Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Ares Prime

  1. A widzisz mała... trzeba było być milszą. To była część mojego motto, poprostu dostałaś nauczkę. I naprawdę nie chciałbym abym musiał wprowadzić drugą część mojej filozofii w życie, czyli cię zniewolić i umieścić za kratkami. Szkoda było by cię, ostatecznie mogłaś nie mieć nic wspólnego z tamtym Francisem. Powstrzymałem się od triumfalnego uśmiechu, i podniosłem z ziemi łyżkę. Wytarłem ją szmatką do czysta i umieściłem obok misy z ponczem. - Jak to było... hm... - kaszlnąlem. - W sumie to średnio ciekawa sprawa, naprawdę chcecie posłuchać? - spytałem rozglądajac się po tłumie.
  2. - Dokładnie panno Lyro Heartstring. - odparłem niezrażony. Przypomniało mi się bowiem skąd widziałem podobnego jednorożca. W MH bowiem zdarzyło mi się kiedyś przyskrzynić bardzo podobnego jednorożca, ogiera który handlował tym świństwem a również miał na nazwisko Heartstring. Jak później kopałem w jego aktach rodzinnych miał, lub mógł mieć kuzynkę w Ponyville podobną do niego. Ciekawe czy to ta. - Dokładnie.. narkotyk który działa pobudzająco i stymulująco na ogranizm kucyka. Niezwykle aromatyczny, i uzależniający. Dłuższe zażywanie tego specyfiki dosłownie wypala dziury w mózgach. Ciekawa sprawa dla tych który chcą się zamienić w roślinkę w ciągu roku. - przerwałem robiąc efekciarską pauzę dla sprawdzenia efektu moich słów.
  3. Odwieczny dylemat... walnąć z piąchy czy z granata?

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. M.a.b

      M.a.b

      Ja preferuje miny... ;3

    3. Arcybiskup z Canterbury

      Arcybiskup z Canterbury

      Szpikulec do lodu w oko.

    4. Zodiak

      Zodiak

      Proponuję pieprznąć z panzerfausta. Ewentualnie panzerfaustem.

  4. - W zasadzie nie powinienem zdradzać żadnych szczegółów śledztw i akcji które prowadziłem, lub brałem w nich udział. Tajemnica służbowa panno Bon Bon. Chociaż... - zastanowiłem się chwilę. Niby ta z kręconymi włosami ma nieco pospolitą urodę, ale to będzie wyzwanie wzbudzić zainteresowanie u tej miętowej zgrabności. - Może jest jedna taka historia, którą mógłbym opowiedzieć nie naruszając przepisów. - Powiedzcie... słyszeliście o srebrnotrawie?
  5. - Zaprzyjaźniliśmy... - odparłen może ciut za sucho, i docisnąłem kopytem jego szyję. - To trochę za mocno powiedziane... może z początku nie byłem zbyt miły dla tego fagasa. Ale trochę za bardzo przypominał mi gryzipiórków z Manehattanu, a okazało się że jest całkiem spoko, przynajmniej jak na biurokratę. Wiecie drogie panie jak to jest... w tak wielkim mieście gliniarz taki jak ja ma pełne kopyta roboty, i ostatnie czego mu trzeba to uwag i podlizywania się biurokratów. Chizzy Ferry nie jest taki zły... na jakiego wygląda. A ty koleżanko... - zwróciłem się do jednorożki. - Czemu milczysz?
  6. Poczekałem aż podejdzie. Udajemy cwaniaczka co? Hy, takich to ja nie lubię. Znaczy lubię, ale bić po głowach. Gdy już podszedł wystarczająco blisko, jowialnie objąłem go lewym kopytem, nieco za mocno tak po przyjacielsku. - Widzę że macie tutaj niezłe klimaty... - wskazałem na całość imprezki i jej piękniejszą część. Ciekawe czy się nabierze na ten stary numer z przejściem na jasną stronę mocy - Słuchaj no panie urzędnik, może nieco wrednie się na początku zachowałem... sorki za tamto na dworcu. - wystawiłem kopyto na zgodę. - To jak będzie, ha?
  7. Taki urzędas a zarwał takie śliczne ploty w liczbie dwa? Ciekawe ciekawe... Chyba pobawię się nieco w złośliwca i pójdę z nim do tych dwóch ślicznotek. Ta jednorożka wygląda całkiem apetycznie. - Hej Chizzy Ferry... pozwól no jeszcze na słówko. - powiedziałem do urzędasa.
  8. HA! Niby taka wyrafinowana dama a zarumieniła się jak podlotek na wieść o pierwszej schadzce... dystyngowane ubranie nie uczyni z ciebie damy droga Rarciu. O rany, znowu ta różowa wariatka. - Po pierwsze to nie lubię słodyczy. - odparłem odsuwając od siebie talerz z ciastkami. - Wbrew temu co myślą inni, gliniarze nie spędzają czasu zajadając się słodyczami i popojając hektolitrami kawy. Nie dzięki. I nie mów do mnie Barry!- to ostatnie powiedziałem nieco podniesionym głosem, bo nie cierpiałem jak mówili na mnie takimi kretyńskimi zdrobnieniami. - Jeśli łaska.
  9. - Ekhem.... - trochę mi się zrobiło gorąco na widok brzuszka Pinkie Pie. Odwróciłem nieco wzrok od niego, i starałem się zachować powagę. - Pinkie Pie.. miałbym do ciebie dwie małe prośby. Po pierwsze, mów proszę wolniej bo niewiele rozumiem z tak szybkiej mowy. A po drugie...hem... mogłabyś oprowadzić mnie po mieście proszę? Bo trochę się pogubiłem.
  10. Ile ciosów od losu wytrzyma ludzka tarcza zanim zupełnie pęknie...

