Dobra... ta zebra jest dziwna. Całkiem miła, ale dziwna.
Zielarka mieszkająca w dzikim, śmiertelnie niebezpiecznym lesie i to całkiem sama. Trzeba będzie się temu bliżej przyjrzeć, cholera jedna wie co ona tam w swojej chacie kryje. Kudre, co chwila mi przybywa tu roboty. Może ten rok wygnania szybko zleci... bo jak pomyślę że miałbym tu pilnować żeby ktoś nie śmiecił, czy nie deptał trawników to chyba by mnie szlag trafił szybciej niż mojego braciszka. Ciekawe co ten ulizany maminsynek teraz porabia? Jak go znam to siedzi za biurkiem, pierdzi w stołek, przegląda gazetę, czyta stare akta, i myśli że jest dobrym gliniarzem. Czekaj Prowl... niech no się spotkamy. Tylko poczekaj.
Widzę miejscowa społeczność średnio przepada za tą zebrą. Do tej biblioteki też trzeba by zajść ale nie teraz. Póki co, to według planu lecę do wieży ratuszowej co jakoś dziwnie znajduje się prawie poza miastem.
Jednak nie poleciałem tam drogą powietrzną, ale po prostu przeszedłem wolnym krokiem przez miasto. Dziwne, ale ta wieża ratuszowa zdawała mi się dobrym miejscem na czyjąś kryjówkę czy schowek. A no przyjrzyjmy się jej ciut bliżej. Zazwyczaj takie budynki są obstawiane przez stróżów, czy dozorców i nawet w takiej wiosze raczej nie zostawiliby tak po prostu samych zamkniętych drzwi, albo całkowicie otwartych. Nie dość że to byłoby wbrew jakimś tam ciulowym przepisom, to najzwyczajniej w świecie byłoby to głupie.