Skocz do zawartości

[GRA] Zagadka [Harry Potter] [~Magus]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Na słowa Elisabeth, że nie jestem słaby coś we mnie drygnęło. Czy mogła mieć racje czy naprawdę moje umiejętności nie osłabły? Jednak nie byłem pewny czy chciałem by miała racje, bo jeśli ją naprawdę miała to by oznaczało, że mnie i Toma dzieliła przepaść, jeśli chodzi o nasze umiejętności i nigdy nie będę jej w stanie przed nim chronić. Dawałem z siebie wszystko a on nawet nie zwracał na mnie uwagi. Co gorsza z jakiegoś powodu uwziął się na Elisabeth jakby czerpał z tego jakąś sadystyczną pokręconą radość, której nie potrafiłem zrozumieć. Jednak, co mamy w tym wypadku zrobić? Nikt nam nie uwierzy w końcu mówimy o Tomie, którego szanują i kochają wszyscy wokół a on to wykorzystuje na swą korzyść. Nagle jednak ponownie wróciłem na ziemie na kolejne słowa Elisabeth.

 

- Nigdy nie uważałem, że jesteś słaba jednak ja po prostu nie jestem w stanie tego pojąć - powiedziałem by nagle się zatrzymać w zastanowieniu zaraz jednak ruszyłem dalej. - Elisabeth ja użyłem całej swej mocy a nawet nie naruszyłem jego tarczy to niema żadnego sensu. Co gorsza, jeśli masz racje to nie wiem, co można zrobić nikt nam nie uwierzy jego słowo przeciw naszemu a wiadomo, kto ma tu największy szacunek - powiedziałem wściekle nie zatrzymując się jednak. Nagle jednak mój ton się zmienił. - Spróbuje Elisabeth jednak nie mogę być pewny, że przestanę się o ciebie martwić wiem, że sama sobie potrafisz świetnie radzić jednak, jeśli coś ci się stanie nie wiem, co zrobię wtedy, gdy rzucono na ciebie urok ja nie wytrzymałem miałem utarczkę z Tomem przed klasą. Nie wiem jak to zrobił, ale odepchnął mnie od siebie nawet nie używając różdżki tu nic niema sensu - mówiłem w jej kierunku nie zatrzymując się i lekko kręcąc głową w geście zaprzeczenia, gdy zaczęliśmy w międzyczasie dochodzić do biblioteki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa szarpnęła wrota biblioteki i razem z Alanem wkroczyli do wielkiego, cichego pomieszczenia. Wszędzie wznosiły się olbrzymie regały z księgami - nie, nie zakurzonymi, pani Dorinson zbyt bardzo o nie dbała. Jedynie Dział Ksiąg Zakazanych zawierał tomy, które można by uznać za zniszczone, ale w całej swojej dotychczasowej nauce Lisa była tam tylko raz - kiedy dostała pisemne pozwolenie od profesora Slughorna, bo szukała tam pewnych materiałów dotyczących transmutacji. Na chwilę ich rozmowa się urwała, kiedy szukali jakiegoś wygodnego miejsca do odpoczynku. Uczniów nie było dużo, w końcu był to pierwszy dzień semestru, zadań domowych nikt jeszcze wiele nie uświadczył. Tu i tam można było zobaczyć paru moli książkowych, czy kilku zaciekawionych pierwszaków.

 

W końcu znaleźli stolik stosunkowo ukryty za dwoma wysokimi regałami zapełnionymi książkami dotyczącymi eliksirów, gdzie mogli w końcu usiąść i rozmawiać dalej.

- Nie naruszyłeś jego tarczy?... wiesz - powiedziała Lisa po chwili przeciągającego się milczenia. - Ja doskonale wiem, że zawsze świetnie radzisz sobie na pojedynkach... to prowadzi nas tylko do niezbyt przyjemnego wniosku, że być on jest potężniejszy niż myślimy. To znaczy, wszyscy wiedzą, że jest geniuszem, po prostu... - pokręciła głową. - Po prostu nie wiem. Myślę, że nie powinniśmy o tym na razie nikomu mówić, masz rację, że nam nie uwierzą. Postarajmy się po prostu nie wchodzić sobie nawzajem w drogę, to może będziemy mieli spokój. Zignorujmy Riddle'a i jego znajomych, to na pewno znudzą się dręczeniem nas, nie? - powiedziała. - Ja też się o ciebie martwię, zawsze - dodała z uśmiechem, a potem znów spoważniała i przyłożyła jedną rękę do czoła. - Mówisz, że odepchnął cię bez różdżki? To by miało sens, mówiłam ci przecież, że się nie potknęłam wtedy na tych schodkach - powiedziała, wspominając wczorajszy wieczór.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biblioteka zawsze należała do jednego z mych ulubionych pomieszczeń. Cisza panująca wokół jak i te pokłady wiedzy w całym tym pomieszczeniu dawały zawsze najlepsze połączenie. Chodziłem w milczeniu za Elisabeth rozglądając się za wolnym stołem i przy okazji rozglądając się po pomieszczeniu. Nigdy się nie mogłem na to napatrzyć. Jedynym miejscem, którego nigdy nie odwiedziłem był dział ksiąg zakazanych. Niestety nie miałem tyle szczęścia, co Elisabeth by tam zajrzeć. W pomieszczeniu nie było również zbyt wielu uczniów, co mi całkiem odpowiadało. Udało nam się znaleźć wolny stół w całkiem dobrym miejscu, gdy już tam usiedliśmy zacząłem słuchać każdego słowa Elisabeth nie przerywając jej i czekając aż skończy. Oboje się nawzajem o siebie troszczyliśmy i martwiło mnie, że Tom mógł to zobaczyć i teraz wykorzystuje naszą wzajemną troskę o siebie przeciwko nam.

 

- Właśnie tego się boje - powiedziałem na słowa Elisabeth dotyczące potęgi Toma. - Jeśli masz racje a ostatnio masz ją dość często obawiam się, że nikt z uczniów w całym Hogwarcie nie może się z nim równać a on bawi się wszystkim wokół - powiedziałem patrząc na Elisabeth. - Wciąż tego nie pojmuje, ale zdaje się, że on ma moc, której nie potrafimy pojąć. Nie wiem jak może czarować bez różdżki nie jestem tego w stanie pojąć i pewnie bym w to nie uwierzył gdybym sam tego nie widział na własne oczy - powiedziałem lekko kręcąc głową w zaprzeczeniu. - A skoro to potrafi to, jaki dla niego stanowiłby problem wrobienie Hectora w rzucenie uroku? Wszak dziwne się wydaje, że zaklęcia nie rzucił żaden z jego popleczników ani on tylko ktoś bezstronny, kogo mógł poświęcić by nas dręczyć - nagle lekko zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Elisabeth. - Myślisz, że to ja mogę być powodem tego, że się na ciebie uwziął podobnie jak reszta tych, co za nim chodzą jestem czystej krwi może to go właśnie denerwuje, że jako jedyny z tej grupy się wyłamuje? Czy myślisz, że jeśli stanę się służalczy wobec niego jak oni da ci nareszcie święty spokój? - spytałem poważnie na nią patrząc. Nigdy nie chciałbym stracić swej przyjaźni z Elisabeth, ale jeśli zajdzie taka potrzeba byłem gotowy to zrobić dla bezpieczeństwa jej i jej rodziny. - Zanim coś powiesz Elisabeth przemyśl to dokładnie wiec, że w czasie mej utarczki z Tomem wspomniał on o twym braciszku i przedszkolu, do którego chodzi - powiedziałem wbijając zmartwiony wzrok w stół.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa oparła jedną rękę o ciemny stolik i słuchała Alana z uwagą, obserwując słońce przedzierające się przez wysokie okno i padające plamą na jej dłoń. Nie chciała mu przerywać, więc czekała aż powie wszystko, jednak pod sam koniec nagle szarpnęła się w fotelu i zapomniała praktycznie o wszystkim, co miała mu odpowiedzieć.

