Skocz do zawartości

[GRA]Odseparowani


Darnok2

Recommended Posts

- No cóż wiesz na ten temat więcej niż ja sprzeczać się nie będę, Na upartego Dastan może cofnąć czas na jej ciele ale nie wiem czy to coś da bo chwilę już rozmawiamy - powiedziałem tracąc jakąkolwiek nadzieję na to że Amy jednak może żyć...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Kto umarł, ten nie zmartwychwstanie, a przynajmniej nie znam mocy wskrzeszania Semantów. - pokiwała głową Treyna - Mimo jej słów była dobra. Za dobra na ten świat. - dziewczyna uklękła przy zakrytym kocem ciele Amy - Spoczywaj w spokoju malutka, zadbam o wszystko. - dodała uraniając ostatnie łzy. Gdy wstała jej spojrzenie było zdecydowane. - Idziemy do Bayment, tam znajdziemy więcej Semantów niż w Departax, a tamtejsi ludzie są szczersi i bardziej otwarci. - powiedziała stając w drzwiach. Na szybko wyjęła telefon i napisała do Krasusa smsa o treści: "Kryjówka Sonny'ego spalona, zdemolowana po całości. Łowczyni Amy Kristall nie żyje, udaję się do Bayment do mieszkania Killua. Na miejscu podam Ci dokładny adres, przyjedź jutro po południu. Pilne." - To co panowie? Idziemy?

((Tu się teraz deklarujcie kto wraca do domu, kto idzie z nami.))

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

" Stały dom? to określenie przestało istnieć w tym momencie teraz to będzie baza główna bronić sama nas będzie no cóż trochę prądu się tam nazbierała wystarczająco by tworzyć pole siłowe i elektryczne w jednym " - pomyślałem i powiedziałem - Drzwi moje zawsze stoją otworem wystarczy wiedzieć gdzie mnie szukać moje kryjówki zazwyczaj są oznaczone fioletowym znaczkiem pragmy - wyciągnąłem kartkę ze szkicem znaku i pokazałem wszystkim.

 

tu ten znaczek;

https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTaElrFek8Ttoh8-8Hk_4CGWfCcOZCd6y_n5wipMYpzl50XPtsr

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sonny skinął tylko głową, odnotowując w pamięci numer mieszkania. Jak tak się teraz zastanowić, to w sumie do tej pory jak zrobił komuś poważniejszą krzywdę to tylko w obronie własnej, więc przez chwilę poczuł się dość dziwnie. No ale, w jakimś stopniu to też jest w obronie własnej, nie? I z tym przeświadczeniem powędrował w stronę budynku, a potem idąc po schodach na trzecie piętro.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krasus przecztyał sms-a od Treyny. "Komu ja pomagam? Same kłopoty z tą dziewczyną."

- Wyciągnij broń - powiedział wyciągając swój pistolet zza marynarki. Włączył niewidzialność i z jeszcze widocznym uśmiechem otworzył drzwi do mieszkania.

- To pokaż co umiesz w sytuacji zagrożenia - powiedział szeptem i wepchnął Sonnego do mieszkania. W środku kobiety i dzieci już spały. Dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn siedziało przy niewielkim stoliku i grało w karty. Po wejściu chłopaka do mieszkania, jeden z nich zaczął szukać czegoś w szufladzie. Za to drugi wyciągnął z kieszeni nóż i ruszył w kierunku Sonnego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Biorąc pod uwagę fakt że już się do ciebie przyczepiłem to zamierzam ci pomóc, bądźmy szczerzy ale jako była łowczyni nie znasz się na życiu po tej stronie barykady. A że masz informacje bardzo użyteczne ktoś musi cię pilnować więc wbiłem się na tę pozycje. - powiedział. - Co ja powiedziałem? Eee nie ważne. Idę se z tobą, se. - dodał po chwili. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy się zebrali wszyscy pod kamienicą w której mieszkał Sonny, wyruszyli w późno-nocną podróż do Bayment. Żadno z nich nie miało już czystej karty, bowiem Landrax widział już wszystkich, więc dotarcie rysopisów do policji było kwestią czasu. Zachowując ostrożność dotarli do Bayment, pod dom Killua. Okolica była typowa dla tej części miasta - małe, drewniane chatki, wąskie i kręte uliczki będące za dnia krzątaniną ludzi, a także powietrze przesiąknięte zapachem ryb. Tak jakby osobny świat w tym mieście. Spokój i cisza, zagajniki i ptaki. Treyna bała się że swoim przybyciem zakłóci spokój tej dzielnicy.

