Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Ares Prime

  1. - Dziękuwa chłopoki, nie pożałujecie. - odparłem z uśmiechem kiwając głową na znak szacunku dla kucy z północy. - Heh, Dhok, Dibbin, Fibbin, Milo, Olo. Nawet się rymuje, hehehe... Dobra panowie, żorty na bok, jak powiedział król Dezmod, gdy poczas uczty goście zaczeli umiroć i siwieć - Idziemy czy chlejemy jeszcze jedną kolejkę?
  2. - Zaczekaj Derpy. - zatrzymałem ją na chwilę w miejscu. - Usiądź jeszcze na chwilę. Poczekałem aż szara pegazica usiądzie, bo to co miałem jej do powiedzenia, cóż, było nieco trudne. - Eh... Derpy, widzę że jesteś naprawdę przybita. Wiem że przez.. to co widziałaś na górze, było dla ciebie straszne. Ale jego już niema, odszedł. Nie zagrozi już tobie, ani Twilight. Wiesz... odkąd zniknęłaś sprzed bramy, gdy przybyliśmy do zamku, przede wszystkim chciałem ocalić ciebie. Chciałem znów znów zobaczyć twoje śliczne, złote oczy, i uśmiech na twoim ładnym pyszczku. Prawda, chciałem pomóc kucykom z Ponyville, ale przede wszystkim... chciałem znowu być przy tobie. Bo..no... tego.. - zająkałem się, i westchnąłem ciężko. - Podobasz mi się... bardzo. Ten stwór chciał cię skrzywdzić, i musiał zostać powstrzymany.
  3. - Zatem chyba na nos tyż pora. - mruknąłem drapiąc się po brodzie. - A, chłopoki, jeśli można... weźmiecie mnie do waszej drużyny? Bo widzita, fajna z was ekipa, co i wypić umie, i po mordzie przylać. Dhok, tyś jest szefem tej gromady... przyjmiecie poczciwego Ola do waszej drużyny?
  4. - Ponoć gwardziści wytropili smoczydło, jak mu księżniczka Celestia sprała dupsko zaklęciami. Tyle że ja nie byłbym toki pewien gdzie się podziewo. Smoki sum cwane, i potrafiom zmyślnie ukrywać swe skarby. Ale jeśli musiołbym obstawiać, to może mić leże w górach, albo gdzieś na bagniskach, zależy jokiego gatunku był tyn smok. U nos, we Wschodnich Górach żyło parę smoków, ale tamte pieruny to zwykle siedzioły w swoich leżach, czasem żeśmy widzieli jak który leci po niebie, ale od dzesięcieoleci żaden nawet nie napodł choćby na najmneijszą wieś. A tu nagle smoczydło atakuje stolicę... Pewnickiem ma leże gdzieś w trudno dostępnych górach, gdzi możno dostać się lutem... Po czym spałaszowałem ze smakiem resztę śniadania. - Nu cóż... miejmy nadzieję że ten kto będzie szefował, będzie mioł łeb na karku, a nie pustkę mindzy uszami jak ten hrabia, com go przemaglował. - zaśmiałem się z własnego dowcipu.
  5. - A nu ktoś musioł nauczyć chamana grzeczności! Teroz dwa rozy pomyśli zanim komuś ubliży. - odparłem i zabrałem się do jedzenia. - Ale w jidnym ten pegazik-łochroniorz mioł rację- ze smoczydłem łatwo ni pójdzie. - rzekłem poważnie - Wielu tu mamy wojaków, ni przecze, ale prócz muskułuf to na gada trza też głową ruszyć. Chłopoki, wita może kto będzie tej wyprawie hersztowoł?
  6. Ha, toż to mój nowy znajomek Dhok. No przynojmniej zje się w dobrej atmosferze. Idę zatem w jego kierunku niosąc swoje żarełko, i tym rozem uważam co by nie rozlać strawy. Przysiadam się i witam z kumplami
  7. Jednak pegazik umioł myśleć. Ha.. nie ma to jak z samego rana wybić kilka zębów, i skopać zad tym którzy na to zasługują. No i przynajmniej pozostali wiedzą że z Olem Bonechrusherem się nie zadziero! A to niesamowicie zaostrza apetyt, zatem kontynuowałem swój marsz po śniadanie, będąc z siebie bardzo dumnym. Jak już doczekam się na swoją porcję, poszukam wolnego stolika, albo dosiądę się do jakiejś grupki.
  8. A winc paniczyk ma własnego ochroniarza? Wygląda na twardziela. No ta, jak ktoś nie umie robić własymi kopytami, to silnorękich wynajmuje. Poprawiłem szyszak, i ochraniacze na kopyta. - Ha... paniczyk ma łosobistego opiekuna. W sumie to logiczne, ktoś mu musi teraz nosek wytrzeć, bo się jakoś tak zasmarkał na czerwono. Suchoj kolego, do ciebie nic ni mom, więc zabiroj stąd tego krzykacza, i siedźta cicho. Chyba na dziś dość posoki pochłonęła ta podłoga. Szlachcic dostał nauczkę, nie było bardzo sensu robić tu dalszej burdy. Ale wszytsko zależy od odpowiedzi tego pezazika. Jeśli okaże się rozsądny, to zabierze stąd tego pajaca. A jeśli będzie próbował jakiś krętów... to sam chwycę za topór.
