Skocz do zawartości

[GRA]Odseparowani


Darnok2

Recommended Posts

( przepraszam miałem szlaban i nie wyszlo mi według planu)

Stałem przez dłuższą chwilę jak wryty, no cóż prawie nie dostałem jakimś dziadygą w facjatę nie mówiąc juz o tym jakim cudem spadł tu aż od dachu skoro to 1 z 4 pięter. Ocuciłem sie dopiero w momencie kiedy Marcus trzymał dziadka w lekko uniesionego. Mimo to wszystko słyszałem i do samego napastnika czułem ogromne obrzydzenie. - Każdy stworek dostał wiązka prądu przez mózg i serce, co sprawiło że każdy stworek miał namieszane i zaczely one atakować siebie nawzajem. Impuls elektryczny działa nawet na to co jest przywołane, w końcu żeby mogło sie poruszać musi miec nerwy nawet jesli teoretycznie jest martwe. Wtedy nerwy są pochodzenia energetycznego wiec sa a to znaczy że moge na nie oddziaływać.

- A co do Landrax'a jeśli przeżyjesz spotkanie z nami to przekaż mu że za Amy ma u mnie przejebane, Zdajesz sobie sprawę dlaczego on ją zabil? - zapytałem typka

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

((W Bayment nie masz budynków wyższych niż dwa piętra, pomijając że Twój jest drewniany i usytuowany poza centrum dzielnicy. Nie zapominaj kto tu kreuje otoczenie. O tym że sam decydujesz co robią istoty kontrolowane przez postać nad którą władzy NIE masz. Nie zapominaj kto jest tu MG))

John nawet się nie zdziwił atakiem Marcusa. Spokojnie zmienił konzystencję ciała w krem który spłynął na ziemię, osadzając się po części na dłoni napastnika. Ów krem o intensywnym, słodkim zapachu miał silne właściwości żrące i w mig wypalił żelazną skórę mężczyzny do samych mięśni, a momentami i do kości. Ból był silny i powalił Marcusa na kolana. Były żołnierz dostał zawrotów głowy i osunał się na ziemię, ledwo zachowując przytomność. Kremik był trujący. Maź na podłodze ponownie uformowała ciało Pawulona, jednak na jego twarzy nie było już nawet cienia ciepłego uśmiechu. - Nie jesteś nawet w połowie na tym poziomie co ja. Ta pycha Cię zniszczy dziecko.

W tym samym czasie Killua rozpoczął atak na przywołańce Łowcy. Poraził je prądem, właściwie nie wiadomo w jakim celu, składały się bowiem one z tej samej substancji co John, substancji która mogła zmieniać się w ciało stałe czy nawet gaz. Atak nie zdał się jednak na nic. No, prawie na nic. Istoty będące kontrolowaną przez Łowcę grupą zwróciły uwagę na Semantę i rzuciły się do ataku. Pawulon uśmiechnął się. - Zabił ją. Za zdradę. Zdradę do której nakłoniła ją Treyna. Nie żywię do Jeffreya urazy, zrobił to co należało. Lecz gdyby nie ta smarkula, Amy nie musiałaby ginąć.

Akari stała mniej więcej w połowie drogi między zaatakowanym Semantą, a otrutym Semantą. Klasnęła rękami krzycząc. - Hal A'lyan! - na te słowa między Killua a kremowymi stworami pojawił się lewitujący, fioletowy płomień z wielkim okiem które wytworzyło tarczę. W samą porę - wypluty na chłopaka krem załatwiłby go jak Marcusa albo i gorzej. Zielonowłosa warknęła do "błyskawicznego" kolegi. - Nie ściągaj na siebie niepotrzebnych ataków idioto! To nie nasza liga. - spojrzała z troską na leżącego mężczyznę. Wywołała spod gruntu pięć szkieletów które odgrodziły Johna od Semanty. Syknęła ostro do starca. - Czym jest ten krem?