Choć była jeszcze noc, to za kilkanaście minut miało zacząć świtać, kilku ogorzałych i krzepkich mężczyzn przy pomoście szykowało kuter rybacki na kolejny połów. Dziewczyna wysłała dokładny adres Krasusowi i oparła się o ścianę. - Dobre miejsce na dom wybrałeś Killua, na pewno są tu jacyś Semanci, a z racji tego iż jest tu bawet bezpiecznie...tak. To dobre miejsce.

((Ukeź, kameleon, zrobiłem timeskipa lekkiego, więc jak już się ogarniecie z sesjami itd. to postarajcie się nas nadgonić, co by się za dziesięć stron nie okazało że jesteście z dwa dni do tyłu))

Edytowano przez Darnok2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Treyna spojrzała na Lucasa, nie rozumiała tutejszych zwyczajów, a tym bardziej tego że nagle z oczywistego wroga stała się ich sojusznikiem. - Właściwie to nic. Za dnia wyruszam poszukać jakichś rekrutów. - uśmiechnęła się - I zastanawiam się jak ich znajdę.

***

Cytadela, sala audiencyjna Arcykonsula. Przywódca miasta, dyktator Blackhaven siedział w swoim tronie. Senatorowie Jason z Departax oraz Miguel z Bayment, a także Łowcy Tadashi Yahiro i John Pawulon stali po bokach Arcykonsula. Przy drzwiach straż pełniło sześciu żołnierzy, czujnie trzymających swoje pozycje. Dwóch kolejnych Łowców - Reginald Birch i Jeffrey Landrax zdawali właśnie raport z misji tego drugiego który klęczał na jednym kolanie przed władcą, jego toważysz stał spokojnie wyprostowany z rękami splecionymi za plecami. Nie kajał się przed Arcykonsulem Raymondem, dla nikogo nie było tajemnicą iż są oni wieloletnimi przyjaciółmi.

-Jeffreyu, wyjaśnij całą sprawę. - ton przywódcy jak zwykle był poważny i budzący szacunek - Czy śmierć Amy Kristall była konieczna?

-Tak Panie. - Landrax nie śmiał podnieść wzroku. - Gdy dogoniłem ją to nie dość że wstrzymała się przed zabiciem Treyny, to zaczęła mówić że ją ochroni i że chciałaby stanąć po jej stronie. Gdy to usłyszałem - zabiłem ją. Zabiłbym i Treynę oraz jej toważysza, ale...

-...ale Pańskim rozkazem było wstrzymać akcję i sprowadzić Landraxa do pałacu. - Reginald przerwał narwanemu łowcy dokańczając. - W każdym razie Amy nie żyje, przydałoby się kogoś awansować na jej miejsce.

-Zaraz do tego przejdziemy Reginaldzie. Po kolei. - Arcykonsul mówił tonem wyrozumiałego wujka - Amy została usunięta. Dobra decyzja Jeffrey. Będę miał twe czyny w pamięci. Co do wolnego miejsca w Elicie, Tadashi Yahiro. Zgodzisz się zająć pozycję Amy i z większą sumiennością przynosić chwałę Blackhaven?

-Tak. Zgadzam się. - Zielonowłosy chłopak jak zwykle odpowiedział krótko. Chociaż akurat on swojej lojalności udawadniać nie musiał.

-A co z Amy!? Tak po prostu o niej zapomnicie? - oburzył się John Pawulon, pięćdziesięcioośmioletni Łowca, w długiej białej szacie i specyficznej białej czapce na głowie. Tak jak Reginald szkolił młodych Łowców. - Ona po prostu odeszła. A była taka mała i śliczna...- rozmarzył się John odruchowo drapiąc się po kroczu czym wywołał niesmak na oczach zebranych. Landrax chrząknął.

-Akurat o Twoich upodobaniach względem dzieci wiemy dobrze Pawulonie..

-...a także o tym co z nimi robisz na tych "treningach"... - z kpiącym uśmieszkiem dodał Tadashi

-Dość. - mruknął Birch - Panie, po co nas tu wezwałeś. Czemu zawiesiłeś misję Jeffreya?