  9. Ładna kolekcja przyznaję, szkoda tylko że większość tych rzeczy nam się nie przyda, bo albo nie przydatna, albo za stara. Ale liny, czy drabiny powinny być w jako takim stanie do użytku. - Rozejrzymy się tu trochę, i znajdźmy coś przydatnego. - oznajmiłem wszystkim, ale gestem wskazałem Twi i Timberowi żeby poprostu poszli w drugą stronę. Ja musiałem chwilę zostać z Derpy, i porozmawiać z nią. Ona najgorzej z nas radziła sobie z tym wszytskim. Gdy ta dwójka odejdzie nieco na bok, podchodzę do Derpy i siadam obok niej. - Derpy... możemy chwilę pomówić? - pytam łagodnie, i uprzejmie, uśmiechając się nieznacznie.
  10. - Hahhaha! Tobie kozy paść, a nie na smoki chodzić! Cho no tu, bo jescze ni skończyłem!! - huknąłem na paniczyka, po czym doskoczyłem do niego ponownie, i jednym kopytkiem chwyciłem go za fraki, zaś drugim zacząłem mu wybijać kolejne zęby. - Za mamusię, za tatusia, za babunię, za dziadunia, za ciotunię, za wujaszka... - i tak za każdeczo członka mojej kochanej rodzinki, idzie jeden ząbek. A jak mu się wszytskie zęby skończą. -Ołjej...ni ma już więcej? No to dubranoc frajerze!! - poczym raz a dobrze walę go w ryja tak, co by stracił przytomność.
  11. - Ładnie godosz... - mruknąłem wyłamując kopyta ze stawóa. - Mom nadzieję że nie jesteś za bardzo przyzwyczajony do swych zymbów, kozojebco! Przegiął o jeden raz za dużo. Tera to mu pokażę co potrafi Olo Bonecrusher. Pierw podskakuję i jebut go kopytem w mordę, a potem okładam go umiejętnie kopytami, ale mam się na bacznosci, bo ignorować przeciwnika to głupota, nawet takiego zasrańca jak ten.
  12. - Taaaa? A co, może mi zabronisz, siusiumajtku! Nie, czekoj, niech zgadnę. Ty nie na smoka idziesz, ty jesteś wędrowny trefniś co zarobio na chleb, wydurniając się na występach. - odparłem z cwaniackim uśmieszkiem, chcąc sprowokować typka. - A śmiało, nazwij mnie jeszcze roz durnym, to zrobię ci z mordy gulosz! Poprawiłem szyszak i zakasałem rękawy. Jeśli coś powie złego na mój temat - zamienię go w worek do bicia.
  13. - Nu i czego tak japę wydzierasz?! Jak nie umiesz normalnie chodzić lalusiu jeden, to teraz żryj z podłogi! - huknąłem basem na elegancika, bo jakby mnie nie obraził, to bym przeprosił go za rozlanie śniadania, a jak on z wyzwiskami startuje pierwszy no to nie ma przerpoś. - A tera suchoj no głupi lalusiu! Albo teroz łodejdziesz stąd w podskokach, albo tak ci przypierdziele że będziesz zęby zbiroł po całym Canterlocie!
  14. Nooo prosze, widze że więcej kuca ściagnęło tu na gadzinę. Choliera, oby ten smoczek miał duży skarbiec, bo na wszytskich nie obstanie. Dobra, ale ja tu nie na pogaduchy przyszedł, tylko aby coś zjeść. W tym celu idę, a raczej przepycham się do lady używając siły. Dobrze zjeść, wypić, iszczypnąć kelnerkę w tyłeczek, i iść na miejsce zbiórki. To mój plan na spędzenie poranka.
  15. A chędożyć karczmarza... czuję że jedzonko jest gotowe. Nu a brzusio głodny, to nie korzmy mu czekać. Ubieram się, biere osprzęt, i idę na śniadanko.
  16. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    - Nie nazywaj mnie tak wiedźmo! - syknąłem zły. - Nie chcę od ciebie nic, i nigdy nie zdradzę mojej pani! Wbij to sobie wreszcie do tego twojego pustego łba! W chwili gdy pochwyciła mnie swoją magią, zaniepokoiłem się. Nie o siebie, lecz o Lunę, i Twilight. Lecz gdy zobaczyłem jak księżniczka blokuje Multi poczułem zarówno ulgę, i szczęście. Moja pani... Moja najdroższa pani... Nie zapomnę ci tego. Szybko rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś kamienia, abym mógł nim cisnąć z kopa prosto w czoło Multi. Jeśli się uda, zaatakuję ją, szybko, mocno i boleśnie.