    1. Verard

      Verard

      Dużo, zależy od materiału ;3

    2. Skrzynek

      Skrzynek

      Pytanie czy jedziesz cały czas na tej samej tarczy i po prostu czekasz aż się rozpadnie. Jeśli tak, to przegrałeś niezależnie od tego ile jescze wytrzyma. Jeśli jednak będziesz ją naprawiać, wzmacniać pomiędzy ciosami, ulepszać, a może nawet weźmiesz w garść jakąś broń i odważnie ruszysz w bój... Cóż, wtedy może nawet sam los ustąpi ci z drogi. I jeszcze się ukłoni.

      Ale to już zależy od ciebie i twojej wiary.

  11. Całkiem ładniutka jest nie powiem. Aż naszła mnie ochota, ale nie dziś. Nie dziś. - Jutro przeprowadzę dokładny wywiad środowiskowy, i osobiście zobaczę to miasto. Póki co na razie o jego mieszkańcach mam... zadowalającą opinię. Em.. słucham? - dziwiłem się kiedy wspomniała o ''pani komisarzowej''. - Nie, nie mam żadnej narzeczonej, ani tym bardziej żony jeśli pani o to chodzi. O rodzinie lepiej nie wspominać czasami. - Od razu przypomniał mi się mój mydełkowaty braciszek. Czas rozbroić tą seks bombę, hehehe. - Jeśli pani wyrazi zgodę i chęć... to bardzo chętnie zaproszę panią na randkę. - posłałem jej lekki uśmiech, i władcze spojrzenie.
  12. No proszę ileż to się można dowiedzieć w ciągu kilku sekund. Winnica pani Berry Punch - zapamiętać i odwiedzić, przy okazji skontrolować czy aby nie doprawia tego wina czymś specjalnym. Na to są odpowiednie paragrafy, a ja potrafię być bardzo szczegółowy. I wredny jak ktoś mnie wkurzy. Rarity,... słyszałem w Manehattanie to imię, bo tam jej kreacje nieźle się sprzedają. Heh, raz nawet prowadziłem ciekawą sprawę bo jeden cwany przemutnik próbował zaszyć w jednej z jej kreacji ładunek srebrnoliści, bardzo silnego narkotyku. Sprawa się wydała kiedy aromat bijący z sukni odużył wszystkich pracowników salonu mody. Imię Rainbow Dash... coś słyszałem o jej triku Sonic Rainboom, i nic więcej. Zdaje się że jest tu kimś w rodzaju bożyszcza tłumu i buntownika. Trzeba będzie mieć ją na oku. Co do smoka... ta.. słyszałem że jakiś czas temu na tą wiochę napadła bestia i o mało co nie rozwaliła tej wiochy. A jednak być może będę miał coś tu do roboty. - Smok tak? No więc jednak tu może nie być tak nudno... - rzekłem pod nosem i odstawiłem kufel. Zobaczmy jaka jest ta cała Rarity. Podszedłem do niej i przywitałem się w miarę grzecznie. - Prepraszam... panna Rarity? - spytałem wystrojonej klaczy.
  13. Życie jest jak wielki żelazny most. Co to znaczy? Sam nie wiem...