 

- Nonny? C..co mój brat ma niby wspólnego z tym wszystkim?! T...to bezsens! - mówiła, a głos jej się trząsł od wściekłości i stresu(strachu?). - Przecież Riddle nawet nie wie, g...gdzie on chodzi do przedszkola, ani gdzie my mieszkamy! - syknęła, uderzając dłonią w blat. Nie była zła na Alana, jej gniew skierowany był w przestrzeń, niosąc się po Hogwarckich murach i szukając tej jednej osoby, którą można by nazwać odpowiedzialną za niego. Zacisnęła kilka razy palce, a potem uspokoiła się odrobinę i przeczesała ręką włosy, jej głos ciągle przypominał syczenie - Nie ma takiej opcji, Alan. Nie będziesz się nikomu podlizywał, po prostu go zignorujemy - a potem znów zacisnęła pięści. - Czy on naprawdę groził mojemu czteroletniemu bratu? I tak nic mu nie może zrobić - prychnęła, marszcząc jednak brwi. - Co on sobie myśli, że niby kim jest? Zignorować go... - mruknęła, a potem warknęła i wstała, odrzucając malowniczo rude włosy. - A nawet jeśli może czarować bez różdżki, to co? - rzuciła już na tyle głośno, że jakiś chłopak, który kilka regałów dalej przeglądał książki, obrócił się i na nich spojrzał - Nikt nie będzie groził mojemu bratu. Jak go zaraz znajdę to mu pokażę, ile różnych rzeczy można zrobić drugiej osobie bez używania jakiejkolwiek magii - strzepnęła gniewnie szatę i wyglądała jakby naprawdę miała zamiar za chwilę stąd wyjść.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nagle poniosłem wzrok ze stołu a me oczy otworzyły się szeroko, gdy spostrzegłem reakcje Elisabeth. Mogłem spodziewać się po niej wiele w końcu znałem ją od tak dawna jednak chyba nigdy nie widziałem jej tak wściekłej jak teraz. Miałem wrażenie, że gdyby Tom tu był to nie zawahałaby się na niego rzucić by wydrapać mu oczy a to mnie po części martwiło. Gniew potrafił odbierać logiczne myślenie i bałem się, że coś takiego dzieje się teraz z Elisabeth. Sam gniew nie był tu w stanie nic zrobić. W końcu ja sam byłem wściekły na Toma za to, co zrobił a ten pokonał mnie bez najmniejszego problemu bałem się, że Elisabeth czeka to samo a widząc jej reakcje czułem, że to się nie skończy dobrze.

 

Nie zwracała już najwyraźniej na nic uwagi pozwalając wściekłości całkowicie opanować siebie. Mówiąc szczerze sam poczułem pewien strach, gdy tak na nią patrzyłem. Musiałem jednak coś zrobić. Wiedziałem, że jeśli teraz tak wyjdzie to wszystko skończy się czymś znacznie gorszym niż tylko szlabanem. Pytanie jednak brzmiało, co mam zrobić? Najlepsze byłoby użycie odpowiedniego zaklęcia i czekać aż się uspokoi jednak nigdy bym jej tego nie zrobił. Zrobiłem, więc jedyną rzecz, jaka przyszła mi jeszcze do głowy nagle podniosłem się z taką gwałtownością, że aż krzesło się przewróciło na ziemie tym samym wydając nieprzyjemny dźwięk po całej bibliotece. W tej samej chwili nagle przytuliłem delikatnie Elisabeth tak by jej broda spoczęła na moim ramieniu. Nie przywykłem do tego typu sytuacji, bo to zwykle ona pierwsza mnie obdarowywała uściskiem. Miałem jednak nadzieje, że to jej pomoże. Nagle odezwałem się w jej kierunku spokojnym i zarazem delikatnym głosem.

 

- Proszę uspokój się Elisabeth wiem z doświadczenia, że gniew ci w niczym nie pomoże a tylko pogorszy sprawę, jeśli tam pójdziesz zrobisz tylko to, czego on chce - mówiłem cały czas spokojnie. - Dałem ci słowo, że będę cię chronił, jeśli zajdzie taka potrzeba nie pozwolę by skrzywdził ciebie ani nikogo z twych bliskich nie ważne jak bardzo potężny by był i jak wielka by była między nami różnica nie pozwolę mu na to nawet za cenę własnego życia, ale teraz proszę uspokój się wspólnie na pewno coś wymyślimy. Jeśli teraz tam pójdziesz to ja pójdę za tobą i oboje wiemy, że nic dobrego z tego nie wyjdzie dla nikogo z nas - powiedziałem by na chwilę zamknąć oczy miałem nadzieje, że to, co powiedziałem dotrze do Elisabeth i zdoła pohamować swoje nerwy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa zdziwiła się nieco, kiedy Alan ją przytulił i w pierwszym odruchu chciała złapać go za szaty i odepchnąć. Potem przypomniała sobie, że to przecież Alan, jej przyjaciel. Odetchnęła kilka razy, starając się opanować wściekłość i wysłuchać co miał jej do powiedzenia.

- Wiem. Wiem, że nie powinnam - powiedziała potem, odsuwając się nieco i kładąc mu rękę na ramieniu. - Po prostu... jak on mógł? Ale to i tak czcze groźby, on nie ma prawa wiedzieć czegokolwiek o mojej rodzinie. W ogóle skąd wie, że mam brata - zaczęła bawić się swoimi rudymi włosami, ciągle marszcząc brwi. Potem podniosła wzrok i spojrzała na Alana z powagą. - Nie będziesz ryzykował dla mnie niczym, a już szczególnie swoim życiem, rozumiemy się? Potrafię sobie poradzić - wolała nie myśleć o tym, że zrobiłaby to samo dla niego, bo to by odebrało jej pewność siebie z głosu. - Musimy ich ignorować - powiedziała, odzyskując opanowanie. - Po prostu ich olejmy. Nic nie mogą nam zrobić. Chyba nie damy im zepsuć sobie pobytu w Hogwarcie, a już tym bardziej w roku egzaminów, co? - skrzyżowała ramiona i w tym momencie dobiegł ich skrzekliwy głos, który sprawił, że Lisa podskoczyła.

 

- A co to mają być za hałasy? Najpierw panna się wydziera, teraz to krzesło. Proszę je podnieść w tej chwili, panie Travers. I opuścić moją bibliotekę, jeśli nie potraficie zachować w niej ciszy - syczała na nich pani Dorinson, która pojawiła się nagle między regałami i odgarniając rzadkie loki na plecy, groźnie machała na nich palcem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odetchnąłem w duchu widząc, że Elisabeth się pozbierała i znów zaczynała myśleć jak trzeba. Gdy nagle usłyszałem jej słowa byłem już całkowicie przekonany, że wszystko było dobrze i już nie muszę się martwić, że zaraz zrobi coś głupiego. Zacząłem dokładnie jej słuchać i dokładnie rozmyślać nad każdym jej słowem marszcząc lekko brwi w zastanowieniu. Najbardziej mnie zastanawiał fakt zdziwienia Elisabeth na temat tego, że on wie, że ona ma brata. Elisabeth nie należała do osób, które od tak dzielą się ze wszystkimi tymi informacjami powiedziałaby tylko najbliższym znajomym a nie sądziłem by Stephanie lub Adelia mu coś o tym powiedziały. Więc skąd miał takie dokładne informacje nawet wiedział gdzie to przedszkola chodził. To nie miało żadnego sensu. Ja mu przecież tego nie powiedziałem. Nagle jednak sobie przypomniałem jak mówił, że słyszał coś o tym w pokoju wspólnym. Musiał, więc to podsłuchać, gdy Elisabeth komuś o tym wspominała to byłoby w jego stylu jakby nie patrzeć.