  17. - Doooobra... zaczynacie mnie oboje przerażać. Jeśli wam tak śpieszno zamienić się w żywe trupy, wasza sprawa. Ja tam zamierzam jeszcze pożyć parę lat. Poza tym żyć wiecznie... meh, dla mnie to przereklamowane. W końcu i tak wszystko by mi się znudziło, nawet podpalanie i pożary. No i jeszcze te białe robaczki wędrujące po gnijących wnętrznościach... bleh. Dobra ja wracam do miasta, a wy sobie gadajcie na te wasze nekrolubne, urocze tematy. Po czym nieśpiesznie ruszam w kierunku miasta.
  18. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  19. - Tyknij mnie jeszcze roz, to jo tak cię tyknę że będziesz musioł wyciągać z mózgu własne zęby... - warknąłem, bo nie cierpiałem budzenia o tak pogańskiej godzinie. - No ni gniwoj się, tak tylko żartuję. Wstałem i przeciagnąłem się mocno. - Śniadanie gotowe? Bo ni lubię ruszać na smoki na czczo.
  20. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    O w mordę, znowu ona.... ta to dopiero nie zna umiaru. - Księżniczko, Twilight, uciekajcie! - powiedziałem stanowczo, rozpościerając skrzydła, osłaniając Lunę, i Twilight. Przyjąłem bojową postawę, napiąłem mięśnie. Obierałem obronić je, i słowa zamierzam dotrzymać. Uważnie obserwuję Multi, aby zareagować gdyby próbowała jakiś sztuczek. Teraz jednak żałuję że nie pozbyłem się jej kiedy miałem ku temu okazję. - Szkoda że ja wcale nie cieszę się na twój widok. Wynoś się i zostaw nas w spokoju, albo pożałujesz!
  21. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    - Ja.. ja miałem kolejną wizję... - odparłem chwytając się za bolącą głowę. - Była tam królowa podmieńców... mówiła że rodzeństwo powróci, i że wyruszają na wojnę. Mówiła o Celestii, o szpiegu z Equestrii, kazała go potraktować.. Pismem. To... to była chyba moja przeszłość. Chwilę oddychałem ciężko aby zapanować na bólem głowy. - Czytałem to pismo na schodach. Nie wiem jak, ale umiem je odszyfrować. Brzmo ono tak ''Niech na słowa wezwania tego, zjawi się Kreator. Zbrojny w swój umysł stanie do pojedynku i ochroni przyzywającego. Bo to jego piecza spoczywa nad tym miejscem i wszystkimi uwięzionymi tutaj.'' Co do słowa.
  22. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    - Wtedy osobiście się nią zajmę, i obronię was. Nie pozwolę żeby skrzywdziła którąkolwiek z was. Nikt nie będzie groził moim przyjaciołom. - odpowiadam z lekkim uśmiechem, i pogłaskałem ją delikatnie po grzywie. - Ale na przyszłość, trzymaj się nas, i nie oddalaj się. To nie jest majowy piknik Twilight. Tu musimy się trzymać razem. Wstałem na równe nogi, i pomagam klaczce wstać. - Chodź Twilight, musimy porozmawać z księżniczką Luną. - po czym idę razem z nią do Luny.
  23. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    - Twhilght Sparkle, uspokuj się. - delikatnie łapię ją za ramiona. - Jestem tutaj, jest tu księżniczka Luna, nic złego ci się nie stanie, żadna krzywda. Oddychaj głęboko, wyrównaj oddech. - poleciłem mówiąc stanowczym, delikatnym tonem. - Ona nie wyrządzi ci żadnej krzywdy, dała nam spokój. Jeśli to nie poskutkuje, może poprostu... przytulę klaczkę do siebie.
  24. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    Kiwnąłem głową na znak że zrozumiałem, po czym zacząłem powoli opadać aby móc wylądować. Sytuacja nie wyglądała za dobrze. Sami, w środku upiornego lasu, zdani na łaskę tej szalonej klaczy. Ale to że tak nagle odpuściła, zaczęło mnie intrygować. Dotąd gnała za nami, a teraz jak postanowiliśmy wylądować, odpuściła? Hm.. może po prostu się bawi z nami, albo faktycznie jej władza jest ograniczona, i nie obejmuje tego miejsca. Musimy obmyślić plan działania. Gdy już wylądowałem delikatnie zdejmuje z Twilight. Nie wyglądała zbyt dobrze. Podchodzę do niej, i delikatnie obejmuję skrzydłem. - Hej... Twilight, jak się czujesz, powiedz coś. Spokojnie, jesteśmy na razie bezpieczni.
  25. Ares Prime

    "Wspomnienia" Ares Prime

    Myliłem się. Ona jest poprostu niewyżytą, zboczoną wiedźmą. I że niby ja i Twilight?! Równie dobrze to mógłbym być jej ojcem.... no, dobra może starszym bratem, nie jestem aż taki stary. - Zostaw mnie w spokoju! Nigdy nie będę twój, moje serce należy do innej! - krzyknąłem w myślach, i wznowiłem lot. Po chwili zawołałem do Luny: - Księżniczko, co teraz? Lecimy dalej, czy lądujemy na tamtej polanie? Wydaje się że magia Multi nie ma wpływu na to miejsce, ale to może być pułapka.
×
×
  • Utwórz nowe...