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. Zodiak

      Zodiak

      Widzę, że mamy tu do czynienia z głębszą filozofią. Nie, ja się poddaję.

    3. Verard

      Verard

      Bo jak przywali, to zaboli? ;3

    4. Skrzynek

      Skrzynek

      Coś, co tworzysz nawet latami, potrafi runąć w jedną noc, pozostawiąjąc nędzne resztki. Nawet jeśli wydaje się, że coś jest niezniszczalne, wystarczy odpowiednio wielka powódź... Poza tym, "wielki żelazny most" to coś mocno już określonego, a życie jest znane właśnie ze swojej zmienności i wielości kształtów, jakie przyjmuje. Ja swoje życie określiłbym np. jako ciepłą żarówkę. Pamiętaj więc że, jeśli nie są to twoje własne słowa, wciąż czeka na ciebie znalezienie twojej własnej metafory.

  14. Najfajowszy kucyk z wielkiego miasta? No to się jeszcze zdziwisz różowa wariatko...hehehe Podniosłem kufel i zacząłem wolno, ale nie przerwanie sączyć trunek. Całkiem dobry... ale procentów miał tyle co nic. Serio, to ma być alkohol? No nic, przynajmniej jest smaczny, ale serio - w najgorszych spelunach w Manehattanie pijałem już lepsze sikacze pod względem mocy alkoholu niż to. Powoli wydudlałem cały kufel i całkowicie opróżniony postawiłem przed klaczą Applejack, która miała jabłka nie tylko na krztałtnym zadku, ale też w głowie. Zamiast mózgu. - Całkiem dobry ten wasz cyder Jackie - otarłem usta z piany. - Choć dla mnie o wiele słaby pod względem mocy. I najważniejsze - nie mów mi per ''pan''. Nie jestem aż tak stary. Widzę że do wszystkiego będę się tu musiał przyzwyczaić skarbie... polej jeszcze jednego. - spojrzałem z dezaprobatą na pozostałych biesiadników. Na razie poudaję nieco miłego. Trzeba do siebie przekonać potencjalnych informatorów i życzliwych konfidentów. - Więc Applejackie... są tu jeszcze jakieś kuce które które warto poznać?
  15. Nie zrozumiała aluzji. Czemu się nie dziwię... może uciekła z pobliskiego oddziału psychiatrycznego? Już miałem dość jej gadki o wszytskim i o niczym, ale ukuła mnie jedna ciekawa informacja - zna każdego bardzo dobrze? Ooo... a może jednak znajomość z tą wariatką nie będzie czasem straconym? Ingnorując częściowo paplaninę Pinkie Pie ( o matko co za imię,...), podszedłem do pomoarańczowej laski w kapeluszu. Stawiam swoją ulubioną pałkę policyjną, i pokdute buciory do kopania po głowie zbirów, że to wieśniara co jabłka sprzedaje. HA! Miałem rację, nawet jako MC ma jabłka. A swoją drogą tyłeczek też niczego sobie. - Dzban najmocniejszego cydru jakiego masz skarbie. - rzuciłem z lekkim półuśmiechem do blondie - Barr ma dziś ochotę zalać robala.