 

 

- Masz słuszność jak zawsze Elisabeth najlepszym wyjściem będzie ich unikać jednak pytanie jak mamy to zrobić? Ja mam z nimi wspólne dormitorium a ty masz wspólny szlaban z Tomem i nie sądzę by ten pozwolił ci się ignorować... - nie zdążyłem jednak dokończyć, bo nagle usłyszałem głos bibliotekarki. No tak nawet nie pomyślałem jak wiele zamieszania i hałasu tu wywołaliśmy na przyszłość powinniśmy chyba być bardziej ostrożni i nie zwracać tak na siebie uwagi. - Bardzo przepraszam to się nie powtórzy daje słowo - powiedziałem z uniżonym głosem do pani Dorinson powoli podchodząc i podnosząc krzesło, które niedawno przewróciłem, gdy skończyłem powoli zwróciłem się do Elisabeth może lepiej na razie chodźmy - powiedziałem spokojnie lepiej było nie denerwować bibliotekarki a my chyba zwróciliśmy i tak za dużo uwagi na siebie tutaj.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przepraszam - szepnęła również i Lisa, wstydząc się teraz odrobinę swojego wcześniejszego wybuchu. A przynajmniej tego, że pozwoliła sobie na to w bibliotece. 

W ciszy wyszli razem z Alanem na korytarz. Wrzesień był w tym roku nadzwyczaj ciepły i słońce przebijało się pogodnie przez wielkie okno. Przeszli się jeszcze parę kroków, chcąc oddalić od zdenerwowanej pani Dorinson, a potem Lisa odezwała się tak, jakby nie przerywali konwersacji.

- Wiem, że to może być trudne. Ale lepsze to niż pozwalanie im sobą pomiatać - do głosu dziewczyny powróciła złość, ale na pewno nie było jej tyle, ile jeszcze parę chwil wcześniej.

 

***

Przez dłuższy czas Lisa kręciła się jeszcze z Alanem po korytarzach. Rozmawiali na różne tematy, dotyczące(na szczęście) nie tylko Riddle'a i tych jego "przyjaciół". W końcu zostało parę minut do lunchu i udali się razem do nadal dość pustej Wielkiej Sali. Jedynie garstka uczniów siedziała już na miejscach, z czego najbardziej zapełniony był stół Ravenclaw'u. Elisabeth zwróciła się jednak w stronę ich stołu i  skrzywiła się.

- Oczywiście - jedynymi osobami przy stole Ślizgonów, które pojawiły się na posiłku przed czasem, była dwójka drugoklasistów, oraz Riddle, Lestrange, Malfoy i Mulciber, którzy zajmowali jak zwykle centrum stołu.

Lisa usiadła na samym skraju, a potem wzięła do ręki widelec, zaciskając na nim gniewnie palce. Można by pomyśleć, że zastanawia się, co sobie nałożyć, ale nie, zignorowała miski i wbijała intensywnie spojrzenie w swój pusty talerz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy mogłem być zły na Elisabeth, że dała się tak ponieś nerwom w bibliotece? Oczywiście, że nie zachowała się całkiem naturalnie gdyby nie ukazała na to, co powiedziałem żadnych emocji uznałbym, że coś z nią nie tak. Poza tym byłem tak samo winny jak ona. To ja jej to powiedziałem i wszystko zacząłem. Nie byłem w stanie nawet pomyśleć, co czuje Elisabeth gdyż sam nie miałem rodzeństwa zawsze byłem tylko ja, od kiedy pamiętam. Jednak to nie do końca była prawda, bo miałem jeszcze Elisabeth, na którą zawsze mogłem liczyć. Być może, dlatego  starałem się ją chronić i wspierać. Nie wiem, co bym zrobił bez niej i nie chciałbym się nigdy przekonać.

 

Gdy już opuściliśmy bibliotekę miałem wrażenie, że Elisabeth całkiem zaczyna pozbywać się nerwów zwłaszcza, gdy zaczynaliśmy mówić o innych tematach niż Tom i jego koledzy. Nie zwracałem nawet uwagi na panującą wokół gorącą temperaturę ciesząc się, że choć na chwilę mogliśmy zapomnieć o przygnębiających sprawach. Nim się jednak obejrzałem zbliżała się już pora lunchu. Zacząłem kierować się wraz z Elisabeth do sali gdzie jak na razie nie było zbyt wiele uczniów. Przeważała tu obecnie liczba krukonów jednak nie widziałem wśród nich tej dziewczyny, którą spotkałem w sowiarni, co mi całkiem odpowiadało. Niestety gorzej było przy naszym stole, bo nie mogło niestety tam już zabraknąć osób, przez które zarówno ja jak i Elisabeth byliśmy nie w sosie. Bałem się czy Elisabeth nie zrobi przypadkiem czegoś głupiego nie byłem pewny czy cała jej złość zaniknęła. Jednak odetchnąłem z ulgą widząc jak kieruje się na skraj stołu a sam usiadłem jak zawsze przy niej. Zacząłem sobie powoli nakładać tłuczone ziemniaki, gdy nagle zmarszczyłem lekko brwi i spojrzałem na Elisabeth.

 

- Wiem, że nie mogę poczuć tego samego, co ty - powiedziałem patrząc na nią. - Nie mam rodzeństwa, więc nie mogę postawić się na twoim miejscu, jeśli jest jednak ktoś mi naprawdę bliski to jesteś to ty Elisabeth. Proszę przestań o tym rozmyślać to nic nie pomoże a pogorszy sprawę - powiedziałem dosyć poważnie by nagle zmienić ton na bardziej delikatny. - Poza tym, jeśli chcesz dać mu nauczkę musisz jeść. Wygłodzona niewiele zrobisz jedzenie nie jest tu niczemu winne - odrzekłem by teraz wbić wzrok w sufit. - W innym wypadku nie dasz mi wyboru i będę cię musiał nakarmić a to chyba nie wyglądałoby najlepiej nie uważasz - powiedziałem ponownie w jej kierunku uśmiechając się do niej delikatnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa jeszcze przez parę sekund się nie ruszała, a potem westchnęła zrezygnowana i uśmiechnęła się lekko do Alana.

- Masz rację - skwitowała, a potem szturchnęła go lekko w bok. - Czy my już nie ustaliliśmy, że nie chcemy się na nikim mścić? I tak, myślę, że nie chciałabym, żebyś mnie karmił. Jeszcze mnie znowu wyślą do skrzydła szpitalnego, bo pomyślą, że po tym ataku jestem tak słaba, że nie mogę sama jeść - pokręciła głową, postanawiając ignorować Riddle'a i nie patrzyć nawet w jego stronę.

