem, chleb, ser, kompas, i - kopytowe kastety
  24. - Mam... zostawić u Ciebie Timbera? - spytałem z powątpieniem. Nie sądziłem czy sam wilk się na to zgodzi, zresztą nie bardzo chciałem się rozstawać z wilczym bratem. Poza tym nie wiem czy by nie sprawiał za dużego kłopotu - w końcu to drapieżnik, może zamiast karmy chcieć zakosztować świerzego mięska. Na przykłąd królika. A ten sierściuch biały to albo jest za pewny siebie, albo poprostu głupi. - Nie wiem czy to dobry pomysł... Timber bywa bardzo uparty i może niezbyt cię słuchać Fluttershy. Jesteś pewna że poradziłabyś sobie z nim? Po czym spojrzałem na wilka podrapując go za uchem. Ciekawe czy on chciałby zostać tu na noc... to chyba lepsze miejsce niż biblioteka, ale pamiętałem co było jak ostatni raz się z nim rozstałem na długo.
×
×
  • Utwórz nowe...