  16. No... miasteczko jest naprawdę ładne, jest co oglądać. Całkiem tu miło, jedno z najładniejszych miejsc w jakich byłem. Miejscowi się na mnie gapią, i uciekają wzrokiem... w sumie im się nie dziwę, dość wyróżniam się z tłumu. Jak nie wzrostem to tatuażami. Nie byłem na nich zły czy coś, ale trochę to niezbyt miłe że nawet nie chcą odpowiedzieć gdzie jestem. Ostatecznie ocaliłem ich miasteczko, mogliby byś bardziej mili... Hę? A to kto? Mała, cała różowa klaczka z kręconymi własami... no, jedyna co się mnie nie boi, to już coś. A potem zasypała mnie gradobiciem pytań z któych tylko część zapamiętałem. Gdy wreszcie skończyła trajkotać chrząknałem i odpowiedziałem: - To może...em.. po kolei.. - zastanowiłem się. - Nie, nie jestem stąd. Pochodzę z Morźnego Południa. Jestem Magnus North Hammer. Tak, podoba mi się tutaj, to ładne miasteczko. Udało mi się zdobyć tu paru przyjaciół - Twilight Sparkle, Applejack i Derpy, ale z chęcią zostanę twoim przyjacielem. To nie są linie, tylko tatuaże. Nie jestem spokrewniony z zebrami, choć znam ich całkiem sporo. I.. ciebie też miło poznać Pinkie Pie. Pozostałych pytań nie pamiętam, niesety. - odparłem z uśmiechem i podałem klaczce kopyto na przywitanie.
  17. Co. To. Urwał. Ma. Być? Co ta zgraja popaprańców wyprawia w MOIM komisariacie?! Czy oni urządzili przyjęcie w siedzibie policji? I to jeszcze... o żesz kur.. przewodzi im Brumistrzyni. A jednak chłopaki z wydziału mieli racje - tą wiochę zamieszkują rozpuszczeni idioci któym tylko zabawa we łbie. Spojrzałem surowo i wrogo na wszystkich ''gości''. Zwłaszcza na Burmistrzyni i tą różową idiotkę. - Oficer Barricade z Manehattanu, melduje się do służby. - odparłem od niechcenia wypluwając wykałaczkę na podłogę, prosto pod kopytka tej różowej laski. - Więc pani jest tu Burmistrzynią... - skwitowałem wzrokiem siwą klacz. - No to współczuję szczerze wykonywania zawodu w takim miejscu. Podszedłem do stołu z przekąskami, w nadziei że jednak znajdę tam coś mocniejszego niż poncz, ale gdzie tam. Bogowie... czy oni tu niewiedzą co to alkohol?! Do jakiej zapyziałej dziury ty mnie wysłałeś Prowl. Niech no cię tylko dostanę w swojej kopyta... Eh, chyba czas kończyć to nielegalne zgromadzenie w miejscu użyteczności publicznej. - Długo jeszcze wam zajmie to całe ''przyjęcie''? - spytałem tą różową. - Mam robotę do wykonania.
  18. Pięć minut. Jestem tutaj dopiero pięć minut a już niecierpię tego miasteczka. Taki spokój, taka idylla aż nie do zniesienia. Rzucę pawiem dalej niż widzę... - Że co? TO ma być mój komisariat? - spytałem wskazując na budę. - Nie odpowiadaj, to pytanie retoryczne. Mówisz że tu nie ma przestępstw? - zaśmiałem się lekko pod nosem. - Widziesz Fierry Chizzy - specjanie przekręciłem jego imię. - Żadne miejsce nie jest wolne od przestępstw. Wystarczy dobrze poszukać, i dobrze popytać a zawsze znajdą się winni. I tak... chętnie zobaczę ten przybytek prawa i sprawiedliwości w tej mieścinie. Odparłem i pociągnąłem z laczka klamkę, i tylko dlatego że kopnąłem lekko, dzwi nie zostały uszkodzone. Coś za cicho tu było. I ten ruch... wyłaź wyłaź, gdziekolwiek jesteś.