 

Chodź sama Lisa zdecydowała się zainteresować bardziej jedzeniem, to Alan miał jednak ze swojego miejsca świetny widok na środek stołu. Lestrange właśnie z zapałem opowiadał o czymś Riddle'owi, nie dało się stąd jednak usłyszeć co, jednak sam Tom, mimo iż kiwał głową, tak jakby go słuchał, utkwił skupione spojrzenie w rudych włosach Lisy. Na jego twarzy błąkał się drobny uśmiech, jakby myślał o czymś bardziej przyjemnym. W tym momencie do Wielkiej Sali zaczęła nagle napływać fala uczniów, co oznaczało, że było jakieś pięć minut po trzynastej. Gdy coraz więcej osób zajmowało miejsca przy stole Ślizgonów, Alan stracił jego środek z oczu.

- Już prawie zapomniałam jak dobre sałatki potrafią robić Hogwarckie skrzaty - powiedziała Lisa, który była kompletnie nieświadoma tego, co się chwilę temu zdarzyło.

 

W tym momencie podeszły do nich Stephanie i Adelia, które zazwyczaj siedziały znacznie dalej.

- Cześć - powiedziała Stephanie, siadając naprzeciwko Elisabeth. - Jak się czujesz, Lisa? - zapytała, podpierając brodę na rękach.

- Dobrze - odpowiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem. - Nic mi nie było, nie powinnam nawet iść do skrzydła szpitalnego.

- A ty, Alan? - dodała nieśmiało Adelia, sięgając ręką po dzban z sokiem. - Wszystko okej? To znaczy... wiesz. Wyglądałeś na dość... wyczerpanego po zaklęciach.

Chwilę później Adelia syknęła z zaskoczeniem, co mogło oznaczać tyle, że Lisa kopnęła ją pod stołem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się delikatnie słysząc słowa Elisabeth. Wiedziałem, że humor jej w pełni z pewnością nie wrócił jednak była już chyba na dobrej drodze by, choć trochę jej nastrój się poprawił. Nagle jednak mój uśmiech zanikł a zarówno wzrok jak i mina wykazywały dużą powagę jak bym zaczął nad czymś głęboko rozmyślać. Nie było tajemnicą, o czym tak rozmyślałem, bo mój wzrok był ponownie skierowany na Toma. Nie bardzo podobał mi się ten jego uśmiech, gdy tak patrzył na Elisabeth. Prosiła żebyśmy ich ignorowali jednak miałem wrażenie, że on nie chce nam tego ułatwić. Bałem się tego, co mu może w tej chwili chodzić po głowie. To nie był przypadek, że on nadzorował szlaban Elisabeth. Tylko wciąż nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego tak bardzo się uczepił. Moje rozmyślania na ten temat się skończyły z chwilą, w której jadalnia została zapełniona przez innych uczniów a ja straciłem z oczu Toma. Jeszcze bardziej mnie jednak zdziwił widok Stephanie i Adelii, które zwykle raczej były nieco dalej. Nagle mój wzrok spoczął na Adelii byłem nieco zdziwiony jej zainteresowaniem, jeśli chodzi o mój stan zdrowia jednak nie widziałem powodu by nie odpowiedzieć. Zdziwił mnie jednak fakt, gdy ta nagle syknęła nie do końca wiedziałem, dlaczego. Delikatnie się uśmiechnąłem zanim odpowiedziałem na jej pytanie.

 

- Dziękuje, że pytasz to bardzo miłe - powiedziałem z delikatnym uśmiechem i będąc lekko zamyślonym. - Nic mi nie będzie to po prostu nie był to mój dzień. Najwyraźniej po prostu zbyt bardzo ostatnio próżnowałem, czego efekt można było zobaczyć myślę jednak, że niedługo wrócę do formy - stwierdziłem nakładając sobie jedzenie na talerz. - Poza tym czeka mnie dziś jeszcze niedługo numerologia, więc nie mogę sobie pozwolić na kiepskie samopoczucie - odrzekłem ze spokojem i znów skierowałem swój wzrok na Elisabeth. Cieszyłem się, że wróciła w pełni do zdrowia jednak wciąż bałem się po części tego, co może stać się później. Najgorsze w tym wszystkim było, że nie wiedziałem, co można było zrobić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adelia dyskretnie pomasowała pod stołem swoją łydkę, rzucając Lisie nieprzyjemne spojrzenie, na co ta tylko pokręciła głową. Alan na szczęście nie wydawał się znowu wpaść w dołek z powodu jej pytania, więc być może rzeczywiście nie powinna tego robić. Zanotowała sobie w głowie, żeby ją później przeprosić. Stephanie nałożyła sobie właśnie frytki na talerz, odrzucając do tyłu splątane włosy.

- Ta - powiedziała z drobnym uśmiechem. - Numerologia. Najnudniejszy z wszystkich przedmiotów.

- Hej - powiedziała Adelia cicho, ale z irytacją. - Lubię ten przedmiot.

 

Lisa nie mogła powstrzymać uśmiechu, obserwując swoje koleżanki i wcinając przy okazji sałatkę owocową.

- No. I właśnie przez to, że ty i Alan lubicie - przeciągnęła głoski i pokręciła głową w obie strony. - ten przedmiot, idziecie teraz po południu siedzieć w ławce i słuchać jakichś nudnych wykładów. Natomiast ja z Lisą położymy się w łóżkach w naszym dormitorium i wiecie co będziemy robić? Nic. W tym jestem przecież najlepsza. Zawsze mówiłam, że moimi ulubionymi zajęciami w Hogwarcie są śniadanie, lunch i kolacja. No i sen oczywiście.

Lisa zachichotała na produkującą się energicznie i machającą rękami Stephanie. Wydawało się, że atmosfera znów zrobiła się lekka i przyjazna - taka jaka powinna być w Hogwarcie. Elisabeth wymieniła pogodne spojrzenie z Alanem i dolała sobie soku. W pewnym momencie stała się jednak kolejna dość dziwna rzecz, którą Lisa tym razem zauważyła. Riddle wstał, choć lunch dopiero się zaczął i wyszedł z sali, samotnie. Malfoy i reszta zostali na swoich miejscach. Choć Lisa wiedziała, że przecież oni byli to już znacznie wcześniej, i że bardzo prawdopodobne, że Tom idzie po prostu do biblioteki, albo do dormitorium, nie mogła powstrzymać jakiegoś dziwnego, złego przeczucia. Pochyliła się znów nad swoją sałatką. Naprawdę miała chyba jakąś paranoję.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Interesujące wykorzystanie wolnego czasu - odparłem na słowa Stephanie przy okazji nalewając sobie sok z dyni. - Ja sam mimo wszystko nie umiałbym spędzić raczej czasu na nic robieniu czas się wtedy zbyt dłuży i duża nuda jednak każdy może inaczej to postrzegać - powiedziałem przy okazji pijąc sok, gdy już go przełknąłem znów się odezwałem. - Ciężko mi jednak wyobrazić sobie Elisabeth w takiej sytuacji - powiedziałem kierując teraz wzrok na nią. - Przeleżeć tyle czasu i nic nie robić? Chyba naprawdę za słabo ją znam - powiedziałem wzruszając lekko ramionami jednak wszystko mówiłem z żartobliwym tonem.

 

- Mimo wszystko cieszy fakt, że nie tylko ja zauważyłem pewną fascynacje w numerologii - powiedziałem teraz kierując na chwilę swój wzrok na Adelie. - Jest jednak coś, co nas wszystkich łączy w obecnej sytuacji fakt, że wszyscy poddamy się jakimś przyjemny zajęciom, które się nam podobają, chociaż każdy z nas będzie robił, co innego to i tak będzie całkiem przyjemne - stwierdziłem z lekkim uśmiechem i ponownie się napiłem by nagle lekko zmrużyć brwi i się ponownie zamyślić, gdy mój wzrok spoczął na Elisabeth.