Arcykonsul wstał. Jego spięte w kucyk siwe włosy i zadbana broda sprawiały że wyglądał jak starożytny mędrzec. W jego oczach było widać pasję. - Tej nocy intruz włamał się do Cytadeli. Kilkunastu strażników zabito, w dodatku skradziono kilka ważnych receptur i sfer. O dziwo kilku, nie wszystkich. Dokonać tego mógł tylko Semanta. Macie go znaleźć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[przed timeskipem]

-Możesz mówić mi Anthony - odpowiedział dziewczynie. - Nowy znajomy Killuy.

Wspomniany przez nią Lucas odezwał się.

Łowczyni?

Przełknął ślinę.

 

To były dopiero dzieci. Większość z nich nie była nawet pełnoletnia. Jednak widać było, że życie ich nie rozpieszcza. Na pierwszy rzut oka nawet tego nie zauważył. Potrzebował pobyć z nimi trochę, by to zrozumieć. A ta Amy, zabita Łowczyni, była całkowicie dzieckiem. On w jej wieku uczył się do szkoły - a nie zabijał Semantów.

Ale tak działał świat. Odstający od tłumu są przez ten tłum nienawidzeni i odtrącani. Szybko stają się celem. A bycie celem zmusza do szybszego dorastania.

Tak działał ten paskudny świat. Mógł tylko spróbować pożyć w nim jak najdłużej, ciesząc się drobnostkami.

Zapach ryb był taką drobnostką. A możliwości, jakie się przed nim otwierały były jeszcze milsze.

(Mam nadzieję, że to te samo mieszkanie, co wcześniej)

Wszedł do środka. Ubranie miał lekko przepocone, jednak nie było tragedii. Gorzej było z owocami i warzywami - część była obita. Marcus wyjął pieniądze i podszedł do Killuy.

-Idę przygotować posiłek - zapowiedział. Nie liczył, że ktoś go za to pokocha. Chciał dobrze sobie zjeść, a najpewniejszy był samodzielnie przygotowując sobie posiłek.

Wyszedł na zakupy. Chciał kupić trochę owoców morza. Nie wiedział jeszcze, co zrobi, ale miało to być coś smacznego. A teraz była najlepsza pora - jak pracował na kutrze, poranek był porą powrotu z połowem.

Należy się cieszyć drobnostkami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-No ale nic. Idziesz ze mną? Bo ja chyba coś zjem i pójdę się rozejrzeć. - powiedziała Treyna do Lucasa i ruszyła do domku. Kilka kroków dalej zatrzymała się i powiedziała do niego cicho przez ramię. - Trzymaj pychę na wodzy Lucas. Nie doceniasz Elitarnych Łowców, widziałam to przy Amy i przy tym jak patrzysz na Jeffa. To naprawdę nie nasza liga. - Skończyła i weszła do mieszkania Killua. Usiadła na kanapie myśląc nad tym co dalej.

Edytowano przez Darnok2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Zaufaj mi, każdy z elitarnych Łowców jest w stanie nas załatwić jednym uderzeniem. A Amy miała doświadczenie w panowaniu nad o wiele groźniejszymi mocami niż Twój wiaterek, a to i tak bez znaczenia, starczył jeden jej atak. - Była Łowczyni westchnęła, wstała i stanęła w drzwiach. - Dość o niej, dajmy zmarłym umrzeć. Ja idę się rozejrzeć po okolicy. - dodała i wyszła na dwór. Słońce już wstało i rozświetlało malowniczy obraz zatoczki w Bayment. Treyna weszła do zagajnika gdzie była niewielka wieża widokowa. Gdy znalazła się na szczycie zauważyła pokaźny, na oko ponad stuosobowy orszak idący od strony Cytadeli do Bayment. Byli daleko więc nie mogła ich rozróżnić, jednego była pewna - to nie było wojsko, a bardziej reprezentacyjna gwardia. - Po sztandarze...to chyba jeden z Senatorów. Pewnie robi zwyczajny obchód dzielnicy. - mruknęła do siebie i zaczęła jeść jabłko zerwane z pobliskiego drzewa.