-Mieszanka dwóch zabójczych związków. Kremówczan Wadowiczanu i Dwujeban Dziecianu. - odrzekł starzec spokojnie - Zanim zapytasz o antidotum...istnieje. I prosto je wykonać. Wciąż nie chcę was zabijać. Dogadamy się ślicznotko? Receptura na antidotum dla Twojego kolegi za informację gdzie jest Treyna. To uczciwy układ.

Akari przygryzła wargę. "Ten stary pierdziel wyczuje kłamstwo..." W końcu odrzekła szczerze. - Ajacco. Pojechała do Ajacco. Nie wiem po co.

-Ajacco. No tak. Można było tak od razu, wiecie? - mruknął poważnie i zapadła cisza przerywana cichymi stęknięciami Marcusa. Pawulon westchnął. - Na jedną szklankę: pięć łyżek sody oczyszczonej, trzy łyżki sypanej kawy, pół łyżki kwasu solnego, 1/5 spiryrusu, 4/5 wody gazowanej. Całość wymieszać i podać. - John skończył i wyszedł z domku, kremówkowe stwory tuż za nim, a dziewczyna odwołała nieumarłych i fioletowego ducha. Spojrzała na Killua sucho. - Zanim rzucisz się do mnie z mordą...on by nas z palcem w swojej zdziadziałej dupie pozabijał. Jeśli chciałam uratować Antho...Marcusa, to musiałam to zrobić. - powiedziała i skoczyła do kuchni przyrządzić antidotum. Marcus był blady i się pocił. Zrobiła je w kilka minut i natychmiastowo je podała doustnie. - Killua! Przygotuj zimny okład. - krzyknęła i ujęła twarz mężczyzny w dłonie. Wyglądał fatalnie, ale pot ustąpił, a rytm serca wracał do normy. Spojrzała na wypaloną już do kości rękę Marcusa. Ujęła ją w dłonie i otoczyła zieloną poświatą. Wytężyła moc wskrzeszania i regeneracji. Tkanka powoli wracała na miejsce, będąc niczym nowa. Po czterech minutach ręka była jak nowa na Marcus odzyskał możliwość mówienia i ruszania się. Akari klęczyła przy nim uśmiechając się, co nadawało jej twarzy jeszcze piękniejszy wyraz. Powiedziała do niego cicho. - A to jeden z tych moich ukrytych talentów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Marcus z niemałym trudem otworzył usta – całe jego ciało było stężałe. Serce waliło jak oszalałe, jednak płuca poruszały się z znacznym oporem. Wiedział, że Łowca musiał użyć jakiejś neurotoksyny. Szkoda, że nic się nie zmieniło przed momentem, w którym organizm zaczął walczyć o życie i na bieżąco naprawiać uszkodzone połączenia nerwowe. Przeżarta dłoń była najwyraźniej mniejszym zmartwieniem.

 Teraz jednak czekał na przyszłą walkę.  A był pewien, że taka będzie miała miejsce. Podniósł się na, póki co drżące pod jego własną masą, nogi, przy okazji oddalając od używającej swojej mocy na marne Akari. Toksyna musiała być silna. Silna, i do tego mocno żrąca.

 Kolejnej walki jeden z nich nie przetrwa. A jego później będą bardzo długo bolało wszystko – jak po wykorzystaniu pełni mocy. Bo kolejny raz nie zamierza przegrać i przeżyć. Jak drugi raz nie jest wystarczający, to nie mają sensu dalsze próby – to tylko liczenie na łut szczęścia. Drugie starcie jest najważniejsze – pokazuje, że zlekceważony w pierwszej walce nie jest osobą do lekceważenia.

 -Niedawno wyjechali.  – spojrzał na stół. To było śmieszne, jednak nadal stała tam porcja, którą miał zamiar „poczęstować” Łowcę.  – On ich dogoni. Kto idzie ze mną spróbować temu zaradzić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...