 

Zdecydowanie oboje potrzebowaliśmy takiej chwili spokoju po tym wszystkim, co się stało. Miło było teraz się tak pośmiać i posiedzieć w spokoju w ostatnim czasie naprawdę zaczynało tego brakować. Jednak to była niestety tylko chwila a nie wiedziałem, co będzie potem. Nie byłem pewny czy powinienem być na numerologii i ponownie zostawić Elisabeth samą. A co jeśli znów zostanie zaatakowana? Bałem się tego. Jednak, jeśli bym z nią został wpadłaby we wściekłość wiedziałem to. Na dodatek ten szlaban, który ją czekał. Na samą myśl przechodziły mnie ciarki. Może jednak miała, co do jednego racje musimy ignorować Toma i jego przyjaciół może wtedy dadzą nam nareszcie spokój.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa starała się odgonić swoje złe przeczucia i skupić się na chwili obecnej. Mieli ich przecież ignorować, tak? Więc czemu miałaby zwracać uwagę na to, że Riddle wychodzi wcześniej z sali? Powinna mieć to gdzieś. Uniosła nieco głowę i uśmiechnęła się z przekąsem do Stephanie.

- Alan ma rację, to niemożliwe, żebym przeleżała całe popołudnie. Ale są inne zajęcia - powiedziała, nonszalancko sięgając po serwetkę. - Na przykład przeszkadzanie Stephanie w spaniu. Ja właśnie w tym jestem najlepsza - dodała, parodiując koleżankę. 

 

- Hej! - powiedziała dziewczyna, zakładając ręce na biodra. Adelia zachichotała. - Tylko spróbuj, a obiecuję ci, że tak ci uprzykrzę dzisiejszą noc, że pójdziesz spać na korytarz - dodała żartobliwie.

- Och, coś w to nie wierzę - odpowiedziała Lisa, udając przejęcie. - A wiesz czemu? Bo żadna siła nie wyciągnie cię z łóżka po astronomii, więc nie będziesz miała jak tego zrobić. Chyba, że chcesz mnie wykończyć swoim chrapaniem - zakończyła dramatycznie, a Stephanie parsknęła śmiechem, przyznając jej rację.

 

Przez jakiś czas rozmawiali tak sobie pogodnie we czwórkę - Adelia, Stephanie, Elisabeth i Alan, aż w końcu lunch zaczął się kończyć, a uczniowie zbierać do wyjścia. Lisa zamierzała właśnie upić łyk swojego soku, kiedy jej dwie koleżanki zaczęły podnosić się z miejsca.

- My będziemy już iść. Numerologia jest co prawda dopiero za ponad dwie godziny, ale chcemy jeszcze przejść się razem ze Stephą na wieżę północną. Wiecie, spotkać się z takimi jednymi Krukonkami, nie widziałyśmy się całe wakacje - powiedziała Adelia.

- No właśnie. No właśnie. - Stephanie przez chwilę milczała, a kiedy już całkiem stała na nogach, dodała pogodnie. - Tak na marginesie, nie wiem czy to ważne Lisa, ale Tom Riddle się o ciebie pytał.

 

Elisabeth trzymała już szklankę przy ustach, ale na te słowa odłożyła ją z ogromną siłą na stół, rozlewając pomarańczowy sok po obrusie. Chwilę potem skrzyżowała ramiona. Oczywiście, no po prostu oczywiście. Jeszcze trochę i będę mogła powiedzieć, że Riddle stał się nieusuwalną częścią mojego życia. Normalnie marzę o tym - myślała Lisa ze złością.

Adelia wyglądała na zdziwioną i lekko wystraszoną.

- Nie denerwuj się, Lisa, my nie wierzymy w te głupie plotki o tym, że jesteś w nim zakochana - powiedziała szybko, jakby to było powodem.

Elisabeth zamruczała coś pod nosem, a potem powiedziała ze ściśniętym gardłem, mając tego wszystkiego już po prostu dość:

- O co pytał?
Stephanie zawahała się, a potem odpowiedziała:

- O nic specjalnego. Po prostu... pytał, czy na pewno wszystko z tobą w porządku. No wiesz, po tym ataku. Mówił, że wydajesz się go nie lubić i chyba był tym zmartwiony.

- On naprawdę jest uroczy, nie? To bardzo miłe z jego strony, że tak się o ciebie martwi. Może powinnaś dać mu szansę? - dodała cicho Adelia, a Lisa poczuła mieszaninę wściekłości i rozpaczy.

- Tak. Tak, świetnie - odpowiedziała niejasno, a potem wstała. - My z Alanem też musimy już iść. Mamy kilka spraw do załatwienia, prawda? - zapytała go retorycznie, choć przecież nie mieli nic do roboty.

Adelia i Stephanie wymieniły zmartwione spojrzenia, ale nic więcej nie dodały.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozmowa przy stole była całkiem przyjemna. A czas zlatywał tu nie gorzej. Nawet mi się zdarzyło od czasu do czasu uśmiechnąć, gdy słyszałem jak Elisabeth przekomarza się żartobliwie ze swymi przyjaciółkami. Niewiele raczej wtrącałem do naszych rozmów, co nie znaczy, że mi się nie podobały. Ja po prostu byłem taki z natury, że raczej niewiele mówiłem. Niestety jak już wcześniej zauważyłem czas płynął tu przyjemnie a zarazem i bardzo szybko, więc nim się spostrzegłem czas lunchu dobiegał końca. Nagle jednak zwróciłem swój wzrok na Stephanie i Adelie, kiedy te powiedziały, że idą się spotkać z jakimiś krukonkami. Czy to możliwe by one znały te krukonkę którą spotkałem w sowiarni? Dosyć dziwna sprawa pomyślałem biorąc kolejny łyk soku z dyni.

 

Jednak omal go nie wyplułem, gdy usłyszałem kolejne słowa Stephanie. Niemal się zakrztusiłem, gdy powiedziała, że Tom Riddle pytał o Elisabeth skutkiem tego wszystkiego było to, że z mych oczu zaczęły wypływać łzy gdyż sok przelał mi się nieodpowiednio do gardła. Zawsze on nawet w takiej sytuacji nie pozwalał o sobie zapomnieć. Byłem pewny, że robił to celowo by drażnić Elisabeth by ta cały czas o nim myślała. Jak mogłem przez te wszystkie lata nie zauważać jego prawdziwej natury? Ale na słowa Adeli już mnie kompletnie zatkało. Czy mogłem im mieć za złe, że tak o nim myślą? Oczywiście, że nie jeszcze sam niedawno myślałem o nim zupełnie inaczej a teraz ja i Elisabeth wiemy o nim rzeczy, których nie wie nikt inny. Teraz mój wzrok powędrował na Elisabeth, gdy ta zadała mi pytanie. Wiedziałem, że zapewne aż się gotuje ze złości i po prostu szukała wymówki by się oddalić od przyjaciółek, co wcale mnie nie dziwiło.