***

Kilkanaście metrów pod ziemią, pod jednym z domków w Bayment było ukryte labolatorium. Postać w długim, brązowym płaszczu z kapturem na głowie mieszała w próbówkach kilka płynów, otrzymując zieloną, świecącą ciecz. Nabrała jej do strzykawki i wstrzyknęła zamkniętej w klatce myszy. Ta zaczęła się trząść i padła martwa. Badacz wyciągnął rękę i momentalnie jego i mysz otoczyła zielona aura. Zwierzę ponownie chodziło po klatce, a postać ponownie przygotowała miksturę, tym razem nieco zmieniając proporcje. Znów wstrzyknęła zwierzęciu płyn. Tym razem mysz zamiast umrzeć nagle znalazła się poza klatką. Badacz chwycił tasak i schował zwierzę do klatki. Gdy to ponownie pojawiło się za nią odrąbał mu głowę tasakiem. Postać uśmiechnęła się i powiedziała do siebie. - Bingo Akari. Masz to. - Był to głos kobiety.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

((To moja moc i mówie że wywiera ona wpływ na organizm człowieka, nie ważne jak silny jest użytkownik, działa na otoczenie więc otoczenie działa na niego z taką samą siłą, a ona była dzieckiem więc zmarłaby używającc tej mocy przez kilka sekund więcej bo tak jej używała. ))

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

((Dwie strony temu mówiłeś o kilkunastu minutach, nagle mamy sekundy. No nieźle. Poza tym pomijając wszystko, moc tamtej małej nie absorbuje wszystkich efektów jej używania, nawet koszt energii ponosi użytkownik macierzysty a nie ona (o czym też pisałem), ta postać była absolutnie OP, z jakichś powodów zginęła tak szybko, nie? Jedynym ogranicznikiem tamtej mocy był czas - konsekwentne obrażenia szły w nicość, a koszt energii ponosił zaatakowany :v))

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marcus szedł targiem rybnym. Mógł przysiąc, że czytał kiedyś o dobroczynnym wpływie zjonizowanych cząstek znajdujących się w nadmorskim powietrzu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuł się dobrze. Nie mógł tego powiedzieć nawet kilka dni przed ostatnimi wypadkami.

Nie niepokojony przez nikogo - od ostatniego pobytu w tych okolicach zmienił całkowicie fryzurę oraz nie miał już tych samych ubrań - doszedł do wału przeciwpowodziowego, który zapamiętał jako świetne miejsce podczas jednego z pierwszych pobytów w Bayment. 

Morska bryza delikatnie muskała mu twarz, mewy skrzeczały wysoko w niebie a w oddali było słychać krzyki rybaków na swych kutrach. To wszystko razem z odległymi dźwiękami miasta składało się na nietypową muzykę, jakiej można było słuchać tylko w takich miejscach.

Położył się z zwisającymi nogami i zamknął oczy. 

Te... dzieciaki, bo inaczej ich nazwać nie mógł, były szalone. Chciały stanąć przeciwko systemowi zdolnemu zmieść je w przeciągu chwili. Jednak pamiętał wydarzenia ostatniej doby. Czy system, który umożliwia działanie takim bestiom jak Łowcy ma prawo istnieć?

Wszystkie tyranie ginęły pod trupami takich ludzi. Lud decydował.

Wiele mu już nie zostało. Większość rzeczy, jakie mógł zrobić zrobił. Żył pełnią życia, nawet jeśli było ono nędzne. Teraz mógł trwać w nim, nudząc się coraz bardziej, z pewnością wpadając w zniechęcenie - niezmienne warunki przy braku szansy na poprawę, której akurat on nie miał miały niechybnie to powodować według psychologów. Mógł też wystąpić naprzeciw i spróbować coś zmienić.

Westchnął, wstał i poszedł na targ.


Dobra, przemyślenia potrzebne, by moja postać dołączyła do rebelii nie łamiąc swojej karty już odfajkowane.

 

Żyje ta sesja?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krasus stał oparty o framugę. Czekał na jakiš ruch ze strony semanty, którego przywiózł ze sobą. Wyciągnął telefon i napisał do Treyny. "Co tam? Wszystko pod kontrolą? Bo u mnie nudy...". Nie chowając telefonu, zabójca szepnął do ucha Sonnego.

- Masz zamiar coś zrobić czy po prostu tak stać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...