  19. Wreszcie... Więc tak wygląda to zadupie na które mnie zesłali. Tak urocze i słodzutkie aż żygać się chce... Toż to jest wieś. Gorzej - to jest koniec świata. I co ja mam tutaj robić? Pilnować żeby trawników nie deptali? WRrrr... poniżające. O czekaj braciszku, niech no tylko skończy się okres mojego wygnania a pokażę ci jak bardzo starszy brat potrafi być wkurzony. Przepychałem się poprzez inne kucyki, trzymając wykałaczkę w ustach zaś bagaże pod skrzydłami. Nie było tego wiele, tylko trochę ciuchów na zmianę i mój mundur. Nikt nie uronił słowa skargi, zresztą niechby spróbował - Barricade się nie patyczkuje. Barricade poprostu wymierza sprawiedliwość. Na swój własny sposób. Gdy ta zgraja się rozeszła pozostał jeden typek o wyglądzie biurowego ciecia. I faktycznie nim był, bo przedstawił się jako asysten pani Burmistrz. Spojrzałem na jego wyciągnięte kopyto z niesmakiem i lekceważeniem. Czy on naprawdę sądzi że się z nim przywitam? Hahahahaha! To dobre! - Asystent ta? Jakbym potrzebował niańki... - odparłem przesuwając wykałaczkę w drugi kącik ust. - Ale skoro jesteś to zrób z siebie użytek i weź to. - rzuciłem mu swoje dwie walizki.
  20. - Tylko proszę uważaj z tą księgą... - poprosiłem Twilight. - Licho wie co tam się może kryć. Jak dla mnie ta księga źle pachnie... - mruknąłem. - Wiesz, chyba pójdę się przejść trochę po mieście skoro wszytsko wróciło do normy. Timber śpi w pokoju, a jakby dokuczał mów do niego spokojnie i stanowczo. Lubi drapanie za uchem, to zawsze go uspokaja. Postaram się niebawem wrócić... to na razie. Po czym wyszedłem z biblioteki i zacząłem przechadzać się po Ponyville. Trochę dziwne czułem się bez swojej zbroi, ale nie wypada chodzić w takim czymś między kucykami. Rany... ale wszyscy zdają się tutaj mali.
  21. Byłem bardzo wdzięczny Twilight za możliwość zamieszkania u niej przez te kilka dni. Rzeczy nie miałem za wiele ze sobą, to co miałem odebrałem z farmy Applejack i przeniosłem do biblioteki Twiley. Najważniejsze jedna że wszytsko wróciło do normy - teraz wyglądało to jak najzwyklejsze, spokojne miasteczko. Będąc w domu Twi, znalazłem gospodynię i rzekłem jej: - Twilight, dzięki ci raz jeszcze za to że udzieliłaś mi gościny na te kilka dni. Obecuję że nie będę sprawiał kłopotu, i będę pilnował Timbera. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, poprostu powiedz.
  22. Ares Prime