 

- Tak niemal o tym zapomniałem - powiedziałem lekko przecierając oczy z łez, które niedawno wypłynęły mi z oczu a gdy skończyłem powoli wstałem. Wolałem by Elisabeth się oddaliła jak najszybciej zanim z powodu nerwów zrobi coś, czego będzie potem żałować. Szybko, więc do niej podszedłem. - Lepiej już chodźmy Elisabeth sama wiesz, że to nie będzie czekać - powiedziałem spokojnie w jej kierunku i znów zwróciłem się do Stephanie i Adeli. - Dziękuje za miłą rozmowę i przyjemne spędzenie czasu - stwierdziłem z delikatnym uśmiechem czekając aż Elisabeth wstanie. Miałem nadzieje, że naprawdę zaraz nie zrobi czegoś głupiego.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stephanie i Adelia posłały Alanowi i Lisie miłe, ale i trochę niepewne uśmiechy. Sama Elisabeth wstała i po szybkim pożegnaniu poleciała razem z przyjacielem w stronę drzwi Wielkiej Sali. Nie minęło kilka sekund, a już szli szybko, w każdym razie Lisa się spieszyła, natomiast Alan szedł za nią, w stronę błoni i jeziora. Paru uczniów relaksowało się już na brzegu, bądź ogólnie na błoniach, w końcu był bardzo ciepły dzień. Większość z nich spędzała czas z kolegami z którymi musieli się pożegnać na okres wakacji. Ruda dziewczyna szybko znalazła wolne drzewo niedaleko brzegu jeziora i położyła pod nim swoją torbę(a raczej nią rzuciła), by później na niej usiąść.

 

Błonia Hogwartu wyglądały tak pięknie jak zawsze. Zamek wznosił się nad nimi majestatycznie, jezioro połyskiwało w słońcu, a z Zakazanego Lasu dochodziły tajemnicze szmery. Lisa jednak nie zwróciła na to uwagi. Położyła głowę na kolanach i westchnęła, spoglądając ze zmęczeniem na Alana.

- Mam paranoję, czy Riddle mnie prześladuje?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacząłem iść w milczeniu za Elisabeth ledwo mogąc za nią nadążyć. Domyślałem się jak wiele gniewu teraz w niej się zbierało. Nic jednak nie mówiła przez cały czas, gdy szliśmy. Nie byłem do końca pewny, co mogły sobie pomyśleć Adelia i Stephanie po takim naszym nagłym wyjściu jednak teraz nie miało to większego znaczenia. Elisabeth pragnęła uwolnić się od Toma i jego przyjaciół i zacząć w końcu normalny rok szkolny. Jednak on nie chciał dać jej spokoju można było wręcz odnieść wrażenie, że nęka ją na każdym kroku by tylko o nim nie zapomniała. Jednak nie rozumiałem powodu, dla którego tak ją nękał. Jakiś musiał przecież być, bo nic nie dzieje się bez niego. Pytanie jednak brzmiało jak był ten powód?

 

W końcu jednak zaczęliśmy docierać na błonia. Swego czasu przychodziłem tu sam siadając pod drzewem i oddając się rozmyślaniu w samotności. Wszystko się jednak zmieniło z okresem, gdy poznałem Elisabeth. Niemal każdą wolną chwilę spędzaliśmy wspólnie a moja dawna samotność, która mi towarzyszyła jakby zanikała z chwilą, gdy ją poznałem. Sam już nie pamiętałem dnia, gdy się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy było to tak dawno temu.

 

Same błonia również były wspaniałym miejscem. Ten otaczający nas krajobraz połączony z tą letnią pogodą był czymś naprawdę wspaniałym. Jednak wiedziałem, że nie w głowie Elisabeth podziwianie teraz krajobrazu. Wiedziałem dobrze, że jej myśli kierują się teraz, ku czemu innemu. Zacząłem z nią iść w kierunku drzewa i lekko zmrużyłem oczy, gdy ta nagle rzuciła torbę pod drzewo i na niej usiadła. Nagle do mych uszu dotarło jej pytanie. Chwilę tak się na nią wpatrywałem a po mej minie ciężko było się doszukać jakiś emocji. Powoli jednak usiadłem na gołej trawie tuż obok Elisabeth opierając się o drzewo i położyłem jej dłoń na ramieniu by dodać jej wsparcia.

 

- Oboje, więc cierpimy na podobną paranoje - odrzekłem dosyć poważnie jednak z niewielką nutką żartu w głosie. Potem jednak mój głos całkiem spoważniał. - Nie potrafię znaleźć powodu, dla którego to robi, ale z jakiegoś chyba musi to robić? - spytałem nie czekając na odpowiedź i zacząłem dalej kontynuować swój monolog. - Najpierw podejrzewałem, że uwziął się na ciebie ze względu na twoje pochodzenie jednak to nie miało większego sensu, gdy coraz bardziej nad tym rozmyślałem - powiedziałem lekko kręcąc głową w zaprzeczeniu a mój wzrok nagle spoważniał jeszcze bardziej. - Boje się, że on się tak z nami bawi i czerpię z tego jakąś sadystyczną niezrozumiałą dla nas radość. Za każdym razem, gdy coś się tobie dzieje informacja zaraz dochodzi do mnie tak jak by chciał by tak się stało. Zupełnie jakby bawiła go moja troska o ciebie. Mam wrażenie, że on po prostu chce gnębić nas dwoje jednak nie zwykłą torturą a bardziej psychologiczną a najgorsze w tym wszystkim, że zupełnie nie wiem, co możemy zrobić - odrzekłem ze smutkiem nie spuszczając dłoni z ramienia Elisabeth. Nie byłem pewny jak zareaguje na to, co powiedziałem, ale uznałem, że powinna wiedzieć, co sam zaczynałem podejrzewać. Musieliśmy w tej kwestii być ze sobą szczerzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa podniosła głowę z kolan i skierowała głowę na świecące uparcie słońce, mrużąc oczy i marszcząc brwi w zastanowieniu. Potem westchnęła i przesunęła dłonią, odgarniając rudą grzywkę do tyłu. Gdzieś znad jeziora dobiegły do nich głośne śmiechy kilku Puchonek. Atmosfera byla przyjemna, kompletnie nie wpasowując się do tematu rozmowy.

- Najwyraźniej - skwitowała dziewczyna na początek, obserwując tamte dziewczyny, a potem kierując wzrok na Zakazany Las. - Ja miałam wrażenie, że mści się na nas za tamtą sytuację w powozie i twoją groźbę - dodała powoli i podniosła piegowatą twarz ku Alanowi. -  A może chodzi o coś jeszcze innego? Nie wiem... w każdym razie jeśli ten dzisiejszy niby atak miałby być zemstą za groźbę, to może teraz da nam już spokój, co? W końcu nie zrobiliśmy już nic, żeby go wkurzyć. Chyba, że chcesz powiedzieć mi coś więcej na temat tej waszej sprzeczki. - nagle spoważniała, jakby dotarło do niej coś nieprzyjemnego. - Dlaczego on groził mojemu bratu? O co dokładnie wtedy chodziło?

Znów dobiegły do nich beztroskie chichoty innych uczniów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na kolejne słowa Elisabeth powoli zdjąłem dłoń z jej ramienia i położyłem ją pod brodą jak bym zastanawiał się, co powinienem teraz powiedzieć. Prawdą było, że czułem się temu wszystkiemu winny to ja doprowadziłem do tej groźby, gdy zaatakowałem Toma na korytarzu. To po prostu było silniejsze ode mnie. Gdy tylko pomyślałem o wszystkim, co do tej pory zrobił Elisabeth i o tym, że to on mógł stać za tym atakiem. Nie potrafiłem tego po prostu określić. Jednak zasługiwała na szczerość nie mogłem jej okłamywać skoro groźba była skierowana właściwie bardziej do niej niż do mnie. Dlatego nie mogłem też pozwolić by stało się cokolwiek komuś z jej bliskich, bo będzie to moją winą, bo ja to wszystko zacząłem. Ponownie opuściłem dłoń teraz na trawę by zaraz zmarszczyć brwi i ciężko westchnąć zanim zacząłem mówić.

 

- Skoro tego chcesz Elisabeth powiem wszystko - rzekłem by ponownie zamilknąć jakbym starał się dobrać odpowiednie słowa. - Ja jestem winny tej groźby - powiedziałem twardo. - Wtedy, gdy cię zobaczyłem jak doprowadził cię do łez poczułem już ogromną wściekłość chciałem by za to zapłacił - powiedziałem zaciskając gniewnie zęby i dłoń na trawie w rezultacie wyrwałem kilka źdźbeł trawy. - Jednak, gdy rzucono na ciebie urok to przekroczyło wszelkie granice nawet, gdy wszystko wskazuje na Hektora ja byłem pewny, kto był temu winny w końcu sam jeszcze niedawno odgrażałem się mu podobnym urokiem, gdy tylko opuściliśmy łazienkę dałem się w pełni ponieść swej furii - powiedziałem ponownie zaciskając dłoń i unosząc ją ku górze by nagle wypuścić z niej wcześniej zerwane źdźbła trawy, które zaczęły unosić się na wietrze.

 

- Ja go zaatakowałem na korytarzu przyłożyłem różdżkę prosto pod jego przeklętą brodę jednak on był na to przygotowany nie ukazał mym atakiem zdziwienia ani strachu i w tej samej chwili jego różdżka znalazła się na moim brzuchu tak jakby tylko czekał na odpowiednią okazje by to zrobić. Wtedy też zarzucił mi, że ciebie nienawidzę i wspomniał o twoim bracie. Powiedział dokładnie, że chodzi do przedszkola numer 9 w Londynie na ulicy Tempting Board powiedział, że słyszał to w pokoju wspólnym a ten jego uśmiech, który ukazał, gdy to mówił - powiedziałem lekko się wzdrygając. - Jakbym widział w nim czystą nienawiść - nagle zamilkłem i lekko się skuliłem wbijając załamany wzrok w ziemię. - Wybacz mi Elisabeth obiecałem, że ci pomogę tymczasem swym lekkomyślnym zachowaniem być może sprowadziłem zagrożenie na twych bliskich gdybym tylko zapanował wtedy nad nerwami a teraz nawet nie wiem, co szykuje dla ciebie w odwecie  za to w czasie szlabanu, bo jestem pewny, że nie przypadkowo będzie cię tam nadzorował. Naprawdę jest mi przykro jestem po prostu żałosny - powiedziałem lekko załamany nie podnosząc już głowy. Wcale bym się nie zdziwił gdyby Elisabeth była na mnie wściekła za całą obecną sytuacje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa słuchała Alana z szeroko otwartymi oczami, marszcząc lekko brwi w zmartwieniu. W czasie jego monologu strzepnęła ręką mrówkę, która wspinała jej się po nodze, ale nawet wtedy nie oderwała od niego spojrzenia. Kiedy zaległa pomiędzy nimi cisza trwała ona parę sekund, ale już chwilę później dziewczyna potrząsnęła głową, roztrzepując swoje rude włosy.

- Jesteś niemożliwy, Alan. Nie jesteś żałosny i to nie jest twoja wina. To co się stało i co... może się jeszcze ewentualnie stać - położyła brodę na kolanach. - Wątpię, żeby naprawdę mógł coś zrobić mojej rodzinie. Przecież za to już nie grozi szlaban, czy odjęcie punktów, to jest... złamanie prawa - jej głos zatrząsł się w niepewności. - Nie żeby w Hogwarcie kiedykolwiek dostał jakąś karę. W każdym razie będę bardzo ostrożna podczas szlabanu, obiecuję. Nie dam mu się zastraszyć. I nie winię cię za nic - powiedziała twardo. - To normalne, że byłeś wściekły, ja zareagowałabym tak samo albo jeszcze gorzej, gdyby chodziło o ciebie - uśmiechnęła się lekko. - To jest tylko wina Riddle'a, że jest jakimś psycholem - dodała, ściszając głos przy jego nazwisku, jakby miał nagle pojawić się za nimi i to usłyszeć. A może to nawet nie chodziło o niego? W końcu praktycznie każdy uczeń i nauczyciel go uwielbiał, więc mogłoby to na nich ściągnąć nieprzyjemną uwagę. Praktycznie każdy uczeń i nauczyciel... - Wiesz co? Ty też odniosłeś wrażenie, że profesor Dumbledore go nie lubi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mogłem wprost uwierzyć w reakcje Elisabeth. Przecież to ja byłem winny naszej obecnej sytuacji byłem tego pewny. Powiedziałem jej wszystko i nic nie zataiłem a ona nie była na mnie zła wręcz przeciwnie dobrze rozumiała moje reakcje. Nikt inny nie był w stanie mnie tak zrozumieć jak ona to tylko dawało dowody, że czystość krwi nigdy nie miała znaczenia by zawiązać z kimś przyjaźń. Nigdy bym nie wyrzekł się naszej przyjaźni niezależnie, co by za to groziło z każdym dniem byłem tego coraz bardziej pewny. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy wspomniała, że zareagowałaby tak samo a nawet gorzej na moim miejscu to tylko wskazywało jak silna była nasz przyjaźń. Oboje się o siebie martwiliśmy i każde z nas było gotowe stanąć w obronie tego drugiego nie bacząc na konsekwencje.

 

Rozmyślałem tak o tym a przy okazji mój nastrój się poprawiał na lepsze a to wszystko dzięki niej. Naprawdę nie miałem pojęcia, co bym bez niej zrobił. Jednak pomimo mych rozmyślań żadne słowo Elisabeth nie uchodziło mej uwadze. Zwłaszcza, gdy nazwała Toma psycholem, co mogło wydawać się zabawne jednak w ostatnim czasie może takie określenie najlepiej do niego pasowało? Sam nie wiedziałem już czasem, co myśleć. Zmrużyłem jednak lekko oczy, gdy wspomniała nagle o profesorze Dumbledoru. On był naprawdę wspaniałym profesorem, ale jednak nie zajmował się naszym domem. Nie był pewny jak profesor Slughorn by zareagował gdyby się dowiedział, że z nim rozmawialiśmy o naszych podejrzeniach. Ale jeśli to mogło nam pomóc? Nagle powoli się podniosłem by znów wstać a gdy już to zrobiłem zacząłem powoli trzepać resztki trawy z tyłu szaty.

 

- Tak też odnosiłem czasem takie wrażenie Elisabeth - powiedziałem patrząc w przestrzeń by nagle skierować swój wzrok na nią. - Jeśli dobrze cię rozumiem a zapewne tak jest, bo dobrze cię znam to proponujesz byśmy z nim porozmawiali - powiedziałem spokojnie i lekko nad tym rozmyślając. - Jednak czy będzie nam w stanie uwierzyć? Nawet, jeśli nie przepada za Tomem to nie jestem pewny czy uwierzy w to, co powiemy bez żadnych dowodów. Tom ma w końcu wsparcie niemal we wszystkich - stwierdziłem lekko marszcząc brwi. - Z drugiej strony może powinniśmy z nim porozmawiać o Tomie zanim stanie się coś jeszcze gorszego niż do tej pory - stwierdziłem zaczynając chodzić w kółko z tego wszystkiego. - Nie wiem, co powinniśmy zrobić Elisabeth pierwszy raz jestem tak niepewny - powiedziałem nagle kładąc się na trawie i zasłaniając twarz dłońmi. Starałem się spokojnie pomyśleć i stwierdzić, które wyjście jest najlepsze w naszej sytuacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa również położyła się na ziemi, obserwując Alana, przysłaniając jednak przy okazji oczy, bo słońce świeciło intensywnie i nawet cień drzewa nie był w stanie tego zatrzymać. Tym razem cisza między nimi przeciągała się dłużej, przerywana tylko głosami innych uczniów, którzy wydawali się być bardzo daleko stąd, chociaż od najbliższej grupki nie dzieliło ich więcej niż kilkadziesiąt metrów. Lisa czuła się jednak jakby ona i jej przyjaciel stali się nagle obciążeni jakąś ciężką prawdą, której nie widział nikt wokoło.