    Zapisy do Czarnego Zawijasa

    Imię – Barridace , w skrócie Barr, lub czasami Cade Rasa : pegaz, ogier Wiek: 28 Wygląd : http://imageshack.us/a/img850/8894/2ponywithbackground.png Cutie Mark : Srebrno-czarna policyjna odznaka, nieco pęknięta. Zawód: Policjant, oficer śledczy Charakter: Bywa agresywny, często Cyniczny, władczy, opryskliw , sarkastyczny, nie waha się używać przemocy aby osiągnąć swój cel. Jednak jest tak naprawdę porządnym kucem, który egzekwuje przestrzeganie prawa. Uwielbia grać w grę zwaną ‘’baaaardzo zły glina’’. Sprawia to że większość kucyków rozmawiających z nim boi się go. On sam boi się niewielu rzeczy, a do jeszcze mniejszej liczy osób ma jakiś szacunek. Rzadko komukolwiek wybacza. Jest nie ustępliwy i uparty jak osioł. Historia : Barridace pochodzi z rodziny o długiej tradycji związanej z prawem. Większość przedstawicieli tej familli zostawała adwokatami, doradcami prawnymi, policjantami itp. Więc Barr raczej nie miał zbyt wielkiego wyboru odnośnie wyboru profesji. Od małego z młodszym bratem był naciskany przez rodziców, na kierunek aby też służyli prawu. O ile jednak Powl, czyli młodszy o rok brat naprawdę z własnej woli chciał być dobrym stróżem prawa, to Barricade widząc nieco despotyczny nacisk rodziców zaczął się buntować. Jako nastolatek sprawiał duże kłopoty, był łobuzowatym i zbuntowanym chłopakiem. Po prostu pragnął swobody wyboru, lecz ostatecznie uległ rodzicom i po skończeniu liceum poszedł z bratem do Akademii Policyjnej. Jak ją zdał bez wielkiego podejścia do nauki – niewiadomo. Został jednak policjantem tak jak brat. I na tym kończyły się podobieństwa. CM otrzymał w wieku 15 lat – dochodząc do wniosku że jeśli nosi się odznakę, można robić wszytsko na swój sposób. A czy zgodnie z prawem czy nie – to inna sprawa. Dlatego on symbolizuje odznakę policyjną, która jest pęknięta do połowy. Barricade był złym gliną. Nie w sensie braku znajomości przepisów i procedu. Był całkiem dobry w swoim fachu, ale działał samodzielnie, nie wykonywał rozkazów jak trzeba, był brutalny wobec przestępców. Jego metody również nie podobały się zwierzchnikom, zwłaszcza młodszemu bratu będącemu wzorowym, złotym policjantem. Sam Barricadem był całkiem doby w swoich fachu. Za co by się nie wziął zawsze ciągnął sprawę do końca. Robił wszystko po swojemu, osągajac zadowalające dla siebie wyniki. Prowl nie mógł ścierpieć tego że Barricade według niego ‘’kala dobre imię’’ całej rodziny, więc korzystając ze swoich znajomości wysłał starszego brata na prowincję. Z Manehattanu Barricade został przeniesiony ‘’tymczasowo’’ do Ponyville. Tym czynem Prowl zaskarbił sobie dożywotnią nienawiść ze strony starszego brata. Przeniesienie miało trwać rok, a potem Barr wróciłby do większego miasta. Teraz ostro wkurzony na cały świat, bardzo zły gliniarz wprowadził się do Ponyville. I zamierza tam wprowadzić własne porządki. Barricade jest wyszkolony w walce wręcz, oraz specjalistą w pościgach i przesłuchiwaniu. Często nosi ze sobą kajdanki i stalową tonfę, którą posługuje się z dużą wprawą. Ponad to dobrze zna Prawo Equestrii i Kodeks Postępowania Karnego. Cel: Odegrać się na bracie, być prawdziwie złym gliną. Jak się nadarzy okazja, to zarwać jakąś ładniutką niunię. Pozatym ostatecznie ma być policjantem.
  23. Weekend majowy - zapieprz w pracy czas zacząć...

  24. - Ciężko jest nie zgodzić się z tobą Twilight. - odparłem. - Ale nie chcę żeby ktoś z Ponyville narażał się dla obietnicy którą ja złożyłem. Jednak... chyba jednak masz rację. Zamek jest duży, ja sam jeden. - podrapałem się po głowie. - No dobrze, niech będzie. Wracajmy do... Nagle usłyszałem huk, pęknięcie szkła.. i rozwaloną trumnę Thanatosa. Sprawcą był Timber. - TIMBER!! - huknąłem naprawdę zły na wilka. - Rzuć tą kość, i odsuń się od tych gnatów! - pognałem do wilka chcąc wyrwać mu kość z pyska, i przyjżeć się szczątkom. Rany... oby Thanatos nie powrócił, ani temu Timberowi się nic nie stało!
×
×
  • Utwórz nowe...