- Myślę... - powiedziała w końcu Lisa, wahając się, ale w końcu kontynuowała. - ...że lepiej, żebyśmy jeszcze do niego nie szli. Wiem, że lepiej dmuchać na zimne, ale... poczekajmy. W każdym razie będziemy wiedzieli, że zawsze jest ktoś do kogo możemy się zwrócić - westchnęła i zamilkła.

Dobrze było mieć chociaż nadzieję, ale skąd mogli wiedzieć, czy profesor rzeczywiście im pomoże? Poza tym, miała jednak opory przed pójściem do opiekuna obcego Domu i to jeszcze Gryffindoru. Jeśli ktoś by to zobaczył i przekazał profesorowi Slughornowi to mógłby się on poważnie obrazić, w końcu znany był z tego, że zawsze dbał o członków swojego Domu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic nie odpowiedziałem na słowa Elisabeth nawet chwilę nie zdejmowałem dłoni z twarzy tylko leżałem tak w dobrą chwilę bez ruchu w milczeniu. Musiałem spokojnie i dokładnie po prostu przemyśleć obecną sytuacje. Elisabeth miała na pewno dobry pomysł z tym by zwrócić się do profesora Dumbeldora. Jednak sama teraz uznała, że na razie niema sensu tego robić. Pytanie jednak brzmiało w mej głowie jedno czy takie zwlekanie jest rozsądne? Teraz już Tom dawał się nam we znaki a co będzie, gdy będziemy zbyt długo zwlekać? To mnie wręcz męczyło z drugiej zaś strony udanie się do opiekuna innego domu po pomoc mogłoby mieć szeroko idące konsekwencje. Powoli zdjąłem dłonie ze swej twarzy by następnie lekko zmarszczyć brwi i powoli wstać.

 

- Masz słuszność Elisabeth - odrzekłem spokojnie a zarazem poważnie. - Jednak umówmy się, że gdy będzie jeszcze kiedykolwiek sytuacja podobna do tej jak wtedy, gdy rzucono na ciebie urok niezależnie od konsekwencji któreś z nas porozmawia o tym z profesorem Dumbeldorem zanim stanie się coś jeszcze gorszego - powiedziałem poważnie i lekko zmrużyłem oczy a mój głos lekko przycichł, gdy ciężko westchnąłem. - Nie chce by stała ci się jakaś krzywda i nie myśl, że nie wierze w ciebie - powiedziałem już poważniej nie chcąc narazić się na takie podejrzenia z jej strony. - Wiem, że jesteś zaradna jak mało, kto i nigdy nie wątpiłem w twoje zdolności ja po prostu po tym, co dziś stało się na urokach czuje się zagubiony i sam już nie wiem, co mam myśleć o obecnej sytuacji - powiedziałem wbijając wzrok w ziemię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa podniosła się do siadu i oparla o pień drzewa. Kora dość nieprzyjemnie wbijała jej się w plecy, ale nie zwracała na to teraz uwagi. Złapała Alana za rękę i ścisnęła ją pokrzepiająco.

- Nie martw się o mnie. Jestem pewna, że nie stanie się nic gorszego. W końcu ten dzisiejszy atak na mnie nie był jakoś bardzo niebezpieczny, wyglądał bardziej na głupi żart, co? - uśmiechnęła się lekko. - Może przejmujemy się za bardzo? W końcu to nie tak, że zostaniemy zamordowani - zażartowała Lisa. - Jesteśmy w szkole, Alan, nie na froncie. Ale masz rację, jeśli stanie się jeszcze coś dziwnego to pójdziemy z tym do profesora Dumbledore'a.

Zmartwienie Lisy powoli mijało, zdecydowała się obrócić to wszystko w żart, a przyjemne otoczenie bardzo jej w tym pomagało. Riddle był przecież tylko uczniem. Niesamowicie zdolnym, inteligentnym i wrednym, ale uczniem.

- Do twojej numerologii zostało jeszcze trochę - dodała dziewczyna po chwili. - Może zrobimy sobie spacer po błoniach, dla odstresowania? - uśmiechnęła się zachęcająco.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczułem nagle uścisk Elisabeth na mojej ręce w tym samym momencie mój wzrok z ziemi automatycznie zwrócił się na nią. Dobrze wiedziałem, co chciała mi przekazać tym uściskiem i muszę przyznać, że w pewnym sensie to działało. Poczułem się nieco lepiej jednak wciąż nie tak bym całkowicie mógł pozbyć się wszelkich zmartwień. Po niedługiej chwili do mych uszu zaczęły również docierać słowa wypowiedziane przez Elisabeth. Nie bardzo spodobał mi się żart z tym, że zostaniemy zamordowani na takie tematy uważałem jednak, że nie powinno się żartować. Jednak może miała racje i za bardzo się tym wszystkim przejmowaliśmy.

 

Prawdą było, że też nie sądziłem by Toma stać było na coś tak okrutnego. Każdy ma przecież jakiś rodzaj sumienia, które zabrania nam pewnych rzeczy. Jednak ataki ze strony Toma na nas są czymś, z czym do tej pory nigdy jeszcze się nie spotkałem. Była to dziwna forma zaczepek bardziej jak tortura psychiczna. Chciałem również by Elisabeth miała racje, że atak na nią był tylko głupim żartem jednak nie potrafiłem w to uwierzyć choćbym nie wiem jak się starał nie mogłem. Zbyt duże zbiegi okoliczności odegrały tu rolę. Atak na nią odbył się jeden dzień po mojej groźbie w kierunku Toma. Dostała dokładnie takim urokiem, którym ja mu groziłem to zdecydowanie nie wyglądało na zbieg okoliczności a tym bardziej żart. Mimo swych głębokich przemyśleń nie chciałem by Elisabeth zauważyła, że się nadal o nią martwię i nagle na mej twarzy pojawił się delikatny uśmiech a moja dłoń nagle zacisnęła się na jej dłoni i zacząłem jej pomagać wstać ciągnąc ją delikatnie do siebie.

 

- To chyba najlepszy pomysł dzisiejszego dnia - odparłem spokojnie i prawdą było, że po części naprawdę tak uważałem. Taki spacer mógłby nam pomóc dobrze odreagować a ja być może, choć na chwilę uwolniłbym się od mych ponurych przemyśleń. - Uważam, że to będzie najlepsze wykorzystanie czasu, który nam obecnie jeszcze pozostał nim zacznę numerologię przyda nam się coś takiego niż ciągłe rozmowy o Tomie w końcu mieliśmy go ignorować a nie go wspominać - stwierdziłem z lekkim żartem w głosie i lekko mrugnąłem w kierunku Elisabeth.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...